Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 08.05-14.05.2004 r.

Przemyśl

Poseł w sprawie granicy
* 28 kwietnia poseł Marek Kuchciński (PiS) wystosował do premiera Leszka Millera interpelację, w której napisał m.in. "Ostatnie wydarzenia związane z aresztowaniem funkcjonariuszy BOSG w Przemyślu, a przed kilkoma miesiącami aresztowaniem grupy funkcjonariuszy Izby Celnej w Przemyślu odsłoniły problem korupcji w szeregach służb strzegących granicy państwa". Poseł dodał, że również osobiście otrzymuje niepokojące informacje z granicy, nie tylko o przyjmowaniu korzyści materialnych w trakcie jej przekraczania. "Innym bardzo groźnym procederem jest branie łapówek za przyjęcie do pracy w tych instytucjach (straży granicznej i izbie celnej - przyp. red.). Wysokość łapówki wynosi podobno od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych" - czytamy w interpelacji. Poseł dodał, że niepokojące jest również odrzucanie podań o pracę w BOSG bez wyraźnego umotywowania osobom z dużymi i przydatnymi na granicy kompetencjami (prawo, stosunki międzynarodowe, ekonomia), przy jednoczesnym przyjmowaniu podań od osób z wykształceniem niższym lub na granicy nieprzydatnym (pedagogika, wychowanie przedszkolne). W interpelacji do premiera, poseł Kuchciński pyta m.in. o to, jaka jest dokładna procedura przyjmowania pracowników (w tym funkcjonariuszy) do BOSG i IC, jakie są kompetencje osób przyjętych do obu tych instytucji w ciągu ostatniego roku i czy podjęto już czynności, mające wyjaśnić i zlikwidować "proceder przyjmowania korzyści majątkowych w zamian za zdobycie miejsca pracy". Marek Kuchciński: - Teraz to jest już granica Unii Europejskiej, więc tym bardziej ważne jest, by instytucje jej strzegące, wolne były od takich zarzutów czy podejrzeń. Aresztowania i sprawy w prokuraturze są jednak faktem, nie możemy więc udawać, że nic złego się nie dzieje. Pytany o reakcję na interpelację, poseł odparł, że jeszcze nie nastąpiła: - Zgodnie z procedurą, jest na to 21 dni, odpowiedzi należy się więc spodziewać w drugiej połowie maja.

Naftusia zawsze zdrowa
* Od 2 maja miasto ma nowe, szóste już, miasto partnerskie - przygraniczny Truskawiec na Ukrainie. Ale władze myślą już o podobnej umowie z francuskim Saint Claude. Jednak przemyślanie nie odczuwają z tego prawie żadnych korzyści.
- Taka współpraca to nieustanne wizyty i rewizyty. Jesteśmy zbyt biednym miastem, aby trwonić pieniądze na wysyłanie naszych urzędników na okolicznościowe imprezy i goszczenie, w ramach rewizyt, cudzoziemców u nas - mówi przemyślanin Krzysztof Wołoszyn. Przemyśl ma podpisane umowy o przyjaźni z niemieckim Padeborn, Lwowem, a w zasadzie jedną z jego dzielnic, ukraińskimi Kamieńcem Podolskim i Truskawcem, węgierskim Egerem oraz okręgiem South Kesteven w Wielkiej Brytanii. Władze miejskie usilnie szukają partnera na Słowacji, a ostatnio także we Francji.
- Wszyscy mieszkańcy mają korzyści z takiej współpracy - twierdzi Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Miasta. Jakie? Urzędnik podaje przykład niemieckiego Padeborn, z którym współpraca trwa 11 lat.
- Dzięki tej umowie, stałą współpracę mają nasze II LO i Gimnazjum im. Goedelera w Padeborn. Przemyscy uczniowie jeżdżą do Niemiec, a niemieccy przyjeżdżają do nas. Niemcy udzielili sporego wsparcia przy niedawnej budowie nowego gmachu II LO. Z Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej dofinansowano m.in. remont katedry - wylicza Wołczyk. Po stronie korzyści wymienia też wyjazd kilkunastu przemyślanek do Niemiec w charakterze opiekunek do dzieci. Na staże do Niemiec wyjeżdżali przemyscy specjaliści, np. z Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji.
- Każdego roku do pracy na Zachodzie, w tym legalnie, wyjeżdża o wiele więcej przemyślan niż te kilkanaście osób do Padeborn. Same organizują sobie wyjazdy i w nosie mają umowy o współpracy - uważa tymczasem Ireneusz Balicki, przedsiębiorca. Żadnych wymiernych efektów, poza kurtuazją i sporadyczną wymianą kulturalną, nie przynosi współpraca ze Lwowem i Kamieńcem Podolskim. Skrajnym przypadkiem jest brytyjski South Kesteven, z którym współpraca wygasła, choć oficjalnie nadal istnieje. Żadna ze stron nie przejawiała zainteresowania jej kontynuowaniem. Umowy partnerskie nie zaowocowały stworzeniem firm czy miejsc pracy. Jeżeli za granicę jedzie przemyska delegacja, to pokrywa koszty transportu. Nie są one małe, biorąc pod uwagę, że np. do Padeborn co jakiś czas jeździ kilkunasto- a nawet kilkudziesięcioosobowa delegacja. W ramach rewizyt przemyscy podatnicy muszą zapewnić gościom z zaprzyjaźnionych miast wyżywienie i noclegi. To również spore wydatki.
- Swego czasu zachodnioeuropejskie miasta chętnie nawiązywały współpracę z polskimi. Nie odbywało się to jednak z dobrego serca, lecz chłodnej kalkulacji. Unia Europejska chętniej obdzielała ich pieniędzmi - mówi K. Wołoszyn.

Jankesi "spadli" z nieba
* Amerykańska wizyta w Polsko-Ukraińskim Batalionie Sił Pokojowych. Amerykańscy goście z zaciekawieniem przyglądali się umiejętnościom żołnierzy z przemyskiego batalionu. Równo o g. 9 rano, 8 maja, na płycie stadionu Polonii wylądował helikopter, na pokładzie którego znajdowali się wykładowcy i słuchacze National War College z Waszyngtonu. Ich wizyta w Polsko-Ukraińskim Batalionie Sił Pokojowych to efekt wcześniejszych uzgodnień między Ministerstwem Obrony Narodowej i Departamentem Obrony Stanów Zjednoczonych. Podróż studyjną dla 12-osobowej grupy zorganizowała amerykańska Akademia Obrony Narodowej. Delegacji przewodniczył płk Robert Paul Otto. Warto dodać, że uczestnicy podróży przygotowywani są - po ukończeniu studiów - do służby na stanowiskach generalskich i admiralskich w strukturach obronnych USA. Jedną z osób wizytujących przemyski batalion była znająca język polski profesor strategii wojennej National Defence University - National War College Ilena Kass: - To nie są nasze jedyne odwiedziny w Polsce. Dzięki porozumieniu wojskowych władz Polski i Stanów Zjednoczonych, możemy wizytować wszystkie polskie jednostki wojskowe, począwszy od lądowych, a skończywszy na marynarce wojennej. O Przemyślu i funkcjonującym w nim Polsko-Ukraińskim Batalionie Sił Pokojowych wiedzieliśmy i słyszeliśmy wiele dobrych rzeczy. Chcieliśmy jednak zobaczyć to na własne oczy. Przyznać muszę, że wyszkolenia i umiejętności wielu może im pozazdrościć. Gospodarze zaprezentowali Amerykanom pokaz szkolenia z konkretnymi działaniami na punktach kontrolnych. Oprócz tego goście mieli okazję zapoznać się z multimedialną prezentacją na temat historii i zadań batalionu, ze szczególnym zwróceniem uwagi na doświadczenia misyjne z Kosowa. Na zakończenie wizyty tradycji musiało stać się zadość: Amerykanie zaproszeni zostali do Sali Tradycji P-UBSP na poczęstunek i wpis do opasłej kroniki przemyskiej formacji.

Nowy oddział w 114
* W 114 Szpitalu Wojskowym działa nowy oddział, na którym leczeni są psychicznie i nerwowo chorzy. W regionie to jeden z pierwszych tego typu oddziałów w szpitalu ogólnym.
- Tworząc psychiatrię, spełniliśmy zalecenie Ministerstwa Zdrowia, żeby odchodzić od psychiatrycznych molochów, na rzecz oddziałów mniejszych - mówi Jan Kulig, dyrektor szpitala. Przygotowania trwały prawie dwa lata, żeby sprostać wszystkim wymogom dotyczącym kadry, bazy i wyposażenia.
- To jest oddział moich marzeń - zapewnia ordynator lek. psychiatrii Jadwiga Gaj. - Główny atut to umiejscowienie wśród innych oddziałów szpitalnych. Nasi pacjenci często cierpią na różne schorzenia somatyczne i tutaj możemy szybko skorzystać z konsultacji innych lekarzy. Parterowy budynek w otoczeniu drzew. Wrażenie kojącej ciszy. Na wewnętrznym dziedzińcu zaplanowano rekreacyjny ogródek. Gruntowny remont pozwolił stworzyć optymalne warunki opieki i pobytu pacjentów. Sale 3-4 osobowe, jasne kolory ścian, słoneczne zasłony. Pogodny wystrój jadalni, czy sali terapii zajęciowej ma też wpływać na lepsze samopoczucie pacjentów. - Staramy się, żeby warunki były zbliżone do domowych - mówi Beata Kołcz, siostra oddziałowa. Kadrę tworzą lekarze specjaliści, psycholog, pielęgniarki, terapeuci i sanitariusze. Oddział liczy 38 łóżek. Wszystkie są już obłożone. To świadczy, że wypełnił lukę (niezależnie od dużych specjalistycznych szpitali w Jarosławiu i Żurawicy). Przemyska psychiatria ukierunkowana jest na leczenie chorób z kręgu schizofrenii, nerwic i depresji. Kameralny oddział ma przełamywać u chorych poczucie izolacji. Zmieniać negatywne stereotypy i wyobrażenia o psychiatrii. Do specjalisty psychiatrii nie jest potrzebne skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu. W przychodni 114 SW działa poradnia psychiatryczna; tu można uzyskać informacje o zasadach leczenia ambulatoryjnego i szpitalnego.

* Wielkie oburzenie zapanowało wśród lokatorów kamienic zarządzanych przez Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej, kiedy otrzymali wezwanie do uregulowania należności za zużyte ciepło. Cała sprawa ujrzała światło dzienne, kiedy nowe szefostwo PGM, na czele z prezesem Zbigniewem Duszykiem, przystąpiło do przeglądania i rozliczania dokumentacji przejętej w spadku po starym zarządzie. Okazało się, jak stwierdził Z. Duszyk, że nie było końcowych dokumentów z rozliczenia zużycia ciepła w kilku budynkach komunalnych należących do PGM. - Były tylko rozpoczęte, ale niedokończone. Dotyczy to zwłaszcza budynków przy ulicach Osińskich, Glazera i Piłsudskiego. Mieszkańcy tych budynków wpłacali zaliczki, które potem nie były adekwatne do rzeczywistego zużycia ciepła. Wystawiliśmy więc rachunki naliczane wstecz, aż do 2001 roku. Skumulowaliśmy trzy nierozliczone lata. Nie są to horrendalne sumy, najwyższy rachunek to rząd 3 tysiący złotych - wyjaśnia prezes PGM. Decyzja ta wywołała oburzenie mieszkańców. - Nie zamierzamy za to płacić. Nie zamierzamy łatać dziury w firmie, w której panuje od lat totalny bałagan. Nie będziemy dokładać się do wysokich pensji panów radnych: Janasa, Majki czy Golca, dla których przedsiębiorstwo jest swoistą przechowalnią, w której znaleźli schronienie. Ponoć otrzymane przez nas rachunki nie są tak naprawdę za ciepło, tylko są wynikiem podwyżek wprowadzonych przez PGM - domniemywają. Zdecydowanie zaprzecza temu prezes Z. Duszyk. Nieco z boku na tę dość kontrowersyjną sytuację patrzy organ nadzorczy PGM, czyli urząd miasta. Zastępca prezydenta Ryszard Lewandowski: - Znamy sprawę i już przyglądamy się jej bliżej. Już niebawem mam otrzymać sprawozdanie od zarządu spółki, wyjaśniające na jakiej podstawie prawnej naliczone zostały opłaty za zużycie ciepła od 2001 do 2003 roku.

Twierdza na liście UNESCO?
* Twierdza Przemyśl ma szansę znaleźć się na Liście Kulturowego Dziedzictwa i Przyrodniczego UNESCO. Figurują na niej zabytki stworzone przez człowieka, jak również dzieła natury, uznane za najcenniejsze na Ziemi. Z terenu dawnej Galicji największą szansę na wpis mają dwa zespoły historycznych umocnień: Twierdza Kraków i Twierdza Przemyśl. Na całym globie do dziedzictwa światowego zaliczono dotychczas ponad 400 obiektów. Polska może się poszczycić 8 zabytkami widniejącymi w spisie UNESCO.

Czerwone maki...
* Wśród mieszkańców Przemyśla nadal żywa jest pamięć o pochowanym na tutejszym Cmentarzu Głównym podporuczniku Kazimierzu Gurbielu, który 18 maja 1944 roku zatknął polską flagę na szczycie Monte Cassino. Za kilka dni (18 bm.) minie 60. rocznica zdobycia przez Polaków Monte Cassino we Włoszech. Po krwawych walkach o zdobycie tej strategicznej góry i położonego na jej szczycie klasztoru, biało-czerwoną flagę zatknął na szczycie patrol 12. Pułku Ułanów Podolskich pod dowództwem przemyślanina, podporucznika Kazimierza Gurbiela. Fakt ten upamiętnia m.in. tablica w przemyskim kościele garnizonowym OO. Karmelitów. Przemyślanie składają kwiaty i zapalają znicze na grobie zmarłego w 1992 roku bohatera nie tylko z okazji ważnych rocznic, ale także na co dzień. Jego imię nosi również jedna z przemyskich ulic. W najbliższą niedzielę (16 bm.) najmłodsza przemyska parafia z ulicy Monte Cassino organizuje na swoim terenie obchody 60. rocznicy walk o Monte Cassino. O godz. 15 przy obelisku poświeconemu polskim żołnierzom zostanie odprawiona msza polowa. Odbędzie się tam także koncert orkiestry harcerskiej oraz pokaz sprawności drużyny strzeleckiej.

* Po raz 26 z całego kraju do Przemyśla zjechały zespoły na Ogólnopolski Festiwal Kapel Podwórkowych, którego organizatorem jest przemyskie Centrum Kulturalne. W tym roku w Festiwalu wzięło udział dziewięć kapel. Po konkursowych przesłuchaniach jury pod przewodnictwem Antoniego Gurana wydało werdykt: pierwsze miejsce zajęła kapela "Fakiry" z Piotrkowa Trybunalskiego, drugie - dobrze znana w Przemyślu kapela "Ta Joj", a trzecie miejsce ex aequo zajęły kapele: "Śląskie Bajery" z Ornatowic i Przeworska Kapela Podwórkowa "Beka". W niedzielę przed południem kapele rozeszły się po przemyskich uliczkach, a potem występowały na koncercie finałowym w Rynku. Wśród publiczności byli wierni fani podwórkowych szlagierów, znający na pamięć teksty piosenek. Miłym akcentem tego koncertu był występ Tadeusza Wanata (emerytowanego i wielce zasłużonego solisty kapeli "Ta Joj"), który gościnnie odśpiewał znany szlagier J. Kiepury - Brunetki, blondynki. Bożena Lewandowska, muzykolog z Instytutu Muzykologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, juror Ogólnopolskiego Festiwalu Kapel Podwórkowych w Przemyślu: - Tegoroczny festiwal uważam za trochę skromniejszy od poprzednich, bo zgłosiło się mniej niż zawsze kapel, ale wynika to chyba z tego, że w kraju organizowanych jest wiele takich ogólnopolskich festiwali i kapele nie są w stanie występować na wszystkich. Po przesłuchaniu mogę powiedzieć, że zespoły reprezentowały bardzo wyrównany poziom, a różnice wynikały z doboru repertuaru.

* Mieszkańcy bloku Towarzystwa Budownictwa Społecznego żyją niczym w zamkniętej enklawie. Czują się upokorzeni przez sąsiadów z bloków, którzy odgrodzili się siatką. Lokatorzy dawnych bloków policyjnych przy ul. Reymonta, którzy założyli wspólnotę mieszkaniową i wykupili grunty wokół budynków, nie chcą, aby obcy chodzili po ich podwórku. Rozciągnęli siatkę na granicy swojej działki. Nie podoba się mieszkańcom bloku TBS. - Dotychczas przechodziliśmy tamtędy - mówi starsza lokatorka. - Tędy mieliśmy znacznie bliżej do kościoła, przychodni, sklepów i szkoły. Nie wiem, co im to przeszkadzało. Mieszkańcy z osiedla Reymonta bronią swoich racji. - Podrzucali śmieci do naszych kontenerów, parkowali tu swoje samochody- przekonuje młody mężczyzna. - Najwyższy czas, aby z tym skończyć. Blisko 200 lokatorów TBS chodzi do swojego bloku ul. Brudzewskiego, która jest w fatalnym stanie: pełna dziur, wybojów i śmieci, brakuje tu oświetlenia.
- Wieczorem strach tamtędy przejść - żali się jedna z mieszkanek. - Oprócz tego, że nadkładamy drogi, to żyjemy niczym w enklawie. Z jednej strony otacza nas wysoki mur okalający prywatną działkę, z drugiej blaszany płot, a teraz jeszcze doszła siatka.
Zdaniem Jerzego Tkacza, prezesa TBS, problem można rozwiązać, jeśli mieszkańcy z Reymonta wykażą trochę dobrej woli i pozwolą sąsiadom przechodzić przez swój teren.

J A R O S Ł A W

* Najpóźniej w lipcu spółka Lider Artur powinna rozpocząć przejmowanie fabryki ciastek należącej do LU Polska SA. Wzrosną szanse na uratowanie miejsc pracy. Dotychczasowy właściciel bez wahania sprzedał zakład spółce Lider Artur, która odnosi na rynku znaczące sukcesy. Cena transakcji owiana jest tajemnicą. Lider Artur istnieje już 10 lat. Posiada dwie fabryki produkujące ciastka w Lipinach Starych i Radzyniu Podlaskim. Zatrudnia prawie 500 osób. Od kilku miesięcy jej szefostwo myślało o kolejnej inwestycji. Nowy właściciel do końca tego roku, stopniowo przejmie cały majątek. Planuje, że do 2006 roku w jarosławskim zakładzie znajdzie się zajęcie dla 200 ludzi. W fabryce, którą jeszcze zarządza LU Polska, pracuje przeszło 400 osób. Zwalniani dostaną 23-miesięczne odprawy.

* Nawet 30 minut, w okresie szczytu, zajmuje przejechanie przez centrum miasta. Ale jarosławianie nieprędko uwolnią się od korków. Budowa obwodnicy rozpocznie się najwcześniej w latach 2006 - 2010.
- Rozbabrali dwie inwestycje i nie mogą zacząć prac na żadnej z nich. Z północnej strony ma być obwodnica, z południowej autostrada. To największa głupota, o jakiej słyszałem - twierdzi pan Stanisław, jarosławianin, który w drogownictwie przepracował ponad 30 lat. Pierwsze plany budowy autostrady i obwodnicy dla Jarosławia pojawiły się ponad 30 lat temu, gdy pan Stanisław zaczynał swoją zawodową karierę. Już wtedy przejazd przez Jarosław był uciążliwy.
- W trakcie niedawnego spotkania w Ministerstwie Transportu, w którym uczestniczył m.in. zastępca burmistrza Marian Muzyczka, ustalono, że ministerstwo jest zainteresowanie kontynuacją prac przy obwodnicy od strony północnej miasta - mówi Zofia Krzanowska, rzecznik prasowy Urzędu Miasta. Obwodnica ma mieć 12 km długości i przebiegać przez Tywonię, Biedaczów, Ulanowce i Muninę. Droga nie przecinałaby Sanu. Byłaby to trasa umieszczona na ziemnych nasypach.
- Jest już zatwierdzona decyzja o warunkach zabudowy. Trwają negocjacje z właścicielami kilkunastu działek, na temat wykupu gruntów, którzy nie chcą się na to zgodzić. To obecnie najbardziej hamuje prace - mówi Krzanowska. Już w 2002 r. przekonywaliśmy, że autostradę lepiej budować od strony północnej. 60 lat temu taki pomysł mieli także Niemcy, którzy chcieli mieć dogodną drogę do Lwowa. Do dziś zachowały się pewne elementy, np. przepusty, z przeprowadzonych przez nich prac. Każdego dnia przez Jarosław przejeżdża kilkanaście tysięcy aut osobowych i ciężarowych. Z Zachodu jadą tędy kierowcy do polsko-ukraińskich przejść w Medyce i Korczowej. Także kierowcy jadący z Warszawy i Lublina do Przemyśla, w Bieszczady, na Słowację i dalej na południe. Jarosławianie nie mają żadnych korzyści z ogromnego ruchu. Tylko nieliczni kierowcy jadący tranzytem, zatrzymują się tutaj na jedzenie lub zakupy. Osoby jadące z Rzeszowa w kierunku Przemyśla mogą w Łańcucie skręcić na Kańczugę i przez Pruchnik dojechać do "krajówki" w Żurawicy. Jednak z takiej formy objazdu korzysta ostatnio coraz więcej osób, dlatego również na tej drodze jest duży ruch.

* Codziennie mierzą temperaturę powietrza i opady, obserwują chmury. Raporty meteorologiczne przekazują do centrum przetwarzania danych w Waszyngtonie. Tak uczą się geografii uczniowie Zespołu Szkół Drogowo-Geodezyjnych Ogólnokształcących i Inżynierii Środowiska.
- Nasi uczniowie codziennie odnotowują temperaturę gleby, opady, chmury - przybliża realizację programu Ryszard Sławiński, nauczyciel meteorologii.
Międzynarodowy ekologiczny program "GLOBE" realizuje 61 szkół w Polsce i 14 tysięcy na świecie. Na Podkarpaciu zajmuje się tym tylko szkoła jarosławska i Gimnazjum nr 9 w Rzeszowie. Uczniowie, pod kierunkiem Anny Halszki, nauczycielki geografii, prowadzą codzienne badania od jesieni ubiegłego roku. Do swojej dyspozycji mają dobrze wyposażoną stację meteorologiczną.
- Lekcje geografii i meteorologii w takiej właśnie formie są o wiele ciekawsze - podkreślają uczniowie jarosławskiej "drogówki". - Dzięki uczestnictwu w międzynarodowym programie, mamy kontakty ze szkołami w różnych częściach świata. Możemy na bieżąco konfrontować wyniki naszych meteorologicznych badań. Jarosławska szkoła została wyróżniona tytułem lidera międzynarodowego programu "GLOBE" w kategorii badania chmur. Ostatnio jej uczennice - Edyta Rożek, Anna Płocica i Justyna Szylar - zdobyły drugie miejsce w kraju za pracę "Ocena stanu czystości rzeki Szkło". Napisały ją pod kierunkiem Ryszarda Sławińskiego, nauczyciela meteorologii. - Wykorzystałyśmy w niej kilkuletnie badania prowadzone przez naszą szkołę, a także skorzystałyśmy z opracowań ukraińskich - opowiadają laureatki konkursu zorganizowanego przez Polską Fundację Ochrony Zasobów Wodnych w Bydgoszczy. Jeszcze w tym roku młodzi meteorolodzy będą badać wody powierzchniowe, m.in. w rzece San. Chcą też zaprosić do współpracy młodzież ukraińską.

P R Z E WO R S K

Protest w cukrowni
* Około 150 pracowników likwidowanej Cukrowni Przeworsk domagało się zachowania miejsc pracy. Protestujący wspierani przez związkowców "Solidarności" z całego regionu żądali, aby niemiecki koncern Suedzucker wywiązał się ze swoich obietnic. Przypomnijmy. Dwa lata temu licząca sobie ponad sto lat fabryka - znajdując się w stanie upadłości - została przejęta przez niemiecki koncern cukrowy. Kupujący zapowiedzieli, że ze względów ekonomicznych przeprowadzą w Przeworsku jeszcze dwie, góra trzy kampanie, po czym zamkną firmę. W zamian oferowali pakiety socjalne, odprawy oraz obiecywali stworzenie w miejsce likwidowanej fabryki (zatrudniającej około 300 osób) nowych miejsc pracy. Te obietnice były składane na spotkaniach z pracownikami m.in. w obecności ówczesnej wiceminister skarbu państwa Małgorzaty Ostrowskiej. Później jednak Niemcy korzystając z faktu, że obietnice te nie były spisane na piśmie, wycofali się z nich. To wzbudziło protesty pracowników, lokalnych parlamentarzystów oraz samorządów lokalnych. "Chcemy pracować, nie głodować" - głosił jeden transparentów trzymanych przez uczestników czwartkowej manifestacji. Demonstranci nie zostali wpuszczeni na teren zakładu. Fabryki strzegli tylko ochroniarze oraz przypatrująca się zgromadzeniu z pewnej odległości policja. Poza sporadycznie rzucanymi petardami nie było jednak incydentów.
- Chcieliśmy odejść godnie. Tak się jednak nie stało. Jesteśmy w tym miejscu i protestujemy, ponieważ czujemy się oszukani - mówiła przewodnicząca przeworskiej "Solidarności" Barbara Jurkiewicz. Wtórował jej przedstawiciel rolników Tadeusz Drapała, który przypomniał, że z cukrownią współpracowało 1600 dostawców.
- Jeżeli pozbędziemy się cukrowni to nas nie będzie. Nie pozwólmy na to, by nasza wspaniała ziemia leżała odłogiem - mówił Tadeusz Drapała. W podobnym tonie wypowiadali się burmistrz Przeworska, Janusz Magoń oraz przewodniczący sejmiku wojewódzkiego, Krzysztof Kłak. Protestujący dziwili się, że nie pojawił się starosta przeworski Zbigniew Mierzwa. Uznali to za lekceważenie ich.

R E G I O N

*W biurach turystycznych duży ruch. Największym powodzeniem cieszy się Anglia i Irlandia. Ciekawe oferty pracy nadeszły także z Cypru. W ofertach są informacje, że można zarobić nawet 6 tys. zł miesięcznie.
- Jest to prawda, pracując od rana do wieczora można zarobić nawet więcej - mówi dębiczanka, która pół roku pracowała w gastronomii w Anglii. - Ja akurat miałam pracę przyjemną, przy obsłudze sal konferencyjnych. Drogie jest jednak utrzymanie. Urzędy pracy w regionie od kilkunastu dni przeżywają prawdziwe oblężenie. - Na razie nie jesteśmy w stanie policzyć, ile osób już wyjechało do pracy za granicą, ale od 1 maja liczba chętnych gwałtownie rośnie - mówi Lidia Czarnek, inspektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Rzeszowie. - Bezrobotny, który podejmuje pracę za granicą musi to zgłosić do powiatowego urzędu pracy, aby wykreślić go z rejestru.
- Nie wszyscy jednak to robią - mówi Marcin Nowak, kierownik PUP w Dębicy. - Jak już wyjechał do pracy, nasz urząd go nie obchodzi. Oferty z Anglii i Irlandii to głównie praca w rolnictwie, gastronomii, hotelarstwie i opieka nad dziećmi. - Są jednak oferty bardziej specjalistyczne, np. dla monterów urządzeń, mechaników czy budowlańców - dodaje Nowak. Pracodawcy z zagranicy wyraźnie jednak określają w ofercie, że są one dla osób ze znajomością języka. - Niestety, większość zainteresowanych nie mówi w innym języku niż ojczystym - mówi Czarnek. - Na razie największym zainteresowaniem cieszy się Anglia i Irlandia, ale ciekawe oferty mamy z Cypru. Niewykluczone, że rodacy obiorą wkrótce i ten kierunek. Zainteresowanych ofertami odsyłamy do koordynatorów programu "Eures", pracowników urzędów pracy. Oferty można przejrzeć także w internecie: http://europa.eu.int/eures.

* Pracowników Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego czeka w czerwcu egzamin z jakości ich pracy oraz obsługi mieszkańców. Jeżeli go zdadzą, PUW otrzyma certyfikat ISO 9001:2001. W ciągu ostatnich kilku miesięcy w PUW wprowadzono wiele udoskonaleń, które mają przyczynić się do zdobycia certyfikatu. Działa już Biuro Obsługi Klienta (w holu budynku), nowoczesna strona internetowa, a niepełnosprawni mają ułatwiony dostęp do tych wydziałów, z których korzystają najczęściej. - Dzięki tym udogodnieniom PUW znalazł się wśród pięciu najlepszych urzędów wojewódzkich w Polsce - poinformowała Joanna Budzaj, rzecznik prasowy wojewody podkarpackiego. W PUW ma być jednak jeszcze lepiej, a to dzięki wdrożeniu systemu zarządzania jakością, zgodnego z normą ISO 9001:2001. Już w czerwcu PUW odwiedzą pracownicy z renomowanej międzynarodowej firmy TUV Rheinland. Sprawdzą, czy PUW zasłużył na przyznanie certyfikatu.

Generalskie szlify dla komendanta
* Płk Henryk Majchrzak, komendant Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej, otrzyma w środę generalskie szlify. Z wnioskiem o nominację wystąpił do prezydenta RP minister spraw wewnętrznych i administracji. Płk Henryk Majchrzak otrzyma generalskie szlify, choć niespełna miesiąc temu do aresztu trafiło 14 jego funkcjonariuszy, a wobec 9 prokurator zastosował poręczenie majątkowe i zakaz opuszczania kraju. Wszyscy podejrzani pracowali na przejściu w Korczowej, gdzie mieli przyjmować łapówki od Ukraińców. W tej sytuacji awans budzi zaskoczenie.
- Własnymi siłami wykryliśmy nieprawidłowości i zlikwidowaliśmy proceder - zapewnia płk Jarosław Żukowicz, rzecznik prasowy komendanta głównego Straży Granicznej. - Nie widzę żadnej niezręczności w związku z wnioskiem o nominację. Płk Henryk Majchrzak od maja 2002 roku dowodzi Bieszczadzkim Oddziałem Straży Granicznej.

* Policja wykorzystuje pociski gumowe "bąk" (gumowa kula), "chrabąszcz" (gumowy walec) oraz pociski ołowiane "breneka". Zewnętrznie te naboje niemal niczym się nie różnią - mówi mł. insp. Antoni Inglot, zastępca dowódcy OPP w Rzeszowie. - Mogą posiadać łuski w kolorze białym albo czerwonym. Tylko "chrząszcz" ma wypustki na końcu pocisku, które można wyczuć palcem. Nie ma ich "breneka" ani "bąk". Napisy na łuskach są trudne do odczytania w ciemnościach. - Można je rozróżnić po wadze, ale w warunkach bojowych to nie jest takie proste - przyznaje mł. asp. Jan Strażak, instruktor wyszkolenia strzeleckiego. Funkcjonariusze oddziału ćwiczą na strzelnicy trzy razy w miesiącu, w tym raz z gładkolufowymi strzelbami Mossberg. Przede wszystkim strzelają z pocisków gumowych. - W tym roku kilkanaście razy używaliśmy pocisków gumowych w stosunku do pseudokibiców - dodaje Bronisław Buniowski, dowódca rzeszowskiego OPP. W ub.r. gumowy nabój trafił w Stalowej Woli młodego pseudokibica w głowę. Pociski gumowe używane są do uspokajania tłumu, gdy nie można użyć gazów łzawiących czy armatki wodnej. Breneki wykorzystuje się do zatrzymywania samochodów (może wyrwać chłodnicę z pojazdu, uszkodzić blok silnika, przebije każde koło), otwierania drzwi.

Kronika kryminalna

* Brawura była przyczyną wypadku, który w sobotę wydarzył się na ulicy Słowackiego. Kierowca fiata 126p stracił nad nim panowanie i uderzył w przydrożną latarnię. W zderzeniu ucierpiał jadący z nim pasażer.

* Policja poszukuje kierowcy srebrnego renualta laguny. W sobotę o godzinie 22.45 spowodował wypadek na ul. Poniatowskiego w Jarosławiu, po czym nie zatrzymując się odjechał. Sprawca potrącił 23-letniego mężczyznę, kiedy ten stał na jezdni obok fiata 126p i wlewał paliwo di zbiornika.

Leki z bazaru
* Policjanci z Przemyśla zatrzymali 69-letnią obywatelkę Ukrainy, która na miejscowym bazarze sprzedawała leki nie wpisane do rejestru leków na terenie naszego kraju. Policja przestrzega przed kupowaniem i zażywaniem lekarstw pochodzących z niesprawdzonego źródła, co może się skończyć zatruciem organizmu, a nawet śmiercią.

* Jeden z mieszkańców ul. Ofiar Katynia w Przemyślu w bestialski sposób zamordował psa swojego syna, wieszając go na drzewie. Z ustaleń Straży Miejskiej wynika, że zwierzę było zdrowe i nikomu nie zagrażało. Sprawą zajmie się prokuratura. Światowa deklaracja praw zwierzęcia, uchwalona pod patronatem praw UNESCO w Paryżu, mówi w art. 6, że "każde zwierzą, które człowiek udomowił, ma prawo żyć tak długo , jak długo pozwala mu na to jego gatunkowa natura".

* 9 maja, podczas mistrzostw w biegach na orientację o Puchar Podkarpacia, jeden z gimnazjalistów zobaczył leżące w lesie zwłoki.
- Przybiegł do nas uczestnik biegów i powiadomił, że w lesie leżą zwłoki mężczyzny - opowiada współorganizator, Stanisław Leśnicki. - Na miejsce pojechał jeden z organizatorów, Zbigniew Podołek, jednak nie znalazł zwłok. Dopiero po dokładnym wskazaniu miejsca przez chłopca stwierdziliśmy, że faktycznie leży tam ciało, a nad nim, na gałęzi, wisi torba na zakupy. W tym samym czasie na zwłoki natknęła się grupa dziewcząt, uczestniczek zawodów. Przybyły na miejsce policjant stwierdził na podstawie dokumentów, które znalazł w torbie, że mężczyzna od miesiąca był poszukiwany, ponieważ wyszedł z domu i ślad po nim zaginął.

* Nieznany mężczyzna wszedł na tory na wysokości osiedla Kombatantów w Jarosławiu, stanął tyłem przed nadjeżdżającym pociągiem i poczekał, aż ten w niego uderzy. Policja nie ustaliła, kim jest, ze względu na zmasakrowane ciało. Być może coś więcej o samobójcy będzie wiadomo po sekcji zwłok i opinii biegłego lekarza.

* 38-letni mieszkaniec Jarosławia został tymczasowo aresztowany za usiłowanie gwałtu na swojej 46-letniej znajomej. Do zdarzenia doszło w jednym z mieszkań w Jarosławiu, w nocy z 20 na 21 kwietnia. Wtedy to, jak zaznała policjantom pokrzywdzona kobieta, jej znajomy Jan H. usiłował ją zgwałcić. Kiedy się opierała, została pobita. - Kobieta stwierdziła, że Jan H. był pod wpływem alkoholu, jednak kiedy policja przyjechała na miejsce, mężczyzna już uciekł i od tego czasu skutecznie unika koloru niebieskiego - mówi Marek Martynowski z Komendy Powiatowej Policji w Jarosławiu.
- Niedawno został złapany przez funkcjonariuszy z sąsiedniego Przeworska. Aby ponownie nie zdołał się ukryć, sąd zastosował wobec niego areszt tymczasowy na trzy miesiące.

* W Przeworsku na ul. Dynowskiej nieznany sprawca ukradł mercedesa, który stał zaparkowany przy drodze niedaleko posesji właściciela. Wewnątrz pojazdu znajdował się towar warty 5 tys. zł. Łącznie poszkodowany oszacował straty na 17 tys. zł.

* Na ul. Glazera w Przemyślu kierujący BMW 19-letni Łukasz K., mieszkaniec miasta, nie dostosował prędkości do warunków atmosferycznych i doprowadził do zderzenia z jadącym z naprzeciwka oplem, kierowanym przez 29-letnią Marzenę Ś. Kobieta z obrażeniami ciała została przewieziona do szpitala. Będzie musiała się tłumaczyć przed policją, mimo że nie ona doprowadziła do zderzenia się samochodów. Okazało się jednak, ze prowadziła pojazd, nie mając do tego uprawnień. Posiada prawo jazdy ważne w USA, ale nie dopuszczające jej do ruchu na polskich drogach.

Reklama