Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 03.07-09.07.2004 r.

Przemyśl

Egipt na Lwowskiej
* Rodziny mieszkające przy bardzo ruchliwym odcinku ulicy Lwowskiej pomiędzy osiedlem Płyt Pilśniowych a granicą Przemyśla walczą od kilku lat o wybudowanie chodnika i wykonanie oświetlenia. Władze miasta nie reagowały, choć kilka osób straciło tam życie lub trafiło do szpitala z ciężkimi obrażeniami. - Jeszcze w tym roku na Lwowskiej będzie bezpiecznie - zapewniają w przemyskim magistracie. Trudno w to uwierzyć, ale w granicach miasta na 400-metrowym odcinku międzynarodowej drogi do Lwowa nie ma chodników ani nawet utwardzonego pobocza. Po zapadnięciu zmroku panują tam egipskie ciemności. Ponad sto osób, również dzieci idące do i ze szkoły, przechodzi codziennie tuż obok pędzących samochodów, autobusów i ciężarówek.
- Wiosną pod kołami ukraińskiego autobusu na naszych oczach zginął młody chłopak. Musimy uciekać do rowów przed nadjeżdżającymi tirami - mówią zdenerwowani mieszkańcy. Reprezentanci kilkudziesięciu rodzin interweniowali wielokrotnie w tej sprawie. Poprzedni gospodarze Przemyśla obiecali rozwiązać problem, ale nie dotrzymali słowa. Ludzie czują się oszukani. Mówią, że to wstyd dla miasta. - Co z tego, że mieszkamy przy głównej ulicy wjazdowej do Przemyśla od wschodu, skoro nie mamy nawet chodnika. Wiele podprzemyskich wsi zadbało o bezpieczeństwo swoich mieszkańców, a u nas diabeł mówi dobranoc - podkreślają rozgoryczeni.

* W poniedziałek (5 bm.) dwaj funkcjonariusze przemyskiego oddziału Służby Ochrony Kolei pełnili służbę w rejonie Dworca Głównego. Około 16 udali się w rejon przystawki komunikacyjnej, żeby zabezpieczyć wjazd międzynarodowego pociągu relacji Czerniowce - Przemyśl i zobaczyli, że od strony ulicy Czarnieckiego prawie pod same tory podjeżdża czerwony opel. Z auta wysiedli trzej młodzi mężczyźni, a wtedy z wjeżdżającego na stację pociągu wyleciało kolka pakunków, które mężczyźni szybko podnieśli i wrzucili do bagażnika. Funkcjonariusze podbiegli do auta, żeby wylegitymować podejrzanych, ale tamci na widok mundurów rzucili się do ucieczki.
- Przytrzymałem jednego za rękę - opowiada później funkcjonariusz. - Wtedy on odwrócił się i uderzył mnie pięścią w twarzy. Wspólnie z kolegą próbowaliśmy go obezwładnić. Zatrzymany wyrywał się i krzyczał. Dopiero kiedy na jego rękach zatrzasnęły się kajdanki, trochę się uspokoił, ale nadal groził funkcjonariuszom, że rozprawi się z nimi za pomocą siekiery. Nie był to czcza groźba, o czym funkcjonariusze przekonali się, kiedy w aucie znaleźli dwie siekiery. Tymczasem nadjechał wezwany radiowóz i zatrzymanym, którym okazał się 24-letni Mirosław J. z Przemyśla, zajęli się policjanci. W wyrzuconych z pociągu pakunkach, których tak "dzielnie" bronił, było 17 kartonów papierosów i pięć butelek wódki. Policjanci zabezpieczyli towar i auto, a Mirosław J. trafił do policyjnej izby zatrzymań. Obrażenia jakich doznał funkcjonariusz, okazały się na szczęście niezbyt groźne i po paru dniach będzie on mógł wrócić na służbę.

Zaproszenie na kąpielisko...
* Od czwartku czynna jest miejska plaża nad Sanem na wysokości osiedla Kmiecie. Do końca wakacji dwóch ratowników czuwa tam codziennie w godz. od 9.30 do 17.30 nad bezpieczeństwem kąpiących się. Niestety w tym roku nie będzie strzeżona plaża obok hotelu Gromada. Amatorzy kąpieli w Sanie, których nie brakuje, mogą czuć się bezpieczni tylko na pierwszej z wymienionych plaż.

* Z okazji święta 14. Brygady Obrony Terytorialnej im. Hetmana J.S. Lubomirskiego, 13 wyróżniających się żołnierzy mianowano na stopień starszego szeregowego. Awansowali: Stanisław Dziadak, Ireneusz Kołodziejek, Jarosław Krestian, Bartłomiej Micek, Piotr Michalski, Radosław Niewójt, Łukasz Smoleń, Artur Socha, Piotr Tamaka, Maciej Tocki, Grzegorz Traka, Krzysztof Wisłocki i Daniej Zdziarski. Otrzymanie pierwszej belki oznacza podwyżkę żołdu ze 110 do 125 zł.

...Woda bez gospodarza
* Bezsprzecznie najbardziej popularnym przemyskim kąpieliskiem jest żwirownia w Ostrowie. Sęk w tym, że oficjalnie żadnego kąpieliska tam nie ma, skutkiem czego nikt nie bada wody, nie odpowiada za bezpieczeństwo kąpiących się itp. W tym roku sytuacja jest jeszcze bardziej paranoidalna niż w latach ubiegłych: część terenu kupił prywatny przedsiębiorca. Wybudował lokal gastronomiczny, urządził boisko, parking, plac zabaw dla dzieci. Wszystko wygląda bardzo ładnie, tyle że akwen w dalszym ciągu nie jest kąpieliskiem, o czym informują stosowne tabliczki. Formalnie można tu nawet zarobić mandat za kąpiel w miejscu niedozwolonym. Gmina wiejska Przemyśl, właściciel terenu, od wielu lat zastanawia się, czy i jak zagospodarować żwirownię. Pierwszym efektem jest gotowy już plan zagospodarowania przestrzennego. Wynika z niego, że to co należy do gminy, w większości będzie zbywane jako działki rekreacyjne (z 99 działek zostało jeszcze około 80), pozostała część już jest sprzedana, właśnie prywatnemu inwestorowi, który urządza zaplecze gastronomiczno - rekreacyjno - usługowe. Urzędnicy zajmujący się tymi sprawami, przyznają, że gmina nie zamierza urządzać legalnego kąpieliska. - To dla nas za duże koszty. Liczymy raczej, że zrobi to prywatny przedsiębiorca, który wykupił część terenu z dostępem do wody - mówi Mieczysław Droń, inspektor ds. gospodarki gruntami. - I tal pewnie będzie, tylko nie od razu.

Prokurator w 114 - nastym
* Sprawa molestowania i mobbingu w 114. Szpitalu Wojskowym trafiła do Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Lublinie. Do połowy lipca powinna zapaść decyzja dotycząca dalszego biegu tej sprawy. Przypomnijmy, sprawa w 114. Szpitalu Wojskowym w Przemyślu, zaczęła się kiedy 25 lekarzy pracujących w tej placówce złożyło wypowiedzenia umów o pracę, gdyż byli niezadowoleni z postawy ówczesnego dyrektora Jana Kuliga i jego doradcy, a poprzedniego dyrektora, płk. Gerarda Ch. Pracownicy twierdzili, że tak naprawdę w szpitalu rządził płk. Ch. i wprowadzał atmosferę szantażu i zastraszania. Pielęgniarki opowiadały wręcz o molestowaniu jakiego miał dopuszczać się wobec nich. Gerard Ch. zaprzeczał wszystkim oskarżeniom. Stwierdził, że czynności jakie wykonywał w szpitalu wynikały z podpisanej z nim umowy. Według niej był doradcą dyrektora szpitala. Pracownicy szpitala stracili w końcu cierpliwość. Stwierdzili, że Kulig jest jedyną osobą w szpitalu, która godzi się na rządy Gerarda Ch. i zażądali jego odwołania. Okazało się, że w gestii płk. Ch. (do maja 2002 komendanta 114. Szpitala Wojskowego w Przemyślu, później pracownika MON nadzorującego wojskowe placówki służby zdrowia), należy m. in. negocjowanie kontraktów, umów o pracę i "rozdawnictwo" stanowisk. Jako doradca dyrektora szpitala zarabiał 6 tys. zł miesięcznie. MON stwierdziło, że jest to niezgodne z prawem i podjęło decyzję o przeniesieniu go do rezerwy. Prokuratura Rejonowa w Przemyślu zajęła się natomiast sprawą molestowania i mobbingu, do jakiego miało dochodzić w szpitalu. Sprawa wyszła na jaw po publikacjach w Gazecie Wyborczej, gdzie wypowiedziało się 7 pielęgniarek. Jedna z nich złożyła wniosek o ściganie. Okazało się, że płk. Ch. podlega jurysdykcji wojskowej i dlatego zajęła się tą sprawą Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Lublinie. Do połowy lipca zostanie podjęta ostateczna decyzja co do dalszego toku sprawy.

Owocne manewry
* Przetaczanie beczek po Kamiennym Moście, spływ na wynalazkach niezatapialnych, "Kaczek Puszczanie po Sanie" i wiele konkursów to tylko mały wycinek tego, co działo się w Przemyślu podczas VII Wielkich Manewrów Szwejkowskich. Dwa dni w reaktywowanej Twierdzy Przemyśl to prawdziwe święto wszystkich szwejkologów. Sobota, 3 lipca, była dniem konkursowym. Miejskie imprezy odbywały się głównie nad Sanem i na Kamiennym Moście, wokół Przemyśla krążyli zaś piechurzy i cykliści. Z kolei w niedzielę 4 lipca Manewry nabrały charakteru rodzinnego pikniku. W rytm płynącej z estrady muzyki z epoki cesarza Franciszka Józefa w wykonaniu kwartetu "Ars Percfecta", można było majestatycznie przechadzać się po wzgórzu zamkowym oglądając kiermaszowe stoiska lub też pobawić się w paintball, posilić grochówką albo wziąć udział w jednym z kilku konkursów.

* Lekko muska ustnik fajki, głaszcze ją, pieści, podtrzymuje żar. 3 gramy tytoniu potrafi palić ponad 2 godziny. Henryk Rogalski, poznaniak, najbardziej utytułowany polski fajczarz znowu okazał się bezkonkurencyjny. Tym razem wygrał turniej zorganizowany w Przemyślu. To nie przypadek, że właśnie w Przemyślu rywalizowali uczestnicy IV Międzynarodowego Turnieju w Wolnym Paleniu Fajki "Kolebka 2004". Tutaj znajduje się aż 12 pracowni fajkarskich, a od niedawna działa również jedyne w kraju muzeum fajki. Miłośnicy aromatycznego dymka chętnie odwiedzają więc Przemyśl, a każdy z nich szczyci się posiadaniem co najmniej kilku wyrobów tutejszych mistrzów. Minionej soboty w Klubie Kultury "Niedźwiadek" na placu boju stanęło 41 zawodników z Polski, Ukrainy i Czech. Zabrakło oczekiwanej Danuty Pytel z Koszalina, rekordzistki świata w wolnym paleniu fajki (3 godziny 8 minut 9 sekund). Przybył za to uznawany za faworyta zawodów Henryk Rogalski z Poznania. Do rąk wszystkich trafiły regulaminowe 3 gramy tytoniu, po 2 zapałki, drewniane ubijaki i fajki typu "poker" z pracowni fajczarskiej "Bróg" Zbigniewa Bednarczyka. Sędzia dał znak i uczestniczy przystąpili do nabijania. Na rozkruszenie tytoniu i umieszczenie go w fajce mieli 5 minut. Następnie 2 minuty poświęcili na jej zapalenie. Niemal jednocześnie powietrze spowił białawy, pachnący dym gęstniejący z każdą minutą. Co jakiś czas zaprawioną zapachem tytoniu Rum Rogal atmosferę zmagań przerywało rytmiczne postukiwanie ubijaczy. Uderzając nimi o blat stołu zawodnicy żegnali tego spośród siebie, który akurat kapitulował, ponieważ nie udało mu się utrzymać żaru. W miarę upływu czasu szeregi palących przerzedzały się. Po pierwszych 4 kwadransach na placu boju pozostało jedynie 4 fajczarzy. Wśród nich wspomniany już Henryk Rogalski. Ostatecznie to właśnie on został zwycięzcą przemyskiej "Kolebki 2004". Pykając przez 1 godzinę 40 minut i 16 sekund nie poprawił swojego rekordu życiowego (2 godz. 58 min. 2 sek.), ale za to kolejny raz zdystansował kolegów.
- Wystarczy - skwitował mistrz dając do zrozumienia, że mógł jeszcze co najmniej przez kilkanaście następnych minut oddawać się fajowej rozkoszy.
- Palenie tytoniu to niewątpliwa przyjemność. Z tego względu staram się ją przeciągać możliwe najdłużej - przekonywał ciekawskich. Poznaniak jest 4-krotnym mistrzem Polski w wolnym paleniu fajki. Pierwszy raz sięgnął po nią w listopadzie 1984 roku, podczas pobytu w Tatrach. Właśnie tam, na zakopiańskich Krupówkach kupił za namową żony swoją pierwszą fajkę. Obecnie ma ich ponad 300, głównie z przemyskiego "zagłębia". Prawdziwy rarytasem w jego zbiorach są fajki gliniane z okresu wojen szwedzkich, wydobyte z dna Zatoki Gdańskiej.
- Fajkę trzeba umieć palić - mówi Rogalski. - Powszechnie wiadomo, że szkodzi mniej niż papieros.

Pielgrzymka wyruszyła...
* Rankiem, 4 lipca, sprzed Bazyliki Archikatedralnej wyruszyła 24. Przemyska Archidiecezjalna Piesza Pielgrzymka do Częstochowy. Tegoroczny wymarsz pątników poprzedzony był niecodzienną uroczystością. Podczas Mszy św. metropolita przemyski abp Józef Michalik udzielił sakramentu małżeństwa parze, która poznała się podczas... podobnej pielgrzymki dwa lata temu. Dorota Domin z Harty (gm. Dynów), która w pielgrzymce uczestniczy po raz trzeci i Zbigniew Walczyszyn z Drohojowa (gm. Orły) po raz 11. - za trasę swojej podróży poślubnej obrali 380-kilometrowy odcinek między Przemyślem a Częstochową. Taką bowiem odległość przez 12 dni blisko 2-tysięczna rzesza pielgrzymów musi pokonać pieszo, aby dotrzeć na Jasną Górę. Po drodze, tradycyjnie, dołączać będą do niej kolejne grupy. Cudowny Obraz Matki Bożej Jasnogórskiej nawiedzą 15 lipca. Błogosławieństwa na drogę udzielił pątnikom abp J. Michalik, a tegoroczna pielgrzymka odbywa się pod hasłem "Miłością za miłość".

J A R O S Ł A W

* Rynek umiera! - ostrzegają handlowcy przeciwni wprowadzeniu kolejnych ograniczeń ruchu w centrum miasta. Władze Jarosławia zamierzają sukcesywnie ograniczać ruch samochodów w Rynku, ponieważ wywoływane przez nie drgania szkodzą starym kamienicom. Na razie tylko południowa pierzeja Starówki jest niedostępna dla zmotoryzowanych, ale już za rok zakaz wjazdu zostanie rozszerzony na całe centrum.
- Tak chcą sami mieszkańcy - mówi Zofia Krzanowska, rzecznik prasowy burmistrza Jarosławia. - Swoje zdanie wyrazili w specjalnej ankiecie. Trzeba było działać szybko, aby ratować zabytki od całkowitego zniszczenia. Zasadność już wprowadzonych zmian, a także tych mających nastąpić w przyszłości, kwestionują członkowie Stowarzyszenia Jarosławskich Handlowców. Uważają, że miasto nie jest odpowiednio przygotowane do reorganizacji ruchu kołowego. Brakuje parkingów, źle przygotowano objazdy - wyliczają kupcy. Ostrzegają, że Rynek umiera, a oni tracą klientów. Swoją opinię przekazali do Ratusza.
- Teraz ludzie wybierają te sklepy, pod które mogą podjechać samochodem - przekonują handlowcy. - U nas centrum wyludnia się. O nowej organizacji ruchu w centrum miasta pozytywnie wypowiadają się jego mieszkańcy. - Wreszcie można spokojnie spacerować bez obawy, że zostanie się potrąconym przez auto - uważa Władysław Dopart. - Nie mam nic przeciwko temu, jeśli w przyszłości cały Rynek stanie się niedostępny dla zmotoryzowanych.

Alergia na prawo
* Policja wezwała karetkę, bo rektor mdlał na komendzie. Przewieziony do jarosławskiego COM-u, opuścił go bardzo szybko. Jak już informowaliśmy, na polecenie Prokuratury Rejonowej w Jarosławiu policja wydała postanowienie o przedstawieniu zarzutów rektorowi jarosławskiej PWSZ A. Jaroszowi. Miało do tego dojść już dawno, ale rektor kilkakrotnie sprytnie migał się od tego obowiązku. Zdaniem prokuratury nic nie było bezkarne: każdy przypadek nieobecności rektora miał być oceniany i w momencie, gdy policja uzna, że jest to celowe działanie rektora, mogła wystąpić do prokuratora o zarządzenie środka przymusu - nakazu doprowadzenia. 6 lipca po g. 12 pod siedzibę uczelni podjechał policyjny radiowóz. Rektora oficjalnie do południa nie było w placówce. Cierpliwość policjantów jednak się opłaciła, gdyż wreszcie A. Jarosza udało się spotkać. Przewieziony na komendę, gdzie miały być mu przedstawione zarzuty, zaczął mdleć. Policjanci wezwali karetkę pogotowia, która przewiozła rektora do Centrum Opieki Medycznej. W szpitalu lekarz po zbadaniu ciśnienia krwi stwierdził, że A. Jarosz nie może być przesłuchany. Rektor nie pozostał w szpitalu długo. Jak nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, A. Jarosz dalsze leczenie planuje w Rzeszowie. Prokuratura Rejonowa w Jarosławiu zarzuca rektorowi Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Jarosławiu Antoniemu Jaroszowi niedopełnienie obowiązków. Zarzuca mu, że jako funkcjonariusz państwowy doprowadził do realizacji czterech uchwał senatu uczelni w sprawie podwyżek składników swojego wynagrodzenia. Zdaniem prokuratury senat uczelni, na czele którego stoi właśnie rektor A. Jarosz, niezgodnie z prawem przyznał mu podwyżki wynagrodzenia i nagrody. Te działania zastrzeżone są do kompetencji ministra oświaty. Senat wydał te uchwały w okresie od czerwca 2001 do listopada 2003. Łącznie na ich podstawie rektor otrzymał ok. 230 tys. zł.

P R Z E W O R S K

* Dariusz Pasiecznik, 29-letni mieszkaniec Przeworska, ranny w zamachu terrorystycznym w Hiszpanii, chce przyjechać do Polski. Prosto z granicy może jednak trafić do więzienia. Jest bowiem poszukiwany listem gończym. Pasiecznik cudem przeżył marcowy zamach w Madrycie. Kilkanaście tygodni przeleżał w szpitalu. Teraz mężczyzna przebywa w sanatorium. Za miesiąc będzie je mógł opuścić. Chciałby odwiedzić rodziców, choć swoją przyszłość wiąże z Hiszpanią. Dostał tamtejsze obywatelstwo. Poznał dziewczynę, mają wspólne plany. Okazuje się jednak, że 29-latek może mieć poważne problemy z powrotem do kraju. 6 lat temu w Krakowie włamał się do samochodu. Potrzebował pieniędzy na narkotyki. Został zatrzymany przez policję. Trafił do więzienia. Opuścił je warunkowo. Obiecał, że podejmie leczenie, ale nie zgłosił się na odwyk. W międzyczasie wyjechał do Hiszpanii i właśnie tam trafił do placówki leczącej narkomanów. Dzięki pomocy specjalistów zerwał z nałogiem. Rozpoczął nowe życie. Polski sędzia uznał jednak, że mężczyzna złamał zasady warunkowego zwolnienia i wydał za nim list gończy. Kiedy teraz Dariusz Pasiecznik zjawi się na granicy, najpewniej zostanie aresztowany. Będzie musiał odsiedzieć resztę darowanej mu kary pozbawienia wolności. Jego rodzice robią wszystko, co tylko możliwe, aby zapewnić synowi bezpieczny powrót w rodzinne strony. Wynajęli prawniczkę, która stara się o odroczenie wydanego niegdyś wyroku.

R E G I O N

* 5 tys. zł zasiłku dostanie bezrobotny Niemiec lub Włoch, który zarejestruje się w polskim urzędzie pracy. - To jakaś paranoja - mówi Anna Kołodziej, bezrobotna spod Rzeszowa. Kobieta w czwartek odebrała 317 zł zasiłku. Od 1 maja obcokrajowcy z Unii Europejskiej, którzy mają prawo do zasiłku w swoim kraju, mogą starać się o status bezrobotnego w Polsce. Wystarczy, że zarejestrują się w wojewódzkim urzędzie pracy i znajdą zameldowanie. Zasiłek mogą pobierać przez trzy miesiące. Bezrobotni z Zachodu, dostaną u nas po kilka tysięcy złotych, tyle ile dostaliby w swoim kraju. Duńczycy ok. 5 tys. zł, Niemcy 4 tys. zł. Annę Kołodziej, mieszkankę podrzeszowskiej wsi, spotkaliśmy w czwartek przed bankiem. Przyszła po zasiłek. - Straciłam pracę. 371 zł zasiłku, wydaję na mleko i pieluchy dla mojego 9-miesięcznego syna - mówi kobieta. Zdaniem pani Anny, obcokrajowcy nie powinni dostawać w Polsce takich wysokich zasiłków. - My dostajemy racje głodowe, ledwo starcza nam na życie. Dlaczego ktoś ma do nas przyjeżdżać po zasiłek. Jak chce, niech przyjedzie i zapracuje sobie na te pieniądze.
- Na początku maja zadzwonił do nas bezrobotny z Niemiec - informuje Bogusława Loska z Powiatowego Urzędu Pracy w Rzeszowie. - Pytał, czy może się u nas zarejestrować i w jaki sposób wypłacamy zasiłek. Mówił, że chce się przeprowadzić do Rzeszowa. Skąd mają pochodzić pieniądze na wypłatę zasiłków? Teoretycznie z krajów, z których przyjechali bezrobotni. - Nigdy nie braliśmy udziału w takich transakcjach - przyznaje Bernadetta Kmieć z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Rzeszowie. W Ministerstwie Pracy też nie wiedzą jak będzie działał system. Do tego czasu zasiłki będą wypłacane z pieniędzy polskich podatników. Urzędnicy obawiają się, że zasiłki to darmowe wakacje dla bezrobotnych z bogatych krajów Unii. - Będą przyjeżdżać na trzy miesiące, dostaną po 15 tys. zł zabawią się i wyjadą - mówią w urzędzie pracy w Sanoku. Polacy też mogą zażądać wypłaty zasiłku w krajach Unii. Kilku mieszkańców Podkarpacia wybrało już wnioski z Wojewódzkiego Urzędu Pracy. Za granicą dostaną taki zasiłek jak w Polsce, czyli kilkaset złotych.

* Rząd chce, żeby to ZUS decydował, gdzie będą inwestowane nasze pieniądze z Otwartych Funduszy Emerytalnych. Chodzi o 50 mld złotych ze składek emerytalnych. - Jestem absolutnie przeciwny. Moje skojarzenia z ZUS-em to okazałe siedziby budowane za nasze pieniądze - mówi Krystian Herba.
- Przecież tu chodzi o położenie ręki na pieniądzach konkretnych ludzi. ZUS jest instytucją państwową i będzie dbał o interes budżetu, a nie o interes zwykłych ludzi - mówi przedstawiciel funduszu emerytalnego. - Jeśli my źle zainwestujemy pieniądze, to stracimy klientów. A ZUS?
- To jakieś nieporozumienie - dodaje Stanisław Żołądek z OFE Allianz w Rzeszowie. - Wszędzie na świecie pieniądze gromadzone w OFE są potem wypłacane i inwestowane przez prywatne fundusze emerytalne. Publikowane rankingi OFE potwierdzają, że pieniądze są w nich dobrze lokowane. Nasi klienci mają szansę na wypłatę sporo wyższych emerytur niż te z ZUS-u. Jednak politycy systematycznie przypominają, że pieniądze w OFE są pieniędzmi publicznymi i najlepiej je przeznaczyć na budowę autostrad, pomoc najuboższym, załatanie dziury w budżecie albo pomoc PKP.
- Szanuję pana Belkę jako polityka i ekonomistę, ale ten pomysł, to dla mnie nic innego, jak "skok na kasę". ZUS i finanse publiczne są w tragicznej sytuacji, przejęcie kilkudziesięciu miliardów zł to dla rządu duża pokusa - mówi Andrzej Sawicki, ekonomista. Jednocześnie przyznaje, że państwo mogłoby skorzystać z pieniędzy OFE na zdrowych warunkach. Np. emitując obligacje na budowę autostrady, które OFE zdeklarowałyby się wykupić. Jak potwierdza biuro prasowe ministra polityki społecznej, Krzysztofa Patery, minister faktycznie powiedział, że taniej i lepiej byłoby dla przyszłych emerytów, gdyby emerytury z OFE wypłacał ZUS. Kto miałby zarządzać pieniędzmi? To jeszcze jest kwestią ustalenia.
- W funduszach pieniędzmi obracają specjaliści, a w ZUS-ie? To instytucja, która ma ciągłe kłopoty finansowe i uwikłana jest w kolejne skandale - stwierdza Krystian Herba, student z Rzeszowa. - Nie chcę, by ktoś taki zarządzał moimi pieniędzmi

* Na Podkarpaciu w sezonie pod nadzorem znajduje się ok. 18 kąpielisk i 20 miejsc tradycyjnie wykorzystywanych do kąpieli. Jak co roku na początku wakacji Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Rzeszowie wydaje specjalny komunikat dotyczący kąpielisk i miejsc tradycyjnie wykorzystywanych do kąpieli. Jest to o tyle istotne, że uwzględnia on wyniki aktualnych badań laboratoryjnych dotyczących jakości wody. Na terenie byłego województwa przemyskiego bezpiecznie kąpać się można na Sanie w Przemyślu, Jarosławiu i Radymnie, na Lubaczówce w Radawie oraz na ZEK-u w Radymnie. Ważną informacją jest także fakt, że nie należy korzystać z kąpieli podczas zakwitu sinic (najczęściej przełom lipca i sierpnia), gdyż może to spowodować ujemne skutki zdrowotne. W sezonie letnim na całym Podkarpaciu czynnych jest ok.17 pływalni krytych oraz 25 pływalni otwartych. Jak zapewnił nas Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Rzeszowie woda poddawana będzie rygorystycznym kontrolom. Zarządzający nimi mają obowiązek systematycznego uzdatniania i dezynfekcji. Aktualne informacje na temat jakości wody do spożycia w poszczególnych ośrodkach wypoczynkowych i miejscowościach turystycznych można uzyskać we właściwej Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej.

* 15 mln zł podzielą między siebie pracownicy Telewizji Publicznej. Najwięcej, po kilka tysięcy zł nagrody dostaną dyrektorzy.
- Jak o tym usłyszałam, to mnie... nie powiem, co, bo słowa nie nadają się do publikacji - komentuje Genowefa Kidadzka, emerytka z Rzeszowa. - Płacę prawie 180 zł rocznie abonamentu, żeby prezesi puszczali "dziadostwo" w telewizji i jeszcze brali za to kosmiczne pensje. Zdaniem Jarosława Szczepańskiego, rzecznika prasowego Telewizji Publicznej wypłata nagrody od wypracowanego zysku dla 4,5 tys. pracowników TVP w całej Polsce nie jest żadnym skandalem.
- Telewizja jest spółką prawa handlowego i jak w każdej firmie, gdzie wypracowany został zysk, pracownicy otrzymują "trzynastki". Od kilkuset do kilku tys. zł. Zyski TVP za 2003 r. wyniosły 67 mln zł. Skandal z wypłatą 15 mln zł w TVP szokuje z jeszcze jednego powodu. Były jej prezes, Robert Kwiatkowski i zarząd nie uzyskali akceptacji Rady Nadzorczej za sprawozdanie finansowe za rok 2003. Nie przeszkadza to licznym dyrektorom programowym, którzy zarabiają po 12-15 tys. zł miesięcznie wypłacić dodatkową premię, około 5-6 tys. zł. Sporą sumę otrzyma też m.in. Piotr Kraśko, który na tzw. kontrakcie gwiazdorskim zarabia ponad 20 tys. zł. "Trzynastki" nie otrzymają m.in. nowy prezes TVP Jan Dworak, który nie przepracował w 2003 r. w TVP ani jednego dnia i Kamil Durczok, prezenter "Wiadomości", który nie jest pracownikiem etatowym. Świadczy usługi jako samodzielna jednostka gospodarcza, za co TVP płaci mu co miesiąc 60 tys. zł.

Grunt, to ziemia?
* W naszym regionie nie ma zainteresowania sprzedażą gruntów cudzoziemcom. Inaczej jest w innych województwach, gdzie handel ziemią wzrósł aż dziewięciokrotnie w porównaniu z latami 90. Przed wejściem Polski do Unii Europejskiej obawiano się, że polska ziemia zostanie wykupiona przez obcokrajowców. Unijni farmerzy nie mogą jednak swobodnie kupować gruntów rolnych, bo obowiązuje 12-letni okres przejściowy. Jednak mimo to w niektórych regionach kraju, jak np. na zachodzie Polski, na rynku sprzedaży ziemi panuje duże ożywienie. Kupowaniem ziemi zainteresowani są też posiadający pieniądze Polacy, którą chcą ją potem odsprzedawać z zyskiem cudzoziemcom. W ubiegłym roku farmerzy z krajów Unii kupili oficjalnie w naszym kraju 896 hektarów. Więcej natomiast wydzierżawili, 114 tys. hektarów. Liczą bowiem, że uda się im ją za jakiś czas tę ziemię wykupić.
- W naszym regionie nie odnotowaliśmy wzrostu zakupu ziemi - mówi Zygmunt Sosnowski, dyrektor oddziału terenowego Agencji Nieruchomości Rolnych Oddział Terenowy w Rzeszowie. - U nas nie ma bowiem do sprzedaży tak znacznych powierzchni gruntów rolnych jak w innych częściach Polski. Ziemia popegeerowska stanowi tylko kilkanaście procent wszystkich gruntów i jej większość już sprzedano. Decyduje o tym też niekorzystne położenie geograficzne naszego województwa. W dyspozycji rzeszowskiego oddziału Agencji Nieruchomości Rolnych do sprzedaży przeznaczono 149 tys. hektarów. Z tego 91 tys. ha stanowią ziemie po byłych PGR-ach, a 37 tys. ha z Państwowego Funduszu Ziemi. W sumie działek do sprzedaży lub dzierżawy było ok. 100 tys. Większość z nich już nabyto. Do rozdysponowania pozostało 15 tys. hektarów. W niektórych regionach za hektar dobrych gruntów trzeba zapłacić 5 tys. zł. W naszym regionie zaś 4,2 tys. zł. To więcej niż w poprzednich latach. W 2002 r. trzeba było zapłacić 3,2 tys. zł, a w ub. roku - 3,8 tys. zł

Kronika kryminalna

Publiczna zgnilizna
* Przemyska prokuratura skierowała do miejscowego sądu akt oskarżenia przeciwko ośmiu osobom, którym zarzuca wręczanie i przyjmowanie korzyści majątkowych w związku z przetargami na prace remontowo- budowlane. Czterej spośród oskarżonych to właściciele prywatnych firm instalacyjno-budowlanych, którzy wręczyli łapówki w kwotach od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Pozostali to były dyrektor i były prezes przemyskiego Miejskiego Zakładu Komunikacji oraz dwaj prezesi spółdzielni mieszkaniowych w Przemyślu, którzy, zdaniem prokuratury, przyjmowali korzyści majątkowe (od 12 do ponad 30 tys. zł). Wygrywający przetargi prowadzili dokładną ewidencję wręczanych łapówek. W zeszytach i komputerach z dużą skrupulatnością zapisywali, ile i komu dawali. Byli tak dokładni, że oprócz gotówki, odnotowywali także wręczane alkohole, łącznie z ich markami, a nawet kwiaty, co niezwykle ułatwiło potem pracę organom ścigania. Pięciu spośród oskarżonych złożyło wnioski o wydanie wyroku skazującego bez przeprowadzenia rozprawy. Zaproponowali dla siebie kary od roku i sześciu miesięcy do trzech lat więzienia z warunkowym zawieszeniem ich wykonania. Pozostałym grożą kary od roku do 10 lat więzienia.

* 21-letnia pasażerka motocykla nie żyje, motocyklista jest ciężko ranny - to bilans tragicznego wypadku, do którego doszło wczoraj o godzinie 12.50 w Nowosielcach koło Przeworska na drodze E-40 - czytamy na internetowej stronie Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Kierowca Volkswagena Polo, 49-letni mieszkaniec powiatu rzeszowskiego, nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu 47-letniemu motocykliście, mieszkańcowi Lublina, który przewoził pasażerkę. Doszło do zderzenia obu pojazdów. Śmierć na miejscu poniosła pasażerka Yamahy, mieszkanka Lublina. Motocyklista trafił do szpitala.

* Policjanci zatrzymali 22-letniego mieszkańca Orzechowiec. W niedzielę młody mężczyzna przebywał u swojej babci, którą okradł. Zabrał jej 650 złotych.

* Na 1200 złotych oszacowano straty po włamaniu do domu przy ulicy Herburtów w Przemyślu. Złodziej ukradł wieżę stereofoniczną i rower.

* 30-letni mieszkaniec miasta Przemyśla okazał się sprawcą kradzieży torebki. 6bm. wyrwał ją z ręki dziewczyny idącej ulicą Łukasińskiego.

* Przeworska policja poszukuje sprawców kradzieży 20 worków nawozu, które znikły z wagonu kolejowego. Wartość skradzionej saletry to blisko 700 złotych.

Reklama