Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 16.05-22.05.2005 r.

Przemyśl

Drożej za parkowanie...
* Złotówkę za pierwsze pół godziny i 2 zł za każdą następną godzinę zapłacą kierowcy parkujący w centrum, w pobliżu Urzędu Miejskiego i Starostwa Powiatowego. Pomysł wprowadzenia droższej strefy parkowania zaproponowały władze miejskie. Liczą, że dzięki temu, w centrum Przemyśla będzie łatwiej znaleźć wolne miejsce parkingowe. A o te jest trudniej od czasu ograniczenia ruchu i zakazu parkowania na ulicach Franciszkańskiej, Kazimierza Wielkiego, Serbańskiej i Rynku. Na ostatniej sesji tę inicjatywę poparli radni. Dobrą wiadomością dla kierowców jest to, że w kilku miejscach zniesiono obowiązek płacenia za parkowanie. Darmowy postój przywrócono na ulicach Długosza, Rejtana i Placu na Bramie. Podwyżkę opłatą za parkowanie władze tłumaczą ciasnota w centrum miasta. - W rejonach, które są najbliżej urzędów, często brakuje wolnych miejsc parkingowych. Dlatego, aby nieco rozluźnić parkingi w tych miejscach, wprowadzono wyższe opłaty. Mamy nadzieję, że to spowoduje, że kierowcy będą krócej parkować i szybciej zwalniać miejsca dla innych - mówi Witold Wołczyk z Kancelarii Prezydenta Miasta. W innych częściach miastach, gdzie stanowisk parkingowych było mało, zrezygnowano z pobierania opłat za parkowanie. - Nie opłacało się w tych miejscach utrzymywać parkingowych - dodaje Wołczyk. W całym mieście, z wyjątkiem parkingów prywatnych, niepełnosprawni mogą parkować swoje samochody za darmo. (Nowiny)

* W Galerii Sztuki Współczesnej w Przemyślu czynna jest wystawa słowackiego artysty Adama Szentpéteryego, na którą składa się kilkanaście obrazów reprezentujących nurt abstrakcji geometrycznej. Abstrakcjonizm to we współczesnej sztuce kierunek charakteryzujący się wyeliminowaniem wszelkich przedstawień mających bezpośrednie odniesianie do rzeczywistości. Dlatego wszelkie werbalne próby opisania tego zjawiska są niezwykle trudne, a wyniki tych prób dla "normalnego zjadacza chleba“ są najczęściej hermetycznym, mało zrozumiałym tekstem. Jednak czasem warto przebrnąć przez ten pozornie zawiły język, by choć trochę spróbować dotrzeć do świata, który nie istniał do czasu, aż artysta go nie wyraził. Fragmenty wypowiedzi kuratora wystawy Petera Markoviča o malarstwie Szentpéteryego: "(...) Geometryzmy w malarskim układzie Szentpéteryego definiują fundamentalne aspekty jego racjonalnego języka artystycznego. Przy pomocy intelektualnego myślenia autor konstruuje poszczególne dzieła, tworzy logiczną ciągłość szerszego autorskiego systemu komponowania obrazu świata".
"(...) Racjonalistyczna estetyka Szentpéteryego w sposób kategoryczny określa inne (możliwe) formy postrzegania. Dlatego również w Szentpéteryego konstrukcjach struktur świata i analogicznych systemach artystycznych zasadniczo nie znajdujemy żadnych organicznych organizujących pryncypiów i form. Świat organiczny - w postrzeganiu autora - reprezentują określone i odtrącone pryncypia chaosu przypadku, niedefiniowalności i irracjonalności. Szentpétery usunął w sposób systemowy ze swojej estetyki nie dające się zapisać formy organiczne, niestabilne i dane przez nieustanną możliwość przemiany; podobnie, jak w swoim malarstwie odrzucił jeden z najwidoczniejszych wizualnych symbolów przyrody, szczególnie żywej przyrody - kolor zielony, którego "nieodwołalnie" brakuje w jego kolorystycznej kompozycji".
"(...) Malarz Adam Szentpétery ukończył studia malarskie w 1982 roku w czasie obowiązywania dogmatów znormalizowanego środowiska artystycznego i społecznego. Degeneracja środowiska plastycznego głęboko napiętnowała przede wszystkim młodsze generacje artystów. Oficjalna estetyczna doktryna wykluczała autonomię treści i poglądów. Szczególnie geometryczna abstrakcja, ewentualnie abstrakcja jako forma artystyczna, wymykająca się spod ideologicznej kontroli i konsekwentnie forsowanej tezy o formalistycznych aspektach i tezach o zrozumiałości sztuki w sposób zasadniczy wykluczała jakąkolwiek własną prezentację". (Życie Podkarpackie)

* Klaksony, wyzwiska, niebezpieczne manewry - to obrazki, jakie można zobaczyć od kilu dni w bezpośrednim sąsiedztwie przemyskiej archikatedry. Ulica Aleksandra Fredry łącząca ruchliwą ul. Katedralną z przemyskim Rynkiem jest bardzo stroma. Mniej więcej w jej połowie powstało zapadlisko i służby drogowe ustawiły przy nim zakaz ruchu. Samochody, które usiłowały zjechać w kierunku Rynku, wpadały w pułapkę. Zanim zdołały w wąskiej uliczce wycofać się na górę, tuż za nimi ustawiały się kolejne auta. Dochodziło do drobnych stłuczek.
- Wygląda na to, że drogowcy stawiający znak w połowie drogi chcieli umożliwić dojazd do pobliskiego sklepu okolicznym mieszkańcom - wyjaśnia policjant z "drogówki", który starał się zapanować nad sytuacją. Sprawcy całego zamieszania zapewnił, że niezwłocznie ustawią dodatkowe oznakowanie, które będzie zapobiegało powstawaniu takich niebezpiecznych sytuacji. (Nowiny)

Kształcą "Samoobronę"
* Istniejąca od czterech lat Wyższa Szkoła Gospodarcza w Przemyślu stała się prawdziwą kuźnią kadr "Samoobrony". W szeregach partii Andrzeja Leppera udzielają się zarówno pracownicy uczelni, jak i studenci. Żacy w biało-czerwonych krawatach uchodzą zresztą za najbardziej pojętnych. Tylko w ten sposób można przecież wytłumaczyć nader szybkie uzupełnianie przez nich wykształcenia. W przemyskiej Alma Mater wkrótce prac licencjanckich bronić będą dwie czołowe posłanki "Samoobrony": Maria Zbyrowska i jedna z najbliższych współpracownic Andrzeja Leppera Wanda Łyżwińska. Ta ostatnia jeszcze niedawno w rozmowie z dziennikarką jednej z lokalnych gazet nie bardzo wiedziała, co w ogóle studiuje. - Coś z dietami - głośno zastanawiała się czołowa parlamentarzystka "Samoobrony". Dopiero dzięki podpowiedziom przypomniała sobie, że jej kierunkiem studiów jest technologia żywienia. To ten sam kierunek, na którym kształci się poseł Maria Zbyrowska. Po Przemyślu krążą plotki, że podkarpacka parlamentarzystka bardzo rzadko zjawia się na uczelni. Ta jednak stanowczo temu zaprzecza.
- Nie mam żadnej taryfy ulgowej, wręcz przeciwnie. Bardzo poważnie podchodzę do moich studiów, zwłaszcza po artykułach w prasie - zarzeka się posłanka, która tuż przed podjęciem studiów na WSG błyskawicznie zdała maturę w przemyskim Centrum Kształcenia Ustawicznego, w pewnym okresie personalnie powiązanym z WSG. Posłanka dodaje, iż po obronie pracy licencjackiej (z zakresu organizacji firm) zamierza uczyć się dalej, gdyż jest "osobą o silnej osobowości, osiągającą zamierzony cel". W licznych rozmowach z dziennikarzami interesującymi się jej edukacją zawsze podkreślała, że jest nader zdolna. Fama po Przemyślu niesie, że na WSG studiuje wielu działaczy "Samoobrony" także z najbliższej rodziny poseł Zbyrowskiej. Ona sama nie chce jednak o tym mówić. Odpiera, że to nie jej sprawa, a zresztą "obowiązuje ustawa o ochronie danych osobowych". Być może studia na przemyskiej uczelni rozpocznie także inny parlamentarzysta "Samoobrony" Tadeusz Urban, który według naszych informatorów stosunkowo niedawno z powodzeniem zdał maturę w przemyskim CKU. Z kierownictwem uczelni nie udało nam się porozmawiać. Gdy dwa lata temu pisaliśmy po raz pierwszy o WSG, jej współzałożyciel i kanclerz Edward Smyk (w pewnym okresie kierujący Wojewódzkim Ośrodkiem Ruchu Drogowego w Przemyślu) pytany przez nas o to, czy często widuje na uczelni studentkę Marię Zbyrowską, rzucił słuchawką. Ostatnio mówi się, że jest przymierzany do czołowego miejsca na liście wyborczej "Samoobrony" z okręgu przemysko-krośnieńskiego.
- Pan Smyk przede wszystkim jeszcze sam nie zadeklarował swej chęci startu w wyborach, ale jest to osoba kompetentna i na pewno nic by nie stało na przeszkodzie, by kandydował - twierdzi poseł Zbyrowska. Smyk jest obecnie powiatowym szefem "Samoobrony" w Przemyślu, przymierzanym do startu w kolejnych wyborach na prezydenta miasta. Wśród czołowych wykładowców kuźni kadr "Samoobrony" jest m.in. tyleż znany, co kontrowersyjny prof. Antoni Jarosz, rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Jarosławiu, któremu niedawno prokuratura postawiła zarzuty za bezprawne pobranie pieniędzy i groźby karalne wobec jednej z dziennikarek. U niego pracę magisterską bronił syn poseł Marii Zbyrowskiej, radny sejmiku wojewódzkiego i członek rady nadzorczej Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska Adrian Zbyrowski. Od pewnego czasu mówi się, że Jarosz, niegdyś utożsamiany z Ligą Polskich Rodzin, wystartuje z "Samoobrony" w wyborach do Senatu. (Super Nowości)

Rakoczego zostaje
* Mieszkańcy ul. Rakoczego odetchnęli z ulgą. Prezydent miasta Robert Choma w liście do nich napisał, że nie widzi możliwości pozytywnego załatwienia wniosku o zmianę nazwy tej ulicy na Szaszkiewicza. Jak już informowaliśmy, wniosek w sprawie zmiany patrona złożyło Stowarzyszenie Ukraiński Narodowy Dom w Przemyślu. Miał to być powrót do przedwojennej nazwy. Mieszkańcy dowiedzieli się, że w przypadku pozytywnego załatwienia wniosku, musieliby ponosić duże koszty wymiany różnych dokumentów, pieczątek itp. Wyliczyli, że na jedną rodzinę mogłoby to być nawet 500 zł. Najwięcej straciłyby osoby prowadzące działalność gospodarczą. Urząd Miejski zadeklarował, że za darmo może wymienić tylko dowody osobiste. - Zaprotestowaliśmy, gdy dowiedzieliśmy się, że to my będziemy musieli płacić za zmianę nazwy naszej ulicy. Od razu powiedzieliśmy to podczas spotkania z przedstawicielami Urzędu Miejskiego i ukraińskiego stowarzyszenia - mówi Tadeusz Waśko, przedstawiciel mieszkańców. Sprzeciw wyraziły również Zarząd Osiedla i Rada Osiedla nr 13. 29 kwietnia mieszkańcy wysłali w tej sprawie list do prezydenta Przemyśla. 16 maja ponownie interweniowali w naszej redakcji, zaniepokojeni brakiem odpowiedzi. W tym samym dniu przekazaliśmy stanowisko mieszkańców Kancelarii Prezydenta Miasta. Odpowiedź została do mieszkańców wysłana... 16 maja.
- Pismo prezydenta zamyka obecnie sprawę zmiany nazwy ul. Rakoczego - twierdzi Rafał Porada z Kancelarii Prezydenta Przemyśla. (Nowiny)

Pierwsza wycieczka Stowarzyszenia...
* Jednodniowy wyjazd do Lwowa był pierwszą wycieczką zorganizowaną przez Stowarzyszenie Absolwentów I LO im. Juliusza Słowackiego w Przemyślu. Wyjazd miał formułę otwartą. Z oferty mogli skorzystać nie tylko członkowie stowarzyszenia, ale także ich rodziny, znajomi i wszyscy chętni. W programie znalazło się zwiedzanie najcenniejszych zabytków miasta, Cmentarza Łyczakowskiego i Cmentarza Orląt Lwowskich. Na koniec dnia uczestnicy mogli zobaczyć operetkę Baron cygański Johanna Straussa w lwowskim Teatrze Opery i Baletu. Jak zapowiada zarząd stowarzyszenia, to pierwsza, ale nie ostatnia tego typu wycieczka. Już niedługo zorganizowana będzie kolejna, również na Ukrainę. A w dalszych planach - kilkudniowe wyjazdy do Pragi lub Wiednia. Z kolei 25 maja stowarzyszenie zaprasza na kolejny Rajd Absolwenta, który odbędzie się na trasie z Wapowiec do Łętowni. - Zapraszamy nie tylko członków, ale wszystkich sympatyków. Chciałbym też, by doszło do spotkania z członkami podobnego stowarzyszenia przy II LO - mówi Bogumił Gąska, prezes Stowarzyszenia Absolwentów I LO m. Juliusza Słowackiego w Przemyślu. (Życie Podkarpackie)

* Przemyślanie organizują pomoc dla polskich wiosek w rumuńskiej Bukowinie, m.in. dla Nowego Sołońca i Pleszy. - To piękne tereny, lecz bardzo zaniedbane. Trzeba im pomóc - mówi Marek Pantuła, inicjator akcji. Pan Marek jest zafascynowany znajdującymi się na terytorium Rumunii, niedaleko granicy z Ukrainą, polskimi wioskami. Poznał je w 2004 r., gdy zorganizował tam występy niewidomych artystów z Polski. - W Pleszy swoich i obcych witają tylko słowami "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus", lub "Szczęść Boże". - To wspaniali ludzie. Starannie pielęgnują polską tradycję - opowiada pan Marek. W Pleszy jest ok. 50 domów, mieszka tutaj 220 osób. Sami Polacy. Położona na wysokości 734 m n.p.m., otoczona ze wszystkich stron górami, w naturalny sposób jest izolowana od cywilizacji. Chaty są drewniane, kryte gontem. - Nasi rodacy żyją tam w ciężkich warunkach. Obszar ten należy do najbiedniejszych w Rumunii. Dlatego postanowiłem, że trzeba zorganizować dla nich pomoc - wyjaśnia pan Marek. Transport z podarunkami pojechał tam kilka dni temu. Przemyślanie zawieźli m.in. tak podstawowe rzeczy jak jedzenie, słodycze i kuchnię gazową. Dom Polski w Nowym Sołońcu otrzymał antenę satelitarną. Dzięki temu możliwy będzie odbiór polskich stacji telewizyjnych. Uczniowie polskiej szkoły otrzymali zestaw komputerowy. To prezent od uczniów Szkoły Podstawowej nr 15 w Przemyślu. Taka jednorazowa pomoc jest jednak niewystarczająca. Dlatego Marek Pantuła chce pomóc naszym rodakom również w inny sposób. - Polacy odwiedzający te tereny, nawet nie wiedzą o tej odizolowanej wiosce. Dlatego do Pleszy dociera niewielu naszych rodaków, którzy do Rumunii jeżdżą turystycznie. Szkoda, bo te tereny mają niezwykłe walory turystyczne, które mogłyby pomóc w rozwoju tych terenów - twierdzi. W promocji mają pomóc I Bukowińskie Spotkania ze Sztuką, autorski program pana Marka. Zaprezentują się artyści z Polski i Rumunii, w tym niepełnosprawni. I Bukowińskie Spotkania ze Sztuka, których organizatorem jest przemyski oddział Polskiego Towarzystwa Walki z Kalectwem, mają również inny wymiar, ze względu na udział w nich osób niepełnosprawnych. - Z pewnością przyczynią się do umocnienia poczucia swojej wartości u osób niepełnosprawnych poprzez promowanie ich sztuki - twierdzi pan Marek. Wyprawa z darami i Bukowińskie Spotkania ze Sztuka nie byłyby możliwe bez wsparcia sponsorów: przemyskiego oddziału Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej, Nikom System, SP 15 i władz podprzemyskiej gminy Żurawica. (Nowiny)

* W ubiegły czwartek (12 bm.) przemyscy radni przyjęli uchwałę o "wyrażeniu aprobaty dla idei budowy pomnika Ojca Świętego". Zgodnie z intencją prezydenta miałby on stanąć na placu Niepodległości, a planowany tam wcześniej pomnik Żołnierza Polskiego zostałby przeniesiony na plac Berka Joselewicza, gdzie ma być budowane nowe muzeum. W czasie sesji zapadła też decyzja o kolejnym kredycie w wysokości 11 mln zł z przeznaczeniem na pokrycie wydatków oświatowych. Kolejna uchwała zmieniła zasady odpłatnego parkowania. I tak, w górę poszły stawki opłat w miejscach zlokalizowanych najbliżej centrum (z 1 zł do 2 zł za godzinę): Kościuszki, Rynek, Grodzka, plac Dominikański, Ratuszowa, Rybi Plac, Przecznica Wałowa i Wałowa. Za złotówkę - czyli jak dotychczas - parkować będzie można na ul.: Sportowej, Kopernika, Czarnieckiego, Mniszej i placu Legionów. Jednocześnie radni zlikwidowali część stref płatnego parkowania (Długosza, Rejtana, plac Na Bramie) i zmienili godziny, w których parkingi są płatne (od 8 do 17 w dni robocze, od 8 do 14 w soboty, a na ul. Sportowej od poniedziałku do soboty od 6 do 14). W niedziele i święta opłaty nie obowiązują. (Życie Podkarpackie)

J A R O S Ł A W

Monitoring zdał egzamin...
* W mieście od lutego działa 24 - godzinny system monitoringu. Dzięki dziewięciu kamerom rejestrującym wydarzenia w newralgicznych punktach przestępcy nie czują się już bezkarni. Przedsięwzięciem kieruje Straż Miejska. Pracownicy monitorujący miasto mają bezpośredni kontakt także z policją. - Najpierw zawiadamiamy strażników miejskich a dopiero później, w razie potrzeby, policję - zaznaczają w Wydziale Monitorowania i Bezpieczeństwa Miasta. - Dopiero po godzinie 23 do zajść wzywana jest bezpośrednio policja - dodają. Lesław Strohbach, naczelnik Wydziału Monitorowania i Bezpieczeństwa Miasta mówi: - Całe przedsięwzięcie już przynosi efekty. Wraz z policja udało nam się zidentyfikować sprawców wielu kradzieży i rozbojów, "wpadła" m.in. grupa wyrostków demolująca okolice kina Westerplatte. Strohbach, podkreśla, że system ma także walory prewencyjno - zapobiegawcze. Wiadomość o kamerach szybko "idzie w miasto". Dzięki temu np. potencjalni sprawcy rozbojów następnym razem dobrze się zastanowią niż coś zniszczą. (Nowiny)

Rektor stanie przed sądem
* Prof. Antoni jarosz, rektor państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Jarosławiu jest na tyle zdrowy, że może stanąć przed sądem. Taką opinię wydali psychiatrzy z rzeszowskiego szpitala MSWiA. Prokuratura Rejonowa w Przeworsku kończy śledztwo i nie wykluczone, że w najbliższych tygodniach skieruje przeciwko Antoniemu Jaroszowi akt oskarżenia do sądu. Na razie rektor jest podejrzany o bezprawne pobranie 230 tys. zł wynagrodzenia z kasy PWSZ i kierowanie gróźb do Ewy Kłak-Zarzeckiej, dziennikarki "Życie Podkarpackiego". (Super Nowości)

R E G I O N

Niższe emerytury dla byłych SB-eków?!
* Obniżymy emerytury byłych SB-eków oraz prominentnych działaczy PRL - zapowiadają politycy Prawa i Sprawiedliwości. Dziś wielu byłych opozycjonistów ma 800 zł renty - ich oprawcy nawet 6. razy większe emerytury. Na początku lat 90. Antoni Kopaczewski, pierwszy przywódca rzeszowskiej "Solidarności" spotkał na ulicy byłego esbeka, szefa grupy, która go rozpracowywała.
- I jak pan żyje, panie Antoni, bo mnie się żyje świetnie. Ze śmiechem powitał mnie na ulicy - wspomina Kopaczewski, dziś rzeszowski radny. - Wie pani, jak ja się czułem? Jakby historia się ze mnie nie śmiała, ale rechotała w głos. Stanisław Alot, członek grupy "Ujawnić prawdę", która skupia byłych opozycjonistów z Rzeszowszczyzny mówi, że obniżka wysokich dziś emerytur dla byłych SB-eków i ważnych działaczy PZPR to sprawa elementarnego poczucia sprawiedliwości. - Takich emerytur nie powinni brać ci, których praca w PRL-u polegała na niewoleniu narodu i zwalczaniu jego suwerenności - mówi Alot. Nie wiadomo jak dużej grupy osób dotyczy sprawa. W roku 1990 do kwalifikacji w naszym województwie podeszło ok. tysiąc byłych funkcjonariuszy SB. Nie wiadomo też, ilu wcześniej odeszło ze służby. Ci, którzy są na emeryturze dostają pieniądze ze specjalnego funduszu w MSWiA. Zapowiedź prawicy nie wszystkim się podoba. - To poroniony pomysł - komentuje wysoki oficer Milicji Obywatelskiej PRL z Podkarpacia, który po 10 latach służby ma dziś ok. 3 tys. zł miesięcznie renty. Ze służby odszedł w 1990 r. - To się skończy pozwami do Strasburga, bo oni wszyscy pracowali dla legalnego państwa i legalnego ministerstwa. Nasz rozmówca nie rozgranicza funkcjonariuszy MSW na byłych milicjantów i byłych SB-eków, bo wszyscy pracowali w jednym resorcie. - Ale nie słyszałem opinii, żeby któryś powiedział, że w PRL-u służył złej sprawie - dodaje były milicjant.
- Bez względu na to, czy będziemy rządzić, czy nie, przygotujemy ustawę, w której chcemy obniżyć emerytury byłem esbekom i prominentnym działaczom PRL-u. Dziś dostają od 2 do 5 tys. zł. Najwyżsi rangą jeszcze więcej. Działacze opozycji żyją z groszowych rent albo emerytur. (Nowiny)

Czy zniknie Podkarpackie?
* Jeżeli lokalni notable i politycy szybko nie zaczną działać, niedługo województwo podkarpackie może przestać istnieć. Według wykluwających się na rządowych salonach planów za kilka lat Polska może być podzielona na sześć, siedem regionów. Podkarpackie - zaliczane do najmniej rozwiniętych w kraju - straci rację bytu. Lokalni politycy poza hasłami niewiele robią, by tę sytuację zmienić.- Najbardziej niebezpieczne jest przyjęcie liberalnej koncepcji rozwoju kraju z kilkoma lokomotywami i resztą ciągnącą się za nimi. W takim przypadku dla nas taką lokomotywą naturalnie będzie Kraków, zaś my będziemy ciągnąć się w tle - przyznaje marszałek województwa Leszek Deptuła. Jego zdaniem szansą dla nas jest przyjęcie programu rozwoju zrównoważonego. Wielu polityków przyznaje jednak, że na to nie ma wielu szans. Nieoficjalnie mówi się, że w zamyśle premiera Marka Belki była reforma administracyjna polegająca na redukcji liczby województw i stworzeniu kilku regionów, na wzór niektórych krajów zachodnioeuropejskich. W takiej koncepcji nie ma miejsca na funkcjonowania Podkarpacia. Platforma Obywatelska z kolei myśli o 12 województwach. Tu również nie ma pewności, że Podkarpackie w tej koncepcji się zmieści.
- Wiem, że są różne zamysły, ale mam nadzieję, że nierealne. Podstawowa sprawa to usunięcie obecnego układu władzy, hamującego rozwój poszczególnych części kraju - uważa poseł "Prawa i Sprawiedliwości" Marek Kuchciński. Zapewnia, że gdy jego ugrupowanie obejmie władzę, nikt nie będzie nawet myślał o likwidacji Podkarpacia, ale dostrzega zagrożenia.
- Mniemanie, że wszystko co duże jest dobre nie ma uzasadnienia w Polsce. Stworzenie dużego regionu, czyli podporządkowanie nas Małopolsce nie prowadziłoby do rozwoju naszego zakątka, ale do degradacji. Obecny podział administracyjny jest optymalny - uważa marszałek Leszek Deptuła, pytany o plany stworzenia kilku regionów. Sęk jednak w tym, że w walce o województwa decydują nie tylko względy polityczne. W ostatnich latach z Podkarpacia wyprowadziło się szereg istotnych instytucji i firm, które przeniosły swoje siedziby. Straciliśmy zakład gazowniczy, naftę, PKO, ostatnio PZU. Lada moment możemy utracić rzeszowski oddział "Orlenu". Pytani przez nas politycy w większości starają się zachować optymizm. Słyszymy o naszych walorach, konieczności ściągania nowych inwestorów, rozbudowie infrastruktury. Brak jednak najważniejszej rzeczy - wspólnego porozumienia na rzecz Podkarpacia. Na początku obecnej kadencji sejmu mówiło się o powołaniu podkarpackiego zespołu parlamentarnego grupującego posłów wszystkich opcji. Skończyło się na kilku spotkaniach. Pod wpływem mediów alarmujących, że dokonuje się faktyczny rozbiór województwa zorganizowano kilka prowizorycznych narad. Mało jednak było w nich konkretów. Parlamentarzystów wciąż dzielą partyjne animozje, nie łączy ich troska o dobro województwa. Niedawno poseł Władysław Stępień zwołał spotkanie w sprawie organizacji w Rzeszowie Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Nie przybyło wielu prawicowych posłów, gdyż uznali, że nie ma sensu dyskutować w siedzibie SLD. Jak do tej pory nie mieliśmy szczęścia do włodarzy województwa w sprawach dotyczących rozwoju regionu. W 1998 roku rządząca ekipa z wojewodą Zbigniewem Sieczkosiem z AWS na czele zaprzepaściła szansę powiększenia powstającego województwa. Podczas, gdy notable z Krakowa, Lublina i Kielc jeździli po gminach namawiając do przyłączenia się do nich, rzeszowscy oficjele siedzieli w swoich gabinetach. Wówczas straciliśmy Gorlice i Sandomierz - dwa niezwykle ważne rejony. Gdy w 1999 roku wchodziła w życie reforma administracyjna cała Opolszczyzna zaangażowała się z walkę o utrzymanie województwa. Znikły partyjne podziały i animozje. Opolanie w jednym szeregu walczyli o województwo. Wiele wskazuje na to, że Podkarpacie jest realnie zagrożone. Tylko czy nasi politycy będą w stanie wzorem mieszkańców Opolszczyzny równie skutecznie walczyć o swoje? (Super Nowości)

* Podkarpaciem interesuje się firma motoryzacyjna z Niemiec, która chce tu wybudować fabrykę i zatrudnić 500 osób. O tajemniczym inwestorze amerykańskim, który ma zakład w Niemczech, szepcze się w Rzeszowie od wielu miesięcy. Już wczesną wiosną ubiegłego roku marszałek województwa podkarpackiego Leszek Deptuła spotykał się z jego przedstawicielami. Teraz Niemcy przyjechali ponownie. Marszałek nie chce zdradzić nazwy firmy. Twierdzi, że jej reprezentanci nie życzą sobie podawania tej informacji, zanim nie podejmą ostatecznej decyzji wejściu na nasz rynek. Udało się nam dowiedzieć, że inwestor interesuje się terenami w Jasionce i w gminie Głogów Małopolski. Antoni Jeż, zastępca burmistrza Głogowa, jest równie tajemniczy jak marszałek. Zdradza jednak, że gmina zaproponowała firmie trzy lokalizacje: 44 hektary w Rogoźnicy, 30 w Zabajce i tyle samo w Rudnej Małej. Najatrakcyjniejszy wydaje się teren w Rogoźnicy, bo ma już uchwalony plan zagospodarowania. To dla inwestora spore ułatwienie, bo ustalanie planu jest czasochłonne i skomplikowane. Na terenie w Rogoźnicy oddalonej od Rzeszowa zaledwie o 10 km jest już zaplanowana zabudowa przemysłowa. - Gdyby przyszedł do nas inwestor, byłaby to wspaniała sprawa. Przede wszystkim pojawiłyby się nowe miejsca pracy - ma nadzieję wiceburmistrz Jeż.(Gazeta Wyborcza)

Superfotoradar... bat na kierowców?!
* Kierowców zelektryzowała informacja o tym, że już wkrótce pojawią się na polskich drogach superfotoradary, na które nie ma sposobu. Okazuje się, że policja nic o tym nie wie. Wtopione w asfalt, niewykrywalne przez antyradary czujniki będą mogły zarejestrować przekroczenie prędkości jednocześnie przez kilku kierowców jadących różnymi pasami ruchu. Najnowocześniejszy w Europie superfotoradar pozwoli też na stwierdzenie, czy ludzie w samochodzie mają zapięte pasy bezpieczeństwa. Wykaże też, że kierowca rozmawia przez telefon komórkowy. Niemal dwukrotnie droższe od dotychczas stosowanych fotoradarów urządzenie już wkrótce ma stać się postrachem kierowców na krajowej "jedynce" między Łodzią a Tuszynem.
- Z prasy dowiedziałem się o tym, że na moim terenie ma być instalowany taki nowoczesny fotoradar - mówi zaskoczony informacją mł. insp. Andrzej Skubała, komendant powiatowy policji w Koluszkach. - Przypuszczalnie ten zakup planuje urząd wojewódzki, ale z nami nikt nie uzgadniał ani miejsca zainstalowania urządzenia, ani jego obsługi. Być może urzędnicy wojewody sami będą się opiekować tym cackiem za dwieście tysięcy złotych. Sprawdziliśmy też w Komendzie Głównej Policji. W tym roku nie są planowane zakupy superfotoradarów. W najbliższym czasie nie trafią więc na podkarpackie drogi urządzenia tego typu..Mimo to apelujemy do wszystkich kierowców o rozsądne używanie pedału gazu. Nadmierna prędkość, przewyższająca umiejętności kierowców, niemal codziennie jest przyczyną wypadków, a często niestety doprowadza do tragedii. W ich obliczu, mandat za zbyt szybką jazdę jest najłagodniejszą konsekwencją braku wyobraźni i rozsądku za kierownicą. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

* Chwile strachu przeżyły dzieci i ich rodzice, którzy w sobotnie popołudnie wracali z autobusowej pielgrzymki do sanktuarium w Kalwarii Pacławskiej. W autokarze wybuchł pożar. Na szczęście żaden z pasażerów nie odniósł obrażeń.

Reklama