Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 17.01-23.01.2005 r.

Przemyśl

Na razie grożą tylko upomnienia
* Zmieniają się zasady ruchu pojazdów na staromiejskich ulicach Przemyśla. Powstała tam specjalna strefa ograniczonego ruchu, do której będą mogły wjeżdżać tylko pojazdy uprzywilejowane i zaopatrzenia oraz posiadacze identyfikatorów wydanych przez prezydenta miasta. Przypomnijmy, że zostaje ograniczona możliwość wjazdu i parkowania na ulicach: Kazimierza Wielkiego, Franciszkańskiej, Dąbrowskiego, Serbańskiej, Władycze, Wodnej, Mostowej oraz w północnej pierzei Rynku. Nie będzie możliwy wjazd do Rynku z ulicy Grodzkiej. Na ulicach staromiejskich będzie obowiązywał ruch jednokierunkowy, a na niektórych ich fragmentach zostanie zmieniony kierunek ruchu pojazdów.
- Do strefy będą mogły wjeżdżać pojazdy obsługi komunalnej, zaopatrzenia na czas wyładunku i załadunku, ale nie dłużej niż na 15 minut, rowery i samochody z identyfikatorami - informuje Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Miasta. Na terenie całej strefy obowiązuje ograniczenie prędkości do 20 km. Piesi będą mieli pierwszeństwo przed zmotoryzowanymi. Nowa organizacja ruchu na Starówce wchodzi w życie od jutra, ale przez najbliższy tydzień strażnicy miejscy i policjanci będą tylko pouczali kierowców naruszających przepisy. Po upływie tygodnia sięgną po mandaty. (Nowiny)

* Zwykła świeczka mogła spowodować wielotysięczne straty i tragedię kilku rodzin. Dwanaście minut po g. 19 dyżurny Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Państwowej Straży Pożarnej w Przemyślu odebrał telefoniczne zawiadomienie o kłębach dymu roznoszących się w jednej z kamienic przy ulicy Bibliotecznej 6. Takie sygnały zawsze wzbudzają grozę, gdyż kto jak kto, ale strażacy doskonale znają topografię miasta i wiedzą, że na tamtym obszarze występuje zwarta zabudowa. Działać więc musieli błyskawicznie. Po kilku minutach na miejscu zdarzenia zjawiły się cztery samochody i 13 strażaków. Wraz z nimi przybyli przedstawiciele pogotowia energetycznego, ratunkowego, policji i straży miejskiej. Dym, który był konsekwencją zaprószenia ognia wydobywał się z jednej z piwnic. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, przyczyną powstania ognia było pozostawienie w piwnicy przez jednego z mieszkańców... zwykłej świeczki. Oficjalnie zaś - nieostrożność osób nieletnich przy posługiwaniu się otwartym ogniem. Cała akcja trwała 2 godziny 18 minut. Strażacy musieli pracować w specjalnych aparatach powietrznych. Rozprzestrzenienie się ognia na klatkę schodową mogłoby zakończyć się tragicznie. Na całe szczęście do tego nie doszło. Uratowane mienie strażacy oszacowali na 100 tys. zł. Bardzo sprawnie, choć zadanie było trudne, poszło także oddymianie specjalistycznym wentylatorem klatki schodowej. Pomogła temu ewakuacja kilku osób przebywających wówczas w swoich mieszkaniach. (Życie Podkarpackie)

Nie mają pieniędzy
* Teren przy ul. Jagiellońskiej został sprzedany dwóm inwestorom. Jedni mieli tutaj postawić McDonald'sa, a drudzy bank. Dodatkowo, do spółki z miastem, dwóch inwestorów miało zbudować drogę dojazdową. Inwestycja na razie "leży". Okazało się bowiem, że bank nie ma pieniędzy na wykonanie potrzebnych prac. W jego posiadaniu jest działka o powierzchni 2 106 metrów kw., zakupiona 5 lat temu za 320 tys. zł. Od tej pory miasto zdążyło wywiązać się z zobowiązań. Dwóch inwestorów nie zrobiło nic. Przypuszczalnie na tym się zakończy, bowiem niedawno na działce należącej do banku pojawiła się tablica informująca o tym, że teren będzie sprzedany. Ponoć do rezygnacji banku z zainwestowania na tzw. małpim gaju, doszło z powodu problemu budowy drogi dojazdowej z ul. Jagiellońskiej. Na realizację czeka także inwestycja związana z budową drogi objazdowej z ul. Sportowej na ul. Mniszą, pod Kamiennym Mostem. Kiedy się rozpocznie i czy w ogóle będzie - nie wiadomo. Na razie jedynie powycinano drzewa i krzewy ze skwerku, oraz trwają prace porządkowe. (Super Nowości)

* Coraz więcej ludzi zaczyna jeździć na Ukrainę. Dlaczego? - Mogą zaopatrzyć się w tańsze artykuły spożywcze - mówi Paweł, mieszkaniec Przemyśla. Jakiś czas temu Polacy na zakupy masowo jeździli na Słowację. Teraz niektóre towary są tam dużo droższe niż u nas, co spowodowało, że Polacy zaczęli jeździć na Ukrainę. Nagłe ożywienie na granicy z Ukrainą tłumaczy Mariusz Siedlecki, rzecznik Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej w Przemyślu: - Większy ruch na granicy spowodował spadek kursu dolara i hrywny, za którą kiedyś płacono 80 groszy, teraz zaledwie 60 gr. Wiadomo, że przez to jeszcze więcej ludzi jeździ po paliwo i papierosy. Ale są i tacy, którzy jeżdżą tylko po artykuły spożywcze, na których miesięcznie sporo oszczędzają. Zaopatrują się w nie w Mościskach, oddalonych o 15 kilometrów od granicy. Paweł z Przemyśla na zakupy jeździł na Słowację, od kilku tygodni woli kupować na Ukrainie. - Towary są bardzo tanie, czasami nawet o połowę tańsze niż u nas w Polsce - wyjaśnia. - Poza tym ich produkty są bardzo dobre, a kwas chlebowy i sok brzozowy to specyfiki, których nigdzie nie można dostać. Nie kupuję tylko mięsa, ponieważ ono akurat nie jest zbyt smaczne - dodaje. Kupujący na Ukrainie twierdzą, że udaje im się zaoszczędzić do kilkuset złotych miesięcznie. Zakupy robią głównie w Mościskach i Krakowcu. Co warto przywozić? - Wiadomo, że dużo osób jeździ po papierosy. Oprócz nich, opłaca się tam kupować słodycze, musztardę, mleko skondensowane, alkohol, soki czy przeciery pomidorowe - wylicza Paweł. - Za: 400 gramów masła zapłacimy 3,60, litr paliwa - 1,80, 3 litry soku pomidorowego - 4,10, pół litra pepsi czy fanty - 1,10, półtora litra soku z kawałkami owoców - 2,82 złotego. (Życie Podkarpackie)

Przemyski Jordan
* Święto Jordanu, czyli uroczystość Objawienia Pańskiego, obchodzili grekokatolicy. Liczna rzesza wiernych przeszła w procesji nad San, by uczestniczyć w obrzędzie poświęcenia wody. Uroczystości upamiętniające przyjęcie chrztu przez Chrystusa w Jordanie rozpoczęły się w przemyskiej katedrze greckokatolickiej pod wezwaniem Św. Jana Chzciciela, gdzie duchowy przywódca grekokatolików w Polsce, abp Jan Martyniak, metropolita przemysko-warszawski, przewodniczył uroczystej liturgii pontyfikalnej. Później wierni i duchowni poszli z procesją nad San, gdzie odbył się piękny, uroczysty obrzęd poświęcenia wody zwany Wielkie Wodoswjattja. Podczas nabożeństwa kapłani odmawiali modlitwy, w których prosili Ducha Świętego o przybycie i oczyszczenie wody, by mogła ona stać się źródłem uzdrowienia się wszystkich chorób ciała i duszy. Woda jest także, jak można przeczytać w modlitwie tego obrzędu, symbolem oczyszczenia z wszystkich grzechów i nowego narodzenia się przez chrzest. Po odmówieniu modlitw kapłani trzykrotnie zanurzają w wodzie "trykyrion" - trójramienny świecznik oraz trzykrotnie błogosławioną krzyżem zanurzając go w wodzie podczas, gdy wierni śpiewają tropar: "Koły wo Jordani chrestywsia..." ("Kiedy w rzece Jordan Ty chrzest przyjmowałeś..."). Pod koniec uroczystości duchowni greckokatoliccy, a także najgodniejsi zaproszeni goście wypuścili w niebo białe gołębie symbole Ducha Świętego i pokoju. Później kapłani pobłogosławili liczną rzeszę wiernych poświęcona wodą. Każdy z wiernych mógł zabrać niewielką ilość poświęconej wody do domu, by ochraniała ich przed tym co złe i może zaszkodzić człowiekowi, Wierni wierzą także, że woda ta ma właściwości uzdrawiające, a przechowywana w domu przez cały rok sprawi, że choroba ominie mieszkańców tego domu. Poświęconą wodą zostali obdarowani także goście uczestniczący w uroczystości. W uroczystościach pamiątki Jordanu uczestniczył zaproszony metropolita przemyski abp Józef Michalik oraz kapłani kościoła rzymsko- katolickiego. Nie zabrakło również władz miasta i powiatu. (Super Nowości)

* Nieustanne, głośne awantury, wulgarne słowa, a w ciągu dnia hałaśliwe zabawy dzieci. Mamy wrażenie, że to specjalnie, bo zwracaliśmy im uwagę. Z powodu sąsiadów mieszkających nad nami, nasze życie stało się koszmarem - żalą się państwo Oroniowie. W bloku przy ul. Słowackiego na tzw. osiedlu wojskowym, należącym do Wojskowej Agencji Mieszkaniowej, mieszkają od ponad 30 lat. Mieszkanie wykupili na własność. Ich kłopoty zaczęły się trzy lata temu. - W 2001 r. sprowadzili się nowi lokatorzy, małżeństwo z trójką dzieci. Nic nie mamy przeciwko dzieciom, ale mieszkając w wielorodzinnym bloku trzeba nauczyć swoje pociechy, jak mają się zachowywać, aby nie dokuczać innym - mówi Irena Oroń. Nie pomogły prośby kierowane bezpośrednio do kłopotliwych lokatorów. O pomoc Oroniowie zwrócili się do przełożonych ojca hałaśliwej rodziny. Zaczęła się wymiana pism z różnymi władzami wojskowymi. Po dwóch latach kłopotliwi sąsiedzi opuścili mieszkanie.
- Poprosiliśmy wojsko, aby na ich miejsce wprowadzono kogoś spokojnego. Aby nowi sąsiedzi pasowali do naszej klatki, gdzie mieszkają przeważnie osoby starsze. Dali jeszcze gorszego - opowiada pani Oroń. Historia zaczęła się powtarzać. W dzień głośne zabawy, w nocy rozmowy i kłótnie z wulgaryzmami do późnych godzin. Kolejne pisma do władz wojskowych i powszechna niemoc. - Dostawaliśmy od dowódców opinie, że ten nasz sąsiad jest bardzo dobrym i sumiennym żołnierzem, że zwrócono mu uwagę na niewłaściwe zachowanie. I na tym się kończyło. Już nie wiemy, gdzie szukać pomocy - żali się pani Irena. Pani Irena jest schorowana, m.in. ma cukrzycę i nadciśnienie, jest po koronarografi. Jej mąż, pan Edward, 38 lat przepracował w wojsku. Jest po zawale.
- Odwiedzałam państwa Oroniów, ich spokój jest zakłócany. Raz byłam przed północą. Było bardzo głośno. Wezwaliśmy najpierw policję, a później przyjechała żandarmeria wojskowa. Uspokoiło się na krótki czas. Są sposoby, aby nie dokuczać sąsiadom i wcale nie chodzi o to, aby przy tym ograniczać swoje życie. Wystarczy rozmawiać normalnym, a nie podniesionym głosem - mówi Grażyna Pietrzak, st. specjalista pracy socjalnej z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i członek Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia".
- Podejmiemy w tej sprawie odpowiednie kroki. Nie mogę powiedzieć, jakie, ale zaręczam, że państwo Oroniowie będą mogli mieszkać w spokoju - obiecuje st. chorż. sztab. Roman Wykurz, komendant Placówki Żandarmerii Wojskowej w Przemyślu. (Nowiny)

Będzie nowe miejsce dla skaterów...
* Miejscowa młodzież jeżdżąca na rolkach i deskorolkach będzie miała nowe miejsce do jazdy. Dotychczas do władz miasta zgłaszali się zbulwersowani starsi mieszkańcy Przemyśla, skarżąc się na to, że skaterzy jeżdżą po konstrukcji Pomnika Orląt Przemyskich i niszczą jego powierzchnię. Z przedstawicielami przemyskiej młodzieży spotkał się prezydent Robert Choma. - Tematem rozmowy była sprawa spotkań skaterów przy Pomniku Orląt Przemyskich, a przede wszystkim zapewnienia młodzieży odpowiedniego i bezpiecznego miejsca do uprawiania tego sportu oraz zakres pomocy, jakiej może udzielić miasto - twierdzi Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Miasta Przemyśla. - Prezydent zaapelował do młodzieży, aby przestała jeździć po konstrukcji pomnika, o co wielokrotnie zwracali się do niego liczni mieszkańcy miasta. Podyktowane jest to szacunkiem dla uhonorowanych w ten sposób Orląt Przemyskich i obawą, że jeżeli nadal młodzież będzie jeździć w tym miejscu na deskach i rolkach to dojdzie do zniszczenia powierzchni pomnika. Na terenie planowanego Przemyskiego Parku Sportowo - Rekreacyjnego w części przy ul. Sanockiej ma znaleźć się miejsce dla skaterów. Tymczasowo młodzież może korzystać z terenu przy Placu Rybim. Tam też według Witolda Wołczyka, mają zostać ulokowane niezbędne elementy odpowiednie do uprawiania tych sportów. Pierwszym krokiem po wyborze lokalizacji ma być przygotowanie odpowiedniej do jazdy nawierzchni. - Pierwsze spotkanie prezydenta pozwoliło na zapoznanie się z młodzieżą jeżdżącą na rolkach i deskorolkach, problemami i pomysłami na ich rozwiązanie - twierdzi W. Wołczyk. - Prezydent zapowiedział, że chce kontynuować te rozmowy podczas kolejnych spotkań. Przypomnijmy, że jednym z pierwszych, który zajął się problemem skaterów jest radny Marek Rząsa. On to od ponad roku wielokrotnie na różnych komisjach apelował o zajęcie się tą sprawą. Z kolei radny Wiesław Morawski jest autorem wniosku o budowę skateparku, który został złożony do władz miasta. (Super Nowości)

Skontrolują Izbę Celną
* Ministerstwo Finansów skontroluje przemyską Izbę Celną. Jedną z przyczyn kontroli jest prawdopodobnie sytuacja alokowanych celników. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że do Szefa Służby Celnej Wiesława Czyżowicza wpłynął anonimowy list od alokowanych celników. Być może jest to jeden z powodów kontroli. Autorzy pisma do W. Czyżowicza twierdzą, że część z nich każdą służbę pełni na tych samych stanowiskach - pasie pieszych i samochodów osobowych. Uzasadniają, że właśnie te stanowiska są najbardziej wyczerpujące i stresujące, bo panuje na nich największy ruch. Częsty tutaj kontakt z przemytnikami sprawia, że szybko stają się rozpoznawalni, a przez to obrażani i zastraszani. Proponują rotacje na stanowiskach pracy. W poniedziałek, 17 stycznia, komisja z ministerstwa rozpoczęła kontrolę, która potrwa 2 tygodnie. - Nie mam sobie nic do zarzucenia, więc nie obawiam się wyników kontroli. Kto powiedział, że celnik nie może pracować na pasie osobowym co służbę? Alokowani sami sobie robią krzywdę, pisząc takie donosy. A podpisując się "alokowani funkcjonariusze", sprawiają, że każdy alokowany jest potencjalnym autorem anonimu, co jest krzywdzące dla ludzi prawych, posiadających poczucie własnej wartości i odwagę cywilną. Na początku podchodziłem do nich przyjaźnie, ale z alokowanymi mamy same problemy. Na siłę nikt ich do pracy nie zmusza - mówi M. Kachaniak, pokazując stos zwolnień lekarskich. W wypowiedzi z 13 października 2004 r. M. Kachaniak, zapytany przez dziennikarkę ŻP czy uważa, że z zachodniej granicy trafili na wschód tylko kiepscy celnicy, stwierdza: "Myśli Pani, że jakbym miał pozbyć się stu celników, to oddałbym najlepszych? W poniedziałek (14 bm.) dyr. Kachaniak skierował nas do odpowiedzialnego za pracę celników kierownika oddziału Medyka Sylwestra Sosnowskiego, który... chwali alokowanych: - To bardzo dobrzy pracownicy, jestem zadowolony. Myślę też, że jeśli rzeczywiście któryś celnik wciąż pracuje na jednym pasie, to jest to tylko przypadek. Sprawdzę to i w razie czego zadbam, aby takich przypadków nie było. Opinię tę potwierdza kierownik zmiany w Medyce Adam Sowa. (Życie Podkarpackie)

* Wydatki miasta w tym roku przewyższą zaplanowane dochody o ponad 36 milionów złotych. Koalicja rządząca miastem przyznaje, że budżet jest odważny, ale i nastawiony na inwestycje. Opozycja nazywa go niebezpiecznym. Radni mieli w sprawie budżetu sprzeczne często opinie, ale większość go poparła. Dochody obliczono na kwotę prawie 172 milionów zł, natomiast wydatki oszacowano na ponad 208 milionów zł. Deficyt budżetowy w wysokości ponad 36 milionów zł mają pokryć kredyty bankowe, pożyczki, obligacje i przychody z prywatyzacji. Na samą budowę stoku narciarskiego miasto wyda w tym roku 10 milionów zł.
- Po raz pierwszy nie poparłem budżetu, bo nie podoba mi się nadmierne zadłużanie miasta - mówi radny Marek Rząsa. - Nie mam nic przeciwko budowie stoku, ale mieli ją finansować w znacznym stopniu inwestorzy. Tymczasem to miasto musi brać na swoje barki ciężar, którego może w końcu nie udźwignąć. Radni opozycji podkreślali też, że niektóre z ujętych w budżecie dochodów są na razie czysto teoretyczne i nie wiadomo, czy uda się je osiągnąć w zaplanowanej wysokości. Koalicja rządząca broniła budżetu argumentując, że wydatki związane m.in. z budową stoku i modernizacją ulic przyczynią się do szybszego rozwoju miasta. (Nowiny)

J A R O S Ł A W

Wojna między uczelniami?!
* W mieście rozgorzała wojna między Państwową Wyższą Szkołą Zawodową a Wyższą Szkołą Humanistyczno-Ekonomiczną z Łodzi. W spór zaangażowali się studenci. Sprawę bada policja. Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa obawia się o przyszłość. Jej kierownictwo podejrzewa, że za łódzką uczelnią, która właśnie otworzyła przedstawicielstwo w mieście, stoją duże pieniądze.
- Przy prywatyzacji w szkolnictwie dojdzie do przejęcia naszej uczelni przez łódzką szkołę - mówi Janusz Cholewa, rzecznik prasowy PWSZ.
- Wówczas studenci stracą możliwość bezpłatnego studiowania. Przyjdzie im płacić wysokie czesne. To właśnie z tych względów samorząd studencki powołał Komitet Obrony Uczelni. Jego członkowie potępiają Tomasza Kuleszę, dyrektora Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Jarosławiu, który wydzierżawił sale łódzkiej uczelni, a ta - zdaniem komitetu - działa w Jarosławiu bezprawnie. Zaatakowany dyrektor odpiera zarzuty. Przekonuje, że Wyższa Szkoła Humanistyczno-Ekonomiczna otworzyła u niego punkt rekrutacyjno-konsultacyjny, a to jest zgodne z prawem. Ponadto - jak zapewnia - nikt nie zamierza niszczyć Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Dyrektor Tomasz Kulesza obawia się o swoje bezpieczeństwo. Do niedawna regularnie otrzymał anonimowe telefony z groźbami. Ostatnio na ulicy zaczepiło go dwóch osiłków. - Kazali mi odczepić się od rektora Antoniego Jarosza (rektora PWSZ - przyp. red.) - opowiada Kulesza. - Zgłosiłem sprawę policji. Rektor Antoni Jarosz jest podejrzewany o kierowanie gróźb pod adresem dziennikarki jednego z tygodników. Ponadto prokuratura chce mu przedstawić zarzut bezprawnego pobrania wynagrodzenia (około 230 tysięcy złotych). Jednak prowadzone przeciwko niemu postępowanie utkwiło w martwym punkcie. Rektor notorycznie choruje. (Nowiny)

* Siedem osób z grona dyrektor COM w Jarosławiu otrzymało wysokie nagrody. Fakt ten zbulwersował pozostałych pracowników, głównie pielęgniarki, które przez kilka lat nie mogły doprosić się wypłaty należnych im podwyżek. Z informacją taką zadzwonili do naszej redakcji pracownicy jarosławskiego COM. Zbulwersowani byli faktem, że przed przejściem na emeryturę dyrektor Centrum Opieki Medycznej w Jarosławiu Urszula Słychań-Wysocka wypłaciła wysokie nagrody osobom ze swego najbliższego otoczenia. Starosta Tomasz Oronowicz potwierdził te informacje. Poinformował nas, że siedmiu pracowników otrzymało nagrody w wysokości do 4 tys. zł. Na pocieszenie dla pozostałych dodał, że w najbliższym czasie zostaną wyrównane zaległe podwyżki dla pracowników COM. Każdy pracownik otrzyma wraz z najbliższym wynagrodzeniem ok. 900 zł brutto. (Życie Podkarpackie)

* Ponad trzy tysiące książek dostarczył Polakom w Drohobyczu na Ukrainie Miejski Ośrodek Kultury. Trafią do szkoły sobotnio-niedzielnej, w której uczą się dzieci z polskich i mieszanych rodzin. Książki podarowali mieszkańcy Jarosławia i okolicznych miejscowości. Wśród woluminów - literatura piękna, dla dzieci i młodzieży, książki religijne, popularno - naukowe, albumy. W Jarosławiu, pod medialnym patronatem "Nowin", trwa druga akcja zbierania książek dla rodaków na Ukrainie. Prowadzi ją Miejska Biblioteka Publiczna, którą wsparła MPB w Mielcu, dostarczając ok. 4 700 książek Kolejnym transportem książki trafią do polskiej biblioteki, tworzonej przy Uniwersytecie w Użgorodzie. (Nowiny)

P R Z E W O R S K

Młodzi rozbójnicy
* W ubiegłym tygodniu policjanci z sekcji kryminalnej Komendy Powiatowej Policji w Przeworsku ustalili sprawców włamania i wymuszenia rozbójniczego. Nie było by w tym nic dziwnego, wszak łapanie przestępców to dla policjantów chleb powszedni, ale w tym przypadku szokuje wiek obu winnych. Pierwszy ma 14 lat, a drugi 15. 5 stycznia br. ktoś włamał się do jednego z domków w Przeworsku i z piwnicy skradł torbę z damską bielizną. Rodzaj łupu mógł sugerować, że sprawcą jest jakiś fetyszysta, ale kilka dni później policjanci zatrzymali 14-latka, który przyznał się do włamania i kradzieży. Chłopak wyjaśnił, że nie polował specjalnie na damskie fatałaszki, tylko licząc na zysk ze sprzedaży, porwał to, co mu wpadło w ręce. Nieco inny charakter miał czyn, jakiego dopuścili się dwaj bracia T. W październiku ubiegłego roku 15-letni Przemysław wczesnym wieczorem w okolicy tzw. zielonego rynku zobaczył 12-letniego chłopaka. Podszedł do niego i grożąc pobiciem, zażądał 20 złotych. Przestraszony chłopak tłumaczył, że nie ma ani 10 groszy, więc rozbójnik tym razem odpuścił mu. Kilka dni później tego samego chłopaka spotkał 14-letni Damian, brat Przemka. Też zażądał 20 złotych i zagroził pobiciem. Chłopak oddał napastnikowi 15 zł, ale był tak przerażony i bał się zemsty, że nikomu o tym nie powiedział. Upłynęło kilka dni i bracia rozbójnicy ponownie spotkali swą ofiarę. Nie przeszkadzało im wcale, że chłopak szedł w towarzystwie wujka i zażądali od niego 5 zł, których nie dostali, bo chłopak w obecności starszego był odważniejszy. O wszystkim dowiedzieli się policjanci z sekcji kryminalnej i bez większego trudu ustalili sprawców wymuszeń rozbójniczych, którymi teraz zajmie się Wydział dla Nieletnich Sądu Rejonowego. (Życie Podkarpackie)

R E G I O N

Rośnie liczba posiadaczy broni
* Coraz więcej mieszkańców Podkarpacia posiada broń palną. Co roku policja wydaje około 300 zezwoleń na zakup i posiadanie broni. Najczęściej występują o nią myśliwi. Rośnie jednak również liczba osób posiadających bojowe pistolety i rewolwery do ochrony osobistej.
- Średnio co druga osoba występująca o pozwolenie na broń bojową otrzymuje je - informuje sierż. Paweł Międlar z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. - Najczęściej są to policjanci odchodzący na emeryturę. posiadanie broni jest bowiem atutem przy poszukiwaniu zatrudnienia w firmach ochroniarskich. Zupełnie spadło natomiast zainteresowanie bronią gazową.
- Na początku lat dziewięćdziesiątych był prawdziwy boom na pistolety gazowe - mówi Mariusz Michalak, współwłaściciel sklepu z bronią. - Teraz tego towaru nie wykładam nawet na półkę. Pozwolenie na broń gazową uzyskuje się tak samo jak na ostrą roń palną. Dawno okazało się jednak, że przydatność gazowego pistoletu do ochrony osobistej jest znikoma. Dlatego obecnie chętniej kupowane są pistolety na ostrą amunicję. Uzyskanie pozwolenia na broń to niemały wydatek. Za badania lekarskie i psychologiczne trzeba zapłacić 400 zł. Egzamin kosztuje 500 zł, a decyzja o wydaniu broni - 212 zł. W sklepach z bronią można jeszcze czasem znaleźć kultową niemal TT-tkę za 300-400 zł. Jednak na nową broń trzeba przeznaczyć co najmniej tysiąc złotych. Pistolety i rewolwery z górnych półek kosztują od 3 do 8 tys. zł. To jeszcze nie wszystkie koszty. Trzeba w domu zainstalować skrytkę na broń z atestowanym zamkami, trwale przymocowaną do konstrukcji budynku. Każdorazowe strzelanie to wydatek kolejnych kilkuset złotych. Trzeba przecież wynająć strzelnicę, kupić amunicję i tarcze.
- Dlatego o pozwolenie na broń występują raczej ludzie zamożni, a przynajmniej zarabiający powyżej przeciętnej - uważa Paweł Międlar. - Kto je otrzymuje? Na to nie ma reguły, bo każda sprawa jest rozpatrywana indywidualnie na podstawie informacji dostępnych policji. Wiadomo tylko, kto na pewno nie otrzymuje pozwolenia. Są to między innymi ludzie psychicznie chorzy, uzależnieni od alkoholu lub narkotyków oraz karani za przestępstwa z użyciem przemocy lub groźby bezprawnej. (Super Nowości)

* Już ponad 2500 palaczy z całej Polski zadeklarowało swój udział w zbiorowym procesie przeciwko koncernom tytoniowym. Jeśli wygrają, producenci papierosów będą musieli im wypłacić ponad 200 mln zł odszkodowania. Polskie Stowarzyszenie Promocji Zdrowia w tym miesiącu wystąpi do sądu z pozwem przeciwko przemysłowi tytoniowemu. Proces cywilny będzie prowadzony w Krakowie m.in. przez zespół prawników powołany przez stowarzyszenie, biegłych z 6 klinik uniwersyteckich, 2 centralnych instytucji rządowych. Palacze będą żądać odszkodowania w wysokości 40, 60 lub 80 tys. zł. Inicjatorzy akcji uważają, że producenci wyrobów tytoniowych celowo wprowadzają substancje chemiczne potęgujące stan uzależnienia tytoniowego, podobnego do uzależnienia od narkotyków. Philip Morris Polska przyznaje, że palenie papierosów jest uzależniające i że powoduje poważne dolegliwości u osób palących, lecz dodaje, że na każdej paczce papierosów sprzedawanej przez nich w Polsce zawsze widniały wymagane przez prawo nadruki ostrzegające palaczy o zagrożeniu dla ich zdrowia wynikającym z używania tego produktu.
- Philip Morris nie dodaje żadnych składników w procesie produkcji wyrobów tytoniowych, które zwiększałyby właściwości uzależniające papierosów. Udostępnia też regularnie polskim władzom listę składników używanych w produkcji wyrobów tytoniowych - komentuje Johan Puotila, dyrektor działu ds. korporacyjnych Philip Morris Polska SA. (Super Nowości)

* Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wprowadza nowe paszporty dla bydła. Dzięki dodaniu hologramu ulepszono w nich zabezpieczenie przed fałszerstwem. Ponadto nowe paszporty będą drukowane w kilku miejscach, co skróci czas oczekiwania na wydanie dokumentu. Dotychczasowe zachowują ważność, nie trzeba ich wymieniać. Paszport bydła jest jednym z podstawowych elementów Systemu Identyfikacji i Rejestracji Zwierząt. Musi go mieć każda sztuka bydła w kraju. Zawiera on informacje umożliwiające identyfikację danej krowy oraz miejsc, gdzie była hodowana. (Super Nowości)

* Koniec z tzw. kopertą na placu manewrowym. Ten znienawidzony przez przyszłych kierowców manewr zostanie być może, i to już we wrześniu tego roku, usunięty z praktycznej części egzaminu na prawo jazdy. Kursanci będą się uczyć jazdy na drogach. Według proponowanych zmian, liczba manewrów na placu zostanie zmniejszona z sześciu do czterech, z góry ustalonych. Przy okazji wyeliminuje to dotychczasowe, każdorazowe losowanie manewrów. Zamiast męczyć się jazdą między pachołkami, będziemy się jej uczyć na drogach. Umiejętności prowadzenia pojazdu zostaną więc sprawdzone podczas jazdy na trasie w obszarze niezabudowanym. Tak też wyglądać będzie praktyczna część egzaminu.
- To słuszny kierunek, choć dla wojewódzkich ośrodków ruchu drogowego dość kosztowny - ocenia pomysł Stanisław Dubas, dyrektor rzeszowskiego WORD-u - Zwiększą się przecież koszty ponoszone na paliwo. Jednak wiedza kursanta jest ważniejsza, więc nie zmienią się koszty egzaminu. Ograniczenie liczby manewrów na placu to jedna z kilku zaplanowanych zmian. Kolejne to: zainstalowanie w samochodach egzaminacyjnych kamer rejestrujących przebieg egzaminu oraz propozycja, by instruktor, w roli obserwatora, był obecny podczas egzaminowania jego kursanta. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

Lewe "bryki"
* Luksusowe samochody to marzenie nie tylko uczciwych ludzi. Wiedzą o tym funkcjonariusze Granicznej Placówki Kontrolnej SG w Medyce, którzy w ubiegłą środę (12 bm.) znów zatrzymali dwie podejrzane bardzo drogie "bryki". Na początek o godz. 9 rano zatrzymano 39-letniego Ukraińca z Kijowa, który chciał wjechać na Ukrainę samochodem marki Mitsubishi Space Star zeszłorocznej produkcji, wartym 50 tys. złotych. Podczas kontroli okazało się, że numer nadwozia auta (VIN) różni się od numeru, który figurował w dowodzie rejestracyjnym. To wzbudziło uzasadnione podejrzenie, że mitsubishi może pochodzić z przestępstwa. Ukrainiec i samochód zostali przekazani do dyspozycji Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu. Późnym popołudniem (o godz. 18) doszło do zatrzymania kolejnego podejrzanego samochodu prowadzonego przez Ukraińca. Mieszkaniec miejscowości Bursztyn, trzydziestoczterolatek, prowadził wartego 400 tys. złotych zeszłorocznego lexusa LX 470, którego numery nadwozia, podobnie jak w mitsubishi, różniły się od tych, które zawierał dowód rejestracyjny samochodu. Super droga terenówka i kierujący nią mężczyzna także są w dyspozycji KMP w Przemyślu.

* Pięć osób zostało rannych w wyniku wypadku, do którego doszło z nieznanych przyczyn w Kuńkowcach koło Przemyśla. Renault megane, którym jechali pracownicy państwowej Inspekcji Pracy z Rzeszowa, najechał na czynne usuwisko, przekoziołkował i wpadł so pobliskiego rowu. - Do zdarzenia doszło na prostym odcinku drogi, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 30 km na godzinę - mówi podinspektor Franciszek Taciuch z Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu. - Badamy przyczyny zdarzenia.

* Piętnastego stycznia, o godz. 13.10 w Grzęsce koło Przeworska pod kołami pociągu relacji Katowice - Przemyśl zginął 54-letni mieszkaniec Przeworska. Z policyjnych ustaleń wynikało, że mężczyzna w przypływie aktu desperacji położył się na torach przed nadjeżdżającym pociągiem. Maszynista widząc desperata, włączył system hamowania, ale na zatrzymanie rozpędzonego składu potrzeba kilkuset metrów i niestety nie udało się uniknąć tragedii.

* 17 stycznia policjanci z KPP w Jarosławiu ustalili sprawców kradzieży złomu. Okazało się, że trzy dni wcześniej Wiesław P. wraz z Grzegorzem P. z terenu jednej z jarosławskich posesji wywieźli stalowe elementy o wartości około 700 zł.

* W nocy z 16 na 17 stycznia nieznany sprawca włamał się do jednego ze sklepów na osiedlu Słonecznym w Jarosławiu i skradł 400 paczek papierosów oraz inne artykuły.

* 16 stycznia jedne z mieszkańców Przemyśla odkrył, że ktoś włamał się do komórki na jego działce przy ul. Ofiar Katynia i skradł sześć królików. Policjanci poszukują złodzieja, ale szanse na odzyskanie królików są minimalne.

* W nocy z 15 na 16 stycznia nieznany jeszcze sprawca włamał się do wiejskiej świetlicy w Żurawicy i skradł przygotowane na zabawę wędliny, soki, szampany i inne artykuły spożywcze.

Reklama