Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 17.07-24.07.2004 r.

Przemyśl

Jak mieszkania to z TBS-u
* Towarzystwo Budownictwa Społecznego przekazało w środę klucze 46 rodzinom, do mieszkań w nowym bloku przy ul. Focha. Mieszkania są różnej wielkości. Od jednopokojowych do trzypokojowych o powierzchni ok. 60 metrów kwadratowych - mówi Mariusz Tkacz, prezes TBS w Przemyślu. Mieszkania mają wysoki standard. Są oddawane pod klucz. Lokatorzy mogą się od razu wprowadzać. Standardowo znajdują się w nich mierniki wody i ciepła. Lokatorzy mogą wcześniej wybrać kolory płytek, parapetów itp. Jesieniom ruszy budowa kolejnego bloku przy ul. Rosłańskiego. Będą w nim 22 mieszkania. Jego budowa ma zostać ukończona w listopadzie przyszłego roku. W przyszłości przy tej ulicy powstanie osiedle ze 130 mieszkaniami. Dotychczas w ramach przemyskiego TBS oddanych do użytku zostało 154 mieszkania w kilku blokach. W kolejce chętnych czeka ok. 350 osób. O sporej popularności tego rodzaju budownictwa decydują korzystne warunki finansowe oraz brak nowych mieszkań w Przemyślu.

* - Wielokrotnie zgłaszałem sprawę palenia szkodliwych materiałów w pobliżu mojego domu. Strażnicy miejscy przychodzili, stwierdzali, że nic się nie dzieje i proponowali, abym to ja od razu informował, kiedy będą palone ogniska. A ja przecież nie jestem kapusiem - żali się Franciszek Łuc. - Znamy sprawę. Na bieżąco wysyłamy patrole - mówi Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Przemyśla.
- Gdy w 1979 r. kupowałem działkę, byłem tu pierwszy. Wówczas nie było w tym miejscu ulicy, tylko ścieżka. Sam nawoziłem materiał na drogę - opowiada F. Łuc. Chodzi o ulicę Orłowicza, w dzielnicy Budy. Przemyślanin mówi, że po latach jeden z sąsiadów dostał zezwolenie na utwardzenie drogi. Jednak prace prowadzone były w okresie roztopów. Wtedy pan Łuc zwrócił wykonawcom uwagę, że wykonywanie w tym czasie robót jest niewłaściwe. Twierdzi, że spotkało się to z ostrą i negatywną reakcją. - Od tego czasu zaczęły się moje kłopoty. Kiedyś wytruto pszczoły z mojej pasieki. Teraz też nie mam spokoju - opowiada pan Franciszek. Najbardziej narzeka na palenie szkodliwych opadów budowlanych. M.in. worków po cemencie. - Owoce z mojego ogrodu w ogóle nie nadają się do jedzenia. Pokryte są tłustą mazią. Ale najbardziej boję się o pszczoły. Dręczone mogą żądlić - przestrzega. Opowiada, że dopiero po wielokrotnych interwencjach w Straży Miejskiej i służbach ochrony środowiska szkodliwe ogniska przestały się palić. - Zaczęły się jednak głośne dyskoteki, które niekiedy trwają całą noc. Na początku maja interweniowałem u prezydenta Przemyśla Roberta Chomy. Obiecał jak najszybciej zająć się sprawą. Do dzisiaj brak reakcji - mówi pan Franciszek.
- Sprawę znamy. Ta okolica jest patrolowana przez Straż Miejską. Jednak dotąd nikogo nie udało się złapać na gorącym uczynku - wyjaśnia Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Przemyśla.

* Maria Teresa Wolfs - Monfils z Belgi podczas ostatniej wizyty w Przemyślu przekazała prezydentowi miasta tysiąc euro (ok. 5 tys. złotych) z przeznaczeniem dla potrzebujących dzieci. Pani Wolfs - Monfils jest honorową obywatelką Przemyśla. Akcje pomocy przemyślanom prowadzi już od lat. 80. Początkowo wspierała materialnie Specjalny Ośrodek Szkolno- Wychowawczy nr 2 dla Dzieci Głuchych i Niedosłyszących. Dzięki jej pomocy wielu wychowanków mogło wyjechać na leczenie do Belgii. Później pani Wolfs - Monfils pomagała też innym organizacjom. M.in. dostarczyła sprzęt medyczny, żywność i odzież, a także 100 wózków inwalidzkich.

Groźba zamknięcia Hali
* Hala Sp. z o. o. chce ściągnąć dług z Klubu Sportowego Polonii Przemyśl. Gdyby nie doszło do porozumienia, grozi nawet zamknięciem hali sportowej. Odzyskane pieniądze chce przeznaczyć na inwestycje i spłatę zobowiązań jakie ma m. in. w stosunku do innych spółek miejskich. KS Polonia Przemyśl ma w stosunku do spółki Hala zadłużenie wynoszące około 50 tys. zł. - Są to głównie nie zapłacone rachunki za korzystanie z hali sportowej oraz za hotel - mówi Marek Osiadacz wiceprezes Hala Sp. z o. o. - Klub nie reaguje na nasze pisma i telefony dotyczące terminu spłaty zadłużenia i wyjaśnienia tej sytuacji. Zawarliśmy ugodę, z której się nie wywiązuje. Ugodę tę podpisaliśmy w lipcu 2003 roku, kiedy zadłużenie wynosiło 47 tys. zł, a teraz jest to już 50 tys. zł. To dla nas niebagatelna suma, zwłaszcza, że panujemy różnego rodzaju inwestycje, potrzebne są bieżące remonty i mamy zobowiązania w stosunku do innych spółek miejskich. Wiceprezes Osiadacz, twierdzi, że Hala i tak ulgowo traktuje klub Polonia, ale jeżeli nie dojdzie do wyjaśnienia sytuacji, to nie podpisze z dłużnikiem umowy na wynajęcie sali, gdzie trenują i grają koszykarze w sezonie 2004/2005. W piśmie skierowanym do Polonii prezes Hali Mariusz Zamirski twierdzi, że spółka którą zarządza będzie zmuszona wystąpić na drogę postępowania sądowego, jeśli KS Polonia Przemyśl nie będzie realizowała warunków umowy. - Nie mamy środków na spłatę długów, o czym poinformowałem prezydenta Przemyśla Roberta Chomę. Ze swojej strony prezydent obiecał, że hala na pewno nie zostanie zamknięta dla koszykarzy - mówi Jerzy Miśkiewicz, prezes KS Polonia Przemyśl. - Jeżeli chcemy w mieście mieć koszykówkę na odpowiednim poziomie to musimy mieć dobrych zawodników, którym trzeba płacić i brakuje pieniędzy na inne rzeczy. Jest to ciężka sytuacja, dlatego szóstego sierpnia ma odbyć się spotkanie stron i prezydenta i tam podejmiemy decyzję co do dalszego postępowania w tej sprawie. Tymczasem władze Hali Sp. z o. o. mówią, że potrzebują pieniędzy na prace modernizacyjne części hotelowej, inwestycje na lodowisku i basenie. - Chcemy także zbudować nową szatnię, bowiem ta która jest znajduje się w nieciekawym stanie. Na jej miejscu planujemy poprawić izolację i zrobić ścieżkę lekkoatletyczną na cztery tory - wylicza Marek Osiadacz. - Marzy nam się również sala do sportów walki, sala do aerobiku i siłownia. Spółka Hala chce uatrakcyjnić cały kompleks sportowo - hotelowy, bowiem sądzi że to spowoduje większe zainteresowanie obiektem różnego rodzaju zgrupowań i obozów sportowych, które przyjeżdżają do miasta. W planach jest również budowa stałych trybun.

* Młodzi przemyślanie w wieku od 15 do 30 lat mogą się starać o Nagrodę Promocyjną dla Młodych twórców w Europie, rokrocznie fundowaną przez Volksbank Z Paderborn. Wynosi ona 2,5 tys. euro, czyli ok. 12 tys. złotych. O nagrodę mogą się ubiegać młodzi twórcy z miast partnerskich Paderborn. Wśród nich jest Przemyśl i brytyjski Bolton, węgierski Debreczyn, francuskie Le Mans i hiszpańska Pampeluna. Nagroda przyznawano jest w czterech dziedzinach - desing i fotografia, malarstwo, rzeźba, grafika, muzyka i taniec oraz literatura i teatr. W konkursie mogą uczestniczyć osoby indywidualne bądź grupy osób, które mieszkają w wymienionych miastach. Termin zgłoszeń upływa 17 września br. Szczegółowych informacji udziela Wydział kultury, Promocji i Współpracy Urzędu Miejskiego - Rynek 1. Tutaj można otrzymać formularze zgłoszeniowe. W ub. roku o nagrodę starało się 100 artystów z Europy, w tym 16 z Polski. W dziedzinie malarstwo, rzeźbiarstwo i grafika nagrodę dostał 26-letni Marian Grzegorz z Krasiczyna.

Marszałek na niegodnym miejscu
* Starszy sierżant rezerwy Wojska Polskiego Stanisław Slezak, rodowity przemyślanin wystosował do prezydenta miasta Roberta Chomy pismo, dotyczące pomnika marszałka Józefa Piłsudskiego. S. Slezakowi nie podoba się obecne fatalne - jego zdaniem - umiejscowienie obelisku z popiersiem J. Piłsudskiego. W piśmie czytamy m.in.: " (...) 26 listopada 2002 roku przekazałem na Pana ręce projekt nowego obelisku z popiersiem marszałka wraz z pismem towarzyszącym, skierowanym również do rady miasta. Upłynęło 19 miesięcy i cisza. Nadal nie mam z Pana strony odpowiedzi, ani żadnych działań związanych z przebudową i nową lokalizacją monumentu Józefa Piłsudskiego zgodnie z moim projektem na Wybrzeżu Marszałka Józefa Piłsudskiego w Przemyślu. Gdybym nie był na emeryturze, to monument wraz z popiersiem byłby wykonany już w marcu 2003 roku, nawet bez symbolicznego grosza ze strony kasy Urzędu Miasta Przemyśla (...). Moim zdaniem, kunktatorstwo i stagnacja różnych służb w działaniu patriotycznym to skandal (...). Marszałek Józef Piłsudski był twórcą państwa polskiego, Jemu należy oddawać cześć i honory (...)".
Chodzi o obelisk marszałka Józefa Piłsudskiego, który 12 maja 2002 r. stanął przy ul. Wodnej. Wykonany został w czynie społecznym przez Komitet Budowy Obelisku Marszałka Józefa Piłsudskiego, którego przewodniczącym był dr Zygmunt Konieczny. Projektantem był artysta rzeźbiarz Józef Kalinowski, obecnie dyrektor Zespołu Szkół Plastycznych w Jarosławiu, a odlew - bezinteresownie - wykonał Witold Sobol, jeden ze spadkobierców Odlewni Dzwonów Jana Felczyńskiego. Umiejscowienie popiersia od początku wywoływało mieszane uczucia. Jak niektórzy dowodzili, nawet po dziś dzień, dlatego, że ul. Wodna jest smutnym, choć ładnym zaułkiem Przemyśla. Twórca państwa polskiego "stał" więc sobie tam w ciszy, gdyż trafić tam mogli i mogą tylko dobrze zorientowani w geografii mieszkańcy Przemyśla. Prezydent Przemyśla Robert Choma przyznaje, że rzeczywiście obelisk stoi w miejscu niegodnym marszałka: - Znam wątpliwości wielu, najczęściej starszych mieszkańców Przemyśla, co do umiejscowienia obelisku. Także uważam, że marszałka trzeba inaczej uhonorować. Kilkakrotnie sugerowałem przeniesienie popiersia na plac Niepodległości. Wszystko jednak zależy od decyzji rady. Może stanąć obok pomnika Żołnierza Polskiego, dzięki czemu połączylibyśmy dwa w jednym. Nie przekonuje mnie natomiast pomysł budowy nowego monumentu, mógłby się on bowiem skończyć podobnie jak pomnik żołnierza. Nie sądzę także, że umiejscowienie popiersia przy wybrzeżu Marszałka Józefa Piłsudskiego byłoby korzystne. Byłby nieco na uboczu, z dala od ciągów pieszych. Prezydent skierował w tej sprawie specjalne pismo do przewodniczącego Rady Miasta Przemyśla Stanisława Radyka, aby radni wypowiedzieli się w tej kwestii. Zupełnie odmienne zdanie ma na ten temat przewodniczący Komitetu Budowy Obelisku Marszałka Józefa Piłsudskiego dr Zygmunt Konieczny: - Plac, na którym stoi obelisk jest mały. Popiersie zostało wkomponowane w otoczenie, a jak wiadomo, każdy pomnik winien być do niego dostosowany. Artyści plastycy właśnie to wzięli pod uwagę przy umiejscowieniu. Uważam, że propozycja przeniesienia go jest błędem, choćby z punktu widzenia estetyki. Na placu Niepodległości po prostu zginie na tle ogromnego terenu. Dziwię się, że prezydent to sugeruje. Uważam, że powinno się wziąć pod uwagę opinię fachowców. Już niebawem zwołamy zarząd Polskiego Związku Wschodniego i zajmiemy oficjalne stanowisko w tej sprawie.

* Ponad 200-kilogramowy dzwon im. gen. Antoniego Chruściela "Montera" - dowódcy Powstania Warszawskiego - odlano w znanej ludwisarni Jana Felczyńskiego w Przemyślu. Dzwon jest przeznaczony dla powstającego właśnie Muzeum Powstania Warszawskiego przy ul. Przyokopowej w Warszawie. Na bogato zdobionym dzwonie, zamówionym w przemyskiej firmie przez władze stolicy, umieszczono płaskorzeźby przedstawiające wizerunek gen. Chruściela oraz symbole Polski Walczącej. Dzwon zostanie przetransportowany do Warszawy w najbliższy poniedziałek i zawiśnie przy liczącym ponad 150 metrów długości murze pamięci przed gmachem Muzeum.

* Dzieła sztuki, biżuterię, a nawet witaminy niedostępne w aptece można kupić, nie wychodząc z domu. Przemyska firma Olwit - Oskar od kilku miesięcy rozwija wirtualną sprzedaż.
- Mamy klientów z całej Polski. Kupują części komputerowe lub proszą o złożenie całych zestawów - mówi Oskar Terlecki, 28-letni właściciel firmy. Jego zdaniem, internetowy handel jest szansą dla podkarpackich firm, które mogą sprzedawać swoje produkty na całym świecie. Na witrynie internetowej przemyskiej firmy funkcjonuje galeria prezentująca dzieła lokalnych artystów. Są tam obrazy, ikony, lustra i maski. W sprzedaży pojawią się też witaminy i preparaty mineralne, niedostępne w aptekach. W planach pan Oskar ma pośrednictwo w wynajmie wakacyjnych, tanich kwater.
- W Internecie można sprzedawać wszystko to, co w tradycyjnych sklepach. Odpowiednie służby wychwytują osoby, które chcą przez sieć rozprowadzać broń, narkotyki czy pornografię - twierdzi Terlecki.

Ślimaki atakują!
* Działkowcy są bezsilni. Przegrywają walkę ze ślimakami, które pustoszą ich uprawy. Domowe sposoby tępienia szkodników nie przynoszą oczekiwanych rezultatów.
- To prawdziwa plaga - żali się przemyski działkowiec z Bakończyc. - Tych żarłocznych stworzeń jest tak dużo, że zjadają niemal wszystko, co tylko napotkają na drodze. Robią prawdziwe spustoszenie w uprawach. Slinik wielki i luzytański - to właśnie te dwie odmiany ślimaków spędzają sen z powiek właścicielom większości działek w mieście. Nie mają naturalnych wrogów. Żaby, jeże i ptaki zjadają je jedynie w śladowych ilościach. Tymczasem jeden ślimak składa kilkaset jaj. Walka z nimi jest więc niesłychanie trudna i najczęściej przynosi niewielkie rezultaty.
- W miejscach, gdzie jest ich szczególnie dużo, wysypujemy wapno i sól - mówi Stanisław Kwolik, działkowiec spod Zniesienia. - Kiedy i to nie przynosi efektów, zakasujemy rękawy i po prostu je zbieramy, a następnie unieszkodliwiamy. Fachowcy zapewniają, że systematyczne koszenie traw, chwastów, a także usuwanie zgniłej roślinności ma wpływ na ograniczenie liczby ślimaków. Polecają również chronienie upraw płotkami wykonanymi z gęstej siatki. Aby odciągnąć uwagę ślimaków od kapusty bądź innych chętnie zjadanych przez nie roślin, na obrzeżach działki można wysiać ślimacze przysmaki, np. aksamitkę, gorczycę, grykę lub po prostu sałatę. W ostateczności pozostaje użycie środków chemicznych.
- W sprzedaży jest kilka preparatów na ślimaki - informuje ekspedientka sklepu ze środkami ochrony roślin. - Są dość skuteczne.

J A R O S Ł A W

LPR wycofała poparcie
* Zarząd Powiatowy Ligi Polskich Rodzin wycofał swoje poparcie dla Janusza Dąbrowskiego, burmistrza miasta. W opinii działaczy LPR zachowanie burmistrza cechuje brak skuteczności w polityce społecznej i gospodarczej. Tłumi on rozwój lokalnej i rodzimej przedsiębiorczości, a jednocześnie faworyzuje i wspiera firmy z kapitałem zagranicznym. Członkowie LPR uważają ponadto, że Janusz Dąbrowski reprezentuje jedynie bardzo wąską grupę osób, a interes ogólnospołeczny spycha na dalszy plan. Z tych właśnie względów ugrupowanie zdecydowało się cofnąć udzielone mu wcześniej poparcie.

* W mieście rozpoczęły się Międzynarodowe Warsztaty Artystyczne "Jarosław 2004", w których uczestniczą studenci i goście z Łodzi, Katowic, Krakowa, oraz ze Słowacji i Ukrainy. Tego typu impreza została zorganizowana w Jarosławiu po raz pierwszy. Organizatorami są Urząd Miasta i Zespół Szkół Plastycznych w Jarosławiu. Uczestniczą w niej studenci z Wyższej Szkoły Filmowej i Teatralnej w Łodzi na czele z prof. Sławomirem Iwańskim, z Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach z prof. Waldemarem Węgrzynem oraz z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie z prof. Krzysztofem Kędzierskim. - W najbliższy poniedziałek i wtorek (26 i 27 lipca) zostanie otwarta wystawa poplenerowa - mówi Zofia Krzanowska, rzecznik burmistrza Jarosławia. - W najbliższym czasie, jak poinformował Waldemar Węgrzyn z ASP w Katowicach, w Jarosławiu zostanie otwarty zaoczny punkt dydaktyczny z możliwością studiów licencjackich z zakresu grafiki komputerowej. Warsztaty "Jarosław 2004" to spotkania młodych twórców, wywodzących się z różnych środowisk i różnych dyscyplin plastyki - rysunku, rzeźby, malarstwa, grafiki komputerowej, animacji filmowej. Tworzą oni nie tylko pojedyncze prace, ale też biorą udział w działaniach typu performace, instalacje, happeningi. - Cieszę się, że do naszego miasta przyjechali tak znakomici artyści i mam nadzieję, że tegoroczny plener zapoczątkuje nową tradycję, tym bardziej, że uczestnicy przekażą nam prace, które powstały podczas warsztatów - powiedział Tadeusz Pijanowski, zastępca burmistrza Jarosławia. Dzieła, które pozostaną w Jarosławiu będą prezentowane podczas promocji miasta w kraju i za granicą.

* Mieszkańcy ulicy Polnej są u kresu wytrzymałości. Nie wykluczają, że w akcie desperacji zablokują przejazd pomiędzy swoimi domami, aby w ten sposób przykuć uwagę władz miasta i zmusić je do działania. Kilkudziesięciu właścicieli domków jednorodzinnych przy ulicy Polnej w Jarosławiu od blisko 11 lat walczy o jej wyłączenie z ruchu. Bez skutku. A problem przybiera na sile. W każdej chwili może dojść do nieszczęścia. - To wąska, wybrukowana uliczka, bez poboczy i chodników - mówi jeden z mieszkańców. - Nie spełnia jakichkolwiek wymogów bezpieczeństwa. Musimy uciekać przed rozpędzonymi autami. Mieszkańcy wyliczyli, że ulicą Polną codziennie przejeżdża ponad 1000 samochodów. Ich kierowcy sporadycznie przestrzegają ograniczenia prędkości. - Cud, że do tej pory nie doszło do tragedii - zapewnia starsza kobieta. - Dzieci chodzą tędy do szkoły i do kościoła. Dorośli na zakupy. Wszyscy, aby uniknąć zderzenia z autem, chwytają się ogrodzeń. Wskutek nasilającego się ruchu pękają budynki. Zdaniem mieszkańców ulicę Polną należy całkowicie wyłączyć z ruchu. To, że stanie się nieprzejezdna, nie powinno spowodować większych utrudnień.
- To klasyczna uliczka osiedlowa, przejazd łączący ulicę Kraszewskiego i Pełkińską - mówi wzburzony lokator. - Od lat nikt jej nie remontował. Popada w ruinę. Pomimo wielokrotnych próśb i apeli kierowanych do ratusza, władze miasta dopiero niedawno zainteresowały się problemem. Ich przedstawiciele spotkali się mieszkańcami.
- Umieszczenie tzw. progów zwalniających na pewno wpłynie na zmniejszanie prędkości samochodów przejeżdżających ulicą Polną - informuje Zofia Krzanowska, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Jarosławiu. - Ponadto opracowywane są takie rozwiązania komunikacyjne, które pozwolą zmniejszyć natężenie ruchu na tej ulicy.

P R Z E W O R S K

99-procent bonifikaty
* Radni miejscy podjęli uchwałę w sprawie udzielenia 99-procentowej bonifikaty przy zamianie prawa użytkowania wieczystego w prawo własności oraz przy sprzedaży gruntów stanowiących własność gminy i zajętych na cele mieszkaniowe. Zdaniem ośmiu radnych, którzy przedłożyli projekt uchwały, ta decyzja będzie miała pozytywny skutek dla wszystkich zainteresowanych. Budżet Przeworska wzbogaci się, gdyż zostanie zasilony wpływami ze sprzedaży nieruchomości, głównie od spółdzielni mieszkaniowych, zaś użytkownicy wieczyści będą zrównani w przywilejach z mieszkańcami innych miast, w których przyjęto podobne uchwały. Są to m.in. Przemyśl, Rzeszów, Dębica czy Warszawa. Przyjętą uchwałą radni zamienili 85-procentową bonifikatę (uchwaloną w październiku 2002 roku), bonifikatą znacznie korzystniejszą. Jednocześnie wydłużono okres spłaty z pięciu do dziesięciu lat.

R E G I O N

* Nawet 2 - 3 mln zł tracimy rocznie, bo lekarze oszukują przy wypisywaniu darmowych recept. Niektóre szpitale zarabiają na niepotrzebnych transfuzjach krwi. Kto odpowiada za brak pieniędzy w służbie zdrowia? W dużym stopniu sami lekarze i dyrektorzy szpitali. Od lipca Narodowy Fundusz Zdrowia refunduje tylko większe ilości przetaczanej krwi. Jeżeli szpital przetoczy pacjentowi więcej niż dwa pojemniki dostanie za to ekstra pieniądze, nawet 600 zł. - W naszym szpitalu często przetaczamy krew pacjentom w ilości, jakiej nie potrzebują - przyznaje pielęgniarka z rzeszowskiego szpitala.
- Trudno mi sobie wyobrazić, żeby ktoś wpadł na tak makabryczny pomysł - mówi Jan Tabisz, dyrektor Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Rzeszowie. Krzysztof Przyśliwski, dyrektor szpitala w Łańcucie twierdzi, że w jego szpitalu nie ma niepotrzebnych transfuzji. Podobnie twierdza inni szefowie lecznic na Podkarpaciu. Mimo to w regionalnych centrach krwiodawstwa krwi jest coraz mniej, a lada dzień krwiodawcy zwrócą się do NFZ o zmianę przepisów. - Gdybym wierzył we wszystko, co mówią dyrektorzy szpitali, to okazałoby się, że narodziny zdrowego dziecka są niespotykanym wydarzeniem - mówi Piotr Latawiec, dyrektor podkarpackiego oddziału NFZ. Zdaniem Latawca wielu dyrektorów, przytacza przerażające statystyki o chorobach noworodków, żeby zdobyć więcej punktów i pieniędzy.
- Nie wykluczam, że w niektórych szpitalach może dochodzić do naciągania statystyk - przyznaje Marian Furmanek, dyrektor szpitala w Leżajsku. - Szpitale nie mają innego wyjścia, bo NFZ mało płaci za wykonywane zabiegi. Nawet 40 proc. mniej niż płaciła Kasa Chorych. Absolutnie nie usprawiedliwiam zawyżania statystyk, ale wymusiły to przepisy NFZ. W ostatnim czasie fundusz zerwał umowy z dwiema przychodniami. - Jeden z dyrektorów wpisał w dokumentach wykonanie badań gastrologicznych, a w przychodni nie miał nawet sprzętu - tłumaczy Latawiec. Niektórzy lekarze potrafią wyłudzić na "lewe" recepty kilka milionów złotych. 10 miesięcy temu, 2 lekarzy i ich wspólników zatrzymano w Rzeszowie, po tym, jak okazało się, że na fałszywych, darmowych receptach zarobili ponad milion złotych. Na 80 - letnich kombatantów i nieżyjące osoby wypisywali darmową viagrę, środki odchudzające i preparaty witaminowe.
- Po zatrzymaniach, przez dwa miesiące ilość realizowanych w Reszowie recept spadła o 40 proc. - mówi policjant z KMP w Rzeszowie, który zastrzegł sobie anonimowość. - Inni lekarze przestraszyli się, że oni też mogą być przyłapani na wystawianiu lewych bloczków. Rzeszowska policja rozpracowuje właśnie kolejna grupę lekarzy, którzy fałszują recepty.

Paliwo w normie
* Inspekcja Handlowa skontrolowała 27 stacji benzynowych. Tylko na jednej paliwo nie spełniało norm jakościowych. - Nastąpiła radykalna poprawa - twierdzą inspektorzy. - W analogicznym okresie ub. roku na 15 skontrolowanych stacji, aż w 10 wykryto niewłaściwej jakości paliwo. Pod koniec maja br. inspektorzy IH w ramach ogólnopolskiej akcji sprawdzali jakość sprzedawanego paliwa - benzyny i oleju napędowego.
- Kontrolujemy nie tylko stacje benzynowe, ale także hurtownie paliw. O tym, gdzie się pojawiamy decyduje Generalny Inspektorat Inspekcji Handlowej. W kilku przypadkach odwiedziliśmy te same stacje, co podczas pierwszej akcji - mówi Anna Czarnek, zastępca naczelnika Wydziału Kontroli Handlu Artykułami Przemysłowymi i Usług IH w Rzeszowie. IH przeprowadziła dotąd 27 kontroli, wyniki 19 są już znane. Tylko w jednym przypadku jakość sprzedawanego paliwa nie spełniała norm jakościowych. Nazwa i adres tej stacji na razie są tajne, ale wkrótce znajdzie się "czarnej liście" i opublikowane na stronie internetowej Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (www.uokik.gov.pl). Choć kontrole jeszcze trwają, to inspektorzy nie mają wątpliwości, że jakość paliwa oferowanego na stacjach benzynowych Podkarpackiego uległa radykalnej poprawie.
- Właścicieli stacji benzynowych zaczęli dbać o jakość oferowanego paliwa, m.in. poprzez kupowanie go wyłącznie u pewnych pośredników, w obawie przed umieszczeniem na "czarnej liście". Przestraszyli się także surowych konsekwencji wynikających z nowej ustawy - twierdzi Czarnek. Obowiązująca od stycznia ustawa "o systemie monitorowania i kontrolowania jakości paliw ciekłych i biopaliw ciekłych" przewiduje, że kara za sprzedawanie paliwa o niewłaściwej jakości może wynieść nawet milion złotych.

VIP-y mają dobrze
* Najbogatsi stawiają wille warte miliony złotych - takie budynki rosną na Podkarpaciu jak grzyby po deszczu. Na Podkarpaciu znajdują się chętni na kosztujące kilkaset tysięcy złotych samochody, czy niewiele tańsze... telewizory. Bogaci mogą liczyć na specjalne traktowanie. W bankach każdy VIP ma osobistego konsultanta dostępnego 24 godziny na dobę. Najdroższe samochody, jakie można kupić na Podkarpaciu, kosztują ponad milion zł. Cztery osoby zafundowały sobie w ubiegłym roku BMW 5 za ok. 300 tys. złotych. Kilka osób rocznie kupuje droższe mercedesy S 320 (od 460 tys. zł), a kilkanaście terenowe Toyoty (od 240 tys. zł).
- Zdarza się, że rodzice przychodzą z dzieckiem kupując jednocześnie luksusowe samochody sobie i dla pociechy - mówi pracownik jednego z salonów. Tyle, co całkiem przyzwoity samochód może też kosztować koń. - Coraz częściej ludzie nabywają konie - mówi pracownik LKJ "Zabajka" w Zabajce. W klubie 6 osób posiada konie, których wartość wynosi ponad 50 tys. zł. Utrzymanie zwierzęcia kosztuje co najmniej 400 zł miesięcznie. W rzeszowskim centrum Sony sprzedają się telewizory kosztujące 30, a nawet 50 tys. Za najlepszy model trzeba zapłacić 120 tys. złotych Znajdują się chętni na kosztujące 1000 złotych discmeny czy warte 4 tys. aparaty fotograficzne. W Polsce ludzie nie lubią chwalić się pieniędzmi, a salony sprzedaży oferujące ekskluzywne towary czy usługi niezbyt chętnie chwalą się klientami. Ich kierownicy często proszą o niepodawanie nazwy firmy, zatajają też, ile osób kupuje najdroższe towary. Przyznają, że klientów będących w stanie zapłacić najwyższe ceny nie ma na Podkarpaciu tak mało, jak mogłoby się wydawać. Dla większości banków VIP to człowiek zarabiający tylko ok. 6 tys. złotych miesięcznie - Nie jest to zbyt wielka grupa osób, ale całkiem spora - dowiedzieliśmy się w jednym z banków. Każdy VIP ma osobistego konsultanta, z którym może kontaktować się o każdej porze dnia i nocy. Specjalnie traktują swoich najbogatszych klientów także firmy ubezpieczeniowe. Agenci przyznają, że coraz więcej osób kupuje najdroższe ubezpieczenia, których miesięczna składka wynosi od kilkuset złotych wzwyż. Bogacze ubezpieczają nie tylko życie, ale i swój majątek. A jest co ubezpieczać. W naszym województwie jest co najmniej kilka willi-pałaców wartych miliony dolarów. Modne jest kupowanie i remontowanie starych dworków. Domy warte od 2 do 3 milionów złotych już tak nie szokują. A co w środku? Łazienka za sto tysięcy złotych, kuchnia za jeszcze więcej. - Sprzedają się takie zestawy, często specjalnie sprowadzane - mówi sprzedawca w jednym z salonów.
- Bardzo dobrze sprzedają się komplety wypoczynkowe za około dwadzieścia tysięcy złotych - powiedział nam pracownik salonu meblowego Kler w Rzeszowie. - Udało nam się sprzedać komplet o wartości trzydziestu tysięcy złotych, którego drewniane elementy przedstawiały konia w galopie. Podkarpaccy bogacze lubią podróżować. W tym roku upodobali sobie Chiny (od 7 tys. zł). Krezusi chętnie wykupują pełne pakiety wakacyjne, w których mają zapewnione wszystko, o czym można pomarzyć. Czternastodniowy pobyt na jednej z greckich wysp kosztuje 6 tys. zł. od osoby. Ekskluzywne wczasy tam wykupiło tylko w lipcu około 30 mieszkańców Podkarpacia. Kilka osób rocznie kupuje wycieczki kosztujące od 10 do 15 tys. złotych. Cennik jednego z najbardziej ekskluzywnych salonów kosmetycznych w Rzeszowie. Maseczki za 350 złotych, zabiegi pielęgnacyjne za 600 zł... - Cenę należy pomnożyć co najmniej przez dziesięć, tyle trwa cała terapia - wyjaśnia kosmetyczka. Około 1000 złotych kosztuje makijaż permanentny, bardzo popularny. Chętni się znajdują (także panowie). - Nasi klienci to często osoby, które nie tylko chcą, ale ze względu na wykonywaną pracę, muszą wyglądać dobrze - mówi kosmetyczka. W gabinecie można także kupować kosmetyki. Kremy czy maseczki kosztują nawet po kilkaset złotych. I na to są chętni. Jak na razie nie znalazł się klient na zabieg kosztujący 2,5 tys. złotych.
- Mamy panie, które jednorazowo wydają kilkaset złotych - dowiedzieliśmy się w jednym ze sklepów kosmetycznych. Z naszej sondy wynika, że kosmetyki kosztujące bardzo dużo sprzedają się całkiem dobrze. Są klientki, które miesięcznie wydają 2 - 3 tysiące złotych. W jednym z najdroższych salonów jubilerskich klienci zamawiający biżuterię wartą kilkadziesiąt tysięcy złotych zdarzają się bardzo rzadko. Są jednak tacy, którzy płacą 4 tys. złotych za pierścionek z brylantem. Kilka osób w miesiącu kupuje w jednym z droższych sklepów alkoholowych na Podkarpaciu whiskey za ponad 2 tys. złotych (tyle kosztuje najdroższy Johny Walker), czy niewiele tańsze koniaki. - Są to stali klienci - mówi sprzedawca.

* Już od roku akademickiego 2005/2006 wszystkie uczelnie będą musiały wydawać swoim studentom elektroniczne legitymacje chipowe. Taką zapowiedź wystosowało Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu. Dodatkowo określiło, że będzie ona miała bardzo szerokie zastosowanie.
- Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie jako jedna z pierwszych uczelni w Polsce, bo już w 1999 roku, wprowadziła elektroniczne legitymacje studenckie - mówi Magdalena Hendzel, rzecznik prasowy WSIiZ-u w Rzeszowie. - Dzięki temu, iż każdy z naszych studentów posiada taką kartę, mogą oni bez wizyty w dziekanacie - w ogólnodostępnych kioskach informacyjnych - sprawdzić wszystkie niezbędne informacje, dotyczące m.in. harmonogramu zajęć, ocen z egzaminów i kolokwiów, płatności, podziału godzin, nazwisk wykładowców, wyszukiwania wykładowców i wiele innych. Do 30 maja 2003 wydaliśmy ponad 23 tysiące takich kart studenckich. Wybór poszczególnych opcji następuje za pomocą ekranów dotykowych ustawionych w holach uczelnianych budynków. Legitymacja jest również przepustką do uczelnianej sieci komputerowej. Problemem natomiast jest nierespektowanie elektronicznych legitymacji studentów WSIiZ poza obrębem uczelni, na przykład przez PKP, MPK. Dzięki planowanemu przez MENiS rozporządzeniu o powszechnym wprowadzeniu elektronicznych legitymacji studenckich problemy te ustąpiłyby.
- Powszechne wprowadzenie elektronicznych legitymacji studenckich jest zgodne z panującymi trendami na całym świecie - tłumaczy Mieczysław Grabianowski, rzecznik prasowy MENiS w Warszawie. - Oprócz tradycyjnych funkcji legitymacji studenckiej, będzie ona miała także zastosowanie jako karta płatnicza, karta wstępu do biblioteki. Poszczególne opcje będą zależały od możliwości technicznych i finansowych uczelni. Trwają również negocjacje, aby legitymacje były akceptowane również we wszystkich krajach Unii, przynajmniej jeżeli chodzi o zniczki na bilety w środkach komunikacji.

Kronika kryminalna

Skuteczne działania operacyjne
* W ręce policjantów wpadł we wtorek 24-letni mieszkaniec miasta podejrzany o udział w rozboju. Jego zatrzymanie to efekt działań operacyjnych - mówi podkomisarz Piotr Kluz z Zespołu Prasowego KWP w Rzeszowie. - Był poszukiwany od 21 marca. br. Tamtego dnia mężczyzna wspólnie ze swoim kompanem podeszli do samochodu zaparkowanego w rejonie Dworca Głównego PKP w Przemyślu. Od siedzącego w nim mężczyzn zażądali pieniędzy. Kiedy spotkali się z odmową, jeden z nich przytrzymał go przy siedzeniu, a drugi zerwał z szyi złoty łańcuszek. - Sprawcy zbiegli - dodaje podkomisarz Piotr Kluz. - Dość długo udawało im się skutecznie ukrywać. Wobec zatrzymanego 24-latka Sąd Rejonowy w Przemyślu zastosował środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania na okres 3 miesięcy. Nadal trwają poszukiwania drugiego napastnika.

* Policja poszukuje złodzieja, który w niedziele skradł fiata 125p zaparkowanego przy ulicy Glazera. Właściciel auta oszacował jego wartość na 500 złotych.

* Mężczyzna, który w poniedziałek malował ściany w jednej ze szkół przy ulicy Kraszewskiego w Jarosławiu, spadł z drabiny i doznał złamania podudzia.

* Chwile strachu przeżyli mieszkańcy jednego z bloków przy ul. Ofiar Katynia. Po południu (21 bm.) z mieszkania na pasterze zaczęły się zaczęły wydobywać się kłęby dymu. Dzięki błyskawicznej akcji strażaków ogień udało się opanować. Nie było potrzeby ewakuacji lokatorów. Na razie nie wiadomo, jaka była przyczyna pożaru. Źródło ognia znajdowało się w kuchni. W chwili zdarzenia w mieszkaniu nie było nikogo z domowników.

* 20 bm. nieznany sprawca dostał się do wnętrza samochodu zaparkowanego na posesji przy ulicy Kochanowskiego. Skradł radiomagnetofon i 2 głośniki. Właściciel auta oszacował straty na 800 zł.

* Utratą roweru górskiego zapłacił za kąpiel w Sanie pewien mieszkaniec miasta. W miniony wtorek, kiedy przebywał w nurcie rzeki, 2 mężczyzn zabrało mu jednoślad pozostawiony na brzegu.

* 1420 paczek papierosów bez polskich znaków akcyzy znaleźli policjanci w polonezie należącym do przemyślanina.

Reklama