Archiwum aktualnościArchiwalne wydanie tygodniowe: 09.05-15.05.2005 r.
Przemyśl Kłótnia o kasę... Przemyśl się zieleni... * Radni Rady Powiatu Przemyskiego bez większych oporów zagłosowali za przyznaniem absolutorium z wykonania budżetu dla Zarządu Powiatu. Sesja przebiegała bez niespodzianek, a ci którzy spodziewali się że będzie "gorąca" dyskusja związana z udzieleniem absolutorium, zostali zaskoczeni. Głosowanie można podsumować słowami przewodniczącego rady, Zbigniewa Faca - Oto skutki nauczania papieskiego są już widoczne. Radni zapoznali się także z treścią listu z Komisji Ustawodawstwa i Praworządności Senatu Rzeczpospolitej Polskiej, w którym przewodnicząca tejże komisji Teresa Liszcz, dziękuje radnym za przesłanie rezolucji zawierającej protest przeciwko liberalizacji Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. - Ja też nie jestem zwolenniczką legalizacji posiadania nawet małej ilości narkotyków na własny użytek - twierdzi T. Liszcz. - Problem narkomanii jest tak dramatyczny, że nie można ryzykować dalszego rozprzestrzeniania się tej patologii. Dodała, że dla parlamentarzystów, takie listy jak ten od Rady Powiatu Przemyskiego, są ważnymi sygnałami społecznymi. (Super Nowości) * Pochodzący z okresu II Rzeczpospolitej album długoletniego Komendanta Miasta odnaleziono w Przemyślu. Znalezisko budzi zainteresowanie wojskowych, historyków i badaczy regionu. Uczyli celników * Jak żyją ci z nas, którym kiedyś "wysiadło" serce? Ludzie po przeszczepach, operacjach zastawek, z rozrusznikami? Podczas spotkania członków klubu "Metalowe serce", którzy świętowali 8. rocznicę powstania klubu w czwartek (5 bm.) można się było przekonać, ze żyją zupełnie normalnie- tańczą, bawią się i umieją cieszyć życiem, czasem bardziej niż inni, zdrowi zupełnie ludzie. Orkiestra dla "sercowców" grała żwawo i szybko. Ani trochę wolniej, czy spokojniej niż na zabawach dla tych, którzy z sercem kłopotów nie mają. - Bo po przeszczepie, czy operacji trzeba żyć normalnie - mówi Elżbieta Augustyn, drobna, elegancka 42-latka o wyglądzie nastolatki i czarującym uśmiechu. Ela śmieje się, że młodo wygląda, bo jest bardzo "młodym przeszczepem"- nowe serce bije w jej piersiach od 4 miesięcy, na przeszczep czekała od lipca ubiegłego roku. - Kłopoty z sercem zaczęły się u mnie banalnie - opowiada. - Po grypie miałam powikłania i skończyło się zapaleniem mięśnia sercowego. Przed przeszczepem Ela nie mogła nawet wychodzić z domu, teraz czuje się dużo lepiej i żyje "na nowo". - My "przeszczepowcy" myślimy, że darowano nam z nowym sercem drugie, nowe życie - opowiada Ela. Tak samo mówi Stanisław Romanik, 54- latek, którego nowe życie z nowym sercem zaczęło się 2,5 roku temu. - Ja swoje odczekałem na przeszczep i przeżyłem trzy zawały - opowiada. - Teraz czuję się jak nowonarodzony, naprawdę darowano mi drugą szansę. - Czasem myślę o człowieku, którego serce bije w mojej piersi - zamyśla się Ela. - Wiem, że to był młody człowiek, modlę się za jego duszę. Klubowicze "Metalowego serca" nie tylko się bawią. - Przede wszystkim staramy się siebie wspierać - mówi sekretarz klubu Maria Guzdek. - Chodzi o to, by "sercowcy" nie zamykali się w domu, nie żyli sami ze swoją chorobą i nie użalali się nad losem, a starali żyć normalnie. Obecnie klub liczy 76 członków, ale wciąż czekamy na tych, którzy potrzebują wsparcia w chorobie, porady, przyjaciół - tłumaczy. W spotkaniu uczestniczyła m.in. zastępca dyrektora Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu dr Alicja Pietruszka-Zasadny oraz wielu innych lekarzy, którzy sympatyzują z klubem. Obecny był także starosta przeworski Zbigniew Mierzwa, który od początku powstania klubu wspiera go finansowo oraz przedstawiciele gminy Żurawica. (Super Nowości) * Ulica Waygarta jest stromą, wąską i trudną - zwłaszcza zimą - ulicą do pokonania dla kierowców. Ale nie aż do tego stopnia, aby rasowy szofer nie mógł ominąć przegrodzonego chodnikiem z bardzo wysokim krawężnikiem metalowego ogrodzenia Prokuratury Okręgowej i Rejonowej. Zaprzeczył temu kierowca forda fiesty, który w późnych godzinach wieczornych 2 maja z impetem wpadł na parkan, kilka metrów powyżej bramy wjazdowej do prokuratury. W środę, 4 maja, przez kilka godzin odpowiednie służby naprawiały ogrodzenie. Z relacji świadków, mieszkańców pobliskich kamienic, wyglądało to naprawdę groźnie, ale na szczęście skończyło się tylko na dość poważnym uszkodzeniu samochodowej karoserii. Kierowcy nic się nie stało. Na miejsce przybyła ekipa Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Państwowej Straży Pożarnej w Przemyślu, która musiała użyć specjalistycznego sprzętu hydraulicznego, aby wydobyć uwięzione w ogrodzeniu auto. Zgłoszenie nastąpiło o g. 22.35, a akcja trwała 43 minuty. Wzięli w niej udział czterej strażacy. Na miejsce przybyły także dwa policyjne radiowozy. Strażakom nie udało się ustalić nawet przypuszczalnej przyczyny zdarzenia. Jak dowiedzieliśmy się od szefa Prokuratury Rejonowej w Przemyślu Ryszarda Chudzickiego, sprawcą dewastacji ogrodzenia był jeden z... prokuratorów. Niestety, nie udało nam się oficjalnie dowiedzieć, co było jej przyczyną... Rzecznik Komendy Miejskiej Policji Franciszek Taciuch poinformował, że nie dysponują żadną notatką z tego zdarzenia. (Życie Podkarpackie) Zaorał stałą baterię z Twierdzy Przemyśl! Były prezes uniewinniony J A R O S Ł A W Wreszcie na swoim... * Miejscowy Urząd Skarbowy znalazł się na 18. miejscu wśród stu najskuteczniejszych "skarbówek" w Polsce, w rankingu przeprowadzonym przez "Gazetę Prawną". To pierwszy tego typu ranking. Obejmował dane za 2003 rok. W tym okresie jarosławska "skarbówka" miała tylko 4 decyzje, 0,04 proc. wszystkich, zakwestionowane przez Izbę Skarbową, czyli nadrzędną instytucję. Decyzje wydawane są w m. in. w sytuacji, gdy urzędnicy skarbowi naliczą inny podatek, niż zadeklarował podatnik. - Te cztery decyzje nie zostały anulowane, lecz cofnięte przez Izbę Skarbową do ponownego rozpatrzenia. To dobry wskaźnik, a dla nas powód do satysfakcji - mówi Maria Mach, naczelnik Urzędu Skarbowego w Jarosławiu. Wyjaśnia, że tak mały odsetek zakwestionowanych decyzji to efekt ciągłego szkolenia pracowników. Jego potrzeba wynika z nieustannych zmian przepisów podatkowych. Z nowymi jarosławscy urzędnicy zapoznają się zazwyczaj w domu, po godzinach pracy. W niektórych urzędach skarbowych w Polsce, sklasyfikowanych jako najgorsze, co dziesiąta decyzja jest uchylana. Dlaczego? - Podejrzewam, że bierze się to z wysokiego stopnia skomplikowania i niejednoznaczności przepisów. W naszym urzędzie zdarzają się sytuacje, że w większym gronie dyskutujemy, jak zinterpretować jakiś przepis - mówi naczelnik Mach. (Nowiny) Maja dość smrodu... R E G I O N Pierwsza Dama na Podkarpaciu * Rozpoczął się sezon polowań na rogacze - samce saren. Do podkarpackich lasów zjadą myśliwi zagraniczni, głównie z Niemiec, Francji, Danii, Hiszpanii i Włoch. Obecnie sarny opuszczają swe zimowe ostoje, rozluźniają związki stadne i zajmują letnie terytoria. Dorosłe, mocne samce przed okresem rui (przypada ona na przełom lipca i sierpnia) zdobywają terytoria osobnicze, na które nie dopuszczają konkurentów. Swojego terenu bronią walecznie, używając do tego celu nawet poroża. Druga dekada maja to okres, gdy wykształcone jest już całkowicie poroże i może ono stanowić cenne trofeum. U saren rogaczy bardzo często zdarzają się tzw. myłkusy (mocno zdeformowane poroża), które są najcenniejszym trofeum dla myśliwego selekcjonera. Głównym celem polowań w tym okresie jest eliminacja z łowiska osobników słabych, chorych i myłkusów, by nie dopuścić do ich udziału w rozrodzie. Sezon polowań na rogacze potrwa do 30 września, natomiast na sarny kozy można polować w terminie od 1 października do 15 stycznia, czyli po okresie wychowu młodych. Środki finansowe uzyskane z tych polowań są w całości przeznaczane na zagospodarowanie łowisk i dokarmianie zwierzyny. Wpływy te nie pokrywają jednak wszystkich kosztów. Przykładowo w ubiegłym roku nadleśnictwa z terenu Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie dołożyły do ochrony i dokarmiania zwierzyny łownej prawie 80 tys. zł. Na terenie podkarpackich lasów żyje ponad 30 tysięcy saren, z tego 14,2 tysiąca to rogacze. (Super Nowości) * Niemal 160 tys. zł zarobił w zeszłym roku Maciej Lewicki, radny sejmiku województwa podkarpackiego. Dziesięciu podkarpackich samorządowców zarabia rocznie ponad 100 tys. zł, natomiast dochody większości wojewódzkich radnych przekraczają 50 tys. zł. Są jednak i tacy, którzy zarabiają niewiele, a także tacy, którzy nie ujawnili swoich dochodów. Do końca kwietnia samorządowcy wszystkich szczebli mieli obowiązek złożenia oświadczeń majątkowych o zeszłorocznych dochodach i posiadanych zasobach pieniężnych. Ile można zarobić pełniąc funkcję radnego? Przegląd rozpoczynamy od radnych sejmiku wojewódzkiego i członków zarządu Podkarpacia. Oświadczenia majątkowe złożyli wszyscy, lecz nie wszyscy ujawnili swoje dochody. Niektórzy radni wciąż udają, że nie rozumieją treści punktu VIII oświadczenia i zamiast podać w nim osiągnięte w zeszłym roku dochody, wpisują: "nie dotyczy". Czyżby faktycznie nic nie zarobili? - Te oświadczenia są dopiero w trakcie weryfikacji - tłumaczy Konrad Fijołek, dyrektor kancelarii Sejmiku Województwa Podkarpackiego. - Radni, oprócz oświadczeń majątkowych, złożyli też swoje zeznania podatkowe. Do tych, u których stwierdzimy rozbieżności, zwrócimy się o skorygowanie oświadczeń. Rekordzistą wśród podkarpackich samorządowców jest Maciej Lewicki z Przemyśla, ordynator chirurgii w tamtejszym szpitalu. Jego łączny zeszłoroczny dochód wyniósł 158 tys. 861 zł i 30 gr. W tej kwocie diety radnego stanowią tylko symboliczną część - 22,2 tys. zł. Resztę Maciej Lewicki zarobił jako lekarz. Nie jest on człowiekiem oszczędnym, mimo wysokich zarobków jego lokaty wzrosły zaledwie o 50 dolarów. Tak przynajmniej wynika z porównania oświadczeń majątkowych za zeszły i za 2003 rok. Na drugim miejscu pod względem zeszłorocznych dochodów znalazł się Zbigniew Sieczkoś - 150 tys. 286 zł 21 gr. Lwią część tych pieniędzy, 130 tys. 466 zł 19 gr, zarobił on na stanowisku wiceprezesa wydawnictwa R-press, wydawcy Nowin. Funkcję tę objął wkrótce po tym, jak został wojewódzkim radnym. Dzięki temu jego roczne dochody wzrosły o ponad 20 tys. zł. Trzecie miejsce, z dochodami 133 tys. 351 zł, zajmuje Barbara Kuźniar-Jabłczyńska. W porównaniu z 2003 rokiem jej dochody na stanowisku prezesa Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego wzrosły prawie o 45 tys. zł. Kobieta okazała się oszczędniejsza od mężczyzn. Odłożyła w ubiegłym roku 60 tys. zł. Dzięki temu jej lokaty wzrosły do kwoty 180 tys. zł. Dopiero na piątym miejscu w rankingu dochodów znalazł się marszałek województwa, Leszek Deptuła. Dochodami 129 tys. 138 zł ustąpił jeszcze miejsca Romanowi Ryznarowi, który w zeszłym roku zarobił 131 tys. 56 zł. W pierwszej dziesiątce najlepiej zarabiających wojewódzkich samorządowcców znaleźli się jeszcze: Mirosław Karapyta, Tadeusz Sosnowski, Stanisław Kościelny, Józef Szajna i Jerzy Rybka. Zeszłoroczny dochód każdego z nich przekroczył 110 tys. zł. Na drugim biegunie pod względem dochodowości są radni zarabiający niewiele. Bogusław Tofilski utrzymuje się tylko z diety radnego, która w zeszłym roku wyniosła 20 tys. zł. Z kolei Jan Krzanowski deklaruje, że jedyny dochód (21 tys. zł w 2004 roku) osiąga z działalności gospodarczej, prowadzenia Zakładu Mechaniki Precyzyjnej. Marian Daszyk, oprócz diety radnego wojewódzkiego wynoszącej 1750 zł miesięcznie, zarabia jeszcze jako sołtys Jurowców 250 zł co miesiąc. Jego roczny dochód wynosi więc 24 tys. zł. Tylko 25 tys. 685 zł zarobił w zeszłym roku Stanisław Zając. Tak przynajmniej wynika z jego oświadczenia majątkowego. W tej kwocie 19 tys. 820 zł to diety radnego, a 5 tys. 865 zł wyniosły honoraria adwokackie. Mimo stosunkowo niewielkiego dochodu pan mecenas zdołał odłożyć w zeszłym roku aż 116 tys. zł. Tyle bowiem wynosi różnica między zasobami pieniężnymi Stanisława Zająca zadeklarowanymi w oświadczeniach za 2003 i za 2004 rok. Okazuje się więc, że wojewódzkim radnym powodzi się całkiem nieźle. (Nowiny) * Po tym, jak Urząd Marszałkowski zadeklarował wpłatę 7,25 mln zł na konto PKP, kolej przywróciła po południu w piątek ruch pociągów osobowych w regionie. Pociągi nie jeździły od północy w piątek, do godz. 17.02. - To był fatalny okres. Trwają matury. Młodzi ludzie byli zestresowani egzaminem, nie wiedzieli też, czy zdążą a czas jechać do szkół. Poza tym ludzie chcieli dostać się do pracy. Nie rozumiem, jak PKP mogło tak postąpić. Czy wyłącznie chcą wozić powietrze? - mówi mieszkanka Jarosławia. Wstrzymanie pociągów zaskoczyło podkarpackich podróżnych. Tym bardziej, że na dworcach nie było o tym praktycznie żadnej informacji. Aby pomóc mieszkańcom w dotarciu do szkół i pracy, marszałek uruchomił zastępczą komunikację autobusową, ale tylko ze stacji w większych miejscowościach. Ale i tutaj mocno szwankowała informacja. To powodowało zamieszanie i zdenerwowanie podróżnych. * Pieniądze unijne dla powiatów, które rozdysponował Urząd Marszałkowski, dzielą woj. podkarpackie na dwa obszary: bogatą północ i biedne południe. Zarząd Województwa dokonał wyboru 74 projektów, wartość ich dofinansowania to 388,5 mln zł. Zdecydowana większość pieniędzy trafi do powiatów z północnej i środkowej części województwa, podczas gdy południe i wschód pozostają białą plamą. Są powiaty, np. bieszczadzki i jarosławski, które nie dostaną nawet złotówki. Wśród samorządowców z południa wrze. Starosta bieszczadzki Ewa Sudoł: - Wyruszę na wojnę z marszałkiem. Wypowiadam walkę układom towarzysko-politycznym, które przesądziły o takim rozdziale pieniędzy - mówi. - Pieniądze z kontraktu wojewódzkiego także powędrowały na północ. Nie wiem, czy znajdzie się jeszcze ktoś, kto ze mną powie: dość tego! Obawiam się, że nie będzie to liczna grupa. Niestety, w samorządach panuje tchórzostwo. Starosta jasielski Marian Gancarz: - Wszyscy mamy wielkie potrzeby, a pieniędzy jest niewiele. Marszałek stwierdził, że sprawiedliwie podzieliłby je tylko wtedy, gdyby zaangażował sierotkę Marysię. Nie zostaliśmy zakwalifikowani, ale nie zrażamy się. Piszemy kolejne wnioski. Kiepskie potraktowanie Jasła nie wywołuje współczucia wśród innych radnych: - Jasło już miało swoje pięć minut - mówią w kuluarach. Zdaniem radnych, niemal całkowite pominięcie Bieszczadów jest sprzeczne ze strategią województwa, w której nacisk kładzie się na rozwój turystyki. - Jeśli osoby sprawujące władzę nie czują, że w pierwszej kolejności fundusze powinny być skierowane na rozwój infrastruktury turystycznej, to o czym tu mówić?! - oburza się starosta Sudoł. (Nowiny) Kronika kryminalna Wjechali w bunkier... * Czterej mężczyźni, którym znajomy zalegał z pieniędzmi, zaciągnęli go do lasu i brutalnie pobili m.in. metalowym prętem. To cud, że 29-letni mieszkaniec powiatu przeżył. Podejrzani, to mieszkańcy Śląska w wieku od 25 do 30 lat. Zostali tymczasowo aresztowani na 3 miesiące. Z ustaleń policji wynika, że poszkodowany współpracował z podejrzanymi. Skupował dla nich papierosy przemycane zza wschodniej granicy. Ślązacy domagali się od niego zwrotu ok. 5 tys. zł. * 8 maja w Kniażycach nieznany jeszcze sprawca włamał się do jednego z domów i skradł sprzęt gospodarstwa domowego wartości 1400 zł. * W nocy z 7 na 8 maja na polach w Łowcach grasował nieznany jeszcze złodziej. Skradł on włókninę, którą przykryta była uprawa ziemniaków. Straty właściciel oszacował na 800 zł. * 7 maja nieznany sprawca skradł ze szkółki drzew i krzewów ozdobnych w Duńkowiczkach 50 drzewek szlachetnych gatunków. Właściciel szkółki straty wycenił na około 4000 zł. * 7 maja ujawniono, że na terenie Wytwórni Mas Bitumicznych w Przeworsku ktoś ukradł przewody elektryczne wartości około 5000 zł. * W czasie ostatniego weekendu (7-8 maja) policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Przeworsku zatrzymali 7 nietrzeźwych użytkowników dróg, w większości byli to rowerzyści. Rekordzistą był mieszkaniec Studziana, który "wydmuchał" 3,22 promila. * 6 maja jarosławscy policjanci zatrzymali mieszkańca tego miast, który z jednego z lokali gastronomicznych skradł ozdobną rzeźbę (figurkę) przedstawiającą postać kobiety. |