Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 10.04-16.04.2004 r.

Przemyśl

Starocie na półkach
* Przeterminowana żywność, nierzetelna obsługa, brak cen w widocznych miejscach oraz metek i innych oznaczeń na produktach to najczęstsze uchybienia w sklepach, hurtowniach i innych lokalach, jakie w ubiegłym roku stwierdzili kontrolerzy przemyskiej Inspekcji Handlowej. W 2003 r., pracownicy przemyskiej IH przeprowadzili 220 kontroli. Przyjęli 257 interwencji od mieszkańców, z czego pozytywnie rozpatrzyli 67. Nałożyli 135 mandatów karnych, na łączną kwotę 22,3 tys. złotych.
- Podczas kontroli stwierdziliśmy szereg nieprawidłowości w działalności placówek handlowych i lokalach gastronomicznych - mówi Henryk Fedewicz, dyrektor przemyskiej delegatury IH w Rzeszowie. Najczęściej wyroby zakwestionowane były ze względu na wady jakości, nieprawidłowe oznakowanie, niezgodną z deklarowaną zawartość, brak odpowiednich oznaczeń, w tym znakami bezpieczeństwa, oraz upłynięcie terminu ważności. Podczas kontroli żywności najwyższą wadliwość pracownicy IH stwierdzili w napojach alkoholowych oferowanych w placówkach gastronomicznych, kawie przygotowywanej w lokalach, serach, przetworach warzywnych i rybnych, wyrobach cukierniczych objętych promocją, kakao oraz konserwach mięsnych. Do najczęstszych uchybień należały inne od podawanych składy produktów, niewłaściwy wygląd oraz obecność pleśni, chrząstek, fragmentów kości i zanieczyszczeń. Po ujawnieniu wadliwego produktu, często okazywało się, że producenci wyrobów stosowali niewłaściwe surowce, inne od podawanych na opakowaniach lub w innych proporcjach. W wielu przypadkach droższe surowce zastępowali tańszymi lub w ogóle nie dodawali pewnych składników.
- Jednym z naszych priorytetów w 2003 r. były kontrole mające wzmocnić bezpieczeństwo konsumentów przed produktami i usługami gastronomicznymi mogącymi stwarzać zagrożenie dla ich zdrowia i życia. Będziemy je kontynuować także w tym roku - twierdzi dyr. Fedewicz. Kontrolerzy IH badają również przestrzeganie ustawy o języku polskim. Mieli zastrzeżenia do co piątego produktu z importu. Brakowało na nich tłumaczeń z tekstu oryginalnego niektórych informacji. Sprzedawcy popełniali również błędy literowe i ortograficzne.

* - To najbardziej tragiczne zdarzenie, z jakim spotkałem się podczas 27-letniej praktyki weterynaryjnej - twierdzi lekarz weterynarii Andrzej Fedaczyński, szef Gabinetu Weterynaryjnego "Ada" w Przemyślu. Kilka dni temu do "Ady" trafiła koszmarna "przesyłka" - cztery martwe orły bieliki. Przywiózł je do doktora Andrzeja Fedaczyńskiego jeden z mieszkańców Nowego Lublińca w gminie Lubaczów. Znalazł je pod lasem, tuż obok własnego gospodarstwa. Ptaki przyleciały tam prawdopodobnie z lasów w Lubelskiem. Obok leżały padnięte lisy. Ze wstępnych ustaleń wynika, że one pierwsze zjadły truciznę. Bieliki zatruły się natomiast ich mięsem. Jak szacuje A. Fedaczyński, cztery ptaki to młode, najwyżej półtoraroczne osobniki. Prawdopodobną przyczyną śmierci był silny środek chemiczny. Ale czy tak było rzeczywiście, potwierdzą badania toksykologiczne, które zostaną przeprowadzone w Puławach. Orzeł bielik jest w Polsce objęty ścisłą ochroną; jest to gatunek zagrożony wyginięciem. Został wpisany do Czerwonej Księgi Zwierząt. Szacuje się, że w Polsce jest zaledwie od 200 do 300 gniazd tych ptaków. Podobny przypadek zdarzył się 10 lat temu. Znaleziono wtedy trzy martwe orły. Jak wówczas ustalono, ptaki zatruły się środkiem o nazwie "furadan". Używa się go do ochrony upraw przed szkodnikami, ale nieoficjalnie wiadomo, że niektórzy rolnicy trują nim lisy. A. Fedaczyński twierdzi, że podobnie było i tym razem; tego który wysypał truciznę, nazwał bandytą.

* Urzędnicy magistratu pobierali opłaty skarbowe za korzystanie z zezwolenia na sprzedaż i podawanie napojów alkoholowych w latach 2001-2002. Kilkanaście osób już otrzymało zwrot pieniędzy. Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Miasta Przemyśla przyznaje, że kilkanaście osób otrzymało zwrot gotówki, ale twierdzi, że w naliczaniu 833 zł opłaty nie było winy urzędników. - Opłata była naliczana na podstawie rozporządzenia Ministerstwa Finansów i pobierana od stycznia 2001 roku do listopada 2002 roku - tłumaczy. - Z kolei przepisy zawarte w ustawie o wychowaniu w trzeźwości, kiedy weszły w życie, zabraniały pobierania takiej opłaty. W maju 2003 roku Naczelny Sąd Administracyjny, podczas rozpatrywania indywidualnej sprawy, stwierdził, że opłata skarbowa nie była pobierana zgodnie z przepisami, a w związku z tym powinna być zwrócona. Kilkunastu handlowców z Przemyśla taki zwrot gotówki otrzymało, ale dopiero po złożeniu i rozpatrzeniu sprawy w Samorządowym Kolegium Odwoławczym. Problem w tym, że są to osoby, które na bieżąco śledzą przepisy, natomiast, ci, którzy nie zdążyli się z nimi zapoznać, zwrotu gotówki mogą nie otrzymać, nie wiedzą bowiem o takiej możliwości.
- Skoro urząd popełnił błąd, to powinien poszkodowanych o tym powiadomić - denerwują się handlowcy, którzy interweniowali w tej sprawie w naszej redakcji. - Tymczasem poszkodowani muszą sami dochodzić swoich praw. Co innego, kiedy trzeba im coś zapłacić, wtedy owszem, urzędnicy potrafią się upomnieć. Teraz siedzą cicho w nadziei, że nie wszyscy poszkodowani się zgłoszą. Przecież to skandal!
- Wszyscy zainteresowani mogą do nas przyjść i w Urzędzie Miejskim otrzymają informację, czy mają nadpłaty i w jaki sposób mogą je rozdysponować. Według prawa, to strona dysponuje nadpłatą i ona może zdecydować, czy chce ją odebrać, czy przekazać na inne opłaty - mówi Arkadiusz Sputowski, naczelnik Wydziału Finansowego UM w Przemyślu. - Nie ma potrzeby interweniowania w Samorządowym Kolegium Odwoławczym. Wszystko można załatwić w urzędzie, a całe zamieszanie wynikło z winy Ministerstwa Finansów i niejednoznacznych przepisów. Teraz nie powinno być takich problemów, bo w nowej ustawie "O wychowaniu w trzeźwości" jest zapis, że nie można pobierać opłaty skarbowej za zezwolenie na sprzedaż i podawanie napojów alkoholowych.

Dziura na dziurze...
* W fatalnym stanie znajduje się większość dróg w mieście. Kierowcy z niecierpliwością czekają na przynajmniej częściową poprawę ich stanu. Jadąc niektórymi ulicami trzeba zwolnić do 20 km na godzinę, aby nie uszkodzić samochodu - mówi 45-letni taksówkarz. Zmotoryzowani narzekają na opieszałość służb miejskich odpowiedzialnych za utrzymanie jezdni. Ich zdaniem zbyt powoli zabierają się do pracy po ostrej zimie.
- Na drogach już trwają roboty - zapewnia Jacek Cieleckim dyrektor Zarządu Dróg Miejskich w Przemyślu. - W pierwszym rzędzie łatamy duże dziury, które stwarzają zagrożenie w ruchu.

Pustki na bazarach
* Po Wielkanocnych Świętach tutejsze bazary świecą jeszcze pustkami. -Taka sytuacja utrzyma się do następnego tygodnia - przewidują miejscowi kupcy. We wtorek (13 bm.) na targowisku Polonii przy ul. Sportowej czynna była tylko część handlowych "szczęk" i straganów. Niewielu klientów. Z Ukrainy prawie wcale. - U nich dzisiaj trzeci dzień świąt, to nie ma się co dziwić, że nie przyjechali - mówi pan Zbyszek, handlujący odzieżą. - Taka "martwota" utrzyma się aż do soboty. Na ostatni dzień tygodnia pewnie też nie ma co liczyć, bo większość rodaków porobiła zakupy przed świętami i chyba, że przyjdą tutaj z rodzinami na spacer. Przemyscy kupcy, mając w pamięci przedświąteczną "gorączkę" zakupów z poprzednich lat, liczyli na większe ożywienie na bazarach w Wielkim Tygodniu. Klientów ze Wschodu było, wprawdzie, nieco więcej. Ale nie na tyle, żeby być w pełni zadowolonym.
-Proszę 20 par tych brązowych, 30 na wysokim obcasie, 40 sportowych - zamawiał buty przed świętami przybysz z Ukrainy. - Jutro wyniosę je na targ w Stryju i wszystkie pójdą od ręki. Młodzi chcą mieć na święta nowe, a starzy też kupią.
- Ludzie, po obu stronach granicy, nie mają pieniędzy - tłumaczy regres w przygranicznym handlu Jerzy Dudziak, pracownik targowiska. - Aby przyjechać do nas z Ukrainy, trzeba wyrobić wizę, a to wymaga czasu i pewnych kosztów. W Przemyślu też coraz trudniej - padają kolejne firmy, nie ma pracy, nie ma pieniędzy. Nie wiadomo jak długo pociągnie i nasz bazar, który teraz jest największym zakładem pracy w Przemyślu. Klienci z Ukrainy, dysponujący grubszą gotówką, jadą w głąb Polski, bezpośrednio do producentów obuwia, odzieży, materiałów budowlanych, artykułów spożywczych. - Na przemyski bazar wpadają jedynie w drodze powrotnej - ubolewa pan Roman, handlujący butami. - Połażą, dotkną towaru, ale na zakupy raczej nie decydują się. Kupcy z bazarów przy ul. Sportowej i Wilsona liczą na soboty. - W weekendy zawsze jest więcej kupujących - potwierdza jeden z nich. - Ale są to niemal wyłącznie Polacy, wybierający się na zakupy całymi rodzinami.

PARR - promocja, rozwój!
* Radni miejscy wyrazili zgodę na utworzenie Przemyskiej Agencji Rozwoju Regionalnego. Ma promować miasto i wspierać jego rozwój. PARR zorganizowana jest w formie spółki akcyjnej. Jej większościowymi udziałowcami są gmina i firmy komunalne. Wkład miasta to lokal w budynku przy Rynku 26. Wkłady pieniężne wniosą Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji (100 tys. złotych) i Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej (50 tys. złotych). Udziałem Miejskiego Zakładu Komunikacji będzie nieruchomość o wartości 324 tys. złotych. Lista udziałowców nie jest zakończona. Trwają rozmowy z innymi firmami komunalnymi oraz gminami z regionu. PARR będzie prowadzić działania promocyjne oraz wspierać rozwój miasta i regionu. W programie wyborczym prezydent Przemyśla Robert Choma obiecywał powołanie inkubatora przedsiębiorczości. Po roku swojej prezydentury stwierdził, że w miejsce inkubatora zostanie utworzona PARR.
- Dziękuję, wolę sam o siebie dbać - ocenia powstanie nowej spółki jeden z wiodących przemyskich producentów. - Wszystko zależy od kompetencji osób zatrudnionych w PARR, które mają pomagać przedsiębiorcom i ich promować. Wątpię, aby udało się ściągnąć kompetentnych ludzi, wiedzących jak się poruszać w świecie, mających rozległe kontakty, a tylko tacy mogą pomagać i doradzać innym. Wydaje się, jakby chodziło tylko o stworzenie pozorów i nowych etatów dla swoich - dodaje.

Brak akceptacji dla flagi
* Miejscy radni nie zaakceptowali zaprezentowanych im projektów flagi Przemyśla, która ma się stać symbolem miasta eksponowanym m.in. podczas uroczystości lokalnych. Obydwa projekty flagi Przemyśla zakładały, że będzie się ona składać z kolorów: czerwonego, złotego i niebieskiego w pionowych lub poziomych pasach. Wzory te były konsultowane z instytucjami zajmującymi się weksykologią, czyli nauką o chorągwiach. Według przedstawicieli Urzędu Miejskiego w Przemyślu, projekty były oparte na źródłach historycznych i nawiązywały do dawnej chorągwi miasta. W trakcie ostatniej sesji Rady Miejskiej w Przemyślu radni nie wykazali zbytniego entuzjazmu dla obu wzorów. Przedstawiciele klubu radnych SLD argumentowali np., że należy określić procentową zawartość poszczególnych kolorów na powierzchni flagi. Zwracano także uwagę, że obydwa projekty flagi są mało wyraziste. Ostatecznie radni postanowili nie podejmować decyzji w tej sprawie. O wyrażenie opinii poproszono natomiast Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Temat flagi wróci na obrady podczas jednej z najbliższych sesji.

Zgłosiło się stu chętnych
* 80 uczniów i 3 nauczycieli II LO uczciło Światowy Dzień Zdrowia przez oddanie 30 litrów krwi. Zgłosiło się stu chętnych, jednak 20 osób odpadło, ze względu na stan zdrowia. Okazją do zorganizowania akcji była również pierwsza rocznica powstania w tej szkole klubu Honorowych Dawców Krwi PCK "Trombocyt".
- Chciałem dać przykład młodzieży. To, co mnie nic nie kosztuje, mogę bezinteresownie oddać nieznanej mi osobie. Dla niej będzie to bezcenny dar - mówi Aleksander Partyński, nauczyciel II LO, który po raz pierwszy w życiu oddawał krew. Podobnie postąpiło dwoje innych nauczycieli, Maria Kliś i Marian Sztaba. Po oddaniu krwi, każdy uczestnik akcji otrzymał 9 tabliczek czekolady. 100 sztuk słodkiego specjału uczniowie II LO przekazali wychowankom z Domu Dziecka nr 3.

* Kolejarze, którzy pracowali w stanie nietrzeźwym, zostaną dyscyplinarnie zwolnieni z pracy. W Wielki Piątek około godziny 21 dyżurny Dworca Głównego PKP w Przemyślu, nie mógł zezwolić na odjazd pociągu, ponieważ zwrotniczy nie przestawił na czas zwrotnic. Funkcjonariusze Służby Ochrony Kolei zastali w budynku nastawni dwóch pijanych pracowników. 52-letni nastawniczy miał 3,39, zaś 47-letni zwrotniczy 2,21 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Kolejarzom grozi kara do 5 lat więzienia. Są długoletnimi pracownikami PKP.
- Jeszcze w tym tygodniu obaj zostaną dyscyplinarnie zwolnieni z pracy, a na razie odsunięto ich od pełnienia obowiązków - informuje Andrzej Kościelniak, dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Rzeszowie. We wrześniu 2000 roku z winy pijanych pracowników nastawni w Żurawicy doszło do katastrofy, w której zginęły 2 osoby, a kilkanaście zostało rannych. Wówczas pociąg osobowy zderzył się z towarowym.

J A R O S Ł A W

Wyjazd ze starówki
* W maju lub najpóźniej w czerwcu br. rozpocznie się zaplanowane na dwa etapy wyprowadzanie ruchu samochodowego ze staromiejskiej części miasta. Ograniczenia, które niebawem dotkną zmotoryzowanych wynikają z konieczności zadbania o zabytkowe kamienice. Ich stan techniczny ulega gwałtownemu pogorszeniu. Do planowanych zmian komunikacyjnych w mieście jego władze samorządowe przygotowywały się od kilkunastu miesięcy.
- Wyprowadzenie ruchu z rynku to trudna decyzja - mówi Zofia Krzanowska, rzecznik prasowy burmistrza Jarosławia. - Dlatego w 2003 roku została przeprowadzona konsultacja społeczna. Mieszkańcy sami zadecydowali, za którym rozwiązaniem się opowiadają. Blisko 1000 osób opowiedziało się za częściowym ograniczeniem ruchu. Prawdopodobnie od połowy maja br. nie będzie można przejeżdżać obok kamienicy Orsettich. Ruch samochodów pozostanie jedynie w części, gdzie znajduje się studnia i Podziemna Trasa Turystyczna. Parkingi dla mieszkańców rynku zostaną usytuowane na placu Bożnic, natomiast dla pracowników magistratu na zapleczu kamienicy Rynek 6. Wokół ratusza pozostanie jedynie 25 miejsc parkingowych. Po roku od wprowadzenia sygnalizowanych zmian ruch pojazdów w rynku zostanie całkowicie zakazany.
- Koncepcję wyeliminowania ruchu samochodowego z rynku pozytywnie zaopiniowali naukowcy z AGH w Krakowie i służby konserwatorskie - dodaje Zofia Krzanowska. - Jej wprowadzenie w życie stanie się możliwe po zatwierdzeniu przez starostę jarosławskiego. Za "uwolnieniem" starówki od aut przemawia dbałość o usytuowane tam zabytkowe kamienice. Szkodzą im drgania wywoływane przez przejeżdżające pojazdy. Szczególnie zagrożona jest kamienica Orsettich. Dowodzą tego stosowne ekspertyzy specjalistów.

* Rozpoczęto próbny rozruch krytej pływalni. Niebawem zostanie oddana do użytku mieszkańców. Pierwsza faza rozruchu potrwa kilka dni. W jej trakcie do basenów bardzo powoli wpuszczana jest woda, następuje sprawdzenie systemów kontroli bakteriologicznej. W przypadku braku jakichkolwiek usterek nastąpi pełny rozruch technologiczny. Możliwe, że już pod koniec miesiąca pływalnia zostanie udostępniona mieszkańcom. Pierwotnie miała być oddana do użytku w czerwcu 2003 roku. Opóźnienie to skutek kłopotów, jakie przeżywa "Resbudu", główny budowniczy aquaparku. Niedawno, po długotrwałych negocjacjach, burmistrz Jarosławia zawarł sądową umowę z przedsiębiorstwem. Szczęśliwe prace zostały dokończone. Nowoczesna pływalnia posiada basen sportowy, basen do nauki pływania, gejzery, bicze wodne oraz 80-metrową zjeżdżalnię. Kosztowała 14 mln zł.

P R Z E W O R S K

* Ukazał się pierwszy w tym roku numer "Powiatu Przeworskiego", czasopisma wydawanego przez tamtejszy samorząd. Pismo, którego nowym redaktorek naczelnym został Wiesław Wojcieszonek, wieloletni dziennikarz telewizyjny i prasowy, ma odświeżoną szatę graficzną. Znacznie ciekawsza niż przedtem jest również jego treść. W najnowszym wydaniu znajdziemy m.in. pełną uszczypliwych pytań rozmowę ze Zbigniewem Mierzwą, starostą przeworskim, wywiad z Jerzym Mazurem, powiatowym rzecznikiem konsumentów, a także szereg informacji. Pierwszy w tym roku numer "Powiatu Przeworskiego" zawiera ponadto podsumowanie najważniejszych wydarzeń 2003 roku. Jednym z nich było otwarcie w mieście nad Mleczką Clubu Konsulów, zrzeszającego 26 dyplomatów z różnych krajów.

R E G I O N

* Ok. 121 tys. zł zarobił w ub.r. marszałek Leszek Deptuła. Mimo skorzystania z ulgi remontowej, marszałek dopłaci fiskusowi ok. 1,8 tys. zł. Skarbówce dopłaci też wicemarszałek Norbert Mastalerz. - Jeszcze nie wiem ile, bo PIT rozlicza żona. Marszałek Deptuła rozlicza podatek wspólnie z żoną, nauczycielką biologii w gimnazjum w Wadowicach Górnych. - Kiedyś sam wypełniałem PIT, teraz nie mam czasu, więc robi to biuro podatkowe - tłumaczy. W ub.r. marszałek zarobił ok. 121 tys. zł brutto. Płaci 40 proc. podatku. Skorzystał z ulgi na remont mieszkania. Za 25 tys. zł wymienił m.in. drzwi, okna, instalację kanalizacyjną. - Mimo to dopłacę fiskusowi 1,8 tys. zł - mówi polityk PSL. Fiskusowi dopłaci też Tadeusz Sosnowski, członek zarządu województwa. W ub.r. Sosnowski zarobił ok. 99 tys. zł. - Zawsze dopłacam skarbówce, w tym roku nie mam żadnych ulg - mówi. - Rozliczam się wspólnie z żoną. PIT wypełnia księgowy, bo ja mam dość papierów. Od 12 lat PIT wicemarszałka województwa Norberta Mastalerza wypełnia ta sama kobieta, obecna żona. W 2003 r. Mastalerz zarobił ok. 111 tys. zł. - Rozliczam się wspólnie z żoną. Skorzystam z odliczeń na fundusz termomodernizacyjny. Nie wiem, ile dopłacę fiskusowi, bo PIT nie jest jeszcze wypełniony - mówi Mastalerz. Stanisław Jucha, szef radnych SLD w sejmiku województwa sam rozlicza zeznanie podatkowe. - To nie jest trudne - zapewnia. W tym roku Jucha dostanie ok. tysiąc zł zwrotu podatku. - Rozliczam się z żoną. Skorzystaliśmy z ulgi na zakup komputera i fundusz remontowy - wyjaśnia radny SLD. Także Janusza Chara, radny niezależny i wiceprzewodniczący sejmiku rozlicza się wspólnie z żoną. - To ja wypełniam PIT. To trochę monotonne zajęcie, dlatego często się mylę. W tym roku udało mi się wypełnić dokumenty za drugim podejściem - mówi radny. W 2003 r. Chara zarobił ok. 55 tys. zł brutto (wojskowa emerytura i dieta w sejmiku), jego żona zarobiła 14 tys. zł. - W tym roku nie miałem żadnych ulg. Fiskus ma mi zwrócić 123 zł - mówi Chara.

Niszczenie... chleba
* Niesprzedane wypieki piekarze często przekazują potrzebującym. Po 1 maja nie będą mogli tego robić, bo w świetle unijnych przepisów, takie pieczywo jest... odpadem! Chleb trzeba będzie zniszczyć zamiast oddać najbiedniejszym. Mieszkańcom schroniska im. Św. Brata Alberta w Rzeszowie ten pomysł nie mieści się w głowie.
- To przechodzi ludzkie pojęcie! Przecież chleb to rzecz święta i nikomu nie przeszkadza, że jest czerstwy. Nie chcemy, by go nam zabierano! - denerwuje się Marek Sampolski, mieszkaniec schroniska. Do śniadania w rzeszowskim schronisku zasiada codziennie 90 osób. Większa część podawanego na stół chleba pochodzi z darów od piekarzy. Nikomu nie przeszkadza, że pieczywo nie jest pierwszej świeżości.
- Zrobiliśmy nawet anonimowe referendum w tej sprawie. Nie było ani jednego głosu protestu - mówi Marek Twaróg, kierownik schroniska. Chętnych na "wczorajszy chleb" nie brakuje. Po bochenki przychodzą samotne matki, ojcowie wielodzietnych rodzin. Potrzebującym mieszkańcom Rzeszowa schronisko każdego dnia wydaje 2,5 tys. posiłków.
- Po wejściu do UE będziemy musieli stosować specjalny system zabezpieczania żywności. W świetle nowych procedur, jeśli nie mamy nad chlebem cały czas kontroli, to nie wiemy, czy nadal jest higieniczny i bezpieczny. Nie możemy go wtedy ofiarować potrzebującym - wyjaśnia Antoni Madej, założyciel Ogólnopolskiego Porozumienia Piekarzy. Chleb, który wróci ze sklepu, będzie musiał zostać spalony, albo przerobiony na nawóz. Jan Wszołek z Rzeszowa, "wczorajsze" przekazuje potrzebującym. Pomysłem, by je niszczyć, jest oburzony.
- Nie jestem w tym odosobniony. Jak można nasze ubogie społeczeństwo pozbawiać nawet tego - denerwuje się rzemieślnik. Piekarze nie rozumieją obaw o jakość zwróconego chleba, bo przecież stosując się do unijnych przepisów, zaczęto je niedawno pakować. - Pieczywo w worku jest zabezpieczone przed zanieczyszczeniami. To skandal je wyrzucać - uważa Zdzisław Maliczowski, rzeszowski piekarz. Tym, co będzie po 1 maja martwią się także szefowie organizacji, które pomagają biednym. - Dary piekarzy mają dla nas ogromne znaczenie. Pozbawianie tej formy pomocy instytucje charytatywne, to cios i niezrozumiałe marnotrawstwo - mówi Aleksander Zacios, prezes Rzeszowskiego Towarzystwa Pomocy im. Św. Brata Alberta.

* Tylko co kilka lat data Wielkiejnocy zbiega się w kalendarzu juliańskim i gregoriańskim. W Niedzielę Wielkanocną w kościołach katolickich, cerkwiach grekokatolickich i prawosławnych wierni świętowali Zmartwychwstanie Chrystusa. Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego to najważniejsze święto chrześcijan. W tym roku wszyscy chrześcijanie Wielkanoc świętowali w tym samym czasie. Wspólne jej obchodzenie zdarza się tylko raz na kilka lat. Dlatego, że w obrządku wschodnim data świąt wyznaczana jest wg kalendarza juliańskiego, a w kościele rzymskokatolickim wg gregoriańskiego. Różnice między świętami sięgają więc czasem nawet pięciu tygodni. Termin Świąt Wielkanocnych wypada po pierwszej pełni księżyca, po przesileniu wiosennym. Tak to wynika z ewangelii. Wielkanocne uroczystości u grekokatolików, podobnie jak w kościele rzymskokatolickim rozpoczęły się już w czwartek. Dla mieszkających na Podkarpaciu grekokatolików główne uroczystości odbyły się w Soborze Katedralnym pod wezwaniem Świętego Jana Chrzciciela w Przemyślu. Natomiast dla wyznawców prawosławia wielkanocne uroczystości odbyły się w Sanoku - stolicy diecezji przemysko-nowosądeckiej. Jak zawsze największe tłumy uczestniczyły w rezurekcji - porannej mszy św., którą rozpoczęła uroczysta procesja. W przemyskiej archikatedrze mszę koncelebrował przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski arcybiskup Józef Michalik. W swojej homilii zwrócił się do setek wiernych zgromadzonych w archikatedrze, aby swoje życie budowali na miłości Zmartwychwstałego Chrystusa. Najważniejszym momentem procesji obrządku grekokatolickiego jest otwarcie zamkniętych drzwi świątyni symbolizujące wyjście Chrystusa z grobu. Po procesji rozpoczęło się kilkugodzinne nabożeństwo zwane Jutrznią Zmartwychwstania. W czasie homilii arcybiskup Jan Martyniak mówił o Słowie Bożym, które musi zamieszkać w ludzkim sercu, aby zrodziła się w nim miłość. Powiedział również, że to właśnie wyrzucenie Boga z serca i zastąpienie Go bożkiem rodzi wojny i terroryzm.

Kronika kryminalna

* 23 funkcjonariuszy Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej, zatrudnionych na przejściu w Korczowej, podejrzewanych o korupcję, zatrzymały w środę służby wewnętrzne SG, w tym pluton specjalny - poinformował komendant oddziału płk Henryk Majchrzak. Część podejrzewanych zatrzymano na drogowym przejściu granicznym w Korczowej, część w mieszkaniach, zaś pozostałych wezwano na odprawę do BOSG, poświęconą... korupcji. Z odprawy wyszli w kajdankach. Zatrzymani funkcjonariusze już od dłuższego czasu byli obserwowani przez kolegów ze służb wewnętrznych SG, z użyciem odpowiednich technik operacyjnych, m.in. podsłuchu, kontrolowanego wręczenia łapówki. "Każdy sygnał, jaki do nas docierał na temat nieuczciwych funkcjonariuszy, był skrupulatnie badany. Najtrudniej jednak o dowody, bo nikt z dających łapówki nie przyzna się do ich wręczenia. Dlatego stosowaliśmy odpowiednie techniki operacyjne" - powiedział na zwołanej w tej sprawie konferencji prasowej Majchrzak. Dodał, że brano także pod uwagę stan majątkowy tych funkcjonariuszy, np. ich samochody, mieszkania i środki finansowe niewspółmierne do zarobków. Jednym z symptomów niezdrowej sytuacji na przejściu w Korczowej, były też tworzące się tam ostatnio gigantyczne kolejki pojazdów oczekujących na odprawę. Wszyscy zatrzymani zostali niezwłocznie zawieszeni w czynnościach i przekazani do Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie, gdzie zostaną przesłuchani. "Sprawa ma charakter rozwojowy i będą dalsze zatrzymania" - dodał płk Majchrzak. Komendant Główny Straży Granicznej gen. Józef Klimowicz podkreślił w komunikacie, że oczyszczanie formacji własnymi siłami będzie trwać "aż do całkowitego wycięcia z niej raka korupcji". Zapewnił, że "nie ma i nie będzie tolerancji dla sytuacji, w których funkcjonariusz Straży Granicznej wchodzi w układy przestępcze, nie będzie tolerancji dla sytuacji, w których powstawać będzie choćby podejrzenie takich powiązań".

* Po bardzo spokojnych świątecznych dniach trzynasty dzień kwietnia okazał się wyjątkowo tragiczny na podkarpackich drogach. W 10 wypadkach 3 osoby zginęły, a 10 zostało rannych. Wczoraj nad ranem w Gniewczynie Łańcuckiej kierowca Opla Vectry, 25-letni mieszkaniec powiatu przeworskiego, potrącił przechodzącego przez jezdnię 85-letniego mężczyznę. Pieszy poniósł śmierć. Wieczorem w Nowym Narcie (powiat niżański) nieustalony dotąd pojazd potrącił idącego poboczem 44-letniego mieszkańca powiatu niżańskiego. Pieszy zmarł na miejscu wypadku. Osobliwy wypadek drogowy wydarzył się wczoraj na Placu Oczki w Iwoniczu Zdroju. Kierowca Forda Transita, 30-letni mieszkaniec Rzeszowa zostawił furgonetkę na wzniesieniu, jednak nie zabezpieczył jej właściwie. Nie wyłączył silnika, zaciągnął tylko hamulec ręczny. W pewnym momencie Ford zaczął się toczyć ze wzniesienia i potrącił idących chodnikiem kobietę (w wieku 50 lat) i 79-letniego mężczyznę. Piesi z obrażeniami trafili do szpitala. Kilka godzin później ranna kobieta zmarła. Ponadto Policjanci wyeliminowali z ruchu 56 pijanych kierowców, co okazuje się niechlubnym tegorocznym rekordem. Jednym z zatrzymanych był 16-letni Tomasz, mieszkaniec powiatu dębickiego. W nocy zatrzymali go policjanci z Komisariatu w Brzostku, kiedy kierował Fiatem 126p. Nieletni miał w organizmie prawie 1,3 promila alkoholu, a prawa jazdy nie ma w ogóle.

Podróbki z Rumunii
* Przeszło 15 tysięcy koszulek, podróbek jednej ze znanych światowych firm z USA, zatrzymali w poniedziałek celnicy z przejścia drogowego w Medyce - poinformowała Krystyna Mielnicka, rzecznik prasowy Izby Celnej w Przemyślu. Towar przewoził obywatel Rumunii, który przedstawił do odprawy celnej transport koszulek i spodenek wykonanych z poliestru. Po kontroli przesyłki okazało się, że przewozi również stroje, należącego do jednej z renomowanych firm z USA. Kierowca nie posiadał dodatkowych dokumentów potwierdzających legalność użycia nazwy tej firmy- np. firmowych faktur lub listów pakunkowych. Ponadto stwierdzono przemieszanie towaru oznaczonego znakami towarowymi z towarem, który znaków takich nie posiadał. "Podrabiany towar zatrzymano do wyjaśnienia - powiadomiono przedstawiciela znaków towarowych, który ma prawo wystąpić na drogę sądową" - dodaje Mielnicka.

* Nadmiar wypitego alkoholu sprawił, że 28-letni przemyślanin stał się wyjątkowo agresywny. W poniedziałkowe popołudnie w przypływie złości skopał samochód marki Opel Omega zaparkowany na ulicy Glazera. Szkody oszacowano na 1000 zł. Chuligan trafił do Izby Wytrzeźwień w Żurawicy.

* 13 bm. funkcjonariusze z sekcji kryminalnej Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu zatrzymali 38-letniego mieszkańca miasta. Mężczyzna ukradł 20 sztuk klocków hamulcowych z wagonów towarowych stojących przy ulicy Młynarskiej.

* W Łętowni k. Przemyśla na drodze krajowej Jacek K., kierując volkswagenem passatem, na skrzyżowaniu dróg potrącił rowerzystkę. Z obrażeniami ciała została przewieziona do szpitala. Kobieta jeszcze nie odzyskała przytomności.

Reklama