Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 15.11-21.11.2004 r.

Przemyśl

Żydzi upominają się o swoje
* Zwrotu kilkudziesięciu budynków i atrakcyjnych działek w Przemyślu domaga się Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce. Rozpatrująca roszczenia Komisja Regulacyjna przyjmuje bezkrytycznie wszystkie wnioski, nawet te bezpodstawne i nieprzygotowane. Od 2001 roku do Urzędu Miejskiego w Przemyślu wpłynęło łącznie 59 zarządzeń Komisji Regulacyjnej ds. Gmin Wyznaniowych Żydowskich w sprawie roszczeń majątkowych. Żydzi domagają się prawa własności m.in.: siedziby Przemyskiej Biblioteki Publicznej, Domu Dziecka nr 3, budynków przy ulicach: Rakoczego 11, 13 i Moniuszki 7, zabudowanych nieruchomości przy ulicach: Kopernika 22, 24 i Słowackiego 52, atrakcyjnych działek na Placu Rybim i przy ulicach: Jagiellońskiej, Wałowej, Rogozińskiego, Bibliotecznej i Akacjowej oraz terenu dwóch kirkutów.
- Przenosiny biblioteki ze 140 tysiącami woluminów są raczej mało prawdopodobne, więc w przypadku zwrotu obiektu samorząd będzie musiał płacić czynsz, jaki by on nie był - mówi Grażyna Balicka, dyrektor Przemyskiej Biblioteki Publicznej. Władze Przemyśla również nie wyobrażają sobie zwrotu niektórych obiektów, więc negocjują z wnioskodawcami. Miasto zgadza się na oddanie cmentarzy, a w zamian za budynki, których zwrot wiązałby się z olbrzymimi problemami lokalowymi, zaproponowało Żydom inne nieruchomości.
- Liczyliśmy na konkretną odpowiedź, tymczasem zamiast niej otrzymaliśmy w ostatnich miesiącach 47 nowych wniosków z roszczeniami - mówi Wiesław Jurkiewicz, zastępca prezydenta Przemyśla. - Niektóre dotyczą dokładnie tych samych nieruchomości, co wcześniejsze. Zastępca prezydenta uważa, że komisja powinna umorzyć większość roszczeń jako zupełnie bezpodstawnych. Jego zdaniem, bałagan to delikatne słowo na określenie zawartości niektórych wniosków. Nie ma w nich na przykład podanych numerów budynków i działek, więc nie wiadomo, o jakie nieruchomości chodzi.
- Dziwię się, że w przypadku takich wniosków komisja w ogóle wszczyna czasochłonne postępowanie - dodaje Jurkiewicz. Każdy, nawet zupełnie nieuzasadniony, nowy wniosek powoduje lawinę problemów. Lokatorzy mieszkań w budynkach, których dotyczy roszczenie, nie mogą ich wykupić na własność. Miasto nie może tych budynków sprzedać, wydzierżawić lub chociażby remontować. Sprawy roszczeniowe w Komisji Regulacyjnej toczą się nieraz całymi latami. (Nowiny)

* Rowerzyści bez świateł jeżdżący po nie oświetlonych ulicach - to ogromne zagrożenie dla kierowców. Policja twierdzi, że nie są w widoczni, tak jak należy i często z takiej przyczyny dochodzi do wypadków. Podobna jest sytuacja z pieszymi. - Już po godzinie 16 zapada zmrok, a np. w Przemyślu ulice są słabo oświetlone lub nie pali się na nich żadna lampa - opowiada podinsp. Franciszek Taciuch z Komendy Miejskiej policji w Przemyślu. - Rowerzyści poruszający się po zmroku po naszych jezdniach często jeżdżą bez świateł i bez "odblasków". Są przez to niewidoczni. Jest to szczególnie niebezpieczne, kiedy pada deszcz, wydłuża się droga hamowania i jest ciemno. Często potrącenia czy zdarzające się wypadki są, niestety, winą rowerzystów. Podobnie ma się sytuacja z pieszymi. Według policji poruszają się oni po nieprawidłowej stronie jezdni, często są niewidoczni, bowiem ubrani w ciemne rzeczy bez znaków czy emblematów odblaskowych, są niezauważalni. - Złe warunki atmosferyczne i ciemność powodują to, że w takich sytuacjach dochodzi często do wypadków ze skutkiem śmiertelnym - mówi Franciszek Taciuch. - Dlatego policja przestrzega kierowców przed brawurą i nadmierną prędkością. Z reguły bowiem kończy się to tragedią. (Super Nowości)

* W mieście i powiecie, w porównaniu z poprzednim miesiącem, jest o 20 bezrobotnych mniej. Rok temu było ich o 350 więcej. Osób bez pracy, zarejestrowanych w przemyskim "pośredniaku", jest 11 777. Stopa bezrobocia w mieście wynosi 20 proc., w powiecie - 22,6, kiedy w województwie - 18,7, a w kraju 18,9.

Święto POLUKRBAT-u
* Pochodnie, sztuczne ognie i bal oficerski stanowiły godną oprawę dla Święta Polsko - Ukraińskiego Batalionu Sił Pokojowych. Najważniejsze było jednak przypomnienie przeszłości batalionu oraz przedstawienie planów na przyszłość. W środowy wieczór (10 bm.) na dziedzińcu kompleksu koszarowego POLUKRBAT przy ulicy 29 listopada w Przemyślu zebrali się oficerowie i żołnierze. Nie zabrakło też znakomitych gości. Obecni byli m.in. gen. bryg. Mirosław Rozmus - dowódca 21 Brygady Strzelców Podhalańskich, ks. ppłk Zbigniew Kowałczyk - dziekan wojsk lądowych, Stanisław Bajda - starosta przemyski, Wiesław Jurkiewicz - wiceprezydent Przemyśla, płk Bogdan Tworkowski - pierwszy dowódca POLUKRBAT, komendant Ośrodka Szkolenia na potrzeby Sił pokojowych oraz inspektor Artur Jedruch - komendant Miejskiej Policji w Przemyślu. Decyzję o powołaniu Polsko - Ukraińskiego Batalionu Sił Pokojowych ONZ podjęto w 1995 roku na spotkaniu Ministrów Obrony Narodowej Polski i Ukrainy. Ustalono, że siedziba dowództwa będzie Przemyśl, zaś miejscem stacjonowania części ukraińskiej - Jaworów. Formowanie batalionu zakończono w kwietniu 1998, zaś w listopadzie otrzymał on proporzec wykonany w dwóch jednakowych egzemplarzach oraz przyjął imiona patronów: Jana Chodkiewicza oraz Piotra Konaszewicza Sahajdacznego. W lipcu 2000 roku decyzją prezydentów Polski i Ukrainy POLUKRBAT został skierowany do pełnienia misji pokojowej w Kosowie. Służbę tam pełnił również w latach 2002 - 2003 . Obecnie żołnierze batalionu przygotowują się do wyjazdu do Kosowa w przyszłym roku, niewykluczone też, że zostaną powołani do pełnienia misji pokojowej w Iraku. - To są ludzie doświadczeni w pełnieniu misji na Bałkanach - powiedział gen. bryg. Mirosław Rozmus, dowódca 21 Brygady Strzelców Podhalańskich. - Jestem przekonany, że poradzą sobie w Iraku o ile przyjdzie im tam pojechać - podkreślił. Tego samego zdania jest dowódca POLUKRBAT - ppłk dypl. Wojciech Marchwica. - Nasi żołnierze są dobrze wyszkoleni, a procedury jasne i zapewniające bezpieczeństwo - zauważył. - Podczas dotychczasowych misji nie wydarzyło się nic tragicznego i głęboko wierzę, że tak będzie nadal. Podczas uroczystości kilkudziesięciu żołnierzy POLUKRBAT otrzymało akty mianowania oraz odznaki pamiątkowe. Później wszyscy mogli podziwiać pokaz sztucznych ogni. Z okazji święta odbył się również bal oficerski. (Super Nowości)

* Nie wiadomo jeszcze, kto zostanie szefem nowego Przemyskiego Centrum Kultury, które powstało po połączeniu MOK-u z ROKEiN-em, tymczasem niektórzy liczą, że wojewoda uchyli uchwałę. O tym, że są podstawy do takiej decyzji, przekonany jest dyrektor Regionalnego Ośrodka Kultury Edukacji i Nauki, a zarazem jeden z potencjalnych kandydatów na szefa nowej instytucji dr Andrzej Zapałowski. - ROKEiN w oparciu o rozporządzenie ministra kultury z 1999 roku jest wpisany do rejestru centralnego. Rozporządzenie to mówi o instytucjach kultury i ich budynkach, w których działalnością podstawową ma być działalność kulturalna. Po połączeniu w tym budynku ma być tylko wydawnictwo. Jest to więc próba obejścia prawa, bowiem nie można było wprost stąd wyjść. Wiem, że różne podmioty składały wnioski do wojewody o unieważnienie tej uchwały - mówi Andrzej Zapałowski. Dyrektor ROKEiN mówi, że pracuje tak, jakby instytucja miała funkcjonować jeszcze 10 lat. Twierdzi jednak, że nie było rozmów z prezydentem na temat ewentualnego objęcia funkcji kierowniczej w nowym Przemyskim Centrum Kulturalnym. Żadnych rozmów na temat ewentualnego szefostwa nie prowadzono jak do tej pory z dyrektorem MOK Bogusławem Danielakiem. Propozycji takiej nie dostał także inny potencjalny kandydat na dyrektora, obecny szef Centrum Kulturalnego Janusz Czarski. - Nie było takich rozmów. Ze zdumieniem dowiedziałem się, że jestem wymieniany w gronie kandydatów. Nic o tym nie wiem - zaprzecza. Tymczasem naczelnik Wydziału Kultury, Promocji i Współpracy UM w Przemyślu Jan Jarosz twierdzi, że wybór nowego szefa nastąpi dopiero po całej administracyjnej procedurze łączenia. - Do tej pory nie przyszła decyzja z Urzędu Wojewódzkiego o uchyleniu uchwały, więc prawdopodobnie niedługo rozpoczniemy procedurę łączenia. Miesiąc potrwa sama inwentaryzacja. Skonsultuję się z wydziałem organizacyjno-administracyjnym, czy konieczne będzie wypowiedzenie umów o pracę i zawieranie nowych, czy stanie się to automatycznie. Dopiero potem będzie można mówić o nowym dyrektorze. Do końca grudnia panowie dyrektorzy poszczególnych instytucji pracują na starych zasadach - mówi Jan Jarosz. (Życie Podkarpackie)

Stypendia także dla zaocznych
* Od nowego roku akademickiego o dofinansowanie socjalne mogą się starać także osoby kształcące się zaocznie lub wieczorowo. Studenci dzienni czują się pokrzywdzeni.
- Większość uczących się zaocznie i wieczorowo, na prywatnych uczelniach, pracuje i ma szanse zarobić. Studiujący dziennie takiej możliwości nie mają - mówi Agnieszka Daniłko, studentka Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Przemyślu. Zgodnie ze standardami unijnymi, teraz każdy student ma takie same prawa. Wzrosła liczba uprawnionych do otrzymania stypendium, ale nie przybyło pieniędzy. Dlatego podniesiono poziom maksymalnego dochodu na jednego członka rodziny, który uprawnia do stypendium. Teraz wynosi on 569 złotych netto, co według wielu studentów zmniejsza ich szanse na pomoc materialną. - Coraz więcej osób rezygnuje ze starań o dofinansowanie. Wielu nawet nie próbuje, od razu stawia się na straconej pozycji - twierdzi Maciej Rożek, student Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Przemyślu.
- Wiele osób rezygnuje z odpoczynku na wakacjach i wyjeżdża do pracy za granicę, aby zarobić na kontynuację nauki - dopowiadai Marcin Pałys z Jarosławia, student Wyższej Szkoły Zarządzania w Rzeszowie. Aneta Szmuc, kierownik Toku Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Przemyślu potwierdza, że wzrosła liczba wniosków o stypendium. Nie rozumie jednak protestów studentów szkół państwowych, którzy podważają sens pomocy finansowej osobom kształcącym się zaocznie lub w szkołach prywatnych: - W naszym regionie nie ma dużego wyboru szkół wyższych, dlatego wiele osób musi studiować na prywatnych uczelniach. Nie oznacza to, że ci młodzi ludzie nie mają problemów finansowych. (Nowiny)

* Członkowie Regionu Ziemi Przemyskiej NSZZ "Solidarność" zwrócili się do prezydenta miasta o kupno nowych autobusów dla Miejskiego Zakładu Komunikacji. Związkowcy chcą, aby miasto wydało na ten cel 600 tys. złotych. Według nich taka suma została zaplanowana w budżecie miejskim na 2004 r. Miejskie władze deklarują, że jeszcze w tym roku przeznaczą na zakup autobusów 300 tys. złotych. Taka sama kwota ma być zarezerwowana w przyszłorocznym budżecie.

Egipskie ciemności
* Czy to możliwe, aby w godzinach nocnych na ulicach prawie 70-tysięcznego miasta nie świeciły się latarnie? By panowały egipskie ciemności? Możliwe, miasto nie ma bowiem pieniędzy na zapewnienie bezpieczeństwa swoim mieszkańcom. Naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Janusz Szostek tłumaczy: - Do 31 grudnia 2003 roku oświetlenie uliczne na drogach krajowych, wojewódzkich i powiatowych finansowane było przez budżet państwa. Po zmianach ustaw, od stycznia tego roku to gminy mają obowiązek finansowania oświetlenia ulic, placów i mostów, znajdujących się na ich terenie. Brak tej dotacji nie został zrównoważony dochodami w innych dziedzinach, z których gmina mogłaby sobie zrekompensować wzrost wydatków. W porównaniu z rokiem poprzednim to wzrost o milion złotych. Budżet gminy nie jest w stanie udźwignąć takiego ciężaru. Po analizie wydatków po 10 miesiącach tego roku wyszło nam, że nie będziemy w stanie wypłacić się rejonowi energetycznemu. Zmuszeni zostaliśmy do wprowadzenia ograniczeń poprzez skrócenie czasu świecenia lamp ulicznych, a nawet wyłączenia niektórych fragmentów oświetlenia. Wiemy, że nie znajduje to zrozumienia wśród mieszkańców.
- Latarnie w Przemyślu są bardzo energochłonne. Będziemy się starali przekonać rejon energetyczny do ich modernizacji. Tyle możemy zrobić - dodaje. (Życie Podkarpackie)

Mało hojni radni
* Nawet przysłowiowej złotówki nie wysupłali ze swoich portfeli przemyscy radni na dożywianie dzieci z ubogich rodzin. Z dramatycznym apelem w tej sprawie wystąpił do nich w ubiegłym miesiącu Zarząd Rejonowy PCK. Apel pozostał bez odpowiedzi. Coraz więcej przemyskich rodzin puka do PCK, szukając tam pomocy. Pozbawieni źródła dochodów rodzice nie mają często pieniędzy na jedzenie dla dzieci. W tej sytuacji przemyski Zarząd Rejonowy PCK zaapelował do radnych miejskich i powiatowych o ofiarowanie dowolnej części swoich diet na dożywianie dzieci z ubogich rodzin. Za te pieniądze PCK chciał opłacić dzieciom obiady w szkolnych stołówkach. Niestety, żaden z 23 radnych miejskich nie odpowiedział na apel. Ludzie rządzący 70-tysięcznym miastem nie ofiarowali na ten cel złamanego grosza. Honor 19 radnych powiatowych uratowała radna Danuta Borowiak, ofiarowując 100 zł.
- Jesteśmy bardzo zawiedzeni postawą radnych - mówi Krystyna Lachowicz, kierownik biura przemyskiego Zarządu Rejonowego PCK. Każdy z 23 przemyskich radnych miejskich otrzymuje co miesiąc dietę w wysokości ponad tysiąc złotych brutto. Do tego dochodzą także pieniądze za pełnienie różnych funkcji w komisjach. Diety nie są dla radnych jedynym źródłem utrzymania, gdyż większość z nich pracuje zawodowo. (Nowiny)

Ile warte są majątki władzy cd.
* Jedni nie mają absolutnie nic, inni budują domy i zmieniają samochody. Stanisław Radyk wzbogacił się w porównaniu z ubiegłym rokiem o środki pieniężne: w złotówkach przybyło mu 4 tys. 243 zł i 50 gr, w walucie 720 USD i 51 centów. Dom, który rok temu był w budowie, dziś jest już gotowy, ma 300 m i wart jest 300 tys. zł. Pozostały majątek przewodniczącego rady nie uległ zmianie, jednak do aktualnego oświadczenia majątkowego wpisany jest bardziej szczegółowo, np. przy spółdzielczym 64-metrowym mieszkaniu własnościowym pojawiła się wymagana przepisami informacja o wartości: 75 tys. zł, podobnie jak przy własnościowym 68-metrowym lokalu (w którym prowadzi działalność gospodarczą) - 100 tys. zł. W najświeższym oświadczeniu majątkowym Stanisława Radyka jest też (a w poprzednim w ogóle nie było) drugie mieszkanie własnościowe: 54 m, warte 170 tys. Janusz Jagustyn stracił trochę gotówki w złotówkach: miał 35 tys., ma 15 tys., przybyło mu za to 1 tys. 700 euro. Przybył mu też samochód peugeot 206 z 2003 roku.
Barbara Kapuścińska straciła 4 tys. 500 USD. Dom ma ten sam: 106 m, wart 100 tys., samochód również - seat leon z 2002 r. Kredyt w banku zmalał jej z 13 do 12 tys. zł.
Ludwik Kaszuba ma więcej w złotówkach: z 8 tys. 500 zł. wzrost do 24 tys., ponadto bez zmian: 200 USD, mieszkanie 44 m, warte 80 tys., działka 976 m kw., warta 15 tys., samochód fiat siena 1998 r. Akcje posiadane przez Ludwika Kaszubę, warte w ubiegłym roku 1 tys. 520 zł dziś warte są 1 tys. 975 zł. Robert Majka, identycznie jak w ubiegłym roku, w każdej z rubryk wpisał "nie dotyczy". (Życie Podkarpackie)

* Pięć związków zawodowych z Wojewódzkiego Szpitala, wysłało do prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia list otwarty, w którym protestują przeciwko planom zabrania gammakamery z ich szpitala. NFZ uzasadnia, że urządzenie nie jest w pełni wykorzystywane. Jak informowaliśmy, w ubiegłym tygodniu dyrektor podkarpackiego NFZ zwrócił się do marszałka województwa z propozycją odebrania szpitalowi przemyskiemu gammakamery i przekazania jej jednemu z rzeszowskich szpitali. - Od pacjentów otrzymujemy pytania, dlaczego badania w Pracowni Hemodynamiki w Przemyślu wykonuje się tylko dwa razy w miesiącu. Dlaczego urządzenie stoi bezczynnie, a pacjenci muszą czekać w długich kolejkach - twierdzi Liliana Leniart z Podkarpackiego Oddziału NFZ w Rzeszowie. Według NFZ w 2004 r. w szpitalu przemyskim wykonano o połowę mniej specjalistycznych badań (angioplastyk, koronografii i koronoplastyki) niż w SzW nr 2 w Rzeszowie.
- Nie jest jasne, dlaczego szpital rzeszowski przyjmuje pacjentów na bieżąco, natomiast przemyski tylko dwa razy w miesiącu - dziwi się L. Leniart..
- Nie otrzymaliśmy do tej pory żadnego pisma z podkarpackiego NFZ w sprawie gammakamery. Marszałek poprosił dyrektora przemyskiego szpitala, Jacka Mendochę, o informacje na temat wykorzystania tego sprzętu. Otrzymaliśmy już ustną odpowiedź, czekamy na pisemną - mówi Aleksandra Zioło, rzecznik marszałka. Okazuje się jednak, że samorząd wojewódzki jest właścicielem tylko nieruchomości szpitalnych, czyli gruntów i budynków. Sprzęt należy do szpitala. W tej sytuacji tylko dyrektor szpitala może o nim decydować. (Nowiny)

J A R O S Ł A W

Wielkie zwolnienie
* Jeszcze w tym miesiącu 1141 pracowników Zakładów Przemysłu Dziewiarskiego "Jarlan" S.A. otrzyma wypowiedzenia z pracy. Załoga z niepokojem spogląda w przyszłość. Teresa Ruba pracuje w "Jarlanie" wraz z mężem. Ona od 21 lat, on nieco krócej. Wychowują 2 synów.
- Przed nami wielka niewiadoma - mówi z rezygnacją kobieta. - W mieście bardzo trudno o pracę. Nie tylko nasza firma ma kłopoty. W złej kondycji są również inne przedsiębiorstwa, które redukują zatrudnienie. Długi "Jarlanu" wynoszą ponad 30 milionów złotych. Są to zobowiązania wobec kontrahentów, dostawców prądu i gazu, ZUS-u oraz magistratu. Ponieważ wierzytelności znacznie przekroczyły wartość majątku, zarząd musiał zgłosić do sądu wniosek u ogłoszenie upadłości. Ta stała się faktem pod koniec października.
- W dotychczasowej strukturze przedsiębiorstwo nie miało racji bytu - przekonuje Dariusz Gawroński, syndyk masy upadłości ZPD "Jarlan". - Myślę jednak, że istnieje spora szansa, aby kontynuować produkcję. Syndyk zapewnia, że niemal codziennie spotyka się z potencjalnymi inwestorami zainteresowanymi kupnem "Jarlanu". To właśnie w nich pracownicy przedsiębiorstwa upatrują swojej szansy na ponowne zatrudnienie. Jeszcze w tym miesiącu cała 1141-osoba załoga otrzyma 3-miesięczne wypowiedzenia. Jej członkowie mają zagwarantowaną wypłatę zaległych poborów i odprawy.
- Wszyscy włożyliśmy dużo wysiłku, aby uratować zakład - twierdzi Zdzisław Chwasta, przewodniczący zakładowej "Solidarności". - Niestety, nie udało się. Ze wszystkich stron otoczyli nas komornicy. Wyłączono nam gaz, wodę, grożono pozbawieniem prądu. Ogłoszenie upadłości firmy było jedynym sensowym rozwiązaniem, ponieważ dzięki temu ludzie dostaną odprawy. Większość załogi "Jarlanu" stanowią kobiety pracujące jako szwaczki. To właśnie one będą miały największe problemy ze znalezieniem nowej pracy. (Nowiny)

* Antoni Sękiewicz porusza się na wózku. Ale w swojej firmie - Spółdzielni Inwalidów "Praca" - jest cenionym fachowcem. Przez pewien czas pełnił nawet funkcję jej prezesa. Teraz pomaga w księgowości oraz nadzoruje system informatyczny. Istniejąca od 1949 roku Spółdzielnia Inwalidów "Praca" obchodzi właśnie jubileusz 55-lecia istnienia. Stworzona przez inwalidów wojennych stała się jednym z większych zakładów pracy w niewielkim mieście. Nie tylko 54-letni Antoni Sękiewicz, ale także większość z blisko 70 zatrudnionych tam osób, docenia, że pomimo trudnej sytuacji na rynku, ich zakład ciągle istnieje. Tuż po powstaniu spółdzielnia prowadziła introligatornię, wytwórnię ciast i pierników oraz zakład piekarniczy. Zrzeszała rzemieślników. Prowadziła 4 sklepy i 15 kiosków handlowych. Z czasem diametralnie zmieniła profil. Teraz w zakładzie przy ulicy Podzamcze wytwarzane są opakowania z tektury falistej i worki do odkurzaczy. Niebawem pełną parą ruszy produkcja worków foliowych na odpadki. Przedsiębiorstwo ma status zakładu pracy chronionej. 75 procent jego załogi stanowią ludzie niepełnosprawni. W najbliższych miesiącach planowane są nowe przyjęcia. Zatrudnienie znajdzie od 10 do 40 dodatkowych osób. (Nowiny)

R E G I O N

Po Łętowni kolej na Duńkowiczki
* Przemyślanie Mirosław Majkowski i Wojciech Bakun chcą na forcie XI "Duńkowiczki" urządzić atrakcyjne miejsce dla turystów. Właśnie kończą załatwianie formalności. 26-letni Makowski nie jest nowicjuszem. W 2000 r., jako pierwszy, podjął się turystycznego zagospodarowania fortu przemyskiej twierdzy z lat I wojny światowej. Wydzierżawił wtedy od gminy przemyskiej fort w Łętowni.
- Po roku pracy miałem już pierwszych turystów. Ruch był naprawdę spory - wspomina. Zrezygnował z powodów osobistych. Obiekt przejęły inne osoby prywatne. Nadal cieszy się dużym powodzeniem zwiedzających. Majkowski wrócił do swych marzeń i w Dunkowiczkach znalazł inny obiekt godny zainteresowania.
- Mamy już akceptację naszych planów od Podkarpackiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, Rady Gminy w Orłach, wójta gminy i mieszkańców Duńkowiczek. Czekamy na ostateczną zgodę - mówi pan Wojciech. Fort XI jest w dobrym stanie. Przez wiele lat była tutaj pieczarkarnia. Młodzi pasjonaci chcą uruchomić m.in. ekspozycję historyczną, małą gastronomię, punkt informacji turystycznej, stanicę dla rowerzystów.
- Czeka nas mnóstwo pracy. Głównie oczyszczanie i zabezpieczanie niebezpiecznych miejsc. Wszystko będziemy robić sami i za własne pieniądze. Jedynie przy skomplikowanych pracach poprosimy o pomoc miejscowych fachowców. Pierwszych turystów zaprosimy wiosną lub latem przyszłego roku - planuje pan Wojciech. Makowski i dwa lata młodszy Bakun będą współpracować z dzierżawcą fortu w Orzechowcach, który znajduje się w odległości zaledwie 500 metrów.
- Być może uda się nam nawiązać współpracę z jednym z fortów, znanej na całym świecie, francuskiej twierdzy Verdun - opowiada pan Mirosław. (Nowiny)

* To, ile położna dostanie pieniędzy z kontraktu z NFZ, zależy od tego, ile będzie miała kobiet pod opieką. Aby umowa z NFZ się opłacała, na liście powinna mieć ok. 6 tys. podopiecznych. W regionie ten próg udało się osiągnąć... trzem położnym. Pozostałe mają średnio o połowę mniej. Co będzie, gdy na liście znajdzie się mniej kobiet? - Położna może mieć pod opieką maksymalnie 6600 kobiet. Jeśli nie uzbiera tylu deklaracji, nie oznacza to, że nie podpisze kontraktu - tłumaczy Aneta Styrnik z biura prasowego NFZ.
- To za dużo na jedną położną - uważa Beata Jarosz, położna z Radomyśla. - Jak jedna osoba ma objąć opieką tyle kobiet? Limit powinien być niższy, a stawka za opiekę nad pacjentką wyższa. W regionie do maksymalnego progu wyznaczonego przez Fundusz udało się zbliżyć jedynie trzem położnym. Pozostałe mają pod opieką średnio ok. 3 tys. kobiet.
- To, ile pieniędzy dostaną położne z kontraktu, zależy od liczby podopiecznych. Dlatego położne obawiają się, że nawet jak podpiszą umowy z NFZ, to stracą pracę - mówi Teresa Kuziara, przewodnicząca rzeszowskiej Izby Pielęgniarek. O tym, jak trudno jest nakłonić kobiety do zapisania się do położnej, przekonała się Beata Jarosz. - Kobiety często myślą, że nasza opieka potrzebna jest tylko tym, które są w ciąży lub planują urodzenie dziecka. Tymczasem zadaniem położnej jest roztoczenie opieki ginekologicznej nad paniami w każdym wieku. Limity wyznaczone przez Fundusz to nie jedyny zapis w propozycjach umów, który martwi położne. - Nic nie mówi się o tzw. opiece kompleksowej, którą położna roztacza nad kobietą podczas ciąży i po urodzeniu dziecka. Wcześniej za te wizyty położne dostawały dodatkowe pieniądze, dzięki którym ich praca nie przynosiła strat i była pozytywnie oceniana zarówno przez pacjentki, jak i Fundusz - mówi Kuziara. (Nowiny)

* Na Podkarpacie wpłyną kolejne pieniądze z Europejskiego Funduszu Społecznego. Kilka dni temu Wojewódzki Urząd Pracy ogłosił konkurs na pozyskanie środków przeznaczonych na zapobieganie i zwalczanie bezrobocia.
- Mamy do rozdysponowania pół miliona złotych - mówi Marcin Dygoń z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Rzeszowie. - Projekty należy zrealizować do końca marca 2005 roku. O pieniądze mogą się starać samorządy, szkoły i uczelnie, firmy szkoleniowe, organizacje pozarządowe a także pracodawcy. Projekty mogą być skierowane do zarówno do młodzieży jak i do osób będących bezrobotnymi do dwóch lat. Projekty mogą obejmować doradztwo zawodowe, pośrednictwo pracy i szkolenia. - Najlepiej, by projekt był kombinacją tych działań - mówi Marcin Dygoń. - Wówczas jest większa pewność, że uczestnicy znajdą pracę. O dofinansowanie mogą starać się także kluby pracy oraz lokalne inicjatywy na rzecz zwalczania bezrobocia. (Super Nowości)

Koniec "uniwersalnej"
* 20-letni Łukasz Przybyło po Nowym Roku już nie zatankuje do swojego malucha ołowiowej 95. Od stycznia prawie 40 tys. użytkowników małych i dużych fiatów oraz polonezów w regionie będzie musiało jeździć na benzynie bezołowiowej. Żeby nie zniszczyć głowic w silnikach swoich aut, do paliwa będą musieli dolewać związki potasu. Wszyscy producenci paliw rezygnują z ołowiowej 95 - mówi Marcin Zachowicz, rzecznik prasowy Grupy "Lotos". W ciągu ostatnich lat liczba tankujących uniwersalne paliwo zmniejszyła się 3-4 razy. Nie opłaca się dalej produkować benzyny, na którą lada dzień nie będzie klientów. Zdaniem Zachowicza, wycofanie paliwa z ołowiem nie będzie problemem dla właścicieli starych samochodów. - Będą mogli jeździć na benzynie bezołowiowej, do której raz na kilka miesięcy doleją 200-300 ml płynu ze związkami potasu - tłumaczy. - Płyn będą produkowały zakłady chemiczne na zlecenie rafinerii. Będzie kosztował kilka zł. Na paliwie uniwersalnym jeżdżą wszystkie samochody bez katalizatora. Fiaty 126 p i polonezy wyprodukowane przed 1992 r. oraz duże fiaty. Na ołowiowym paliwie jeżdżą też ponad 15-letnie fordy, ople i inne modele sprowadzane z Zachodu. (Nowiny)

Kronika kryminalna

* Ponad 30 tysięcy różnego rodzaju podrobionych produktów jednego z dużych koncernów produkujących telefony komórkowe, przechwycili podkarpaccy policjanci. Znaleziono panele, obudowy, baterie, zestawy słuchawkowe i ładowarki. Śledztwo wykazało, że fałszywki produkował między innymi prywatny zakład z Łodzi. Tam zaopatrywali się niektórzy podkarpaccy hurtownicy. Zarzuty posługiwania się zastrzeżonym znakiem towarowym i utrzymywania się z tego procederu, postawiono już 40 osobom. Grozi za to kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. (IAR)

* 29-letni mężczyzna poniósł śmierć w niedzielnym wypadku w Kalnikowie. Poszkodowany leżał na jezdni w chwili, kiedy został najechany przez volkswagena golfa. Za jego kierownicą siedziała 20-latka.

* Nieznany sprawca włamał się do świetlicy Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Przemyślu. Z jej wnętrza skradł radiomagnetofon warty 600 złotych.

* Do policyjnej izby zatrzymań trafił trzech mężczyzn, którzy w nocy z niedzieli na poniedziałek dokonali rozboju w jednym z mieszkań przy ulicy Grunwaldzkiej w Przemyślu. Podejrzani pobili gospodarza, a na odchodnym zabrali mu radiomagnetofon i szczeniaka.

Reklama