Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 28.02-05.03.2004 r.

Przemyśl

Przemyśl - gród królewski
* Chyba nigdy dotąd tylu archeologów zainteresowanych pradziejami południowo-wschodniej Polski nie gościło w siedzibie Towarzystwa Przyjaciół Nauk. A okazją do spotkania była prezentacja jubileuszowego zeszytu "Archeologia", wchodzącego w skład 39. tomu "Rocznika Przemyskiego". Pozycję tę wydało TPN dzięki środkom Ministerstwa Nauki i Informatyzacji oraz podkarpackiego wojewódzkiego konserwatora zabytków. Właśnie minęło 10 lat od chwili ukazania się pierwszego, oddzielnego zeszytu poświęconego archeologii. - Jego "spiritus movens", siłą sprawczą - z uznaniem podkreślił prof. Jan Machnik - wiceprezes Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie - jest Ewa Sosnowska, redaktor naukowy aż 10 edycji. - Śledząc zawartość kolejnych zeszytów, można zauważyć coraz wyższy merytoryczny poziom zamieszczonych prac, czemu towarzyszy także coraz staranniejsza ich szata i opracowanie edytorskie - dodał. Zeszyt ma 148 stron. Można zapoznać się m.in. z rewelacyjnymi rezultatami badań wykopaliskowych, jakie prowadzono np. w Cieszacinie Wielkim, w Średniej, na Pogórzu Dynowskim, w Sieteszy, Paluchach i Lipniku. Najbardziej spektakularne odkrycia (w 2002 r.) na Wzgórzu Zamkowym w Przemyślu znacznie poszerzają wiedzę o zespole przedromańskich budowli (rotunda-palatium).
- Dzięki nim - konkluduje prof. Zbigniew Pianowski (Uniwersytet Rzeszowski) - Przemyśl zyskuje miano grodu królewskiego. Zdaniem tego uczonego z Krakowa, wczesnośredniowieczna rezydencja królewska uległa likwidacji już około 1030 r., a nie - jak utrzymują niektórzy badacze ukraińscy - u schyłku XVI wieku.

Kto ich wysłał?
* Po Najwyższej Izbie Kontroli sprawą niegospodarności w Szpitalu Wojewódzkim zajęła się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Przypomnijmy: z informacji posiadanych przez NIK wynika, że Szpital Wojewódzki w Przemyślu jest najbardziej zadłużoną placówką służby zdrowia na Podkarpaciu. Za kilkaset tysięcy złotych wybudowano przy nim spalarnię odpadów medycznych, która dotychczas nie był użytkowana. Okazało się bowiem, że zainstalowany tam piec nie spełnia norm sanitarnych. Dodatkowo od roku 2001 do połowy 2003 szpital zawierał kontrakty na świadczenie usług zdrowotnych bez przeprowadzenia konkursu ofert, czyli z rażącym naruszeniem ustawy o zakładach opieki zdrowotnej. Niezgodnie z przepisami wydano w ten sposób 7,4 mln zł. Przykładem marnotrawstwa był także zakup sprzętu medycznego, który do niedawna stał bezużytecznie. NIK zapowiada, że o przestępstwie niegospodarności zawiadomi prokuraturę. - Będziemy starali się wytypować osoby, które są za poszczególne zaniedbania odpowiedzialne. Od 1998 roku w szpitalu było sześciu dyrektorów i za ich czasów działy się różne rzeczy, czyli jeden coś kupował, inny nie uruchamiał itd. - informuje Stanisław Sikora, dyrektor rzeszowskiej delegatury NIK. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie prowadzi obecnie śledztwa przeciwko konkretnej osobie, a jedynie w sprawie niegospodarności. Od wyników śledztwa zależy, komu i kiedy zostaną postawione zarzuty.

Nie czekać! Inwestować w magazyny!
* Nadal trwa zastój w handlu na największym w regionie bazarze. Kilkaset osób prowadzących tam działalność gospodarczą traci powoli nadzieję na to, że przygraniczny handel w końcu ożyje. Handlowcy z przemyskiego bazaru przyzwyczaili się już, że początek każdego roku jest szczególnie trudnym okresem do prowadzenia działalności. jednak w poprzednich latach w lutym do Przemyśla przyjeżdżało coraz więcej Ukraińców, którzy na miejscowym bazarze kupowali buty, odzież i inne towary. W tym roku handlowcy na próżno wypatrują kupców ze Wschodu.
- Zastój w handlu trwa - mówi Rafał Siwarga, kierownik targowiska prowadzonego przez Miejski Klub Sportowy "Polonia". - Przyjezdnych z Ukrainy jest jak na lekarstwo, więc nie ma mowy o handlu na takim poziomie, jak w poprzednich latach. Od początku swojego istnienia przemyski bazar nie przeżywał jeszcze takiego załamania. Wszyscy handlujący czekają na nadejście wiosny nie tylko w przyrodzie, ale przede wszystkim w handlu. Do załamania się przygranicznego handlu przyczyniło się w dużej mierze wprowadzenie wiz dla Ukraińców. Wielu przyjezdnych ze Wschodu z zasobniejszymi portfelami zaczęło również omijać przemyski bazar, zaopatrując się w towary bezpośrednio w hurtowniach, w głębi kraju. Pod koniec ubiegłego i na początku tego roku z handlu na bazarze zrezygnowało tam ok. 30 osób. Obecnie pozostało tam około 500 stoisk handlowych, ale tylko część z nich jest codziennie otwarta.

Inauguracja Centrum Kultury Japońskiej
* - To nasz życiowy Oscar! - tymi słowy Iga Dżochowska podsumowała wieczór inaugurujący działalność przemyskiego Centrum Kultury Japońskiej. Otwarcie Centrum nastąpiło 27 lutego. Jego siedzibą jest niewielki lokal (Rynek 1), tam też mieści się Fundacja Polsko-Japońska YAMATO. Inicjatorkami przedsięwzięcia są Iga Dżochowska - przemyślanka z wyboru i Atsuko Ogawa - pianistka od lat związana z Polską. Nic dziwnego, że otwarcie Centrum zostało porównane do filmowej nagrody Oscara; nie było łatwo doprowadzić do jego powstania. Starania obu założycielek trwały osiem lat; wreszcie ich pasja i upór zostały nagrodzone. Gość specjalny inauguracji Massaki Ono, ambasador Cesarstwa Japonii w Polsce zapewnił, że Centrum może liczyć na wsparcie ze strony ambasady. Co więcej, rząd Japonii zadecydował, że wesprze Centrum pracą wolontariusza. Tak więc od sierpnia społeczność Przemyśla wzbogaci się o nowego członka - prosto z Kraju Kwitnącej Wiśni. Po uroczystym przecięciu wstęgi i okolicznościowych przemówieniach japońskich gości i miejscowych notabli uroczystość przeniosła się na Zamek. Tu miała miejsce część artystyczna. Atsuko Ogawa dała minirecital złożony zarówno z kompozycji japońskich twórców, jak i utworów klasyków europejskich (w tym oczywiście Chopina). Otwarto wystawę prac Magdaleny Cuisset Artystyczne manekiny - samuraje i gejsze. Autorka żartobliwie nazywa swoje manekiny samurajkami; motyw samuraja - symbolu męstwa, odwagi, honoru - jest tu wyraźnie wzbogacony o pierwiastek kobiecy. Na Zamku można też obejrzeć godne uwagi fotografie Tomasza Kozłowskiego, nastoletniego entuzjasty, który z wakacyjnego pobytu w Japonii przywiózł niemal tysiąc zdjęć.

Długi zawsze ciążą!
* Likwidować jest łatwo, ale ponosić konsekwencje likwidacji o wiele trudniej. Ponad półtora miliona złotych ma wypłacić przemyskie starostwo byłym pracownikom miejscowego ZOZ-u. Na pieniądze od blisko trzech lat czeka 700 osób. Władze powiatu, które podjęły decyzję o zamknięciu zakładu, nie realizują teraz postanowień sądu i bezradnie rozkładają ręce. Długi starostwa wobec byłych pracowników ZOZ-u to przede wszystkim zaległe trzynastki, podwyżki pensji, a także ekwiwalenty za odzież. W ubiegłym roku starostwo wypłaciło im siedemset tysięcy złotych, ale to tylko trzecia część zasądzonej przez sąd pracy sumy. Pracownicy tracą cierpliwość i co gorsze - coraz mniej wierzą, że w ogóle odzyskają należne pieniądze. Starostwo twierdzi, że w pierwszej kolejności wypłaciło pieniądze tym osobom, które zrezygnowały z należnych odsetek. Nie wszyscy jednak chcieli pójść na takie rozwiązanie tym bardziej, że są one już tak duże jak same należności. Starosta przyznaje, że nie wie kiedy spłaci wszystkie zaległości wobec byłych pracowników ZOZ-u. Aby spłacić dług starostwo sprzedało w ubiegłym roku kilka budynków po ośrodkach zdrowia. To nie rozwiązało jednak problemu. Likwidacja - to najprostsza i ostatnio dość często stosowana metoda pozbycia się problemów. Ale decydując się taki krok trzeba liczyć się z konsekwencjami. A w tym przypadku starostwo najwyraźniej o tym zapomniało.

* Wieczory muzyczne, odbywające się w każdy piątek w Klubie "Piwnice" Centrum Kulturalnego, liczą już 10 lat. Ilu muzyków wystąpiło już w tej imprezie? Tego nikt nie policzył. A ilu było w sumie słuchaczy? Tego po prostu nie da się policzyć. Wieczory muzyczne to inicjatywa zaczerpnięta z wcześniejszych, nieco podobnych pomysłów. Najpierw były wieczory klubowe, potem jazzowe, które zawsze cieszyły się dużym zainteresowaniem. Tylko, że wtedy występujący artyści otrzymywali honoraria, a publiczność kupowała bilety. Ale to były inne czasy. Kiedy zaczęło się powszechne zaciskanie pasa, Jacek Marcińczak, pracownik Centrum Kulturalnego, muzyk, kompozytor i aranżer, który wcześniej sprowadził szkółkę jazzową (i prowadzi ja do dzisiaj) dla młodych talentów, wpadł na pomysł wieczorów muzycznych. Miał "gotowych" wykonawców, którzy podczas zajęć w "szkółce" zgłębiali tajniki jazzu, sztuki improwizacji, harmonii itp. I to oni właśnie stali się głównymi wykonawcami. Z tym jednak, że mieli świetne wzory, gdyż szkółkę i wieczory muzyczne zaczęli odwiedzać tuzy polskiego jazzu, żeby wspomnieć tylko Jana Ptaszyna Wróblewskiego, Jarka Śmietanę, czy Henryka Majewskiego. U ich boku wyrośli tacy młodzi przemyscy muzycy, jak Sebastian Bernatowicz (piano), Przemysław Cios (perkusja), Marek Lewandowski (kontrabas), Marcin Ślusarczyk (sax), czy Rafał Karasiewicz (piano). Piątkowe wieczory mają swój specyficzny klimat, a ich wielką zaletą jest to, że muzycy zbierają się spontanicznie, podobnie, jak i publiczność. Dla znacznej jej części obecność na tych koncertach, mających w zasadzie formę jam session, stała się niemal obowiązkiem. - Teraz nie gramy tylko jazzu, ale także bluesa, czy rocka - mówi Jacek Marcińczak. - I zainteresowanie rośnie. Dawniej na takich koncertach bywali zwykle ci sami. Dziś przychodzą nowi melomani, przyciągają kolegów, dzięki czemu publiczność z każdym rokiem "młodnieje". Świadczy to o tym, że młodzież, która lubi wartościową muzykę, coraz częściej odchodzi od dyskotek i woli wybrać się na taki spontaniczny koncert. Nie ukrywam, że sprawia nam to sporą frajdę, gdyż zawsze naszym marzeniem było to, by młodzi ludzie słuchali po prostu dobrej muzyki. Zresztą nie tylko słuchali, ale byli też jej wykonawcami. W przypadku przemyskich wieczorów muzycznych w Klubie "Piwnice" Cetrum Kulturalnego organizatorzy odnieśli sukces.

Zmiany w strukturze?
* Wicepremier Józef Oleksy zamierza zaproponować radykalne zmiany w podziale administracyjnym Polski. Nie wyklucza likwidacji powiatów lub też, co wydaje się bardziej realne możliwości ich łączenia. Wicepremier Oleksy powiedział niedawno, że struktura administracyjna jest za bardzo rozdrobniona, a powiaty nie wykazują woli łączenia się, ani tworzenia związków. Stąd właśnie przewidywana kolejna już reforma w administracji. Najszybciej mogłoby dojść do łączenia powiatów grodzkich i ziemskich. Gorącym zwolennikiem samorządowej fuzji jest Stanisław Bajda, starosta powiatu przemyskiego. Jego zdaniem już najwyższy czas, aby Przemyśl, jako miasto na prawach powiatu grodzkiego stał się częścią powiatu ziemskiego. Takie rozwiązanie powinno zaowocować przejrzystością kompetencyjną i administracyjną. Ponadto wpłynie na umocnienie pozycji nowego powiatu i ułatwi jego rozwój gospodarczy.
- Powiat składający się z samych tylko gmin wiejskich, pozbawiony miejskiego centrum, ma ułomną strukturę - twierdzi starosta Bajda. - Samo miasto nic na tym nie straci. Władze nadsańskiego grodu bez optymizmu podchodzą do planów wicepremiera Oleksego. Uważają, że ewentualne połączenie to dodatkowa degradacja Przemyśla z uwagi na konieczność innego podziału pieniędzy przyznawanych z budżetu centralnego. Ponadto ich zdaniem brak jest rzeczywistych, wymiernych korzyści przemawiających za takim rozwiązaniem.
- Proponowana fuzja to utrata autonomiczności dla miasta - podkreśla Ryszard Lewandowski, zastępca prezydenta.

* Polsko-Ukraiński Batalion Sił Pokojowych 21. BSP prawdopodobnie w 2005 r. uda się do Kosowa, by zaangażować się w operację międzynarodowych sił KFOR.
- Byłaby to już trzecia bałkańska misja naszego batalionu - podkreśla kpt. Ryszard Śnieżek, dwukrotny uczestnik poprzednich misji. Debiut "Polukrbatu" w "Joint Guardian" - operacji pokojowej z mandatem NATO miał miejsce w Kosowie od lipca 2000 do sierpnia 2001 r. Niemniej pomyślnie swe zadania mandatowe (od sierpnia 2002 do września 2003 r.) wykonała tam również następna zmiana żołnierzy, którymi z powodzeniem dowodził ppłk dypl. Wojciech Marchwica. Plany na przyszłość związane z udziałem w międzynarodowych siłach pokojowych pod egidą ONZ lub NATO snują także żołnierze z... Uzbekistanu (środkowa Azja). Niedaleko Taszkentu stacjonuje jednostka wojskowa, którą szkoli się pod tym kątem. 4 oficerów przyjechało do Przemyśla, by skorzystać z doświadczeń naszego batalionu. Duże zainteresowanie Uzbeków wzbudził m.in. pokaz sprawności żołnierzy (pod dowództwem kpt. Zbigniewa Zająca). Nasi zademonstrowali, jak odeprzeć atak terrorystyczny na ochraniany obiekt.
- Na wrzesień planujemy rewizytę w Uzbekistanie - poinformował mjr Wiesław Sanowski z sekcji współpracy cywilno-wojskowej 21. Brygady Strzelców Podhalańskich.

* Zespół Szkół Elektronicznych i Ogólnokształcących na zimowych wakacjach codziennie tętnił życiem. Uczniowie popularnego "Elektronika" brali udział w zajęciach sportowych, prowadzonych przez tutejszych nauczycieli: Bogusława Kubickiego, Władysława Malonę i Antoniego Szozdę. W ramach " Sportowych ferii" odbył się mecz koszykówki chłopców: "Maturzyści" - "Reprezentacja szkoły" oraz siatkówki drużyn mieszanych (chłopcy i dziewczęta). Ich organizatorem był samorząd uczniowski, pod kierunkiem nauczycielki Beaty Pawlus. W szkole odbywały się także zajęcia komputerowe i z poszczególnych przedmiotów, prowadzone społecznie przez wykładowców. Znalazło się też miejsce i czas dla chłopców, uprawiających break dance (gimnastyczny taniec wirujący). - Mogli sobie spokojnie poćwiczyć w naszej szkole - mówi Wł. Malona, który ich "przygarnął". - Tańce tak bardzo spodobały się naszemu dyrektorowi, Tadeuszowi Baranowi, że osobiście spróbował "kroku delfina". Chcę założyć taką grupę przy naszej szkole i myślę, że otrzymam wsparcie. Warto dodać, że 17 lat temu Wł. Malona był w "Elektroniku" organizatorem "Maratonu gry w tenisa stołowego", który miał szanse znaleźć się w Księdze Guinnessa. Grupa uczniów odbijała piłeczkę przez 116 godzin! Szkoła jest znana m.in. z aktywnego uczestnictwa w akcjach krwiodawczych oraz nietypowego systemu stypendialnego. Nauczyciele z własnych pensji fundują zapomogi uczniom z biednych rodzin.

J A R O S Ł A W

Jarosław - mniej szkół?
* Dyrektorzy szkół muszą przedstawić burmistrzowi propozycje oszczędności w zarządzanych przez siebie placówkach. Większość z nich uważa, że już wystarczająco zaciska pasa, a dalsze cięcia mogą odbyć się ze szkodą dla uczniów i nauczycieli. W najbliższych dniach Kuratorium Oświaty w Rzeszowie będzie musiało zaopiniować wnioski kilkunastu podkarpackich gmin, które chcą zlikwidować niektóre z prowadzonych przez siebie szkoły. Władze Jarosławia nie zdecydowały się na tak drastyczne posunięcie, co wcale nie znaczy, że nie mają problemów z oświatą. Te piętrzą się z roku na rok, ale na razie trwa poszukiwanie innych rozwiązań wyjścia z kryzysu. Niedawno burmistrz polecił dyrektorom podległych sobie szkół w mieście, aby przedstawili pomysły na zmniejszenie wydatków.
- Uważam, że powinniśmy wspólnie wypracować program oszczędnościowy - mówi Tadeusz Pijanowski, zastępca burmistrza Jarosławia. - Ze swojej strony proponujemy m.in. przechodzenie na wcześniejsze emerytury osobom, które mogą to już uczynić. Dyrektorzy placówek oświatowych w mieście, z którymi rozmawialiśmy, mają świadomość, że samorządowy budżet ma ograniczone możliwości.
- Państwo przekazuje gminom zbyt małe subwencje na oświatę, a w związku z powstają określone kłopoty z realizacją wszystkich potrzeb - mówi proszący o zachowanie anonimowości dyrektor jednej ze szkół. - Nikt z nas nie podejrzewa burmistrza o złośliwość. Po prostu trzeba znaleźć oszczędności tam, gdzie jest to jeszcze możliwe. Pracownicy jarosławskiej oświaty są zgodni, co do tego, że wszelkiego rodzaju cięcia nie powinny odbywać się ich kosztem oraz uczniów. Zdecydowanie wykluczają możliwość łączenia klas, redukcje etatów, czy likwidację szkół.
- Nie gwarantuję, że w przyszłości zamykanie niektórych placówek stanie się jednak konieczne - dodaje Tadeusz Pijanowski. - Póki, co tego rodzaju wariant nie wchodzi w grę.

* Mała Kapela Gorących Serc zebrała w tegorocznej dobroczynnej akcji ponad 38 tys. złotych. Cały dochód przeznaczono na zakup sprzętu medycznego oraz wyposażenia dla tworzonego w tym mieście hospicjum. Mała Kapela, organizowana tradycyjnie w Jarosławiu po Owsiakowej "Orkiestrze", zagrała już po raz ósmy. Charytatywną imprezę zakończyła (20 lutego) aukcja prac malarskich oraz autografu wielokrotnego mistrza olimpijskiego, świata i Europy w chodzie, Roberta Korzeniowskiego, który uczęszczał w tym mieście do szkoły podstawowej. W sumie na koncie "Małej Kapeli" znalazło się ponad 38 tys. zł. W styczniową niedzielę (18) na jarosławskich ulicach kwestowali młodzi wolontariusze. W hali odbył się koncert, a w Miejskim Ośrodku Kultury wystąpił rzeszowski kabaret "Kaczka pchnięta nożem". Dochód przyniósł ok. 29 tys. zł.
- Chociaż mam bardzo skromną emeryturę, dałam do puszki dziesięć złotych -zwierzyła się sędziwa jarosławianka. - Grosz do grosza i uzbiera się na aparaturę, ratującą ludzkie zdrowie i życie. Pozostałą część łącznej kwoty uzyskano w szkołach, zakładach pracy i instytucjach w mieście i powiecie. Organizatorzy zapewniają, że nie poprzestaną na tym. W najbliższym czasie chcą jeszcze zorganizować aukcję internetową.
- Pieniądze z tegorocznej akcji zostaną w całości przeznaczone na wyposażenie i zakup sprzętu dla powstającego w naszym mieście hospicjum - powiedział Łukasz Głąb, przewodniczący Młodzieżowej Rady Jarosławia. - O tym, jaki rodzaj sprzętu zostanie zakupiony, zadecyduje powołana komisja ekspertów medycznych. Pod koniec ub. roku MKGS, za zebrane przez nią pieniądze, zakupiła urządzenie do pobudzania akcji serca oraz aparat do sztucznego oddychania. Sprzęt, wartości ok. 31 tys. zł, został zainstalowany w karetce reanimacyjnej tutejszej stacji pogotowia ratunkowego. W dotychczasowych, ośmiu, akcjach, jarosławianie przekazali już blisko 150 tys. zł. - Chcemy serdecznie podziękować mieszkańcom naszego miasta i powiatu, a także wszystkim pozostałym darczyńcom za dobre serce - mówi wicestarosta Janusz Kołakowski, szef MKGS od początku jej powstania. - W tym roku zbiórka przeszła nasze najśmielsze oczekiwania, a zebrana kwota jest rekordowa w historii Małej Kapeli. Ultrasonograf wraz z sondą i monitorem, elektrokardiografy, pompa infuzyjna, kardiomonitory, laryngoskop dla noworodków, sprzęt do drenażu jamy opłucnej po urazach klatki piersiowej, pompa strzykawkowa, łóżeczka niemowlęce, nosze, wózki inwalidzkie - to tylko część sprzętu zakupionego dzięki corocznym akcjom Małej Kapeli.

P R Z E W O R S K

* Turyści lub inwestorzy szukający w Internecie informacji o Przeworsku najpierw natchną się na witrynę pornograficzną. Nie znając dokładnego adresu strony jakiegoś miasta, Internauci korzystają z przeglądarek. Po wpisaniu w którąś z nich hasła "Przeworsk" otrzymujemy na pierwszym miejscu adres www.przeworsk.net, z dodatkową informacją, że jest to szybsza i łatwiejsza do otwarcia strona o Przeworsku. Z pozoru wygląda to na zapowiedź oficjalnej, nowej wersji strony samorządowej. Po wejściu na nią zostajemy automatycznie przeniesieni na stronę ze zdjęciami pornograficznymi.
- Wiemy o tej sprawie i już wysłaliśmy do operatorów witryny e-maile z prośbą o interwencję. Strona jest nadawana z Santa Barbara w USA. Niestety, do dzisiaj nie otrzymaliśmy odpowiedzi - mówi Marek Frączek z Urzędu Miasta w Przeworsku. Oficjalne strony przeworskie, w polskich i światowych przeglądarkach, znajdują się na 4. (miejska) i 8. (powiatowa) miejscu.
- W 2003 r. w Podkarpackim stwierdziliśmy 64 czyny zakwalifikowane jako przestępczość komputerowa. W 2002 było ich 21. Nie było w ostatnich latach przypadków ujawnienia zorganizowanej działalności hakerskiej - mówi Paweł Międlar z Biura Prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji. Niedawno piraci komputerowi zaatakowali stronę miejską Warszawy. Zamieścili na niej treści nieprzychylne prezydentowi tego miasta Lechowi Kaczyńskiemu. Lubelska policja rozbiła 8 - osobową grupę hakerów, którzy włamali się do 800 komputerów w Polsce i Europie Zachodniej.

* - Jeśli w 2007 roku rozpoczną się pierwsze prace przy budowie obwodnicy Przeworska, to będzie bardzo dobrze - poinformował radnych miejskich burmistrz Janusz Magoń. Burmistrz powiedział, że ukończone zostały już prace przy dokumentacji obwodnicy. Kolejnym krokiem ma być wybór wariantu obwodnicy, a potem weryfikacja w Generalnej Dyrekcji Dróg Publicznych w Warszawie. - Będziemy brali udział w każdym etapie - zapewnił burmistrz. Dodał też, że choć budowa obwodnicy jest procesem bardzo skomplikowanym, to prace wciąż idą do przodu. Dalsza procedura przewiduje wykonanie projektu technicznego, uzyskanie pozwolenia na budowę, a wtedy dopiero można rozpocząć wykup terenów. - Projekt obwodnicy mieści się w pasie stumetrowym, który od wielu lat był rezerwowany w planie zagospodarowania. W Przeworsku nie mamy problemu samowoli budowlanej na tym terenie. Gdyby prace przy obwodnicy rozpoczęły się sześć, siedem lat temu, być może dziś bylibyśmy na zupełnie innym etapie - powiedział J. Magoń.

R E G I O N

* Jeszcze przed wejściem Polski do Unii Europejskiej Podkarpacie może zostać przyłączone do woj. lubelskiego, świętokrzyskiego i podlaskiego. W efekcie nasz region może stracić na prestiżu. O planowanych zmianach nie miały pojęcia władze województwa. Ministerialni urzędnicy, którzy pracują nad projektem zmian, zapewniają, że łączenie województw to tylko zabieg na papierze - w celu dostosowania Polski do standardów statystyki Unii Europejskiej.
- Patrząc historycznie, nie ma, żadnych podstaw, żeby woj. podkarpackie i lubelskie tworzyły jeden region. Rzeszów należał do woj. lwowskiego, a pow. dębicki do Małopolski - mówi Marek Czarnota, znawca dziejów Rzeszowa. - Są natomiast podstawy, żeby woj. podkarpackie dalej istniało. Przed wojną, w czasie budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego, były przymiarki, żeby stworzyć woj. rzeszowskie jako centrum administracyjne COP-u. Okazuje się, że o planach urzędników z Warszawy nie wiedział Stanisław Długosz, wicewojewoda podkarpacki. - Nic mi nie wiadomo, żeby obecny układ administracyjny był przeszkodą w funkcjonowaniu w UE - mówi. - Będę przeciwko próbom zmian. Jeszcze ostrzej wypowiada się marszałek Leszek Deptuła: - Dopóki będę marszałkiem, będę głośno protestował, bo to jest niekorzystne dla Podkarpacia. Dodaje, że dziś zmniejszenie liczby województw jest "niemożliwe i nierealne". - Wywołanie tej sprawy, to klasyczna zasłona dymna, która ma odwrócić uwagę ludzi od prawdziwych problemów - mówi marszałek. Niechętni nowemu podziałowi są mieszkańcy regionu. Zdaniem Anny Żyłki, ekonomistki, straci na tym nasz prestiż i możliwość pozyskiwania pieniędzy z unijnych funduszy. - Z połączenia Podkarpackiego, Lubelskiego, Podlaskiego i Świętokrzyskiego powstanie bardzo biedny gospodarczo i politycznie region - dodaje. Tomasz Gajdek, student amerykanistyki, nie krytykuje samej idei łączenia kilku regionów: - Może akurat wyniknie z tego coś dobrego - ocenia. - Być może połączone cztery województwa zerwą z dotychczasowym mitem wschodniej ściany płaczu.

* Bezrobotnym rodzicom, którzy znajdą pracę, wicepremier Jerzy Hausner obiecuje pieniądze na opłacenie niani, na pobyt dziecka w przedszkolu albo w żłobku. Warunek - dziecko nie może mieć więcej niż 7 lat, liczy się także kryterium dochodowe. Jeżeli opiekunka będzie zbyt droga, państwo pokryłoby tylko część kosztów. Pomysł ten znalazł się w ustawie o promocji zatrudnienia. Ten projekt posłom Platformy Obywatelskiej wydaje się niemożliwy do zrealizowania.
- Tak wielu bezrobotnych bezowocnie szuka dziś pracy, wśród nich masa młodych ludzi. Wątpliwe wydaje się, że akurat matkom z małymi dziećmi byłoby łatwiej znaleźć zatrudnienie. Trudno uwierzyć, że przy tych problemach, jakie ma dziś budżet znalazłyby się akurat pieniądze na nianie do dzieci - mówi Elżbieta Łukacijewska z PO. - Co chwilę padają obietnice w stylu "leki za złotówkę". Ile z nich udało się zrealizować? Nie wierzę, że ta propozycja przejdzie - dodaje poseł. Propozycja Hausnera podoba się Annie Pleśniak z Rzeszowa, która wychowuje 4 - miesięczną córeczkę Kaję.
- Jeżeli mała podrośnie, a ja skończę studia, chętnie skorzystałabym z propozycji państwa. Opłata za nianię to dodatkowa motywacja w staraniach o pracę - uważa A. Pleśniak. W powiatowych urzędach pracy w regionie pod koniec stycznia zarejestrowanych było 94 tys. 354 kobiet, czyli 49,9 proc. wszystkich bezrobotnych.

* Podrożeje ok. 200 specyfików, które znalazły się na nowej liście leków refundowanych. Potanieje zaledwie 40. Niższe ceny urzędowe wprowadzono dla leków stosowanych m. in. w chorobach układu krążenia, cukrzycy i astmie. Niższymi cenami urzędowymi objęto większość popularnych leków. Nie musi to jednak oznaczać, że zapłacimy mniej.
- To, ile lek będzie kosztował w aptece zależy nie od ceny urzędowej, ale od limitu refundacji. Im on jest wyższy, tym specyfik jest tańszy. Niestety, limit w wielu przypadkach obniżono - ocenia Lidia Czyż, wiceprezes Podkarpackiej Okręgowej Izby Aptekarskiej. Na przykład - jeśli cena urzędowa leku wynosiła 200 zł i tyle samo wynosił limit refundacji, to chory płacił tylko 2,50 zł ryczałtu. Po obniżeniu ceny urzędowej do 180 zł, a limitu do 160, pacjent z własnej kieszeni pokryje powstałą różnicę i dodatkowo zapłaci ryczałt. Czyli 22,50 zł zamiast 2, 50 zł. Farmaceuci szacują, że potanieje ok. 40 leków. Wskutek obniżenia limitów refundacji podrożeje ok. 200 specyfików. To nie jedyny minus nowej listy. Wśród refundowanych specyfików zabrakło leków najnowszej generacji.
- A co za tym idzie - najdroższych. Narodowy Fundusz Zdrowia będzie dopłacał tylko do ich tańszych odpowiedników - dodaje L. Czyż. Stratne będą także apteki, które wcześniej zrobiły zapasy leków objętych teraz niższymi cenami. Farmaceuci są zmuszeni je przeceniać.

Nowe koryto, stare...
* Ok. 60 tys. zł miesięcznie będzie dostawał poseł Parlamentu Europejskiego na utrzymanie biur i opłacenie asystentów. To oznacza, że asystent może zarobić miesięcznie więcej niż eurodeputowany.
- Jak na polskie warunki, zarobki asystentów posłów PE są duże - przyznaje poseł Jan Tomaka z PO, obserwator prac PE w Brukseli. Miesięcznie na utrzymanie biur i asystentów poseł dostanie 12,5 tys. euro, do tego 3,5 tys. euro na telefony i podróże. Polski deputowany w PE będzie zarabiał tyle, ile poseł w Sejmie (ok. 9 tys. zł brutto). Jego asystent może zarobić więcej.
- Deputowany z Podkarpacia powinien mieć dwóch asystentów w Brukseli, jednego w Warszawie i jednego w Rzeszowie - mówi Tomaka. Jaką mamy gwarancję, że posłowie będą zatrudniać w swoich biurach fachowców, a nie partyjnych kolegów? - Nie wyobrażam sobie, żeby rozsądny poseł rozdawał w ten sposób synekury - mówi Tomaka. - Asystenci w Brukseli powinni znać dwa języki obce. To muszą być fachowcy. Podobnie uważa Monika Górska z Agencji doradztwa Personalnego "Bigram" w Warszawie. - Każdy z kandydatów na asystenta powinien przechodzić bardzo trudny test wiedzy o Unii i jej strukturach - tłumaczy Górska. - Powinien być młody, bo to gwarantuje entuzjazm, otwartość, ambicje. Na pewno musi być dobrze wykształcony, ale nie faworyzowałabym żadnego kierunku. Najważniejsze, żeby miał szerokie horyzonty, umiał przekonywać i negocjować. O znajomości angielskiego i może francuskiego nie wspominam, bo to konieczny warunek. Zdaniem Aleksandra Bentkowskiego, kandydata PSL do PE z woj. podkarpackiego, nie może być mowy o doborze przyszłych asystentów z klucza znajomości rodzinnych lub partyjnych. - Taka osoba musi mieć prawnicze wykształcenie i znać angielski, to wymagania dla asystentów zatrudnionych w Warszawie i Rzeszowie. Natomiast asystent w Brukseli powinien być człowiekiem stamtąd, który świetnie orientuje się w tamtejszych realiach - mówi Bentkowski. - Nie przypuszczam, żeby polscy europarlamentarzyści wybrali do współpracy niekompetentne osoby. Skazywaliby się w ten sposób na niebyt.

Kronika kryminalna

Naładowany "cygarami"
* Blisko 11 tysięcy paczek papierosów próbował przemycić do Polski 23-letni obywatel Ukrainy. Na trop kontrabandy wpadli funkcjonariusze Wydziału Kontroli Operacyjnej Izby Celnej w Przemyślu, którzy pod koniec zeszłego tygodnia pełnili służbę na przejściu granicznym w Medyce. Podczas szczegółowej rewizji samochodu dostawczego marki Fiat Ducato, ujawnili przemyślnie skonstruowaną skrytkę wykonaną w podłodze pojazdu. W jej wnętrzu znajdowało się blisko 11 tysięcy paczek papierosów bez znaków skarbowych akcyzy. Młody kierowca przekonywał, że zupełnie nieświadomie przewoził towar. Łącznie w ciągu minionego tygodnia przemyscy celnicy odebrali przemytnikom ponad 37 tysięcy paczek wyrobów tytoniowych. Ich wartość oszacowano na 200 tysięcy złotych. 183 osoby ukarano mandatami karnymi za wykroczenia skarbowe.

* W Przemyślu, przy ul. Ratuszowej 19-letni mieszkaniec miasta Dawid T. włamał się do pizzerii i ukradł z niej 60 zł, kilka soków w kartonach, wędliny i pieczarki na łączną sumę 700 zł. Po krótkim pościgu policjanci zatrzymali mężczyznę, który był nietrzeźwy. ponieważ dostał padaczki alkoholowej, został przewieziony do szpitala. pieniądze i towar, który ukradł, wróciły do poszkodowanego właściciela lokalu.

* Przemyscy policjanci zatrzymali dwóch mężczyzn, którzy mają na swoim koncie włamania i kradzieże z samochodów, altan, kiosków i piwnic. 19-letni Marcin i 15-letni Rafał przyznali się do zarzucanych im przestępstw.

* Policjanci z Przemyśla zatrzymali do kontroli drogowej kierującego samochodem ciężarowym 32-letniego Marka M., który w pojeździe miał schowane 9440 paczek papierosów bez polskich znaków skarbowych akcyzy. Przy sprzedaży towaru Skarb państwa straciłby 20 768 zł.

* Sąd Rejonowy w Przeworsku aresztował na trzy miesiące Antoniego S., który podejrzany jest o to, że od października ub. r. do lutego br. znęcał się nad rodziną, będąc pod wypływem alkoholu. Ponadto 20 lutego groził śmiercią mieszkańcowi Przeworska, mając przy sobie przedmiot przypominający broń.

Reklama