Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 03.01-09.01.2005 r.

Przemyśl

Deficyt sięgnął dna!
* Nienotowany w dziejach miasta, bo aż 36-milionowy, deficyt zaplanowano w niedawno uchwalonym budżecie na rok 2005. Budżetowa dziura o równowartości 12 milionów dolarów USA (!) stanowi 21 proc. planowanych na ten rok dochodów miasta. Chociaż do dopuszczalnej granicy 29 proc. jeszcze dość daleko, to - jak twierdzą znawcy przemyskich realiów - ekipa rządząca miastem szybko ją osiągnie, skoro tylko w ciągu dwóch ostatnich lat zwiększyła deficyt miasta aż... pięciokrotnie! Na grudniowej sesji Rady Miasta przyczyny tak horrendalnie wysokiego debetu uzasadniono tym, że tak musi być, bo to budżet proinwestycyjny. Ponad 1/3 tegorocznego deficytu "wypracuje" oraz bardziej kontrowersyjny stok narciarki, którego budowa wciąż nie może ruszyć z miejsca, w przeciwieństwie do szacunków kosztów, które początkowo miały wynosić 5-6, potem 8-10, następnie około 15, a teraz mówi się już o 25-30 milionów złotych i pewnie nie ostatnie to słowo.
- Pamiętam, jak dwa lata temu, gdy ekipa prezydenta R. Chomy obejmowała rządu w mieście i w "Raporcie otwarcia" figurował deficyt po poprzedniej ekipie rzędu 7 milionów, to pan prezydent mówił, iż jest to niedopuszczalne, bulwersujące itp. Minęło niewiele czasu, deficyt jest pięciokrotnie wyższy i prawdę mówiąc, nie widzę, gdzie można w trakcie roku tak ciąć wydatki, aby sie nie powiększył - skomentował przemyski radny PO, Marek Rząsa. Stosunek procentowy planowanego deficytu do planowanych dochodów może jeszcze ulec zmianie na gorsze, bo trudno zakładać, iż plan dochodów zostanie zrealizowany w 100 procentach. Słodką tajemnicą jest też to, czy w deficycie ujęto z górą 5-milionowe zadłużenie miasta wobec komunalnych spółek. Jeśli nie, to znak, że do zarządu komisarycznego jakby bliżej... (Super Nowości)

* W najbliższym czasie, dzięki współpracy polskich organów ścigania z niemieckimi i ukraińskimi, mają być zatrzymani kolejni członkowie międzynarodowej szajki przemycającej na Ukrainę kradzione w Polsce i Niemczech samochody. Grupę rozpracowali funkcjonariusze Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej. Dotychczas zatrzymano osiem osób - 5 Polaków i 3 Ukraińców. Wśród nich jest szef ukraińskiej części bandy. Przy jednym Ukraińcu znaleziono pistolet. Grupa liczyła kilkanaście osób.
- Wiemy, kto był przywódcą całej międzynarodowej grupy. Jest już poszukiwany w związku z innymi sprawami. Jesteśmy na jego tropie - wyjaśnia oficer BOSG z zespołu operacyjno-śledczego. Przestępców interesowały wyłącznie luksusowe samochody. Przerzucali je na Ukrainę przez przejścia w Medyce, Korczowej i Krościenku. Łącznie ok. 20 aut. Pierwsze osoby aresztowano w listopadzie.
- Posługiwali się dwiema metodami, na zgłoszenie i na bliźniaka - mówi mjr Mariusz Siedlecki, rzecznik BOSG. "Na zgłoszenie" polega na tym, że niemiecki właściciel auta odsprzedaje pojazd przestępcom za ok. 30 proc. wartości, a później, gdy auto trafi na Ukrainę, zgłasza kradzież i dostaje odszkodowanie z ubezpieczalni. W "bliźniaku" złodzieje do przewozu skradzionego auta wykorzystują dokumenty i tabliczki innego samochodu, legalnie wywiezionego za granicę. W tej sprawie przemyscy pogranicznicy współpracują ze służbami niemieckimi i ukraińskimi. Wkrótce kolejne aresztowania, również w Niemczech. (Nowiny)

Ulotka wskazówką dla złodzieja
* Ulotki zostawione pod drzwiami mieszkań to najlepszy sygnał dla złodzieja. Jeżeli stert papierów pod drzwiami rośnie, to znak, że domownicy wyjechali np. na wakacje i mieszkanie jest łatwiejszym łupem. Denerwują mnie natrętni ludzie, którzy mimo moich próśb nie reagują na nie i z uporem maniaka, co kilka dni, przynoszą do mnie sterty ulotek reklamowych, które mnie nie interesują i nie są mi do niczego potrzebne - mówi mieszkanka ul. Rogozińskiego w Przemyślu. - Takie reklamowe natręctwo staje się coraz bardziej powszechne, bowiem zdarza im się, że nawet na ulicy nie można się opędzić od młodych ludzi wciskających na siłę jakieś bileciki, ulotki, gazetki itp. Nie słuchają, jak mówię, że nie chce żadnych ulotek. Przecież tak nie można! Kolporterzy ulotek ignorują wszelkie protesty. Nie można im zabronić roznoszenia ulotek, ponieważ nie ma takich podstaw prawnych. Poza tym do tego typu pracy często zatrudniani są młodzi ludzie, dla których jest to możliwość zarobienia paru groszy. - Sterty ulotek pod drzwiami to sygnał dla złodzieja - mówi podinsp. Franciszek Taciuch z KMP w Przemyślu. - Dlatego wyjeżdżając na ferie czy w dłuższe odwiedziny do rodziny, warto poprosić sąsiadów, aby sprzątali te ulotki spod naszych drzwi, aby ich widok nie skusił włamywaczy. Innym rozwiązaniem dla osób, które nie życzą sobie ulotek pod drzwiami mieszkań czy w skrzynkach pocztowych, jest tzw. Lista Robinsona, utworzona stowarzyszenie Marketingu bezpośredniego z siedziba w Warszawie. Każdy, kto nie chce dostawać promocyjnych przesyłek, katalogów, reklam itp., może na nią wpisać swoje dane i w ten sposób zyskuje gwarancje, że firmy należące do stowarzyszenia nie będą mu więcej wysyłać sterty zbędnych "kolorowych papierków". (Super Nowości)

* Ochraniany przez Bieszczadzki Oddział Straży Granicznej ze sztabem w Przemyślu 134-kilometrowy odcinek granicy polsko-słowackiej od nowego roku przeszedł we władanie Karpackiego Oddziału Straży Granicznej z siedzibą w Nowym Sączu. BOSG oddał graniczne placówki kontrolne w Barwinku (drogowe) oraz w Łupkowie (kolejowe), a także strażnice w Wetlinie, Cisnej, Komańczy, Jaśliskach i Ożennej. Bieszczadzkiemu Oddziałowi Straży Granicznej pozostał więc do ochrony 238-kilometrowy odcinek granicy polsko-ukraińskiej. (Życie Podkarpackie)

Walczą o utrzymanie szkoły
* Uczniowie, ich rodzice i nauczyciele z Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 jednoczą siły. Zapowiadają, że nie pozwolą na likwidację szkoły. Są przekonani o braku rozsądnych przesłanek za takim rozwiązaniem. Władze miasta wykonują kolejny ruch związany z reorganizacją sieci szkół ponadgminazjalnych. - Chodzi o uporządkowanie kierunków kształcenia i dopasowanie ich do zastraszająco niskiej demografii. Z roku na rok w szkołach ubywa uczniów - wyjaśnia Piotr Idzikowski, szef Wydziału Edukacji i Sportu Urzędu Miejskiego w Przemyślu. Z urzędnikami nie zgadza się społeczność zagrożonej likwidacją szkoły. Projekt zakłada, że uczniowie klas o profilu technicznym (mechaniczny i elektryczny) zostaną przeniesieni do Zespołu Szkół Mechanicznych i Drzewnych. Do uczniów klas ekonomicznych mają dołączyć ich koledzy z Zespołu Szkół Ekonomicznych. - Reorganizacja jest potrzeba, ale nie jestem przekonany, czy właśnie w takim kształcie - mówi dyrektor ZSZ 1 Zbigniew Jakubów. - Naszej szkole nie brakuje uczniów, ma doskonałych nauczycieli, wieloletnie tradycje. Planujemy stworzyć nowe kierunki. Szkoły chcą bronić nauczyciele obawiający się o utratę pracy. Oburzeni są rodzice uczniów. - Wszyscy łożymy na jej utrzymanie - mówi Krystyna Szczepanik i Łucja Góra. - Nasze dzieci mają tu doskonałe warunki do nauki. Władze dbają o finanse miasta, ale nie o los uczniów. Większość młodzieży podpisała się pod protestem wobec zamierzeń magistratu. - Nie decydujcie o nas bez nas - domagają się uczniowie. - Nie zabierajcie nam szkoły. My jej potrzebujemy - apelują do radnych, którzy lada dzień będą podejmą decyzję. (Nowiny)

* Od listopada zeszłego roku gra pierwsza przemyska rozgłośnia w Internecie - radio GraMoFon. Radio utworzyli uczniowie przemyskich szkół. W tej chwili w rozgłośni pracuje 17 osób. Muzyki przez nich prezentowanej może słuchać jednocześnie 60 osób. takie ograniczenie nakłada na radiowców miejsce na serwerze, które wykupili w Stanach Zjednoczonych. Rozgłośnia nadaje różne gatunki muzyki - techno, hip-hop, muzykę klubową czy pop. Didżeje korzystają ze zwykłego, domowego stałego łącza internetowego i mikrofonów. - To dla nas przede wszystkim zabawa. Prócz satysfakcji, nie mamy z tego żadnych korzyści - mówi DJ Kordu, jeden z pracowników radia GraMoFon. Aby posłuchać tego, co nadają, wystarczy wejść na stronę internetową www.radiogramofon.net i kliknąć przycisk PLAY. Słuchaczem może być każdy posiadacz komputera, łącza internetowego oraz odtwarzacza Winamp, Windows Media Player bądź innego. Za pomocą strony internetowej można nie tylko uruchomić odtwarzać, ale też zamówić pozdrowienia bądź dedykację. Znajdziemy też tam ramówkę programu oraz preferencje wszystkich prezenterów. Radiowcy za miejsce na serwerze płacą 1 dolara za słuchacz na miesiąc. - Do tej pory robiliśmy składki. Teraz szukamy jakiegoś sponsora, bo nie wiemy, czy dalej będziemy w stanie utrzymać radio - mówi DJ Kaczor. (Super Nowości)

Smycze dla urzędników?!
* Poczułem się urażony noworocznym prezentem, jaki otrzymałem od prezydenta. Zastanawiam się, czy to nie jest przypadkiem jakiś symbol, który ma nam dać coś do zrozumienia - mówi urzędnik przemyskiego magistratu. Prosi o anonimowość, aby nie wyjść na niewdzięcznika. Chodzi o kalendarz książkowy na 2005 r. Warszawska spółka Municipium wydrukowała go dla magistratu w 200 egzemplarzach. Na jednej z pierwszych rozkładówek, tuż przed kartkami na 365 dni nowego roku, jest duże zdjęcie prezydenta Roberta Chomy. Obok kilka, mniejszych z przemyskimi zabytkami. Są ilustracjami do tekstu reklamującego walory turystyczne miasta. W zestawie była również granatowa smycz. To popularny przedmiot do zapinania kluczy, identyfikatorów itp. - Nie widzimy nic niestosowanego w tym podarunku. Ofertę na druk złożyła warszawska firma. Podali wtedy cenę 34 zł za sztukę. Jeszcze nie dostaliśmy faktury, nie wiemy, ile ostatecznie wyniesie - mówi Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Przemyśla. Zestawy dostali naczelnicy wydziałów UM, prezesi miejskich spółek, radni, przewodniczący rad osiedlowych. Część nakładu zarezerwowano dla gości odwiedzających Przemyśl. Część urzędników jest zadowolona z prezentu. Z dumą chodzą po magistracie z identyfikatorami przypiętymi do smyczy. (Nowiny)

* Jeśli dopadanie cię zawał, będziesz miał teraz o sto procent większą szansę na przeżycie niż dotychczas. A to dzięki całodobowemu dyżurowi kardiologii interwencyjnej. W Polsce co roku na zawał serca zapada blisko osiemdziesiąt tysięcy ludzi. Co drugi mieszkaniec naszego kraju jest zagrożony chorobami układu krążenia. Na Podkarpaciu notuje się rocznie nawet cztery tysiące zawałów. Dotknięci tą przypadłością umierają lub długimi tygodniami powracają do w miarę normalnego życia. Teraz sytuacja ma się diametralnie zmienić. Od nowego roku w przemyskim Szpitalu Wojewódzkim ruszył drugi po Rzeszowie całodobowy dyżur kardiologii interwencyjnej. Pacjent, u którego lekarz rozpozna zawał lub tzw. ostry zespół wieńcowy, zostanie poddany leczeniu przy wykorzystaniu najnowocześniejszych technik.
- Zdecydowana większość pacjentów, u których nie będzie przeciwwskazań, trafi do pracowni hemodynamiki - mówi lek. med. Alicja Pietruszka-Zasadny, zastępca dyrektora szpitala. - Po przeprowadzonych tam badaniach naczyń i ich udrożnieniu chory już po czterech, pięciu dniach wyjdzie do domu. Przy stosowanym dotychczas tradycyjnym leczeniu farmakologicznym w szpitalu trzeba było pozostawać od trzech do sześciu tygodni. Przemyski szpital, jako jeden z nielicznych w regionie, już wcześniej dysponował angiografem wykorzystywanym w pracowni hemodynamiki. Niestety, do tej pory urządzenie pracowało "na pół gwizdka". Narodowy Fundusz Zdrowia skrupulatnie wydzielał pieniądze na opłacanie zabiegów. W efekcie aparat rzadko pracował, a osoby z zawałem nie miały szansy, aby z niego skorzystać.
- Uważam, że będzie coraz trudniej umrzeć na choroby serca, przynajmniej na Podkarpaciu - zapewnia Alicja Pietruszka-Zasadny. - Całodobowy dyżur kardiologii interwencyjnej powiększa szanse na przeżycie setkom ludzi.

J A R O S Ł A W

Rektor nie do ruszenia
* Prokuratorzy są bezradni wobec prof. Antoniego Jarosza, rektora Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Nie mogą go przesłuchać, chociaż ciążą na nim poważne podejrzenia: niesłusznego z prawem pobrania wynagrodzenia oraz kierowania gróźb pod adresem dziennikarki. Rektor zesłania się zwolnieniem lekarskim, ale uczelnią kieruje. Sprawa rektora Antoniego Jarosza ciągnie się kilkanaście miesięcy. W marcu ub. roku Krystyna Łybacka, ówczesna minister edukacji narodowej, złożyła doniesienie do prokuratury, o bezprawnym pobraniu ok. 230 tys. zł wynagrodzenia przez Jarosza. Ponieważ szef uczelni nie stawiał się na wezwania prokuratury, w lipcu ub. roku został zatrzymany przez policję i doprowadzony na komendę. Tam źle się poczuł i trafił do szpitala. Efekt jest taki, że do dziś nie został przesłuchany i formalnie nie przedstawiono mu zarzutów. Jest również podejrzewany o kierowanie gróźb karalnych pod adresem dziennikarki lokalnego tygodnika. Rektor Jarosz przedkłada coraz to nowe zaświadczenia lekarskie, z których wynika, że nie może brać udziału w czynnościach procesowych. Od listopada ub. r. śledztwa w jego sprawie nie prowadzi już Prokuratura Rejonowa w Jarosławiu, ale jej odpowiedniczka Przeworsku. - O zmianę prokuratury wnioskował sam zainteresowany. Miał zastrzeżenia co do jej obiektywności - twierdzi prokurator Adam Kownacki, zastępca prokuratura okręgowego w Przemyślu. Przeworska prokuratura też nie radzi sobie z Jaroszem. Pod koniec grudnia ub. r. zawiesiła postępowanie. - Przedstawił zaświadczenie lekarskie - mówi prokurator Mariusz Strokoń, szef przeworskiej prokuratury. - Wynika z niego, że ze względu na stan zdrowia, przez, co najmniej 2 miesiące nie może być przesłuchiwany. Dolegliwości zdrowotne nie przeszkadzają rektorowi kierować uczelnią. Obecnie jest na zwolnieniu, ale wcześniej widywano go w rektoracie. Inaugurował rok akademicki, w listopadzie ub. roku podejmował u siebie o. Tadeusza Rydzyka, dyrektora Radia Maryja. Występował też w Telewizji "Trwam". (Nowiny)

* Budowa obwodnicy to najlepszy sposób na rozładowanie ruchu w zatłoczonym mieście. Plany jej budowy zrodziły się kilkanaście lat temu i nadal nie zostały zrealizowane. W godzinach porannego lub popołudniowego szczytu komunikacyjnego sznur samochodów ciągnie się ulicami Jana Pawła II, Grunwaldzką i 3-go Maja. Budując obwodnicę można rozładować ruch w mieście. Niestety, jej plany ciągle zalegają w urzędniczych biurkach. Wynika z nich, że obwodnica miałaby przebiegać przez północną stronę miasta. Ma rozpocząć się w Tywonii i pobiec przez Biedaczów, Ulanowce, Kruhel Pełkiński, Misztale, Podzamcze, Przedmieście Głębockie, Muninę Małą, Muninę Wielką, a z drogą krajową połączyć się za mostem kolejowym Munina - Bełżec. Jarosławskiego samorządu nie stać jednak na samodzielne sfinansowanie inwestycji. Jej koszt to prawie 200 milionów złotych. W ratuszu trwa więc dyskusja nad innym rozwiązaniem zmniejszającym dolegliwości komunikacyjne. Jedna z propozycji, to przedłużenie ulic: Przemysłowej i Chrobrego do ulicy Pawłosiowskiej. Drugi wariant przewiduje wydłużenie ulicy Bandurskiego do ulicy Grodziszczańskiej. Pod uwagę brane jest też przedłużenie ulicy Morawskiej do ulicy Strzeleckiej. (Nowiny)

Ograniczenia w ruchu mniej restrykcyjne
* Kupcy i władze miasta ustalili, że ograniczenia w ruchu na Starówce będą mniejsze niż wcześniej planowano. Jeszcze w styczniu nowe rozwiązania powinny wejść w życie. Burmistrz Jarosławia Janusz Dąbrowski chciał sukcesywnie ograniczać ruch samochodów w Rynku. Drgania wywoływane przez samochody szkodzą starym kamienicom. Od kilku miesięcy południowa pierzeja Starówki jest niedostępna dla zmotoryzowanych, ale zakaz wjazdu miał zostać w ciągu roku rozszerzony na całe centrum. Burmistrz powoływał się na wolę mieszkańców, którzy swoje zdanie wyrazili w specjalnej ankiecie. Zmiany kwestionowali członkowie Stowarzyszenia Kupców i Przedsiębiorców Jarosławskich. Uważają oni, że miasto źle przygotowało się do reorganizacji ruchu kołowego. Stwierdzili, że jest za mało parkingów. Bali się też poniesienia strat, gdy klienci nie będą mogli dojeżdżać autami do Rynku. W końcu doszło do porozumienia. Kupcy przystali na to, że samochody nie mogą jeździć tylko na odcinku, gdzie stoją najcenniejsze budynki, m. in. Kamienica Orsettich. Burmistrz zgodził się na jazdę aut wokół placu świętego Michała, który teraz jest zamknięty, oraz wyznaczył dodatkowe parkingi: na ulicy Grodzkiej obok hali targowej, przy placu św. Michała i na ulicy Michalovskiej. Nowa organizacja ruchu powinna zostać wprowadzona jeszcze w tym miesiącu. Projekt zmian czeka tylko na akceptację starosty i komendanta powiatowego policji. (Nowiny)

* Od kilku dni w Jarosławiu mówi się o podwyżkach w urzędzie miasta, a w szczególności o kolosalnych podwyżkach dla wiceburmistrzów, skarbnika i sekretarza. Okazuje się, że podwyżki rzeczywiście były, ale wraz z nimi były także nagrody burmistrza. Na listopadowej sesji radni przyznali 150 tys. zł na podwyżki dla urzędników miejskich. Jak wyjaśnia burmistrz Janusz Dąbrowski, nie są to właściwie podwyżki, a regulacja płac. - Niektórzy pracownicy urzędu zarabiali mniej niż wynosi miesięczna dieta radnych. Dlatego chcieliśmy uregulować płace - podkreśla. Okazuje się, że rzeczywiście wszyscy pracownicy otrzymali przed świętami wyrównanie za październik i grudzień. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, najniższe podwyżki to ok. 25 czy 35 zł brutto, średnia podwyżka płac dla urzędników to ok. 200 zł brutto, zaś dla naczelników - 400 zł brutto. Wiele kontrowersji wzbudziły podwyżki dla wiceburmistrzów, skarbnika i sekretarza miasta. Krążyły pogłoski, że były to kolosalne kwoty, wręcz nierealne. Informacje te zdementował burmistrz Janusz Dąbrowski, który poinformował nas, że wiceburmistrz Tadeusz Pijanowski otrzymał podwyżkę w wysokości 170 zł brutto, skarbnik Barbara Maziarka - 270 zł brutto, sekretarz Franciszek Gołąb - 370 zł brutto, zaś wiceburmistrz Marian Muzyczka podwyżki nie dostał wcale. Gdy bliżej zajęliśmy się sprawą tajemniczych podwyżek, okazało się, że burmistrz co prawda zdementował plotki, ale nie wyjaśnił, co było ich źródłem. Nie wspomniał, że wraz z podwyżkami wszystkie wymienione osoby otrzymały także jednorazowe nagrody burmistrza w wysokości od 3,5 do 6,5 tys. zł brutto. Gdy jeszcze raz zapytaliśmy burmistrza o nagrody, które przyznał wiceburmistrzom, skarbnikowi i sekretarzowi miasta, stwierdził, że są to nagrody za solidną pracę w 2003 roku. - Ubiegły rok bardzo dobrze się zakończył i życzyłbym sobie, by ten był taki sam. Sfinalizowaliśmy niektóre inwestycje, jak na przykład kryta pływalnia, w trakcie załatwiania jest wysypisko śmieci, pomyślnie zakończyły się starania o budowę obwodnicy, zdobyliśmy dodatkowe pieniądze na oświatę. To nie jest wynik starań naczelników, lecz efekt wyjazdów burmistrzów do Warszawy - podsumował burmistrz. (Życie Podkarpackie)

P R Z E W O R S K

Sortowanie odpadów po Przeworsku
* Selektywna zbiórka odpadów to nowy pomysł, jaki będzie realizowany w gospodarstwach indywidualnych z terenu miasta Przeworska, gmin Gać i Zarzecze. Ilość śmieci, jaka trafia codziennie na pobliskie wysypiska, zmniejsza ich funkcjonalność i żywotność. Brakuje nowych lokalizacji, zaś koszty utylizacji są coraz wyższe. Nie da się temu całkowicie zapobiec, jednak poprzez rozsądną gospodarkę odpadami można zminimalizować problem. Przeworska Gospodarka Komunalna z pomocą burmistrza miasta, Janusza Magonia, wyszła naprzeciw propozycjom mieszkańców i postanowiła wypowiedzieć walkę niefrasobliwemu wytwarzaniu odpadków. Mieszkańcy prywatnych posesji już niebawem otrzymają pięć rodzajów plastikowych worków, których kolory będą określać, jaki rodzaj odpadków powinien się w nim znaleźć. Niebieski przeznaczony jest na makulaturę, żółty na plastik, czerwony na puszki, biały na szkło, zielony na szkło kolorowe. - Umiejętne selekcjonowanie odpadów będzie wymagać początkowo sporej dyscypliny wśród indywidualnych wytwórców - mówi Andrzej Sowa, kierownik Zakładu Oczyszczania, Gospodarki Odpadami i Usług w Przeworsku. - Mieszkańcy będą musieli nabyć nowych przyzwyczajeń co do sposobu wyrzucania śmieci. Dotychczas wszystko wrzucali do jednego worka. Segregacja śmieci, oszczędzić może nie tylko środowisko, ale własną kieszeń, śmieci bowiem będą odbierane za darmo - dodał.(Super Nowości)

* Nowy tok przyniósł zmiany w przeworskim ZUS-ie. Od pierwszego stycznia nie jest już oddziałem, lecz inspektoratem. Nie ma więc dyrektora, a szefuje mu obecnie kierownik. Na samym fotelu szefa przeworskiego ZUS-u też nastąpiła zmiana personalna. ZUS w Przeworsku, mimo protestów władz miasta, radnych i związkowców, przestał być oddziałem. W nowy tok wszedł już jako inspektorat i to z nowym szefem. Kierownikiem Inspektoratu ZUS w Przeworsku jest obecnie Jan Bąk. Zapytany o zmiany w kierowanej przez siebie palcówce kierownik niewiele zdradza. - Proces zmian polegających na likwidacji oddziału w Przeworsku potrwa jeszcze kilka miesięcy - informuje.
- Choć formalnie to już się stało, wiadomo, że likwidacja to nie szybka zmiana szyldu i pieczątek, ale cała procedura - wyjaśnia. Zapytany przez nas, co zmieni się dla przeciętnego świadczenia biorcy, ubezpieczonego czy płatnika składek ZUS-u, kierownik uspokaja. - Nie przypuszczam, by zmiana miała utrudnić ludziom korzystanie ze świadczeń, najwyżej pewne decyzje będą formalnie zapadać w Rzeszowie, a nie tutaj - mówi. - Inspektorat przejmuje wszelkie funkcje oddziału w zakresie obsługi interesantów - zapewnia. (Super Nowości)

R E G I O N

Sylwester nadzwyczaj spokojny
* Policja i Straż Miejska zgodnie potwierdzają, że sylwestrowe szaleństwa były nadzwyczaj spokojne i obyło się bez poważniejszych wykroczeń i gorszących incydentów. W Przemyślu, tradycyjnie już, amatorzy witania Nowego Roku w plenerze zgromadzili się na Rynku. Punktualnie o północy wiceprezydent Ryszard Lewandowski złożył życzenia wszystkim mieszkańcom Przemyśla. Po prezydenckich życzeniach strzeliły korki od szampana i naród rzucił się sobie w objęcia, a w tym czasie rozpoczął się pokaz sztucznych ogni ufundowany przez Urząd Miasta. Po kilkuminutowej feerii fajerwerków didżej zaprosił zgromadzonych do wspólnej zabawy, która trwała parę godzin. Nad bezpieczeństwem bawiących się czuwała policja, straż miejska i firma ochroniarska. Pomimo dużej ilości "bąbelków", obyło się bez gorszących incydentów i jak nas poinformowano, nazajutrz policyjna izba zatrzymań była pusta, jedynie do izby wytrzeźwień trafiło 9 osób. W Jarosławiu było o wiele skromniej. Tuż przed północą na Rynku zgromadziło się parę setek, głównie młodzieży. Dosłownie w ostatnich minutach starego roku koło kamienicy Orsettich wywiązała się bójka i jednego z jej uczestników zabrało pogotowie. Kiedy zegar na ratuszu wybił północ, strzeliły korki i petardy, a w niebo poszybowały fajerwerki. Po dopiciu resztek szampana i złożeniu sobie życzeń, wszyscy rozeszli się i już godzinę po północy na Rynku było prawie pusto. Policjanci, którzy zabezpieczali miasto, najczęściej zajęci byli domowymi interwencjami i dopiero nad ranem przyjęli zgłoszenie o włamaniach do baru i kiosku. Jednym słowem - chyba nauczyliśmy się bawić, choć trochę szkoda, że te sylwestrowe bale na rynkach naszych miast nie wyglądają tak, jak te, które pokazywano w telewizji, ale można o tym pomyśleć, wszak do następnego sylwestra zostało tylko 360 dni. (Życie Podkarpackie)

* W coraz bardziej nerwowej atmosferze czekają rolnicy na dopłaty bezpośrednie i renty strukturalne z Unii Europejskiej. Czują się oszukani, bo spodziewali się pieniędzy najpóźniej w grudniu. "Pierwsi rolnicy dostaną pieniądze w połowie października. Wszystkie dopłaty trafią do rąk gospodarzy do końca roku" - obiecywał minister rolnictwa, Wojciech Olejniczak.
- Zaplanowałem sobie, że wezmę niewielki kredyt na początku roku. Pierwsze raty spłacałbym z dopłat, kolejne ze sprzedaży plonów. Nie wiem, czy mam ryzykować, bo mogę dostać dopłatę dopiero w kwietniu - skarży się Jan Wiśniewski, rolnik z Giedlarowej koło Leżajska. Z dopłatami jest krucho, zwłaszcza na Podkarpaciu. W całym kraju uprawnionych do ich otrzymania jest 1 mln 390 tys. rolników. Do końca grudnia dopłaty dostało 620 tys., czyli mniej niż połowa. Jeszcze gorzej wyglądają wypłaty w kwotach. Na 8,1 mld zł, jakie są przeznaczone na dopłaty, do tej pory wypłacono... 1,7 mld zł, czyli niecałe 20 proc.
- Pieniądze w pierwszej kolejności są wypłacane tym, którzy złożyli wnioski jako pierwsi i nie musieli ich poprawiać. Rolnicy, którzy gospodarują na terenach o niekorzystnych warunkach, otrzymają dopłaty nieco później - wyjaśnia Tomasz Kawiński z biura prasowego Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Warszawie. Podkarpaccy rolnicy w sporej części gospodarują w tych właśnie "niekorzystnych warunkach" (tereny górzyste). Ilu z nich dostało już pieniądze? Nigdy się tego nie dowiemy, bo agencja nie udziela informacji dotyczących poszczególnych regionów. Nic dziwnego. Publikacja takich danych mogłaby wzbudzić powszechne niezadowolenie, bo w niektórych gminach 90 proc. rolników otrzymało już obiecane pieniądze, a do innych nie dotarła jeszcze ani złotówka. Podobne kłopoty mają rolnicy, którzy zdecydowali się na oddanie ziemi następcom w zamian za unijną tzw. rentę strukturalną. Do tej pory nie została wypłacona ani jedna taka renta. - Czekamy na opublikowanie odpowiedniego rozporządzenia - tłumaczy Tomasz Kawiński. Zaznacza, że renty zostaną wypłacone jednorazowo od momentu ich przyznania. Na razie agencja nie może przelewać pieniędzy, ponieważ nie ma jeszcze tzw. akredytacji na wypłaty, czyli odpowiedniego zezwolenia. Ma je dostać jeszcze w styczniu. Rolników jednak nie interesuje ani nieporadność ministra finansów w sprawie wydawania rozporządzeń, ani administracyjne opóźnienia w agencji. Przekazali oni następcom swoje gospodarstwa wraz z całym inwentarzem i ubiegłorocznymi plonami i nie mają żadnych dochodów. Na Podkarpaciu jest 838 takich osób, w całym kraju prawie 21 tysięcy. (Super Nowości)

* Podkarpacki poseł LPR Zygmunt Wrzodak stracił immunitet parlamentarny. Tak w czwartek zdecydował większością głosów Sejm. Ma to umożliwić postawienie posła przed sądem za zniesławienie innego podkarpackiego parlamentarzysty. O uchylenie Wrzodakowi immunitetu wnioskował senator Kazimierz Jaworski. Poczuł się on obrażony wypowiedzią posła z trybuny sejmowej tuż przed wyborami uzupełniającymi do Senatu na Podkarpaciu. Wrzodak powiedział wówczas, że "Prawo i Sprawiedliwość" popiera kandydata, który "prowadząc samochód zabił człowieka i ma wyrok sądowy". Kilka dni później w czasie konferencji prasowej, już po wyborze na senatora, Kazimierz Jaworski zapowiedział wniesienie sprawy do sądu. Przyznał, że kilka lat temu doszło do tragicznego wypadku, w którym pod kołami jego samochodu zginął mężczyzna. Jaworski powiedział jednak, że dochodzenie w tej sprawie zostało umorzone, a on sam został uznany za niewinnego.(SN)

Głodni żołnierze...
* Żołnierze głodują - twierdzi Rzecznik Praw Obywatelskich. Wojsko zaprzecza, choć przyznaje, że dziś żołnierz je taniej. Do Rzecznika Praw Obywatelskich trafiły pod koniec ubiegłego roku skargi, że w wojsku pogorszyła się jakość wydawanych posiłków oraz że z jadłospisu wykreślono drugie śniadania. Wszystko dlatego, że Ministerstwo Obrony Narodowej zmniejszyło stawkę dziennego wyżywienia żołnierza o ok. 18 proc. Rzecznik polecił więc skontrolować kilka jednostek wojskowych, m.in. w Rzeszowie. I tu okazało się, że niezadowolenie żołnierzy ma podstawy. Pogorszyła się jakość sprowadzanych produktów, a wojskowych kucharzy pozbawiono możliwości jej kwestionowania. Jednak dowództwo ma inne zdanie i zaprzecza, jakoby szeregowiec jadł gorzej niż w ub. roku.
- Planowanie wyżywienia odbywa się na podstawie obowiązujących norm, które się nie zmieniły. Normy te dotyczą zarówno wartości odżywczych, jak i energetycznych - mówi kpt. Maciej Milczanowski, rzecznik 21 Brygady Strzelców Podhalańskich w Rzeszowie. Jego zdaniem wszystko jest w porządku, bo drugie śniadania nie zniknęły z jadłospisów, a jeśli wojsko wyrusza na poligon, żołnierz ma z czego zrobić kanapki. Poza tym poligonowa stawka pieniężna jest wyższa od zwykłej o 20 proc. - Żołnierze narzekają być może z tego powodu, że wynieśli z domu inne zwyczaje żywieniowe - podejrzewa rzecznik rzeszowskiej jednostki. Według naszych wyliczeń, zmiana stawek pozwoli armii zaoszczędzić na każdym żołnierzu ok. 700 zł rocznie. (Super Nowości)

* Od tego roku każdy pacjent musi zapłacić pełną odpłatność za lepsze, światłoutwardzalne plomby. To najnowszy pomysł NFZ na oszczędności, o którym nie wiedzą nawet jeszcze niektórzy stomatolodzy ani tym bardziej pacjenci. Od 1999 roku istnieje wykaz usług standardowych i dodatkowych, świadczonych przez stomatologów. Zgodnie z nim, NFZ pokrywa koszty bezpłatnych zabiegów ze składek ubezpieczeniowych podatników. Za darmo dentysta może np. wyrwać ząb, założyć plombę amalgamatową w zębach trzonowych i chemoutwardzalną w pozostałych (od jedynek do trójek). Jeszcze w zeszłym roku każdy pacjent mógł za dopłatą skorzystać z lepszych świadczeń stomatologicznych. Gwarantował to aneks sporządzony do umów stomatologów z NFZ, który wywalczyli lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego. Dzięki tej poprawce, zakładając plombę światłoutwardzalną (usługa ponadstandardowa), do końca ubiegłego roku pacjent dopłacał jedynie różnicę w cenie między finansowanym przez NFZ wypełnieniem amalgamatowym lub chemoutwardzalnym. Niestety, od 1 stycznia 2005 roku trzeba zapłacić pełną kwotę.
- NFZ pokryje pacjentom 100 procent kosztów wszystkich świadczeń lekarza dentysty i materiałów stomatologicznych, które określił minister zdrowia w rozporządzeniu z dnia 24 listopada 2004 roku. Nie może jednak płacić, nawet częściowo, za świadczenia nie gwarantowane przez ubezpieczenie - tłumaczy Liliana Leniart, rzecznik prasowy Podkarpackiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ w Rzeszowie. Dlaczego to, co było możliwe w ubiegłym roku, nagle stało się niewykonalne? I dlaczego znów godzi to w naszą kieszeń, mimo iż płacimy coraz wyższe składki ubezpieczeniowe? Paweł Trzciński, dyrektor biura prasowego Ministerstwa Zdrowia, tłumaczy decyzję ministra głównie brakiem pieniędzy.
- Składka zdrowotna w Polsce jest zbyt niska, by pokryć wszystkie świadczenia medyczne. W pierwszej kolejności musimy znaleźć pieniądze na procedury ratujące życie i refundowane leki. W tym roku zwiększyliśmy o 2,5 miliarda złotych kontrakty dla szpitali. Nigdzie nie jest napisane, że ochrona zdrowia będzie bezpłatna. Trzciński twierdzi również, że w większości państw Unii Europejskiej usługi stomatologiczne są płatne. Tak akurat nie jest, co sprawdziliśmy na przykładzie gabinetów dentystycznych w Niemczech.
- Część zabiegów jest bezpłatna, np. kontrola uzębienia i usuwanie kamienia. To refunduje niemiecka kasa chorych. Ubezpieczenie pokrywa także koszt założenia plomby światłoutwardzalnej, przy niedużym ubytku. Jeśli jest większy, trzeba dopłacić od 10 do 20 proc. Do innych dodatkowych usług, np. leczenia kanałowego, pacjent dopłaca część kwoty, jednak nigdy nie płaci całości - mówi dla SN Elżbieta Kania, Polka na stałe mieszkająca w Niemczech. Oszczędnościowy plan Ministerstwa Zdrowia odbije się głównie na nas, pacjentach gabinetów stomatologicznych. Za światłoutwardzalną plombę zamiast 30-70 złotych, zapłacimy 60-100 złotych.
- Plomby światłoutwardzalne są najlepsze i najtrwalsze na rynku. Ich kolor można dopasować do odcienia szkliwa, co jest ważne zwłaszcza przy leczeniu przednich zębów. Dlatego wielu pacjentów woli dopłacić, decydując się na usługę dodatkową, by zachować ładny, trwały, naturalny uśmiech - mówi Edward Łakomy, stomatolog, właściciel prywatnego gabinetu dentystycznego. Jak będzie teraz? Czy pacjenci gabinetów zdecydują się zapłacić o połowę wyższą kwotę za mocne i odpowiednio dobrane plomby? Część z nich, zwłaszcza ubożsi, mogą wybrać bezpłatne wypełnienia amalgamatowe i chemoutwardzalne, stosowane częściej w leczeniu zębów trzonowych, głównie ze względu na ich srebrzystoszary kolor. O zarządzeniu ministra stomatolodzy z Podkarpacia dowiedzieli się dopiero niedawno i to z mediów. Część z nich w dalszym ciągu liczy na ewentualną dopłatę, ale tu czeka ich rozczarowanie. Według zapewnień NFZ, dopłaty na pewno nie będzie. Większość dentystów jednak o tym nie wie. Nie podpisali jeszcze umów z funduszem, dlatego wielu z nich w dalszym ciągu stosuje zeszłoroczny, niższy cennik. Kto zwróci im koszty za poniesione straty, wynikające z niedoinformowania? NFZ z pewnością nie, dla niego sprawa jest jasna - pacjent ma zapłacić 100 procent, czy mu się to podoba, czy nie. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

* W Żurawicy na ul. Kolejowej nieznany sprawca wybił 11 szyb w byłym budynku PKP. Straty oszacowano na 1200 zł. Z kolei w Drohobyczce nieznany wandal uszkodził automat telefoniczny, wyrywając z niego czytnik, płytę górną oraz mikrofon. Telekomunikacja oszacowała straty na 3310 zł.

* Policjanci z Krasiczyna ustalili i zatrzymali złodzieja, który z garażu ukradł akumulator, 10 litrów oleju i wiertarkę elektryczną na łączną kwotę 1150 zł. Złodziejem okazał się sąsiad poszkodowanego mieszkańca Krasiczyna, Piotr O.

* Policjanci z Jarosławia zatrzymali na ul. 3 Maja w tym mieście BMW, którym kierował mieszkaniec powiatu przemyskiego. Przewoził on w samochodzie 2723 paczki papierosów, 12 litrów wódki i 24 litry spirytusu. Straty jakie poniósłby Skarb państwa po sprzedaży tego towaru bez polskich znaków akcyzy, sięgają 17 tys. zł.

* W sylwestrową noc nieznany sprawca włamał się do remizy strażackiej w Woli Węgierskiej. Złodzieja nie interesowały sikawki ani węże. Zabrał jedynie 5 butelek wódki, 3 butelki szampana, kilka paczek papierosów i 30 płyt CD. Przyznać trzeba, że to dość oryginalne wyposażenie remizy :)

* Blisko 2 tysiące złotych wyniosły straty spowodowane włamaniem do sklepu przy ulicy Grunwaldzkiej. W tym tygodniu nieznany sprawca skradł stamtąd koszule męskie, bluzki damskie i inne części garderoby.

* Policjanci poszukują sprawców napadu na mieszkańca miasta. W środę bandyci zaatakowali przechodnia i zabrali mu torbę z papierosami, pieniędzmi i dokumentami.

* Trzej mieszkańcy Zalesia okazali się sprawcami włamania do domku letniskowego w Rokszycach. Skradli m.in. 2 rowery górskie, lornetkę, krzesło turystyczne i buty. Policjanci odzyskali zrabowane przedmioty.

Reklama