Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 22.05-28.05.2004 r.

Przemyśl

Bezrobotni stawiają warunki
* W Przemyślu, mimo rekordowego bezrobocia, niewiele osób aktywnie szuka pracy. Pracodawcy skarżą się, że ciężko kogoś znaleźć. W Przemyślu, jak sprawdziliśmy, jest ponad 13 tysięcy zarejestrowanych bezrobotnych, ale niewielu aktywnie szuka pracy, a niektórzy stawiają pracodawcom warunki.
- Dałem ogłoszenie, że poszukuję kelnerek, nie wymagam wykształcenia, doświadczenia, a jedynie chęci do pracy - opowiada jeden z przemyskich pracodawców (dane do wiadomości redakcji). - Było około trzydziestu chętnych dziewczyn, jednak tylko sześć złożyło podania. Reszta zanim zapytała, na czym praca ma polegać, to już zaczęła stawiać wymagania i określać, jak i kiedy może pracować. Przecież niby jest takie bezrobocie, ale chyba ludziom z tym dobrze, skoro nie starają się o pracę i w żaden sposób im na niej nie zależy! Kierownik Powiatowego Urzędu Pracy Iwona Kurcz-Krawiec przyznaje, że są osoby, którym proponuje się kilkakrotnie różnego rodzaju zatrudnienie, ale nie decydują się na nie, bo mają inne wymagania lub po prostu nie chcą podjąć pracy. Mówi, że wiele jest osób młodych, w wieku 18-24 lata, czy osób z wyższym wykształceniem, które nie są świadome, jak trudno o pracę w wyuczonym zawodzie. Inny problem bezrobotnych to brak znajomości języków obcych. Jest praca, np. w Straży Granicznej, ale kandydaci nie spełniają wymogów i nie mają potrzebnych kwalifikacji.

Sukces wojskowych biegaczy
* Reprezentacja Polsko-Ukraińskiego Batalionu Sił Pokojowych w składzie: st. plut. Tomasz Cudak, st. kpr. ndt. Piotr Ulicki i chor. Marek Paluch została drużynowym mistrzem 21. Brygady Strzelców Podhalańskich w biegach na orientacje. Ich trasę wytyczono w zalesionym terenie, w sąsiedztwie fortów na Lipowicy. W czołówce w klasyfikacji indywidualnej uplasowali się m.in. reprezentacji jarosławskich jednostek: plut. Ernest Tadla (14 dar) i st. chor. Piotr Lęcznar (14 das). - Zawody stały na wysokim poziomie zarówno pod względem sportowym, jak i organizacyjnym - ocenia kpt. Ryszard Śnieżek z Polukrbatu.

Izba na Rogozińskiego
* Budynek po tzw. sztucznej nerce u zbiegu Rogozińskiego i św. Brata Alberta zostanie przekształcony w Miejski Ośrodek Zapobiegania Uzależnieniom. Jeszcze w tym roku część obiektu ma zostać oddana do użytku. W budynku ma się znajdować izba wytrzeźwień, która obecnie mieści się w Żurawicy, oraz ma powstać ośrodek terapeutyczno-pomocowy. Według władz Przemyśla, przeniesienie izby wytrzeźwień z Żurawicy do Przemyśla przyniosłoby same plusy, jeśli chodzi o ekonomiczną stronę tego projektu. Przede wszystkim izba znajdowałaby się na terenie miasta, a dzięki temu zmniejszone zostałyby koszty dowozu "klientów" oraz zaoszczędzono by na czynszu. Są także plany, by w pomieszczeniach tzw. sztucznej nerki oprócz Miejskiej Izby Wytrzeźwień, powstał ośrodek zapobiegania uzależnieniom, gdzie leczone byłyby osoby uzależnione od alkoholu i narkotyków. Ma tutaj także mieścić się punkt konsultacyjny dla rodziców z problemami alkoholowymi oraz młodzieży uzależnionej od używek. Będzie w nim także punkt przeciwdziałania przemocy w rodzinie oraz ambulatorium dla nietrzeźwych.

Sterowanie z... "bunkra"
* 22 lekarzy 114. Szpitala Wojskowego wypowiedziało umowy o pracę. Domagają się odwołania komendanta Jana Kuliga i powołania na to miejsce kogoś z zewnątrz. Powodem konfliktu jest Gerard Chojnacki - do maja 2002 r. komendant szpitala. Później szef Oddziału Nadzoru nad SPZOZ-ami w Zarządzie Wojskowej Służby Zdrowia. Kontrolował medyczne placówki podległe wojsku, w tym przemyski szpital. Tuż po objęciu stanowiska w Warszawie, podpisał z przemyskim szpitalem umowę o doradztwie. Do jego obowiązków należały m.in. kontakty z prasą, marketing, negocjowanie kontraktów. Pracował w weekendy. Umowa obowiązywała do początku 2004 r. Miesięcznie Chojnacki zarabiał prawie 6 tys. złotych brutto.
- To komendant Kulig wyszedł z inicjatywą podpisania umowy. Rozwiązaliśmy ją, bo na początku roku, sytuacja finansowa szpitala była kiepska - mówi Chojnacki. Obecnie jest dyrektorem Departamentu Spraw Obronnych Ministerstwa Zdrowia. W lutym sprawę kontraktu badali kontrolerzy z MON. Sporządzili wniosek o ukaranie winnych.
- Już od dłuższego czasu atmosfera pracy w szpitalu była kiepska. Ludzie byli źle traktowani, wręcz szantażowani. Wielu nie wytrzymało i odchodziło. Nie mogliśmy na to dłużej pozwolić dlatego, w akcie protestu, złożyliśmy wypowiedzenia - mówi Andrzej Kiełczyński, zastępca dyr. 114. SzW. Lekarze twierdzą, że to nie komendant Kulig, lecz Chojnacki rządził szpitalem. Podejmował decyzje we wszystkich sprawach, m.in. personalnych. Lekarze i pielęgniarki twierdzą, że rozmowy prowadził Chojnacki. Kulig się tylko przesłuchiwał, a często nawet w nich nie uczestniczył. W szpitalu takie spotkania nazywano castingami, a Chojnackiego nadkomendantem. - Zadawał intymne i obraźliwe pytania. Gdy się dowiedział, spod jakiego jestem znaku zodiaku, to pytał czy Koziorożce są dobre w łóżku - opowiada pielęgniarka. Nazwisko zastrzegła do wiadomości redakcji.
- Prowadziłem takie rozmowy, lecz nigdy nie zadawałem obraźliwych pytań - odpiera zarzuty Chojnacki.
- Pan Chojnacki doradzał mi również w sprawach kadrowych. Czasami, za moją zgodą, prowadził indywidualne rozmowy - mówi Kulig. Jest na zwolnieniu lekarskim. Zapowiada, że po powrocie złoży rezygnację. Płk. Chojnacki nadal pojawia się w 114. szpitalu. Podobno nadal prowadzi rozmowy kwalifikacyjne, niektóre były zaplanowane na ten tydzień. Twierdzi, że obecne ataki na niego i kom. Kuliga wynikają z faktu, że wiele osób nie może się pogodzić z tym, że szpital jest dobrze zarządzany.

Noc poetów na zamku
* Tradycyjna Noc Poetów zmieniła w tym roku scenerię. Nie na schodach, lecz na zamkowym dziedzińcu poeci uczestniczący w IX Przemyskiej Wiośnie Poetyckiej czytali swoje wiersze. Noc Poetów, która kończy zwyczajowo Przemyską Wiosnę Poetycką, w nowym miejscu wypadła zdecydowanie lepiej niż na schodach. Nastroju nie zdołały zmącić nawet krzyki dobiegające zza zamkowego muru, choć przyznać trzeba, że wprowadziło to pewien dysonans. Przede wszystkim jednak w Nocy Poetów uczestniczyli ci, którzy chcieli słuchać. A swoje utwory czytali m.in. Janusz Szuber, Józef Kurylak, Krystyna Lenkowska, Adrianna Szymańska, Bohdan Zadura, Jacek Napiórkowski, Piotr Matywiecki czy Jarosław Mikołajewski. Roli prowadzącego podjął się Jarosław Markiewicz. Tegoroczna edycja imprezy związana była w znacznej części z twórczością Artura Rimbauda. Przez dwa dni w sali Zamku Kazimierzowskiego odbywała się sesja literacka poświęcona francuskiemu poecie. Pokłosiem jej będzie publikacja wydana przez organizatora Wiosny - Regionalny Ośrodek Kultury, Edukacji i Nauki w Przemyślu. Nowym elementem było spotkanie poetów ze studentami wydziału polonistyki PWSZ, które odbyło się na wolnym powietrzu, w parku przy Pałacu Lubomirskich. Po raz pierwszy też, przy okazji Wiosny, zorganizowano konkurs literacki dla młodzieży "Pocztówka z Przemyśla". Z grona uczniów gimnazjów i szkół średnich jurorzy pod przewodnictwem Piotra Matywieckiego wybrali trójkę laureatów: Jakuba Szpaka (za wiersz Ostatni promień), Joannę Kabałę (za wiersz Przemyśl) i Marcina Gołąbka (za wiersz Nic niezwykłego). Laureaci mieli okazję przeczytać nagrodzone utwory przed Nocą Poetów, na dziedzińcu Zamku Kazimierzowskiego. IX Przemyskiej Wiośnie Poetycka towarzyszyły ponadto otwarcia wystaw. W Zamku Kazimierzowskim otwarto wystawę dotyczącą Artura Rimbauda, którą wypożyczył Instytut Francuski w Krakowie. Z kolei w galerii ROKEiN można oglądać wystawę fotografii Grażyny Niezgody Miejsce akcji: ściana.

Pożar na Smolki
* Groźny pożar na ulicy Smolki. Takie pożary zawsze wywołują grozę. Jeśli ogień rozprzestrzeniłby się na sąsiadujące kamienice, mogło dojść do tragedii. Osiemnastego maja o g. 11.51 dyżurny Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Przemyślu odebrał zgłoszenie, że w jednej z kamienic przy ulicy Smolki pali się dach. Tego typu zgłoszenia zawsze wzbudzają strach... Reakcja była natychmiastowa - po kilku minutach na miejscu zdarzenia pojawiły się pierwsze strażackie jednostki. W akcji, która trwała 2 godziny, wzięło udział 6 samochodów i 16 strażaków. Przybyło także pogotowie ratunkowe, energetyczne i gazowe. Po przyjeździe na miejsce strażacy stwierdzili, iż, na szczęście, pali się puste 80-metrowe mieszkanie na poddaszu. Ogniem ogarnięty został także dach. Pożar gaszony był i z zewnątrz i wewnątrz. Wcześniej strażacy ewakuowali klatką schodową wszystkich mieszkańców przebywających w tym czasie w kamienicy, łącznie 10 osób. Po opanowaniu żywiołu, strażacy zmuszeni byli do rozebrania części dachu pokrytego blachą i więźby dachowej. Rzecznik KM PSP w Przemyślu aspirant sztabowy Zdzisław Wójcik: - Ten pożar był o tyle niebezpieczny, że ogień zajął jedną z kamienic w zwartej zabudowie. Gdyby rozprzestrzenił się na sąsiednie kamienice, mogło dojść do tragedii.

* - Nie wstydzę się tego, przecież nie kradnę - mówi Zdzisław Nadziak (57 l.), z zawodu stolarz. Gdy po 39 latach ciężkiej pracy został bezrobotnym, stanął przed dramatycznym wyborem: co dalej? Bił się z myślami, aż w końcu zdecydował. Postanowił żyć ze śmieci. Wczesnym świtem, kiedy inni jeszcze śpią, on wyrusza na rewiry. Ubrany w starą kurtkę, wyświechtane spodnie, przybrudzoną czapkę i rękawice, najpierw penetruje kontenery w swojej najbliższej okolicy. Pewnie sięga do pierwszego napotkanego kubła po brzegi wypełnionego pękatymi foliowymi workami. Drążkiem po miotle, z zakrzywionym metalowym końcem, przerzuca kolejne śmieci.
- Niektórzy koledzy "z branży" pozostawiają po sobie prawdziwe pobojowisko - opowiada pan Zdzisław. - Ja trzymam porządek. Podnoszę każdy papierek. Do granatowej torby, umieszczonej na zdezelowanym dziecinnym wózku, pan Zdzisław pakuje aluminiowe puszki po piwie. Każdą zgniata, aby zajmowała jak najmniej miejsca. Segreguje także gazety wygrzebane z kontenera. W poszukiwaniu towaru przemierza kolejne dzielnice w zasańskiej części miasta. Codziennie dwukrotnie obchodzi rewiry: o świcie i wieczorem. Cierpliwie przegrzebuje kubły przy torach kolejowych. Potem zalicza kontenery na placu Konstytucji.
- Konkurencja jest coraz większa - przyznaje. - Nie tylko ja zarabiam w ten sposób. W kubłach przeważnie grzebią starsi ludzie, ale widzę również młodych, czasami nawet dzieci. Za 1 kg puszek (około 50 sztuk) w skupie metali kolorowych płacą od 2,50 do 3 złotych. 1 kg makulatury to zaledwie 80 groszy. Więcej można zarobić na złomie, ale odkąd jego ceny podskoczyły, rzadko kto wyrzuca niepotrzebne metalowe części do kubła. Raczej osobiście odstawia do skupu.
- Jeśli szczęście dopisuje, zarabiam do 10 złotych dziennie - wylicza były stolarz, sięgając po następną puszkę po piwie. - Wystarcza na chleb, margarynę i papierosy. O jakichś rarytasach nie mogę nawet marzyć. Zdzisław Nadziak mieszka na kilkunastu metrach kwadratowych przy ruchliwej ulicy. Żyje z dnia na dzień. Nie narzeka. Ostatnio w jednym z kontenerów znalazł niewielkie plastikowe pudełko, a w środku dwa złote łańcuszki z krzyżykami.
- Chyba ktoś przez pomyłkę wyrzucił - snuje domysły. - Ale nie sprzedałem ich. Schowałem, na pamiątkę.

* Dwie studentki złożyły do Prokuratury Rejonowej doniesienie na władze Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania. Czują się oszukane przez uczelnię, która kształciła je w specjalności, na prowadzenie, której nie miała pozwolenia. Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Przemyślu ogłosiła w 2003 roku nabór na dwa kierunki: informatykę oraz marketing i zarządzanie. Bez pozwolenia Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu uczelnia prowadziła specjalność: psychologia zarządzania. Od blisko 70 studentów pobrano po 360 złotych wpisowego, a przez kolejne miesiące wpłacali oni po 230 złotych czesnego.
- Oszukano nas - mówi jedna ze studentek. - Praktycznie straciliśmy rok i nie wiadomo, co teraz z nami będzie. Wiceminister edukacji narodowej i sportu polecił władzom przemyskiej uczelni natychmiast zaprzestać działalności na specjalności psychologia zarządzania, a ponadto zażądał wyjaśnień. Kierownictwo WSIiZ przekonuje, że sytuacja, do której doszło, nie była wynikiem zamierzonej działalności. Od maja ubiegłego roku uczelnia zabiega o zalegalizowanie wspomnianej specjalności. Na razie bez efektów. Stanisław Krzyżak, kanclerz WSIiZ zapewnia, że do czasu pozytywnego rozpatrzenia wniosku przez MENiS, uczelnia nie rozpocznie nowego naboru na specjalność psychologia zarządzania.
- To dziwne, że władze szkoły przyjęły nas na specjalność, choć uprzednio nie dopełniły do końca formalności - słyszymy od innej zawiedzionej studentki. - Tym sposobem wystawiono nas do wiatru. Władze WSIiZ przedstawiły studentom trzy propozycje. Pierwsza to kontynuacja studiów, ale na informatyce. Druga oferta wiąże się ze studiami na podobnej specjalności, ale w jednej ze śląskich uczelni, przy czym WSIiZ jest gotowa je opłacić. Ci, którym nie odpowiada żaden z wariantów otrzymają zwrot pieniędzy, które wyłożyli pobierając nauki w przemyskiej WSIiZ. Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie złożyła do sądu pozew przeciwko Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Przemyślu. Władze rzeszowskiej uczelni domagają się zmiany nazwy przemyskiej szkoły. Są przekonane, że w mediach nazwa WSIiZ pojawia się w negatywnym kontekście, a to może wprowadzać w błąd zainteresowanych studiowaniem w rzeszowskiej uczelni.

J A R O S Ł A W

* 1 czerwca br. południowa pierzeja rynku zostanie całkowicie wyłączona z ruchu. To pierwszy etap zmian organizacyjnych w centrum miasta. Od najbliższego wtorku wjazd na rynek będzie możliwy ulicami: Opolską i Michalovską, a wyjazd ulicą Ostrogskich, Ormiańską i Sobieskiego. Dla mieszkańców centrum zarezerwowano 35 bezpłatnych miejsc postojowych przy placu Bożnic. Dla osób niepełnosprawnych urządzono parking od strony północnej i wschodniej pierzei rynku. Postój taksówek, który dotychczas usytuowany był w pobliżu kamienicy Orsettich od 1 czerwca znajdzie się na ulicy Michalovskiej. Właściciele sklepów znajdujących się w rejonie strefy planowanej do wyłączenia z ruchu otrzymali zgodę na wjazd warunkowy w godzinach od 6 do 10. Władze Jarosławia postanowiły stopniowo ograniczać ruch samochodów w sercu miasta, ponieważ wywoływane drgania szkodą starym kamienicom.

P R Z E W O R S K

Pyskówka w "Sudzience"
* Wiceburmistrz Leszek Kisiel poprosił o dwa tygodnie urlopu. To efekt awantury, jaka wybuchła z jego udziałem w restauracji "Studzienka". Według doniesień prasowych w sobotę wieczorem Leszek Kisiel, Krzysztof Kłak, przewodniczący sejmiku wojewódzkiego i Marcin Benbenek odwiedzili restaurację w Przeworsku. Wizyta skończyła się pyskówką i groźbami pod adresem właściciela lokalu i jego żony. Sprawa wywołała burzę wśród radnych sejmiku. Kłak zapewnia, że był tylko świadkiem "niepotrzebnej i żenującej pyskówki", która wywiązała się między współwłaścicielką lokalu, a gośćmi. - Nikogo nie obrażałem - mówi Kłak. Wczoraj zebrał się klub radnych Podkarpacia Razem, do którego należy Kłak. - Wysłuchaliśmy wyjaśnień pana Kłaka. Sytuacja jest bardzo poważna. Ewentualne decyzje podejmiemy przed poniedziałkową sesją sejmiku - mówi Władysław Ortyl, szef klubu. Tymczasem wiceburmistrz Kisiel nagle poprosił o dwutygodniowy urlop. Właściciel "Studzienki" zgłosił sprawę do prokuratury. - Czekam na wyniki jej prac, od tego zależą moje dalsze decyzje - mówi Janusz Magoń, burmistrz Przeworska.

R E G I O N

Chory system, marni lekarze
* Około miliarda złotych rocznie wydają firmy farmaceutyczne w Polsce na promocję i marketing. Pieniądze trafiają m.in. do kieszeni lekarzy, którzy za stosowanie leków otrzymują łapówki. Za wszystko płaci pacjent, kupując coraz droższe leki. Jak podała "Rzeczpospolita", 5 tysięcy włoskich lekarzy zostało oskarżonych o branie łapówek od firmy farmaceutycznej. W Polsce ten proceder jest powszechnym zjawiskiem. Mechanizm jest prosty: przedstawiciel firmy farmaceutycznej proponuje lekarzowi, w zamian za przepisywanie określonego leku, atrakcyjny prezent, wycieczkę za granicę lub kilkudniowe szkolenie w luksusowym ośrodku wypoczynkowym. Wszystko na koszt firmy. Czesław Z. z Rzeszowa był przedstawicielem medycznym jednej z największych firm farmaceutycznych. Oficjalnie miał za zadanie dostarczyć lekarzowi tylko fachowej wiedzy na temat nowych preparatów. W rzeczywistości "pracował" przekonując współpracujących z nim lekarzy i aptekarzy, by wypisywali i sprzedawali leki tylko tej jednej firmy.
- Organizowaliśmy dla lekarzy konkursy - kto sprzeda więcej leków. Nagrodami były najczęściej weekendowe wyjazdy, nawet zagraniczne. Czasem sprzęt AGD - opowiada. Co na ten temat mają do powiedzenia lekarze? - Nie widzę niczego nagannego w wypisywaniu rekomendowanego przez producenta leku, jeśli nie odbywa się to ze szkodą dla pacjenta - mówi Małgorzata Śliwa, sekretarz Okręgowej Izby Lekarskiej w Rzeszowie. - Każdego lekarza obowiązuje kodeks etyczny, który jasno precyzuje, że nie powinien on polecać pacjentom leków, czy ośrodków medycznych, jeśli czerpie z tego korzyści.

* Holendrzy i Niemcy wykupują polskie krowy, cielęta i tuczniki. Płacą więcej niż krajowi przetwórcy. Nasze mięsa oraz wędliny podbijają unijnych smakoszy. Zdrożały cheesburgery, cielęcina w restauracji i polędwica w sklepie. Po likwidacji barier na granicach, w maju już dwa samochody, czyli 70 krów i cieląt Okręgowe Przedsiębiorstwo Obrotu Zwierzętami Hodowlanymi w Przeworsku wysłało do Niemiec.
- Unijny odbiorca skupi każdą ilość byczków, krów i jałówek, pod warunkiem, ze mięso jest zdrowe i smaczne - dodaje Adam Marszałek, zastępca dyrektora OPOZH. - Płaci o 50 procent więcej niż polscy masarze. Odbiorcy z Hiszpanii i Włoch proponują nawet 9-14 zł za kilogram dobrej cielęciny. Dla zagranicznych przetwórców to i tak świetny interes, w Unii za kilogram krowy tamtejsi rolnicy otrzymują 2-3 euro (ok. 14 zł).
- Nie przez przypadek Orlen na stacjach benzynowych w Niemczech otwiera stoiska z polską wędliną. Unijny klient jest zachwycony jakością i smakiem naszych wyrobów - mówi Tomasz Szarek, pracownik Zakładu Przetwórstwa Mięsnego "Szarek" z Widnej Góry k. Jarosławia. Od 1 maja, polskie mięso stało się świetnym interesem dla handlowców z Unii.
- Ale jak tak dalej pójdzie problemy czekają polskich wytwórców wędlin i klientów - dodaje Szarek. - Miesiąc temu za kg byka płaciłem 3,50 zł, teraz 4,50. Zdrożały też krowy z 1,90 zł na 2,40 zł. Od wczoraj w sieci amerykańskich barów, za cheesburgera z wołowiną płaci się już nie 2,50 zł ale 2,99 zł. Zdrożały dania mięsne w restauracjach. Cena polędwicy w sklepach i na bazarach dochodzi do 30-35 zł za kilogram. Nie drożeje wieprzowina, bo ta nie ma entuzjastów w Unii.
- Rolnicy po cichu liczyli, że po wejściu do Unii w końcu będą zarabiać - nie ukrywa Krystyna Goryl z Szówska k. Jarosławia. - W gospodarstwie mamy 50 tuczników, 8 krów i 12 cieląt. Na razie sprzedajemy tylko dla polskich odbiorców, ale za dobrą cenę chętnie wyślemy na eksport. Możliwe, że skupimy się tylko na hodowli byczków i jałówek, jeżeli unijne ceny będą korzystne.

* Polskie Koleje Państwowe zmieniają zasady płacenia za bagaż. - Zmiana zasad płacenia za bagaż to ukłon w stronę oczekiwań naszych klientów. Wprowadzone wcześniej opłaty za bagaż o ustalonych z góry wymiarach miały duży wydźwięk w mediach i bardzo zdenerwowały pasażerów, dlatego PKP postanowiło odstąpić od tych zasad - tłumaczą władze Polskich Kolei Państwowych. Przepis, który kolej wprowadziła przed ponad trzema tygodniami, zirytował podróżnych. Według niego trzeba było kupować bilet dla bagażu, którego suma długości, szerokości i wysokości przekraczała 130 cm. Od 10 maja br. nieważne już jest, jak duży jest podróżny bagaż. Jedynym kryterium wykupienia biletu dla bagażu jest to, czy rzeczy zabierane przez podróżnego do wagonu pasażerskiego mieszczą się nad i pod miejscem, które zajmuje pasażer. Zapłacimy więc za bagaż tylko wtedy, jeśli nie spełnia tego warunku i przeszkadza lub utrudnia przejście innym. Z opłat nadal zwolnione są: wózki dziecięce przewożone przez osoby. Jadące razem z dzieckiem, jedna para nart, instrumenty muzyczne, sztalugi i duże teczki rysunkowe przewożone przez uczniów szkół muzycznych i plastycznych po okazaniu ważnej legitymacji szkolnej lub studenckiej oraz rzeczy przewożone w wydzielonych przedziałach klasy 2 (tzw. przedziały dla podróżnych z większym bagażem). Stosowane od wielu lat opłaty za przewóz rzeczy, pobierane w zależności od odległości, zostają również zryczałtowane i zastąpione jedną opłatą w wysokości 5 zł od sztuki, bez względu na odległość, na której są przewożone. W niektórych pociągach można też będzie przewozić rowery w specjalnym wagonie ze stojakami. Oprócz tego można przewozić rower w każdym pociągu osobowym lub pospiesznym, stawiając go w pierwszym przedsionku pierwszego wagonu lub w ostatnim przedsionku ostatniego wagonu w składzie.

* Podczas odsiadki skazani mogą oglądać telewizję, korzystać z biblioteki czy sal ćwiczeń. Jeden z więźniów przemyskiego zakładu karnego ma do dyspozycji komputer. Za więziennym murem nie muszą się martwić o opiekę lekarską, jedzenie. W kraju, po głodówce więźniów z Wołowa, Wronek i Kłodzka protestującym przeciwko zwiększaniu liczby skazanych w celach, podniósł się alarm. Postanowiliśmy sprawdzić, jak żyje się "za kratkami" w regionalnych więzieniach. Okazuje się, że nie jest tak źle. W przemyskim Zakładzie Karnym, gdzie przebywa 179 więźniów, właśnie trwa remont. Prace kosztowały ponad 1 mln zł. Osadzeni będą przebywali w odnowionych celach, wyposażonych w nowe meble i radio. Wielu z więźniów ma zgodę na telewizor. Jeden ma nawet prawo do korzystania z komputera. Od dwóch lat przebywające tu osoby wyjeżdżają do Medyki, by z tamtejszymi więźniami rozgrywać mecze piłkarskie. W ZK działa dyskusyjny klub filmowy.
- Do dyspozycji jest świetlica ze stołami do ping - ponga. Planujemy zakup "piłkarzyków" - mówi Bolesław Czyżowicz, dyrektor ZK w Przemyślu. W Medyce cele są zwykle 3-osobowe, najliczniejsze mają 6 lokatorów. Więźniowie mogą korzystać m. in. z boiska do siatkówki. Jest sala ćwiczeń, pracownia plastyczna. Skazani, jeśli zasłużą na nagrodę, mogą liczyć na odosobnioną wizytę żony czy dziewczyny. - Takie spotkanie przebiega bez osoby dozorującej. Zazwyczaj trwa 2-3 godziny - przyznaje Bolesław Czyżowicz. W Zakładzie Karnym w Rzeszowie więźniowie każdego dnia otrzymują trzy posiłki - śniadanie, dwudaniowy obiad i kolację. Miesięczne utrzymanie statystycznego więźnia, liczone razem z płacami funkcjonariuszy, inwestycjami i remontami, kosztuje tu 1360 zł. Jednostka jest w niewielkim stopniu przeludniona. - Nie rzutuje to na funkcjonowanie zakładu - mówi Lesław Czachur, dyrektor ZK w Rzeszowie. W Dębicy i Medyce przeludnienie w celach sięga 10 proc. Z tym problemem nie boryka się na razie tylko ZK w Przemyślu.

* 0, słownie: zero. Takiej wysokości oszczędności deklaruje kilkoro podkarpackich posłów. Kilku innych zgromadziło zaledwie od kilku do kilkunastu tysięcy. Nie wszystkim wiedzie się tak kiepsko. Najbogatszy poseł z Podkarpacia zgromadził ponad 4 miliony złotych. Poseł Marek Jurek (PiS) zaczynał (we wrześniu 2001 r.) pracę w Sejmie z zerowym stanem oszczędności. Prawie trzyletnia, świetnie płatna praca nie poprawiła jego stanu oszczędności. Choć tylko w roku ubiegłym zarobił w parlamencie 143,6 tys. zł oraz dorobił (m.in. z tytułu praw autorskich) 2,3 tys. zł, jego konto świeci pustką. Szef podkarpackiego PiS-u nie jest wyjątkiem. Zerowe oszczędności zadeklarowali także: Halina Murias (LPR), która w 2003 roku zarobiła 143,6 tys. zł, Zygmunt Wrzodak (LPR - 143,6 tys. zł), Bolesław Bujak (PSL - 144,5 tys. zł) i Alicja Lis (Samoobrona - 142,4 tys. zł). Zaledwie 8 tys. zł odłożył poseł Jan Bury (PSL), który oprócz dochodów sejmowych (153,6 tys. zł) zarobił 7,2 tys. zł (za zasiadanie w radach nadzorczych i Krajowej Radzie Sądownictwa). Niewiele więcej mają: Władysław Stępień (SLD) - 10 tys. zł, Marek Kuchciński (PiS) -10 tys. zł i Stanisław Janas (SDPl) - 15 tys. zł. Praca w Sejmie fatalnie wpłynęła na stan oszczędności Joanny Grobel-Proszowskiej (SLD) - w ciągu ostatnich 12 miesięcy jej zasoby zmalały z 175 tys. do 60 tys. zł. Stopniało na koncie także Krystynie Skowrońskiej (PO) - z 55 do 25 tys. zł. Przykład, że na poselskim uposażeniu można oszczędzić, daje Maria Zbyrowska (Samoobrona), która w ciągu 12 miesięcy podwoiła oszczędności - wynoszą one obecnie 200 tys. zł. To nieosiągalna suma dla przeciętnego Kowalskiego, ale to niewiele w porównaniu z oszczędnościami podkarpackich posłów-krezusów - Grzegorza Tuderka i Wojciecha Domaradzkiego (obaj SLD). Pierwszy zgromadził 600 tys. zł, 390 tys. dolarów USA oraz 2 mln zł w papierach wartościowych, w sumie 4,16 mln (ponad milion dolarów). Drugi - 740 tys. zł i 150 tys. dolarów USA, w sumie 1,340 mln zł.

Kronika kryminalna

* Kilkanaście minut trwała akcja policjantów i strażaków, którzy zapobiegli samobójczym planom pijanego mężczyzny. W piątek, około 18.30 w jednej z kamienic przy ulicy Mniszej, w oknie drugiego piętra pojawił się 29-letni mężczyzna. Najpierw wybił szybę, kalecząc się przy tym, a następnie wysunął się na zewnątrz i usiadł na parapecie. Na szczęście ktoś szybko zawiadomił policję i po chwili na miejscu byli już policjanci i strażacy, którzy błyskawicznie rozłożyli na ulicy specjalną poduszkę amortyzującą skutki upadku. Zjawiła się też karetka pogotowia, a na chodniku, jak zwykle w takich przypadkach, zgromadziło się sporo gapiów. Albo pijany, albo zwariował - zastanawiali się ludzie, patrząc na pokrwawionego mężczyznę. Pewnie jedno i drugie - ktoś skomentował. Tymczasem obiekt zainteresowań wykrzykiwał coś bełkotliwie, a następnie widząc, że wzbudził już odpowiednie zainteresowanie, niebezpiecznie chwiejąc się, przekroczył parapet i zniknął w mieszkaniu. Po chwili, w asyście sanitariuszy i policjantów został wyprowadzony z kamienicy. Mężczyzna, w drodze do karetki, widząc zgromadzonych na chodniku gapiów, podniósł ręce w triumfalnym geście i uśmiechnięty kłaniał się wszystkim dookoła, po czym został odwieziony do szpitala.

* Na niestrzeżonym przejeździe kolejowym na ul. Trętowskiego kierujący volkswagenem wjechał wprost pod nadjeżdżający pociąg relacji Czernowce - Medyka - Przemyśl. Kierujący samochodem 22-letni mieszkaniec Przemyśla nie zatrzymał się przed przejazdem i nie sprawdził, czy może wjechać na tory. Doszło do zderzenia z pociągiem. Siła była tak duża, że samochód został prawie całkowicie zmiażdżony i zaciągnięty około 30 metrów od przejazdu.

Oszust trafił za kraty
* Funkcjonariusze Straży Granicznej zatrzymali i przekazali policji 40-letniego Krzysztofa P. mieszkańca Grudziądza, poszukiwanego listem gończym. Krzysztofa P. szukał Sąd Rejonowy w Zamościu. Okazało się, że 40-latek zażądał od dwóch osób tzw. opłaty przetargowej w wysokości 22 tys. zł od osoby. Za usiłowanie oszustwa odpowie przed sądem.

* W Przemyślu na ul. Łukasińskiego nieznany sprawca wybił szyby w 14 oknach budynku gimnazjum. Straty wynoszą 600 zł. W ubiegłym tygodniu, także w tym samym budynku ktoś wybił szyby w 35 oknach. Wtedy straty oszacowano na 800 zł.

Reklama