Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 08.08-15.08.2004 r.

Przemyśl

Lewy zasięg w komórce
* Jeśli mieszkamy kilka lub kilkanaście kilometrów od granicy z Ukrainą lub byliśmy tam na wakacjach, możemy się spodziewać kilka razy wyższych kwot na rachunkach za telefon komórkowy. Nawet bez naszej wiedzy aparat mógł się przestawić na odbiór sygnału ukraińskiego operatora.
- Niedawno byłem na wakacjach w Bieszczadach i Przemyślu. W tym czasie tylko kilkanaście razy rozmawiałem przez telefon komórkowy. Przeraziłem się, gdy dostałem rachunek. Mam zapłacić ponad 700 złotych - żalił się nam Ireneusz Kociłowicz z Wrocławia. Telefon każdej polskiej sieci można bez problemu przestawić na odbiór sygnału zagranicznego operatora. Wystarczy zamówić usługę roamingu. Jeżeli wybierzemy automatyczne ustawianie sieci, to nasz aparat nieustannie będzie poszukiwał najsilniejszego sygnału. Ostatnio Ukraińcy znacznie zwiększyli moc swoich nadajników. Doskonałej jakości sygnał operatorów: UA UMC lub KIEVSTAR można odbierać w Przemyślu (15 km od granicy), Radymnie i innych przygranicznych miejscowościach. Wypiera on krajowych operatorów: Erę, Plusa i Ideę.
- Ludzie często do nas przychodzą i pytają, dlaczego ich telefon sam się przestawił na ukraińskiego operatora. Najczęściej dotyczy to przyjezdnych. Zdarza się, że ktoś o tym, iż korzystał z roamingu nie wyjeżdżając za granicę, dowiaduje się dopiero po otrzymaniu rachunku. Wtedy jest już za późno, reklamacje nie są uwzględniane - mówi Grzegorz Polański z Inforesu w Przemyślu, dilera Ery.

* Wielu kibiców przemyskiej Polonii przecierało oczy ze zdumienia widząc nowe krzesełka zamontowane na stadionie przy ulicy Sanockiej w miejsce rozsypujących się ławek. - Działacze sekcji piłki nożnej zorganizowali i samodzielnie zamontowali ponad 500 krzesełek w klubowych barwach. - mówi Jan Duda, członek zarządu MKS "Polonia" Przemyśl. Niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości na pozostałych sektorach pojawi się kilkaset następnych krzesełek. Największy stadion w rejonie nabiera kolorytu i powoli zaczyna spełniać oczekiwania sympatyków sportu.

* Oddział PTTK im. dr. M. Orłowicza w Przemyślu organizuje jednodniowe wycieczki do Lwowa. Uczestnicy zwiedzą pod opieką przewodnika przepiękną lwowską starówkę z trzema katedrami: rzymskokatolicką, greckokatolicką i ormiańską, kościół Dominikanów, kaplicę Boimów, cerkiew Wołowską, rynek i Wały hetmańskie. W programie wycieczki zaplanowano także wizytę w imponującym gmachu lwowskiej opery, na Wysokim Zamku oraz na Cmentarzu Orląt Lwowskich. Zgłoszenia i wpisowe (w kwocie 75 złotych) są przyjmowane w biurze Oddziału PTTK przy ulicy Waygarta 3 w Przemyślu, tel. 678-53-74 i 678-32-74. Na bilety wstepu do zwiedzanych obiektów należy zarezerwować 12 zł.

* Niektórzy mieszkańcy miasta protestują przeciwko likwidacji zieleni na placu Berka Joselewicza, gdzie ma stanąć muzeum. Plany budowy placówki w tym miejscu zapadły już 2 lata temu.
- Jestem oburzony tym, że Rada Miejska w Przemyślu dopuszcza do niszczenia skwerków - mówi jeden z mieszkańców Przemyśla. - Czy nie ma innych miejsc na muzeum, np. szpecący miasto "Manhattan"? Inny przemyślanin, dodaje: - Ulica Wałowa to piękne miejsce, szkoda go pod muzeum. Czy nie mógłby ten gmach stanąć na przykład na placu Niepodległości? Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Miasta Przemyśla wyjaśnia, że za późno już na inną lokalizację nowej siedziby muzeum.
- Już dwa lata temu postaraliśmy się o ten teren. W tym czasie na "Manhattanie" planowana była budowa parkingu, a poza tym do tego placu przedstawiał roszczenia Związek Gmin Żydowskich. Jeśli zaś chodzi o plac Niepodległości, to sytuacja jego własności jest skomplikowana. Część jego należy do miasta, a część do kurii grecko katalickiej.

Odnalazł rodziny w internecie
* Dzięki internetowej pasji przemyślanina Janusza Delio odnalazły się rodziny z USA i Francji, które wcześniej w ogóle o sobie nie wiedziały. W maju, dla upamiętnienia moich przodków, założyłem witrynę internetową o Kopysnie. Najpierw zamieściłem, co wiedziałem. Później zacząłem grzebać w internetowych zasobach - wspomina pan Janusz. Przypadkowo, przeglądając serwis o Beskidach, trafił na list Aliny Kopko z Francji. Szukała informacji na temat swego dziadka Michała Kopko i jego rodzinnych stronach, czyli Kopysnie, w dzisiejszym powiecie przemyskim. Dziadka znała tylko z opowiadań rodzinnych. - Postanowiłem pomóc tej pani. Przypominało to pracę detektywa. Szperałem w archiwach, przepytywałem miejscowych - mówi pan Janusz, pracownik przemyskiego Urzędu Miejskiego. Było trudno, bo Kopysno po wojnie zostało zniszczone. Teraz mieszkają tam tylko dwie osoby. Wszystkie informacje, które zdobył, słał e-mailem do Aliny Kopko. Po kilku tygodniach wyjaśnił zagadkę. Okazało się, że Michał Kopko wyjeżdżając, najpierw do Niemiec a później do Francji, zostawił w Polsce narzeczoną, która była z nim w ciąży. Urodziła córkę Hanię. Ona wyjechała do USA i tam założyła własną rodzinę. Dzisiaj nazywa się Ann Met. Kopko we Francji związał się z inną kobietą. Miał z nią dwie córki i syna. To siostry i brat pani Anny.
- Mówiąc krótko, pani Alina, szukając śladów dziadka, znalazła w USA swoją ciocię, o której wcześniej nie miała pojęcia - wyjaśnia pan Janusz. Francuska i amerykańska gałęzie Kopków stwierdziły ponad wszelką wątpliwość, że są rodziną. Na przyszłoroczne wakacje zaplanowali wielki zjazd rodzinny w Kopysnie. Będzie międzynarodowy francusko-amerykańsko-polski, bo część familii do dzisiaj mieszka pod Przemyślem.

* Podkarpacki Oddział Narodowego Funduszu Zdrowia uznał, że przemyślanin Robert Majka to... kobieta. Kilka dni temu otrzymałem pisemną odpowiedź na prośbę o skierowanie mnie na leczenie uzdrowiskowe. Było zaadresowane do pani Robert - twierdzi przemyślanin. Pan Robert uznał, że błąd to literówka. Jednak w piśmie kilkakrotnie zwracano się do niego per... pani. - Pomijam fakt, że według zasad polskiej pisowni powinno się najpierw umieszczać imię, a później nazwisko, a w tym przypadku było odwrotnie. Myślę, że urzędnik wysłał do mnie automatyczną odpowiedź z "gotowca", w którym zmieniono tylko adres - twierdzi pan Robert.
- Wystąpiła komputerowa pomyłka w druku. Przepraszamy pana Roberta Majkę. Otrzyma nowe pismo - poinformowano w Zespole Rzecznika Prasowego Podkarpackiego Oddziału NFZ.

Na rynku pracy wakacyjne lekkie ożywienie
* Według Powiatowego Urzędu Pracy, na koniec lipca tego roku, w porównaniu do poprzedniego miesiąca, liczba bezrobotnych zmniejszyła się o 174 osoby. Zarejestrowanych w urzędzie jest obecnie 12 528 osób. Maria Cichoń, zastępca dyrektora PUP w Przemyślu, poinformowała, że w porównaniu do końca lipca poprzedniego roku, liczba bezrobotnych wzrosła niestety o 93 osoby. - W lipcu 2004 roku w urzędzie pracy zarejestrowało się 655 nowych bezrobotnych, a z ewidencji wykreślono 829 osób, z powodu podjęcia pracy niesubsydiowanej i subsydiowanej, rozpoczęcia stażu i szkoleń - informuje Maria Cichoń. - 443 osoby nie potwierdziły gotowości do podjęcia pracy, natomiast 15 osób dobrowolnie zrezygnowało ze statusu bezrobotnego. Według danych PUP w Przemyślu, najtrudniej znaleźć pracę osobą w wieku 18-24 lat, bezrobotnym pozostającym bez zatrudnienia ponad 12 miesięcy od daty rejestracji w urzędzie oraz osobą o niskich kwalifikacjach zawodowych, czyli z wykształceniem zawodowym lub niższym. Oni to stanowią największą grupę wśród zarejestrowanych w PUP. Dla przykładu, osoby z wykształceniem wyższym stanowią jedynie 6,4 proc. zarejestrowanych w urzędzie pracy. Pocieszająca dla bezrobotnych informacją może być fakt wzrostu liczby ofert pracy. W lipcu do dyspozycji przemyskiego PUP było 206 ofert, czyli o 122 więcej niż w miesiącu poprzednim. Pracownicy PUP twierdzą, że związane to jest, jak zwykle na wakacjach, z rozpoczęciem prac sezonowych na roli, na budowach, przy różnego rodzaju remontach. Jeśli dopisze pogoda, to są szanse, że takich ofert będzie więcej.

J A R O S Ł A W

* Dzięki dotacjom z Ministerstwa Kultury oraz funduszom uzyskanym od sponsorów i ludzi dobrej woli można było rozpocząć remont w Muzeum Kamienicy Orsettich. Prace remontowe rozpoczęły się na początku sierpnia. Prowadzone roboty mają na celu naprawę dachu i pokrycie go miedzianą blachą. Kontynuowane są również prace zeszłoroczne, mające na celu usunięcie wilgoci z murów i fundamentów.
- Remont możemy przeprowadzić dzięki funduszom uzyskanym z Ministerstwa Kultury, a także dzięki licznym sponsorom oraz ludziom dobrej woli, którym leży na sercu dobro tej zabytkowej kamienicy - mówi Jarosław Orłowski, dyrektor muzeum. Ubiegłoroczne prace już przynoszą efekty, bo wilgoć nie rozprzestrzenia się, a ściany od strony ulicy Trybunalskiej są suche. W tym roku osusza się natomiast mury od strony Rynku. Są to dość skomplikowane prace, trzeba bowiem oczyścić fundamenty, pokryć je środkiem zabezpieczającym, a następnie założyć specjalną folię preferowaną, która powoduje, że wilgoć unosi się, a dzięki tworzonym wentylacją ściany schną. Na razie robotnicy wydobywają mokrą ziemię, aby dostać się do fundamentów i móc przeprowadzić zamierzone prace. Po zabezpieczeniu murów wszystko zostanie zasypane suchym lessem. Mimo prowadzonych prac naprawczych, można oglądać muzealne ekspozycje, gdyż remont, który potrwa prawdopodobnie do końca września, nie zakłóca pracy instytucji.

Jaśniej, ale nie oszczędniej
* W mieście ulice będą oświetlone, ale nie będzie oszczędnie - tyle wynika z nowej umowy podpisanej przez miasto i zakład energetyczny. Obie strony nie mogły dojść do porozumienia przez ostatnie pół roku. Okazało się, że wynika to z faktu, iż władze miasta nie mogą dogadać się z Zamojską Korporacją Energetyczną Rejonowym Zakładem Energetycznym w Jarosławiu co do ceny usług konserwacyjnych oświetlenia ulicznego. - Sieć oświetleniowa jest własnością zakładu energetycznego, a miasto płaci za jej konserwację. Jest to zupełnie kuriozalna sytuacja prawna, ale tak jest w całej Polsce i do tej pory problem ten nie został rozwiązany - mówi sekretarz Urzędu Miasta w Jarosławiu Franciszek Gołąb. Wiceburmistrz Tadeusz Pijanowski tłumaczy powód niepodpisania umowy: - Od stycznia oferowaliśmy Zamojskiej Korporacji Energetycznej określone pieniądze. Uważaliśmy, że nie jest to mało. Druga strona uważała jednak, że za tego rodzaju usługi powinna otrzymać wyższą kwotę. Jak się dowiedzieliśmy, z tego powodu zakład energetyczny miał wyłączać oświetlenie na niektórych ulicach. - Były to pewne formy prób nacisku na nas, ale niestety, nie powiodły się - mówi sekretarz F. Gołąb. Wszystkiemu zaprzecza kierownik wydziału utrzymania w jarosławskim zakładzie energetycznym Lesław Bartoszek: - To absolutna nieprawda. Lampy nie świeciły, ponieważ od stycznia do lipca konserwacja nie była prowadzona. Narobiło się sporo zaległości. Gdy konserwacja jest robiona na bieżąco, nie ma takich problemów - podkreśla. Obie strony w ostatnich dniach doszły do porozumienia i umowę podpisały. - Dogadaliśmy się na naszych warunkach płacowych - wyjaśnia wiceburmistrz T. Pijanowski.

"Dąb I Mocny"
* Podczas festynu zorganizowanego w ramach "Roku Żubra", jarosławiane zdecydowali, że w ich mieście pojawi się nowe niezwykłe drzewo. Będzie to dąb czerwony o wdzięcznym imieniu "Dąb I Mocny". Rok 2004 został przez Białowieski Park Narodowy ogłoszony "Rokiem Żubra". W tym roku mija bowiem 75 lat od podjęcia pierwszych starań o odtworzenie populacji żubrów w Polsce. Z tej okazji w całym kraju odbywają się festyny proekologiczne pod patronatem marki "Żubr", która w specjalnej promocji funduje organizującym festyny miastom drzewo. Mieszkańcy mogą wybrać jego gatunek, nazwę, a nawet lokalizację. Mogą też doskonale pobawić się na festynie. Podczas festynu, gdzie królowała dobra muzyka i "żubrze" konkurencje, jarosławianie wybrali swoje drzewo i jego lokalizację. Już we wrześniu w Parku im. Baśki Puzon posadzony zostanie ponad 5 metrowy, dumny dąb czerwony. - Cieszę się bardzo, że to akurat dąb - powiedział Tadeusz Pijanowski, zastępca burmistrza Jarosławia. - Chciałbym, by Jarosław był taki silny i piękny, jak to drzewo. Konkurs na imię dla "żubrzego drzewa" wygrał Marcin Biegus, który zaproponował, by nazywało się Dąb I Mocny. - To ładne i niepretensjonalne imię - powiedziała nam starsza jarosławianka. - Bardzo mi się podoba, podobnie, jak idea "Roku Żubra". Jarosławianie bawić się lubią i umieją, czego dowiedli na festynie "Żubra". Najwięcej emocji wzbudzały konkursy. Konkurencje były niecodzienne. M.in. rzucano legiem tj. 17,5 kg palem i "ujeżdżano" żubra. Rzecz jasna - mechanicznego, ale to wcale nie czyniło wyczynu łatwiejszym. Wszystkiemu towarzyszyła dobra muzyka. Występował Piotr Wałkowski - laureat programów "Szansa na sukces" i "Droga do Gwiazd" oraz zespół "Rzepczyno Folk Band". Jarosław zapewne szybko tego festynu nie zapomną, tym bardziej, że już niedługo przypominać o nim będzie wspaniałe nowe drzewo.

P R Z E W O R S K

Wygrali z NFZ
* Publiczny ZOZ z Przeworska wygrał w sądzie sprawę z rzeszowskim Narodowym Funduszem Zdrowia o zapłatę 6 mln 660 tys. zł. Tyle pieniędzy wypłacił już dotychczas ZOZ byłym i obecnie zatrudnionym, zobligowany ustawą gwarantującą pracownikom służby zdrowia wzrost wynagrodzeń. Podkarpacki NFZ odwołał się od decyzji Sądu Okręgowego w Rzeszowie. Podobnie jak większość polskich szpitali, również przeworska lecznica tonie w kilkunastomilionowym długu. Dobiła ja ustawa sejmowa z grudnia 2000 r., gwarantująca pracownikom służby zdrowia od następnego miesiąca średni wzrost wynagrodzeń o 203 zł. W następnym roku ustawodawca dołożył jeszcze 110 zł. Nie wskazał jednak źródeł sfinansowania podwyżek, pozostawiając kierownictwu placówek medycznych obowiązek zrealizowania tej powinności. Okazało się to nierealne w sytuacji ogólnie panującej w służbie zdrowia mizerii finansowej. Sądy zostały wprost zasypane pozwami o zapłatę zaległych wynagrodzeń wraz z odsetkami. Z przeworskiego SP ZOZ wpłynęło ich ok. 700. Na podstawie wyroków już wydanych, pracownikom tej placówki wypłacono 6 660 tys. zł. I o zwrot takiej właśnie kwoty przez NFZ wystąpił na drogę sądową wspomniany SP ZOZ. Sąd Okręgowy w Rzeszowie uznał roszczenia za zasadne. Nakazał zapłacić, w trybie postępowania upominawczego, całą kwotę wnioskowaną przez przeworską placówkę służby zdrowia. Także kosztami postępowania, w wysokości 335 tys. zł obciążył Podkarpacki Oddział Wojewódzki Niezależnego Funduszu Zdrowia. Józef Więcław, dyrektor przeworskiego SP ZOZ nie krył zadowolenia z korzystnego rozstrzygnięcia sporu. - Te pieniądze postawiłyby szpital na nogi - skomentował krótko. Zasądzona kwota może ulec podwojeniu. W przeworskim sądzie jest bowiem jeszcze sporo pracowniczych pozwów o zapłatę zaległych wynagrodzeń. Każdy dla nich korzystny będzie powodował wzrost kwoty już zasądzonej. Szacuje się, że łączna kwota zobowiązań SP ZOZ wobec pracowników, ZUS oraz dostawców towarów i usług wynosi, bez odsetek, ok. 12 mln zł. W ocenie Urszuli Ziomek z Podkarpackiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Rzeszowie, werdykt sądu jest pozbawiony podstaw prawnych. W uzasadnieniu, powołuje się na rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego, który rozpatrując analogiczna sprawę we wrześniu ubiegłego roku stwierdził, że "Kasy Chorych nie miały podstawy prawnej do uruchamiania odrębnego źródła finansowania obligatoryjnych dla zakładów opieki zdrowotnej podwyżek wynagrodzeń". Brak tej podstawy prawnej wynika, zdaniem Sądu Najwyższego, z zaniechania legislacyjnego Sejmu. W związku z tym nie ma podstaw prawnych, aby za nieprawidłowe działanie Sejmu odpowiedzialność miał ponosić Narodowy Fundusz Zdrowia, a w konsekwencji wszyscy obywatele korzystający z publicznej opieki zdrowotnej - konkluduje U. Ziomek. - Za złe działanie ustawodawcy odpowiedzialność ponosi Skarb Państwa, a nie państwowe osoby prawne, którą - zgodnie z ustawą - jest Narodowy Fundusz Zdrowia. Dlatego nie ma on biernej legitymacji do występowania w charakterze pozwanego. Jak się dowiedzieliśmy, pozwany NFZ w ustawowym terminie wniósł sprzeciw od nakazu zapłaty. Ostatecznie może się więc okazać, że jedyną satysfakcją dla SP ZOZ w Przeworsku będzie korzystne dla niego rozstrzygnięcie sądu. Na razie pierwszej instancji.

R E G I O N

W Unii? Znaczy drożej!
* Będąc już w Unii przeciętny Polak zarobił mniej niż w kwietniu. Coraz więcej płaci za zakupy. W porównaniu do grudnia ubr. filet z kurczaka zdrożał o 5 zł za kilogram, wołowina o 4 zł. Drożeje nawet to, co w Unii miało potanieć - mąka, masło. Staniały markowe alkohole, whisky ze 150 na 120 zł, co jednak cieszy niewiele osób. Anna Dulińska z Rzeszowa, bezrobotny mąż i niepracująca córka utrzymują się za ponad tysiąc złotych miesięcznie. Bywa, że po opłaceniu rachunków rodzinie musi "do pierwszego" wystarczyć 300 zł. - Każda, nawet najmniejsza podwyżka, jest dla mnie ogromnym ciężarem. Ostatnio wszystko tak często drożeje, zwłaszcza żywność, że coraz trudniej jest związać koniec z końcem - martwi się pani Anna. - Chleb, mleko czy masło to rzeczy najpotrzebniejsze, a nie luksusy. Mimo to ciągle drożeją. Jak tak dalej pójdzie, to te ceny nas wykończą - denerwuje się kobieta. Choć od naszego wejścia do Unii Europejskiej minęły już trzy miesiące z okładem, to ceny wielu produktów nadal idą w górę. Drożeje cukier. W rzeszowskim markecie za kilogram trzeba dziś zapłacić 20 gr. więcej niż w czerwcu, a dwa razy więcej niż na początku roku. Rosną ceny drobiu, który po 1 maja miał potanieć. Kilogram filetów z kurczaka podrożał o 5 zł w stosunku do grudnia ub. r. Z wcześniejszych prognoz Narodowego Banku Polskiego wynikało, że po 1 maja mniej zapłacimy za makarony, masło, oleje. Tymczasem ceny tych produktów poszły w górę.
- Prognozy dotyczące poziomu cen po wejściu do UE odnosiły się do całego roku. Dlatego na efekty trzeba poczekać do końca grudnia - mówi Izabela Świderek - Kowalczyk z Biura Prasowego NBP w Warszawie. - Na zmiany cen mają wpływ także czynniki niezwiązane z przystąpieniem Polski do UE, np. ceny benzyny, wzmożona podaż. Z zapowiadanych obniżek doczekaliśmy się tylko spadku cen markowych alkoholi. Tyle, że obniżenie ceny luksusowej whisky z 150 na 120 zł to dla przeciętnego Polak żadna ulga. Co gorsza, jakby podwyżek było mało, to okazało się, że podczas pierwszych miesięcy w Unii zarobiliśmy... mniej niż wcześniej! Średnie zarobki w Podkarpackiem były w maju o 78 zł niższe niż w kwietniu. W czerwcu, z którego pochodzą ostatnie dane, było trochę lepiej. Zarobiliśmy więcej niż w maju, ale ciągle mniej niż w kwietniu.

* Gminy i powiaty mają milionowe długi, a mimo to nadal zatrudniają nowych urzędników. Za ich utrzymanie płacą podatnicy. - To nie nasza wina. Mamy do wykonania coraz więcej zadań - tłumaczą burmistrzowie. W starostwie przeworskim zatrudnienie w ciągu ostatnich trzech lat wzrosło o sześć etatów. Średnie zarobki to ok. 1,8 tys. zł brutto. Powiat jest zadłużony na 10 mln zł. - To efekt decyzji podjętych przez poprzednią radę, która zgodziła się na emisję obligacji za 6 mln zł - mówi Izydor Pieniążek, członek zarządu powiatu. Pieniążek mówi, że liczba urzędników wzrosła, bo powiat ma więcej zadań, a nowych etatów będzie jeszcze więcej. - Powołaliśmy referat integracji europejskiej. Będziemy obsługiwali stypendia dla młodzieży i musimy zatrudnić trzy nowe osoby - tłumaczy. Jasło ma 25 mln zł długów i co roku więcej zatrudnionych urzędników. W 2001 r,. w urzędzie miasta było ich 126, w 2004 r. już 144. Nawet fakt, że Jasło jest jedną z trzech najbardziej zadłużonych gmin na Podkarpaciu, nikomu nie przeszkadza.
- Nie zatrudniamy urzędników dla kaprysu - mówi Krzysztof Wnęk, zastępca burmistrza Jasła. - Wśród nowych pracowników jest 14 stażystów i 4 strażników miejskich. Wnęk twierdzi, że ograniczyłby biurokrację, ale to niemożliwe. - Z roku na rok otrzymujemy więcej zadań finansowych, sprawozdawczych i ktoś to musi zrobić - dodaje. Na urzędnicze cięcia nie decydują się nawet te gminy, w których sytuacja jest dramatyczna. W Rakszawie, w której z powodu trudnej sytuacji finansowej wojewoda chce powołać komisarza, w ciągu ostatnich lat z urzędu gminy odeszła tylko jedna osoba. O załatwienie spraw niewielu ponad 7 tys. mieszkańców gminy dba aż 31 urzędników.

Drogie podręczniki
* Nawet 200 zł można zaoszczędzić kupując komplet szkolnych książek w antykwariacie. Gdyby nie oferta "z drugiej ręki", rodzina z trójką dzieci musiałaby wydać nawet 1000 złotych na zakup nowych podręczników. Pani Renata Kawecka z Rzeszowa szukała wczoraj książek dla córki - uczennicy III klasy gimnazjum. - Pierwsze kroki skierowałam do antykwariatu. Wymieniłam kilka używanych podręczników z ubiegłego roku na te, których potrzebuję teraz. Są w dobrym stanie. Dopłaciłam tylko kilkanaście złotych. W księgarni kupię te książki, których nie dostanę w antykwariatach - mówi. Podręcznikowy boom rozpoczął się przed tygodniem. - Klienci kupują przede wszystkim podręczniki używane - przyznaje Beata Lubas, kierownik księgarni przy ul. Kościuszki w Rzeszowie. - Mamy ruch od rana do wieczora. Stoiska z nowymi książkami raczej omijają. Powód? Bardzo wysokie ceny. Za nowe książki (oprócz najdroższych - językowych) do I i III klasy gimnazjum trzeba zapłacić ponad 300 zł.
- Na zakupy w antykwariacie wydamy o połowę mniej: ok. 120-130 zł. Nowy podręcznik do języka polskiego dla I klasy "Świat w słowach i obrazach" kosztuje 23 zł. Używany - 12 zł - wylicza B. Lubas. Dla wielu osób zbliżający się rok szkolny oznacza ogromne problemy w domowym budżecie. Jeżeli w rodzinie są np. troje dzieci, wydatki na same książki przekroczą 1000 zł.
- Mam córki w IV i V klasie szkoły podstawowej. Myślałam, że zaoszczędzę, ale nic z tego. Młodsza skorzysta tylko z dwóch podręczników po starszej siostrze. Resztę muszę dokupić. Denerwuje mnie to, że tak "rozmnożyły się" tytuły. Dawniej do każdego przedmiotu był jeden i rodzice mieli lżej - złości się pani Iwona z Rzeszowa. Trudniej też sprzedać książki. Większość antykwariatów ogranicza skup do godzin dopołudniowych, albo zakończyło już przyjmowanie starych podręczników. - Mnóstwo książek oddam na makulaturę, bo na rynku pojawiły się już nowsze wydania - przyznaje R. Kawecka.

* Są pieniądze na rozbudowę i budowę przejść granicznych z Ukrainą. Pochodzą z unijnego Funduszu Schengen. Starania wojewody podkarpackiego zakończyły się powodzeniem. - Komisja międzyresortowa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji przyznała na nasz region 4 mln 450 tys. euro - mówi Wiesław Pajda, dyrektor Wydziału Rozwoju Regionalnego UW w Rzeszowie. - Najwięcej, 3,5 mln, pójdzie na dokończenie inwestycji w Medyce, gdzie m.in. powstanie budynek odpraw samochodów ciężarowych i tirów. 650 tys. euro przeznaczono na rozbudowę przejścia granicznego Korczowa - Krakowiec. Powstanie tu trzeci pas drogi dojazdowej, oświetlona zostanie droga od parkingu w Młynach do granicy, będzie doprowadzona woda. Część pieniędzy wykorzysta się na budowę lądowiska dla helikopterów. Bardziej nowoczesne stanie się także przejście Krościenko - Chyrów. Fundusz Schengen przeznaczył na jego modernizację 300 tys. euro. Wybudowany zostanie tu trzeci pas drogi dojazdowej, wykona się 2,5 km oświetlenia, będzie lądowisko.
- Ponadto ministerialna komisja zaakceptowała przyznanie 6 mln euro na budowę nowego przejścia granicznego Budomierz-Hruszew w pow. lubaczowskim - dodaje W. Pajda. - Wojewoda liczy jeszcze na ok. milion euro z funduszu norweskiego, który zostanie wykorzystany na budowę drogi dojazdowej do przyszłego przejścia.

Kronika kryminalna

Ochroniarz na "gazie"
* 12 bm. około południa policyjna kontrola drogowa zatrzymała w Jarosławiu nietrzeźwego kierowcę fiata 126p. U mieszkańca Radymna (44 l.) stwierdzono w wydychanym powietrzu 2,41 promila alkoholu. Jak powiedział Krzysztof Pobuta, zastępca komendanta powiatowego policji w Jarosławiu, funkcjonariusze zabrali zatrzymanemu prawo jazdy, a także odebrali mu broń gazową. Okazało się bowiem, że kierowca "na gazie" jest... pracownikem firmy ochroniarskiej. Policjanci umieścili jego "malucha" na strzeżonym parkingu, zaś kierowcę zwolnili do domu, ponieważ nie wymagał umieszczenia w izbie wytrzeźwień. Ten jednak nie chciał wracać do domu pieszo. Skierował się na parking, skąd po zastraszeniu dozorcy odjechał własnym autem. Policja, wezwana przez właściciela parkingu, zatrzymała ponownie ochroniarza, ale już w Radymnie i odwiozła go do izby wytrzeźwień. W trakcie badania okazało się, że zatrzymany miał 2,51 promila alkoholu, czyli więcej niż po pierwszym badaniu. Teraz dziarski ochroniarz odpowie on za jazdę po pijanemu oraz zabór samochodu. Stróże prawa wystąpią także o odebranie mu zezwolenia na broń.

* Lipiec był miesiącem żniw dla policjantów z Komendy Powiatowej Policji w Jarosławiu. Funkcjonariusze zajmujący się zwalczaniem narkomanii wykryli i zlikwidowali kilkadziesiąt nielegalnych upraw maku o łącznej powierzchni ponad 4 ha. W tej niechlubnej statystyce przoduje gmina Jarosław, na której terenie ujawniono aż 12 upraw, oraz (tradycyjnie już) Pruchnik, gdzie zlikwidowano 9 makowych poletek. W dalszej kolejności są: Radymno (4 uprawy) i Wiązownica (2 uprawy). Policjanci zapowiadają, że to nie koniec makowych żniw.

* 48 litrów spirytusu, 9 butelek wódki oraz 618 paczek papierosów bez polskich znaków akcyzy znaleźli w weekend policjanci w mieszkaniu 62-letniego mężczyzny. Policja przypuszcza, że towar miał trafić na bazar.

* 9 sierpnia po północy na jednej z jarosławskich ulic nieznany sprawca napadł na przechodnia, którego pobił i zabrał mu telefon komórkowy.

* 8 sierpnia w Korytnikach z jednej z posesji skradziono silnik, rozrusznik i inne części fiata 126p. Policjanci ustalili, że sprawcą kradzieży jest mieszkaniec tej wioski Tadeusz S.

Reklama