Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 31.01-06.02.2005 r.

Przemyśl

Wójt zarobi więcej...
* Całoroczne finanse gminy nie wywołały tyle emocji, co pensja wójta Józefa Mazurkiewicza. W czasie środowej (26 ub.m.) sesji rady Gminy Wiejskiej Przemyśl zajmowano się głównie budżetem na 2005 rok. Projekt zakładał około 14 mln dochodów, 17 mln wydatków i wynikający z różnicy między tymi kwotami 3-milionowy deficyt (w planach pokrywany pożyczkami i kredytami). Debata nad budżetem przebiegała w miarę spokojnie. Zwolennicy wójta podkreślali, że projekt zakłada inwestowanie (głównie w kanalizację), przeciwnicy - że gmina za mało się stara o pieniądze unijne. Ostatecznie budżet przeszedł jak w projekcie 11 głosami "za" przy 2 wstrzymujących się i 1 przeciwnym. Znacznie ostrzej dyskutowano nad uchwałą o podwyżce dla wójta gminy (z 6 tysięcy zł do 7 tysięcy brutto) i pracowników urzędu. Niektórych radnych oburzyło, że łącznie na podwyżki zarezerwowano w budżecie 72 tys. zł, podczas gdy na dożywianie dzieci - 30 tys. zł. Skarbnik Danuta Zbieg uzasadniała, że w związku ze zmianą przepisów wójt stracił ostatnio prawo do "trzynastki" (i stąd pomysł rekompensaty w postaci zwiększenia poborów), jednak niektórzy radni uznali, że żadna podwyżka Józefowi Mazurkiewiczowi się nie należy, a nawet, jeśli się należy, to mniejsza od proponowanej: - Gdzie by nie pójść czy pojechać, okazuje się, że gmina Przemyśl nie istnieje!... - tłumaczył radny Tomasz Piotrowski. - To po części zależy przecież od gospodarza. Prywatnie pana wójta lubię, ale może należałoby go zmobilizować, a nie rozpieszczać? (Życie Podkarpackie)

Okradają i dewastują forty
* Z potężnych fortów przemyskiej twierdzy giną metalowe elementy konstrukcyjne oraz ostatnie tablice informacyjne. Złodzieje czują się bezkarni. W 2002 r., z inicjatywy przemyskiego starostwa, zamontowano 11 tablic. Pieniądze na ich wykonanie - 4 tys. dolarów - przekazała Fundacją Karpacka. Żywot tablic był bardzo krótki. Część z nich została skradziona lub zniszczona wkrótce po umieszczeniu ich na zabytkowych budowlach, powstałych jeszcze przed I wojną światową. Niektóre padły łupem złodziei uważających się za kolekcjonerów militariów i związanych z nimi pamiątek, inne zostały zdewastowane przez wandali.
- Trudno postawić na każdym forcie strażnika, ale może tablice należało zamontować w taki sposób, aby zniechęcić potencjalnych chuliganów - podpowiadają turyści odwiedzający przemyskie forty. (Nowiny)

* Podczas trwających w Przemyślu obrad Konferencji Rektorów Państwowych Szkół Zawodowych, zawieszono w prawach członka tej Konferencji rektora PWSZ w Jarosławiu Antoniego Jarosza.
- To w naszej sześcioletniej historii pierwsza taka przykra i trudna sprawa. Rektor Jarosz należy do założycieli tej Konferencji i do pierwszego "zaciągu" z 1998 roku. Kilka warstw oskarżeń, zarówno płynących z Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu, jak i podnoszonych przez lokalną prasę i serię audycji w telewizji TVN, szereg sygnałów z innych środowisk oraz silny nacisk Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich na potrzebę przeanalizowania tej sytuacji, sprawiły, że musieliśmy się tej sprawie przyjrzeć. W trakcie wewnętrznej dyskusji po przedstawieniu szczegółów Konferencja przyjęła, jak się wydaje, najbardziej liberalną uchwałę zawieszającą pana rektora Antoniego Jarosza w prawach członka KRPSZ. Część zarzutów pod jego adresem ma charakter etyczno-moralny. Wyszliśmy ze stanowiska, że pozycja rektora jest jednak pozycją osoby publicznej, a osoby publiczne są poddawane szczególnym regułom oceny postępowania - powiedział nam przewodniczący Konferencji Rektorów Państwowych Szkół Zawodowych prof. dr hab. Tomasz Winnicki, rektor Kolegium Karkonoskiego w Jeleniej Górze. - Zawieszenie oznacza, że Antoni Jarosz nie będzie mógł brać udziału w obradach Konferencji do czasu wyjaśnienia toczących się postępowań. - Jeżeli te zarzuty się potwierdzą, będziemy ponownie debatowali, co w tej sytuacji mamy zrobić - dodał T. Winnicki. Rektorzy PWSZ, czyli państwowych wyższych szkół zawodowych, obradowali w Przemyślu (po raz pierwszy w historii Konferencji) przez dwa dni. - Przyjęliśmy zasadę regularnego spotykania się przed każdym semestrem, we wrześniu, bądź w lutym. Głównym celem jest przegląd najważniejszych problemów wynikających ze zmian prawa, zarządzeń ministerialnych i innych spraw istotnych dla życia naszych trzydziestu uczelni - wyjaśnia prof. Tomasz Winnicki. (Życie Podkarpackie)

Zabezpieczą kopiec przed osuwaniem
* Wycięcie samosiewów i niektórych drzew w bezpośrednim sąsiedztwie Kopca Tatarskiego uwidoczniło wyraźnie, że jego sylwetka coraz bardziej się osuwa. Jeśli władze miasta i służby konserwatorskie nie rozpoczną zabezpieczania kopca, to za kilka lat z charakterystycznego punktu panoramy Przemyśla może pozostać tylko bezkształtna bryła ziemi i piasku. Kopiec Tatarski - ulubiony cel spacerów przemyślan i chętnie odwiedzany przez turystów punkt widokowy - od kilku dni jest lepiej widoczny. Na zlecenie prezydenta miasta z kopca i jego najbliższego otoczenia usunięto większość krzaków i samosiewów. Konserwator Zabytków zezwolił na wycięcie 57 drzew rosnących pomiędzy kopcem a Krzyżem Zawierzenia. - Ustaliliśmy, że w celu uporządkowania terenu, częściowego odsłonięcia kopca i przywrócenia osi widokowych konieczne jest wycięcie części drzew - mówi Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Miasta. - Odsłonięto w ten sposób nie tylko panoramę, ale także część wału fortecznego. Pozyskane drewno otrzymały na opał niezamożne rodziny. Odwiedzający to miejsce przemyślanie chwalą inicjatywę gospodarza miasta, ale też zwracają uwagę na postępującą dewastację kopca. Z roku na rok pogłębiają się osunięcia ziemi w kilku punktach bryły kopca. Naturalne procesy potęgują bezmyślni młodzieńcy wjeżdżający motocyklami na kopiec. W przemyskim magistracie zapewniają, że ratowanie kopca już rozpoczęto. - Przy okazji tworzenia fortecznej trasy turystycznej został opracowany projekt techniczny obejmujący także zabezpieczenie samego kopca - dodaje Witold Wołczyk. - Jeszcze w tym kwartale zostanie wydane pozwolenie na budowę, a same prace powinny ruszyć w tym roku. (Nowiny)

Przemyskie CK bez dyrektora
* Oficjalnie zarząd województwa podkarpackiego zwolnił z pracy Janusza Czarskiego, dyrektora przemyskiego Centrum Kulturalnego, z powodu "nowej koncepcji funkcjonowania placówki". Odwołany w ubiegłym tygodniu Janusz Czarski odmówił zdradzenia kulisów swojego odejścia. Powiedział jedynie, że zostawia placówkę w dobrej kondycji i - jakkolwiek nie podano mu powodów decyzji władz wojewódzkich - nie zamierza jej kontestować. Tymczasem, jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, głównym powodem odwołania Czarskiego był konflikt z wicemarszałkiem Tadeuszem Sosnowskim o... żonę tego ostatniego. Bynajmniej jednak nie chodziło o sprawy prywatne tej trójki, a zawodowe: - Urząd marszałkowski zmusił Czarskiego do zatrudnienia tej pani w charakterze specjalisty do spraw kontaktów międzynarodowych - mówi pracownik CK, proszący o zachowanie danych do wiadomości redakcji. - Czarski chcąc nie chcąc, uległ, choć początkowo oponował, ponieważ pani Sosnowska ma średnie wykształcenie i nie zna języków... Kłopoty dyrektora zaczęły się wtedy, kiedy odmówił windowania tej pani na wyższe stanowiska i podnoszenia jej pensji... Janusz Czarski odmawia komentowania nieoficjalnej wersji konfliktu z przełożonymi. Aleksandra Zioło, rzecznik urzędu marszałkowskiego, pytana czy Czarskiemu postawiono jakieś konkretne zarzuty, odpowiada przecząco: - Nie, skądże, nie ma żadnych. Ale wiem, że we wniosku dyrektora departamentu skierowanym do zarządu województwa, mowa była o zmianie koncepcji prowadzenia placówki i w związku z tą zmianą uznano, że potrzebna będzie również zmiana kierownictwa. Zresztą, pan Czarski pracował już 14 lat, przywykł do zarządzania w określony sposób, nastąpiło też coś w rodzaju zmęczenia materiału, a zarządowi województwa chodzi o całkiem nową jakość... Będzie konkurs. Do czasu jego rozwiązania obowiązki dyrektora pełni dotychczasowy zastępca Adam Halwa. (Życie Podkarpackie)

* Władze miasta ugięły się pod protestami rodziców uczniów. Odstępują od pomysłu drastycznych cięć w sieci szkół. Ale pewne zmiany są nieuniknione, a nawet konieczne. Z roku na rok w przemyskich szkołach systematycznie ubywa uczniów. Niż demograficzny wymusił na władzach miasta reorganizację sieci szkół podstawowych i ponadgimnazjalnych. Przy okazji porządkowane są kierunku kształcenia.
- Pomiędzy szkołami dochodziło do niezdrowej konkurencji - tłumaczy Piotr Idzikowski, naczelnik Wydziału Edukacji i Sportu Urzędu Miejskiego w Przemyślu. - Zdarzało się, że obniżano próg punktowy, aby tylko przyjąć jak najwięcej uczniów. Na czarnej liście placówek przeznaczonych do likwidacji znalazł się Zespół Szkół Zawodowych nr 1. Uczniowie klas o profilu technicznym mieli zostać przeniesieni do Zespołu Szkół Mechanicznych i Drzewnych. Do uczniów klas ekonomicznych planowano dołączyć młodzież z Zespołu Szkół Ekonomicznych. Plany urzędników spotkały się z dezaprobatą całego środowiska zagrożonej szkoły. Protesty były na tyle skuteczne, że władze miasta zaniechały zmian.
- Rezygnujemy z zamiaru likwidacji tej szkoły, ale ostateczna decyzja należy do radnych - podkreśla naczelnik Piotr Idzikowski. - Chcemy, aby ZSZ nr. 1 "wygaszał" kierunki ekonomiczne, a rozwijał elektryczne i informatyczne. Reformując oświatę, władze samorządowe chcą uporządkować profile poszczególnych szkół oraz zlikwidować kierunku, na które nie ma zapotrzebowania. W efekcie za kilka lat w mieście powinny funkcjonować zespoły o ściśle sprecyzowanych specjalnościach. Jeszcze w tym roku swoją dotychczasową siedzibę opuści Zespół Szkół Gastronomicznych. Z ulicy Słowackiego uczniowie przeniosą się do dzielnicy Bakończyce, gdzie otrzymają jeden z budynków należący do Zespołu Szkół Technicznych. Pomieszczenia zwolnione przez "gastronomik" dostanie funkcjonujące w tym samym gmachu I Liceum Ogólnokształcące. (Nowiny)

Zostanie doprowadzony siłą...
* 24 stycznia nastąpiło drugie podejście do zainicjowania sądowego procesu byłego ordynatora oddziału ortopedycznego Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu Krzysztofa R., oskarżonego o przyjmowanie łapówek. Znowu się nie udało. Powód był taki jak poprzednio: zwolnienie lekarskie. Przy pierwszej próbie oskarżony przedłożył zaświadczenie lekarskie, a sąd się do niego przychylił i odroczył rozprawę, zastrzegając, że zostanie ono sprawdzone przez kontrolerów Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. I tak się stało. Kontrolerzy przeworskiego oddziału ZUS byli u chorego w domu. Wyników kontroli nie znamy, gdyż ZUS nie jest upoważniony do podawania takich informacji. Zabraniają tego przepisy o ochronie danych osobowych. Po fiasku drugiego podejścia sąd zdecydował, że na następną rozprawę oskarżony zostanie doprowadzony siłą. Uznał, że zwolnienie wystawione przez zwykłego lekarza, a nie biegłego sądowego, nie wystarczy. Tym razem na rozprawę nie przyszedł nie tylko oskarżony, ale także jego adwokat. Nieobecność byłego ordynatora miał usprawiedliwić druk L4. Tak się jednak nie stało. W związku z tym, że po raz kolejny zostało przedłożone zaświadczenie niezgodne z wymogami formalnymi, sąd nie przyjął go, a nieobecność oskarżonego uznał za nieusprawiedliwioną. Dlatego do następnej rozprawy, która ma się odbyć pod koniec lutego, sąd postanowił zaangażować policję, która ma doprowadzić Krzysztofa R. siłą. Adwokat oskarżonego uważa, że dostarczone zwolnienie powinno zostać uznane przez sąd, bo wystawił je ordynator oddziału, na którym przebywał oskarżony. Zapewnił, że jego klient nie symuluje choroby, aby uniknąć spotkania z wymiarem sprawiedliwości. Schorzenia kardiologiczne, na które cierpi pozwany, są według niego bardzo poważne. Przypomnijmy, że były ordynator oddziału ortopedycznego Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu jest oskarżony o przyjmowanie łapówek, od których uzależniał leczenie. Policjanci ustalili, że aż 54 osoby wręczyły mu pieniądze, na łączną kwotę ponad 111 tys. zł. (Życie Podkarpackie)

Będą nowe mieszkania...
* Blisko pięćdziesiąt rodzin zamieszka w dawnym szpitalu w przemyskiej dzielnicy Lipowica. Radni przekazali opuszczony i niszczejący od kilku lat budynek Towarzystwu Budownictwa Społecznego w Przemyślu. W najbliższych dniach TBS powinno otrzymać wstępne zapewnienie kredytowania inwestycji. Jeżeli tak się stanie, to w pierwszej połowie roku zostanie ogłoszony przetarg na wykonanie dokumentacji prac adaptacyjnych. TBS wystąpi również o pozwolenie na ich przeprowadzenie. Roboty mogłyby się rozpocząć jesienią.
- Wstępna koncepcja zakłada, że budynek przy ulicy Wysockiego zostanie podzielony na około 48 mieszkań, ale ich liczba może się jeszcze zmienić - mówi Mariusz Tkacz, prezes przemyskiego TBS-u. - Musimy jednak najpierw uzyskać promesę kredytową z Banku Gospodarstwa Krajowego. Około 50 rodzin ma szansę wprowadzić się do własnych, upragnionych mieszkań jesienią 2006 roku. TBS buduje kolejne 22 mieszkania przy ulicy Rosłańskiego. Docelowo ma tam powstać osiedle z 6 budynkami. W czterech już oddanych do użytku budynkach TBS-u w różnych częściach miasta mieszkają 154 rodziny. Kilkadziesiąt z nich, przeprowadzając się do nowych lokali, zwolniło zajmowane dotychczas mieszkania komunalne. Na mieszkanie z TBS-u nadal czeka około 300 rodzin. (Nowiny)

J A R O S Ł A W

* Zamiast 900 zł brutto jednorazowej wypłaty, pracownicy COM w Jarosławiu otrzymają 700 zł brutto wraz ze styczniowym wynagrodzeniem, a w kolejnych miesiącach pobory powyższone o 5 proc. Sporo zamieszania wywołała wśród pracowników Centrum Opieki Medycznej w Jarosławiu informacja o tym, że wraz ze styczniowym wynagrodzeniem otrzymają jednorazowe wyrównanie należnych im podwyżek. Odchodząca na emeryturę dyrektor COM Urszula Słychań-Wysocka wypłaciła siedmiu osobom wysokie nagrody oscylujące w granicach od 400 do 4 tys. zł. To zbulwersowało pozostałych pracowników, a zwłaszcza pielęgniarki, które do tej pory nie otrzymały należnych im podwyżek (chodzi o kwotę 203 zł). Starosta jarosławski Tomasz Oronowicz zapewniał nas ostatnio, że pracownicy COM otrzymają wraz ze styczniowym wynagrodzeniem dodatkowo 900 zł brutto. - Taka była moja propozycja. Chciałem, by pracownicy otrzymali jednorazową wypłatę, nie byłoby natomiast podwyżki wypłacanej co miesiąc. Związki zawodowe miały inną propozycję i została ona przyjęta - tłumaczy T. Oronowicz. Związki zawodowe działające w jarosławskim COM zaproponowały, by wraz ze styczniowym wynagrodzeniem, które pracownicy otrzymają do 5 lutego, wypłacić im 700 zł brutto. - Natomiast od 1 marca pracownicy będą otrzymywać wynagrodzenie podwyższone o pięć procent. Kwota podwyżki będzie uzależniona od wysokości poborów - tłumaczy pełniąca obowiązki zastępcy dyrektora Janina Dańczak-Balicka. (Życie Podkarpackie)

* Przy okazji rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz padło wiele słów o potrzebie pielęgnowania pamięci. Miejsc, które wymagają upamiętnienia, jest w naszym kraju bardzo, bardzo dużo. Różne są też formy pamięci, jednak nie zawsze upamiętnienia te spełniają swoją rolę. Na przykład w Jarosławiu na jednej ze ścian przy ulicy Słowackiego jest mapa powiatu z zaznaczonymi miejscami martyrologii, niestety stan owego graffiti jest opłakany. Tynk złuszcza się i już niedługo sentencja "Niechaj pamięć o nich będzie przestrogą dla żywych na zawsze" będzie zupełnie nieczytelna, stąd konieczność zabiegów konserwatorskich. Inaczej myśl ta stanie się tylko pustym frazesem, a za parę lat nikt nie dowie się, co to za "bohomaz" szpeci ścianę. (Życie Podkarpackie)

P R Z E W O R S K

* 80 uczniów szkół podstawowych, gimnazjów i średnich zbierało pieniądze w ramach kolędy misyjnej. Finałem zbiórki były koncerty zespołu Viola i New Day w Przeworsku, Jaworniku Polskim i podprzemyskich Bolestraszycach. - Trwa liczenie zebranych pieniędzy. Mamy już ok. 4,5 tys. złotych - mówi ks. Adam Bienia z Przeworska. Pieniądze trafią do polskich misjonarzy, w tym pochodzących z Przeworska. M.in. do ks. Marka Krupy pracującego w Boliwii (Ameryka Południowa) i ks. Marka Deca, pełniącego posługę w Irkucku (rosyjska Syberia).
- Na misji jestem od września 2002 r. Odległość z Przeworska do Irkucka w linii prostej wynosi 7 tys. km. Tydzień czasu zajmuje dojazd pociągiem przez Warszawę i Moskwę. W tym czasie pokonuje się 7 stref czasowych - opowiada ks. Dec. Jest wikariuszem jednej z dwóch irkuckich parafii. Do polskiego kościoła pw. Najświętszego Serca Matki Bożej regularnie chodzi ok. 300 osób, w święta pół tysiąca. Są to ludzie pochodzenia rosyjskiego (najwięcej), polskiego, litewskiego i ukraińskiego. Nabożeństwa odbywają się po rosyjsku.
- Jesteśmy wdzięczni, że pamięta się o nas w Polsce i że są organizowane takie akcje, jak przeworska kolęda na misje - mówi ks. Dec. (Nowiny)

R E G I O N

Do pracy w Disneylandzie
* Kucharz, kelner - to zawody, który otwierają drogę do dobrze płatnej pracy na Zachodzie. W samym tylko paryskim Disneylandzie na pracę może liczyć 150 osób. Wojewódzki Urząd Pracy ma także oferty wyjazdów do Niemiec. Małgosia Sierżęga i Tomek Wyskiel w tym roku kończą rzeszowską szkołę gastronomiczną. Wakacje spędzili na praktykach zawodowych w Grecji. Obojgu spodobała się praca w restauracji na wyspie Korfu. Teraz myślą o kolejnym wyjeździe. - Oferta pracy w Disneylandzie jest bardzo atrakcyjna. Nie tylko ze względu na zarobki. Pracując za granicą można szlifować znajomość języka, zwiedzać kraj - mówi uczennica Zespołu Szkół Gospodarczych. Zdaniem Tomka, doświadczenie zdobyte na Zachodzie to mocny punkt w CV. - Na pewno robi duże wrażenie na pracodawcach i otwiera po powrocie drogę do kariery w kraju. Disneyland chce zatrudnić 150 kucharzy, kelnerów i hotelarzy z Polski. Poszukiwane są także osoby, które będą pracować jako... postacie z bajek, np. Myszka Miki. Miesięczna pensja może sięgać nawet 1400 euro. Marek Pikuła, wicedyrektor ZSG, nie jest zdziwiony tym, że francuska firma jest zainteresowana kucharzami z naszego regionu: - Jeden z naszych absolwentów zrobił w Disneylandzie karierę. Został zastępcą dyrektora sieci 130 tamtejszych barów i restauracji. Nie brakuje osób, które ukończyły naszą szkołę i dziś pracują w Szwajcarii, Francji, Irlandii, USA oraz wielu innych krajach. Praca we Francji to nie jedyna propozycja, jaka w tej chwili czeka na kulinarnych fachowców z Polski. Na naszych kucharzy i hotelarzy polują także Niemcy i Słoweńcy.
- To zawody, które dają perspektywy na pracę także w Polsce. O naszych absolwentów pracodawcy sami się dopytują. Wielu uczniów zaczyna karierę jeszcze w szkole. W klasie hotelarskiej pracują niemal wszystkie dziewczęta - mówi Pikuła. Dobrze płatną pracę na Zachodzie dostaną w pierwszej kolejności ci, którzy znają języki obce. Aby zostać szefem kuchni w Rzeszowie, trzeba wykazać się przede wszystkim doświadczeniem zawodowym. - Przynajmniej dwuletnim. Osobom, które wcześniej nie pracowały w zawodzie, najłatwiej o zajęcie kelnera czy barmana - mówi Barbara Oleszkowicz z PUP w Rzeszowie. (Nowiny)

* Od piątku (4 bm.) rozpoczyna się przedsprzedaż superbiletów na tańsze przejazdy pociągami ekspresowymi i InterCity. Ta oferta będzie obowiązywać od 1 marca do 28 kwietnia br. Na 14 lutego przygotowano niespodziankę dla Walentych i Walentyn. Superbilet umożliwia odbycie podróży dowolnym krajowym ekspresem lub InterCity za 36 zł w II klasie i 54 złote w I klasie. Ceny te obejmują również rezerwację miejsca. Tak więc za 36 zł można przejechać z Rzeszowa nawet do Gdyni. Takie bilety można kupić wyłącznie w kasach sprzedających bilety z rezerwacją, najpóźniej 7 dni przed odjazdem. Natomiast 14 lutego każda osoba o imieniu Walentyna, Walenty może wraz z partnerem podróżować wszystkimi pociągami InterCity i ekspresami płacąc jedynie za miejscówkę. W ekspresie kosztuje ona 11 zł. Wystarczy poprosić w kasie o bilet w ofercie "Walentynki". Podczas kontroli biletów w pociągu należy okazać dokument tożsamości. (Super Nowości)

Aptekarska wojna cenowa...
* W ponad 70 aptekach dostępne są już leki za 1 grosz. Farmaceuci obniżają ceny ze strachu przed konkurencją. Litewska EuroApteka, oferująca tańsze specyfiki, wkroczy na nasz rynek już w lutym.
- Mamy bardzo dużo tanich leków i wiele z nich pacjenci mogą kupić nawet za 1 grosz. Lista ta będzie się wydłużać. Ulotka z informacją o lekach po obniżonej cenie trafi do każdego domu - zapowiada Marek Haładyj, kierownik działu marketingu w Podkarpackiej Hurtowni Aptekarskiej. Jakie leki pacjenci dostaną za 1 grosz? Są wśród nich m.in.: Flixotide, Danazol, Gensulin, Madopar, Clexane, Pulmicort. Należą ono do grupy tzw. leków ryczałtowych (refundowanych przez NFZ), które do tej pory kosztowały 3,20 zł. Tak wiec pacjenci na każdym opakowaniu zaoszczędzą 3,19 zł.
- Na tej liście znalazło się wiele ważnych leków, często przepisywanych na choroby przewlekłe, m.in. górnych dróg oddechowych, neurologiczne, przeciwpadaczkowe - ocenia lek. med. Mariusz Małecki. Nie wszyscy aptekarze zdecydowali się jednak na walkę z konkurencją. - To, że aptekarze nagle stali się tacy hojni to tylko złudzenie. Oni i tak nie stracą, bo czego nie zapłaci pacjent, to dostaną z NFZ. Obawiam się, że obniżając ceny leków ryczałtowych odbiją to sobie na innych - mówi właścicielka jednej z rzeszowskich aptek, która nie obniżyła cen. Lidia Czyż, wojewódzki konsultant ds. farmacji aptecznej nie popiera wojny cenowej: - To niezgodne z etyką aptekarską. Leki to nie towar, nie pietruszka z bazaru. Zależy nam na tym, aby pacjenci nie byli zdezorientowani i nie musieli biegać od apteki do apteki w poszukiwaniu tańszego medykamentu. Powinny mieć w miarę jednolitą cenę. Co na to pacjenci? - Niech się aptekarze kłócą. Najważniejsze, że my na tym skorzystamy. Zawsze kilka złotych zostanie w szczupłych portfelach. Jak trzeba to i pół miasta obejdziemy, żeby zaoszczędzić - podkreślali wszyscy zapytani przed apteką w centrum Rzeszowa. (Nowiny)

* Za opakowanie zachodniej insuliny cukrzycy płacą od wczoraj średnio o 16 zł więcej. - Będę musiała każdego miesiąca wydać ok. 100 zł więcej na leki, bez których nie mogę żyć - martwi się Marzena Wojciechowska z Rzeszowa. Lek "Humalog", który przyjmuje Marzena Wojciechowska, podrożał o 21 zł. Cena drugiej potrzebnej jej insuliny, "Humulinu", wzrosła z 3,20 zł do ponad 19 zł.
- Każdego miesiąca zużywam 3-4 opakowania preparatów. Humalogu nie mogę zastąpić polskim odpowiednikiem, bo żadna krajowa firma go nie produkuje. Muszę skądś wziąć dodatkowe pieniądze - martwi się studentka polonistyki. W regionie żyje ok. 25 tys. zdiagnozowanych cukrzyków. Szacuje się, że 30 - 40 proc. z nich musi przyjmować insulinę. - Większość bierze właśnie zachodnią insulinę. Podwyżki bardzo ich dotkną - nie ma wątpliwości Joanna Kędzierska, wojewódzki konsultant ds. diabetologii. Janusz Bereś, prezes Podkarpackiego Stowarzyszenia Diabetyków obawia się, że wielu chorych nie będzie stać na zakup droższych, zachodnich insulin: - Wśród diabetyków wielu jest emerytów i rencistów. Cukrzycy to często osoby o niewielkich zarobkach. Z powodu choroby nie są tak aktywni zawodowo jak ludzie zdrowi. Z powodów zdrowotnych nie każdy może się przestawić na tańszą, polską insulinę. Dlaczego podrożały zachodnie insuliny? Bo... potaniała polska.
- Najlepiej wytłumaczyć to na przykładzie. Gdy w tej samej grupie leków mamy trzy podobne specyfiki za 5, 10 i 15 zł, to limit refundacji ustala się w oparciu o ten najtańszy. Gdy pacjent wybiera droższy lek, to płaci nadwyżkę - tłumaczy Lidia Czyż, wojewódzki konsultant ds. farmacji. Pacjenci mieli nadzieję, że powiedzie się rozpoczęta pod koniec roku batalia ministerstwa zdrowia, które próbuje skłonić koncerny farmaceutyczne do obniżek cen. Wówczas potaniałyby także zachodnie insuliny. Niestety.
- Firmy farmaceutyczne są nieugięte. To nieetyczne, bo insuliny, które sprzedają w Polsce są tańsze w innych krajach - mówi Paweł Trzciński z ministerstwa. (Nowiny)

* Zarząd Regionu Ziemia Przemyska NSZZ "Solidarność" jest oburzony działaniami publicystów i polityków, którzy oskarżają "S" o działalność kryminalną i zmowę przeciw interesowi publicznemu przy negocjacji umów społecznych. Chodzi o kilka tysięcy pracowników energetyki, często z długoletnim stażem pracy. - Prowadzimy negocjacje z Zamojską Korporacją Energetyczną dotyczącą umów społecznych - mówi Andrzej Buczek przewodniczący NSZZ "S" w Przemyślu. - Niektórzy politycy twierdzą, że takie działania są kryminalne i powinny być traktowane jako przestępstwo. My wiemy, że na całym świecie takie umowy funkcjonują. U nas były podpisywane przy restrukturyzacji górnictwa, kiedy to wynegocjowano 12 lat gwarancji pracy. Dla pracowników energetyki chcemy 10 lat takiej gwarancji, ale obejmującej osoby, które mają staż pracy od 3 lat wzwyż. Andrzej Buczek twierdzi, że tzw. grupa północna wynegocjowała gwarancje dotyczące zarządu, ale przemyska "S" tego nie popiera i uważa takie działania za bezprawne. - Grupa południowa, do której należą Zakład Energetyczny w Przemyślu, Przeworsku i Jarosławiu, chce zabezpieczyć gwarancje dla pracowników - wyjaśnia. - To jak najbardziej popieramy. Zwracamy się z apelem do kolegów z energetyki i działaczy związkowych, by nie ustępowali w walce o prawa ludzi pracy. W ten sposób bowiem uda się sprzeciwić prywatyzacji sektora energetycznego, obliczonego na wzbogacenie się kolejnej wąskiej grupy kapitałowej, bez prawdziwego udziału Polaków. Andrzej Buczek dodaje, że "S" ubliżają żądania, by z zajmowanych stanowisk usunąć działaczy "S", którzy w imieniu pracowników w poszanowaniu przepisów prawa i interesów odbiorców energii elektrycznej negocjowali umowy społeczne. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

Puszysty złodziej?
* 51-letni mężczyzna włamał się w nocy z soboty na niedzielę do sklepu odzieżowego "Dla puszystych" przy ul. Jagiellońskiej w Przemyślu. Wybitą szybę w witrynie sklepu spostrzegł jeden z policyjnych patroli. Funkcjonariusze niezwłocznie ruszyli na poszukiwania włamywacza. Już kilkanaście minut później zatrzymano mężczyznę, który dźwigał dwa płaszcze i dwie kurtki skradzione ze sklepu przy ul. Jagiellońskiej. Odzież policjanci zwrócili do sklepu, a złodziej trafił do policyjnego aresztu.

* 37-letni Piotr i 42-letni Wiesław są podejrzani o napaść na 27-letniego mieszkańca miasta. Mężczyźni pobili go i obrabowali. obaj zostali tymczasowo aresztowani.

* Licznych potłuczeń doznała kobieta potrącona przez fiata. Do zdarzenia doszło w miniony wtorek na ulicy Dworskiego w Przemyślu. Wypadek zdarzył się na oznakowanym przejściu dla pieszych.

* 600 złotych za woreczek kaszy jęczmiennej i rolkę papieru toaletowego zapłacił mieszkaniec miasta Jarosławia. Mężczyzna padł ofiarą oszusta, od którego spodziewał się dostać paczkę z zamówionym modułem sterującym do swojego samochodu. Zamiast niego, znalazł tam wymienione już rzeczy. Ogłoszenie o sprzedaży części poszkodowany wyczytał w gazecie motoryzacyjnej. Postępowanie w sprawie prowadzi jarosławska policja.

Reklama