Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 12.06-18.06.2004 r.

Przemyśl

W zimie się nie da
* Ekipa robotników, kurz, piasek i rozkopane chodniki witają turystów, którzy wraz z początkiem lata coraz liczniej odwiedzają nadsańskie miasto. Taki widok działa odstraszająco. Niektórzy goście pośpiesznie wyjeżdżają. Kilkanaście dni temu robotnicy opłacani przez Urząd Miasta w Przemyślu ochoczo przystąpili do pracy. Rozkopali plac na Bramie i część ulicy Franciszkańskiej. Znajdujące się tam sfatygowane płytki chodnikowe i pofałdowany asfalt zastępują kostką granitową. Wcześniej podobnym zabiegom poddano ulicę Kazimierza Wielkiego oraz Rynek. Większość mieszkańców pozytywnie odnosi się do zmian następujących na starym mieście. Jednocześnie ci sami przemyślanie zastanawiają się, czy to normalne, że już kolejny rok z rzędu roboty prowadzone są w lecie, a nie początkiem wiosny lub jesieni.
- Władze samorządowe podejmują coraz to nowe przedsięwzięcia mające służyć promocji miasta przy jednoczesnym zniechęcaniu turystów do jego odwiedzania - mówi jeden z miejscowych przewodników turystycznych. - Przecież to skandal. Jak można pozwolić na to, aby gości przeciskali się pomiędzy murami kamienic i maszynami wykorzystywanymi na placu budowy. Podobne opinie wyrażają sami turyści. Pan Krzysztof, wrocławianin, który w poniedziałek wspólnie z żoną zawitał do grodu nad Sanem, był zdegustowany tym, co zobaczył.
- Przy najmniejszym podmuchu wiatru do oczu dostawał się kurz i piasek - opowiada mężczyzna. - Nie dało się zjeść kupionych przed chwilą lodów. Czym prędzej musieliśmy uciekać z rozkopanego centrum waszego miasta. Zafundowaliście sobie kiepską reklamę. Prezydent Robert Choma najwyraźniej nie przejmuje się negatywnymi opiniami ludzi, skoro dopuszcza, aby właśnie teraz prowadzono roboty. Sam wielokrotnie zapewniał, że to właśnie turystyka jest szansą na rozwój Przemyśla.
- Z uwagi na sprzyjające warunki atmosferyczne lato jest najlepszym okresem na prowadzenie robót - zapewnia Witold Wołczyk z biura prezydenta Przemyśla. - Musimy przez to przejść, aby po tym miasto wyglądało tak, jak zakładają plany.

Raport o bezrobociu...
* Znów ubyło bezrobotnych. W mieście i powiecie jest ich 12 339, o 175 mniej niż w poprzednim miesiącu. Ale to wciąż o 53 więcej w porównaniu z analogicznych okresem ubiegłego roku. Pracy jest trochę więcej niż zimą i wczesną wiosną, głównie sezonowej. - W maju wykreśliliśmy z ewidencji 883 osoby - mówi Maria Cichoń, zastępca dyrektora Powiatowego Urzędu pracy. - 325 z nich podjęło pracę niesubsydiowaną, 22 - interwencyjną, 14 - roboty publiczne. W ramach umów absolwenckich zatrudnienie otrzymało 7 osób., staże i szkolenia rozpoczęły 102. Aż 312 bezrobotnych nie potwierdziło gotowości do podjęcia pracy. Być może załatwiło sobie ja na własną rękę. Stopa bezrobocia w Przemyślu wynosi 21,2 proc., w powiecie - 24,5 i jest wyższa niż na Podkarpaciu (19,9).

* Ponad 30 osób uczestniczyło w jubileuszu 50-lecia matury, który odbył się w miniony weekend w I Liceum Ogólnokształcącym. Pięćdziesiąt lat to szmat czasu. Pomimo to absolwenci I LO z rocznika 1954 wciąż trzymają się razem. Dowodem na to są regularne zjazdy, w których uczestniczą wychowankowie przemyskiego "Słowaka". Ten ostatni był wyjątkowy, bo jubileuszowy. W LO stawiło się ponad 30 uczestników. Wszystko zaczęło się 11 czerwca od spotkania na boisku szkolnym. Potem niedawni jeszcze przecież uczniowie udali się na cmentarze, by zapalić znicze na grobach swych profesorów, koleżanek i kolegów. Dzień później, w sobotę, uczestnicy zjazdu spotkali się w murach swojej dawnej szkoły, do której przyszli karnie prosto z kościoła oo. Reformatów, gdzie odprawiona została Msza św. W progach szkolnych przywitała ich obecna dyrektorka "Słowaka" Grażyna Dawnis. Spotkanie było okazją do wielu wspomnień. W ławach zasiedli absolwenci, którzy dziś pełnią nieraz ważne funkcje w wielu miejscach kraju. Byli wśród nich m.in. profesorowie akademiccy, nauczyciele i księża. Przypomniano sobie nawet szkolne sprawdzanie listy obecności, a ci, którzy bez usprawiedliwienia nie stawili się na zjeździe, zyskali miano "wagarowiczów". Minutą ciszy uczczono natomiast tych, którzy znaleźć się w koleżeńskim gronie już nigdy nie będą mogli. Jubileusz zakończył się bankietem, podczas którego bawiono się jak za dawnych lat...

Sąd uznał racje Kaspera
* Andrzej Kasper, były szef przemyskiej straży miejskiej, otrzymał odszkodowanie za nieprawidłowe zwolnienie z pracy w wysokości 6 tys. 500 zł. Zwolnienie nastąpiło w ubiegłym roku i od tamtego czasu sprawą - na wniosek zwolnionego - zajmował się sąd pracy. Kasper nie zgadzał się ani z zarzutami stawianymi mu przez pracodawcę, ani z trybem zwolnienia. Prezydent Robert Choma podtrzymywał zarzuty, ale ostatecznie przystał na ugodę z załącznikiem w postaci odszkodowania w wysokości 6 tys. 500 zł. Andrzej Kasper: - Nie zgadzałem się i nie zgadzam z zarzutami, jakie mi stawiano przy zwolnieniu, dlatego skierowałem sprawę do sądu pracy. Jak się okazuje, sąd przynajmniej w części uznał, że prezydent popełnił błąd. Ale nie o samo odwołanie miałem żal, a o niesłowność i brak honoru mojego pracodawcy. Kiedy prezydent objął urząd, poszedłem zapytać, czy ma jakieś uwagi do mojej osoby albo po prostu widzi na moim stanowisku kogoś innego. Jako pracodawca miałby do tego prawo, a w takiej męskiej rozmowie mógł mi to po prostu powiedzieć, zrozumiałbym. Zapewnił mnie jednak, że mogę spać i pracować spokojnie. Po kilku miesiącach nagle zaczęły się kontrole, wręczono mi zwolnienie, a moje miejsce zajął dawny kolega pana prezydenta... Prezydent przyznaje, że zasądzone odszkodowanie już zostało wypłacone: - Poszliśmy na ugodę, żeby nie ciągnąć tej sprawy w nieskończoność, a w żadnym wypadku nie dlatego, że popełniliśmy jakiś błąd. W dalszym ciągu podtrzymuję zarzuty, stawiane byłemu komendantowi. Najlepszym dowodem, że miałem rację, jest znacznie lepsze funkcjonowanie straży po jego odejściu. Wypłacone 6 tysięcy 500 złotych to połowa kwoty, jakiej się domagał. Oczywiście, że lepiej byłoby wcale nie płacić, tym bardziej że to pieniądze podatników, ale uznałem, że to mniejsze zło niż kilkuletnie procesowanie się. Poza tym ze wszystkich spraw, jakie mieliśmy w sądzie pracy, tylko ta jedna zakończyła się odszkodowaniem. Robert Choma dodaje, że po objęciu fotela prezydenta faktycznie obiecał Andrzejowi Kasperowi pozostanie w straży miejskiej: - Tak, ale nie na stanowisku komendanta!

Stanie pomnik... fajki
* Nadsańskie miasto będzie pierwszym w Polsce i jednych z nielicznych w Europie, w którym stanie pomnik fajki. Przemyśl jest niekwestionowaną stolicą polskiej fajki. Istnieje w nim, aż 12 "fajowych" pracowni, a od niedawna funkcjonuje jedyne w kraju muzeum fajki.
- Chcemy uczcić ten fakt - mówi Zbigniew Bednarczyk, prezydent Przemyskiego Klubu Fajki. - Stąd właśnie niecodzienny pomysł na pomnik fajki. Fajowe dzieło będzie liczyć blisko 3 metry długości i ponad 1,5 metra wysokości. Stanie u zbiegu ulicy Wałowej i Franciszkańskiej. W zamyśle pomysłodawców przemyski pomnik w przeciwieństwie do innych upamiętniających wydarzenia lub osoby, ma mieć charakter użytkowy.
- Każdy, kto zechce, usiądzie na pokaźnym ustniku lub sztylku - dodaje Zbigniew Bednarczyk. - To niekonwencjonalna forma promocji miasta i atrakcja dla turystów. Ideę budowy pomnika fajki popierają władze miasta.

* Najlepszych uczniów kształcących się z zawodach ślusarz, krawiec i kucharz wyłoniono podczas konkursu w Zespole Szkół Zawodowych przy Specjalnym Ośrodku Szkolno Wychowawczym nr 1. Pierwsze miejsce w kategorii ślusarz zdobył Artur Turczak. W kategorii krawców zwyciężył Leszek Kiełbasa, najlepszymi kucharkami okazały się Krystyna Czura i Beata Szelestowska.
- Marzymy, aby nasi uczniowie mogli z powodzeniem konkurować o zatrudnienie na otwartym rynku pracy. Często jest to trudniejsze niż w przypadku pełnosprawnych rówieśników. Konkursy mają podnieść ich umiejętności - mówi Andrzej Berestecki, wicedyrektor SOSzW nr 1 w Przemyślu. Po ukończeniu ZSZ, niepełnosprawnej młodzieży o wiele trudniej znaleźć pracę. Głównie liczą na warsztaty terapii zajęciowej, spółdzielnie inwalidów, zakłady aktywizacji zawodowej.
- Chcemy naszych podopiecznych nauczyć podstawowych czynności, aby jak najlepiej radzili sobie w codziennym życiu. Aby potrafili przyszyć guzik, wykonać fartuszek, czy nawet otworzyć warsztat z usługami ślusarskimi - dodaje dyr. Berestecki.

* Kiedy na zewnątrz temperatura wynosi minus osiem stopni, to w mieszkaniach, przy kaloryferach nastawionych na maksymalne grzanie, termometr wskazuje zaledwie plus czternaście - skarżą się mieszkańcy. Z monitów słanych przez mieszkańców do administracji i odsyłanych odpowiedzi można by złożyć przepastną księgę. - Piszemy, bo co mamy robić? Przecież nie zakujemy ich w kajdanki i nie przywieziemy do naszych mieszkań w któryś z mroźnych zimowych dni - wyjaśniają lokatorzy bloku kolejowego przy ul. Mickiewicza w Przemyślu. Czekanie powoli wychodzi im bokiem, bo z każdym rokiem wilgoć, pleśń i grzyb panoszą się coraz bardziej. Trzypiętrowy blok ma już swoje lata. Wybudowany został przed 40 laty. Obecnie mieszka w nim 32 rodziny. Płacą astronomiczne kwoty za czynsz. Za 46-metrowe mieszkanie wychodzi ok. 500 zł! Budynek nie pamięta generalnego remontu. - Jakieś prace tam były, ale tylko prowizorka, żeby ktoś z nas nie wylądował na tamtym świecie - zapewniają mieszkańcy bloku. Wybrali spośród siebie osobę, która nadzoruje wychodzące i przychodzące pisma od administracji bloku - Centralnego Zakładu Gospodarki Nieruchomościami PKP SA w Krakowie. Jan Fac, bo o nim mowa, wszelkie usterki u sąsiadów ma w jednym palcu. Przez lata przyswoił sobie także cały wykaz przepisów prawnych. Pod pachą dźwiga tylko część różnego rodzaju pism... - Nasze poważniejsze problemy zaczęły się po zmodernizowaniu kotłowni i przejściu z ogrzewania węglowego na olej opałowy. Wcześniej mieszkania były w miarę dogrzane. Teraz, gdy na zewnątrz jest dajmy na to minus osiem stopni, to w mieszkaniach, przy kaloryferach nastawionych na maksymalne grzanie, temperatura sięga zaledwie plus czternastu. Na ścianach i sufitach pojawiła się pleśń, która zżera stopniowo nasze pokoje i kuchnie - mówi J. Fac. Korespondencja między mieszkańcami a administracją trwa od 1997 roku. Lokatorzy próbowali interweniować w Przemyślu, potem w Rzeszowie, Krakowie i Warszawie. - I nic. Wszystko można rozbić o cztery litery - mówią. Powoli tracą cierpliwość. Nie wyobrażają sobie kolejnej zimy.

Gerard w rezerwie
* Szef wojskowej służby zdrowia płk Marek Kondracki przyjął dymisję dyrektora 114. Szpitala Wojskowego z Przychodnią SP ZOZ Jana Kuliga. Poinformował też, że płk Gerard Ch. został przeniesiony do rezerwy, a nowy dyrektor znany będzie już niebawem. Pielęgniarki, które, zdaniem niektórych, były najbardziej pokrzywdzone w placówce, odważyły się mówić. Podczas spotkań wojskowych władz z załogą pielęgniarki mówiły o niewłaściwych zachowaniach płk Gerarda Ch. względem nich. Była mowa o molestowaniu i mobbingu. Resort obrony, jak już informowaliśmy, nie zajmie się zgłaszanymi przez pielęgniarki przypadkami. Część z nich była nawet gotowa złożyć doniesienie do prokuratury. Wahały się. Ostatecznie odstąpiły od tego zamiaru, ale po materiale, który ukazał się w Gazecie Wyborczej, prokuratura sama postanowiła zająć się tą sprawą. Szef Prokuratury Rejonowej w Przemyślu Ryszard Chudzicki: - Zleciliśmy policji czynności sprawdzające na podstawie artykułu Gazety Wyborczej. Postępowanie w sprawie molestowania i mobbingu może zostać wszczęte na wniosek pokrzywdzonych. Policja ma do nich dotrzeć i uzyskać wnioski, oczywiście pod warunkiem, że zechcą takowe złożyć. Będzie także musiała ustalić, jakim organom podlega pułkownik Ch. Czy prokuraturze wojskowej czy powszechnej. W momencie, gdy uzyskamy wnioski, wszczęte zostanie śledztwo. O tzw. "castingach" głośno było już od dawna. Doktor Andrzej Kiełczyński, do 19 czerwca zastępca dyrektora szpitala, po tym terminie pełniący obowiązki dyrektora: - Gdy dowiedziałem się, jak wyglądają te "castingi", wielokrotnie zgłaszałem swój protest do dyrektora Kuliga. Bez efektów. Nie słyszałem natomiast o tak zwanych przypadkach naruszenia nietykalności cielesnej. Na łamach GW wypowiedziało się anonimowo 7 pielęgniarek.

Jeszcze o hiperach
* Kiedy w ubiegłym roku władze miasta zorganizowały wielką publiczną debatę na temat hipermarketów, zdawało się, że lada moment powstaną co najmniej cztery gigantyczne obiekty handlowe. Tymczasem nie powstał ani jeden i nieprędko powstanie. Nie oznacza to jednak, że w sprawie hipermarketów nic się nie dzieje: - Pracujemy nad aktualizacją studium uwarunkowań kierunków zagospodarowania przestrzennego miasta, w którym - zgodnie z ustaleniami z ubiegłorocznej debaty - wskażemy obszary, w obrębie których WOH będą się mogły pojawić - tłumaczy naczelnik wydziału budownictwa i gospodarki przestrzennej Alicja Strojny. Fizycznie pracami nad studium zajmuje się wydział budownictwa i nowopowstałe biuro rozwoju miasta. W połowie maja br. minął termin składania wniosków o uwzględnienie w aktualizacji studium możliwości budowy WOH. Wnioskodawcą nie musiał być właściciel czy inwestor, mogła nim być np. rada osiedla, która uważa, że taki obiekt w przyszłości powinien na osiedlu powstać: - Wpłynęło osiem wniosków. Wszystkie propozycje będą analizowane najpierw przez biuro rozwoju miasta, a potem przez radnych. Planujemy też przedyskutować te wnioski z mieszkańcami, na przykład na forum internetowym. Całość zostanie przegłosowana w formie uchwały, ale zanim to nastąpi, minie co najmniej kilka miesięcy. Ponieważ projekt takiej uchwały wymaga uzgodnień z wieloma instytucjami i urzędami, najwcześniej należy się go spodziewać z początkiem następnego roku. To żmudna papierkowa praca, mało spektakularna, ale niezbędna dla przyszłości miasta - mówi wiceprezydent Wiesław Jurkiewicz.

J A R O S Ł A W

Egipskie ciemności na "Piłsudzkim"
* - Wieczorem strach wyjść z mieszkania - alarmują mieszkańcy osiedla Piłsudskiego. - Panujące ciemności sprzyjają chuliganom, którzy bezkarnie dewastują samochody i zakłócają porządek. Lokatorzy bloków nr 2, 3 i 5 od ponad 8 miesięcy walczą o oświetlenie na ich osiedlu. Znajdujące się tam latarnie, to atrapy - od dawna nie świecą.
- W niektórych spaliły się żarówki, inne zostały celowo zniszczone - mówi starszy mieszkaniec osiedla Piłsudskiego. - Nikt się tym nie przejmuje. Zdesperowani lokatorzy kilkakrotnie interweniowali w Spółdzielni Mieszkaniowej. Bezskutecznie. Okazuje się, że jej władze nie mogą niczego zrobić samodzielnie, bo sieć energetyczna wraz felernymi latarniami nie jest ich własnością.
- O sprawie wielokrotnie powiadamialiśmy Urząd Miasta - zapewnia Mieczysław Kruk, zastępca prezesa ds. gospodarki zasobami mieszkaniowymi Spółdzielni Mieszkaniowej w Jarosławiu. - Niestety, problem nie został rozwiązany z powodu rozbieżności, do których dochodzi na linii magistrat - energetycy. Skutki urzędniczej niekompetencji ponoszą mieszkańcy. Po zmroku wielu z nich boi się wyjść z mieszkań.
- Panujące ciemności sprzyjają tylko i wyłącznie chuliganom - skarży się lokatorka z parteru. - Czują się w nich, jak ryba w wodzie. Uszkadzają zaparkowane tu samochody, włamują się do nich, rozbijają butelki na chodnikach. Zofia Krzanowska, rzecznik prasowy burmistrza Jarosławia, zapewnia, że najpóźniej na początku lipca br. znane będą wyniku przetargu na oświetlenie miasta. Wówczas powinny zostać usunięte usterki w latarniach na osiedlu Piłsudskiego.

R E G I O N

* Gwałtownie rośnie cena ziemi rolnej. Za hektar pola średniej klasy trzeba zapłacić prawie o 1000 zł więcej niż rok temu. Rolnicy wykupują grunty od Agencji Nieruchomości Rolnych, bo to lokata kapitału. Liczą też na dopłaty z Unii Europejskiej. Popyt na ziemię rośnie od chwili, kiedy stało się jasne, że rolnicy dostaną dopłaty z Unii Europejskiej. Za każdy hektar otrzymają od 200 do 500 zł. Rolnicy nie sprzedają ziemi między sobą. Grunty można kupić w przetargu od Agencji Nieruchomości Rolnych.
- Hektar ziemi IV klasy kosztuje dziś nawet 4 tys. zł. To o 20 proc. więcej niż rok temu - mówi Zygmunt Sosnowski, prezes Oddziału ANR w Rzeszowie. Jednym z rolników, którzy inwestują w ziemię, jest Stanisław Bartman z Kraczkowej, właściciel 130-hektarowego gospodarstwa. Bartman uprawa warzywa, sieje zboża, ma sady. - Ziemia to kapitał. Jeszcze trzy lata temu hektar gruntu można było kupić za 2,5 tys. zł. Rok temu kupiłem od Agencji 40 ha. Za każdy płaciłem już od 5 do 8 tys. zł - mówi. W tym roku Bartman chciał dokupić kolejne 11 ha. Bezskutecznie. - W czasie przetargu płaciłem 5 tys. zł za hektar, mój konkurent dał 6,5 tys. Ale gdybym dał 10 tys., on dałby 12 - mówi. Jak ciepłe bułeczki sprzedają się zwłaszcza duże, co najmniej kilkuhektarowe działki, które są w jednym kawałku. - Kilka lat temu, żeby sprzedać taki grunt, trzeba było organizować kilka przetargów. Teraz wystarczy jeden - mówi dyr. Sosnowski. Problem ze sprzedażą dotyczy tylko małych działek, które mają po 20-30 arów powierzchni i jest do nich utrudniony dojazd. W tych przepadkach trzeba zorganizować nawet 4-5 przetargów.

* Byłych i obecnych dyrektorów oraz pracowników przemyskich banków oraz Kazimierza J., Irenę J. i Krzysztofa J., w sumie 17 osób, zatrzymało wczoraj Centralne Biuro Śledcze. Podejrzani są o nakłanianie do udzielania pożyczek i kredytów, mimo braku zdolności kredytowej i przywłaszczenie prawie 900 tys. zł. Wśród zatrzymanych są: Bogusław B., były dyrektor Inwest Banku oddział w Przemyślu oraz obecny dyrektor i jego zastępca w PKO BP SA o/Przemyśl, Jerzy M. i Ryszard R. To oni oraz pięciu innych pracowników przemyskich banków udzielali kredytów i pożyczek osobom, które przedstawiały nieprawdziwe informacje o swoich dochodach i majątku. Bankowcy decydowali o wypłacie pieniędzy pobieżnie albo wcale nie sprawdzając klientów. Wśród tych ostatnich jest Kazimierz J. - jeden z bohaterów afery finansowej spółki Kolmer Holding. Pod koniec lat 90. prokuratura oskarżyła go o wyłudzenie 2 mln 800 tys. zł podatku VAT. O rodzinie J. znów głośno zrobiło się w czerwcu 2002 r. W gospodarstwie agroturystycznym w Hamerni, należącym do Krzysztofa J., syna Kazimierza J., utonął wiceprezes Sądu Okręgowego w Rzeszowie, Andrzej Kret. Po ekshumacji i sekcji zwłok sędziego Prokuratura Apelacyjna w Katowicach umorzyła śledztwo, potwierdzając, że przyczyną zgonu było utonięcie, a nie morderstwo. Wczoraj Kazimierzowi, Irenie i Krzysztofowi J. Prokuratura Okręgowa postawiła zarzuty nakłaniania do udzielania pożyczek i kredytów bankowych, mimo braku zdolności kredytowej oraz przywłaszczenia pieniędzy z udzielonych kredytów. Wspólnie z 6 innymi osobami są podejrzani o przywłaszczenie 900 tys. zł.

Zagraniczny warszawiak z podkarpacia
* Filip Adwent z LPR i Mieczysław Janowski z PiS będą posłami z woj. podkarpackiego w Parlamencie Europejskim. Z powodu niskiej frekwencji i ordynacji wyborczej, która promowała duże okręgi wyborcze, Podkarpacie straciło jeden mandat. Sukces Adwenta to największa niespodzianka wyborów. Polityk LPR w 1996 r. wrócił do Polski. Mieszka pod Warszawą. Janowski zdobył ponad 31 tys. głosów, ale mandat zawdzięcza po części Kazimierzowi Jaworskiemu, wójtowi Chmielnika, który zdobył dla listy PiS w regionie ponad 20 tys. głosów. Wyniki potwierdziły obawy, że Podkarpacie może nie mieć trzech europosłów. - Żeby na Podkarpaciu zdobyć mandat do PE, trzeba było odnieść spektakularny sukces - mówi Krzysztof Martens, lider podkarpackiej listy SLD. - To zdumiewające, że województwo miało frekwencję wyższą niż średnia ogólnopolska, a i tak straciło jednego posła. Ordynacja była stworzona dla dużych okręgów. Jednym z największych przegranych wyborów jest poseł Jan Tomaka z Platformy Obywatelskiej, która według sondaży miała wygrać wybory w regionie. Tomaka zdobył ponad 21 tys. głosów, ale europosłem nie będzie. Wczoraj nie odbierał komórki. - Zabrakło mu bardzo niewiele. Do końca decydowało się, kto z PO zdobędzie 15. mandat - mówi Adam Pęzioł, jeden z liderów podkarpackiej Platformy. Pęzioł także uważa, że ordynacja była niekorzystna dla Podkarpacia. - Ratunkiem mogła być liczba głosujących, ale frekwencja skończyła się obywatelską klęską - mówi Pęzioł.

* Drobiazgowe kontrole przydrożnych barów i sezonowych lokali prowadzi podkarpacki Sanepid. Właściciele barów, w których wykryte zostanie łamanie przepisów sanitarnych, otrzymują surowe kary, do zamknięcia lokali włącznie. Inspekcja sprawdza przede wszystkim, czy w lokalu jest czysto i czy sprzedawana turystom żywność jest odpowiedniej jakości. Lato to w gastronomii żniwa, a wśród właścicieli przydrożnych lokali są i tacy, którzy ponad przestrzegania przepisów sanitarnych przedkładają szybki zysk.
- W ostatnich kilku tygodniach przeprowadziliśmy blisko 1200 kontroli, podczas których 53 obiekty ocenione zostały jako niedostateczne - mówi Alicja Szczudło, rzecznik prasowy Państwowego Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego w Rzeszowie. - Mamy na względzie fakt, że w zakładach żywienia zbiorowego i obrotu żywnością zlokalizowanych przy trasach komunikacyjnych oraz miejscowościach wypoczynkowych, może występować szczególne zagrożenie sanitarne. Sanepid ukarał 71 osób za zły stan sanitarno-higieniczny prowadzonych placówek mandatami karnymi na kwotę 6240 zł, a w 5 przypadkach wstrzymał działalność lokali gastronomicznych. Wzmożona kontrola Sanepidu trwać będzie przez cały okres letni.

Kronika kryminalna

Powrót imigrantów
* Szesnastu imigrantów z Indii, Pakistanu i Afganistanu, którzy nielegalnie przedostali się do Polski, zostało przekazanych na Ukrainę. Wyprawę do lepszego świata skończą w jednym z tamtejszych ośrodków dla uchodźców.
- To największa grupa nielegalnych imigrantów zatrzymana przez nas w tym roku - mówi mjr Mariusz Siedlecki, p.o. rzecznika prasowego Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej. - Ich przerzut z Ukrainy do Polski został profesjonalnie zorganizowany. Również sprawnie udaremniliśmy cudzoziemcom wędrówkę w głąb kraju. Wtorkowe zatrzymanie imigrantów miało wręcz filmowy przebieg. Tym razem cudzoziemcy zdecydowali się przekroczyć "zieloną" granicę w dzień, a nie w nocy. Zrobili to w rejonie Wólki Żmijowskiej, w trudno dostępnym, lesistym terenie. Kiedy tylko postawili pierwsze kroki na polskiej ziemi, zostali otoczeni przez uzbrojonych funkcjonariuszy BiOSG. Z powietrza akcję ubezpieczał śmigłowiec.- Ujęcie imigrantów było możliwe dzięki informacjom uzyskanym od pograniczników z Mościsk na Ukrainie - dodaje mjr Siedlecki. - Wspólnie rozpracowujemy kanały przerzutowe na ochranianym odcinku granicy. W gronie Azjatów ujętych we wtorek był polski przewodnik - mieszkaniec woj. lubelskiego. Jest zatrzymany do dyspozycji BiOSG.

* Na terminalu odpraw pieszych w Medyce doszło do incydentu, w którym podróżny usiłował wymóc odstąpienie od przeprowadzenia odprawy grożąc celnikowi pozbawieniem życia - informuje Małgorzata Eisenberger-Blacharska rzecznik prasowy Izby Celnej w Przemyślu. Podróżny Maciej S. został zatrzymany do dyspozycji policji, natomiast Naczelnik Urzędu Celnego w Przemyślu skieruje w tej sprawie wniosek o wszczęcie postępowania do Prokuratury Rejonowej w Przemyślu.

* 90 żółwi przewożonych w samochodzie przez obywatela Ukrainy ujawnili funkcjonariusze Wydziału Zwalczania Przestępczości Izby Celnej w Przemyślu. "Żółwie przewożone były w makabrycznych warunkach. Owinięte taśmą samoprzylepną po 5 sztuk i ukryte w skrytce pod podłogą pojazdu m-ki Zaporożec" - powiedziała Małgorzata Eisenberger-Blacharska, rzecznik prasowy Izby Celnej. Sprawca, obywatel Ukrainy oświadczył, że żółwie usiłował przemycić do Polski w celu sprzedaży na bazarze w Przemyślu. Celnicy czekają na decyzję weterynarza oraz Ogrodu Zoologicznego w Zamościu w kwestii kwarantanny. Dodajmy, że żółwie objęte są ochroną na podstawie Konwencji Waszyngtońskiej CITES.

* W Przemyślu na ul. Wandy rowerzysta Andrzej P., podczas zjazdu z górki, nie zachował należytej ostrożności i najechał na tył stojącego samochodu marki Toyota Carolla. W wyniki wypadku wybił tylną szybę samochodu, uderzając w nią głową.

* W Przemyślu na ul. Focha, w godzinach nocnych nieznani sprawcy zniszczyli elewację nowo wybudowanego bloku TBS. Oblali cieczą ścianę budynku, która zmieniła barwę. Straty wynoszą 3 tys. zł.

* W Jarosławiu błyskawiczna akcja policjantów sprawiła, że jeden ze sprawców niedzielnego rozboju jest już za kratkami, a zatrzymanie drugiego było tylko kwestią czasu. Do rozboju doszło 13 bm. na ul. Pruchnickiej, gdzie dwaj młodzi mężczyźni (w wieku 20 i 26 lat), zaczepili obserwowanego wcześniej w sklepie mieszkańca powiatu jarosławskiego. Obaj zauważyli w sklepie, ze ich ofiara ma przy sobie spory plik banknotów. Zaatakowali go na ulicy i obezwładnili oraz zrabowali mu 2,7 tys. zł. Pokrzywdzony powiadomił policję i wkrótce młodszy ze sprawców został przez nią zatrzymany.

* W Przemyślu policjanci zatrzymali dwóch złodziei, którzy w nocy z soboty na niedzielę włamali się do jednego ze sklepów przy ul. Wodnej. Sprawcy wybili szyby w drzwiach wejściowych sklepu, a po wejściu do środka skradli artykuły spożywcze, zapalniczki, papierosy o wartości około 600 zł i gotówkę w kwocie 400 zł. Złodzieje zostali przez policję zatrzymani, kiedy z łupem oddalali się od sklepu. Okazali się nimi dwaj przemyślanie w wieku 28 i 61 lat.

* Policjanci zatrzymali w Przemyślu 23-letniego obywatela Ukrainy. W miniony wtorek, wykorzystując nieuwagę pracowników hurtowni, ukradł dwie rynny i 12 kolanek do nich. Zrabowane łupy wróciły do właściciela.

* 360 litrów spirytusu bez znaków skarbowych akcyzy przewoził swoim fiatem pewien mieszkaniec miasta Przemyśla. We wtorek został zatrzymany przez policję.

Reklama