Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 26.06-02.07.2004 r.

Przemyśl

Jaka praca, taka płaca?
* Niektóre spółki przynoszą straty, ale wszyscy prezesi dostają premie. Piątkowa (25 um.) sesja przemyskich radnych zaczęła się od przeglądu stanu dwóch kolejnych miejskich spółek. Tym razem na tapetę poszły PGK i Hala. Poza pytaniami dotyczącymi merytorycznej działalności obu firm, radnych interesowały m.in. zarobki prezesów. Prezes PGK Andrzej Ziemniak poinformował, że brutto zarabia ok. 7 tysięcy. Przy sprawozdaniu prezesa spółki Hala Mariusza Zamirskiego wyszła sprawa przynoszonych przez spółkę strat i... corocznych premii. Niektórzy radni uważali, że premie dla szefów spółek należy wypłacać tylko wtedy, kiedy spółki wypracowują zyski. Prezydent Robert Choma uznał jednak, że w przypadku skutecznego wdrażania programu naprawczego i zmniejszania strat, jak w przypadku Hali, coroczna premia jest wręcz wskazana. W czasie piątkowej sesji radni podjęli też decyzję o likwidacji Centrum Informacji Turystycznej. W jej miejsce powstanie Przemyska Agencja Rozwoju Regionalnego, która przejmie mienie i zadania CIT. Poza turystyczną promocją miasta, PARR będzie się zajmować również promocją gospodarczą. Prezydent Robert Choma pytany przez radnych, kto będzie szefem nowej placówki, nie wykluczył, że PARR-em zarządzać będzie dotychczasowy kierownik CIT Wojciech Mandzyn. Długą debatę wywołała uchwała o zamiarze połączenia Regionalnego Ośrodka Kultury, Edukacji i Nauki z Miejskim Ośrodkiem Kultury. W uzasadnieniu prezydent stwierdził, że przy bardzo podobnych zadaniach, połączenie tych dwóch instytucji da oszczędności w sferze kosztów utrzymania, przez co zwiększy się pula na działalność merytoryczną. Niektórzy radni krytykowali ten pomysł, żartując, że przy takim rozumowaniu najwięcej pieniędzy na kulturę można by uzyskać poprzez połączenie wszystkich istniejących w mieście instytucji kulturalnych w jedną (zamiast kilku księgowych, dyrektorów, sprzątaczek - po jednej osobie). Jednak i ta uchwała - jak na razie tylko intencyjna - została przyjęta. Nowa placówka ma się nazywać Miejskie Centrum Kultury i Nauki.

Zbuntowani działkowcy
* Kilkuset przemyskich działkowców zbuntowało się przeciwko Polskiemu Związkowi Działkowców. Zaprzestali płacenia składek i chcą się usamodzielnić. Na to PZDz się nie zgadza. Ogrody Działkowe im. Przemysława należą do największych i najstarszych w Przemyślu. Zlokalizowane na zboczach wzniesienia są miejscem wypoczynku właścicieli. - Od dłuższego czasu dopominaliśmy się o dotację na poprawę infrastruktury działkowej - mówi Stanisław Kwolik, prezes Ogrodów Działkowych "Przemysław". - Niestety, nie było żadnej reakcji. Od ponad półtora roku przemyscy działkowcy nie odprowadzają składek do centrali. Za należne jej pieniądze zrobili drogę dojazdową, dodatkową studnię, przystanek, pomalowali siatkę, utwardzili parking. Ponadto kupili agregat prądotwórczy, szlifierkę i kosiarkę. - To właśnie na te cele chcieliśmy przeznaczyć dotację - wyjaśnia jeden z działkowców. - Ponieważ nie dostaliśmy ani grosza, byliśmy zmuszeni postąpić w inny sposób. Te prace były konieczne. Zbuntowani zarejestrowali Stowarzyszenie Ogrodów Działkowych i chcą, aby prezydent Przemyśla wydzierżawił im ziemię, którą uprawiają. Tu jednak zaczynają się kłopoty. Gospodarz miasta przekonuje, że z zgodnie z ustawą o ogródkach działkowych prawnym użytkownikiem działek jest Polski Związek Działkowców.
- Tylko wówczas, gdy ta organizacja zrzeknie się prawa do użytkowania, działkowcy będą mogli otrzymać działki w dzierżawę - tłumaczy Witold Wołczyk z biura prezydenta Przemyśla. - Prezydent rozmawiał o sprawie z władzami PZDz, które nie zgadzają się na takie rozwiązanie.

Zarobić na wakacje
* Coraz więcej uczniów dorabia przy zbiorach owoców i myciu samochodów. Nieliczni decydują się na zagraniczne wojaże w poszukiwaniu pracy.
- Chętnych do podjęcia krótkotrwałej pracy jest znacznie więcej, niż ofert - mówi Krystyna Michalska, dyrektor Ochotniczego Hufca Pracy w Przemyślu. - Niemal codziennie przychodzą młodzi ludzie, pytają i często odchodzą z przysłowiowym kwitkiem. W tym tygodniu Młodzieżowe Biuro Pracy przy OHP dysponuje kilkunastoma propozycjami pracy przy zbiorze owoców w Żurawicy. Zainteresowani mogą zgłaszać się do siedziby hufca przy ulicy Dworskiego 6 w Przemyślu.
- Zwykle dopiero na przełomie lipca i sierpnia mamy więcej ofert niż na początku wakacji - przyznaje Areta Lonc z Młodzieżowego Biura Pracy OHP. - Zachęcam pracodawców do współpracy i zgłaszania zapotrzebowania na pracowników. Najpopularniejszym sposobem wakacyjnego zarobku jest mycie samochodów na parkingach. W tej "profesji" najlepiej radzą się sobie uczniowie podstawówek i gimnazjów.
- Kierowcy dają, co łaska - cieszy się 13-latek spotkany na parkingu przy ulicy Ratuszowej. - Starcza na lody. Innym równie popularnym zajęciem, choć słabo płatnym, jest roznoszenie ulotek reklamowych. Zleceniodawcy płacą od 2 do 8 groszy za sztukę. Zbierając wiśnie dostaniemy około 30 groszy za kilogram.

Bezkarni miłośnicy faszyzmu
* Ktoś rozlepił w centrum miasta ulotki zachęcające do odwiedzenia witryny internetowej skrajnie nacjonalistycznej, ukraińskiej organizacji UNA-UNSO. Ogłoszenia zostały naklejone na słupach i znakach drogowych przy ul. Kościuszki, obok budynku, w którym znajduje się siedziba przemyskiego koła Związku Ukraińców w Polsce.
- UNA-UNSO nie ukrywa swoich metod działania i niechęci do Polski. Nie wiemy, czy rozwieszanie jej reklam to akcja werbunkowa, czy szerzenie ideologii faszystowskiej, która jest w Polsce zabroniona. Sprawą powinny się zająć służby specjalne. Rozważamy złożenie doniesienia do prokuratury - mówi Andrzej Zapałowski, szef zarządu powiatowego LPR w Przemyślu. UNA - UNSO zasłynęła pod koniec 1998 r., gdy jej członkowie młotkami i dłutami rozbili polskie tablice na cmentarzu Orląt Lwowskich. Działo się to przy akceptacji ukraińskiej milicji. Dwa lata temu działacze UNA-UNSO zniszczyli elewacje wielu kamienic w Przemyślu, malując hasła domagające się uwolnienia z ukraińskiego więzienia swojego lidera Andrija Szkila.

Skarb czeka na odkrywców...
* Banknoty przed poddaniem twierdzy spalono. A monety? Samolotem pół tony kruszcu nie da rady. Muszą być gdzieś zakopane! - mówi Janusz Motyka, z zawodu organizator turystyki, prywatnie miłośnik fortów, zapalony poszukiwacz staroci. Wersji jest co najmniej kilka. Jedna mówi, że tuż przed kapitulacją twierdzy, na jej terenie zakopano tzw. kasę feldmarszałka Kusmanka. Pod tym pojęciem należy rozumieć kasę głównego dowództwa twierdzy, nie samego komendanta. W drugiej mowa o kasie pułku, nie wiadomo tylko którego. Trzecia wersja to tzw. skarb pułkownika Molnara. Ponieważ wersje się nie wykluczają, kto chce może wierzyć we wszystkie. Kasa Kusmanka miała zawierać złoto, według optymistów nawet do pół tony. O kasie pułku wiadomo niewiele, poza tym, że pilnie poszukiwał jej pewien Włoch. Skarbu Molnara w międzywojniu bezskutecznie, choć uparcie, szukali Węgrzy: w piwnicy jednej z kamienic przy Mickiewicza i w forcie San Rideau. Po II wojnie znalazła go przypadkiem - nie w piwnicy, a pod podłogą na piętrze, gdzie mieszkał Molnar - ekipa polskich robotników budowlanych. Do muzeum trafiły tylko dokumenty, ale są ludzie, którzy twierdzą, że były w nim i kosztowności, i broń: - Złote i srebrne monety, dukatówki. Powiedział mi to jeden z członków tej ekipy. Podzielili się między sobą - mówi proszący o anonimowość eksplorator fortów. - Podobnie jak ci, którzy w latach dziewięćdziesiątych wyczyścili wszystkie szamba. To tam właśnie uciekinierzy wrzucali broń, portfele, skórzane pasy, kosztowności, nawet porcelanę! W środowisku beztlenowym idealnie się wszystko zachowało, tyle że zamiast do muzeum trafiło na czarny rynek. Liczyłem to kiedyś. Wyczyszczenie jednego szamba to zarobek od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych.

Prawo w odcieniach szarości
* Właściciel budynku handlowego twierdzi, że miasto nie chce dać mu szansy na handel i nakazuje zlikwidować lokal. Druga strona konfliktu tłumaczy, że budynek jest samowolą budowlaną. Obiekt handlowy przy ul. Floriańskiej 2 został zbudowany w 1998 roku. - Sprowadziliśmy nowoczesną technologię z Niemiec, którą zresztą potem miasto wykorzystało na budowę przystanków i kiosków - mówi właściciel budynku, Jerzy Tomas. - Wydaliśmy na to 30 tys. zł, a teraz po rozbiórce może za złom dostaniemy 450 zł. Poza tym, płaciliśmy za dzierżawę terenu, a z handlu tutaj utrzymywały się dwie rodziny. teraz mówi się nam, że obiekt to samowola budowlana. Jakim cudem , skoro dostaliśmy wszelkie pozwolenia, a na umowie o użytkowaniu budynku nie było daty, do której umowa ta jest ważna, ani żadnej informacji, kiedy należy starać się o jej przedłużenie. Właściciel budynku twierdzi, ze przy tej inwestycji poniósł duże nakłady pieniężne: musiał doprowadzić wodę, prąd, kanalizację. Jest rozżalony, że nakłady mu się nie zwróciły, a z władzami miasta nie doszedł do porozumienia. Natomiast Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Miasta Przemyśla twierdzi, ze decyzja o rozróbce budynku została podjęta z winy właściciela. - Właściciel nie złożył przed upływem terminu wniosku o przedłużenie z nim umowy i jest to samowola budowlana - mówi. - Były od tego czasu negocjacje i w ich efekcie umowa była przedłużana co roku. W pewnym momencie dowiedzieliśmy się, że firma, z którą mamy umowę nie istnieje, a jej właściciel podejmuje budynek bez porozumienia z miastem, dlatego nakazaliśmy jego rozbiórkę.

* Kiedy półtora roku temu pisaliśmy o ministerialnym rozporządzeniu, w myśl którego wiceprezydenci, by móc piastować stanowisko, powinni legitymować się wyższym wykształceniem, miejscy i wojewódzcy prawnicy tłumaczyli, że nie dotyczy ono wiceprezydenta Przemyśla. Powoływali się przy tym na fakt, iż Ryszard Lewandowski został wiceprezydentem 4 grudnia 2002 r., a rozporządzenie weszło w życie 13 grudnia 2002 r. - Prawo nie działa wstecz - tłumaczyli. Jednak nie związani z urzędem prawnicy przypominali dalszą część formułki: - ... chyba że to wynika z jego brzmienia lub celu, a w rozporządzeniu wyraźnie jest napisane, że przepisy mają zastosowanie od dnia 27 października 2002 r. I o te dwie daty od tamtego czasu toczy się spór: czy "nielegalni" są ci, których powołano już po 27 października, czy dopiero po 13 grudnia? Organem nadzorczym, który ma prawo kwestionować decyzję prezydenta Przemyśla o powołaniu Lewandowskiego na zastępcę, jest wojewoda. Półtora roku temu jego prawnicy tłumaczyli, że... data 27 października dotyczy jedynie drugiej kwestii regulowanej przez ministerialne rozporządzenie (tj. zarobków). Tymczasem na stronie internetowej urzędu wojewódzkiego znaleźć można informację o wyroku, jaki w podobnej sprawie wydał wrocławski NSA. Przeczytać w niej można m.in.: "Zastępca burmistrza musi mieć wyższe wykształcenie - uznał NSA i oddalił skargę gminy, która kwestionowała przepisy o wymaganiach, jakie mają spełniać zastępcy burmistrzów, wójtów i prezydentów. Sprawa dotyczyła zastępcy burmistrza, który jak się okazało, nie miał wymaganego prawem wyższego wykształcenia. Jego mianowanie na stanowisko unieważnił wojewoda w trybie nadzoru nad działalnością samorządu terytorialnego. (Wyrok NSA we Wrocławiu, sygn. akt: SA/Wr 854/03.)". W wyroku mowa o burmistrzu, ale przez analogię, identycznie traktuje się wójtów i prezydentów. I dalej: "W krótkim uzasadnieniu sąd podkreślił, że przepisy te są jednakowe dla wszystkich, bez względu na datę mianowania". Dolnośląski wiceburmistrz, nie mogąc być wiceburmistrzem, został uratowany przez burmistrza w ten sposób, że został... jego pełnomocnikiem. Tymczasem w Przemyślu bez zmian: wojewoda z prawa do anulowania decyzji prezydenta o powołaniu wiceprezydenta nie korzysta, a wiceprezydent, jak urzędował, tak urzęduje. Wiceprezydent Ryszard Lewandowski: - Jeśli wyjdzie, że nie powinienem być wiceprezydentem, nie będę rozpaczał. Decyzja należy do prezydenta.

* Zakaz handlu dla dużych sklepów w niedzielę oraz nakaz zamykania lokali gastronomicznych o godzinie 22 - to najnowsza propozycja przemyskiego Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność". Związkowcy chcą zastąpić wolny rynek systemem koncesji w Przemyślu, Jarosławiu, Przeworsku i Lubaczowie.
- O tym, czy w niedzielę należy handlować, czy też nie, powinni decydować sami kupujący - mówi Bożena Buś, kierownik dużego supermarketu "Julius Meinl" w Przemyślu. - Nasze obroty wskazują na to, że ludzie chcą kupować w niedzielę. Związkowcy nie powinni podejmować za nich decyzji. Według naszej rozmówczyni, zamknięcie supermarketu w niedziele i święta spowodowałoby konieczność zwolnienia blisko jednej trzeciej załogi. Pomysł wprowadzenia zakazu handlu w niedziele nie podoba się także wielu klientom dużych sklepów. - Ja sam z braku czasu często wybieram się na zakupy dopiero w niedzielę - mówi pan Ireneusz z Przemyśla. - Dlaczego ktoś ma mi tego zabronić? Propozycji przemyskiej "Solidarności" przyklasnęli natomiast właściciele mniejszych sklepów o powierzchni poniżej 300 m kw.
- Duże sklepy mają tak mocną pozycję, że ich zamknięcie na jeden dzień nie wyrządzi im wielkiej szkody - twierdzi Wacław Błażkowski, właściciel sklepu "Familijnego" w Przemyślu. - Klienci chcą kupować w niedzielę, ale raz w tygodniu mogliby to przecież robić w małych sklepach. Wielu właścicielom małych sklepów pozwoliłoby to stanąć na nogi. Kolejna propozycja związkowców dotycząca zamykania lokali gastronomicznych o godzinie 22 zbulwersowała wielu przemyskich restauratorów.
- Co oni sobie wyobrażają, że w sobotę o godzinie 22 wygonię klientów z mojego lokalu? - pyta ironicznie właściciel jednego z pubów na przemyskiej starówce. - Przecież dzięki obrotom w pubie ludzie mają pracę. Ktoś, kto proponuje takie rzeczy, nie zdaje sobie chyba sprawy, jak wysokie jest w Przemyślu bezrobocie.

J A R O S Ł A W

* Brak właściwej współpracy wojewodów z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad wydłuża w czasie, zdaniem posła Mieczysława Kasprzaka, powstanie obwodnicy dla miasta. Przesłał w tej sprawie interpelację do ministra. Według posła, inwestorzy nie przywiązują staranności do przestrzegania terminów realizacji projektów technicznych, projektów podziału nieruchomości i wykupu terenów. Urzędnicy nie korzystają z prawnych możliwości skracających w czasie te prace.
- Taka sytuacja wydłuża przygotowanie inwestycji. Zbyt wolno i w sposób niewystarczający przebiegają prace modernizacyjne i przygotowawcze do budowy obwodnic miast na odcinku drogi E 4 od Krakowa do granicy z Ukrainą - twierdzi poseł Kasprzak. Swoje zastrzeżenia przekazał ministrowi infrastruktury Krzysztofowi Opawskiemu. Zażądał również odpowiedzi na kilka pytań: *czy GDDKiA posiada harmonogram modernizacji trasy E 4 od Krakowa do Korczowej; *czy są plany prac przygotowawczych obwodnic dla Wojnicza, Pilzna, Ropczyc i Jarosławia; *dlaczego tak wolno przebiegają prace dostosowania nawierzchni drogi E 4 dla ciężkich pojazdów.
- Jakie są opóźnienia i z czego wynikają - Kasprzak dopytuje się ministra. Według niego są obecnie możliwości zdobycia pieniędzy na budowę obwodnic.

* Na ostatniej sesji Rady Miasta Jarosławia kupcy, którzy protestują przeciwko zamknięciu Rynku dla ruchu kołowego, wręczyli burmistrzowi petycję, w której żądają cofnięcia decyzji o całkowitym zamknięciu Rynku. Od 1 czerwca na jarosławskim Rynku został ograniczony ruch pojazdów kołowych, a w planach jest, że za rok zostanie on całkowicie zamknięty dla samochodów. Przeciwko temu protestują kupcy zrzeszeni w Stowarzyszeniu Jarosławskich Handlowców. Uważają oni, że miasto nie jest do tego przygotowane, nie ma odpowiednich parkingów, objazdy nie spełniają swojej roli, a przez taką decyzję Rynek będzie coraz bardziej się wyludniał. Kontrargumenty burmistrza Janusza Dąbrowskiego były takie, że Rynkowi grozi katastrofa budowlana w przypadku dalszego, tak dużego jak dotychczas ruchu samochodów, oraz fakt, że to sami mieszkańcy miasta wypowiedzieli się w ankietach, iż chcą wycofania ruchu kołowego z centrum miasta. Przypomnijmy, decyzja o ograniczeniu ruchu kołowego w Jarosławiu została podjęta w oparciu o opinię Naukowego Nadzoru Autorskiego Zespołu AGH w Krakowie, Podkarpackiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków oraz Regionalnego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków w Rzeszowie. Według tych instytucji ograniczenie ruchu samochodów na rynku, a najlepiej jego wyeliminowanie, rozwiązałoby sprawę pękania murów zabytkowych kamienic przy jarosławskim rynku. W przeciwnym wypadku, za kilkanaście lat, zabytki te mogłyby zamienić się w ruinę.

Chcecie pracy? Kupujce akcje!
* Krzysztof Dajczak, prezes ZPDz "Jarlan" chce odsprzedać swoje akcje na rzecz samorządu lokalnego. Z taką propozycją zwrócił się kilka dni temu do burmistrza miasta i starosty powiatu. Czy miasto i powiat staną się akcjonariuszami "Jarlanu" i czy w ogóle taka propozycja jest brana pod uwagę? Burmistrz Janusz Dąbrowski nie chce wypowiadać się w tej sprawie. Ma na tyle wygodną sytuację, że decyzję musi podjąć nie on, lecz rada miasta. A czy rada zajmie się propozycją prezesa Dajczaka? Jej przewodniczący Marian Janusz twierdzi, że skieruje pismo, jakie otrzymał od prezesa, do komisji budżetowej: - Nie mogę nic powiedzieć w tej sprawie, ponieważ radni nie dyskutowali jeszcze nad tą propozycją. Przypomnijmy, że prezes K. Dajczak odkupił od holdingu Próchnik 477 176 sztuk akcji zwykłych. Ten pakiet dał mu 56 proc. głosów na zgromadzeniu akcjonariuszy. Obecnie jedna akcja "Jarlanu" ma wartość 0,08 zł, co w sumie daje 38 tys. 174, 08 zł. Kilka dni temu prezes zwrócił się do władz samorządu miejskiego i powiatowego, by te odkupiły od niego akcje: - Samorząd lokalny pełniłby obiektywną kontrolę nad działaniami restrukturyzacyjnymi. Łączenie przeze mnie funkcji prezesa zarządu i właściciela jest różnie spostrzegane. Rodzi podejrzenia, że kosztem wierzycieli pomnażam swój kapitał. Dlatego chcę za symboliczną kwotę odsprzedać akcje samorządom. Oba samorządy, zarówno miasto, jak i powiat pomogły przy wejściu na nasz rynek nowego inwestora Lear Corporation. Publiczna kontrola, jaką przejęłyby samorządy nad "Jarlanem", wpłynęłaby na pewno na powstanie kolejnych inwestycji w Lear Corporation - mówi prezes ZPDz "Jarlan" Krzysztof Dajczak.

P R Z E W O R S K

* Czy przetarg na remonty dróg i mostów w mieście był ustawiany? Tego próbowali się dowiedzieć radni podczas ostatniej sesji. Sprawę wywołał Dariusz Łapa, który wnioskował o wprowadzenie dyskusji nad przetargiem do porządku obrad. - O tym wie całe miasto. Ludzie są zaniepokojeni sytuacją przetargową i pytają nas, jak my możemy do tego dopuścić - twierdzi Łapa. O co chodzi? 15 czerwca odbyło się otwarcie ofert, które napłynęły po ogłoszeniu przetargu na "wykonanie remontów i modernizacji dróg miejskich i obiektów mostowych". Ofert tych jest pięć, jednak wszystko wskazuje na to, że przetarg (na wszystkie wydzielone cztery zadania) wygra konsorcjum jarosławsko-leżajskie JARD-EM SA i PBDiM, pomimo że oferta przeworskiego Budinstelu jest znacznie korzystniejsza finansowo. Dlaczego? Otóż w specyfikacji istotnych warunków zamówienia widnieje zapis, iż startująca firma musi się wykazać dodatnim bilansem za dwa ostatnie lata rozliczeniowe. Miejscowa Firma Budinstel, która powstała na bazie firmy-matki nie może spełnić tego warunku i odpadnie z gry, mimo że jej oferta jest o ponad 400 tys. tańsza niż konsorcjum, które prawdopodobnie wygra przetarg na wszystkie zadania. Radni, jak utrzymywali, mieli dowiedzieć się o tym z rozmów z Leszkiem Kisielem, który jest przewodniczącym komisji przetargowej. Radnych dziwi, po co wprowadzony został ten zapis, skoro startujący w przetargu i tak daje gwarancje 36-miesięczne, a poza tym musi się wykazać kapitałem 3 mln zł lub zdolnością kredytową na tę kwotę. - Chodzi o to, że w ten sposób eliminuje się firmę przeworską, a w dodatku o wiele tańszą - uważa Łapa.

R E G I O N

Odświeżanie szlaków...
* Znakarze z przemyskiego PTTK odnawiają najbardziej zniszczone odcinki szlaków biegnących przez Pogórze Przemyskie i Dynowskie. Jeśli turyści będą błądzili, to następnym razem wydadzą pieniądze gdzie indziej - uważa wójt Żurawicy. Znakarzy malujących dwukolorowe znaki można spotkać m.in. na czerwonym szlaku pomiędzy Przemyślem i Birczą, niebieskim pomiędzy Wapielnicą i Kalwarią Pacławską oraz zielonym pomiędzy Przemyślem i Bachórzem.
- Turyści narzekali na zły stan naszych szlaków - mówi Janusz Motyka, członek Zarządu Oddziału PTTK im dr M. Orłowicza w Przemyślu. - Poza niewielkimi środkami z Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej i Narciarskiej nie otrzymaliśmy żadnych pieniędzy na modernizację. Jednak nasi znakarze wykonują większość prac społecznie. Nielicznych, aktywnych działaczy przemyskiego PTTK czeka jeszcze mnóstwo pracy. Szlaki Pogórza Przemyskiego są na pewnych odcinkach bardzo zarośnięte, a turyści mają poważne problemy z wyborem właściwej trasy. Na szczególnie zniszczonych odcinkach szlaków o łącznej długości ponad 100 kilometrów trzeba poprawić stare znaki, namalować nowe i umieścić drogowskazy. Muszą poczekać szlaki w gminach: Bircza, Krasiczyn, Fredropol, Krzywcza, Dubiecko, Medyka i w gminie wiejskiej Przemyśl. Niestety, samorządy nie rozumieją, że szlaki są bardzo ważną częścią infrastruktury turystycznej regionu. Niektórzy wójtowie i radni pozostają głusi na apele w sprawie utrzymania szlaków. Pozytywnie wyróżnia się gmina Żurawica, która przeznaczyła kilkaset złotych na ten cel. - Turyści korzystają z transportu, kupują w miejscowych sklepach, nocują w hotelach i gospodarstwach agroturystycznych. Zostawiają tu pieniądze - mówi Piotr Tomański, wójt gminy Żurawica. - Jeśli będą błądzić, to więcej do nas nie przyjadą. Opłaca się inwestować w turystykę.

* Ukraińcy szukają w naszym regionie współmałżonków. Po wprowadzeniu wiz ślub to gwarancja legalnej pracy i pobytu w Polsce. Za fikcyjny związek są gotowi zapłacić nawet 2 tys. dolarów. Urzędnicy tropią papierowe małżeństwa, ale to walka z wiatrakami. Na przesłuchania wzywają nawet tych cudzoziemców, którzy pobrali się z miłości. Aleksandra Tendelska jest Ukrainką. Trzy lata temu wyszła za mąż za mieszkańca Rzeszowa. Jest starszy od niej o 16 lat. - Gdy braliśmy ślub nikt nie pytał, czy to małżeństwo z miłości czy dla korzyści - mówi kobieta. Dopiero, gdy zaczęła starać się o prawo do stałego pobytu w Polsce, urzędników zainteresowały powody, dla których stanęła na ślubnym kobiercu. - To było rok po ślubie, gdy wprowadzono wizy dla Ukraińców. Na spotkanie w urzędzie poszłam z mężem. Pytano nas jak długo się znaliśmy przed ślubem, czy mieszkamy razem. Chyba zrozumieli, że ja z miłości, a nie dla pieniędzy, czy obywatelstwa wyszłam za Polaka, bo przeszkód nie robili - wspomina. Mieszkają w Rzeszowie. Aleksandra sprzedaje ubrania na "balcerku". Wraz z mężem regularnie odwiedzają jej rodzinę na Ukrainę. W urzędach stanu cywilnego w Przemyślu i Stalowej Woli regularnie udziela się ślubów cudzoziemcom. Przeważają polsko-ukraińskie pary.
- Trudno powiedzieć, co przyświeca nowożeńcom. Czy pobierają się z miłości, czy tylko dla uzyskania polskiego obywatelstwa - mówi Andrzej Krzysztoforski, kierownik USC w Przemyślu. W ub. r. 12 cudzoziemców starało się w Podkarpackim Urzędzie Wojewódzkim o przyznanie polskiego obywatelstwa. W tym roku tylko do lipca - 23. Ile kosztuje fikcyjny ślub z rozwodem? Żadne oficjalne taryfikatory nie istnieją. Mówi się, że za żonę-Polkę trzeba zapłacić nawet 2 tys. dolarów. Tyle samo kosztuje fikcyjny małżonek.

* Na niemytych borówkach, poziomkach, truskawkach i innych owocach mogą żyć larwy bąblowca - pasożyta roznoszonego przez wilki, lisy, a także psy. Zjedzenie zakażonych owoców może doprowadzić nawet do uszkodzenia wątroby, mózgu i płuc. Wywołujące chorobę larwy bąblowca (trzymilimetrowego tasiemca) wydalane są przez zwierzęta wraz z kałem. W zeszłym roku w Polsce zanotowano 34 przypadki bąblowicy. W Podkarpackiem nie zachorował nikt. Rok wcześniej - dwie osoby z rejonu Krosna. - To było dziecko i nastolatek - informuje Marek Wilk, powiatowy inspektor sanitarny w Krośnie. - Od tego czasu mamy spokój. Często larwy tasiemca gnieżdżą się na borówkach. Na zakażenie nimi narażeni są zwłaszcza zbieracze runa leśnego, którzy podczas pracy posilają się jagodami. - Lisy i wilki przechodzą przez borówczyska, podobnie jak psy przez podwórka, gdzie leżą opadłe z drzew owoce. "Załatwiają się" tam, wydalając przy okazji jajeczka groźnego pasożyta - tłumaczą epidemiolodzy. Ich zdaniem, spożycie niemytych owoców nie musi doprowadzić do zachorowania na bąblowicę, ale trzeba dmuchać na zimne. - Zanim zjemy jabłko czy gruszkę podniesioną z ziemi, a zwłaszcza leśne jagody, najpierw należy dokładnie je umyć - przestrzegają. - Jeśli zastosujemy się do tych zaleceń, możemy być spokojni o swoje zdrowie.
Bąblowica: W Polsce wykryta po raz pierwszy w 1990 r. u lisów. Dla zwierząt niegroźna. U ludzi ujawnia się zazwyczaj dopiero kilka lat po zakażeniu. Niezwykle trudna do wykrycia. Larwy tasiemca dostają się do organizmu człowieka w formie torbieli i umiejscawiają się w narządach miąższowych, głównie w wątrobie, płucach i mózgu. Najskuteczniejszym i jedynym sposobem leczenia są zabiegi chirurgiczne. Przy tym konieczne jest długotrwałe stosowanie kosztownych leków niszczących pasożyta. Trzeba je podawać co najmniej rok po operacji.

Kronika kryminalna

Żadnych świętości...
* W Jarosławiu w jednym z kościołów nieznany sprawca okradł obywatelkę USA. Do kradzieży doszło prawdopodobnie w chwili, kiedy kobieta wyszła z ławki, by przyjąć komunię św. i zostawiła torebkę. Sprawca niepostrzeżenie wyjął z niej 310 dolarów amerykańskich, dokumenty i kartę płatniczą. Policja odnalazła dokumentu porzucone na terenie Jarosławia. Pieniędzy nie udało się odzyskać.

* W Przemyślu w tunelu PKP na ul. Czarnieckiego 18-letni mieszkaniec Przemyśla napadł na 56-letniego mężczyznę i zabrał mu telefon komórkowy. Policjantom udało się ująć sprawcę napadu.

* 25 czerwca w Przemyślu na skrzyżowaniu ulic Dworskiego i Siemiradzkiego kierowca peugeota nie zachował ostrożności i na przejściu dla pieszych potrącił nieletnią, która nagle weszła na przejście. Dziewczynę z ogólnymi obrażeniami przewieziono do szpitala.

* 25 czerwca w jednym z gospodarstw w Ujkowicach wybuchł pożar stodoły. Ogień częściowo strawił drewnianą konstrukcję i zawartość stodoły. Straty oszacowano na około 20 tys. zł. Prawdopodobną przyczyną pożaru był samozapłon składowanego w niej siana.

* 26 czerwca w Przemyślu na moście im. Siwca Wacław S. przekroczył barierkę ochronną i próbował przebiec jezdnię. Wtedy został potrącony przez opla astrę i z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu trafił do szpitala.

Reklama