Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 13.06-19.06.2005 r.

Przemyśl

Co z tą linią?
* Zmiany rozkładów jazdy autobusów utrudniają mieszkańcom życie Linia autobusowa "28" po protestach mieszkańców znów jeździ na osiedle Rycerskie. Problemy pojawiły się na początku czerwca, kiedy autobusy zaczęły jeździć według nowego rozkładu. - To kompletne nieporozumienie. Dotychczas do szkoły jeździłam linią "28". Miałam bezpośrednie połączenie z ulicą Słowackiego. Teraz muszę się przesiadać - mówi Gabriela Rudawska z Zespołu Szkół Muzycznych. - Poza tym ludziom często zdarza się pomylić autobusy, bo trasy zostały nagle zmienione - dodaje uczennica. Zmiany w przejazdach autobusów, które przez wiele lat jeździły tą samą trasą, oburzają też innych pasażerów.
- Ciągłe wprowadzanie poprawek w kursach autobusów to głupota. MZK zawsze działa na niekorzyść klientów - twierdzi Stanisława Kozubska. - Jestem emerytką i często jeździłam 28-ką na działkę. Czy mam teraz chodzić na piechotę? Nie tylko linia "28" sprawia problemy mieszkańcom. Trasy wielu autobusów zostały skrócone lub wycofane. Niektóre autobusy kończą kurs na ul. Jagiellońskiej. Powoduje to, że dojazd na obrzeża miasta, zwłaszcza w weekendy, jest niemal niemożliwy. - Złym pomysłem jest przepis, który zabrania uczniom szkół ponadgimnazjalnych korzystania z jednorazowych biletów ulgowych. Wątpię, żeby to coś dało. Kto jeździł na gapę, dalej to robi, a inni muszą płacić więcej - mówi Gabriela. - Rozkład jazdy miejskich autobusów jest na bieżąco kontrolowany i w miarę potrzeb zmieniany. Przywrócono sobotnie i niedzielnie kursy linii 01oraz 02, dla osób dojeżdżających do pracy. Od wtorku linia "28" znów jeździ na osiedle Rycerskie - mówi Rafał Porada z Kancelarii Prezydenta Przemyśla. Nadchodzi okres wakacji. Będzie to czas wyjazdów i wycieczek. Władze MZK powinny w tym okresie zaplanować kursy tak, by odpowiadały klientom. (Nowiny)

Wykorzystują i nie płacą...
* Nieuczciwi pracodawcy wykorzystują starających się o pracę, nie płacąc za okresy próbne. Byłeś na okresie próbnym bez żadnej umowy, nie zapłacili ci i podziękowali za pracę, zatrudniając w ten sam sposób kogoś innego? Zgłoś to do inspekcji pracy. Jak nieuczciwy pracodawca zapłaci 5 tysięcy, odechce mu się oszukiwania. - Poszukiwaliśmy pracownika. Na ogłoszenie odpowiedziało ponad dwadzieścia osób. Wiele z nich już na początku rozmowy kwalifikacyjnej pytało, czy okres próbny będzie płatny. Zdziwiło to nas, przecież to chyba normalne, że nikt za darmo pracować nie będzie... Zaczęliśmy więc dopytywać, o co chodzi. Okazało się, że wielu pracodawców, szczególnie przy czynnościach nie wymagających specjalnych umiejętności czy kwalifikacji, zatrudnia pracowników na miesięczne okresy próbne, bez umowy i bez wynagrodzenia. Prawdopodobnie robią to celowo i wielokrotnie, zyskując w ten sposób darmowych pracowników. Druga sprawa, która wyszła w trakcie naszych rozmów kwalifikacyjnych, to częste zatrudnianie na 1/4 etatu, podczas gdy faktycznie zatrudniony pracuje jak na całym etacie. Być może poza wynagrodzeniem za 1/4 etatu taki pracownik dostaje jeszcze jakieś pieniądze, ale i tak jest pokrzywdzony, choćby dlatego, że nie może się potem starać o zasiłek dla bezrobotnych... Zdziwiło nas, że to się dzieje tak nagminnie! - mówi jeden z przemyskich pracodawców, współwłaściciel kilku sklepów (dane do wiadomości redakcji). Kierownik przemyskiego oddziału Państwowej Inspekcji Pracy Jacek Jamrozik: - Tak dzieje się wszędzie, gdzie jest duże bezrobocie. Problem polega na tym, że niewielu z pokrzywdzonych zgłasza takie przypadki do inspekcji pracy. W przypadku udowodnienia pracodawcy złamania praw pracownika, kierujemy sprawę do sądu pracy. Grozi za to kara do 5 tysięcy złotych. (Życie Podkarpackie)

Wojna na słowa
* Spór między prezydentem miasta a członkiem zarządu województwa. - Władze Przemyśla, aby ukryć swoją nieudolność i brak kompetencji, zarzucają sejmikowi i zarządowi województwa podkarpackiego brak pomocy - twierdzi Tadeusz Sosnowski, członek zarządu województwa podkarpackiego. Swoje zarzuty Sosnowski przedstawił w obszernym oświadczeniu, które przeczytał w przemyskiej telewizji kablowej. To jego odpowiedź na zarzuty o celowe nieudzielanie Przemyślowi pomocy, wysunięte kilkanaście dni temu przez prezydenta miasta Roberta Chomę. Także w oświadczeniu, przesłanym mediom i opublikowanym w internecie. Z tymi zarzutami nie zgadza się Sosnowski. Twierdzi, że jest przeciwnie, gdyż Przemyśl otrzymuje dużą pomoc.
- Nawet w Rzeszowie Urząd Marszałkowski nie posiada tylu placówek na utrzymaniu, co w Przemyślu. Jeśliby wszystkie przeszły pod finansowanie Przemyśla, miasto zostałoby bankrutem - uważa Sosnowski. Wylicza, że w ostatnim czasie samorząd wojewódzki przeznaczył na inwestycje dla Przemyśla ponad 10 mln pomocy. Plus 21 mln złotych zabezpieczył na budowę nowego gmachu Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej.
- Program budowy trasy zjazdowej i wyciągu narciarskiego został negatywnie oceniony przez ekipę ekspertów francuskich z UE w czerwcu 2003 r. Powtórnie był rozpatrywany przez komisję włoską w lutym 2004 r. Oceniono go jako nie nadający się do finansowania - wyjaśnia Sosnowski. Zaznacza jednak, że popiera pomysł budowy wyciągu narciarskiego i innych inwestycji turystyczno - rekreacyjnych w Przemyślu. Zarzuca władzom Przemyśla, że rozpoczynając budowę stoku, przekreśliły szanse na finansowanie prac z pieniędzy europejskich. Sosnowski zaprosił Chomę do debaty telewizyjnej na żywo w przemyskiej kablówce. Ten jednak odrzucił propozycję.
- Prezydent nie będzie polemizował z tym oświadczeniem. Projekt budowy stoku nie mógł być oceniany przez ekspertów unijnych, bo nie został złożony. Nie było jeszcze naboru. Z Ministerstwa Gospodarki i Pracy otrzymaliśmy pisemne wyjaśnienie, że rozpoczęcie prac budowlanych nie przekreśla możliwości dofinansowania tej inwestycji z pieniędzy UE - mówi Witold Wołczyk z Kancelarii Prezydenta Przemyśla. (Nowiny)

Skate park otwarty
* Skate park na lodowisku już działa. Przecięcie wstęgi i oficjalne otwarcie skate parku nastąpiło w piątek, 10 bm. Wstęp jest bezpłatny, ale regulamin surowy. Jak informuje spółka Hala, na lodowisku ustawiono trzy urządzenia: fun box (2 szt.), quarter pipe (1 szt.) i grind box (1 szt.), co było możliwe dzięki finansowemu wsparciu innej miejskiej spółki PGK-SITA. Skate park czynny jest w dni powszednie od 16 do 21, a w weekendy od 10 do 20, w przypadku deszczu - zamknięty. Regulamin głosi, że bez pełnego zestawu ochraniaczy jazda na własną odpowiedzialność. Niepełnoletni wchodzą z pisemną zgodą opiekunów prawnych. Nie wolno pić (alkoholu) i palić (tytoniu i nie tylko). Za łamanie regulaminu - zakaz wstępu. (Życie Podkarpackie)

Flisacki spływ...
* - Dobrej wody - trzeba życzyć ulanowskim flisakom. Wyruszają na kolejny, 19 już spływ. Przed nimi 4-dniowy rejs Sanem z Przemyśla do Ulanowa, czyli 100 kilometrów męskiej przygody. Od poniedziałku flisacy sposobili się do spławu na nadbrzeżu Sanu w pobliżu hotelu "Gromada". Co kilkanaście minut staczali do wody sosnowe bale, robiąc z nich tzw. tafle. Cała tratwa liczy 80 metrów długości i 6 metrów szerokości. Do jej budowy zostało zużytych ponad 40 metrów sześciennych drewna.
- Wbrew pozorom ta konstrukcja jest w pełni sterowalna - zapewnia Mieczysław Łabęcki, retman (odpowiednik kapitana - przy. red.), mistrz Bractwa Miłośników Ziemi Ulanowskiej pw. św. Barbary. - Posiada urządzenia, dzięki, którym można ją zatrzymać lub dowolnie przemieszczać po korycie rzeki. Flisacy będą nocować na tratwie w specjalnie przygotowanych domkach ze słomy. Zabierają ze sobą zapasy żywności, a wśród nich chleb flisacki robiony według pilnie strzeżonej receptury.
- Przez 2 tygodnie zachowuje świeżość - zdradza jeden z flisaków. - Ma niepowtarzalny smak. Codziennie na pokładzie tratwy serwowany będzie barszcz flisacki robiony m.in. na zakwasie z otrębów żytnich.
- Spław to niezapomniana przygoda - cieszy się Łukasz Czarnota, najmłodszy z flisaków. - Wystarczy, że raz spróbujesz, a nigdy nie zrezygnujesz. Oprócz flisaków z Ulanowa znajdą się ich niemieccy koledzy, którzy podobnie jak oni "chorują" na spławy.
- Czego wam życzyć? - dopytuję retmana. - Broń Boże żadnych wiatrów. Tylko dobrej wody! A, więc, dobrej wody i do zobaczenia w Ulanowie. (Nowiny)

* Przez 3 lata bank milczał, teraz wysyła komornika. Do Małgorzaty Pasikowskiej zapukał komornik. Kobieta ujrzała nakaz zapłacenia 5,5 tys. zł. Zdziwiła się, bo kredyt miała spłacać jej synowa. W 2000 r. pani Małgorzata wzięła w PKO BP 3 tys. złotych kredytu na komputer dla dorosłego syna. Raty spłacała przez 6 miesięcy. Reszty nie dała rady. Po kolejnych upomnieniach od banku, w 2002 r. synowa zaproponowała, że to ona spłaci zobowiązanie. Panie podpisały odpowiednie pisma w banku. Później z rzeszowskiego PKO BP przyszło pisemne potwierdzenie tej umowy.
- W komputerach bankowych jest adnotacja, że ten kredyt ma spłacać moja synowa. Dlatego nie interesowałam się już nim. Nogi się pode mną ugięły, gdy w drzwiach stanął komornik - opowiada przemyślanka. Odsetki, koszty komornika i procesu prawie dwukrotnie przekroczyły sam kredyt. Jak się okazało, rozprawa w sądzie odbyła się bez udziału Pasikowskiej. Kobieta poszła do adwokata. Ten zaproponował ugodę z bankiem. Pani Małgorzata wpłaciła do banku 500 złotych. Dzięki temu komornik zawiesił swoje czynności. Kilka dni temu bank zaproponował przemyślance podpisanie nowej ugody. W ratach musi spłacić wszystko, łącznie z karnymi odsetkami. Po 130 złotych miesięcznie. (Nowiny)

J A R O S Ł A W

* Ten proboszcz nie ogranicza się do mówienia kazań. Dzieci i młodzież z Parafialnego Klubu Sportowego Kolping mają upragnioną halę sportową. W jej budowie pomogli sponsorzy, samorządy i Totalizator Sportowy. Klub Sportowy Kolping działa przy parafii Chrystusa Króla. - Łączymy misję religijną z działalnością kulturalną, sportową i charytatywną - mówi ks. proboszcz Andrzej Surowiec. - W trudnych czasach i na stosunkowo biednym terenie udało się stworzyć centrum wyzwalające aktywność społeczną wielu osób. Parafialny Klub Sportowy Kolping jest największym klubem sportowym w mieście. Prowadzi II-ligową sekcję tenisa stołowego, strzelectwo sportowe, kajakarstwo, judo, karate, organizuje liczne turnieje piłki nożnej, koszykówki i siatkówki. Dysponuje własną przystanią wodną, strzelnicą, kompleksem boisk i ośrodkiem rekreacyjnym w Heluszu.
- Wybudowana hala pozwoli na prężniejszą działalność poszczególnych sekcji - dodaje ks. Andrzej Surowiec. - Do tej pory korzystaliśmy z gościnnej nam sali w Szkole Podstawowej nr 10. Pieniądze na budowę hali wyłożyli liczni sponsorzy, a także Urząd Miejski w Jarosławiu, Urząd Marszałkowski w Rzeszowie i Totalizator Sportowy. Oni również wspierają działającą przy parafii świetlicę socjoterapeutyczną dla 150 dzieci. Pomagają w organizacji koncertów i wystaw. (Nowiny)

Mają swojego patrona
* Jarosław ma swojego patrona, jest nim błogosławiony Michał Czartoryski. Radni na nadzwyczajnej sesji przez aklamację podjęli uchwałę w sprawie powierzenia miasta dominikaninowi. Uroczysta, sobotnia sesja rady miasta rozpoczęła święto powierzenia Jarosławia w opiekę błogosławionemu Michałowi Czartoryskiemu. Zgromadzili się na niej nie tylko radni, ale i zaproszeni goście: przedstawiciele duchowieństwa, jarosławskich instytucji, organizacji i szkół, władze powiatu jarosławskiego i samorządowcy z zaprzyjaźnionego rejonu Trockiego na Litwie. Na uroczystość przybyli także przedstawiciele rodu Czartoryskich z dr Barbarą Czartoryską, prezesem Związku Rodziny Czartoryskich na czele, która podkreślała, że błogosławiony Michał, którego miasto wybrało na swego patrona, był nie tylko wzorowym kapłanem, męczennikiem, ale także wielkim działaczem społecznym. - On nie szukał własnych korzyści, ale korzyści dla tych, dla których pracował - mówiła do zgromadzonych. Przypomniała także, jak bardzo bliską była mu ziemia jarosławska. Po sesji w jarosławskiej kolegiacie odbyła się Msza św., podczas której nastąpiło powierzenie miasta dominikaninowi. Dużą atrakcją obchodów był popołudniowy koncert Arki Noego. Występ popularnego zespołu wywołał sporo emocji. Ze względu na złe warunki pogodowe w ostatniej chwili uległo zmianie miejsce koncertu, zamiast w rynku odbył się on w hali sportowej. (Życie Podkarpackie)

P R Z E W O R S K

Władysław jak nowy...
* Pomnik Władysława Jagiełły, usytuowany opodal przeworskiego ratusza, został poddany gruntownym zabiegom konserwatorskim. Pozwolą one zachować na dłużej jego pierwotną formę, kształt i profil. Pomnik postawili królowi mieszkańcy Przeworska w 550. rocznicę zwycięskiej bitwy pod Grunwaldem. Liczy więc sobie 45 lat i wymagał już kosmetycznych czynności konserwatorskich, by nie stracić na swoim wyglądzie. Szydłowiecki piaskowiec, z którego jest wykonany, okazał się bowiem mniej wytrzymały na działanie czynników zewnętrznych, aniżeli sam król, który żył 75 lat. Z pomnika i cokołu usunięto mech i narośle, po czym założyciela dynastii Jagiellonów... wykąpano, uzupełniono mu ubytki i zabezpieczono środkami chemicznym, nadającymi piaskowcowi większą trwałość. (Super Nowości)

R E G I O N

Praca w wakacje
* Najwięcej roboty dla młodych jest u rolników i w sklepach. Najbardziej obrotni studenci i uczniowie już zapewnili sobie pracę na wakacje. Spóźnialscy i mniej obrotni nie stoją jednak na straconej pozycji. Mogą jeszcze skorzystać z ofert biur pośrednictwa pracy.
- Nowością w tym roku są oferty pracy dla młodzieży przy układaniu towarów na półkach supermarketów. To dość ciężkie zajęcie, niekiedy tylko w nocy - mówi Zygmunt Dubiel, dyrektor Podkarpackiej Wojewódzkiej Komendy Ochotniczych Hufców Pracy. W Rzeszowie, Przemyślu, Krośnie i Tarnobrzegu, w ramach OHP, działają młodzieżowe biura pracy. Właśnie zaczyna się w nich najgorętszy okres.
- Najbardziej zapobiegliwy młodzi ludzie zgłaszają się kilka miesięcy przed wakacjami. Wpisujemy ich do bazy danych i gdy mamy ofertę pracy, to informujemy takie osoby - mówi Grażyna Gaweł z MBP w Przemyślu. Minimalny wiek kandydata to 16 lat. Najwięcej ofert zgłaszają rolnicy. W tym roku pracy będzie mniej, bo plony i ceny w skupie są niskie. Bez problemu znajdą pracę chętni do sprzedaży ulicznej, np. krzyżówek, okularów przeciwsłonecznych, zabawek.
- Uczniowie i studenci, tylko pełnoletni, mogą szukać pracy w powiatowych biurach pracy, przy uczelniach lub w agencjach pośrednictwa - radzi Lidia Czerniak z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Rzeszowie. Wiarygodność agencji pośrednictwa można sprawdzić na stronie internetowej Ministerstwa Gospodarki i Pracy - www.mgip.gov.pl. (Nowiny)

* Pięć godzin w ukraińskiej karetce pogotowia spędziła na przejściu granicznym Szeginie - Medyka pani Helena Czech z Jarosławia. Ambulans miał przetransportować ją z lwowskiego szpitala do granicy, skąd czejkająca na miejscu przemyska karetka miała przewieźć chorą do szpitala w Przemyślu. Ukraiński przewoźnik zażądał jednak na granicy 220 dolarów, a chorą przekazał dopiero wówczas, gdy otrzymał pieniądze od rodziny. Pani Helena wybrała się z koleżankami z jarosławskiego koła emerytów i rencistów na dwudniową wycieczkę do Lwowa. Na miejscu przydarzył jej się przykry wypadek. Podczas spaceru została potrącona przez zjeżdżającego z górki z dużą prędkością 12-letniego rowerzystę. Upadła, głową uderzyła o krawężnik, straciła przytomność. Ze wstrząsem mózgu, rozbitą głową i pękniętą kością twarzy trafiła do jednego z lwowskich szpitali. W poniedziałek grupa emerytów wróciła do Jarosławia. Pani Helena pozostała we Lwowie sama do wtorku. Lekarze zadecydowali, że we wtorek zostanie przewieziona do przemyskiego szpitala. Wydawało się, że wszystko zostało uzgodnione. Kobieta wsiadła do ukraińskiej karetki z przekonaniem, że w bezpieczny sposób dotrze do polskiego szpitala. Ambulans dojechał do granicy w Szeginiach już około czternastej. Najpierw stanął w kolejce samochodów. Dopiero po interwencji funkcjonariuszy straży granicznej podjechał do granicy. - Na granicy obsługa karetki poinformowała mamę, że musi zapłacić 220 dolarów. Dla nich nie było istotne, że ambulans wiezie chorą, że po drugiej stronie granicy czeka na nią polska karetka, najważniejsze były pieniądze - mówi córka pani Heleny. Córka relacjonuje, że jakaś uczynna turystka pożyczyła matce telefon komórkowy, z którego ta zadzwoniła do rodziny. - Mama zdzwoniła z karetki i prosiła, żeby przywieźć pieniądze, bo inaczej nie będzie mogła jej opuścić. To bulwersujące, że nikt wcześniej nie dograł tego przejazdu. Mama przeleżała w deszczową pogodę pięć godzin w karetce, my dotarliśmy na granicę dopiero przed siódmą. Nie chcę nawet myśleć, co tam przeżyła. A co by się stało, gdyby nie było nas w domu lub gdyby rodzina mieszkała na drugim końcu Polski? (Życie Podkarpackie)

* Szajka 16 handlarzy narkotyków wpadła w ręce funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego. Policjanci znaleźli też blisko kilogram środków odurzających o rynkowej wartości ponad 100 tys. zł. Jest to efekt przedwakacyjnej akcji skierowanej przeciwko światkowi narkobiznesu.
- Trzydniowe wspólne działanie podkarpackich i małopolskich policjantów z CBŚ to finał żmudnego śledztwa i działań operacyjnych prowadzonych od zeszłorocznej jesieni - informuje podkom. Piotr Kluz z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. - W akcji wzięło udział siedemdziesięciu policjantów i dwa psy wyszkolone do odnajdowania środków odurzających. Zatrzymano producentów i handlarzy narkotyków. Pięciu z nich to mieszkańcy Podkarpacia. Pozostali pochodzą z Małopolski. Grupa działała od dwóch lat. W tym czasie wprowadziła do obrotu znaczne ilości amfetaminy, kokainy, marihuany oraz tabletek ecstazy. Przestępcy zmonopolizowali rynek niemal w całym południowym regionie kraju. Mieli zapewnione stałe dostawy narkotyków z różnych źródeł i sprawnie działającą sieć handlarzy. Dealerzy sprzedawali narkotyki w szkołach i dyskotekach całego regionu, a także w sąsiednich województwach. W czwartek 16 zatrzymanych przez CBŚ mężczyzn stanęło przed Sądem Rejonowym w Rzeszowie. Jedenastu z nich zostało aresztowanych na 3 miesiące, czterech - na 2 miesiące, a jeden wyszedł na wolność po zapłaceniu 5 tys. zł kaucji. Nie wolno mu też opuszczać granic Polski.
- Zatrzymanie szesnastu podejrzanych to jeszcze nie koniec całej akcji - mówi Piotr Kluz. - Intensywne śledztwo trwa i w najbliższych dniach przewidywane są dalsze zatrzymania. (Super Nowości)

Skubią studentów
* Egzaminów wstępnych na studia nie ma, ale opłaty zostały. Przyszli studenci, składając dokumenty na uczelni, muszą uiścić opłatę rekrutacyjną. Na uczelniane konta znowu wpłynie po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Większość tegorocznych maturzystów nie musi zdawać egzaminów wstępnych na studia. Gwarantuje to nowa forma egzaminu dojrzałości. Jednak, składając dokumenty na uczelniach, muszą - tak jak do tej pory -zapłacić za postępowanie rekrutacyjne. Opłata jest obowiązkowa na wszystkich uczelniach i wynosi ok. 80 zł. Po przemnożeniu przez liczbę chętnych do studiowania wychodzą ogromne kwoty. Absolwenci szkół średnich mogą wybrać równocześnie kilka uczelni. Większość korzysta z tej możliwości. To zwiększa szansę dostania się na studia. Ale w ten sposób muszą uiścić opłatę rekrutacyjną dwa lub trzy razy. Uczelnie nie zwracają tych pieniędzy, nawet jeśli kandydat nie dostanie się na studia.
- To jest niesprawiedliwe - mówi oburzona Magdalena Zaniewska z Tarnowa. - Składam podania na trzy uczelnie, m.in. na Politechnikę Rzeszowską. Za każdym razem muszę zapłacić 80 zł. To w sumie 240 zł. Większość tych pieniędzy przepadnie, bo i tak będę studiować tylko w jednym miejscu. Ania i Adrian Zaniewscy z Tarnowa też uważają, że te pieniądze, a przynajmniej ich część, powinny być zwracane. - To spora kwota. A poza tym nikt tak naprawdę nie wie, na co one idą. Płacimy za samo złożenie dokumentów? - zastanawiają się. Młodym ludziom nie podoba się, że czasami muszą płacić kilka razy na tej samej uczelni. - Jeśli składam podanie na różne kierunki, ale w tej samej szkole, to i tak płacę dwa razy - mówi Magda. Uczelnie bronią się, twierdząc, że opłatę zarządziło ministerstwo. - To minister ustalił kwotę, która jest bezzwrotna - wyjaśnia Ludwik Borowiec, rzecznik Uniwersytetu Rzeszowskiego. - Te pieniądze pokrywają koszty postępowania kwalifikacyjnego. Musimy zapłacić pracownikom, którzy przeprowadzają np. rozmowy z kandydatami. Kandydaci na studia zastanawiają się, czy pracownicy nie dostają dodatkowych pieniędzy za pracę, która należy do ich obowiązków. - To są nadgodziny, za które musimy im zapłacić - twierdzi rzecznik URz. Wszystkie pieniądze są wydawane na przeprowadzenie kwalifikacji. Obejmuje ona korespondencję z kandydatami, wpisywanie ich danych do bazy, a także drukowanie plakatów, ulotek i informatorów. Uczelnie drukują specjalne formularze, do tego są czytniki i odpowiedni sprzęt. - To jednak zbyt duża kwota - nie daje się przekonać Ania Zaniewska. (Nowiny)

Kronika kryminalna

* Zatrzymany celnik miał w paszporcie 20 zł, a w kieszeni 250 zł. Kontrola stanowisk pracy w oddziale celnym w Medyce, przeprowadzana 6 czerwca br., zakończyła się zatrzymaniem celnika i oddaniem go do dyspozycji prokuratora oraz policji. Powodem - jak głosi oficjalny komunikat - było podejrzenie przyjęcia korzyści majątkowych, a konkretnie znalezienie przy kontrolowanym 270 zł (20 w paszporcie, 250 w kieszeni). Nie były to raczej prywatne pieniądze: funkcjonariusz sam się przyznał, że brał. Podejrzanym o korupcję zajmuje się teraz prokuratura rejonowa, ma być również - jeśli pojawi się akt oskarżenia - wydalony ze służby. Zatrzymany pracuje w administracji celnej od 1992 roku, w przemyskiej izbie celnej - od 2003 r. (Życie Podkarpackie)

* W sobotę (11 bm.) celnicy zatrzymali Ukraińca, który usiłował wwieźć do Polski prawie 1400 płyt DVD. Obywatel Ukrainy próbował przemycić 1387 sztuk płyt DVD w zbiorniku paliwa w samochodzie osobowym. Gdyby mu się udało, strata z tytułu podatku VAT wyniosłaby prawie 16 tys. zł, zaś z tytułu należności celnych prawie 2,5 tys. zł.

Reklama