Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 21.03-27.03.2005 r.

Przemyśl

Graffiti na wiosnę...
* Młodzi przemyślanie przywitali wiosnę sprayem i break dancem. Pomysł był nie nowy, od dawna różne organizacje apelowały do władz miasta o zgodę na oddanie przejścia podziemnego u zbiegu ulic Krasińskiego i Borelowskiego grafficiarzom. Raz, że będą mieli swoje miejsce do malowania, dwa - że zamalują mało estetyczne i jeszcze mniej cenzuralne napisy, które do tej pory straszyły przechodniów. W miniony poniedziałek idea ziściła się za sprawą magistratu, straży miejskiej i klubu osiedlowego spółdzielni "Salezjańskie" (organizatorzy) oraz przemyskich gimnazjalistów i licealistów (wykonawcy). Malowano do popołudnia, a tłum w przejściu był taki, że przechodnie przeciskali się z trudem. Dodatkowo młodzież, świętująca tego dnia pierwszy dzień wiosny, obejrzała pokazy break dance i hip-hop. Najciekawsze graffiti - zgodnie z obietnicą organizatorów - ma zostać nagrodzone. (Życie Podkarpackie)

* Jeszcze tylko do 30 kwietnia br. można wymieniać prawa jazdy wydane przed 1 maja 1993 roku. Później będą one nieważne, a kierowcy przyłapani na jeździe bez aktualnych uprawnień zapłacą karę. Policja i urzędnicy apelują do kierowców, aby nie odkładali wymiany praw jazdy na ostatnią chwilę.
- Na razie nie ma kolejek - zapewnia Marek Janion, naczelnik Wydziału Komunikacji Urzędu Miejskiego w Przemyślu. - Każdy może teraz liczyć na pomoc naszego pracownika w wypełnieniu wniosku o wymianę prawa jazdy. Policjanci ostrzegają, że niefrasobliwi kierowcy będą traktowani bardzo surowo. Jazda bez ważnych uprawnień kosztuje wysoki mandat. W dodatku stare prawo jazdy zostanie zarekwirowane i wysłane do wymiany. Kierowca dostanie pokwitowanie. Na jego podstawie będzie mógł prowadzić samochód, ale tylko przez tydzień.
- Uważam, że jest jeszcze wystarczająco dużo czasu, aby dopełnić powinności - mówi nadkomisarz Jerzy Wojdyło, naczelnik Sekcji Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu. - Nie zwlekajmy z tym. Chyba że chcemy dostać mandat. Wniosek o wymianę prawa jazdy można pobrać w Wydziale Komunikacji UM w Przemyślu, przy ulicy Mostowej 2, a po wypełnieniu wysłać pocztą lub złożyć osobiście. Do wniosku dołączamy zdjęcie o wymiarach 3,5 na 4,5 cm, kserokopię starego prawa jazdy oraz dowód wpłaty za wymianę (78,50 zł.) Do 30 czerwca 2006 r. należy wymienić uprawnienia do kierowania pojazdami wydane pomiędzy 1 maja 1993 r., a 30 czerwca 1999 r. (Nowiny)

Jarmark Wielkanocny
* Mimo zdecydowanie nie wiosennej jeszcze aury sobota (19 bm.) upłynęła w przemyskim Centrum Kulturalnym pod znakiem Świąt Wielkiej Nocy. Podczas VI Jarmarku Wielkanocnego wybierano m.in. najpiękniejszą pisankę. Ten symbol nowego życia, który każdej Wielkanocy gości na naszych stołach to często prawdziwe arcydzieło. Właśnie takie świąteczne jajeczka zdobione różnymi technikami oceniano w CK w Przemyślu podczas świątecznego jarmarku. Jury w składzie: Janusz Mazur z Muzeum w Lubaczowie, Joanna Kaszuba z Muzeum w Jarosławiu oraz Halina Paszkowska z Centrum Kulturalnego w Przemyślu oceniało pisanki autorstwa 19 twórców indywidualnych i 6 uczniów. Najmniej liczne były pianki wykonane techniką batikową, która wymaga szczególnie dużo pracy i jest niezwykle trudna. W tej kategorii za najpiękniejsze jajeczko uznano dzieło Danuty Pocztar z Przemyśla. W technice drapanej, która pozwala na ukazanie zarówno dużych zdolności autorów, jak i nawiązuje do tradycyjnych wzorów ludowych regionu jury przyznało aż dwie pierwsze nagrody - Dorocie Kwaśnej i Renacie Krzywińskiej z Woli Krzywieckiej (gm. Krzywcza). Organizatorom szczególnie bliska jest idea przekazywania tradycji młodemu pokoleniu, dlatego szczególna uwagę zwróciło jury na kategorię "Mistrz - Uczeń". Wyróżniono w niej Czesławe Jajugę z Siedlisk (gm. Medyka), Renatę Babiś z Iskani (gm. Dubiecko), Małgorzatę Pawłowską z Reczpola (gm. Krzywcza), Wandę Szybiak z Iskani (gm. Dubiecko) oraz Danutę Śliwińską ze Śliwnicy (gm. Dubiecko). Poza ogłoszeniem wyników konkursu uczestnicy VI Jarmarku Wielkanocnego mogli wysłuchać pieśni wielkopostnych w wykonaniu Zespołu Śpiewaczego "Dolanie" z Gniewczyny Trynieckiej oraz kupić na kiermaszu zaopatrzyć się w przepiękne pisanki, świąteczne ozdoby, koszyczki i palmy. (Super Nowości)

* Miesiąc po uruchomieniu całodobowego dyżuru kardiologii interwencyjnej lekarze uratowali życie ponad 60 osobom. Teraz pacjenci po przebytym zawale mogą wrócić do codziennych obowiązków. Przedtem nie było to takie pewne. Edward Dypko (76 l.) najgorsze ma już za sobą. Żyje. Wraca do sił. Kilka dni temu poczuł potworny ból w klatce piersiowej. Nigdy przedtem nie miał podobnych dolegliwości. Uchodził za okaz zdrowia.
- Parzyło mnie, trudno było wytrzymać - mówi mężczyzna. - Myślałem, że to już koniec i trzeba się żegnać z tym światem. Diagnoza lekarska nie pozostawiała żadnych wątpliwości. U pana Edwarda rozpoznano tzw. ostry zespół wieńcowy, czyli stan bezpośredniego zagrożenia życia. Wprost z karetki pogotowia ratunkowego trafił do pracowni hemodynamiki Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu. Przeszedł zabieg udrożnienia zatkanej tętnicy. To nowoczesna metoda z wykorzystaniem angiografu, stosowana jedynie w ośrodkach klinicznych oraz dwóch szpitalach na Podkarpaciu: w Rzeszowie i Przemyślu. Od miesiąca tutejsza pracownia hemodynamiki działa non stop.
- Przy zastosowaniu tradycyjnej metody leczenia zawału, tzn. rozpuszczania skrzepów lekami, pobyt w szpitalu przeciągał się nawet do 6 tygodni - informuje lek. med. Alicja Pietruszka-Zasadny, zastępca dyrektora Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu. - Po zabiegu z wykorzystaniem angiografu pacjent już po 3-4 dniach wychodzi do domu, i co najważniejsze, nie dochodzi do martwicy mięśnia sercowego. W Polsce, co roku na zawał zapada blisko 80 tysięcy ludzi. Niestety, wielu zbyt późno trafia do szpitala, zmniejszając swoje szanse na powrót do zdrowia.
- Niejednokrotnie chorzy lekceważą pierwsze objawy przypadłości - wyjaśnia lek. med. Andrzej Wiśniewski z przemyskiego szpitala. - Przy zawale liczy się każda godzina od chwili jego wystąpienia do momentu udzielenia fachowej pomocy. (Nowiny)

"Dzieciak z klasą"
* Choć rówieśnicy mówią mu, że mógł być lepszy, to i tak w pewnym sensie czuje się zwycięzcą - był przecież w programie "Dzieciaki z klasą"! Na co dzień Jakub Bubelski jest zwykłym uczniem. Uczy się, bawi - zupełnie tak jak jego rówieśnicy. Jakub Bubelski uczęszcza do klasy Vc w Szkole Podstawowej nr 16 z Oddziałami Integracyjnymi w Przemyślu. Jak mówi Elżbieta Rozmus, dyrektorka szkoły, występ w telewizji przyniósł mu popularność, ale jest normalnym dzieckiem, uczy się dobrze i nie ma z nim żadnych problemów. - Cieszymy się, że mamy takiego ucznia. Wszędzie go pełno - dodaje Mariusz Bury, wychowawca Kuby. - Jest jednym z lepszych uczniów, energiczny, a zarazem myślący. Potrafi kojarzyć fakty i wyciągać wnioski. Jego występ w programie to także reklama szkoły, miasta, a Kubie przyniósł popularność w szkole. Wychowawca, zapytany o to, czy nie uważa, że program "Dzieciaki z klasą" jest tylko dla wybranych i nie każdy może w nim wystąpić, odpowiada: - Dzieci mają swoje ulubione dziedziny i jeżeli mogą się pokazać i zaprezentować swoją wiedzę, to dobrze. Jeżeli odpowiednio się je nastawi i wytłumaczy, że wygrana nie jest najważniejsza i że nie zawsze się wygrywa, to powinno być dobrze. Do programu "Dzieciaki z klasą" Kuba zgłosił się sam. Droga do telewizji TVN podzielona była na dwa etapy: pisemny i prezentację medialną. - To był mój pomysł, żeby wystartować w programie, nie rodziców. Najpierw był test z wiedzy ogólnej, który pisało około 300 osób. Żeby dostać się do drugiego etapu, trzeba było zdobyć 30 punktów. Tyle uzyskałem i potem było nagranie przed kamerą. Miałem powiedzieć kilka słów o sobie. Udało się i zaprosili mnie do Krakowa. W studiu TVN nagranie programu trwało około 3 godzin. Wszędzie widziałem kamery, a jedna jeździła po studiu - opisuje Kuba. - Jako swoją specjalność wybrałem język polski i przyrodę. Nic się nie uczyłem, przygotowałem się tylko do przedstawienia się. (Życie Podkarpackie)

* Ornitolodzy nie są zadowoleni z odpowiedzi zastępcy prezydenta miasta w sprawie starorzecza Sanu. Twierdzą, że nie gwarantuje ona ochrony tego unikalnego miejsca przyrodniczego. Informowaliśmy ostatnio o zaniepokojeniu członków Przemyskiego Towarzystwa Ornitologicznego planami zagospodarowania starorzecza Sanu. Na tym niezwykle cennym obszarze przyrodniczym ma być Park Sportowo - Rekreacyjny. Chodzi o odcinek nabrzeżny dawnego koryta rzeki San, szerokiego na ok. 100 metrów i długości ok. kilometra. Ornitolodzy chcą, aby zachować ten obszar nietknięty. Gniazduje tu unikalny w skali światowej derkcz. Są m.in. czajki, pliszki żółte i przepiórki. Przyrodnicy proponują utworzyć w tym miejscu ścieżkę edukacyjną. Swoje stanowisko przesłali prezydentowi miasta. Przemyskim ornitologom odpowiedział zastępca prezydenta Przemyśla Wiesław Jurkiewicz. Pisze on m.in. o społecznym zapotrzebowaniu, aby akurat w tym miejscu powstał kompleks sportowo - rekreacyjny. Ornitolodzy nie są zadowoleni z takiej odpowiedzi. - Jest ona zbyt ogólnikowa. Sprawę starorzecza Sanu przedstawimy radnym miejskim. Chcielibyśmy, aby ustosunkowali się do tego tematu - mówi Przemysław Kunysz, prezes PTO. Przyrodnicy twierdzą, że już samo osuszanie terenu pod budowę trawiastych boisk zniszczyłoby dziką przyrodę starorzecza. Jeden z Czytelników dzwoniących do nas w tej sprawie, wskazał również na inny problem. - Może chodzić o żwir. Tak było w różnych miejscach Polski. Jego wydobycie to intratny interes. Ktoś może rozbabrać teren, wykopać żwir, a potem tak wszystko zostawić, twierdząc, że w trosce o ochronę przyrody nie będzie tam inwestycji - twierdzi przemyślanin. (Nowiny)

Słynne przemyskie dzwony
* Dzwony pochodzące ze słynnych przemyskich ludwisarni oznajmią w tym roku Wielkanoc w różnych zakątkach świata. W odlewni Janusza Felczyńskiego powstał m.in. 300-kilogramowy dzwon, który zwoła wiernych na rezurekcję w rzymskokatolickiej parafii w San Pedro na Wybrzeżu Kości Słoniowej. - Wyprodukowane u nas ostatnio dzwony rozbrzmiewać będą w najbliższą niedzielę także m.in. na Węgrzech, Ukrainie i Słowacji - powiedział Janusz Felczyński. Z kolei ludwisarze z drugiej przemyskiej odlewni Jana Felczyńskiego kończą zestaw trzech dzwonów o wadze 90, 150 i 300 kg, przeznaczonych dla greckokatolickiego seminarium duchownego we Lwowie. - Zdążymy wysłać je przed Wielkanocą obchodzoną przez grekokatolików w pierwszych dniach maja - poinformował Witold Sobol, jeden z dwóch spadkobierców znanej ludwisarni. Dzwony z Przemyśla rozbrzmiewać będą podczas Wielkanocy na wszystkich kontynentach. Te prawdziwe dzieła sztuki ludwisarskiej, o bogatych zdobieniach i dźwiękach będących rodową tajemnicą przemyskich wytwórców, zyskały sobie uznanie u najbardziej nawet wybrednych odbiorców na całym świecie. (Super Nowości)

Przemyskie wino...
* - Wino zbliża ludzi... Może kiedyś z panem Morawskim wymienimy doświadczenia przy trunkach własnej produkcji - mówi Tadeusz Błaszczyszyn. Morawski należy do PiS, Błaszczyszyn do SLD, ale pasję mają wspólną: od niedawna obaj są prekursorami przemyskiego winiarstwa. Winiarstwa współczesnego ma się rozumieć, bo sama nazwa Winna Góra (jedno z osiedli miasta) wskazuje, że w przeszłości wino było tu produkowane, przynajmniej na własne potrzeby. Wiesław Morawski traktuje swoją winnicę hobbystycznie. Pracuje jako pediatra, jest miejskim radnym i działaczem PiS, więc czasu na pielenie grządek ma tyle, ile snu odmówi sobie bladym świtem: - Jadę na działkę rano, przed pracą, traktuję to jak poranną gimnastykę... - mówi. Choć winnica W. Morawskiego to niewielka działeczka, ma swój szyld i kronikę. Nazwa Tychon to imię starożytnego patrona winiarzy. W. Morawski nie ma specjalistycznego wykształcenia w zakresie uprawy winorośli. Żeby nie zostać posądzonym o amatorszczyznę, obłożył się fachową literaturą, podglądał też lepszych od siebie. Dzisiaj przyniósł butelkę własnej roboty trunku. Produkcja odbywa się w mieszkaniu w bloku i w blokowej piwnicy. Żona winogrodnika złości się z powodu skutków ubocznych tak zorganizowanej linii produkcyjnej, znajomi dokuczają, że efekt końcowy daleki od francuskiego..., a Morawski marzy, że kiedyś Przemyśl będzie się szczycił lokalnym markowym winem. Tadeusz Błaszczyszyn wyprzedził Wiesława Morawskiego o dobrych kilka lat, więc palma pierwszeństwa bezdyskusyjnie należy do niego. O ile we współczesnym Przemyślu o jakiejkolwiek palmie pierwszeństwa można mówić: - Tutaj winnice były już w XI - XIII wieku! - tłumaczy. - Dlatego mówimy teraz o odrodzeniu winiarstwa w regionie. My, bo jesteśmy zrzeszeni, ja na przykład należę do organizacji zajmującej się kontynuacją prymitywnych form uprawy winorośli. 2 kwietnia Błaszczyszyn organizuje w przemyskim starostwie spotkanie z chętnymi do uprawy. Uważa, że w Przemyślu będzie na niej można doskonale zarabiać. (Życie Podkarpackie)

* Od wczoraj naczelnik Wydziału Zarządzania Kryzysowego nie jest już pracownikiem Urzędu Miasta Przemyśla. Złożył rezygnację, która została przyjęta przez prezydenta. Naczelnik w czasie największego zagrożenia powodzią pracował pod wpływem alkoholu; miał 2,30 promila w wydychanym powietrzu. Naczelnik WZK Jerzy Żemełko był pracownikiem mianowanym, a to oznaczało, że nie można go tak z dnia na dzień wyrzucić z pracy. Procedura ukarania pracownika mianowanego jest dość długa, wymaga konsultacji z rzecznikiem i komisją dyscyplinarną. Dopiero na podstawie zebranych opinii pracodawca może podjąć ostateczną decyzję. Nieodpowiedzialnemu naczelnikowi groziła kara od nagany po zwolnienie z pracy. - W poniedziałek naczelnik Żemełko złożył wniosek o zwolnienie go z pracy. Prośba została przyjęta i z tą chwilą przestał on być pracownikiem Urzędu Miasta - poinformował Witold Wołczyk z kancelarii prezydenta Przemyśla. (Nowiny)

Odznaczenie dla Arcybiskupa
* Arcybiskup Jan Martyniak, metropolita przemysko-warszawski Kościoła greckokatolickiego, otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Odznaczenie nadane przez prezydenta RP wręczył wojewoda lubelski Andrzej Kurowski podczas odbywającej się w marcu w Lublinie sesji naukowej "Kościół greckokatolicki a jedność wielokulturowej Europy". Myślą przewodnią sesji było przesłanie papieskiej adhortacji z czerwca 2003 roku Ecclesia in Europa zawierającej apel, by docenić rolę katolickich Kościołów wschodnich w budowaniu jedności przez samą ich obecność, bogactwo tradycji i różnorodność obrzędów. (Życie Podkarpackie)

J A R O S Ł A W

"Bezpieczny Jarosław"
* Dodatkowe kamery monitorujące ulice, zdecydowana walka z wagarowiczami i narkomanią. To tylko niektóre przedsięwzięcia mające poprawić bezpieczeństwo w mieście. Jarosławianie domagali się tego od dawna. Teraz są na to fundusze. Chuligańskie wybryki, pobicia, kradzieże w sklepach i na ulicach, niekiedy rozboje. To niemal codzienność w wielu podkarpackich miastach i miasteczkach. Podobne problemy ma 40 tysięczny Jarosław. Jego władze, reagując na liczne sugestie i uwagi mieszkańców, uznały, że już najwyższy czas, aby poprawić stan bezpieczeństwa. W pierwszym rzędzie planowana jest rozbudowa działającego od kilku lat systemu monitoringu Niebawem do już pracujących 9 kamer zostaną dołączone kolejne. Dotychczasowe całą dobę obserwują newralgiczne punkty w mieście. Dzięki nim można skuteczniej kierować pracą policjantów i straży miejskiej.
- Tylko od początku br. dzięki monitoringowi ujawniono 79 wykroczeń - mówi Lesław Strohbach, naczelnik Wydziału Monitorowania Bezpieczeństwa Miasta UM w Jarosławiu. - Były to m.in. przypadki dewastacji koszy na śmieci, picia alkoholu w miejscach publicznych, bójki. Aby poprawić przepływ informacji pomiędzy mieszkańcami i strażnikami miejskimi rozważana jest możliwość uruchomienia telefonu interwencyjnego (986). Program "Bezpieczny Jarosław" przewiduje utworzenie punktu konsultacyjnego lub poradni dla osób uzależnionych o narkotyków. Jej obsługi podjęło się Katolickie Stowarzyszenie Antynarkotyczne "Karan". "Stop wagarom" i "Bezpieczne wakacje" to kolejne przedsięwzięcia, które - według organizatorów - wpłyną na poprawę bezpieczeństwa dzieci i młodzieży. To ostatnie jest adresowane do mniej zdyscyplinowanych i opuszczających zajęcia uczniów. (Nowiny)

* Czy poseł Mieczysław Kasprzak z PSL tworzy sobie nowe struktury polityczne przed wyborami parlamentarnymi? Taki zarzut padł podczas tworzenia powiatowego związku sołtysów. Powiatowy związek sołtysów powstał w powiecie jarosławskim z inicjatywy starosty Tomasza Oronowicza. Sołtysi zebrali się w piątek, 18 marca, w sali narad starostwa. Podczas spotkania wyborczego wybrali dziewięcioosobowy zarząd (każda gmina ma swojego przedstawiciela), którego prezesem została sołtyska z Rzeplina w gminie Pruchnik Jolanta Piórkowska. Jej pierwszym zastępcą został Antoni Morawski z Pawłosiowa, drugim Jan Hulak z Radawy w gminie Wiązownica. W spotkaniu uczestniczył starosta T. Oronowicz oraz poseł Mieczysław Kasprzak z PSL, który żywo komentował nie tylko obecną sytuację polskiego rolnika, ale także ostatnie wydarzenia polityczne, nawet te związane z posłem Gruszką i jego asystentami. Obecność i polityczne wystąpienia posła nie spodobały się wszystkim sołtysom. Antoni Morawski (SLD) zwrócił się do posła i starosty z zapytaniem, jaki jest cel powstania takiego związku: - Obserwując dzisiejsze spotkanie, odniosłem wrażenie, że poseł Kasprzak tworzy sobie drugie, tym razem darmowe, biuro poselskie, z tak dużą liczbą podległych sobie członków. Wychodzi na to, że najpierw mamy służyć panu posłowi, a potem staroście. Myślałem, że będzie to związek apolityczny, który będzie służył pomocą sołtysom i ich miejscowościom - powiedział A. Morawski.
- Jest to jakieś nieporozumienie. Takie stowarzyszenia wszędzie działają i są one apolityczne. Trudno mówić na szczeblu wsi o jakiejś polityce. Tu są konkretne problemy do załatwienia. A że do mnie przychodzą sołtysi, a do innych posłów nie chcą, to co? Ja mam się odcinać od nich. Ja chcę z każdym współpracować. To, że kampania się zaczęła, to my nie mamy nic robić? - ripostował poseł Kasprzak. (Życie Podkarpackie)

Jarlan znowu produkuje...
* Zakłady Dziewiarskie "Jarlan", znajdujące się w stanie upadłości, znowu produkują. Stało się tak dzięki zgodzie syndyka masy upadłościowej na wznowienie produkcji, jak również umorzeniu (przez władze miasta) o połowę podatku od nieruchomości. Jeszcze miesiąc temu "Jarlan" musiał zwolnić 1200 pracowników. Został postawiony w stan upadłości, a zarządzaniem nim zajął się syndyk. - To była jedyna szansa na to, by pracownicy otrzymali zaległe pensje oraz odprawy - mówili pracownicy "Jarlanu" o upadłości swojego zakładu. Długi Zakładu Dziewiarskiego "Jarlan" wynosiły prawie 30 mln zł. Zakład nie był w stanie spłacić wierzycieli, bowiem długi przekraczały wartość posiadanego majątku. Przyczyną kłopotów był spadek zamówień eksportowych. "Jarlan" był to jedyny w Polsce zakład przemysłu lekkiego, który istniał od 1972 roku. W Europie już takich nie ma. Niedawno przed zakładem pojawiła się szansa na zmniejszenie zadłużenia, bowiem otrzymał zamówienie na dostawę swetrów do Hiszpanii i Niemiec. Na czas określony zatrudniono 300 osób. Na początku kwietnia jest szansa na zatrudnienie kolejnych 30, bowiem ciągle napływają nowe zamówienia. Jeżeli okaże się, że na koniec roku zakład będzie miał zysk, to wtedy na bazie "Jarlanu" zostanie zarejestrowana nowa spółka pracownicza. (Super Nowości)

P R Z E W O R S K

* Straty po powodzi w Przeworsku oszacowano na 500 tysięcy. Pomimo zażegnania niebezpieczeństwa, mieszkańcy zagrożonych zalaniem osiedli wciąż żyją w strachu i obawie, że sytuacja niebawem powtórzy się i fala zabierze dorobek ich życia. W miniony czwartek stan rzeki Mleczki zaczął gwałtownie rosnąć. Apogeum nastąpiło jednak w sobotę rano, kiedy woda zalała kilkadziesiąt posesji, domów i piwnic. Żywioł najbardziej dotknął mieszkańców ulic Kasprowicza, Rzecznej, Krzywej, Ogrodowej, Żytniej, Niepodległości, Browarnej. Zmagania z falą trwały przez całą noc z piątku na sobotę. Wówczas rzeka przybierała z największą siłą. W kilku częściach miasta roztaczał się widok zalanych wodą posesji, płacz bezsilnych wobec żywiołu ludzi, którym już po raz trzeci w ciągu 17 lat rzeka Mleczka daje się we znaki. - Ja już tej powodzi nie przeżyję, jestem świeżo po zawale - płacze Stanisława Kukla, 70- letnia mieszkanka ulicy Browarnej. -To już trzeci raz jak woda zalewa mój dom. Proszę spojrzeć, wszędzie woda, nie można przejść - starsza kobieta wskazuje na zalany teren, pośrodku którego stoi podtopiony dom.
- Wyglądało to naprawdę groźnie - mówi Janusz Magoń, burmistrz Przeworska. W piątek w nocy strażacy rozpoczęli pierwszą ewakuację zwierząt gospodarczych. W stanie pełnej gotowości do akcji powodziowej poza strażą pożarną pozostawali pracownicy straży miejskiej, policji, gospodarki komunalnej, MOSIR-u, i MOPS-u. Niektórzy mieszkańcy Błonia Browarnego mają jednak pretensję do burmistrza Magonia, że nie reagował na ich interwencje.
- Od lat jesteśmy lekceważeni przez burmistrza oraz radnych miasta - mówi Jan Janusz, mieszkaniec tamtejszego osiedla. Pomimo powracającego niemal, co roku problemu władze nie próbują zaradzić tragedii. Burmistrz tłumaczy się za każdym razem, że czeka na pieniądze z Unii. - Co to za gospodarz, który czeka na jałmużnę, zamiast sam wypracować środki na poprawę życia mieszkańców - dodaje zdenerwowany J.Janusz.
- Oskarżenia pana Janusza są bezpodstawne i krzywdzące dla dyżurujących w czasie największego zagrożenia służb - twierdzi burmistrz. Z naszej strony zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, aby zapobiec tragedii. Nasze służby czuwały nad bezpieczeństwem mieszkańców od chwili ogłoszenia zagrożenia powodziowego do niedzieli włącznie. Byliśmy gotowi do natychmiastowej interwencji w sytuacji realnego zagrożenia. Co godzinę patrolowane były tereny. Pełną parą pracowali strażacy wypompowując wodę z posiadłości. Dostarczaliśmy mieszkańcom piasek, wodę i potrzebne materiały. Ok. 12 kubików piasku i 250 sztuk worków dostarczyliśmy do posiadłości pana Janusza na ulicę Browarną. Na terenie miasta przygotowane były lokale, w których mieli być zakwaterowani ewentualni powodzianie. Trudno jest nam zatem pojąć skąd ta wrogość i niesłuszne posądzenia. (Super Nowości)

* Lucjan Kuźniar został przewodniczącym powiatowego zarządu Socjaldemokracji Polskiej w Przeworsku. W pierwszej powiatowej konferencji wziął udział poseł Stanisław Janas. Delegaci przyjęli trzy stanowiska. W pierwszym delegaci postulowali jak najszybsze ustawowe rozwiązanie problemów zadłużenia służby zdrowia, także by na czas reformy wstrzymać egzekucje komornicze. Podczas konferencji członkowie SDPL dyskutowali także o nadwyżkach płodów rolnych, które powodują, że spadają ich ceny. Przeworska SDPL zwróciła się do rządu, by umożliwił wykorzystanie płodów na cele przemysłowe, a szczególnie do produkcji paliw i energii odnawialnej. Delegaci wyrazili także dezaprobatę dotyczącą nieterminowej realizacji przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa dopłat bezpośrednich i rent strukturalnych dla rolników. (Życie Podkarpackie)

R E G I O N

Jak lać żeby nie siedzieć...
* Czy można za kultywowanie tradycji spędzić pięć lata w więzieniu? Okazuje się, że tak. Przynajmniej teoretycznie. Na kilka dni przed lanym poniedziałkiem policjanci zalecają, żeby dokładnie sobie przypomnieć na czym polega tradycja śmingusa-dyngusa. - Jak uczy nas doświadczenie ostatnich lat, zwyczajowe skropienie wodą panny, która ma powodzenie u kawalerów zamieniło się w polowania hord chuliganów, którzy nikomu nie przepuszczą dopóki nie wyleją na przechodnia kilku wiader wody - powiedział asp. Wiesław Kluk z KPP Mielec. Okazuje się, że takie zachowanie nie dość, że ma mało wspólnego z tradycją, to może zostać potraktowane jak wykroczenie, albo przestępstwo. - Za zniszczenie odzieży wartej więcej niż 250 zł., która np. może być prana tylko chemicznie, prawo przewiduje karę od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Jednak tak surowy wyrok to rzadkość - przyznaje policjant. W Wielki Poniedziałek policjanci będą szczególnie zwracać uwagę także na osoby, które rzucają workami z wodą w samochody. Jak zapewnia podkom. Piotr Kluz z KWP przez całe święta, nie tylko w Lany Poniedziałek, więcej policjantów będzie patrolować ulice Podkarpacia. (Nowiny)

* Sezon na grypę jeszcze trwa, ale sanepid uspokaja: epidemia nam nie grozi. Tylko czemu w szkołach w połowie marca absencja uczniów wynosiła 50 procent? W przychodniach nie brakuje pacjentów. - Jeszcze nie widać przesilenia choroby, przyjmujemy po kilkudziesięciu pacjentów dziennie - mówią lekarze rodzinni.
- W porównaniu do analogicznego okresu ubiegłego roku zachorowań na grypę jest o połowę mniej - mówi Halina Sawicka, z-ca kierownika ds. epidemiologii w rzeszowskim sanepidzie. - Od początku sezonu zachorowań (październik 2004) zanotowaliśmy 9389 przypadków grypy. W poprzednim roku było ich 20 471. Na Podkarpaciu na początku w ciągu dwóch tygodni marca zgłoszono prawie 5000 przypadków zachorowań, czyli około połowy dotychczasowych. Między 16 a 22 marca zarejestrowano 2564 przypadki. - Myślę, że po ustaleniu się pogody nie będzie zwiększenia zachorowań - uspokaja pani Sawicka. Dlaczego jednak w szkołach uczniowie są zdziesiątkowani przez chorobę, a sanepid twierdzi, że nie ma epidemii? - Grypa to wirusowa choroba o bardzo charakterystycznych objawach, lekarz rozpoznaje ją na podstawie objawów klinicznych - wyjaśnia pani kierownik. - Istnieje wiele chorób bakteryjnych, grypopodobnych, nie można jednak mylić ich z grypą. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

* 2715 paczek papierosów bez polskiej akcyzy zarekwirowali policjanci 47-letniej obywatelce Ukrainy. Gdyby towar trafił na rynek, skarb państwa straciłby 17 tysięcy złotych.

* 1872 pirackich płyt DVD ujawnili funkcjonariusze grupy celnej pracujący na polsko-ukraińskim przejściu granicznym. Płyty znajdowały się w różnych, zmyślnie skonstruowanych skrytkach samochodu marki kadett, którym podróżował obywatel Ukrainy.

* 23-letni mieszkaniec miasta notorycznie włamuje się do kościołów. Kradnie skarbonki wypełnione datkami wiernych. W ubiegłym tygodniu usiłował sforsować zabezpieczenia drzwi do świątyni przy ul. Opalińskiego. Wpadł na gorącym uczynku. Przy zatrzymanym policjanci znaleźli skarbonkę z pieniędzmi, którą chwilę wcześniej zrabował z kościoła przy ul. Bielskiego. Kilka dni wcześniej młody mężczyzna dopuścił się podobnego czynu w kościele oo. Franciszkanów. Moment kradzieży zarejestrował zainstalowany system monitoringu.

* Policjanci z Jarosławia zatrzymali dwóch sprawców włamania do jednego z garaży na terenie miasta. Dokonali oni kradzieży siedmiu obrazów olejnych na łączną kwotę 15 tys. zł. Policji udało się odzyskać pięć obrazów olejnych o wartości 10 tys. zł.

Reklama