Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 20.09-26.09.2004 r.

Przemyśl

Przedsięwzięcie wyższego rzędu
* 15 mln 700 tys. zł na pierwszy kawałek wyciągu zaklepane w budżecie. - To przedsięwzięcie to racja wyższego rzędu, pomnik naszej rady! - tak o planowanej przemyskiej nartostradzie wyrażali się na ostatniej sesji nawet radni opozycji. Blok uchwał dotyczących stoku narciarskiego, nad którym dyskutowali w ubiegły czwartek (16 bm.) radni, dotyczył ponaddwukrotnego zwiększenia kwoty zarezerwowanej na inwestycję w budżecie miasta (do tej pory było to 6 mln zł, teraz 15, 7 mln) oraz zaciągnięcia kredytu, dzięki któremu pierwszy etap budowy mógłby zostać rozpoczęty. Zanim uchwały zostały przyjęte, rada niemal jednogłośnie wyraziła poparcie dla działań prezydenta w sprawie nartostrady. Poważne wątpliwości wyrażał jedynie radny Rafał Oleszek z LPR, który ostatecznie głosował przeciw. Trzej radni RPS i trzej z SLD wstrzymali się od głosu, jeden z UW również się wstrzymał, a pozostali - łącznie ze sporą częścią opozycji - nie tylko głosowali "za", ale też nie kryli słów uznania dla prezydenta: - To przedsięwzięcie to racja wyższego rzędu, pomnik naszej rady! - mówił Janusz Jagustyn z SLD. Wątpliwości i obawy wyrażane w trakcie dyskusji nie dotyczyły zasadności inwestycji, a jedynie tego, czy aby na pewno na jej realizację uda się zdobyć unijną refundację. (Życie Podkarpackie)

Jeszcze pohandlują
* Jednym z najważniejszych punktów ostatniej sesji Rady Miasta miał być projekt uchwały o zakazie handlu w niedzielę. Jednak prezydent zaproponował wycofanie projektu, a radni się zgodzili. Prezydent obawia się, czy wprowadzenie ograniczenia nie byłoby sprzeczne z konstytucją. Proponuje też zaczekać na zakończenie publicznej dyskusji. Taki obrót sprawy zaskoczył zwolenników i przeciwników zakazu. - Zakaz wprowadzili w Radomiu i teraz się z niego wycofują. Pewnie i nasz prezydent zrozumiał, że takie ograniczenie nie ma sensu, bo ludzie i tak będą kupowali w niedzielę, choćby w sąsiedniej gminie - mówi przemyski radny. Zawiedli się zwolennicy uchwały. Ich zdaniem władze przestraszyły się, że zakazując niedzielnej sprzedaży pozbawią się dochodów z działalności dużych sklepów. Projekt władz miasta był bardziej restrykcyjny od propozycji "Solidarności". Związkowcy chcieli ograniczyć zakaz jedynie do super i hipermarketów. Sprzeciw wobec zakazu wyrazili przemyślanie - uczestnicy dwóch sondaży, w ankietach przeprowadzonych przez przemyski oddział Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej oraz przemyską Platformę Obywatelską. (Nowiny)

* Przemyski oddział Związku Nauczycielstwa Polskiego wygrał Strasburgu odszkodowanie za utraconą kamienicę. Teraz Skarb Państwa musi wypłacić związkowi 10 tys. Euro.
- Bardzo się cieszę z tego, że wygraliśmy sprawę. W końcu sprawiedliwości stało się zadość - mówi Janusz Jagustyn, prezes zarządu ZNP w Przemyślu. Pieniądze na odszkodowanie chce wydać na zakup nowej siedziby, bo odkąd związek stracił swój budynek przy ul. Chopina 1, ciągle wynajmuje pomieszczenia. - To 40 tys. zł. Myślę, że na cztery pokoje wystarczy, ale ta kwota nas nie satysfakcjonuje, bo żądaliśmy 600 tys. zł - mówi Jagustyn. - Na pewno nie przejemy tych pieniędzy, musi po tym pozostać jakiś ślad. Sprawa o odszkodowanie ciągnie się od 1992 r. To wtedy budynek ZNP przy ul. Chopina 1 w Przemyślu oddany został Zgromadzeniu Sług Jezusa. - Postanowiliśmy, że będziemy żądać odszkodowania, bo wydaliśmy sporo pieniędzy na jego remont - mówi Jagustyn. Budynek przy ul. Chopina 1 to stara, przedwojenna kamienica. W 1964 r. ZNP kupił ją od Skarbu Państwa, wyremontował i zmodernizował. Mieściły się tam nie tylko biura związku, ale także sala widowiskowa i hotel na 60 miejsc. - W 1992 r. decyzją sądu budynek wrócił do poprzedniego właściciela - Zgromadzenia Sług Jezusa - wspomina Jagustyn. Związek otrzymał rekompensatę, ale wystarczyła ona tylko na zapłacenie odpraw pracownikom, którzy byli zatrudnieni w tym budynku. ZNP wniósł sprawę do sądu, ten podniósł sumę odszkodowania do ponad 546 tys. zł. Ale związek nigdy jej nie zobaczył, bo wyrok uchylił Sąd Najwyższy. Orzekł, że Ministerstwo Skarbu przestało być właścicielem kwestionowanej nieruchomości i w związku z tym nie może być stroną w sporze. Dla ZNP oznaczało to zamknięcie drogi sądowej drogi ubiegania się o podwyższenie odszkodowania. - 6 listopada 1997 roku Zarząd Główny ZNP skierował skargę do Trybunału Praw Człowieka. W 1999 r. dostaliśmy zapewnienie, że zajmą się naszą sprawą najszybciej, jak będzie to możliwe i w końcu jest wyrok - cieszy się Jagustyn. Trybunał w Strasburgu uznał, że w wyniku orzeczenia Sądu Najwyższego ZNP nie miał dostępu do jakiejkolwiek drogi proceduralnej pozwalającej mu na obronę swych praw, a to narusza art. 6 par. 1 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka mówiący o prawie dostępu do sądu. (GW)

Udany rowerowy happening
* Około tysiąc miłośników dwóch kółek odpowiedziało na apel Towarzystwa Ulepszania Miasta, stawiając się 19 września na przemyskim Rynku na jedyny w swoim rodzaju rowerowy happening. Impreza pod hasłem "Przemyśl dla rowerów" odbyła się już po raz trzeci. - To jest akcja robiona w konkretnym celu. Cały czas zastanawiamy się, czy jej przesłanie, czyli uczynienie Przemyśla przyjaznego rowerom, jest czytelne. Sądząc po rosnącej z roku na rok frekwencji, myślę, że tak - powiedziała Agnieszka Kluba, prezes Towarzystwa Ulepszania Miasta, organizatora happeningu. Pogoda wyjątkowo dopisała, z każdą minutą na przemyskim rynku było coraz więcej rowerzystów. Bardzo wymowna była też rozpiętość wiekowa uczestników. Do akcji włączyły się maluchy, ale też osoby w podeszłym wieku. Wszystkie atrakcje związane były z rowerem: rozstrzygnięcie konkursu rysunkowego, konkurs na najciekawszy rower czy sprawozdanie z działań na rzecz Rowerowej Infrastruktury w mieście. Był kiermasz sprzętu, serwis i wypożyczalnia rowerów.
- Myślałam, że jest to już dość znana w Przemyślu inicjatywa. Okazuje się jednak, że nie wszyscy o niej słyszeli. Akcja ta służy integracji przemyskiego środowiska rowerowego, ale także propagowaniu roweru jako alternatywnego środka transportu w mieście. I choć coraz więcej ludzi korzysta z rowerów, to są i tacy, którzy nadal wyczuwają jakiś opór związany z przesiadką na rower. Posiadanie samochodu traktuje się jako rodzaj nobilitacji, a my chcemy wskazać, że poruszanie się rowerem nie jest żadną ujmą - mówi A. Kluba. (Życie Podkarpackie)

* Rośnie niepokój wśród niepełnosprawnych, ich rodzin i przyjaciół. Państwo planuje stopniowo ograniczać pieniądze na warsztaty terapii zajęciowej. - Warsztaty staną się opiekuńczymi przechowalniami, a w końcu zostaną zlikwidowane - obawia się Ewa Kwiatkowska, opiekunka. W warsztatach terapii zajęciowej w przemyskiej Spółdzielni Niewidomych "Start" uczestniczy 35 osób w wieku 18-50 lat. Od poniedziałku do piątku, od godz. 7 do 14 mają zorganizowane zajęcia w siedmiu pracowniach. Uczą się samodzielności, ubierania się, przygotowują posiłki, sprzątają, malują, rysują, majsterkują, dają przedstawienia. - Czuję się tu bardzo dobrze - mówi Piotr Kruk, korzystający od 10 lat z warsztatów. - Mam koleżanki i kolegów, zajęcia są ciekawe i pożyteczne. Gdyby nie warsztaty, siedziałbym w domu i się nudził. Zmiana ustawy o rehabilitacji niepełnosprawnych zakłada latach 2005-2008 coroczne zmniejszanie dofinansowania warsztatów ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Nie ma żadnej gwarancji, że samorządy uzupełnią lukę. To oznacza początek końca warsztatów, bo już dziś samorządy uprzedzają, że nie mają środków na warsztaty, a dofinansowywanie tej formy rehabilitacji nie jest ich zadaniem.
- Ten rok jeszcze jakoś przeżyjemy, ale w następnym będą poważne problemy, bo dostaniemy o 48 tys. złotych mniej - mówi Marian Sowiński, kierownik warsztatów w spółdzielni "Start". - W 2006 r. zmniejszą nam dofinansowanie o 96 tys. złotych, a w kolejnym aż o 144 tys. To oznacza likwidację warsztatów. Nie chcemy dopuścić do realizacji takiego czarnego scenariusza. W najbliższy poniedziałek (27 bm.) o godz. 11 niepełnosprawni zaprotestują na przemyskim Rynku. W Przemyślu i powiecie, oprócz Spółdzielni Niewidomych "Start", warsztaty terapii zajęciowej są prowadzone przy ul. Ofiar Katynia i w Korytnikach. Korzysta z nich około 90 osób. Zmiana ustawy oznacza, że w przyszłym roku odbierze się im 125 tys. zł, a w 2006. - 250 tys. - Nie wiem czy to brak kompetencji urzędników w Warszawie, czy świadoma degradacja środowiska niepełnosprawnych? - zastanawia się Andrzej Berestecki, prezes przemyskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Walki z Kalectwem. (Nowiny)

* Uwaga byli i obecni bazarowicze! Jeśli dostaniecie pismo z urzędu skarbowego z wykazanymi olbrzymimi kwotami, nie wpadajcie w panikę! To suma, którą winny jest klub, nie wy!
- W piątek po południu odebrałam list polecony z urzędu skarbowego. Było to zawiadomienie "o zajęciu prawa majątkowego stanowiącego wierzytelność pieniężną u dłużnika zajętej wierzytelności". Jak prawie każdy podatnik przeczytałam skąd, do kogo i ile. W tym momencie nogi się pode mną ugięły. Zobaczyłam 118 pozycji i na końcu niebagatelną kwotę - opowiada nasza czytelniczka. Kobieta w 2002 roku zamknęła działalność gospodarczą na bazarze, gdzie handlowała ubraniami. Twierdzi, że uregulowała wszystkie należności. Okazało się, że takie pisma otrzymało wielu bazarowiczów. Reakcja zawsze była taka sama. Palpitacja serca i drżenie rąk. Kwota wykazana w zawiadomieniu jest faktycznie porażająca. Sprawę wyjaśniamy w urzędzie skarbowym. - Prosiłabym czytelników, by bardzo dokładnie czytali pisma. "Dłużnik zajętej wierzytelności" to w tym przypadku ktoś, kto wynajmuje punkt handlowy na bazarze klubu "Polonia" i z tego tytułu ma uiścić miesięczny czynsz. W związku z tym wzywamy takiego handlowca, by kwoty nie przekazywał do "Polonii", ale do organu egzekucyjnego - mówi Dorota Butra, komornik skarbowy. Po co jednak wykazywana jest tak znacznej wysokości kwota, która straszy bazarowiczów? - To wynika z przepisów prawa - wyjaśnia Dorota Butra. Zawiadomienie takie wysyłane jest do wszystkich obecnych i byłych handlowców, którzy prowadzili działalność na bazarze "Polonii". - Nie mamy pewności kto rozliczył się do końca z tytułu najmu punktu handlowego. Dysponujemy listą i kierujemy te pisma do ludzi, którzy w jakimś okresie mieli kontakt z punktami handlowymi i prowadzili tam działalność - informuje komornik skarbowy. (Życie Podkarpackie)

Pielęgniarki straciły cierpliwość
* Od trzech lat pielęgniarki z Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej, który jest w likwidacji, nie mogą doczekać się odpraw i zaległych pensji. - Nasza cierpliwość się wyczerpała - mówią oburzone. - Oddamy sprawę do sądu. - Starostwo zbywa nas obietnicami, przesuwa terminy wypłaty - mówi Barbara Ciszewska, b. pracownica SP ZOZ. - Pod koniec zeszłego roku "kapnęło" nam po około 600 złotych, a gdzie reszta? Większości z nas należy się od trzech do pięciu tysięcy, a lekarzom nawet więcej. Jak długo jeszcze mamy czekać na swoje pieniądze? Żądamy na piśmie zapewnienia starosty, kiedy otrzymamy zaległości. A jak nie, to sprawę skierujemy do sądu. Wicestarosta, Witold Kowalski próbuje uspokoić oburzone pielęgniarki. - Sytuacja jest bardzo trudna, mamy do sprzedania jeszcze trzy budynki po byłym SP ZOZ, ale nie ma nabywców, choć ogłaszaliśmy się kilkakrotnie - wyjaśnia. - Obniżamy cenę, ale to też nie daje efektów. Wkrótce powinniśmy sprzedać obiekt przy ulicy Sportowej i część pozyskanych pieniędzy wypłacimy pielęgniarkom, jednak na wszystkie zaległości nie wystarczy. Może to być pod koniec października lub w listopadzie. Likwidacja SP ZOZ trwa od września 2001 r. Część pielęgniarek straciła pracę, inne zatrudniły ZOZ-y niepubliczne. Starostwo ma im wypłacić ok. 1,6 mln zł. Zadłużenie likwidowanego SP ZOZ wynosi ok. 7 mln zł. (Nowiny)

* Podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej, dokładnie przepytano prezesów Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej o ich zarobki, zatrudnienie, oszczędności lub ich brak, etaty kierownicze, oraz ostateczny bilans ich rocznej działalności. Radni chcieli nawet wprowadzić audyt i skontrolować, czy spełnione są wymogi, ewentualnie inne obowiązujące przepisy prawa. Niestety, nie udało się. Przypomnijmy, o PGM w Przemyślu, zrobiło się głośno, kiedy lokatorzy budynków zarządzanych przez tę spółkę, dowiedzieli się, że muszą zapłacić nawet po... kilka tysięcy złotych. Takie kwoty znalazły się na rachunkach za ciepło. Co ciekawe, rachunki te były naliczane za czasów nowego zarządu (w składzie m. in. prezes Zbigniew Duszyk, wiceprezes Krzysztof Majcher - obydwaj związani z Prawem i Sprawiedliwością, partii współrządzącej w Przemyślu). Tłumaczono wtedy, że wysokie wyrównanie opłat za ciepło wzięły się stąd, że od 2001 roku, przedsiębiorstwo nie rozliczało z mieszkańcami faktycznego zużycia ciepła. - Bzdura - kontrował były prezes PGM Bogusław Próchnik. - W wykonaniu obecnego zarządu widać brak rzetelności i brak znajomości przepisów prawa w tym zakresie.
- Nowy zarząd wprowadził podwyżki, bo przez pół roku koszty administracyjne tak im wzrosły, że trzeba było je rozbić. By to zrobić musieli cofnąć się w czasie - twierdzi Jan Duda, były wiceprezes PGM. Ustaliliśmy, że w PGM zatrudnieni zostali ludzie związani z PiS, w tym m. in. syn radnego Eugeniusza Strzałkowskiego, oraz pełnomocnika tej partii Bogusława Zaleszczyka, a także radni miasta.
- Z powodu złych rozliczeń odchodzą od was wspólnoty mieszkaniowe, wzrastają wasze zobowiązania krótkoterminowe i zadłużenie, co nie stoi na przeszkodzie, by wzrastały wam również (w tym roku o 270 tysięcy złotych!) "fundusze specjalne" - grzmieli radni opozycji. Marek Rząsa, radny - Jakie ta spółka rokuje nadzieje na przyszłość? Czy prezydent nie powinien wprowadzić do niej audytu? Ile jest tu etatów kierowniczych, ilu zastępców, jaka jest rotacja pracowników w ciągu roku? Zbigniew Duszyk, prezes PGM - Nie mam nic do ukrycia i wszystko można skontrolować. Powołaliśmy dwa dodatkowe działy, gdzie jest dwóch kierowników i zastępcy. Jeśli chodzi o rotację pracowników w ciągu roku, to jest ona bardzo duża. My świadczymy usługi na rynku przemyskim. Trzymamy się przepisów, a tymczasem prywatne firmy, które świadczą tutaj usługi, są tańsze i zabierają nam klientów, bo mają niższe koszty. My wywozimy śmieci na wysypiska, za co płacimy, natomiast wiemy, że inne firmy, wywożą je na nielegalne składowiska, za co nie płacą no i mają niższe koszty. Przez to są bardziej konkurencyjni. Radni byli także ciekawi jakie są zarobki (łącznie z dodatkami) prezesa i wiceprezesa PGM. Z. Duszyk zdradził, że zarabia brutto 5500 zł, bez dodatków. Na "rękę" to 3600 zł. Wiceprezes Majcher zarabia 4700 zł brutto. - Na nagrody i dodatkowe pensje nie wydaliśmy nic. Zarobki nasze są i tak niższe niż poprzednich prezesów - stwierdził na koniec prezes Duszyk. (Super Nowości)

J A R O S Ł A W

Sprawiedliwości stanie się zadość
* Pod koniec sierpnia w Jarosławiu opinię publiczną wzburzył fakt umorzenia sprawy lekarza, który został zatrzymany, kiedy kierował autem w stanie nietrzeźwym. 15 sierpnia ktoś powiadomił policję, że na parkingu jednego z jarosławskich osiedli jeździ auto, którego kierowca jest prawdopodobnie nietrzeźwy. Na miejsce pojechał patrol i okazało się, że nie był to fałszywy sygnał. Policjanci zatrzymali lekarza F., który po przewiezieniu do komendy "wydmuchał" 2,03 promila alkoholu. Sprawa normalnym tokiem trafiła do prokuratury, gdzie sporządzono wniosek o warunkowe umorzenie na okres próby oraz grzywnę w wysokości 1 tys. zł. Takie stanowisko prokuratury dość mocno wzburzyło opinię publiczną, tym bardziej, że chodziło o znanego w Jarosławiu lekarza, ordynatora w jednym ze szpitali. Tymczasem, jak dowiedzieliśmy się w prokuraturze, prokurator rejonowy uznał, że wiosek ten był nietrafny i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. Można więc liczyć, że sprawiedliwości stanie się zadość i lekarz odpowie tak, jak każdy inny kierowca przyłapany na jeździe po pijaku. (Życie Podkarpackie)

R E G I O N

"Salis Soglio" w centrum uwagi?!
* Jeszcze w tym roku mogą się rozpocząć gruntowne prace zabezpieczające i porządkowe na słynnym forcie "Salis Soglio" w Siedliskach. Stowarzyszenie Opieki nad Twierdzą Przemyśl i Dziedzictwem Kulturowym Ziemi Przemyskiej chce zabezpieczyć zaniedbany fort i stworzyć w nim wzorcową ekspozycję z zapleczem dla turystów. Aby tak się stało, muszą się na to zgodzić powiatowi urzędnicy. Fort nr I w Siedliskach jest bardzo niebezpiecznym miejscem. We wnętrzu potężnej budowli czyhają na turystów pułapki. Mimo to przemyskie starostwo reklamuje go w folderach jako atrakcję turystyczną. Kilka tygodni temu miłośnicy przemyskiej twierdzy skupieni w stowarzyszeniu złożyli wniosek o wydzierżawienie fortu. - Przygotowaliśmy kompletną i szczegółową koncepcję zagospodarowania fortu - mówi Rudolf Górniak, jeden z inicjatorów przedsięwzięcia. - Chcemy jak najszybciej zabezpieczyć niebezpieczne miejsca, m.in.: górny dziedziniec, windy amunicyjne i głębokie studnie. Członkowie stowarzyszenia planują także wyciąć dziką roślinność, która obecnie uniemożliwia obejrzenie fortu w pełnej okazałości. Po wykonaniu tych prac powstałaby zewnętrzna ekspozycja muzealna z eksponatami z czasów I wojny światowej oraz zaplecze sanitarne i gastronomiczne dla turystów. Stowarzyszenie chce wydzierżawić fort na minimum 25 lat, bo tylko wtedy będzie mogło pozyskać środki na jego odrestaurowanie z programów strukturalnych Unii Europejskiej.
- Ten piękny fort może szybko zacząć nowe życie, a turyści przestaną na nim łamać ręce i nogi - podkreśla Wacław Górniak. - Wszystko jednak zależy od decyzji urzędników, którzy dotąd się nie popisali. W 2002 roku stowarzyszenie wystąpiło do wójta gminy Medyka o wydzierżawienie fortu XV "Borek". Do dziś nie otrzymało odpowiedzi. Również rozmowy z władzami gminy Orły w sprawie dzierżawy fortu w Duńkowiczkach spełzły na niczym. - Mamy nadzieję, że starostwo wydzierżawi nam fort w Siedliskach, ale trudno być optymistą pamiętając postawę władz gminy Medyka - mówi dr Marek Gosztyła, prezes zarządu stowarzyszenia. - Liczymy się także z negatywną odpowiedzią. - Wniosek stowarzyszenia jest rozpatrywany, a decyzja zostanie podjęta w najbliższym czasie - informuje Zdzisław Szeliga z przemyskiego starostwa. Powiatowi urzędnicy mówili już wielokrotnie, że niszczejące forty należy w końcu zagospodarować. Ciekawe, czy pozwolą to zrobić tym, którzy naprawdę tego chcą? (Nowiny)

* Firmy handlujące sprzętem elektrycznym wkrótce mogą być zarzucone starymi lodówkami, telewizorami, maszynkami do golenia itp. To skutek nowej ustawy o odzysku starego sprzętu, która niebawem zacznie obowiązywać. Wprowadzenia nowych przepisów wymaga unijna dyrektywa. Ma ona zapewnić wysoki poziom zbiórki starego sprzętu i jego recyklingu, czyli przetwarzania. Europejscy urzędnicy wyliczyli, że każdy zużywa rocznie 4 kg urządzeń. Starego sprzętu elektrycznego, nawet szczoteczki do zębów, nie będzie można wyrzucić na śmieci pod groźbą wysokiej kary. Będziemy musieli oddać sprzęt do gminnego punktu zbiórki albo do sklepu. W sklepie zrobimy to nieodpłatnie tylko w momencie kupna nowego urządzenia. - Takie przepisy skomplikują nam życie. Gdzieś to trzeba trzymać i coś robić z tym złomem - mówi Mirosław Harasimowicz, konsultant w firmie Video - Tomex II z Przemyśla.
- Mamy nadzieję, że ostatecznie to nie przejdzie. W przeciwnym razie dla wielu sklepów, szczególnie mniejszych, może to oznaczać katastrofę. Będziemy musieli wynajmować nowe powierzchnie, gdzieś to wywozić, a to dodatkowe koszty - żalą się w jarosławskim sklepie ze sprzętem rtv-agd. Może to być kolejny martwy przepis. - Ludzie nie będą wieźć starej lodówki do punktu skupu i jeszcze płacić za jej przyjęcie. A sklepy tak się urządzą, że ogłoszą promocję dla tych, co kupią u nich telewizor i nie przytargają starego - twierdzi przemyski sprzedawca. (Nowiny)

Czeka nas droższa zima
* O wiele drożej zapłacimy w tym roku za przytulne ciepło w mieszkaniach. Właściciele doków jednorodzinnych już za miesiąc odczują wzrosty cen koksu, drewna, gazu i oleju opałowego. Najbardziej podrożał koks i drewno. Dlaczego za koks płacimy aż 65 proc. więcej niż przed rokiem?
- Podobno powody są trzy - usłyszeliśmy w składzie opałowym w Rzeszowie. - Duży eksport do Chin, zwiększone zapotrzebowanie w hutach i... rozpoczynający się sezon grzewczy. Nie ma obecnie koksu w sprzedaży. Ostatnio mieliśmy go po 940 zł za tonę. Ile będzie kosztowała następna dostawa? Na pewno drożej. Posiadacze kominków też będą płacili znacznie drożej za przyjemne ciepło. Podwyżka VAT-u z 7 na 22 proc. to tylko jedna z przyczyn aż 50-procentowego wzrostu ceny drewna opałowego. W polskich lasach zaczyna brakować drzew liściastych. Rośnie produkcja mebli i zwiększa się ich eksport. Rosnący popyt powoduje wzrost ceny. Kto kupił kocioł opalany olejem, ten zazgrzyta tej zimy zębami. Doliczenie akcyzy spowodowało wzrost ceny aż o 46 proc! Nieco łagodniej zostali potraktowani właściciele pieców na gaz propan-butan. Podrożał on "tylko" o 29 proc. Gwałtowny wzrost cen spowoduje, że w jesienne chłody ludzie będą oszczędzać i nie uruchomią koksiaków oraz gazowych i olejowych kotłów. Mieszkania będą dogrzewać piecykami elektrycznymi. Nie uciekną w ten sposób całkiem od podwyżek. Prąd też jest droższy, ale tylko o 3 proc. Podrożał też, choć niewiele, gaz ziemny. Na razie o 2 proc. Jednak gazownicy wystąpili do Urzędu Regulacji Energetyki z wnioskiem o zgodę na zmianę taryf.. Od stycznia gaz może podrożeć nawet o 10 proc. Najmniej wzrosła cena węgla kamiennego, średnio o 5 zł za tonę, czyli o niespełna 1 proc. Ucieszą się natomiast ci, którzy korzystają z centralnego ogrzewania. W tym roku cena ciepła wytwarzanego przez duże kotłownie nie wzrośnie. W opłatach za CO nie powinno być więc zmian, a za rok mogą być nawet niewielkie obniżki. To, ile zapłacimy za zimowe grzanie, zależy w dużym stopniu od pogody. W czasie lekkich zim koszty są mniejsze. Meteorolodzy zapowiadają, że w styczniu może być nawet +23 stopnie. (Super Nowości)

* W naszym województwie nie jesteśmy przygotowani na akcję ratowniczą po trzęsieniu ziemi - zadzwonił do nas pracownik wydziału zarządzania kryzysowego w jednym z podkarpackich miast. - Wszystkie kataklizmy i katastrofy są ujęte w Wojewódzkim Planie Ratowniczym - uspokaja Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego.
- Regularnie są prowadzone ćwiczenia, m.in. w zakresie współdziałania różnych służb ratowniczych, podczas powodzi, skażeń chemicznych. Ostatnio modne są pozorowane ataki terrorystyczne. O trzęsieniu ziemi nikt nie pomyślał - twierdzi nasz informator. Wyjaśnia, że uznano to za zjawisko tak nieprawdopodobne na Podkarpaciu, jak wybuch wulkanu. Zaraz jednak dodaje, że w USA przewidziane są wszystkie, nawet najmniej prawdopodobne, sytuacje kryzysowe. Choćby lądowanie UFO.
- A kto by się kiedyś spodziewał, że w centrum Nowego Jorku samoloty mogą się wbić w drapacze chmur? - pyta nasz informator.
- Istotnie, nie ma planów, jak postępować w przypadku, gdyby u nas zatrzęsła się ziemia - przyznaje Jerzy Żemełko, naczelnik Wydziału Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miejskiego w Przemyślu. - Nie oznacza to jednak, że zapanowałby chaos. Podejrzewam, że w tym przypadku najtrafniejsze byłyby instrukcje odnoszące się do katastrof budowlanych. Jednak, według Wydziału Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego w Rzeszowie, trzęsienia ziemi są ujęte w planach. - Mamy zaplanowane działania ratownicze na wypadek wszystkich zdarzeń, które kiedyś zaistniały na naszym terenie, jak również tych prawdopodobnych - mówi dyrektor wydziału, Romuald Lipczyński. (Nowiny)

* O ponad 55 mln zł zawyżono ostatnie straty powodziowe na Podkarpaciu - wynika z kontroli przeprowadzonej przez komisję powołaną przez wojewodę podkarpackiego, Jana Kurpa. W czwartek komisja zakończyła weryfikację szkód - poinformowała rzeczniczka wojewody, Joanna Budzaj. Powódź nawiedziła Podkarpacie w ostatnim tygodniu lipca. Przez cztery dni alarm powodziowy obowiązywał w całym województwie. Wstępne szacunki zgłoszone w połowie sierpnia br. przez poszczególne jednostki samorządowe opiewały łącznie na prawie 273 mln zł. Komisja pracowała przez ponad trzy tygodnie. W tym czasie zweryfikowała blisko połowę z około 5 tys. wskazanych przez samorządy zadań, dotyczących m.in. remontów i modernizacji dróg, mostów, budynków, kanalizacji. Spośród 19 powiatów, które zgłosiły popowodziowe straty, do kontroli wybrano cztery, których samorządy wykazały największe szkody: powiat brzozowski, jasielski, krośnieński i rzeszowski. Komisja stwierdziła tam zawyżenie danych o ponad 32 mln zł. Spośród 117 gmin, skontrolowano 72 i ustalono, że straty w infrastrukturze gminnej zostały zawyżone o ponad 23 mln zł. Najbardziej zawyżone szacunki wykazały gminy: Jedlicze, Rymanów, Rzeszów, Dynów-miasto i Błażowa. W pozostałych 45 gminach weryfikacji nie przeprowadzono, ponieważ tam straty były najmniejsze i nie przekroczyły 5 proc. dochodów własnych gminy - wyjaśniła Budzaj. Komisja odnotowała także sporadyczne przypadki zaniżenia strat. Było tak np. w gminie Iwonicz Zdrój, gdzie niedoszacowano je na ok. 100 tys. zł - powiedziała rzeczniczka. (PAP)

* Uczniowie i studenci nie otrzymają na razie stypendiów unijnych. Dlaczego? Bo marszałek i wojewoda nie podpisali stosownej umowy. Na postawie umowy akcesyjnej z Unią Europejską uczniowie szkół ponadgimnazjalnych wywodzący się z niezamożnych rodzin oraz studenci, mieszkańcy niewielkich miejscowości mogą otrzymać tzw. stypendia unijne. Maksymalna kwota przewidziana dla uczniów to 250 zł, a dla studentów - 350 zł. Przez ostatnie niespełna 3 miesiące do starostw powiatowych na Podkarpaciu wpłynęło ponad 80 tys. wniosków.
- Podkarpacie dostanie na stypendia 12,4 mln zł - mówi Aleksandra Zioło, rzecznik prasowy marszałka podkarpackiego. - Rok szkolny rozpoczął się ponad trzy tygodnie temu, rok akademicki tuż, tuż, a w sprawie stypendiów mamy czeski film. Nikt nic nie wie. Odsyłają mnie od okienka do okienka - żali się Bogusława Krzywonos z Tarnobrzega. Kobieta nie ukrywa, że stypendium jest jedyną szansą, aby jej syn Robert dokończył studia informatyczne. W podobnej sytuacji są tysiące innych młodych ludzi, którym urzędnicy starostw każą czekać.
- Winne jest Ministerstwo Gospodarki i Pracy, które zwleka z wydaniem aktów wykonawczych - tłumaczy nieudolność władz wojewódzkich Aleksandra Zioło, rzecznik marszałka. - Bez nich marszałek i wojewoda podkarpacki nie mogą podpisać stosownej umowy. W efekcie urząd marszałkowski nie może rozpocząć procedury rozdziału pieniędzy. Słyszałam, że może za kilka dni ministerstwo wyda oczekiwane rozporządzenie. Urzędnicy Ministerstwa Gospodarki są zszokowani taki tłumaczeniem. - Nie ma żadnych przeszkód, aby wojewoda podkarpacki podpisał umowę z marszałkiem i procedura ruszyła - mówi Julita Żylińska - Imiołek z zespołu prasowego MG. - Owszem, nie ma jeszcze nowego wzoru umów z beneficjantami, czyli starostwami. Nie jest to jednak żadna przeszkoda prawna, bo można używać stare wzory. W Ministerstwie Gospodarki podano nam dwa przykłady - województwa opolskiego i kujawsko-pomorskiego. Tam procedurę dotyczącą unijnych stypendiów nie tylko uruchomiono, ale zdążono już zakończyć. Sprawdziliśmy tę informację.
- Nie było żadnych przeszkód formalnych, aby wojewoda opolski podpisała umowę z marszałkiem, co stało się już 23 sierpnia - mówi Wioletta Ruszczewska, szef wydziału prasowego Opolskiego Urzędu Marszałkowskiego. - Błyskawicznie ogłosiliśmy nabór wniosków, który także zakończył się pod koniec sierpnia. Na początku listopada stypendia, z wyrównaniem za poprzednie miesiące powinny zostać wypłacone. (Nowiny)

Wysyp Czeczeńców
* Funkcjonariusze Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej przyjęli w ciągu ostatnich trzech miesięcy 40 wniosków o azyl od Czeczenów. Czeczeni uciekają przed toczącą się w ich kraju wojną. Obawiają się też represji ze strony Rosjan, szczególnie po niedawnych wydarzeniach w północnej Osetii. Większość Czeczenów złożyła wnioski zaraz po przekroczeniu granicy w Medyce lub Korczowej. O azyl proszą także Czeczeni zatrzymani na zielonej granicy. Decyzję, czy ubiegający się o azyl może przez jakiś czas pozostać w Polsce, czy też zostanie od razu wydalony, sąd podejmuje w ciągu miesiąca. W tym czasie uchodźcy przebywają w specjalnym ośrodku pod Warszawą. O ich losie decyduje ostatecznie Urząd ds. Repatriacji i Cudzoziemców. (PAP)

Kronika kryminalna

Brawura go zabiła
* Coraz więcej krzyży upamiętniających ofiary wypadków wyrasta na poboczach naszych dróg. W sobotę zapłonęły znicze przy drodze w Prałkowcach. W piątek, 17 września, tuż przed południem doszło w tej miejscowości do tragicznego w skutkach wypadku. 33-letni Paweł D. z Przemyśla, jadąc BMW od strony Krasiczyna, po wyjściu z niewielkiego zakrętu stracił panowanie nad autem, które zjechało do rowu, a następnie uderzyło w ogrodzenie i kilkakrotnie przekoziołkowało, zatrzymując się na betonowym przepuście. Siła uderzenia była tak duża, że kierowca, który nie miał zapiętych pasów, został wyrzucony z auta na jezdnię. Pomimo trwającej kilkadziesiąt minut akcji reanimacyjnej, nie udało się go uratować. Jadący z nim pasażer Marek P. z Jarosławia doznał urazu głowy, złamania barku i trafił do szpitala. Jego stan lekarze określają jako zadawalający. Ze wstępnych ustaleń wynika, że przyczyną wypadku była nadmierna prędkość i utrata panowania nad pojazdem, czyli brawura.

* Dwie osoby zginęły na miejscu w czołowym zderzeniu malucha z ciężarówką, do którego doszło w czwartek po godz. 14 na drodze E4 przy wyjeździe z Jarosławia, w okolicach wiaduktu. Maluch, jadący z Jarosławia w kierunku Rzeszowa, nagle zjechał na przeciwległy pas ruchu, wprost pod koła pędzącego TIR-a. Z relacji świadków wynika, że fiat mógł wpaść w poślizg, tuż przed zderzeniem samochód wręcz "tańczył" na drodze. Na miejscu zginął kierująca samochodem mężczyzna i jadąca z nim 51-letnia kobieta, mieszkańcy Krzeszowic k. Kańczugi. W chwili zamykania numeru policja ustalała tożsamość kierowcy malucha.

* W jednym z mieszkań w bloku przy ul. 3 Maja znaleziono zwłoki 54-letniego mężczyzny. Były w stanie całkowitego rozkładu. Po raz ostatni widziano go w kwietniu. Nikt jednak nie zainteresował się jego losem, choć mieszkał w bloku, wśród wielu ludzi, i miał rodzinę. Dopiero w ub. czwartek, po upływie prawie pół roku, jeden z najbliższych członków rodziny zawiadomił Komendę Miejską Policji. Strażacy weszli do jego mieszkania przez okno. W łóżku leżały szczątki 54-latka. Mieszkanie było zamknięte od wewnątrz. Nie stwierdzono żadnych śladów działania osób trzecich. Najprawdopodobniej była to więc śmierć z przyczyn naturalnych. Szczątki zabezpieczono w prosektorium. Przemyska policja wszczęła postępowanie.

* 16 września w Żurawicy kierowca fiata potrącił 11-letnią Justynę, która nie upewniwszy się, czy jezdnia jest wolna, wyszła za stojącego autobusu. Dziewczynka z ogólnymi obrażeniami trafiła do szpitala.

* 18 września w Przemyślu jakiś spryciarz zakradł się do jednego z mieszkań, przy ul. Jagiellońskiej i skradł portmonetkę, w której było 300 zł.

* 19 września w kościele oo. reformatów w Przemyślu, nieznany jeszcze złodziej okradł modlącą się kobietę Z jej torebki zabrał portfel, w którym było kilkadziesiąt złotych i karty bankomatowe.

Reklama