Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 30.05-05.06.2005 r.

Przemyśl

Masowanie po raz ósmy
* Po raz ósmy ulicami miasta przejechali uczestnicy przemyskiej Masy Krytycznej. Z towarzyszeniem dźwięku gwizdków i rowerowych trąbek oraz muzyki płynącej z głośników wiezionego na przyczepce sprzętu grającego uczestnicy VIII Przemyskiej Masy Krytycznej przejechali głównymi ulicami miasta. Akcji nie organizuje żadne stowarzyszenie czy instytucja. Uczestnicy umawiają się przy pomocy Internetu lub telefonów komórkowych. Przy okazji rowerzyści manifestują widniejące na transparentach hasło "Przemyśl dla rowerów". Ma to uwypuklić problem rowerzystów, którzy nie czują się pełnoprawnymi uczestnikami ruchu drogowego w mieście. Jest to też poparcie dla idei ścieżek rowerowych w Przemyślu. Od następnego miesiąca Masy Krytyczne w Przemyślu odbywać się będą w każdy trzeci piątek miesiąca. Początek o godzinie 16 w Rynku. (Życie Podkarpackie)

* Podkarpacki Bank Żywności ma zapasy artykułów żywnościowych, zakupionych za środki unijne i mających wspierać najuboższych mieszkańców UE. Fundacja Rozwoju Ziemi Przemyskiej "SAN" sprowadziła z tegoż banku do Przemyśla 7 ton żywności, która chce rozdać potrzebującym, począwszy już od piątku 3 bm.
- Mamy ryż, mleko, sery topione, makę i makaron. Chcemy rozdać to szybko każdemu, kto potrzebuje takiej pomocy i zgłosi się do nas (ul. Barska 15, II piętro, w godzinach 11-13). Jeśli akcja przebiegnie sprawnie, pomyślimy o kolejnym transporcie dla ludzi samotnych, schorowanych, biednych, rodzin wielodzietnych i osób będących w życiowym "dołku" - mówi prezes fundacji, Janusz Zapotocki. Przy okazji prezes "Sanu" za naszym pośrednictwem apeluje do wójtów sąsiednich gmin, aby zrobili rozpoznanie w swoim środowisku i z pomocą służb socjalnych określili skalę ewentualnej pomocy, z jakiej mogliby skorzystać.
- Żywności jest dużo, ale mało kto korzysta z tej okazji, bo odstrasza biurokratyczna procedura, związana z weryfikacją osób, którym tego rodzaju pomoc się należy. Niestety, to wymogi unijne, gdyż chodzi o to, aby żywność trafiła pod właściwy adres i nie stała się przedmiotem nieuczciwych kombinacji. Rozumiem, że dla urzędników to dodatkowy kłopot, ale szkoda by było, gdyby zaprzepaszczono taką okazję wsparcia osób najuboższych, którym często inaczej już pomóc nie można, bo nie ma środków w funduszach celowych... (Super Nowości)

Co krok to zaskroniec...
* Zaskrońce pełzają po chodnikach. Opanowały przydomowe ogródki, znaleźć je można w domkach letniskowych a nawet na ulicach i chodnikach. W Przemyślu węże można spotkać dosłownie wszędzie. W studzience burzowej znaleźliśmy całe kłębowisko tych gadów. Dorosłe okazy i dziesiątki młodych. Po charakterystycznych plamach na głowie poznaliśmy, że to zaskrońce - mówi pan Piotr, pracownik służb oczyszczania miasta. Zaskrońce są niegroźne dla ludzi. Dla działkowiczów, są nawet pożyteczne, ponieważ zjadają szkodniki niszczące plony. Jednak działkowcy tępią myląc je ze żmijami. Spacerowicze najczęściej znajdują młode węże na chodnikach i jezdniach. Wieczorem szukają ciepła na rozgrzanym asfalcie. (Nowiny)

Wiersze na bruku
* W nocy z 24 na 25 maja na chodnikach pojawiła się... poezja. "On modli się za nami, a resztę zróbmy sami" - taki dwuwiersz przeczytali we wtorkowy poranek przemyślanie na głównych deptakach miasta. Akcja "wiersze chodnikowe" to inicjatywa poety Michała Zabłockiego, ubiegłorocznego stypendysty ministra kultury, który od kilku lat przeprowadza w różnych mediach działania pod nazwą "multipoezja". W 2002 roku na ulicach Krakowa pojawił się wiersz "Ratunku, idziemy w złym kierunku". Za nielegalne szerzenie poezji (akcja odbyła się bez stosownego zezwolenia) dwie osoby zostały aresztowane i stanęły przed sądem. Od tamtej pory kolejne akcje odbywały się już po uzyskaniu odpowiednich zezwoleń. I tak, w 2003 roku w Krakowie, Sosnowcu, Gdańsku i Sopocie (tuż po unijnym referendum) przechodnie przeczytali: "Witamy uroczych gości w zwykłej rzeczywistości". W 2004 roku, zdominowanym przez polityczne afery, na chodnikach kilku miast pojawił się wiersz "Obierz właściwą stronę. Wszystko Ci będzie policzone". W tegorocznej edycji akcji wzięła udział rekordowa liczba 27 miast. Po raz pierwszy w ich gronie znalazł się Przemyśl. (Życie Podkarpackie)

Pomnik Jana Pawła II?
* Radni miasta zadecydowali o poparciu pomysłu postawienia pomnika papieżowi Janowi Pawłowi II. Pomnik ma być hołdem oddanym temu wielkiemu Polakowi. Co prawda radni Przemyśla już wcześniej postanowili o budowie pomnika, tyle, że … Żołnierza Polskiego. Miał on stanąć na placu Niepodległości. Radni uchylili uchwały w sprawie budowy tego pomnika z 1999 i 2000 roku. Okazało się jednak, że prawie 11 lat temu, kiedy postanowili o tym ówcześni radni Przemyśla, przeoczono fakt, że plac w całości nie należy do miasta. Jego część jest własnością kurii greckokatolickiej. Tak więc ogłoszono konkurs na pomnik i wygrał autor, który na cokole postanowił postawić nie tylko żołnierza - giganta, ale także 10 tarcz pięciometrowej wysokości. Za prawa autorskie do tego pomysłu, a także za wykonanie gipsowego odlewu przyszłego dzieła, radni zapłacili z kasy miasta, (czyli z pieniędzy podatników!) 300 tys. zł. Było to 11 lat temu, a pomnik nie może stanąć do dzisiaj. Pusty cokół, na którym miał być umieszczony stoi i straszy, stanowiąc niechlubną wizytówkę miasta. - Na razie jest to pomysł, by w tym miejscu postawić pomnik papieża Jana Pawła II - mówi Witold Wołczyk z Kancelarii Prezydenta Miasta. - Będą prowadzone rozmowy na ten temat z przedstawicielami kurii greckokatolickiej. Dodatkowo sam plac miałby zostać zagospodarowany w taki sposób, by stanowił estetyczne otoczenie dla pomnika. W uzasadnieniu uchwały wyrażającej aprobatę radnych Przemyśla dla budowy pomnika Jana Pawła II można przeczytać, że została ona podjęta: "Aby upamiętnić pontyfikat Ojca Świętego Jana Pawła II szczególne, niewymierne zasługi naszego Wielkiego Rodaka dla Polski całego świata, oraz przypomnieć wszystkim mieszkańcom miasta Przemyśla, że Ojciec Święty odwiedził nasz gród(…)". (Super Nowości)

* Ponad 300 osób czeka na specjalistyczny zabieg w pracowni hemodynamiki. Kilku chorych nie doczekało terminu i zmarło. Wszystko dlatego, że Narodowy Fundusz Zdrowia dał za mało pieniędzy na leczenie pacjentów chorych na serce. Od lutego pracownia hemodynamiki w Szpitalu Wojewódzkim w Przemyślu, jedna z dwóch na Podkarpaciu, pełni całodobowy dyżur. Niestety, ostatnio przyjmuje niewielu pacjentów, głównie w stanach bezpośredniego zagrożenia życia.
- Kolejka zakwalifikowanych na badanie i zabieg wydłużyła się do ponad 300 osób - mówi lek. med. Alicja Pietruszka-Zasadny, zastępca dyrektora szpitala. - Czekając na wyznaczony termin kilku chorych zmarło. Narodowy Fundusz Zdrowia przyznał nam za mało pieniędzy na zabiegi. Tegoroczny kontrakt dla rzeszowskiego oddziału kardiochirurgii jest dwukrotnie większy niż dla przemyskiego. Przemyśl otrzymał niewiele ponad 5,3 mln zł, Rzeszów - prawie 11,5 mln. Dlaczego?
- Kontrakt oszacowano w oparciu o liczbę zabiegów wykonanych w 2004 roku - tłumaczy Liliana Leniart, rzecznik podkarpackiego oddziału NFZ. - W Rzeszowie przyjęto trzy razy więcej pacjentów niż w Przemyślu. Tego rodzaju wyliczenia są krzywdzące. Tak przynajmniej uważa Alicja Pietruszka-Zasadny.
- W 2004 roku zrobiliśmy mniej badań, ponieważ pracownia była w fazie rozruchu - tłumaczy wicedyrektor. - Teraz możemy pracować pełną parą. Zapotrzebowanie na zabiegi w pracowni hemodynamiki jest bardzo duże. (Nowiny)

* Postanowiłam, ze zmienię swoją szarą rzeczywistość. Zaryzykowałam i wzięłam udział w castingu do programu "Ciao Darwin". Udało się! Spełniły się moje marzenia - opisuje Ewa Kuszyk-Bandyszewska.
- Jako młoda dziewczyna śpiewałam w zespole wokalnym "Ars Nova", miałam wiele planów, ale wyszłam za mąż i żadnych nie zrealizowałam. Wyjechałam do Katowic, gdzie pracowałam jako położna w szpitalu. Później wraz z mężem otworzyliśmy sklep i restaurację. Na marzenia nie było czasu. Teraz już nie pracuję i dlatego postanowiłam, że coś dla siebie zrobię, zmienię swoją szarą rzeczywistość - opowiada pani Ewa. - Długo zastawiałam się nad wzięciem udziału w castingu do programu "Ciao Darwin". W końcu się zdecydowałam i wypełniłam ankietę, w której zaznaczyłam, że mam pochodzenie włościańskie, a dokładniej, że pochodzę z rodziny Truszów. Mój prawujek Iwan Trusz był słynnym malarzem. Po wypełnieniu ankiety od razu dowiedziałam się, że wystąpię jako gość honorowy i będę śpiewała piosenkę z Leszkiem Teleszyńskim, grającym w telenoweli Złotopolscy i Beatą Ścibakówną, grająca w Plebanii - dodaje. Nagranie do programu trwało 6 godzin. W odcinku, w którym wystąpiła E. Bandyszewska, rywalizowała szlachta z chłopami. -W studiu panowała wspaniała atmosfera! Prowadzący program Piotr Szwedes był cały czas taki luzacki, przyjazny i wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Denerwowałam się tylko wtedy, gdy miałam śpiewać piosenkę z aktorami. (Życie Podkarpackie)

Debata na temat stoku...
* Około stu osób spotkało się (30) na Zamku Kazimierzowskim, aby porozmawiać o budowie stoku narciarskiego (stacji narciarskiej) na Zniesieniu. I choć nie obyło się bez znanych z poprzedniej epoki "dyżurnych" dyskutantów, personalnych peanów, "zagłuszania" oponentów i innych zabiegów socjotechnicznych - warto było poświęcić to poniedziałkowe popołudnie, aby poznać jak ze stokiem sprawy się mają. Czy budować stok? Sprawujący nadzór nad inwestycją, posiłkujący się multimedialną prezentacją Ryszard Kosterkiewicz wyłuszczył kilkanaście argumentów "za": znakomite warunki terenowe, promocja miasta, nowe miejsca pracy, ożywienie przedsiębiorczości itd. W trzy lata powstanie wielofunkcyjny, całoroczny park sportowo-rekreacyjny, a w nim 3,5 km narciarskich tras, dwa wyciągi, skate-park, tor saneczkowy - raj dla mieszkańców miasta i magnes dla przyjezdnych. Prezydent Robert Choma, odpowiadając na krytyczny list obecnego na sali Tadeusza Waśko, dementował opinie o inwestycji nieprzygotowanej i pozbawionej szans na wsparcie z zewnątrz. Owszem, miasto zaangażuje kilkanaście milionów, ale ma nadzieję (pewności jednak mieć nie może) na dofinansowanie z funduszy unijnych, do których trafi stosowny wniosek. Koszty spłaty obligacji emitowanych dla pozyskania środków na budowę stoku nie wpłyną na stawki lokalnych podatków i opłat. Radny Rafał Oleszek ma wciąż duże wątpliwości, czy miasto nie porwało się z motyką na słońce: - Czy radni głosując za stokiem 16 września 2004 r. nie zostali wprowadzeni przez prezydenta w błąd, gdy ten zapewniał ich o złożeniu wniosku do ZPORR, a teraz okazuje się, że nie było jeszcze takiego naboru? Prezydent Choma wyjaśnił, że chodziło o wniosek wstępny, dzięki któremu pozyskano pewne środki na Centrum Sportu, które po sugestiach eksperta z Włoch (by ująć też ofertę letnią) stało się obecnym "Parkiem". Czy to jednak przełamie opór radnego Oleszka i tych licznych przemyślan, którzy nie mając nic przeciwko budowie stoku uważają, że sposób, w jaki chce się ją zrealizować zagraża finansom i przyszłości miasta?... Tomasz Urbański gratulował prezydentowi pomysłu w imieniu narciarzy stanowiących jedną trzecią zebranych. Ludwik Pyś podkreślił zdrowotne walory przedsięwzięcia ("ruch to zdrowie"), prezes Przemyskiego Towarzystwa Narciarskiego Paweł Białachowski mówił o ziszczeniu się 10-letnich marzeń o stacji narciarskiej z prawdziwego zdarzenia, akcentujący swoje wieloletnie społeczne zasługi Roman Taworski zaapelował o jedność "gdy chce się zrobić w mieście coś sensownego" (rzucił też pomysł zbiórki na wyciąg), Antoni Pasich dostrzegł w kompleksie na Zniesieniu także środek wychowawczy dla młodzieży, która "nie ma co z sobą zrobić". Stanisław Żółkiewicz zajmujący się zawodowo inwestycjami od ponad 40 lat, uważa, że wyciąg w sensie ekonomicznym to inwestycyjny niewypał i nieodpowiedzialne działanie R. Chomy.
- Może rzeczywiście coś sknocono na starcie, ale to się da zrobić - ripostuje Katarzyna Kogut. Radny Zygmunt Majgier twierdzi, że wyciąg będzie dla wszystkich przemyślan, a protestują tylko "wieczni malkontenci", których nazwiska - zdaniem Jerzego Rygla - " społeczeństwo powinno dobrze zapamiętać".
- Przez dziesiątki lat nie udało się nam niczego zrobić dla dzieci z blokowisk, a wyciąg jest dla nich szansą - mówił Lesław Antoniewski, zaś Eugeniusz Strzałkowski zapewnił, że radni rządzącej koalicji będą wspierać działania prezydenta i czy się to komuś podoba, czy nie, stok będzie budowany. Radny Marek Rząsa zaapelował do "lobby" narciarskiego, nauczycieli oraz rodziców o wsparcie inwestycji i to nie tylko czysto werbalne, bo to za mało. Waldemar Hryniszyn, właściciel sklepów ze sprzętem narciarskim potwierdził, iż z "narciarstwa da się wyżyć". Kończąc spotkanie R.Choma zaapelował o współpracę i pomoc w pozyskiwaniu inwestorów, i na tym się skończyło. Obecni na sali dziennikarze głosu nie zabierali. Z tego jednak, co usłyszeli nie przekażą opinii publicznej, jakie będą koszty eksploatacji wyciągu i kto, a najważniejsze - z czego wyrówna ewentualne "tyły" (obiegowe szacunki mówią o deficycie rzędu 1-3 mln zł rocznie, czyli 15-45 zł na statystycznego mieszkańca miasta, które trzeba będzie "wygospodarować" w budżecie). Trudno też ocenić, na ile realnie zaplanowano 0,9 mln zł przychodu z wyciągu, co oznacza w sezonie 3500-4000 płatnych (bo będą też darmowe) osobo-przejazdów dziennie. W sumie, zostaje na tym, że "to się musi opłacać", bo innym (np. we Włoszech) "się opłaca". Wciąż nie wiadomo, czy ci narciarze, których stać na sprzęt za 20-30 tys. zł i szusy po alpejskich stokach, zdobędą się w końcu na "zrzutkę" wspierającą inwestycję, której będą przecież największym beneficjentem (niektórzy zaoszczędzą kilka tysięcy rocznie)? Pomiędzy bajki można włożyć opinię, że dzięki stokowi powstrzyma się exodus młodzieży z miasta, podobnie jak tezę, że śni o nim cały Przemyśl, skoro narty to sport kosztowny i dla większości przemyślan niedostępny. Jeśli dziś pustkami świeci kryty basen i lodowisko za kilka złotych, to czy można liczyć na tłumy na stoku, gdzie za 10-przejazdowy karnet przyjdzie wyłożyć 25-30 PLN? Cieszyć musi troska radnych o młodzież, która rzeczywiście nie ma co z sobą zrobić. Dlatego aż prosi się, aby jeszcze przed wakacjami pojawiła się uchwała znosząca dla młodzieży szkolnej opłaty za korzystanie z basenu (z tą ideą pływalnię budowano!), sztucznej tafli oraz hali sportowej (podskoczą z radości dyrektorzy szkół, którym zleca się robienie "frekwencji" i niewdzięczne zadanie wyciągnięcia pieniędzy od niechętnych rodziców). Taka "darmocha" kosztować będzie 2 mln zł rocznie, ale sprawi radość kilkunastu tysiącom, a nie - jak przy stoku - kilkuset lepiej sytuowanym zapaleńcom. Najwyższy też czas na likwidację paradoksu, jakim jest spółka z o.o. zarządzająca miejskimi obiektami sportowymi, której nikt państwowej dotacji nie da (MOSiR w innych miastach biorą miliony, o których "Hala" może tylko marzyć). Być może zaprzepaszczono już przez ten grzech zaniechania szansę na kilka milionów dla stoku, które teraz trzeba "wyrwać" z budżetu miasta kosztem innych, znacznie ważniejszych od narciarskich szusów potrzeb. Na przykład, dróg ... (Super Nowości)

J A R O S Ł A W

Znowu rektor?!
* Rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej usiłował przeszkodzić ministerialnym urzędnikom w kontroli jego uczelni. Po burzliwych negocjacjach prof. Antoni Jarosz w końcu udostępnił kontrolerom dokumenty.
- Kontrola jest następstwem licznych doniesień na temat kontrowersyjnych decyzji rektora Antoniego Jarosza - mówi Mieczysław Grabianowski, rzecznik MENiS. Ministerialna komisja ma nadzieję, że teraz już kontrola będzie przebiegać bez zakłóceń. Kontrolerzy badają, czy odroczenie sesji egzaminacyjnej w jarosławskiej PWSZ było zasadne. Wyjaśniają też, czy kadrze naukowej prawidłowo wypłacano wynagrodzenia, interesują się inwestycjami i pomocą materialną dla studentów. Ministerialna komisja bada też uchwały senatu i pracę dydaktyczną na uczelni. Chodzi np. o nielegalny nabór na biotechnologię. Uczelnia ogłosiła nabór na ten kierunek, nie mając zgody MENiS. Kontrola ma się zakończyć dzisiaj, ale może zostać przedłużona. - Jeśli zajdzie potrzeba, nasi kontrolerzy znowu pojawią się w jarosławskiej uczelni, być może w nieco innym składzie niż obecny - mówi Grabianowski. (Nowiny)

* Radni zażądali od burmistrza wyjaśnień dotyczących protokołu pokontrolnego RIO. Chcieli, by na ostatniej sesji wyjaśnił, jak realizowane są zalecenia Izby. Odpowiedzi jednak nie otrzymali, bo burmistrz znów wykręcił się pisemną odpowiedzią. Regionalna Izba Obrachunkowa przeprowadziła w Urzędzie Miasta Jarosławia kontrolę finansową za lata 2002 - 2004. W protokole pokontrolnym zawarła ponad pięćdziesiąt uwag skierowanych do burmistrza i podległych mu urzędników. RIO zarzuciła m.in., że opłaty targowe pobierane były przez osobę nieuprawnioną, faktury nie były ewidencjonowane, nie umieszczano na nich daty wpływu, nie ogłaszano przetargów na roboty dodatkowe do inwestycji. Wykryła także, że podmioty gospodarcze niejednokrotnie korzystają z mienia gminnego bez tytułu prawnego, na czym miasto traci finansowo. W zaleceniach pokontrolnych RIO wskazała ponad trzydzieści punktów nakazujących usunięcie wykrytych nieprawidłowości. Radni domagali się, by burmistrz na ostatniej sesji wyjaśnił, w jaki sposób realizuje te zalecenia. Janusz Dąbrowski do udzielenia odpowiedzi upoważnił jednak skarbnika miasta Barbarę Maziarkę. Ta, niczym komentator sportowy, odczytała wyjaśnienia burmistrza skierowane do RIO. J. Dąbrowski nie odpowiedział także na dodatkowe pytania zadawane podczas sesji przez radnych. Stwierdził tylko, że odpowiedzi przygotuje na piśmie.
- Jeszcze nie było takiej sytuacji w poprzednich kadencjach, żeby burmistrz czy wiceburmistrz nie odpowiedzieli radnym bezpośrednio - mówił zbulwersowany wiceprzewodniczący rady Jan Walter. Głos zabrał również przewodniczący komisji rozwoju miasta Janusz Ważny: - Ubolewam nad tym, że radni nie mogą uzyskać odpowiedzi na stawiane pytania, to żenujące. - Wydaje mi się, że jest to próba wszczęcia jakiejś politycznej rozróby - komentuje dociekania radnych burmistrz Dąbrowski. (Życie Podkarpackie)

R E G I O N

Region wód mineralnych...
* - Poproszę Skopowiankę" albo "Fredropolankę". Takie zamówienie w sklepach naszego województwa jest całkiem możliwe. Zasoby wód mineralnych mamy, potrzeba tylko pieniędzy na uruchomienie produkcji. Badania wykazały, że na Pogórzu Przemyskim występują wody mineralne i słone. Najczęściej w postaci naturalnych wypływów. - Wody mineralne znajdują się na terenie Parku Krajobrazowego Pogórza Przemyskiego i strefy ochronnej - potwierdza Stanisława Bańcarz, dyr. Zarządu Zespołu Parków Krajobrazowych w Przemyślu. - W Słonnem, Aksmanicach i Fredropolu występują wody słone,w Birczy i Leszczawce - siarkowe, w Skopowie - źródła mineralne. Zawierają kwas węglowy, siarczki, dwutlenek węgla, chlor. Wykryte wody nadają się nie tylko do picia, ale także do celów leczniczych, m.in. kąpieli. Aby je wykorzystać, wpierw trzeba wyłożyć pieniądze. Samorządy ich nie mają. Cała nadzieja w inwestorach. W gm. Fredropol wody słone zlokalizowano w uroczysku "Żupa". Są tam od dawna. - Kiedyś ludzie brali stamtąd wodę do gotowania, przygotowali strawę, a na dnie naczynia zostawała sól - przypomina mieszkaniec tej wsi, Franciszek Ryzner. - W sąsiedztwie grekokatolicy postawili kapliczkę i wierni do dziś czerpią tam wodę, która ma lecznicze właściwości. Do produkcji wody mineralnej z własnych zasobów przymierza się Bircza. Stara się ona o status uzdrowiskowej miejscowości, co spowodowałoby większe zainteresowanie inwestorów. - W planie miejscowego zagospodarowania przestrzennego wyznaczyliśmy już strefę pod przyszłe obiekty związane z lecznictwem uzdrowiskowym - powiedział wójt Jerzy Góralewicz. Wody mineralne na Pogórzu Przemyskim zawierają najczęściej: CL (chlor), HCO3 (kwas węglowy), H2S (siarczki) i CO2 (dwutlenek węgla). Występują w Słonnem, Skopowie, Birczy, Leszczawce, Fredropolu, Aksmanicach. (Nowiny)

* Placówki medyczne mogą się starać o pieniądze z Unii Europejskiej, ale muszą mieć dobry pomysł na ich wykorzystanie i odpowiednio przygotowany projekt. Do pierwszego etapu projektu zakwalifikowanych zostało tylko kilka placówek podkarpackich, m.in. rzeszowskie pogotowie ratunkowe, szpital w Łańcucie, Leżajsku, Wojewódzki Szpital nr 2 w Rzeszowie oraz Specjalistyczny Zespół Gruźlicy i Chorób Płuc w Rzeszowie. Szpital w Łańcucie przyznane pieniądze wykorzysta na remont najstarszych, pochodzących jeszcze z 1912 roku, budynków oraz zakup sprzętu. - Właśnie zakończyliśmy remont laboratorium z nowoczesną pracownią mikrobiologii - mówi Krzysztof Przyśliwski, dyrektor SP ZOZ w Łańcucie. - Koszt tego przedsięwzięcia to okrągły milion złotych. W bieżącym roku zostaną jeszcze wyremontowane poradnie specjalistyczne oraz budynek, gdzie mieści się oddział wewnętrzny, kardiologia i oddział paliatywny. W czwartym kwartale tego roku przymierzamy się do zakupu karetki reanimacyjnej za 350 tysięcy złotych oraz aparatu rentgenowskiego za prawie milion złotych. Dzięki unijnym środkom zrobimy siedmiomilowy krok do przodu. Cała inwestycja zamknie się sumą prawie 9 mln zł, przy czym 75 proc. kwoty pokryje unijna dotacja. To ogromny zastrzyk gotówki, pozwalający na jej doposażenie w nowoczesny sprzęt, poprawę warunków leczenia chorych i pracy personelu.
- Dzięki już przyznanym dotacjom wdrożyliśmy procedury przetargowe na aparaty rentgenowskie - mówi Janusz Solarz, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala nr 2 w Rzeszowie. Pozwoli to nam na modernizację zakładu radiologii i wymianę przestarzałego sprzętu. Inwestycja wraz z wkładem własnym (wymagane 25 procent sumy) warta jest około trzech milionów złotych. (Super Nowości)

Dzieci, dzieci, dzieci...
* Na porodówkach wiosenne ożywienie. W regionie rodzi się coraz więcej dzieci. To zasługa mam i tatów, którzy sami przyszli na świat pod koniec lat 70. Joanna Hałas z Rzeszowa została mamą już po raz drugi. Trzyosobowa rodzina powiększyła się o małego Michała.
- Córkę urodziłam, gdy miałam 27 lat. Bardzo chcieliśmy z mężem mieć kolejne dziecko. Jestem taka szczęśliwa - pani Joanna z dumą tuli synka. W Podkarpackiem rodzi się nas więcej niż umiera. Pod względem przyrostu naturalnego jesteśmy w krajowej czołówce. A to oznacza, że za kilkadziesiąt lat będzie miał kto pracować na nasze emerytury.
- W naszym regionie dominuje tradycyjny model rodziny. Dla wielu kobiet posiadanie dzieci jest wciąż ważniejsze od kariery - tłumaczy Leszek Gajos, socjolog. - W wieku rozrodczym są osoby z wyżu demograficznego z końca lat 70. i początku 80. Poza tym, nasza młodzież częściej decyduje się zostać tu, niż szukać szczęścia w innych częściach kraju. To, że bociany na Podkarpaciu nie próżnują, zauważają ginekolodzy i położnicy. - 10 dni temu mieliśmy na oddziale aż 50 maluchów - cieszy się Jolanta Żółta, z-ca ordynatora Oddziału Noworodków w Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie. Lekarze odbierają tu każdego dnia od 5 do 10 porodów. Krzysztof Botiuk, ordynator Oddziału Noworodków i Położniczego w Szpitalu Miejskim w Rzeszowie, zauważa, że od 3 lat nie maleje liczba narodzin: - Mamami najczęściej zostają kobiety pomiędzy 20 a 30 rokiem życia. To najlepszy czas na rodzicielstwo. (Nowiny)

Kronika kryminalna

Samookaleczenie na granicy!
* W nocy ze środy na czwartek (z 1 na 2 czerwca) na drogowym przejściu granicznym w Medyce doszło do groźnego incydentu. Podróżny zadał sobie kilka głębokich ran ciętych, a następnie groził funkcjonariuszom celnym. Powodem samookaleczenia się nietrzeźwego desperata było uniemożliwienie mu przez celników przemytu papierosów. Czterdziestosześcioletni Jan Ł., mieszkaniec Przemyśla, wjechał na przejście samochodem marki Audi. Był nietrzeźwy, skierowano go więc do budynku kontroli specjalnej. Podróżny pozostawił samochód i usiłował wynieść torbę, w której jak się okazało, były "lewe" papierosy. Kiedy przeszkodzili mu w tym celnicy, wyjął nóż sprężynowy i zadał sobie kilka głębokich ran ciętych lewego przedramienia, a następnie zaczął grozić celnikom Wezwani na pomoc funkcjonariusze Straży Granicznej odebrali napastnikowi nóż i odprowadzili do pomieszczenia służbowego, w którym został opatrzony przez lekarza pogotowia ratunkowego. Podróżnego oraz nóż, stanowiący dowód rzeczowy w sprawie, przekazano przybyłym na miejsce funkcjonariuszom policji. (Super Nowości)

* 60 tysięcy paczek papierosów i 183 litry przemycanego alkoholu ujawnili przemyscy celnicy. Prawie 400 osób ukarali mandatami na łączną kwotę 62 tysięcy złotych. Na drodze z Przemyśla do Domaradza zatrzymano 29-letniego mieszkańca Nowego Sącza, który w podwójnej podłodze busa ukrył 4300 paczek papierosów przemyconych z Ukrainy.

* Policjanci szukają złodzieja, który skradł dwie lampy oświetleniowe z bramy wjazdowej na cmentarz przy ul. Pod Rozborzem. Straty oceniono na 800 zł.

* Tym razem policjanci nie dali za wygraną. Zatrzymali złodzieja, a skradziony przez niego samochód oddali właścicielowi. We wtorek przed północą mieszkaniec Sandomierza zawiadomił policję o kradzieży peugeota 206. Złodziej odpalił go oryginalnymi kluczykami, które zabrał poszkodowanemu z szafki w szatni. Komunikat o skradzionym samochodzie błyskawicznie otrzymali wszyscy policjanci na Podkarpaciu. Jako pierwsi złodzieja dostrzegli stróże prawa z Niska. Sprawca nie zatrzymał się do kontroli i uciekł. Kilka godzin później trefne auto dostrzegli jarosławscy policjanci. Stało zaparkowane w centrum miasta. Podszedł do niego kompletnie pijany 23-latek, przy którym znaleziono atrapę pistoletu. To właśnie on jest podejrzanym o kradzież peugeota. Mężczyzna mieszkaniec powiatu sandomierskiego został zatrzymany.

* O czerpanie korzyści z nierządu chce oskarżyć Prokuratura Okręgowa pięciu mężczyzn, którzy opiekowali się agencją towarzyską w podjarosławaskiej miejscowości. Podejrzanych zatrzymali funkcjonariusze przemyskiego Wydziału CBŚ w grudniu ub. roku. Pracujące w agencji młode kobiety - Ukrainki i Polki - zeznały, że dzieliły się z nimi zyskiem. Oddawały im połowę tego co dostawały za swoje usługi. Pół godziny spędzone z dziewczyną kosztowało 70 złotych, striptiz u klienta 300 złotych, 10-godzinny pobyt w hotelu 1300 złotych. przygotowany właśnie akt oskarżenia trafi do Sadu Okręgowego w Przemyślu.

Reklama