Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 11.04-17.04.2005 r.

Przemyśl

* Służby specjalne nakręciły film z pobytu Ojca Świętego w Przemyślu. W 1991 r. był to ściśle tajny dokument. Niedawno ktoś próbował sprzedać jego kopie. Reporter "Nowin" zdobył wideokasetę z poszukiwanym nagraniem. Wizyta Jana Pawła II w 1991 roku do Ojczyzny była pierwszą po upadku komunistycznego systemu. W nowej rzeczywistości zapewnienie bezpieczeństwa głowie Kościoła urosło do wielkiej rangi. Do ochrony pielgrzymki zaangażowano wszelkie możliwe służby i środki. Funkcjonariuszy wspierali księża, klerycy i wolontariusze. - Dokładne sfilmowanie trasy przejazdu Papieża jak też każdej sekundy jego pobytu w Przemyślu było istotnym elementem systemu zabezpieczenia wizyty - mówi pragnący zachować anonimowość były funkcjonariusz SB. Zdobyta przez naszego reportera kopia datowana jest na 2 czerwca 1991 roku. Film jest swego rodzaju składanką. Obrazy z kilkunastu kamer umieszczonych w oknach i balkonach zestawiono w jeden ciąg. Na tej podstawie można prześledzić wizytę Ojca Świętego w Przemyślu z dokładnością co do sekundy. Kopia, która dysponuje dziennikarz "nowin" ma ślady niewielkich zmian. - Nagrania z wnętrza katedry zastąpiono materiałem nakręconym przez ekipę telewizyjną. Materiał robiony przez funkcjonariuszy nie miał tak dobrego dźwięku - dodaje nasz informator. Nie wiadomo jak materiał wypłynął poza policyjne archiwum. Na pewno ktoś wyniósł kopię kilka lat temu i przechowywał ją w domowych zbiorach. Po śmierci Papieża wszelkie pamiątki z Nim związane nabrały wielkiej wagi. Nakręcony dla celów służbowych film stał się nieoczekiwanie cennym dokumentem z pobytu Jana Pawła II w Przemyślu. (Nowiny)

Pytali prezydenta
* O dziurawe drogi, o nieoświetlone ulice i o to, jak się jeździ nowym służbowym samochodem pytali Roberta Chomę przemyślanie na internetowym czacie 1 kwietnia br. Wirtualna rozmowa trwała ponad godzinę, wzięło w niej udział około 50 osób. Internauci pytali najczęściej o remonty ulic, domagając się konkretnych odpowiedzi (kiedy i która ulica zostanie załatana). Podobnie z oświetleniem: władzom miasta wytknięto niemal każdą zepsutą lampę. Prezydent nie zgodził się z kilkakrotnie powtarzającymi się określeniami, że Przemyśl jest zapomnianym i padającym miastem, przyznał natomiast, że nie wszystko jest tak, jak powinno być. Z konkretów Robert Choma wspominał o planach rozpoczęcia budowy obwodnicy w ciągu najbliższych dwóch lat, o pracach związanych z oczyszczaniem fortów, o przewidywanym już za rok zagospodarowaniu oczek wodnych przy Sanockiej i o dużej szansie na reaktywowanie w Przemyślu sądu okręgowego. Zdementował natomiast pogłoski, że jeszcze w tym roku miałby w mieście pojawić się duży zachodni hipermarket i że zmiana dyrektora w Przemyskim Centrum Kultury i Nauki miała podłoże polityczne. Jeden z internautów zasugerował, by miasto do walki z niżem demograficznym użyło tzw. becikowego, ale prezydent uznał, że prawnej możliwości wypłacania takich dodatków z miejskiego budżetu nie ma. Na pytanie "jak się jeździ nowym samochodem?" (peugeot 406) Robert Choma odparł: - Zdecydowanie bezpieczniej. Następny czat przewidziany jest na początku maja. W przeciwieństwie do pierwszej debaty, każda następna ma mieć określony temat. (Życie Podkarpackie)

* Za wytrwałą działalność charytatywną na terenie archidiecezji Prowincja Przemyska Sióstr Felicjanek została przez Caritas AP uhonorowana nagrodą - statuetką "Dobrego Pasterza". Jest to dla nas nie tylko ogromny zaszczyt i wyróżnienie, ale i wezwanie do kontynuowania z jeszcze większą energią tego dzieła, zgodnie z dewizą naszego Zgromadzenia: "Być zawsze na posługi bliźnim" - mówi s. Amadeus Czesława Pacławska, wikaria prowincjalna.
- Nikt się tego nie spodziewał! Tym większa radość i motywacja, by to, co robimy dotąd, robić jeszcze lepiej - dodaje s. Agnieszka Pustelak, felicjanka, kierowniczka Centrum Charytatywnego Caritas im. bł. Jana Balickiego w Przemyślu. To archidiecezjalna Caritas od 3 lat nagradza statuetkami "Dobrego Pasterza" osoby i instytucje najbardziej zaangażowane w działalność charytatywną i wspierające caritasowskie inicjatywy. W kategorii: instytucja współpracująca z Caritas, w br. Kapituła III edycji "DP" wyróżniła Przemyską Prowincję Felicjanek, obejmującą ok. 300 sióstr (w tym ok. 100 w samym Przemyślu). S. Kornelia, s. Józefina, s. Bartłomieja i inne zakonnice z klasztoru na Zasaniu od lat prowadzą kuchnię dla ubogich im. bł. Matki Marii Angeli. Dziennie wydają około 150 posiłków (również na wynos). Do stołu w zawsze czyściutkiej jadalni klasztornej może usiąść każdy znajdujący się w potrzebie. Dla nikogo nie zabraknie pożywnej strawy i chleba. - My ich nazywamy po prostu: ludzie potrzebujący - mówi jedna z sióstr, serwując gorącą zupę "z wkładką". - Gdyby nie te kochane siostrzyczki - nad talerzem rozkleja się rencista Jurek - na pewno zdechłbym z głodu pod płotem i już dawno wąchał kwiatki - mówi dosadnie. - Mam dołek życiowy. Ale jeszcze może się podźwignę. Muszę się zapisać do AA. Prócz tej kuchni, felicjanki prowadzą też w Przemyślu świetlicę profilaktyczno-wychowawczą. Korzysta z niej ok. 30 dzieci z rodzin ubogich i potrzebujących pomocy. Siostry raczej wolałaby nie podawać swoich zakonnych imion. Obecnością fotoreportera też nie są zbyt zachwycone. Im nie chodzi o rozgłos. Wszak ich przesłaniem jest służyć potrzebującym, każdemu bez wyjątku, z bezgranicznym poświęceniem. (Nowiny)

Papież na graffiti...
* Działalność malarzy graffiti nie ma w naszym kraju zbyt dobrej opinii. Z reguły ogranicza się do upstrzenia kolorowymi farbami świeżo odremontowanych ścian. O jakości malarskiej i literackiej tych "dzieł" lepiej nie mówić. Zdarzają się jednak chlubne wyjątki. W przeddzień uroczystości pogrzebowych Ojca Świętego podszedł do mnie na ulicy młody człowiek i zapytał, czy zdjęcia, które właśnie robiłem są na zamówienie jakiejś gazety. "Bo wie pan, my z kolegami mamy fajny portret papieża, na ścianie bloku przy ulicy Słowackiego 34a". Poszedłem w to miejsce i moim oczom ukazał się nadnaturalnych rozmiarów portret Jana Pawła II, wyrysowany na ścianie węglem, obok niego herb papieski i jeszcze kilka innych rysunków, wykonanych podobną techniką. Następnego dnia poszedłem tam jeszcze raz. Na schodkach nieopodal siedziała grupka młodych ludzi, wyraźnie zainteresowanych moim zainteresowaniem portretem Ojca Świętego. Wywiązała się między nami rozmowa. Chłopcy opowiedzieli mi historię powstania graffiti. Mówili z wielkim przejęciem, jak załatwiali sprawę w administracji bloku, kto gruntował ścianę na biało, kto jest autorem wszystkich tych rysunków. Na końcu dodali, "Janek jest nasz i ktokolwiek chciałby zniszczyć nasze dzieło, będzie miał kłopoty…". Na zakończenie wrzucę kamyczek do ogródka prezydenta Przemyśla, może czcigodnej rady miejskiej również. Kilka, a może już kilkanaście lat temu w Warszawie i kilku innych miastach wystawiono na ulicach tablice, na których do woli mogli dawać upust swym talentom plastycznym domorośli artyści. Może to jest jakaś metoda walki z powszechnym zalewem wandalizmu sprajowego, a jeśli przy okazji wypromuje się jakiegoś młodego, zdolnego, splendor spłynie na całe miasto i jego władze również. (Życie Podkarpackie)

Na problemy radia HOT... Eska?
* Przeciągają się negocjacje w sprawie przejęcia przez popularną Eskę przemyskiego Radia HOT. Słuchacze wiążą ze zmianą właściciela spore nadzieje. Liczą, że znowu będzie to lokalne radio a nie sama muzyka. Spekulacje, że lokalna rozgłośnia może zamilknąć na zawsze, okazały się mocno przesadzone. Wprawdzie serwisy i programy lokalne ograniczono w nim do minimum, ale Radio HOT nadal żyje. - Co to za radio? Informacji z Przemyśla tyle, co kot napłakał. To już zwykły muzak - krytykują internauci. Niektórzy dziennikarze odeszli z redakcji. Rafał Porada, do niedawna szef anteny, pracuje już w przemyskim magistracie jako urzędnik. Żadnemu z trójki pozostałych dziennikarzy nie powierzono jego funkcji. Mimo że Eska posiada już pakiet większościowy, do przeprowadzenia gruntowniejszych zmian potrzeba ugody z kilkoma drobnymi współwłaścicielami. Ci chcieliby sprzedać swoje pakiety jak najdrożej, Eska nie zamierza przepłacać. Stąd też rozmowy przeciągają się. - Pomimo stanu pewnej niepewności jak potoczą się negocjacje, nasz zespół pracuje normalnie i z optymizmem patrzy w przyszłość - mówi redaktor Andrzej Orzechowski z Radia HOT. Optymiści liczą, że z chwilą przejęcia przemyskiej rozgłośni przez nowego właściciela co najmniej 10 proc. czasu antenowego zapełnią informacje i programy lokalne. Problemem z którym na starcie będzie musiał się uporać nowy właściciel, jest zadłużenie. (Nowiny)

* Zastąpiona dwa lata temu przez Jana Jarosza Renata Nowakowska wróciła na kierownicze stanowisko. Od 1 kwietnia jest dyrektorką Przemyskiego Centrum Kultury i Nauki (czyli MOK połączonego z ROKEiN). Decyzję w tej sprawie podjął prezydent z początkiem ubiegłego tygodnia. Oficjalnie Renata Nowakowska - dwa lata temu naczelnik wydziału kultury, a ostatnio zastępca naczelnika wydziału edukacji - pracuje w PCKiN od 1 kwietnia: - Raczej kontynuacja, a nie rewolucja - mówi, pytana o plany programowe. - W końcu tutaj nie działo się nic złego... Bogusław Danielak, kiedyś dyrektor "Niedźwiadka", ostatnio szef PCKiN, przyznaje tylko, że jest zaskoczony: - Nie spodziewałem się... Ale nie chcę komentować decyzji prezydenta. Muszę trochę ochłonąć. Jan Jarosz, naczelnik wydziału kultury: - Uważam, że to lepsza kandydatura. Nie umniejszając zasług poprzedniego dyrektora, widzę szansę na ożywienie w przemyskiej kulturze. Pani Nowakowska po dwuletniej przerwie w działalności na tej niwie wraca z dużym dystansem i świeżymi pomysłami. Zarzutów do pracy pana Danielaka nie było, poza tym, że zawsze mogło być lepiej niż było. Pewną przeszkodą w dalszej pracy na stanowisku dyrektora był brak wymaganego wyższego wykształcenia. Ale pan Danielak ma duże doświadczenie, więc zostaje w PCKiN. O ile się orientuję, na stanowisku starszego instruktora. (Życie Podkarpackie)

Nowe nadzieje na Muzeum...
* Ożyły nadzieje na powstanie nowego gmachu Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej. Dotychczasowa siedziba, zgodnie z decyzją Komisji Majątkowej, zostanie niebawem przekazana kurii metropolitalnej obrządku greckokatolickiego. Zabiegamy o środki z UE - mówi dyrektor Mariusz Olbromski. - Złożyliśmy w tej sprawie wniosek do Zintegrowanego Programu Operacyjnego. Chodzi o 18 mln zł. Decyzję poznamy z końcem kwietnia, jesteśmy dobrej myśli. Pozostałe 25 proc. zapewnił Urząd Marszałkowski, a Ministerstwo Kultury dodało trzy miliony. Koszt budowy całego gmachu to 28 mln. Zastępca dyrektora Wojciech Władyczyn także jest optymistą. - Byłby to duży sukces nie tylko Przemyśla, w którym powstałby pierwszy w powojennej Polsce gmach muzeum wybudowany od podstaw, ale także całego regionu. Tymczasem trwają kolejne prace przy odrestaurowanej już i przekazanej muzeum zabytkowej kamienicy Rynek 9. Belki i inne elementy stropu zabezpieczono, zakonserwowano też polichromie. Na podstawie fragmentów dwóch zachowanych kafli odtworzono w tzw. wielkiej izbie barokowy piec. Odkopano też piwnice, uzyskując pięć pomieszczeń, które są teraz klimatyzowane. - Już z początkiem maja zamierzamy otworzyć tam stylową winiarnię i staromieszczańską restaurację - zapowiada dyr. Olbromski. - Taki lokal powinien przyciągać turystów. (Nowiny)

* Piasek zmieszany z solą zamiast na składowisko odpadów, wysypywany jest na miejskie zieleńce. Mieszkańcy są oburzeni. Uważają, że to skandal. Urzędnicy uspokajają, że zagrożenia dla środowiska nie ma. Wiosenne porządki przy ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego, jednym z reprezentacyjnych deptaków Przemyśla, nie wzbudziłyby może emocji, gdyby nie praktyki służb oczyszczania miasta. Zgromadzone hałdy słonego piasku na odcinku około stu metrów pracownicy zrzucili poza żywopłot, wprost na trawę.
- Jeśli taki fakt miałby miejsce, to byłby przykład samowoli. Służby oczyszczania miasta wiedzą, że taki piasek nie może być wykorzystany nawet do powtórnego wysypywania na oblodzone ulice. Musi trafić na składowisko odpadów - skomentował zarzuty Witold Wołczyk z kancelarii prezydenta Przemyśla. Do zimowego utrzymania dróg w Przemyślu używa się w razie potrzeby 5 -procentowej mieszaniny piasku i soli. Urzędnicy uspokajają, że w ciągu zimy sól jest częściowo wypłukiwana i jej stężenie w piasku maleje. Jeśli trafi na składowisko odpadów, to nawet w większej ilości nie powinna zagrażać środowisku. - Ale miejski trawnik to nie wysypisko. Zgromadzona sól zniszczy zieleń. Poza tym wzdłuż Sanu spacerują dzieci i zwierzęta - alarmują mieszkańcy okolicznych kamienic. Niewykluczone, że pracownicy wiedzieli co robią. Do zdarzenia doszło późnym popołudniem, kiedy na deptaku nie było już spacerowiczów i nie miał kto protestować. (Nowiny)

Prezydent Ukrainy w Przemyślu
* Prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko spotkał się we wtorek (12 bm.) ze społecznością ukraińską w Ukraińskim Narodowym Domu w Przemyślu. Na początku było ...nerwowo. Na prezydenta czekano pod Narodowym Domem Ukraińskim od rana. Tymczasem Wiktor Juszczenko się spóźniał, a napięcie oczekujących rosło. Wreszcie dojechał! Oczekujący przyjęli Juszczenke owacyjnie. Zniknęła nerwowość towarzysząca opóźnianiu się wizyty. Prezydent oczarował i nie zawiódł tych, którzy na niego czekali. Wysłuchał w skupieniu przemów abp. Jana Martyniaka i bp. Adama Dubeca oraz przewodniczącego Związku Ukraińców w Polsce Myrona Kertyczaka i przewodniczącej przemyskiego oddziału związku Marii Tuckiej. Sam chętnie odpowiadał na pytania, nawet te trudne, dotyczące tragicznej przeszłości Polaków i Ukraińców, jako współsąsiadów. Prezydent nie zapomniał też o przybyłej społeczności łemkowskiej. Niemało czasu poświęcił Wiktor Juszczenko stosunkom polsko - ukraińskim oraz roli, jaką odegrała postawa RP w losach "pomarańczowej rewolucji". Podkreślił solidarność zarówno władz RP w walce Ukrainy o demokratyczne wybory, jak i społeczne poparcie Polaków dla ukraińskiego ruchu demokratycznego. Podczas spotkania mówiono również o budynku w którym mieści się Ukraiński Dom Narorodowy, a ściślej o sprawie zwrotu go Związkowi Ukraińców w Polsce. Budynek wybudowany został przed II woja światową ze składek społecznych, obecnie jednak jest własnością Skarbu Państwa. Prezydent Przemyśla Robert Choma obiecał doprowadzić do spotkania radnych rządzącej koalicji z przedstawicielami związku. - Jedynym organem mogącym podjąć decyzję w sprawie zwrotu budynku jest Rada Miejska - powiedział R. Choma. Jest zatem szansa, że wizyta W. Juszczenki w Przemyślu pomoże w uregulowaniu sprawy budynku. Spotkanie z ukraińskim prezydentem przyniosło wiele radości i nadziei członkom społeczności ukraińskiej, nie tylko mieszkającej na Podkarpaciu. Obecne były delegacje Ukraińców i Łemków z całej Polski. - To dla nas wielkie przeżycie spotkać Wiktora Juszczenkę i usłyszeć, że prezydent Ukrainy myśli o nas i interesuje się nami - powiedziała jedna z uczestniczek spotkania. (Super Nowości)

Plany Twierdzy Przemyśl dla wszystkich...
* Unikalne, nieznane dotąd plany Twierdzy Przemyśl może posiadać każdy. Wystarczy, że kupi album "Plany Twierdzy Przemyśl". Prezentacja tego niezwykle ciekawego wydawnictwa odbyła się w przemyskim Archiwum Państwowym. Plany Twierdzy Przemyśl były najbardziej strzeżonymi dokumentami Monarchii Austro - Węgierskiej. O ich zdobycie walczyły wywiady Rosji i sprzymierzonych z nią państw. Po I wojnie światowej bezużyteczne dla armii dokumenty trafiły do wiedeńskiego Archiwum Wojny. Niedawno część z tych tajemniczych dokumentów (a właściwie ich doskonałe kopie) przywiózł do Przemyśla dr Michał Proksa. - Istnieje ogromne zainteresowanie historią przemyskiej twierdzy. Zdecydowaliśmy, by udostępnić nieznane dotąd ogółowi społeczeństwa mapy okolic Przemyśla i plany poszczególnych fortów - wyjaśnia Bogusław Bobusia, dyrektor Archiwum Państwowego w Przemyślu. Autorami albumu są Bogusław Bobusia, Marek Gosztyła i Monika Zub. (Nowiny)

Koniec pojednania kibiców?
* Kilka dni temu skłóceni kibice Polonii i Czuwaju zaskoczyli wszystkich wspólnym marszem ku czci Ojca Świętego i pozowaniem do rodzinnej fotografii. Wydawało się, że dojdzie do zgody. Niestety, w sobotę i niedzielę konflikt rozgorzał na nowo. Potwierdzeniem dobrej woli sympatyków obu drużyn miał być sobotni mecz przemyskiego Czuwaju z Granicą Stubno. Na trybuny Czuwaju zostali zaproszeni fani przemyskiej Polonii i władze tego klubu. Kilkudziesięciu "polonistów" z flagami i klubowymi szalikami ruszyło w stronę stadionu Czuwaju. Na czele szedł Jerzy Miśkiewicz, prezes Polonii. Ok. 200 metrów przed boiskiem, w okolicy mostu kolejowego, zostali zaatakowani przez 30 wyrostków.
- Nie kryli, że są kibicami Czuwaju. Doszło do szarpaniny. Prezesowi Miśkiewiczowi zabrali klubowy szalik - opowiada świadek. Obecność policji zapobiegła rozróbom. Poloniści przeszli na drugi brzeg Sanu. To ich tradycyjne miejsce podczas meczy Czuwaju, którego boisko znajduje się tuż przy rzece. Podczas meczu doszło do kilku słownych utarczek. Spiker namawiał fanów Polonii, aby mimo wszystko przyszli na stadion Czuwaju. Odpowiadał mu śmiech młodszych kibiców. Obecność policji zapobiegła również rozróbom podczas niedzielnego meczu Polonii II z MKS Radymno. Z kibicami tego drugiego klubu od dawna przyjaźnią się sympatycy Czuwaju. Z tego powodu przyszli na "nie swój" mecz.
- Chcielibyśmy, aby kibice tych obu drużyn wreszcie się pogodzili i aby to porozumienie było przez wszystkich akceptowane - mówi podinsp. Franciszek Taciuch, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu. - Byłoby wtedy mniej burd w naszym mieście. Zabezpieczanie meczy to spore wydatki dla organizatorów imprezy i dla policji. Wśród przemyskiej młodzieży można usłyszeć opinie, że jeżeli dojdzie do pojednania, to będzie ono tylko oficjalne.
- Co z tego, że dogada się paru polonistów z kilkoma czuwajczykami i podpiszą jakieś porozumienie. Znajdą się tacy, którzy będą chcieli kłótni i nic ich nie powstrzyma - mówi młody kibic. 14 kwietnia ma dojść do pojednawczego spotkania kibiców obu drużyn - z inicjatywy prezydenta Przemyśla Roberta Chomy.
- Spotkanie zostało zaplanowane jeszcze przed weekendowymi meczami. Prawdopodobnie, pomimo weekendowych ekscesów, do niego dojdzie, gdyż nadal wierzymy, że porozumienie jest możliwe - mówi Witold Wołczyk z Kancelarii Prezydenta Przemyśla. (Nowiny)

J A R O S Ł A W

* Janusz Szynal od 4 kwietnia pełni stanowisko dyrektora Centrum Opieki Medycznej w Jarosławiu. Od jesieni ub.r., po rezygnacji ze stanowiska dyrektora COM Urszuli Słychań-Wysockiej, obowiązki pełnił jej zastępca Tomasz Niedźwiedź. Później dodatkowo wspierała go lek. med. Janina Dańczak-Balicka. Pierwszego kwietnia zarząd powiatu jarosławskiego powierzył to stanowisko lek. med. Januszowi Szynalowi, dotychczasowemu dyrektorowi Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Jarosławiu, wcześniej lekarzowi COM. - O wyborze dyrektora Szynala zadecydowało jego doświadczenie. Jarosławski sanepid podczas jego zarządu był oceniany jako jeden z najlepszych w Polsce. Mam nadzieję, że taką samą opinię będzie miał szpital - podkreśla starosta jarosławski Tomasz Oronowicz. Jak poinformował nas starosta, zastępcami J. Szynala nadal będą Tomasz Niedźwiedź oraz Janina Dańczak-Balicka. (Życie Podkarpackie)

P R Z E W O R S K

* Miasto jest jednym z nielicznych w Polsce, gdzie obchodzi się Święto Grobu Chrystusa. Pielgrzymów do miejscowej świątyni przyciąga replika grobu jerozolimskiego. Wyjątkowe misterium odbędzie się tutaj w najbliższą niedzielę. Tradycja misterium sięga czasów średniowiecza, gdy gospodarzami świątyni byli Templariusze tzw. szpitalni, zwani u nas najczęściej Miechowitami lub Bożogrobcami.
- Za pierwowzór przeworskiego Sepulchrum Domini posłużył zapewne relikwiarz podarowany w 1584 r. przez Karola Boromeusza kardynałowi Andrzejowi Batoremu, ówczesnemu generałowi Bożogrobców, w czasie jego pobytu w Rzymie. Relikwiarz wyobrażał aktualny wygląd Grobu Pańskiego w Jerozolimie, czyli już po jego przebudowie dokonanej w 1555 r. przez franciszkanów - wyjaśnia ks. prałat Stanisław Szałankiewicz, proboszcz przeworskiej bazyliki. Grób rozplanowano na rzucie dwóch prostokątów, z których pierwszy, zwany "Kaplicą Anioła" tworzy jakby przedsionek, oraz drugiego - kryjącego ołtarz, czyli właściwej komory grobowej. W podziemiach, pod białą marmurową posadzką znajduje się krypta, w której pochowani są członkowie rodu Lubomirskich. Kaplica Grobu Pańskiego w przeworskiej Bazylice jest nie tylko cennym zabytkiem architektury, ale przede wszystkim miejscem kultu religijnego. Po latach świetności, Przeworsk pod zaborem austriackim znacznie podupadł - za rządów cesarza Józefa II zakon Bożogrobców w 1819 roku został zniesiony. Wraz ze śmiercią proboszcza przeworskiego ks. Kacpra Mizerskiego w 1846 r. kult Grobu Chrystusa w Przeworsku był zredukowany do pobożności prywatnej, a kaplica zamknięta. Po 123 latach przerwy, staraniem ks. prałata Adama Ablewicza dokonano gruntownej renowacji Kaplicy Świętego Grobu. - 20 kwietnia 1969 r. ks. biskup Ignacy Tokarczuk, ordynariusz przemyski, dokonał restytucji Święta Grobu Chrystusa. Od tego momentu obchodzone jest ono corocznie, tak jak w czasach Bożogrobców, w drugą niedzielę po Wielkanocy - przypomina prałat Szałankiewicz. (Nowiny)

* W całej Polsce lawinowo napływają do sądów pozwy przeciwko portugalskiej firmie Jeronimo Martins, właścicielowi sieci sklepów "Biedronka". Na Podkarpaciu pierwszych czterech pracowników tej sieci, wygrało proces z nieuczciwym pracodawcą, otrzymując należne im wynagrodzenie za nadgodziny. Jednym z byłych pracowników Biedronki, który dochodził swoich praw przed sądem jest Adam Pasterski, (43 l), były kierownik przeworskiego sklepu. Pan Adam jako pierwszy w Polsce kierownik, po zawarciu ugody z firmą JMD otrzymał połowę żądanych pieniędzy za przepracowane nadgodziny. Pieniądze za dodatkową pracę otrzymali także jego trzej współpracownicy.
- Pracowaliśmy z żoną w przeworskiej Biedronce od chwili jej otwarcia, w sumie 6 lat.- mówi A. Pasterski - Pracę tę traktowaliśmy jak własne dziecko, jako że swoich nie mamy. Poświęcaliśmy jej cały swój czas i energię. Harowaliśmy uczciwie, nawet po 16 godzin na dobę. A co otrzymaliśmy w zamian? Ja przypłaciłem to, chorym sercem i utratą pracy, żonie zaś do dziś śnią się koszmary, i dostaje gęsiej skórki, kiedy widzi telewizyjną reklamę dżemu "z biedronki". Żona Adama Pasterskiego została zwolniona z pracy w Biedronce dyscyplinarnie. Na trzy zarzucane jej przez pracowników kontroli wewnętrznej wykroczenia, dwa zostały wycofane przed sądem pracy przez przedstawicieli firmy Jeronimo. Przyznali oni, że było to drobne nieporozumienie. Co do trzeciego zarzutu, o rzekomego nie policzenia klientowi zgrzewki wody mineralnej o wartości 3,30 zł, do dziś nie wiadomo kto miał rację. Koronnym argumentem oskarżenia było nagranie z kamery zainstalowanej w sklepie w tajemnicy przed personelem.
- Poczułam się jak na przesłuchaniu z czasów komunizmu, postawiona w krzyżowym ogniu pytań - relacjonuje była pracownica Biedronki. - Próbowałam tłumaczyć, że nie kazałam klientowi wyciągać z koszyka całego opakowania wody, gdyż kod towaru znałam na pamięć. Panowie ogłupili mnie i posądzili o oszustwo. Zaszczuli mnie wręcz i straszyli policją i prokuratorem - mówi z płaczem Zofia Pasterska. - Ze strachu przyznałam się na piśmie do przeoczenia towaru, nie zdając sobie sprawy, że podpisałam tym samym wyrok na siebie. W kilka minut później, na biurku kierowniczki czekała na mnie "dyscyplinarka". Pani Zofia dochodziła swoich praw przed Sądem Pracy. Starała się o przywrócenie jej na poprzednio zajmowane stanowisko i zasądzenie odszkodowania. Sąd przychylił się do pozwu Zofii i nakazał firmie Jeronimo Martins wypłacić odszkodowanie w kwocie dwumiesięcznej pensji. O posadę Zofia nie chciała już walczyć. (Super Nowości)

R E G I O N

Tanie paliwo z Ukrainy...
* Gwałtownie rośnie prywatny przywóz paliwa z Ukrainy do Polski. Kierowcom opłaca się je sprowadzać, bowiem jest ono tam dwukrotnie tańsze.
- Zgodnie z prawem, kierowca samochodu osobowego może legalnie przewieźć paliwo tylko w fabrycznie wykonanym baku plus 10 litrów w kanistrze - wyjaśnia Małgorzata Eisenberger-Blacharska, rzecznik Izby Celnej w Przemyślu. Z tej możliwości coraz częściej korzystają mieszkańcy przygranicznych miejscowości. Najbardziej aktywni potrafią przekroczyć polsko-ukraińską granicę nawet 2-3 razy dziennie. - Wystarczy pojechać do granicznych Szegini lub pobliskiej Wolicy. Tam zaopatruję się w tanie paliwo - mówi pan Czesław, który codziennie wyjeżdża swoim audi na Ukrainę. Część przywiezionego paliwa wykorzystuje na swoje potrzeby, resztę sprzedaje sąsiadom i znajomym. W Medyce ukraińscy handlarze oferują tanie paliwo już w sąsiedztwie przejścia granicznego. W Przemyślu jest kilka nielegalnych rozlewni. Największa z nich funkcjonuje przy ul. Zana. Po ukraińskie paliwo wyjeżdżają też prywatni przewoźnicy dysponujący autokarami turystycznymi. Zbiornik w autokarze może pomieścić nawet kilkaset litrów paliwa.
- W przypadku łamania przepisów dajemy mandaty i obciążamy nieuczciwych kierowców dodatkową akcyzą za przewożone nadwyżki - ostrzega Eisenberger-Blacharska. (Nowiny)

* Ponad 12,5 mln zł do podziału na siedmiu? Są w Polsce firmy, w których można tyle zarobić. O dziwo, jedną z takich firm okazuje się być nasza telekomunikacja. Zarobki dotyczą jednak tylko kilku członków zarządu firmy. Są to ci sami ludzie, którzy pod koniec ub. roku, postanowili wysłać na zieloną trawkę kilka tysięcy pracowników swojej firmy. Marek Józefiak, prezes Telekomunikacji Polskiej, zarobił w ubiegłym roku aż...3.5 mln złotych! Miesięczne zarobki wynoszą więc ok. 280 tys. zł.. Protestujący przeciwko zwolnieniom związkowcy, od dawna zwracali uwagę, że jeśli już coś wymaga w firmie restrukturyzacji, to przede wszystkim siatka płac zarządu i niektórych menedżerów. Ci ostatni, według Waldemara Stawskiego, jednego z przywódców protestu, zarabiają miesięcznie nawet po ok. 30 tys. złotych. Według związkowców to kuriozum, aby "biorąc pod uwagę rezerwę budżetową przewidzianą na odprawy w wysokości 138 mln zł, oszczędność z tytułu przeprowadzenia tej operacji w tym roku wyniosła zaledwie 5 mln złotych, co może pokryć w niespełna 50 proc. roczne wynagrodzenia Zarządu TP". To nie koniec. Prawdziwą studnią bez dna, okazują się też usługi świadczone przez francuskich doradców z France Telecom. Zarabiają oni od 25 do 50 tys. euro miesięcznie. Pożytków z ich pracy jednak nie widać - uważają protestujący. Tymczasem trwa prawdziwa wojna podjazdowa między zarządem a protestującymi. Ten pierwszy zarzuca związkowcom nielegalność, prowadzonej w siedzibie TP w Warszawie, głodówki i strajku, ci drudzy zaś, uzyskali pomoc Komisji Krajowej Solidarności, która poparła protest w TP. Szefowie całego związku ostrzegli przedwczoraj przed możliwością organizacji ogólnopolskiej akcji protestacyjnej. (Super Nowości)

Dwie kamery zamiast fotoradaru...
* Nowy pomysł na walkę ze zbyt szybko jeżdżącymi kierowcami będzie kosztował 900 tys. euro. Może się on jednak okazać równie mało skuteczny jak fotoradary, na których zakup wydano już podobną kwotę. Zamiast jednego fotoradaru, przy szosie będą ustawione dwie zsynchronizowane ze sobą kamery w odległości 5 km jedna od drugiej. Pierwsza zrobi zdjęcie nadjeżdżającego samochodu, odnotuje dokładny czas i prześle sygnał do następnej. Na drugim zdjęciu również zostanie zapisany czas. Komputer obliczy średnią prędkość samochodu na kontrolowanym odcinku. Jeżeli będzie wyższa od dopuszczalnej, właściciel auta dostanie wezwanie do zapłacenia mandatu.
- Tego systemu nie da się oszukać - uważają policjanci. - Przynajmniej na odcinku z bramkami kierowcy będą musieli jechać zgodnie z przepisami. Fotoradary nie spełniły swej funkcji, bo kierowcy znają dokładnie miejsca ich ustawienia. Istnieją też mapy samochodowe z oznaczonymi fotoradarami, a coraz powszechniejsze systemy nawigacyjne GPS również ostrzegają przed tymi pułapkami. Skutek jest taki, że zbyt szybko jadący kierowcy gwałtownie hamują przed fotoradarm, by po jego minięciu natychmiast przyspieszyć. Takie zachowanie powoduje wręcz sytuacje niebezpieczne. Pierwsze 4 bramki staną na drodze krajowej nr 7, trasie z Warszawy do Gdańska, już w czerwcu. Ma to być pułapka na kierowców spieszących się na nadmorski urlop. Postawienie następnych 5 bramek planowane jest na przyszły rok. Cały program ma kosztować 900 tys. euro. Prawdopodobnie, tak ja w przypadku zwykłych fotoradarów, na wielu zdjęciach nie będzie można jednoznacznie rozpoznać twarzy kierowcy. Jeżeli sam się nie przyzna, nie da się mu udowodnić popełnienia wykroczenia. W takiej sytuacji nie można ukarać mandatem ani punktami karnymi. Wygląda więc na to, że kolejne duże pieniądze zostaną wydane na bezużyteczną elektronikę, zamiast na poprawę polskich dróg, żeby stały się bezpieczniejsze. (Super Nowości)

* Część posłów chce, żeby rolnicy mogli taniej kupować olej napędowy. Ma to wyrównać ich szanse w walce z rolnikami innych krajów Unii. Pomysł powrotu bonów paliwowych budzi kontrowersje wśród samych rolników.
- Przywrócenia bonów chcą posłowie z komisji rolnictwa - mówi Mieczysław Kasprzak, poseł PSL. - To dobry pomysł, bo inne kraje UE mają dla rolników tańsze paliwo. Nie wiadomo jeszcze, jak miałby wyglądać projekt ustawy. Bony paliwowe w Polsce już były. Obowiązywały przez trzy lata, do momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej. Na początku było to 11 zł do hektara, a rok później już 44 zł. Dopłatę rolnik otrzymywał raz na pół roku. Jednak zdania wśród rolników są podzielone. Opozycjoniści mówią nawet, że tańsze paliwo już jest, bo rolnik może sobie od niego odliczyć sporą część podatku VAT.
- Powrót bonów to zły pomysł - uważa Jan Rewera, rolnik z Niechobrza. - Chodziło o to, że niby coś się daje, a była to pomoc znikoma i nieznacząca dla takich małych gospodarstw jak nasze. Cieszyli się z niej nie tyle rolnicy, co kombinatorzy. Dziś też z dopłat unijnych korzystają tacy, co "pielęgnują" ugory. Te bony to pewnie jakaś zagrywka pod wybory parlamentarne. Jan Rewera zaznacza, że pomoc by się przydała, bo przecież polskim rolnikom daleko jeszcze do poziomu dopłat w Unii.
- W tym roku dopłaty wzrosną do poziomu 60 proc. dopłat w UE, ale rolnik dostanie mniej, bo euro potaniało - zauważa Stanisław Kawa z Podkarpackiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Boguchwale. - Dlatego nawet bony paliwowe ich ucieszą. Chociaż lepszym rozwiązaniem byłaby jakaś mniej skomplikowana ulga podatkowa. (Nowiny)

* Ceny pieczywa pójdą w górę, gdy francuskiemu koncernowi Lasaffre uda się przejąć polski rynek drożdży. Tak stało się w Hiszpanii, w której producenci zostali doprowadzeni do bankructwa. Francuski koncern Lasaffre ustalając ceny poniżej kosztów produkcji zdominował hiszpański rynek i doprowadził do bankructwa tamtejszych producentów. Francuzi, już jako monopoliści podwyższyli następnie ceny drożdży, co wpłynęło na wzrost kosztów produkcji i w konsekwencji cen pieczywa. Czy podobnie będzie w Polsce?
- My, polscy producenci możemy przyjąć tylko jedną obronę, podążać za obniżkami cen, choć doprowadza to polskie firmy do trudnej sytuacji ekonomiczno - finansowej - mówi Zbigniew Hryszczuk prezes Mazowieckiej Fabryki Drożdży Józefów. W Polsce produkuje się rocznie 70 tys. ton drożdży o wartości ok. 140 mln zł. Koszt wyprodukowania 1 kg wynosi od 1,60 zł do 1,90 zł. Francuzi, których drożdże są tańsze od polskich od 15 do 30 procent przejęli już 65 procent polskiego rynku. Krajowi producenci wytwarzają już tylko jedną trzecią, a reszta pochodzi z importu, głównie z Niemiec, Włoch i Turcji. W związku z zaistniałą sytuacją rynkowi drożdży od listopada 2004 r. przygląda się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Bada, czy Lessaffre nie nadużywa swojej monopolistycznej pozycji, czyli nie narzuca swoim kontrahentom warunków umów i nie sprzedaje poniżej kosztów produkcji. Gdyby zostało dowiedzione, że Francuzi takie praktyki uprawiają , można na nich nałożyć karę w wysokości 10 procent rocznego przychodu. Mała to pociecha, Najkorzystniejsze byłoby dla nas, aby krajowe tańsze drożdże nie zniknęły z rynku. (Super Nowości)

* Na spotkanie z naszym prezydentem jechaliśmy specjalnie ze Lwowa. Jeszcze nigdy nie widzieliśmy go na żywo. Cieszymy się, że spotkamy go w miejscu tak ważnym dla Ukrainy - mówi Zorina. Pod szyją ma zawiązaną pomarańczową chustę. W Młynach w gm. Radymno prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko otworzył kaplicę - panteon poświęcony Michajłowi Werbyckiemu twórcy muzyki hymnu Ukrainy. W panachydzie, czyli żałobnej mszy św., w Młynach uczestniczyło kilkuset Ukraińców z Polski i Ukrainy. Niektórzy przejechali kilkaset kilometrów. Większość miała pomarańczowe chustki na szyjach lub opaski na głowach. Widząc kawalkadę samochodów, w której jechał prezydent, wiwatowali głośno: Juszczenko, Juszczenko.
- Przyjechaliśmy tutaj dla naszego prezydenta - marzeniem młodej harcerki spod Lwowa jest uściśnięcie dłoni prezydenta i zdobycie jego autografu. I to marzenie się spełniło. Juszczenko nie trzymał się sztywno programu wizyty. Po oficjalnej części na skróty ruszył do młodzieży. Ochroniarze nie byli w stanie zapanować nad tłumem młodych ludzi.
- To historyczna wizyta, prezydent Ukrainy gości w Przemyślu pierwszy raz - mówi Myron Kertyczak, prezes Związku Ukraińców w Polsce. Kilkaset osób z Polski i Ukrainy czekało na Juszczenkę w Domu Narodowym w Pzemyślu. Prezydent obiecał, że będzie się starał, aby więcej pieniędzy było przekazywanych na działalność kulturalną swych rodaków w Polsce. Ukraińcy brawami przyjęli nieoczekiwaną deklarację prezydenta Przemyśla. Robert Choma obiecał, że będzie się starał, aby radni zajęli się sprawą przekazania przemyskiej siedziby ukraińskiego Domu Narodowego dla społeczności ukraińskiej. (Nowiny)

Reklama