Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 10.07-16.07.2004 r.

Przemyśl

Jak zarobić na turystyce?
* Władze miasta chcą zarobić na turystyce, widząc w tym jedną z głównych możliwości rozwoju i tworzenia nowych miejsc pracy. Do tego potrzebne są pieniądze na nowe inwestycje, a miejska kasa jest szczupła. Trzeba więc na razie przy niewielkich nakładach przyciągać jak najwięcej turystów, a zarobione pieniądze przeznaczać na rozwój bazy turystycznej. - Nastawiamy się np. na imprezy atrakcyjne nie tylko dla mieszkańców miasta - mówi Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Miasta. - Choćby takie, jak Wielkie Manewry Szwejkowskie w Twierdzy Przemyśl, rajd zabytkowych samochodów, a także "Wincentiada", święto patrona miasta. Planuje się utworzenie za środki unijne nowoczesnego kąpieliska w oczkach wodnych w starorzeczu Sanu. Zarząd Miasta wydał foldery promujące Przemyśl oraz mapy z trasami rowerowymi. Na dworcu PKP powstał dodatkowy punkt informacji turystycznej. W podziemiach kościoła oo. Franciszkanów urządzono galerię Sztuki. W sukurs samorządowcom idą stowarzyszenia i prywatni przedsiębiorcy (zakupiony przez jednego z nich "Melex" stał się spora atrakcją dla zwiedzających zabytki miasta i okolic. Na promocje miasta przeznaczono w br. ponad 200 tys. zł, a do tego dojdą zyski wynikające z umów zawartych z firmami, które część inwestycji wykonają m.in. w zamian za umieszczenie reklam. Zarezerwowano w tegorocznym budżecie 6 mln na budowę stoku narciarskiego z wyciągiem. Metodą małych kroczków wzbogacamy miejską kasę. Wtedy będzie można myśleć o większych inwestycjach turystycznych i starać się o pomoc z UE - dodaje Wołczyk. - A jeśli miasto będzie miało coraz więcej ofert, to zarobią hotelarze, restauratorzy, sklepikarze itp. Jest to koło, które nie powinno się zamykać.

Czy WSAiZ przeniesie siedzibę?
* Po mieście krążą pogłoski o zamiarze przeniesienia siedziby Wyższej Szkoły Administracji i Zarządzania do Rzeszowa. Zaś rzeszowski Zamiejscowy Wydział miałby lokum w Przemyślu.
- Nad Sanem nie zwijamy żagli, nie podnosimy kotwicy - uspokaja dr Janusz Gajda, dziekan rzeszowskiego Zamiejscowego Wydziału Administracyjno- Prawnego WSAiZ. Przypomina, że macierzysta uczelnia powstała w Przemyślu (1995) i funkcjonuje pod naukowym patronatem UMCS. I to jest gwarant układu. Nie da się jednak ukryć, że ostatnio nastąpiły niekorzystne zmiany. Spośród prawie 7500 studentów WSAiZ tylko 1500 studiuje w macierzystej uczelni nad Sanem. W Rzeszowie ich przybywa, a w Przemyślu ubywa. Jedną z przyczyn jest wzrost zainteresowania młodzieży "administracją" (bogatsza oferta w Rzeszowie) oraz spadek popularności kierunku ekonomicznego (prowadzi go Przemyśl). - W ubiegłym roku było mało kandydatów i nie zrobiliśmy naboru - przyznaje dr Mirosław Kurek, dziekan Wydziału Zarządzania i Marketingu. To swoisty paradoks. Według raportu "Rzeczypospolitej", pracodawcy w kraju poszukują absolwentów po ekonomii i zarządzaniu. Ale liczą się też języki, obsługa komputera itp. W cenie są specjaliści od pozyskiwania środków unijnych, ze znajomością prawa UE. I taką wiedzę można zdobywać w przemyskiej uczelni. Jak więc zachęcać studentów? Tej sprawie była poświęcona (12 bm.) dyskusja w uczelni z udziałem przedstawicieli samorządów, szkół, przedsiębiorstw i instytucji. - Absolwentami tej szkoły jest wielu naszych pracowników - podkreśliła Beata Kucharska, zastępca dyrektora Izby Celnej. Mówiono, że strzałem w dziesiątkę było utworzenie w Przemyślu podyplomowych studiów, m.in. administracji celnej i bezpieczeństwa wewnętrznego. I nadal w oparciu o potrzeby rynku trzeba poszerzać i promować nowe specjalności. Rektor WSAiZ zamierza powołać konwent. Ta społeczna rada ma służyć jako forum wymiany poglądów i opinii. Chodzi o to, żeby przemyska uczelnia rozwijała się kształcąc specjalistów dla miasta i regionu.

Zlikwidowali kanał przerzutowy
* Sukcesem zakończyła się akcja funkcjonariuszy Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej, którzy zlikwidowali kanał przerzutowy nielegalnych imigrantów z Ukrainy do Polski i Europy Zachodniej. Wobec około 30 zatrzymanych skierowano do sądu akt oskarżenia. Jak poinformował mjr Mariusz Siedlecki z Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej, na przełomie 2003 i 2004 roku rozbito międzynarodową grupę przestępczą. W jej skład wchodzili, oprócz Polaków, obywatele Ukrainy, Wietnamu, Azerbejdżanu oraz Pakistanu. Szeroko zakrojone działania prowadzone były nie tylko na granicy, ale również w Warszawie i Wołominie. W czasie prowadzonego śledztwa podejrzanym udowodniono przerzut przez granicę z Ukrainy do Polski 6 grup nielegalnych imigrantów. Zatrzymano ponad 30 osób. Czterem z nich przedstawiono zarzut kierowania grupą przestępczą, której celem było popełnianie przestępstw o charakterze migracyjnym. Siedmiu osobom postawiono zarzut udziału w tejże grupie, natomiast 16 przedstawiono zarzut zorganizowania nielegalnego przekroczenia granicy państwowej. Cztery osoby zatrzymano pod zarzutem nielegalnego przekroczenia granicy. Prokuratura Rejonowa w Przemyślu skierowała wobec wszystkich zatrzymanych akt oskarżenia do Sądu Rejonowego w tym mieście.

* Dostosowanie poziomu ścieków do obowiązujących norm i przepisów prawnych w UE, poprawa jakości wody w Sanie, czystsze środowisko naturalne, zaprzestanie odprowadzania nieczystości na pola lagunowe, co umożliwi ich rekultywację - to tylko część efektów, jakie przyniesie rozbudowa i modernizacja oczyszczalni ścieków. Budowane są nowe obiekty: piaskownik, komora hydrolizy osadu, pompownia osadu wstępnego, komora napowietrzania, stacja dmuchaw z pompownią koagulantu oraz zamknięte komory fermentacji - wylicza zakres prowadzonych prac Małgorzata Ossowska z Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji, kierownik jednostki realizującej ten projekt. - Ponadto modernizowane są: hala krat z przepompownią ścieków, osadniki wstępne i jedna z komór napowietrzania. Efektem prac będzie wzmocnienie konstrukcyjne tych obiektów oraz poprawa jakości oczyszczania ścieków. Technologia tu zastosowana dostosuje parametry ścieków do obowiązujących norm i przepisów prawnych w UE. Wartość inwestycji rozpoczętej w marcu br. wyniesie 17,4 mln euro. Połowę kosztów pokryją środki z funduszu przedakcesyjnego "ISPA" Unii Europejskiej, w formie bezzwrotnej dotacji. Drugą część zapłaci wspólnie miasto (17 proc.) i PWiK, sp. z o.o. (33 proc.). Obecnie realizowane są: kontrakt nr 1 (wartość 11,5 mln euro) oraz kontrakt nr 3 (775 tys. euro). Wykonawcą pierwszego jest konsorcjum Skanska S.A. Oddział RPRI i Inżynierii Rzeszów, które wygrało międzynarodowy przetarg. Kontrakt nr 3 realizuje firma CH2M -HILL United Kingom. Prace mają być ukończone do października 2005 r.
- Codziennie pracuje ok. 70 osób - mówi Stanisław Kozek, kierownik budowy. - Najbardziej zaawansowane są roboty na pompowni osadu wstępnego i komory hydrolizy osadu. Początkowo mieliśmy trochę trudności - chodziło o niestabilność gruntu, który wykazywał nadmierną wilgotność. Musieliśmy go wzmocnić. Nie wpłynie to jednak na opóźnienie terminu zakończenia prac. Prace prowadzone są na wydłużonej "dniówce" i na dwie zmiany. Wkrótce front robót się poszerzy i będzie tu zatrudnionych 100-110 osób. Pracę otrzymują m.in. bezrobotni z Przemyśla i okolic.
- Do końca marca 2005 roku wykonawca jest zobowiązany wykonać całą przeróbkę osadów na oczyszczalni - dodaje M. Ossowska. - To konieczny warunek, aby móc wykonać rekultywację lagun. Osady nie będą już tłoczone na pola lagunowe. Zniknie dokuczliwy zapach. Dzięki temu odetchną ludzie mieszkający w pobliżu. Znacznie czystsze będą powietrze i woda w Sanie.

Obchody 100. rocznicy urodzin A.Malawskiego
* Poświęcona kompozytorowi wystawa, złożenie wiązanki kwiatów przy pamiątkowej tablicy i wieczorny koncert złożyły się na obchody 100. rocznicy urodzin Artura Malawskiego. Obchody rozpoczęły się 9 lipca w Muzeum Narodowym Ziemi Przemyskiej. Tam dyrektor placówki Mariusz J. Olbromski otworzył wystawę poświęconą urodzonemu w Przemyślu muzykowi. Na ekspozycji można zobaczyć m.in.: fotografie kompozytora r różnych okresów życia, listy do ukochanej matki, afisze zapowiadające koncerty jego utworów i dokumenty Malawskiego. Są też dziecięce skrzypce oraz skrzypce, na których kompozytor grał już jako dojrzały muzyk. Po oglądnięciu eksponatów delegacja z prezydentem Robertem Chomą i dyrektorem Olbromskim na czele udała się na ulicę Władycze. Tam, przy budynku nr 6, w którym przyszedł na świat i wychowywał się ten najwybitniejszy pochodzący z Przemyśla kompozytor, pod pamiątkową tablicą została złożona wiązanka kwiatów. Służby miejskie przygotowały kamienicę do tych uroczystości, odnawiając jej fasadę i odczyszczając tablicę. Obchody zakończyły się wieczorem, koncertem w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. Artura Malawskiego, podczas którego można było posłuchać muzyki kompozytora. Przy okazji obchodów 100. rocznicy urodzin muzyka, miasto wydało także katalog wystawy, poszerzony o informacje o Malawskim.

* Przez najbliższy rok 114. Szpitalem Wojskowym w Przemyślu będzie kierował Andrzej Kiełczyński. MON sprawdzi, czy z kont bankowych placówki nie zostały wyprowadzone pieniądze. Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Lublinie zajęła się sprawą domniemanego molestowania i mobbingu pielęgniarek szpitala. Konflikt w 114. Szpitalu Wojskowym w Przemyślu sięga maja tego roku, kiedy 25 lekarzy pracujących w tej placówce złożyło wypowiedzenia umów o pracę. Jak stwierdzili, byli niezadowoleni z postawy ówczesnego dyrektora Jana Kuliga i jego doradcy, płk. Gerarda Ch. Ich zdaniem, tak naprawdę w szpitalu rządził płk. Ch. i wprowadzał atmosferę szantażu i zastraszania. Pielęgniarki opowiadały wręcz o molestowaniu, jakiego miał dopuszczać się wobec nich. Gerard Ch. zaprzeczał wszystkim oskarżeniom. Stwierdził, że czynności, jakie wykonywał w szpitalu, wynikały z podpisanej z nim umowy. Według niej, był doradcą dyrektora szpitala. Pracownicy szpitala uznali jednak, że Kulig jest jedyną osobą w szpitalu, która godzi się na rządy Gerarda Ch., i zażądali jego odwołania. Okazało się, że w gestii płk. Ch. (do maja 2002 komendanta 114. Szpitala Wojskowego w Przemyślu, później pracownika MON nadzorującego wojskowe placówki służby zdrowia), należy m.in. negocjowanie kontraktów, umów o pracę. Jako doradca dyrektora szpitala zarabiał 6 tys. zł miesięcznie. MON stwierdziło, że jest to niezgodne z prawem i podjęło decyzję o przeniesieniu go do rezerwy. Przez ten czas obowiązki dyrektora pełnił Andrzej Kiełczyński, wcześniej zastępca dyrektora. To on od kilku dni jest oficjalnie szefem placówki. Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Lublinie zajęła się sprawą molestowania i mobbingu, którego ofiarami miały padać pielęgniarki. Z kolei MON sprawdza, czy z kont szpitalnych nie wypłynęły pieniądze. Okazało się bowiem, że płk Gerard Ch. miał pełnomocnictwo do dysponowania zawartością kont.

* Teren przy ul. Jagiellońskiej został sprzedany dwóm inwestorom. Jedni mieli postawić tutaj McDonaldsa, a drudzy - bank. Przy okazji mieli do spółki z miastem zbudować drogę dojazdową. Bank nie ma pieniędzy, więc inwestycja na razie "leży". McDonalds ma powstać w tzw. małpim gaju, czyli na placu przy ul. Jagiellońskiej. Na razie wycięto tylko tutaj drzewa i nic więcej się nie dzieje. To, co zostało ma być wkomponowane w nowo wybudowany obiekt. Problem, w tym, że nie wiadomo, kiedy ten obiekt powstanie. - McDonald's i firma reprezentująca bank kupili dwie działki i oprócz tego, że mieli wybudować swoje obiekty, to jeszcze zobowiązali się, do spółki z Urzędem Miejskim, wybudować drogę dojazdową - tłumaczy Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Miasta Przemyśla. - Wtedy była mowa o tym, że każda ze stron wyłoży na tę inwestycje po 400 tys. zł. McDonald's i władze miasta chcą budować drogę, jednak trzeci z kontrahentów twierdzi, że nie ma na ten cel funduszy. Na razie trwają negocjacje. Przypomnimy, że teren pod inwestycję na placu przy ul. Jagiellońskiej został sprzedany już trzy lata temu. Od tamtej pory mieszkańcy Przemyśla czekają na rozpoczęcie jakichkolwiek prac. Budowa drogi dojazdowej do McDonald'sa związana jest z budową drogi objazdowej z ul. Sportowej na ul. Mniszą, pod Kamiennym Mostem. Według Witolda Wołczyka, na razie nie można rozpocząć inwestycji. Nadal więc kierowcy, którzy oczekiwali na rozwiązanie sytuacji na głównych drogach w mieście, w godzinach szczytu, będą musieli czekać w korkach. Czekają także młodsi mieszkańcy miasta, którym wcześniej obiecywano, że będą zajadać się hamburgerami z McDonald'sa oraz ci, którzy wierzyli, ze straszący do niedawna skwerek przy głównej ulicy Przemyśla, zostanie w końcu zagospodarowany, tak by nie szpecił, a upiększał miasto.

Pojazd dla turysty...
* W Krakowie turystów po Starówce wożą dorożki. W Przemyślu, gdzie krętych uliczek i zaułków jest także kilka, do tej pory nikt nie wpadł na pomysł zaprezentowania odwiedzającym nadsański gród atrakcji w formie objazdowej. Do czasu... Siódmego lipca przed przemyskim magistratem pojawił się odkryty, akumulatorowy meleks, którym wszyscy chętni mogą się przejechać. Przewoźnik oferuje 14 miejsc siedzących i cztery trasy. Pierwszą jest przejażdżka po starym mieście. Druga trasa przebiega m.in. ulicami: II Armii WP, Dworskiego, Leszczyńskiego, Mickiewicza, Jagiellońską do Rynku, trzecia: przez most im. R. Siwca, św. Jana, Grunwaldzką, Wybrzeżem Jana Pawła II, czwarta natomiast na Zniesienie. Dowiedzieliśmy się od właściciela pojazdu Tadeusza Schneidera, że realizowane mogą być także inne trasy, w zależności od zapotrzebowania i... mocy auta. 8 lipca nastąpiła oficjalna inauguracyjna przejażdżka. Do ładnie prezentującego się pojazdu wsiedli przemyscy notable na czele z prezydentem Robertem Chomą. Trasa wiodła na Zniesienie i z powrotem. I kiedy wycieczka zbliżała się już w okolice Krzyża Zawierzenia, pojazd odmówił posłuszeństwa. T. Schneider: - Nie wiem, dlaczego meleks się zepsuł. Jest jeszcze na gwarancji. Władze, chcąc nie chcąc, do magistratu musiały wracać piechotą. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: zejście ulicą Tatarską i "podziwianie" jej uroków powinno dać wiele do myślenia.

Pozbawieni "luksusów"
* Pięcioosobowa rodzina od dwóch lat nie może korzystać w swoim mieszkaniu ani z łazienki ani z toalety. Nie ma bieżącej wody i gazu. Tych "luksusów" pozbawił ich właściciel budynku, w którym mieszkają. Państwo Wilkowie zajmują razem z trojgiem dzieci pokój z kuchnią w kamienicy przy ulicy Klonowicza 6 w Przemyślu. Na własny koszt doprowadzili do zamieszkiwanego od 1975 roku lokalu gaz, wybudowali także łazienkę z ubikacją. Ich kłopoty zaczęły się po wykupieniu kamienicy przez nowego właściciela. W 2000 roku Kazimierz Waciak wypowiedział im umowę najmu wspólnego przedpokoju, a w rok później piwnicy i w końcu całego mieszkania. Po odcięciu dopływu gazu Wilkowie skierowali sprawę do sądu. Pod koniec 2002 roku zapadł korzystny dla nich wyrok, od którego odwołał się właściciel budynku.
- Jeszcze w trakcie procesu p. Waciak zburzył naszą łazienkę, nie zapewniając na czas remontu żadnego lokalu zastępczego - mówi Janusz Wilk. - Potem odłączył nam wodę. Sąd nakazał właścicielowi przywrócenie pierwotnego stanu. Tak się jednak nie stało.
- To przechodzi ludzkie pojęcie. W XXI wieku mieszkać w 70-tysięcznym mieście bez łazienki, toalety i bieżącej wody - mówi rozgoryczona Barbara Wilk. - Od dwóch lat kąpiemy się u znajomych, a z toalet korzystamy u sąsiadów lub na mieście. Wodę do mycia i do prania musimy przynosić w butlach. Mieszkamy w centrum miasta, a żyjemy jak koczownicy. To poniżające. Po stracie łazienki, odcięciu wody i gazu Wilkowie przestali płacić czynsz w pełnej wysokości. Wykorzystał to właściciel budynku i wniósł pozew o eksmisję. Przemyski sąd oddalił pozew. Obecnie przed Sądem Okręgowym w Krośnie toczy się postępowanie apelacyjne. Nic nie wskazuje, żeby problemy pięcioosobowej rodziny miały się szybko skończyć. Właściciel kamienicy przedstawia zupełnie odmienną wersję wydarzeń.
- Prosiłem pana Wilka, żeby zlikwidował łazienkę zbudowaną we wspólnym przedpokoju dla dwóch mieszkań. Nie posłuchał, więc sam musiałem to zrobić - mówi Kazimierz Waciak. Utrzymuje, że łazienka nie spełniała żadnych wymogów technicznych. - Gdyby ktoś się zaczadził, to ja poniósłbym konsekwencje - dodaje. Właściciel odpiera zarzut, że nie zapewnił rodzinie Wilków mieszkania zastępczego na czas remontu. - Dałem im do dyspozycji sąsiednie, wyremontowane mieszkanie, ale nie wykazali żadnego zainteresowania. Wyjaśnienia właściciela kamienicy denerwują Wilków. - Nasza łazienka posiadała niezbędną dokumentację i odbiór techniczny - mówi p. Janusz. - Nieprawda, że zaproponowane nam mieszkanie było gotowe do zasiedlenia. Wówczas nie było nawet wyremontowane. Właściciel kamienicy robi wszystko, żeby się nas pozbyć.

* Jeden z mieszkańców ul. Zawiszy Czarnego obok bramy swojego domu poukładał worki z piaskiem. W ten sposób chroni się przed zalaniem wodą, która spływa z górnej części ulicy.
- Mieszkam tu od 1975 roku. Od tego czasu nasza ulica ani razu nie była remontowana - mówi Wojciech Dryjański. Stoi tutaj 13 domów. Pan Dryjański radzi, aby nie zajeżdżać od góry, od ul. Wróblewskiego, bo koleiny w drodze takie, że nie tylko miskę olejową można urwać, ale też podwozie uszkodzić. Samochód z niskim zawieszeniem nie ma szans. Miejscowi o tym wiedzą. Inni nie, o czym świadczą świeże ślady zarysowań metalu na nierównej drodze.
- Już chyba nikt nie pamięta, ile pism wysyłaliśmy do Urzędu Miejskiego, Zarządu Dróg Miejskich i innych instytucji z prośbą o remont. Zawsze nas zbywano - że nie w tym roku, że ulica nie ujęta, że może kiedyś, jak będą pieniądze - opowiada Dryjański. Co jakiś czas mieszkańcy sami łatają drogę żwirem i grysem. Jednak wiedzą, że to tylko doraźne rozwiązanie, które nie załatwi problemu.
- Gdy mocniej popada, mamy tutaj jezioro - mówi Tadeusz Janowski. Środkowa część ul. Zawiszy Czarnego leży w zagłębieniu. Podczas opadów ścieka tutaj woda z ulic Wróblewskiego, Paderewskiego i Bolesława Śmiałego. Zły odpływ powoduje, że tworzy się sporych rozmiarów zalew. - Woda jest wtedy tak wysoka, że samochodem się nie przejedzie. Piesi zawracają i idą inną drogą. Ale co mają robić mieszkańcy, którzy nie mają innej drogi? Albo nie wychodzić z domów, albo przechodzić skrajem ulicy i trzymać się ogrodzenia jednostki wojskowej - opowiada pan Janowski. Musiał podwyższyć wjazd na swoje podwórko, aby chronić się przed wodą. Gdy woda spłynie, pozostaje muł i sporo innych śmieci. Mieszkańcy zaproponowali, że sami, w czynie społecznym, wyremontują swoją ulicę. Poprosili tylko władze miejskie o grys asfaltowy z remontowanych ulic. Wysłali w tej sprawie list. Gdy dłuższy czas nie otrzymywali odpowiedzi, zwrócili się o pomoc do radnych Marka Rząsy i Ludwika Kaszuby. Poparcie i interwencja radnych niewiele zmieniły. Otrzymali odpowiedź, że nie ma możliwości remontu tej ulicy, a mieszkańcy nie mogą nawet liczyć na grys, bo jest on wykorzystywany na wyrównywanie innych ulic, których remont jest pilniejszy.
- Na razie ulica Zawiszy Czarnego nie jest przewidziana do remontu. Ale mamy ją na uwadze - mówi Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Przemyśla.

J A R O S Ł A W

Za chwilę zaczną szyć
* 700 osób znajdzie pracę przy produkcji tapicerki samochodowej. Amerykańska firma Lear Corporation Poland oficjalnie zainaugurowała swoją działalność. Produkcja ruszy w halach Zakładów Przemysłu Dziewiarskiego "Jarlan", gdzie od niedawna mieści się podstrefa Specjalnej Strefy Ekonomicznej Euro Park Mielec. Miasto wygrało rywalizację o lokalizację fabryki z miejscowościami na Litwie, Słowacji i w Turcji. W przedsiębiorstwie produkowane są poszycia i tapicerka do foteli samochodowych, a także inne elementy wyposażenia wnętrz aut. Pracę w zakładzie znalazło już 200 osób. Kolejne przechodzą intensywne szkolenia. Jarosławska fabryka to najmłodsze "dziecko" amerykańskiego koncernu. Należące do niego zakłady działają również w Tychach i Mielcu.

* Spółka Lider Artur, która miała przejąć fabrykę LU Polska S.A. zrezygnowała z tego zamiaru. Pracownicy są zrozpaczeni. Większości grozi bezrobocie. W marcu br. Lider Artur (producent ciastek) wygrał rywalizację o kupno jarosławskiej farbki. Jej francuski właściciel stwierdził, że wybrał ofertę, która gwarantuje miejsce pracy dla pracowników. W tym samym czasie kierownictwo LU Polska odrzuciło propozycję przejęcia zakładu przez założoną w tym celu spółkę pracowniczą. Do końca 2006 roku Lider Artur miał zatrudnić 200 ludzi z 460-osobowej załogi. Na początek zainwestować około miliona złotych. W piątek spółka zrezygnowała z przejęcia fabryki.
- Zdecydowały o tym szczegółowe analizy finansowe - powiedział Artur Dołęgowski, prezes Lider Artur. LU Polska S.A. zamierza poszukać nowego inwestora. W związku z nową sytuacją dopiero w połowie października br., a nie jak planowano na przełomie lipca i sierpnia br. zostanie zwolniona załoga. Każdy pracownik otrzyma 23-miesięczną odprawe.

R E G I O N

* Czy już wkrótce gminy, w których ponad 8 proc. mieszkańców stanowią mniejszości narodowe i etniczne, zostaną zmuszone do używania nazw miejscowości na tablicach drogowych i urzędach również w językach tychże mniejszości? Najpewniej tak. Posłowie kończą właśnie prace nad ustawą o mniejszościach. Nad jej ostatecznym kształtem debatują od... 11 lat. Konstytucja RP zapewnia obywatelom polskim innej narodowości podstawowe przywileje, ale od dawna mówi się o potrzebie ich rozszerzenia. Domagają się tego organizacje mniejszości narodowych, m.in. Związek Ukraińców w Polsce, a także Komisja Europejska. Wielu posłów jest zdania, że przyjęcie ustawy poprawiłoby wizerunek Polski w Europie jako kraju, który traktuje równo wszystkich obywateli RP. Na czerwcowym posiedzeniu parlamentarnej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych zwracano uwagę, że dokończenie prac nad ustawą i szybkie jej przyjęcie przez Sejm może także przełożyć się na poprawę sytuacji Polaków żyjących na Ukrainie czy Białorusi. W Podkarpackiem mniejszości stanowią ponad 8 proc. mieszkańców gminy Komańcza. Według rocznika statystycznego z 2002 r., jest to 11 proc., ale władze twierdzą, że dane te są zaniżone. - Tylko w samej Komańczy Łemków i Ukraińców jest około 40 proc. - mówi wójt Stanisław Bielawka. - Słyszałem o planowanej ustawie, ale o konkretach jeszcze nic nie wiem. Jeśli zajdzie konieczność, nie widzę przeszkód, by tablice z nazwami wsi były pisane w dwóch językach. Zdaniem Piotra Tymy, sekretarza Związku Ukraińców w Polsce, przyjęcie ustawy o mniejszościach byłoby jednym z elementów dalszego budowania poprawnych relacji polsko-ukraińskich. - W dawnej Galicji dwujęzyczne nazwy funkcjonowały nie tylko na tablicach informacyjnych, ale nawet na widokówkach - mówi. - Dlaczego więc nie wrócić do tradycji?

* Twoja sprawa latami przeciąga się w sądzie? Masz szansę na odszkodowanie. Posłowie pracują nad ustawą, która zmusi sędziów do bardziej wydajnej pracy. Trybunał Sprawiedliwość w Strasburgu zasypywany jest wnioskami polskich obywateli, którzy zwątpili w sprawiedliwość w kraju nad Wisłą. W polskich sądach zalega 17 tys. spraw, tylko na Podkarpaciu kilkaset ciągnie się od kilku lat. Jak zmusić leniwych sędziów do pracy? Nad tym głowią się posłowie kończący właśnie pracę nad ustawą, dzięki której poszkodowani będą mogli pozwać sąd przed sąd i żądać nawet 10 tys. zł odszkodowania.
- To konieczność - mówi Marek Kuchciński, poseł Prawa i Sprawiedliwości. -Sędziwie już dawno stracili społeczne zaufanie. Są postrzegani jak korporacja zawodowa, która uporczywie broni swych przywilejów, nie pozwalając na żadne zmiany. Poseł Kuchciński uważa, że trzeba wprowadzić nowy system oceniania i wynagradzania pracy sędziów.
- Taka ustawa na pewno zdyscyplinuje niektórych sędziów - przyznaje Edward Loryś, prezes Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu. - Tyle tylko, że opieszałość sądów często wynika np. z braku opinii biegłych, z nie do końca uczciwej pracy niektórych lekarzy, a na to sędziowie nie mają wpływu. Ten problem jest plagą w sądach warszawskich. W Tarnobrzegu spraw ciągnących się latami nie ma. Mecenas Artur Kosturek, który kilka lat temu był sędzią Sądu Rejonowego w Rzeszowie, wytyka sędziom lenistwo i niechęć do orzekania w systemie dwuzmianowym. Nikomu nie zależy na szybkim rozpatrywaniu spraw, bo nie ma to związku z wynagrodzeniem sędziów. Ambitni, pracowici, obowiązkowi, rzetelni należą do mniejszości. Zdaniem Kosturka wystarczy spojrzeć na wokandy; sądy rozpoczynają pracę o 7.15, a posiedzenia wyznaczane są najwcześniej na godz. 9. Nikt nie pomyśli, a może nie chce pomyśleć, że orzekać można już od 8. rano.

* Prawie 80 tysięcy uczniów i studentów z naszego województwa stara się o stypendium dofinansowywane przez Unię Europejską. Tymczasem pieniędzy będzie o wiele za mało, trafią na Podkarpacie mocno spóźnione i zanosi się na bałagan przy ich podziale. Młodzi ludzie już od czerwca stoją w kolejkach, wypełniają podania, gromadzą dokumenty, udowadniają zarobki swoich rodziców - wszystko po to, aby zdobyć rozreklamowane stypendia na wyrównywanie szans edukacyjnych, finansowane w głównej mierze z Unii Europejskiej. Tymczasem już w przygotowaniach do rozdziału tych pieniędzy panuje chaos. Nie ma jednego terminu składania podań. Każde starostwo ustala swój termin. Młodzież gubi się, bo np. w Rzeszowie podania przyjmowano do końca czerwca, a w powiecie rzeszowskiemu do 23 lipca. Nie wiadomo kto przyjmuje wnioski. Robią to starostwa, urzędy miasta, szkoły. Nie wiadomo gdzie składać wnioski. Np. uczniowie składają w tych miejscowościach, w których się uczą, a studenci - tam gdzie są zameldowani. Nie wiadomo ile się dostanie. Zgodnie z przyjętymi zasadami uczniowie mogą otrzymywać do 250 zł miesięcznie, a studenci do 350 zł. Już wiadomo, że pieniędzy jest tak mało, że niewielu uda się osiągnąć tą górną granicę. Nie wiadomo, kto dostanie pieniądze. Może się zdarzyć, że nie wszystkie powiaty dostaną pieniądze. - Urząd Marszałkowski, po złożeniu wniosków przez starostwa, ułoży je w listę rankingową. Dla tych na końcu może zabraknąć środków - ostrzega Stanisław Rysz, kierownik oddziału nauki w departemencie edukacji i kultury Urzędu Marszałkowskiego. Niema rozporządzenia. Na razie starostwa nawet nie mogą składać swoich wniosków, bo Urząd Marszałkowski nie ogłosił na nie konkursu. A nie ogłosił, bo nie może. - Ciągle nie ma odpowiedniego rozporządzenia ministerstwa, które pozwoliłoby uruchomić całą procedurę - wyjaśnia Rysz. W efekcie to wszystko zakończy się opóźnieniami w wypłacie stypendiów. - Będziemy robić wszystko, by pieniądze na czas trafiły do uczniów - stara się uspokajać Stanisław Rysz. Ale nawet Ministerstwo Gospodarki i Pracy nie ukrywa problemów: - Jest pewne opóźnienie z tym rozporządzeniem, ale 28 lipca powinno się ono ukazać - mówi Monika Majewska z biura prasowego MGiP. Problemy w Urządzie Marszałkowskim, są nie mniejsze niż w starostwach i urzędach miast. Pracy przy obsłudze jest tyle, że wydziały nią obciążone, chcą zatrudnić dodatkowe osoby, które zajmowałyby się tylko tym. - Teraz to jeszcze nie problem, ale kiedy dojdzie rozliczanie tych pieniędzy: przyjmowanie biletów miesięcznych, rachunków za zakup podręczników od kilku tysięcy osób miesięcznie, trzeba będzie wydelegować do tego 2-3 pracowników. My w wydziale edukacji mamy inne obowiązki, nie damy rady tego zrobić - mówi Andrzej Szymanek, dyrektor wydziału edukacji rzeszowskiego Urzędu Miasta. Wiadomo już, że z pieniędzy, które są przeznaczone na stypendia, można finansować obsługę projektu. A to zmniejszy pulę do rozdysponowania między stypendystów. W najbliższy wtorek o tym właśnie będą rozmawiać starostowie na konwencie, który odbędzie się w Łańcucie.

Spada liczba wydawanych paszportów...
* Mimo wejścia Polski do Unii Europejskiej tylko nieznacznie spadła liczba wydawanych paszportów. Obecnie w całym województwie podkarpackim przyjmowanych jest tygodniowo ok. 1900 kwestionariuszy, stanowiących podstawę do wydania tego dokumentu. Od 1 stycznia do końca czerwca br. do wszystkich oddziałów i punktów paszportowych na Podkarpaciu wpłynęło 47 tys. wniosków paszportowych. W analogicznym okresie ubiegłego. roku takich wniosków złożono 79 tysięcy. Przewiduje się, że do końca br. mieszkańcy naszego województw złożą jeszcze 35 tys. podań. Na Podkarpaciu czeka się na wydanie paszportu do dwóch tygodni. W nagłych przypadkach można uzyskać go uzyskać w ciągu 7 dni.
- Wejście Polski do UE nie oznaczało automatycznego włączenia do strefy Schengen - powiedział Piotr Grasza, kierownik Oddziału Paszportów w Podkarpackim Urzędzie Wojewódzkim. - Obywatele naszego kraju mogą swobodnie podróżować po terytorium wspólnoty, nie znikła jednak kontrola osób wjeżdżających do państw UE. Dlatego paszporty są potrzebne. W niektórych krajach Unii pracodawcy chcący zatrudnić Polaka uzależniają to od okazania takiego paszportu. Jest on oczywiście bezwzględnie potrzebny, aby wyjechać do państw nie wchodzących do Unii. Na podróżowanie do krajów Unii bez paszportów będziemy musieli poczekać do momentu, gdy gotowy będzie informatyczny system komputerowy SIS. Jest to kartoteka osób poszukiwanych lub niepożądanych na terenie państw Schengen. Ostatnia nowelizacja ustawy o ewidencji ludności i dowodach osobistych rozszerzyła funkcję dowodu osobistego. Dzięki niemu możliwe jest przekraczanie granic i pobyt za granicą. Jednakże w praktyce nie do rzadkości należą przypadki żądania wylegitymowania się paszportem przez obywateli polskich. Z informacji uzyskanych od naszych znajomych, którzy kilkakrotnie po 1 maja br wyjeżdżali za granicę, wynika, że nie posiadając paszportu nieomal nie sposób zakwaterować się w hotelach.

Kronika kryminalna

* Kara dożywocia grozi mężczyźnie, który przejechał autem swoją żoną. Akt oskarżenia trafił do sądu. Prokuratura Rejonowa w Jarosławiu skierowała do sądu akt oskarżenia przeciw 48-letniemu mężczyźnie, któremu zarzuca zabójstwo żony. Tragedia rozegrała się w styczniu tego roku. Mężczyzna pokłócił się ze żoną, która próbowała uniemożliwić mu prowadzenie samochodu. Kobieta przypuszczała, że jej mąż znajduje się pod wpływem alkoholu. Mężczyzna uderzył żonę, przewrócił na ziemię, a następnie z premedytacją najechał na nią autem. Ciężko ranną zaniósł do domu i położył w łóżku, gdzie wkrótce zmarła na skutek odniesionych obrażeń. Mężczyźnie grozi kara od ośmiu lat pozbawienia wolności do dożywocia.

* Sześć specjalistycznych naczep do TIR-ów, wartości 720 tys. zł usiłowała nielegalnie wywieźć z kraju przez polsko-ukraińskie przejście drogowe w Medyce firma z Bośni - poinformował rzecznik Oddziału Straży Granicznej mjr Mariusz Siedlecki. Podejrzenie naszych służb granicznych wzbudziły okazane przez przewoźników dokumenty, a także fakt, że samochody jechały z pustymi naczepami. Okazało się, że okazane przez kierowców upoważnienia na wyjazd za granicę oraz umowy leasingowe zostały sfałszowane. Wcześniej nasi pogranicznicy oraz służby celne otrzymały informację od jednej z warszawskich firm leasingowych, że ta nie wyraziła zgody na wyjazd naczep za granicę. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że naczepy miały trafić do Kazachstanu i choć kierowcy TIR-ów deklarowali, że jadą tam po złom, wszystko wskazuje na to, iż usiłowali przemycić naczepy, by sprzedać je za granicą. Kierowcy TIR-ów to Polacy, zatrudnieni przez bośniacką firmę. Po przesłuchaniu zostali w piątek rano zwolnieni. Postępowanie w tej sprawie prowadzą funkcjonariusze z Granicznej Placówki Kontrolnej w Medyce.

Pachnące podróbki
* Na polsko - ukraińskim przejściu granicznym w Medyce, funkcjonariusz celny ujawnił przemyt 397 flakonów z podróbkami wód toaletowych i perfum znanych firm, takich jak Coco Chanel, Lancome, Georgio Armani - poinformowała Małgorzata Eisenberger-Blacharska, rzecznik prasowy Izby Celnej w Przemyślu. Towar przewożony był w samochodzie ciężarowym przez obywatela Ukrainy, a ukryty pod częścią ładunkową, za skrzynią z narzędziami. Szacuje się, że wartość rynkowa ujawnionych perfum i wód toaletowych wynosi ok. 8,5 tys. zł. Jest to kolejny przypadek ujawnienia próby nielegalnego przywozu perfum i wód toaletowych w bieżącym roku, jednak nie największy. Rekordowy przemyt pachnideł miał miejsce również w Oddziale Celnym w Medyce, w dniu 30 marca br. Ujawniono wówczas 1262 flakonów perfum oraz 624 flakonów wód toaletowych. Dla porównania, w ramach norm na towary przywożone w bagażu osobistym podróżnych spoza terytorium Unii Europejskiej dozwolony jest przywóz 50 ml perfum oraz 250 ml wód toaletowych - dodaje rzeczniczka.

* W nocy ze środy na czwartek (14/15 bm.) policjanci zatrzymali mężczyznę, który siekierą rozbił tylną szybę, klosze lamp oraz w kilku miejscach zagiął karoserię samochodu. Mercedes był zaparkowany przy ulicy Pocztowej w Przemyślu. Właściciel ocenił straty na ponad 1500 złotych. 42-letni sprawca został zatrzymany. Był pijany. Badanie wykazało ponad 2 promille alkoholu w organizmie. Został przewieziony do izby wytrzeźwień.

* Na niecodzienny sposób dorobienia do kieszonkowego wpadli trzej mieszkańcy miasta: 15-letni Kamil, 17-letni Marcin i jego rówieśnik Piotr. Młodzieńcy odwiedzili wypożyczalnię rowerów górskich. Tam posługując się cudzym dowodem osobistym (policja sprawdza skąd go mieli) wypożyczyli trzy jednoślady. Zaraz też sprzedali je dwóm nastoletnim przemyślanom, którzy w tym momencie stali się paserami. Miejscowi policjanci bez większych kłopotów odzyskali wyłudzone rowery i zwrócili jej wypożyczalni. Sprawców czynu czeka postępowanie przed sądem.

Reklama