Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 04.07-10.07.2005 r.

Przemyśl

Francuz górą...
* W rozstrzygniętym 30 czerwca ogólnopolskim konkursie na koncepcję zagospodarowania przemyskiego rynku wygrał warszawski architekt, Francuz z urodzenia, Yaan Guillemot z zespołem. Konkurs miał charakter koncepcyjny, a nie realizacyjny, co w praktyce oznacza, że zwycięska koncepcja nie musi być obligatoryjnie realizowana. Do walki o laur stanęło w sumie 7 projektantów. Pierwszej nagrody nie przyznano, bo - jak stwierdził sąd konkursowy - żadna z prac nie uwzględniła w pełni wszystkich zadań postawionych przez organizatorów konkursu. Drugą nagrodę (15 tys. zł) otrzymał warszawski architekt, Francuz z urodzenia, Yaan Guillemot z zespołem. Trzecia nagroda (10 tys. zł) przypadła architektowi Adamowi Łyszczkowi z zespołem, a wyróżnienia trójce kolejnych architektów: Danucie Chrobak (5 tys. zł), Wojciechowi Januszczykowi (2,5 tys. zł) i Markowi Szewczykowi (2,5 tys.zł). Prace konkursowe - jak informuje kancelaria prezydenta - posłużą teraz do opracowania wskazówek do planu zagospodarowania obszaru rynku, co otworzy drogę do realizacji inwestycji. (Życie Podkarpackie)

* Administracja Domów Mieszkalnych "Miasto" barbarzyńskimi metodami walczy z gołębiami. Zamknięte na strychu pisklęta giną w straszliwych męczarniach. Cztery dni temu na nieużywanym strychu w kamienicy przy ul. Lwowskiej 5 pracownicy ADM zdemontowali okna. Otwory szczelnie pozatykali plastikowymi płytami. Nie zważali na to, że w środku znajdowały się dorosłe ptaki i mnóstwo piskląt.
- Na strychu jest niesamowice duszno i bardzo wysoka temperatura. Prosiliśmy administrację, aby chociaż pozwolili wypuścić znajdujące się tam ptaki. Przyszło dwóch panów, otworzyli na chwilę okna i pozwolili odlecieć ok. 30 dorosłym ptakom. Resztę zostawili i odcięli od świata - opowiada Zdzisław Banaś. ADM na piśmie zabroniło lokatorom wpuszczania gołębi na strych i usuwania zabezpieczeń okienek strychowych.
- Ptaki są zdezorientowane. Siedzą na dachu lub sfruwają na podwórko. Matki, które nie widzą, jak się dostać do swoich dzieci, wlatują ludziom do mieszkań - opowiada Barbara Rek. Na strychu tej kamienicy gnieździ się ok. 200 ptaków. Ptaki są tam od wielu lat. Decyzję w sprawie zabezpieczenia strychu podjął Tomasz Zaleszczyk, p.o. kierownika ADM "Miasto" w Przemyślu. Twierdzi, że podyktowana ona była względami sanitarnymi.
- Doszło do totalnego zanieczyszczenia strychu. Interweniowali w tej sprawie mieszkańcy. Nasi pracownicy wypuścili znajdujące się w środku ptaki - tłumaczy Zaleszczyk. Mieszkańcy twierdzą, że mija się z prawdą, bo nadal na strychu są ptaki, głównie pisklęta. Wiele już padło i się rozkłada.
- To bulwersująca sprawa. W żadnym innym mieście nie postępuje się tak z gołębiami. To wbrew ustawie o ochronie zwierząt - mówi Piotr Jaworski, główny inspektor Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce. Stwierdził, że jeżeli potwierdzi się, że ptaki zginęły z powodu ludzkiej decyzji, skieruje wniosek do prokuratury o ukaranie winnych. W ub. tygodniu pisaliśmy o kilkudziesięciu martwych ptakach znalezionych na strychu innej przemyskiej kamienicy. We wtorek, podczas dyżuru reporterskiego, zadzwonił mieszkaniec ul. Mickiewicza w Przemyślu, który stwierdził, że pracownicy ADM zniszczyli mu gołębnik na strychu i zadusili 40 piskląt gołębi. Czy władze Przemyśla wydały wojnę gołębiom? - Decyzji w sprawie zamknięcia strychu nie podejmował prezydent, lecz kierownictwo poszczególnych ADM. Zajmiemy się sprawą - wyjaśnia Witold Wołczyk z kancelarii Prezydenta Przemyśla. (Nowiny)

Do trzech razy sztuka...
* Trzecie badanie wody z Sanu okazało się pomyślne: miejskie kąpielisko może ruszyć. Jak informuje Andrzej Borowski z przemyskiego sanepidu, po dwóch negatywnych wynikach badań wody z Sanu, trzecie dało wynik pozytywny. Oznacza to, że już w tych dniach uruchomiona zostanie miejska plaża - z bojkami, ratownikami itp.: - Mimo to woda będzie badana regularnie co dwa tygodnie. Takie są przepisy. Miejmy nadzieję, że wyniki będą równie optymistyczne co najmniej do końca lata. (Życie Podkarpackie)

* W poniedziałek (4 bm.) na Jasną Górę ruszyła jubileuszowa, bo już XXV Piesza Pielgrzymka. Kilkuset pątnikom z Przemyśla, podzielonym na trzy grupy towarzyszy w wędrówce i wspiera duchowo bp Adam Szal oraz kilkudziesięciu księży, diakoni i siostry zakonne. Na trasie do Częstochowy do przemyskich grup dołączą kolejne grupy pątników z terenu archidiecezji m.in.: z Jarosławia, Przeworska, Sanoka, Leżajska, Leska, Brzozowa i Krosna. Szacuje się, ze 15 lipca na Jasną Górę dotrze około 2 tys. pielgrzymów z archidiecezji przemyskiej. Pątników czeka długa i mecząca trasa licząca 380 kilometrów. - Rzeczywiście bywa trudno, czasem nogi bolą - uśmiecha się młoda kobieta w pełnym "pielgrzymkowym rynsztunku" wyruszająca z jedną z grup z Przemyśla. - To moja trzecia pielgrzymka do Maryi, więc mam już doświadczenie i wiem, że warto poświęcić ten trud wędrówki - dodaje. W tym roku przypada szczególny jubileusz, tegoroczna pielgrzymka jest bowiem już 25. Pielgrzymi udali się na nią pod hasłem "Eucharystia źródłem naszej nadziei". O tej właśnie nadziei i odnowie duchowej, do której okazją może być piesze wędrowanie do miejsca tak otoczonego kultem i cudownego, jak Jasna Góra mówił w homilii metropolita przemyski abp Józef Michalik, który jak zwykle przewodniczył mszy św. na rozpoczęcie pielgrzymki. - Pielgrzymka jest niezwykłym darem, okazją do ofiary i wgłębienia się w siebie i swoją wiarę - mówił. - Nie wolno nam minimalizować naszego życia duchowego, Eucharystia jest nadzieję na odnowę duchową każdego z nas, a pielgrzymka może pomóc wielu w odnalezieniu prawdziwej drogi do Chrystusa i swojego serca. Podczas pielgrzymki pątnicy nie tylko chwalą Pana śpiewem , jak to zwykle mają okazję widzieć osoby spotykające grupę pielgrzymkową. Celem pielgrzymki jest przede wszystkim modlitwa, refleksja i nauka oraz możliwość skorzystania ze wsparcia duchowego kapłanów towarzyszących pielgrzymom w drodze. To także wspaniała okazja do sakramentu pojednania się z Bogiem, spowiedzi i pokuty. Przemyska pielgrzymka, której po raz 25 przewodzi ks. Kazimierz Bełch - duszpasterz pielgrzymów i turystów, podzielona jest w tym roku na trzy grupy- św. Kazimierza, św. Jacka oraz św. Józefa Sebastiana. Wśród pielgrzymów jest też w tym roku szczególna grupa - do Matki Bożej pielgrzymują bezdomni z przemyskiego Schroniska i. Brata Alberta. Grupa jarosławska licząca 280 pątników wyruszyła do Częstochowy dzień później (5 bm.), podobna liczba przeworskich pątników wyruszyli wczoraj. 10 grup pielgrzymkowych archidiecezji przemyskiej ma spotkać się w Paszczynie, skąd wspólnie będą zmierzać ku Jasnej Górze. Mają tam dotrzeć 15 lipca. (Super Nowości)

Są pieniądze na drogi
* Piłsudskiego, Sanocka, Dworskiego i Lwowska - to ulice, które będą remontowane za pieniądze przyznane miastu przez ministra finansów. Pieniądze pochodzą z rezerwy subwencji ogólnej i - jak informuje kancelaria prezydenta - zostały przyznane nadprogramowo. Prace mają się rozpocząć pod koniec września, w ich zakres wchodzi m.in. nowa nawierzchnia na całej długości Piłsudskiego i poszerzenie tej ulicy o trzeci pas na odcinku od Waygarta do mostu, dokończenie remontu Sanockiej (chodnik i trzy zatoczki autobusowe), modernizacja chodników przy Dworskiego od placu Na Bramie do Siemiradzkiego i wykonanie sygnalizacji świetlnej w pobliżu MZK na Lwowskiej. (Życie Podkarpackie)

* Osobom, które czują się pokrzywdzone działaniami urzędów, sądów chce pomagać Społeczny Komitet Obrony Obywatela i Walki z Korupcją.
- Nie mamy jeszcze osobowości prawnej, lecz już się o to staramy. Wówczas będziemy mogli, jako stowarzyszenie, występować w imieniu skrzywdzonych ludzi - mówi Bogusław Nowak, współinicjator powstania komitetu. Twierdzi, że grupę inicjatywną tworzy kilka osób, które doznały krzywd od różnych instytucji. Na razie nie chcą jeszcze występować z nazwisk, lecz niebawem mają to zrobić. Nowak twierdzi, że sam jest od wielu lat szykanowany i dyskryminowany przez miejskie władze, obecnej i poprzedniej kadencji. Chodzi o prowadzony przez niego kiosk gastronomiczny przy popularnym przemyskim deptaku przy ul. Wybrzeże Ojca Świętego Jana Pawła II. Obok, tuż nad brzegiem Sanu, znajduje się atrakcyjny taras. Kiedyś był tutaj ogródek z ławkami i parasolami. Obecnie stoi pusty. W 2003 r. miasto ogłosiło konkurs na opracowanie koncepcji zagospodarowania tarasu. Nowak zgłosił swoją ofertę, została uznana za najlepszą. Jednak ani jego, ani kogoś innego propozycja nie została do dzisiaj zrealizowana a taras stoi pusty.
- Wygrałem, choć to pewnie nie ja miałem wygrać - przypuszcza Nowak. Odwołał się od kilku decyzji i czeka. Komitet będzie świadczył usługi bezpłatnie. Jego członkowie twierdzą, że zajmą się każdą sprawą. Będą korzystać z pomocy prawników. Najpierw będą wysyłać petycje do odpowiednich urzędów. Później skorzystają z drogi prawnej. Jeżeli te działania nie przyniosą efektów będą protestować i nagłaśniać sprawy w mediach.
- Często zwracają się do mnie zupełnie anonimowi ludzie z prośbą o radę i pomoc w swoich problemach. Niedawno otrzymałem list w sprawie wyremontowanych niedawno ulic Franciszkańskiej i Kazimierza Wielkiego w Przemyślu. Niby, na pierwszy rzut oka, wszystko ładnie wygląda. Ale przemyślanin pisze do mnie, że przeznaczona dla pieszych nawierzchnia jest nierówna, a użyta kostka nietrwała i wkrótce będzie się sypać. To sprawa do wyjaśnienia - mówi Nowak. (Nowiny)

Równi i równiejsi?
* Biznesowi sąsiedzi Zbigniewa Kościa, właściciela firmy Acer, od wielu lat wykonującego dla miasta usługi z zakresu pielęgnacji zieleni, podejrzewają, że władze Przemyśla naginają dla niego prawo. Wiceprezydent Jurkiewicz tłumaczy, że takie podejrzenie wynika jedynie z nieznajomości przepisów. Marek Wnuk, Stanisław Stanisławek i Witold Kęnska od lat dzierżawią od miasta tereny i budynki przy Łukasińskiego. Przez płot sąsiadują z firmą Zbigniewa Kościa, od lat parającego się pielęgnacją miejskiej zieleni. - Wielokrotnie pisaliśmy do urzędu prośby o sprzedanie nam dzierżawionych obiektów i działek na zasadach pierwokupu. Bez skutku. Ba, bez odpowiedzi nawet! Ani ustnej, ani pisemnej. Jakby do studni się wrzucało! A teraz dowiadujemy się, że kawałek do tej pory dzierżawiony przez nas, sąsiad zza płotu będzie mógł od miasta kupić bez przetargu! Kiedy rok temu jeden z dzierżawców udał się na rozmowę do wiceprezydenta Jurkiewicza, uzyskał zapewnienie, że jeśli teren będzie przeznaczany do sprzedaży, na pewno zostanie o tym przynajmniej powiadomiony. Tymczasem - jak mówi - niedawno dostał nieoficjalną informację, że pod koniec czerwca otrzyma wypowiedzenie umowy najmu. - Jeśli chcą sprzedawać bez przetargu - to wszystkim, a nie wybranym. Jeśli w przetargu - to też bez wyjątków! - mówią rozżaleni biznesmeni. - Bo tyle się mówi o wspieraniu lokalnych przedsiębiorców, o stwarzaniu szans i tak dalej. Dlaczego szanse daje się tylko wybranym? Jak w takiej sytuacji nie wierzyć, że istnieje jakiś układ między panem Kościem a władzami miasta?! - Nie istnieje - zapewnia Wiesław Jurkiewicz - a pretensje tych panów są nieuzasadnione i wynikają z nieznajomości przepisów. (Życie Podkarpackie)

* Blisko 2 tys. litrów krwi oddali do tej pory honorowi krwiodawcy w kolejarskich mundurach. Dzięki ich darowi wiele osób odzyskało zdrowie.
- Nasz klub, który prowadzimy już 20 lat, nie byłby tak prężny, gdyby nie wasza ofiarność, drodzy krwiodawcy i działacze - zwrócił się do uczestników uroczystego spotkania z okazji jubileuszu Jerzy Kielar, prezes Kolejowego Klubu Honorowych Dawców Krwi im. Orląt Przemyskich przy PKP Cargo S.A. - A także pomoc niesiona przez życzliwe nam osoby - działaczy PCK oraz sponsorów. Na początku było ich 12 - zapaleńców, działaczy Związku Zawodowego Kolejarzy w Przemyślu. Postanowili wesprzeć służbę zdrowia. Dzięki pomocy organizacyjnej Krystyny Lachowicz i Zdzisławy Ramockiej z PCK, założyli Klub HDK. Zaczęli się zgłaszać do niego pracownicy kolejowych jednostek rejonu: Medyka - Przemysl - Żurawica. Potem dołączyli dawcy z Miejskiego Zakładu Komunikacji oraz celnicy. - W szczytowym okresie mieliśmy 105 dawców - wspomina J. Kielar. - Teraz, z różnych względów, jest ich o połowę mniej. Dawcami są m.in. bracia Zbigniew i Andrzej Fortunowie. Wciągnęła ich żona tego pierwszego - Krystyna. - Poszliśmy jeden za drugim - zwierza się pan Andrzej. - Od czterech lat w naszych szeregach znajduje się też syn Zbyszka - Artur. Chociaż studiuje w Krakowie, jest wciąż aktywnym członkiem naszego klubu. Z okazji jubileuszu Kolejowemu Klubowi HDK przekazano wiele gratulacji, życzeń, dyplomów, pucharów. Eugeniusz Taradajko, dyrektor Podkarpackiego Zarządu Okręgowego PCK w Rzeszowie nadał Klubowi odznakę Zasłużonego Honorowego Dawcy Krwi I stopnia. Sztandar Klubu udekorowano zbiorową odznaką honorową "Za zasługi dla OPZZ". (Nowiny)

Szwejk bawił...
* W miniony weekend w Twierdzy Przemyśl zgromadzili się miłośnicy Dobrego Wojaka Szwejka. Przeciągali linę przez San, przetaczali beczki, tańczyli taniec okopowy, jeździli na rowerach, maszerowali, śpiewali i bawili się przy ognisku. W pierwszym dniu (sobota, 2 lipca) 8. Wielkich Manewrów Szwejkowskich, które rokrocznie organizuje Przemyskie Stowarzyszenie Dobrego Wojaka Szwejka, odbyły się m.in.: turnieje piłki plażowej, rajd rowerowy, piesze wycieczki, cykl imprez na Sanie, przyjęcie nowych członków w poczet stowarzyszenia. W niedzielę, 3 lipca, impreza przeniosła się na Wzgórze Zamkowe, gdzie został zorganizowany Piknik Szwejkowski. Tam bawiono się na całego! Były koncerty, przedstawienia, konkursy i wiele, wiele innych atrakcji. (Życie Podkarpackie)

J A R O S Ł A W

* W Jarosławiu odbył się pokaz tresury psów policyjnych. Właściciel psów i hodowca Andrzej Wilk, wraz z przedstawicielami policji zaprezentował specjalny program. - W czasie szkolenia psów szczególnie ważna jest dbałość o ich psychikę. Dobrze wyszkolony pies policyjny musi odpowiednio reagować na strzały, czy ataki ze strony przestępców - mówi Andrzej Wilk. Po pracy czworonożny stróż prawa powinien być potulny jak baranek. Tak, aby np. bez problemów mógł bawić się z dziećmi. (Nowiny)

* Trzy obce rodziny żyją w jednym mieszkaniu. Trafili tu po eksmisji, bo zalegali spółdzielni z czynszem. Pani Agata wspólnie z mężem i dwójką dzieci zajmuje 24 metrowy pokój. W pokoju obok mieszka mężczyzna synem, córką i wnukiem. Trzeci pokój zajmuje matka z dzieckiem. Korzystają ze wspólnej kuchni i łazienki. Jarosławska Spółdzielnia Mieszkaniowa wyeksmitowała ich z wcześniej zajmowanych mieszkań, bo zalegali po kilkadziesiąt tysięcy złotych czynszu. Teraz każda rodzina za pokój miesięcznie płaci po 300 zł. Lokal zastępczy powinna zapewnić gmina, ale ta ich nie ma. - Miasto miało dać lokale zastępcze, ale nie dało. Teraz żyjemy tu na kupie, z obcymi ludźmi. Zdarza się, że wszyscy naraz gotujemy. Awantury są codziennością - żali się pani Agata. W jarosławskiej spółdzielni zalegających z czynszem jest sporo. - Nie możemy tolerować zadłużeń, by nie dociążać płacących członków. Gmina, która powinna zapewnić lokale zastępcze, nie ma ich. Musieliśmy tak postąpić. - mówi Czesław Staśkiewicz, prezes spółdzielni. (Nowiny)

P R Z E W O R S K

Problem komunikacji zbiorowej
* Po raz kolejny na sesji rady miasta wypłynął problem komunikacji zbiorowej w mieście. Co zrobić z transportem zbiorowym w Przeworsku? Komunikacja, do której służą stare, zużyte autobusy, przynosi straty Przeworskiej Gospodarce Komunalnej. Omawiając sprawozdanie PGK, przewodnicząca komisji gospodarki Teresa Bączek zwróciła uwagę, że właśnie transport miejski jest główną bolączką PGK. - Już jedenasty rok próbujemy znaleźć jakieś antidotum na tę sytuację. Jeśli cena przejazdów wzrosłaby do 2 złotych 60 groszy, to w obie strony daje to 5 złotych 20 groszy. Kogo na to stać? A przez 10 lat transport przyniósł PGK ponad milion złotych straty. Coś trzeba z tym zrobić. Jest przecież transport prywatny, może przejąłby to PKS jarosławski, a może trzeba kupić oszczędne autobusy - postulowała radna. Z kolei prezes PGK Zbigniew Tytuła przekonywał, że komunikacja zbiorowa w mieście, w każdym wypadku będzie przynosiła spółce straty. - To będzie zawsze nieopłacalne - stwierdził. Burmistrz Przeworska Janusz Magoń starał się ostudzić zapędy do radykalnych rozwiązań. - W związku z tym, że wzrasta liczba samochodów osobowych, nigdy tematu komunikacji nie zamkniemy "na plusie". My tutaj dyskutujemy i się rozpędzamy: Likwidujmy transport. Miejmy jednakże na uwadze, że likwidując ten transport, likwidujemy także miejsca pracy - przekonywał burmistrz. Na koniec dyskusji radni przyjęli sformułowany przez Teresę Bączek wniosek, w którym postulują, by rozwiązać problem komunikacji w Przeworsku. Rozwiązanie to miałoby polegać na rozważeniu zakupu nowego, oszczędnego pojazdu, bądź też na ewentualnej prywatyzacji. Radni wyrazili też wolę wygospodarowania na ten cel pieniędzy w budżecie miasta. (Życie Podkarpackie)

R E G I O N

Dorobić w wakacje...
* Brak doświadczenia i wysokie bezrobocie w regionie - to główne przeszkody dla młodzieży chcącej pracować podczas wakacji. Wiele osób znajduje jednak pracę, chociaż na kilka dni.
- Chciałbym wyjechać za granicę, bo tam mógłbym zarobić kilka razy tyle, co w Polsce. Teraz sprzedaję napoję w barze wujka - mówi Łukasz Lorek (18 l.). Prawie codziennie można go spotkać przy moście Orląt Przemyskich. Młodzież szuka pracy na różne sposoby. Wielu trafia najpierw do Młodzieżowego Biura Pracy.
- W sezonie przychodzi do nas trzysta do czterystu osób. Niestety pracę znajduje mniej niż połowa. Oferty zatrudnienia dotyczą przede wszystkim prac na budowie, zbiorów owoców lub roznoszenia ulotek - mówi Grażyna Gaweł, pracownik MBP. Czego oczekują pracodawcy po młodych pracownikach? - Przede wszystkim uczciwości i solidności. Ale nie ma z tym raczej problemu, gdyż każdy zarabia zależnie od tego ile uzbiera. Niestety, tegoroczne zbiory nie należą do udanych i praca będzie trudniejsza niż zwykle. Nie odbije się to jednak na zarobkach pracowników - zapewnia Józef Buksa, właściciel kilkuhektarowego gospodarstwa sadowniczego w Żurawicy. Część młodych twierdzi, że praca w Polsce nie jest opłacalna i próbują swoich sił za granicą.
- Miałam możliwość wyjazdu do Anglii, więc z niej skorzystałam - mówi Justyna Lech, uczennica Zespołu Szkół Ekonomicznych w Przemyślu. - Będę mieszkać u rodziny. Mam dwie możliwości. Albo będą opiekować się dziećmi lub będę pracować w szpitalu przy pracach porządkowych - dodaje. Zarobione pieniądze zamierzają wydać w różny sposób. Justyna chce zdobyć prawo jazdy, Łukasz zarabia na bieżące wydatki, resztę składa na przyszłość. Są też tacy, którzy nie pracują za pieniądze. Działają z potrzeby serca. Wolontariat daje im możliwość pomagania innym.
- Bezinteresowne pomaganie innym jest piękne. Do PCK należę od października ubiegłego roku. Wprawdzie jest to ciężka praca, ale daje wiele satysfakcji - mówi Bernadetta Amarowicz, wolontariuszka przemyskiego PCK. (Nowiny)

* Identyczna usługa jest opodatkowana różnym VAT-em. Montaż instalacji telewizyjnej raz jest 7 proc. innym razem 22 proc. podatkiem. Wszystko zależy od przepisu, pod jaki się usługę podciągnie. Przepisów, różnicujących VAT znaleźliśmy aż trzy. Jeśli np. monter założy antenę i jedno gniazdo w domu, jest to 22 proc., jeżeli zamontuje więcej, niż 2 gniazda, to już jest sieć i 7 proc.
- Można podciągnąć pod sieć dwa gniazda, ale powinny być minimum trzy. Do tego antena, wzmacniacz i zwrotnica. Wtedy jest 7 proc. - powiedział pracownik jednej z rzeszowskich firm, montujących anteny. Niższy VAT można zapłacić również, gdy usługę wykonuje elektryk, jako instalację elektryczną. Jest to oczywiście oszustwo, ale jeśli firma ma wpisaną w działalność gospodarczą montaż sieci telewizyjnych i elektrycznych, jest ono trudne do wykrycia. Wyspecjalizowane firmy "od anten" stosują w większości 22 proc. VAT.
- U mnie jest zawsze 22 proc. Wielekroć zdarza mi się poprawiać fuszerkę po elektrykach, i często okazuje się, że obciążyli swoją usługę 7 proc. podatkiem - mówi Grzegorz Zimirowicz z firmy Hollex. Ostatnia możliwość zapłacenia 7 proc. VAT-u to zatrudnienie do wykonania instalacji "ryczałtowca". Bo firma, która jest rozliczana jako "watowiec", musi wpisywać 22 proc. (Super Nowości)

* Po krwawych zamachach w Londynie, wszystkie służby odpowiedzialne za nasze bezpieczeństwo zostały postawione w stan gotowości. W Centrum Kryzysowym Wojewody sprawdzono m. in. łączność pomiędzy wszystkim służbami operacyjnymi. - Mamy przygotowany plan reagowania, który w przypadku tragedii pomógłby zmniejszyć jej skutki - zapewnia Stanisław Szynalik z Centrum. - Na tym nie koniec. Wzmocniono także patrole, m. in. na dworcach, czy centrach handlowych. Wszędzie tam, gdzie spotyka się dużo ludzi. W stanie podwyższonej gotowości znajduje się policja. - Na ulicach jest więcej patroli. Może nie zawsze je widać, bo zajmują się tym nie tylko mundurowi - mówi Wiesław Dybaś z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Policja apeluje, by o każdym podejrzanym zachowaniu czy pozostawionym pakunku informować policję. - Zapewniam, że dyżurni nie zlekceważą żadnego sygnału - dodaje Dybaś. (Nowiny)

"Czarne patrole"
* W sezonie letnim w pociągach rzadziej będzie można spotkać "czarne patrole", czyli uzbrojonych funkcjonariuszy SOK i policji. Zastąpią ich nieumundurowani członkowie patroli. Po ubiegłorocznej tragedii na Pomorzu, gdy z pędzącego wagonu wypchnięto Annę Dybowską, w całej Polsce nasiliły się kontrole w pociągach. Trafili do nich dobrze zbudowani, ubrani na czarno i świetnie uzbrojeni funkcjonariusze. Mieli oni budzić respekt i strach wśród bandytów i zapewnić bezpieczeństwo podróżnym. W tym roku "czarnych patroli" będzie mniej, ponieważ tworzący je funkcjonariusze zostali przydzieleni do zadań specjalnych, m.in. do ochrony wojskowych transportów. Jak jednak zapewniają sokiści, brak umundurowanych patroli w pociągach, nie zaważy na bezpieczeństwie pasażerów PKP.
- W ciągu doby do wybranych pociągów, jeżdżących po Podkarpaciu, wysyłamy sześć patroli, których funkcjonariusze ubrani są po cywilnemu - mówi Kazimierz Mazur, rzecznik prasowy Komendy Rejonowej SOK w Krakowie. - To nie znaczy, że nie są uzbrojeni. Jednak na naszym terenie, w Małopolsce i na Podkarpaciu, po zabójstwie Anny Dybowskiej nie musieliśmy zwiększać liczby patroli. Od ośmiu lat każdej doby pracuje sześć patroli, a każdy z nich składa się z dwóch lub nawet czterech osób. Tajniacy mają przede wszystkim zwalczać kolejowych kieszonkowców oraz interweniować w przypadku rozbojów. Patrole tworzą strażnicy SOK i policjanci. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

Tajemnicza śmierć...
* W piątek, 1 lipca, na zasańskim cmentarzu chowano tragicznie zmarłą Annę Pich. Tajemnicze okoliczności jej śmierci mogą okazać się trudną do rozwiązania zagadką kryminalną. W niedzielę, 26 czerwca, po południu, w Bolestraszycach ktoś zauważył ciało dryfujące w nurtach Sanu i zawiadomił policję. Okazało się, że są to zwłoki 56-letniej mieszkanki Przemyśla Anny Pich, której od dziewięciu dni poszukiwała rodzina i policja. W numerze 25 ŻP z 22 czerwca w artykule "Zniknęła bez wieści" opisaliśmy okoliczności zaginięcia Anny Pich. W piątek, 17 czerwca Anna pojechała "na granicę", gdzie od pewnego czasu, podobnie jak wielu mieszkańców Przemyśla, dorabiała sobie, przenosząc jeden lub dwa kartony papierosów. Około g. 18 powiedziała mężowi, że zadzwoni, jak już będzie wracać i wyszła z domu. O 19.57 na przejściu granicznym w Medyce przeszła przez polską odprawę paszportową i poszła na stronę ukraińską. Dziś trudno ustalić, z kim się tam spotkała i gdzie kupowała papierosy. Takich jak ona, co wieczór w obrębie przejścia granicznego kręci się kilkaset osób. Na pewno nie trwało to dłużej niż dwie godziny. Tego wieczoru pomiędzy ukraińskim punktem odpraw a pawilonem polskiej Straży Granicznej, w tzw. lejku oczekiwało na powrót kilkaset osób. Kilkanaście minut po północy grupa, w której była Anna, została wpuszczona do pawilonu odpraw. Tuż przed nią w kolejce stali jej znajomi, małżeństwo z Przemyśla. Ich celnik zawrócił, bo mieli nadwyżki, a Anna gładko przeszła odprawę. Było 38 minut po północy. Kilkadziesiąt sekund później, tuż po wyjściu z pawilonu, zadzwoniła do męża i powiedziała, że przeszła szczęśliwie i zaraz jedzie do domu. Był to ostatni z nią kontakt. (Życie Podkarpackie)

* Rano 4 lipca na skrzyżowaniu ulic: Dworskiego i Konarskiego doszło do tragicznego wypadku. Według wstępnych ustaleń policji mężczyzna w wieku 60-70 lat w miejscu nie oznakowanym przechodził na drugą stronę jezdni i został potrącony przez nadjeżdżający bus marki Mercedes. W wyniku wypadku pieszy doznał ciężkich obrażeń ciała i zmarł w szpitalu. Sprawą zajął się prokurator. Tożsamość tragicznie zmarłego mężczyzny oraz przyczyny wypadku ustalają przemyscy policjanci.

* 3 lipca w Dybawce doszło do groźnego wypadku. 27-letni Krzysztof z Przemyśla, jadąc peugeotem, najechał na tył deawoo estero, a następnie wjechał do rowu, gdzie auto przewróciło się. W wypadku ranni zostali obaj kierowcy i pasażerowie (trzy kobiety i dwaj mężczyźni). Jak się okazało, sprawca wypadku miał prawie dwa promile alkoholu w wydychanym powietrzu.

Reklama