Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 07.02-13.02.2004 r.

Przemyśl

Pechowa trzynastka...
* W styczniu liczba bezrobotnych mieszkańców Przemyśla i powiatu przemyskiego osiągnęła rekordowy pułap 13 101 osób. Stopa bezrobocia w Przemyślu wynosi obecnie aż 20,5 procent. W ubiegłym miesiącu w Powiatowym Urzędzie Pracy w Przemyślu zarejestrowało się 1027 nowych bezrobotnych. Z ewidencji pośredniaka wykreślono w styczniu 577 osób, ale tylko 17 z nich na skutek podjęcia pracy. W porównaniu z grudniem ubiegłego roku, przybyło więc aż 450 nowych bezrobotnych. Zatrudnienia poszukuje bezskutecznie 6314 mieszkańców Przemyśla, a 20,5-procentowa stopa bezrobocia w tym mieście znacznie przewyższa podobną statystykę podkarpacką i ogólnokrajową. Tylko nieco ponad 16 procent ogółu zarejestrowanych bezrobotnych pobiera zasiłek. Według stanu na koniec stycznia, wśród poszukujących zatrudnienia było 585 absolwentów. Co trzeci z nich legitymuje się dyplomem studiów wyższych. W poprzednim miesiącu pracownicy przemyskiego pośredniaka mogli zaproponować armii tutejszych bezrobotnych 161 ofert pracy. Na jedną taką ofertę przypadało więc aż ponad 80 bezrobotnych. Wzrost poziomu bezrobocia nad Sanem jest niewątpliwie spowodowany m.in. załamaniem handlu ze Wschodem i postępująca degradacja Przemyśla. Warto jednak w tym miejscu zapytać, co robią w tej sprawie rządzący miastem? Jak na razie, nie widać konkretnych efektów szumnie zapowiadanego podczas kampanii wyborczej inkubatora przedsiębiorczości. Ludzie rządzący Przemyślem powinni też sobie uświadomić, że ograniczenie się do przyjmowania kolejnych uchwał sprzeciwiających się degradacji miasta, nie spowoduje powstania nowych miejsc pracy.

* Pomyłka czy robienie w "balona"? Wielkie było zdziwienie Piotra Święciowskiego, gdy dowiedział się, że oferta pracy, która pojawiła się rano na stronie internetowej Powiatowego Urzędu Pracy w Przemyślu, była od początku nieaktualna! Piotr Święciowski jest bezrobotnym od ośmiu już lat. Od kilku miesięcy śledzi bacznie wszystkie oferty pracy, które pojawiają się na stronie internetowej PUP w Przemyślu. - Do tej pory niczego nie udało mi się znaleźć. Zawsze robię sobie wydruk z komputera i idę pytać o konkretną ofertę. Zdarzało się, że mówiono mi, iż to pomyłka lub że oferta jest nieaktualna - mówi pan Piotr. Kiedy 2 lutego po raz kolejny zajrzał na stronę PUP zobaczył, że jest tam oferta dotycząca pracy w administracji, czyli odpowiadająca jego wykształceniu. O dziwo, oferta miała ważność jeden dzień, od 2 do 3 lutego. - Kiedy poszedłem z wydrukiem do urzędu pracy, powiedziano mi, że tej oferty nie ma. Oburzyłem się, twierdząc, że wszystkie konkretne oferty pracy są nieosiągalne! Dopiero wtedy urzędniczka powiedziała, że oferta pochodzi z urzędu miejskiego, dotyczyła komisji i na prośbę prezydenta mają być skierowane osoby przez niego wskazane - opowiada rozgoryczony bezrobotny.
- Nie widzę w tym nic złego. Co roku powoływana jest komisja poborowych. Otrzymaliśmy konkretne zapotrzebowanie na pielęgniarki i sekretarzy. Przy tego typu komisji potrzebują ludzi, którzy bardzo wyraźnie piszą ręcznie. Być może w urzędzie mieli już takich kandydatów - wyjaśnia kierowniczka PUP w Przemyślu Iwona Kurcz-Krawiec. Czemu zatem oferta, którą zainteresował się Piotr Święciowski znalazła się w ogóle w internecie?
- Widocznie zaszła pomyłka. Informatyk, który umieszcza oferty na stronie internetowej mówi, że nie miał zaznaczone, że już nie ma wolnych miejsc - tłumaczy kierowniczka PUP. Naczelnik wydziału organizacyjno-administracyjnego Urzędu Miejskiego w Przemyślu Krystyna Pankiewicz wyjaśnia, że pracodawca (w tym wypadku prezydent) ma prawo wybrać sobie kandydatów. Zapewnia, że w tym wypadku zostali oni wyłonieni spośród bezrobotnych, którzy składają podanie do pracy w urzędzie. - Czasem dziennie wpływa do nas kilka takich podań. Tylko w styczniu otrzymaliśmy ich 26. W przypadku pracy w komisji pan prezydent poprosił o listę osób, które są długotrwale bez pracy lub ich sytuacja bytowa jest zła i wybrał kandydatów. Pracodawca ma prawo skierować wybrane przez niego osoby, ale urząd pracy nie musi sugerować się tym wyborem, tylko przysłać inne osoby - mówi Krystyna Pankiewicz.

Pikieta w obronie szkół
* Pikieta rodziców przed magistratem i demonstracja młodzieży w trakcie sesji Rady Miejskiej w Przemyślu towarzyszyły obradom radnych nad uchwałami dotyczącymi likwidacji przedszkoli, szkół podstawowych, szkół ponadgimnazjalnych oraz przenosin innych placówek oświatowych w mieście. Rewolucyjny plan władz miasta zakładał całkowitą likwidację, połączenie lub przeniesienie do innej siedziby szeregu placówek oświatowych, w których kształcą się najmłodsi mieszkańcy 70-tysiecznego Przemyśla. Na czarnej liście znalazły się m.in.: Przedszkola nr 7, 10 i 19, Szkoła Podstawowa nr 10, Szkoła Podstawowa Specjalna w Pogotowiu Opiekuńczym, Zespół Szkół Odzieżowych i Ogólnokształcących im. Armii Krajowej oraz trzy technika przy zespołach szkół. Według przygotowanego projektu uchwał swoje dotychczasowe siedziby miałyby zmienić: Zespół Szkół Gastronomicznych oraz Zespół Szkół Ekonomicznych i Agrobiznesu. Jeszcze przed rozpoczęciem obrad drzwi do przemyskiego magistratu pikietowali rodzice uczniów przeznaczonej do likwidacji Szkoły Podstawowej nr 10.
- "Dziesiątka" nie jest może dużą szkołą, ale jest za to szkołą bardzo bezpieczną - stwierdziła Stanisława Szczurowska, jedna z protestujących przed magistratem matek. - Uczy się w niej troje moich dzieci, i nie są one anonimowe ani dla nauczyciel, ani dla większości pozostałych rodziców. Dlaczego ludzie, na których głosowaliśmy, chcą teraz zlikwidować tak przyjazną uczniom szkołę? Co gorsze, nikt nie pytał nas w tej sprawie o zdanie - podkreśliła matka. Wkrótce po rozpoczęciu sesji, do budynku Urzędu Miejskiego w Przemyślu weszła grupa uczennic Zespołu Szkół Odzieżowych i Ogólnokształcących. - Nie oddamy naszej szkoły! - krzyczały wyposażone w transparent dziewczyny. Tymczasem na sali obrad trwała prezentacja ekspertyzy aktualnego stanu sieci przemyskich przedszkoli i szkół przygotowanej na zamówienie władz miasta przez Wyższą Szkołę Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Z przedstawionej analizy ekonomicznej i demograficznej wynikało, że należy gruntownie zreorganizować przemyską oświatę, na którą miasto wydaje blisko połowę swojego budżetu. Zaprezentowane wnioski nie przekonały części radnych ani obecnego na sesji Tadeusza Sosnowskiego, wicemarszałka województwa podkarpackiego.
- Po zapoznaniu się z koncepcją reorganizacji sieci przemyskich szkół ogarnęło mnie przerażenie - stwierdził wicemarszałek Sosnowski. - Zaprezentowany w niej racjonalizm nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Cyfry niekoniecznie oddają przecież wiernie rzeczywistość. Trzeba także patrzeć na dobro społeczne, a tego w tym projekcie nie widzę. Czy ktoś pomyślał, co się stanie z kilkudziesięcioma nauczycielami, którzy stracą pracę, i z ich rodzinami? Oczywiście najłatwiej jest zamknąć szkoły, ale, moim zdaniem, nie wyczerpano wszystkich możliwości aby poprawić ich kondycję. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem koncepcji zaprezentowanej przez władze miasta. Wicemarszałek Sosnowski stwierdził także publicznie, że jeżeli przemyscy radni podejmą uchwały w sprawie likwidacji szkół, to on nigdy więcej nie pojawi się na sesji Rady Miejskiej w Przemyślu. Słów krytyki dla koncepcji reorganizacji sieci szkół nie szczędzili także wypowiadający się w tej sprawie radni klubu SLD i LPR. W tej sytuacji prezydent Przemyśla Robert Choma złożył wniosek o zarządzenie przerwy w sesji. Będzie ona trwała... dokładnie tydzień. W tym czasie nad reorganizacją szkolnictwa na terenie Przemyśla ma debatować specjalny zespół, który, być może, przedstawi pewne modyfikacje w pierwotnych wersjach projektów uchwał w sprawie likwidacji i zmian siedzib poszczególnych szkół.

Wytęż wzrok
* Na miejscowym bazarze kupno przemyconych okularów jest niezwykle łatwe. Ich dobór trwa kilkadziesiąt sekund. - Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, że używając ich, uszkadzają sobie wzrok - mówi Jerzy Tarkowski, właściciel Gabinetu Okulistyczno-Optycznego. Okulary na bazarze mają powodzenie ze względu na niską cenę. Można je tam dostać nawet za 12 zł. Z tego powodu chętnych jest coraz więcej.
- Bazarowy klient przymierza okulary na oko. Ubiera je i jeżeli w miarę dobrze widzi, to kupuje. U nas pacjent przechodzi badanie specjalistyczną aparaturą. Dopiero wtedy otrzymuje receptę na okulary - mówi Tarkowski. Szkła w przemycanych okularach nie mają odpowiedniej mocy i rozstawu. Nie tylko uszkadzają wzrok, lecz również mogą powodować bóle i zawroty głowy. Kierowcy używający nieodpowiednich szkieł cylindrycznych, mogą tracić wyczucie odległości i stwarzać zagrożenie na drodze.
- Ukraińcy handlujący okularami na bazarze nie płacą VAT-u, ZUS-U i innych podatków. Jedynie opłatę targową. Dzięki temu oferują gotowy wyrób taniej, niż my płacimy za półprodukty. Takie bezkarne działanie wykańcza uczciwych przedsiębiorców - twierdzi Tarkowski.

* Zarząd województwa zdecydował, że dyrektor przemyskiego muzeum będzie odpowiadał za budowę nowej siedziby tej placówki. Zapewne jego radość z tych obowiązków byłaby większa, gdyby miał za co sfinansować tę inwestycję. Tymczasem dyrektor dostał z kasy marszałka zaledwie 400 tysięcy złotych, a potrzebuje aż 50 razy więcej, bo 20 milionów. Spory wokół tego gdzie ma się mieścić siedziba przemyskiego muzeum trwają od czterech lat. Komisja Majątkowa zadecydowała wtedy, że obecny budynek ma zostać oddany prawowitym właścicielom czyli grekokatolikom. Ostateczny termin mija w kwietniu przyszłego roku. Tymczasem muzeum ma dziś zaledwie plac pod budowę i wstępny projekt. A to oznacza, że za rok nie będzie gdzie przenieść zbiorów. Należy więc podjąć rozmowy z arcybiskupem Janem Martyniakiem o możliwości pozostania w tym gmachu. Dyrektor chciałby już ruszyć z budową i ma nadzieję, że w tym roku uda się przeprowadzić badania archeologiczne oraz przygotować pełny projekt budowlany. Marszałek województwa zapewnił, że oprócz przekazanych już czterdziestu tysięcy złotych dołoży jeszcze pięćdziesiąt z ubiegłorocznego budżetu. Ministerstwo kultury obiecało zaś dwa miliony złotych.

Parkowe przymiarki
* Może być czysto, zielono, bezpiecznie, przyjemnie i atrakcyjnie nawet bez dużych nakładów finansowych - przekonywał miejski specjalista ds. parku i zieleni Ryszard Kosterkiewicz. W ubiegły piątek w przemyskim magistracie specjalista ds. parku i zieleni Ryszard Kosterkiewicz i współpracujący z nim (nieodpłatnie!) architekci krajobrazu: Wojciech Januszczyk i Piotr Szkołut zaprezentowali wizję odnowy i ożywienia miejskiego parku.
- Nikt z mieszkańców nie jest chyba zadowolony z obecnego wyglądu parku, co gorsza - nie ma i nie będzie dużych pieniędzy na inwestycje. Jednak nawet przy takiej mizerii finansowej spróbuję zrealizować podstawowe założenia - zapowiedział Ryszard Kosterkiewicz. Parkowy ogrodnik (jak nieformalnie Ryszard Kosterkiewicz określa swoją funkcję) podkreślił, że do tej pory żadna z instytucji, prywatnych firm czy osób prywatnych, do których zwracał się z prośbą o pomoc i współpracę, nie odmówiła: - Są też, niestety, wrogowie parku. Pierwsza grupa to chuligani, którzy po prostu niszczą park. Druga - mieszkańcy okolicznych domów, którzy czasami traktują park jak wysypisko śmieci. Jako trzeciego nieprzyjaciela parku ogrodnik wymienił jedną z lokalnych redakcji, która opublikowała nieprawdziwe - zdaniem miejskiego ogrodnika - informacje: - Skutki dwukrotnych przekłamań w artykułach o parku i mojej osobie były bardzo negatywne. Jeden ze sponsorów, dzień po publikacji zawierającej kłamstwa, przysłał mi rachunek, tłumacząc, że skoro zarabiam 6 tysięcy (a naprawdę z premią zarabiam około 1500 zł), to on nie będzie więcej parkowi robić prezentów! Odkręcanie tej sprawy trwało dwa miesiące! Relacjonując dotychczas wykonane prace, Ryszard Kosterkiewicz wymienił m.in. oczyszczenie stawu, uruchomienie fontanny, regularne sprzątanie i koszenie oraz... pisanie: -Szukamy pieniędzy na zewnątrz, ażeby je otrzymać, musimy mieć dobrze napisane wnioski. Przewidujemy dwóch głównych inwestorów: Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i niemiecki Deutsche Bundesstiftung Umwelt. Poza tym, ale już w mniejszym stopniu, gmina miejska Przemyśl, bo wkład własny jest niezbędny, by jakiekolwiek środki ściągnąć. Najwięcej pieniędzy potrzeba będzie ma remont domku ogrodnika, palmiarni i szklarni. Ma się tam mieścić Centrum Informacji o Energii Słonecznej i Centrum Edukacji Ekologicznej, do tego biuro zarządcy parku, sale ekspozycyjne, sala wykładowa itp. W palmiarni planowana jest parkowa kawiarenka, w oranżerii - oranżeria. Z dwóch szklarni zostanie jedna, a w miejscu drugiej przewidywany jest parking. Całość ogrzewana przy użyciu baterii słonecznych. - Dywanów kwiatowych i im podobnych atrakcji nie będzie, bo żeby je utrzymać, trzeba zatrudnić dużą grupę osób. Jednak przy trzech pracownikach w parku może być czysto, zielono, bezpiecznie - przekonywał parkowy ogrodnik.

Kursy na styk...
* Pielęgniarki, salowe, sanitariusze i laboranci ze Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu skarżą się, że w związku ze zmianą godzin kursowania autobusów miejskich w weekendy, nie mogą dojechać do pracy na siódmą rano. Kierownik głównej sekcji do spraw transportu Miejskiego Zakładu Komunikacji wyjaśnia, że od soboty rozkład jazdy został tak zmieniony, że o godzinie 6.50 autobus jest pod szpitalem.
- Obecnie w soboty i niedzielę autobus, którym dotychczas jeździliśmy, zmienił godzinę kursowania i nie jesteśmy w stanie być w szpitalu na siódmą rano. Nawet jeżeli nie ma korków i autobus jedzie bez opóźnień, to przed szpitalem jesteśmy o 6.58 - mówi jedna z pielęgniarek, która w obawie przed utratą pracy nie chce podać swojego imienia i nazwiska. - Ponadto kiedyś ten autobus jechał z ulicy Lwowskiej, gdzie mieszka dużo osób pracujących w szpitalu, a teraz jego kurs zaczyna się na ulicy Mniszej. W tej sprawie bezskutecznie interweniowaliśmy już u prezesa MZK, który nie chciał z nami rozmawiać i odesłał na do kierownika transportu. Tez powiedział, że powinniśmy sobie kupić bilet z przesiadką i z Lwowskiej pojechać na Mniszą, a tam się przesiąść do autobusu jadącego na ulicę Monte Cassino. Dodatkowo rozmawialiśmy też z prezydentem Przemyśla, który obiecał zająć się tą sprawą, ale jeszcze nic nie zrobił - opowiada dalej pielęgniarka. - Jak tak dalej będzie, to pójdziemy sobie na busy, które do szpitala będą nas wozić bez żadnych przesiadek za złotówkę, a MZK przez swoje zmiany straci klientów.
- W sobotę skorygowaliśmy rozkład jazdy autobusów tak, że o godzinie 6.50 jest on przed szpitalem - mówi Artur Kuczyński, kierownik głównej sekcji do spraw transportu MZK w Przemyślu. - Autobus nie kursuje z ulicy Lwowskiej, gdyż jeździła nim tylko mała grupa osób.
- Wprowadziliśmy też bilety z przesiadką i osoby dojeżdżające z ulicy Lwowskiej do szpitala, mogą przesiąść się na ul. Mniszej i spokojnie dojadą na czas do pracy - dodał Jerzy Uziembło, prezes MZK.

* W cały powiecie obowiązuje nowy cennik za parkowanie oraz za transport pojazdów usuwanych z miejsc, gdzie parkować nie wolno. Pojazd może zostać usunięty z drogi, na koszt właściciela, jeżeli stoi w miejscu i utrudnia ruch, zagraża bezpieczeństwu, utrudnia akcje ratownicze i nie odpowiada normom technicznym. Ponadto wtedy, gdy kieruje nim osoba pod wpływem alkoholu lub nie posiada dokumentu uprawniającego do prowadzenia pojazdu. Takie auto trafia wtedy na parking strzeżony, za który, ze dobę, trzeba zapłacić 3 zł za pojazd jednośladowy i 10 zł, gdy ciężar auta nie przekracza 3,5 tony. Większy tonaż to 25 zł za dwadzieścia cztery godziny postoju. Nowy cennik za parkowanie i transport pojazdów z miejsca zdarzenia ustaliła Rada Powiatu. Za jeden kilometr transportu pojazdu o dopuszczalnej masie do 3,5 tony wraz z dojazdem do pojazdu holowanego zapłacimy 2,20 zł. Za załadunek i rozładunek doliczane jest 25 zł, a w okresie świątecznym i nocnym, czyli od godz. 22. do godz. 6. rano, stawka wzrasta o 50 procent. Odnośnie do pojazdów powyżej 3,5 tony, kwota wynosi 3,50 zł za transport i holowanie oraz 35 zł - za załadunek i rozładunek. Natomiast za godzinę pracy dźwigu transportowego zapłacić trzeba będzie 75 zł. W nocy i podczas świąt ta stawka wzrasta o 30 procent.

* Dwa przejścia dla pieszych - na ulicy Borelowskiego i skrzyżowaniu ulic Borelowskiego z Rogozińskiego - to miejsca gdzie często dochodzi do potrąceń pieszych. Zdarzały się także wypadki śmiertelne. Niedaleko przejścia dla pieszych na ul. Borelowskiego znajduje się Szkoła Podstawowa nr 14. Często zdarza się, że na przerwie międzylekcyjnej dzieci wybiegają do sklepiku po drugiej stronie drogi, nie patrząc na ogromny ruch na drodze. Na jezdni zostały namalowane odpowiednie znaki, przestrzegające kierowców przed takimi sytuacjami, mimo tego jest nadal niebezpiecznie. Mieszkańcy pobliskich osiedli Borelowskiego i Rogozińskiego, którzy uczęszczają tą trasą twierdzą, że zielone światło na przejściu dla pieszych świeci się za krótko i wchodząc prawidłowo na pasy, można zostać potrąconym przez rozpędzony samochód. Z kolei kierowcy jeżdżący tą drogą, mówią, że czerwone światło zapala się za późno i nie mają czasu na wyhamowanie przed przejściem, na które wkraczają piesi. Rozwiązaniem takiej sytuacji byłaby zmiana czasu zapalania się sygnalizacji świetlnej. Podobna sytuacja jest na przejściu dla pieszych na skrzyżowaniu ulic Borelowskiego i Rogozińskiego. Tutaj także uczniowie podstawówki przechodząc przez przejście, w każdej chwili mogą zostać potrąceni przez rozpędzony pojazd. W tym przypadku również rozwiązaniem sytuacji byłaby zmiana cyklu pracy sygnalizacji świetlnej regulującej ruch na skrzyżowaniu ulic. Piotr Kroczek dyrektor Szkoły Podstawowej nr 14 - Wielokrotnie pisaliśmy pisma do różnych instytucji, w tym do prezydenta miasta, z prośbą o rozwiązanie tej trudnej sytuacji. Przez to przejście przechodzi większość naszych uczniów i dlatego ciągle czynimy starania o zmianę cyklu świateł, co z pewnością poprawi bezpieczeństwo. Remigiusz Kwieciński, rodzic, mieszkaniec ul. Rogozińskiego - Ilekroć przechodzimy przez te przejścia syn pyta, dlaczego, chociaż świeci się zielone światło, my nie wchodzimy na pasy. Trzeba mu przypominać, że te przejścia to wyjątek i należy dobrze się rozejrzeć zanim rzeczywiście można wkroczyć na jezdnię. Franciszek Taciuch zastępca komendanta Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu - Kilkakrotnie monitorowaliśmy tę sprawę, ale fachowcy, którzy montowali tę sygnalizację zrobili tzw. zieloną falę, czyli jak zapala się zielone światło to jest ono przez kilka skrzyżowań i kierowca jedzie bez zatrzymywania się. Twierdzili, że gdyby wydłużyć cykl świateł na tym niebezpiecznym przejściu, to ruch zostałby sparaliżowany. Mimo tego obiecali nam, że pomyślą nad rozwiązaniem sytuacji. Witold Wołczyk Biuro Prezydenta Miasta Przemyśla - Sprawę przekazaliśmy do Zarządu Dróg Miejskich w Przemyślu. Z tego co udało mi się tam dowiedzieć, organizacja ruchu zostanie zmieniona, tak aby rzeczywiście w tym miejscu zrobiło się bezpieczniej.

Cała prawda jeszcze w styczniu
* Jeszcze w tym miesiącu powinno zakończyć się śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Okręgową, w którym podejrzanych jest ponad 20 osób. Większość z nich to celnicy z przejść granicznych w Medyce, Hrebennem i Korczowej. W 2003 roku na trop nieprawidłowości wpadli celnicy ze specjalnego wydziału do walki z korupcją. Odkryli, że niektórzy funkcjonariusze celni podbijali faktury bez wcześniejszego oglądania towarów przewożonych przez granicę. Na tej podstawie przewożący je cudzoziemcy otrzymywali zwrot podatku vat. W miarę "drążenia" tematu okazało się, że jest to tylko jeden z wątków sprawy, ponieważ w wielu przypadkach towar był fikcyjny.
- Ukraińcy, na których wystawiano faktury w rzeczywistości nie istnieli - informuje prokurator Marta Pętkowska z Prokuratury Okręgowej w Przemyślu. W efekcie działań prowadzonych przez Centralne Biuro Śledcze i prokuraturę zatrzymano ponad 20 osób. Większość z nich to celnicy z polsko-ukraińskich przejść granicznych w Medyce, Hrebennem i Korczowej. W sprawę zamieszani są również handlowcy.
- Wszyscy funkcjonariusze, którym postawiono zarzuty zostali zawieszeni w pełnieniu obowiązków służbowych - mówi Małgorzata Blacharska, rzecznik prasowy Izby Celnej w Przemyślu. - Jeśli prokuratura skieruje przeciwko nim akt oskarżenia, wówczas zostaną zwolnieni. Akt oskarżenia ma trafić do sądu jeszcze w tym miesiącu. Za potwierdzanie nieprawdy w dokumentach grozi do 10 lat pozbawienia wolności.

J A R O S Ł A W

* Mieszkańcy nadal nie mogą korzystać z krytej pływalni wybudowanej kosztem 14 milionów złotych. Do jej otwarcia potrzebna jest ugoda pomiędzy władzami miasta a "Resbudem", głównym wykonawcą. Pływalnia miała być oddana do użytku 20 czerwca 2003 roku. Wyznaczony termin, podobnie zresztą jak następne, nie został dotrzymany. Kilka miesięcy temu sąd ogłosił upadłość rzeszowskiej firmy "Resbud", która nie dokończyła budowy basenu. Władze miasta postanowiły wyegzekwować od przedsiębiorstwa kary umowne za zwłokę w realizacji inwestycji. Okazuje się jednak, że firmy nie stać na zapłatę 6 milionów złotych.
- Prowadzimy negocjacje - mówi Janusz Dąbrowski, burmistrz Jarosławia. - Jesteśmy gotowi do ugody, ale pod warunkiem błyskawicznego zakończenia budowy. Jeżeli władze samorządowe zerwą umowę z "Resbudem", utracą gwarancje na wykonane już prace. W przypadku awarii, np. instalacji, będą zmuszone samodzielnie ponosić wysokie koszty napraw. Jacek Pięta, od miesiąca nowy prezes Zarządu "Resbudu", nie chce komentować sprawy. Tymczasem mieszkańcy z niecierpliwością oczekują na otwarcie pływalni.
- Obiecano nam, że będzie to najnowocześniejszy obiekt w regionie - mówi 25-letni jarosławianin. - Chcielibyśmy się w końcu o tym przekonać. Wybudowany kosztem 14 milionów złotych aquapark posiada basen sportowy, basen do nauki pływania, gejzery, bicze wodne oraz 80-metrową zjeżdżalnię.

Szycie po jarosławsku
* W ciągu dwóch lub trzech tygodni w Zakładach Przemysłu Dziewiarskiego "Jarlan" powinno dojść do zwiększenia kapitału akcyjnego firmy i wejścia na teren zakładu inwestora, który będzie zdolny do utworzenia pięciuset, a może nawet tysiąca miejsc pracy. Zanim jednak będzie to możliwe, musi upłynąć trochę czasu. Mniej więcej tyle, ile potrzeba do zakończenia rozmów z chętnymi do zainwestowania w wolne hale produkcyjne i rozpoczęcia produkcji. Jak poinformował nas przewodniczący Rady Nadzorczej, a zarazem szef Międzyzakładowej Komisji NSZZ "Solidarność" przy "Jarlanie" Zdzisław Chwasta, w pomoc utrzymaniu zakładu włączyły się miejscowe samorządy. Zarówno Starostwo Powiatowe, jak i Urząd Miasta są skłonne pomóc. Duże zainteresowanie w tej kwestii wyraziła rada miasta. Do czasu zapadnięcia konkretnych decyzji o współpracy nie chce rozmawiać na razie starosta Tomasz Oronowicz. Mało mówi też przewodniczący rady miasta Marian Janusz. Zdradził jednak, że prawdopodobnie na sesji, która odbędzie się 1 marca, radni rozpatrzą sprawę umorzenia zakładowi zaległości, które wobec miasta wynoszą ponad milion złotych. Zakład miał problemy z zamówieniami, szczególnie w pierwszym kwartale każdego roku. Teraz sytuacja wygląda optymistycznie, przynajmniej tak twierdzą przedstawiciele zakładu, bo pracy jest na tyle, że w zasadzie do końca marca zatrudnieni będą pracować również we wszystkie soboty. Z. Chwasta przyznaje, że problemy były i będą. Dotyczy to chociażby zaległości w płaceniu pensji pracownikom. Te płacone w ratach, zostały już wyrównane. Wprawdzie tylko do końca listopada, bo pozostała część poborów nadal spływa w ratach (co tydzień około 200 zł). Jeżeli chodzi o zwolnienia grupowe to, zdaniem przewodniczącego, one praktycznie już się zakończyły i przebiegały - jak to określił - bezboleśnie. Dotknęły grupę pracownic powracających z urlopów wychowawczych i tych pracowników, którzy po zwolnieniu mieli możliwość skorzystania z przysługujących im zabezpieczeń.

P R Z E W O R S K

* Ten rok na drogach powiatu nie zaczął się zbyt szczęśliwie. W ciągu paru tygodni w wyniku wypadków zginęły trzy osoby, a kilkanaście zostało rannych. Nie ma się czym chwalić - minorowo konstatują policjanci z drogówki. W styczniu doszło do 51 kolizji i 9 wypadków (rok temu takich zdarzeń zanotowano w sumie 37). W policyjnej księdze przybywa zapisów o najbardziej bolesnych tragediach. 15 stycznia w Nowosielcach pod kołami samochodu traci życie pieszy, 46-letni mieszkaniec Głuchowa; 5 bm. w Cieplicach (gm. Adamówka) w zderzeniu z ciężarówką ginie 57-letni mieszkaniec Krasnego, który kierował fiatem ducato; 8 bm. wieczorem w Sieniawie, za kierownicą osobowego BMW śmierć na miejscu ponosi 25-latek z Dybkowa. Z policyjnych ustaleń wynika, że główną przyczyną większości wypadków i kolizji jest nadmierna prędkość, a zwłaszcza jej niedostosowanie do panujących warunków. W miarę swoich dosyć skromnych możliwości kadrowych, "białe czapki" z Komendy Powiatowej starają się zapobiegać niebezpiecznym sytuacjom i zjawiskom w ruchu drogowym. Zdecydowanie reagują na każdy stwierdzony przypadek kierowania pojazdem przez osobę nietrzeźwą. Wśród 17 przyłapanych w ub.m. był np. 24-latek z Dębna, który wybrał się do Tryńczy maluchem, mając w głowie 2,12 promila. U 20-latka z Gorzyc, który wpadł w Przeworsku, alkomat wykazał 1,5 promila, a u 48-letniego rowerzysty ze Studziana - 1,6. Zbliżają się Walentynki i koniec karnawału. Jak co roku, policjanci na pewno wyostrzą swą czujność, zwłaszcza wobec zmotoryzowanych bywalców dyskotek (np. w Sieniawie, Kańczudze i Krzeczowicach). Równolegle, już od piątku, będą prowadzone działania: "Ferie 2004" - wzmożone kontrole pojazdów, którymi młodzież szkolna uda się na zimowy wypoczynek. O ile zajdzie taka potrzeba, policjanci z KMP sprawdzą stan techniczny i wyposażenie wyruszających na trasę środków zbiorowego transportu dzieci i młodzieży. A przy okazji sprawdzi się, czy sami kierowcy są też w porządku.

* Suedzucker Garbów właściciel Cukrowni "Przeworsk" wbrew żądaniom związkowców nie przedłuży jej funkcjonowania. 240 pracowników straci pracę. Decyzja o likwidacji cukrowni jest ostateczna. Tymczasem związkowcy "Solidarności", którzy wszczęli spór zbiorowy z właścicielem przedsiębiorstwa, chcą utrzymania produkcji. Ostatnie, piątkowe negocjacje w tej sprawie nie przyniosły jednak przełomu. Prawdopodobnie już w marcu br. ruszą pierwsze zwolnienia pracowników. Na razie nie ma inwestora, który chciałby prowadzić działalność na bazie cukrowni.

* Otwarto Centrum Powiadamiania Ratunkowego przy Komendzie Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej. Miasto nad Mleczką jest czternastym w województwie podkarpackim, w którym uruchomiono zintegrowany system łączności w przyjmowaniu zgłoszeń i kierowania akcjami ratunkowymi. W otwartym pod koniec minionego tygodnia centrum pełnią całodobowy dyżur dyspozytor pogotowia ratunkowego i oficer straży pożarnej. Łączność z nimi można uzyskać po wybraniu z telefonu stacjonarnego numeru 998 i 999 lub z "komórki" numeru 112. Po przyjęciu zgłoszenia istnieje możliwość dokładnej koordynacji akcji ratunkowej. Ponadto zasadniczemu skróceniu ulega czas jej rozpoczęcia. Na razie karetki pogotowia ratunkowego będą wyjeżdżać z dotychczasowej siedziby. W przyszłości mają stacjonować przy Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Będzie to jednak możliwe dopiero po przygotowaniu odpowiednich pomieszczeń dla zespołów wyjazdowych. Wyposażenie centrum w nowoczesny sprzęt łączności kosztowało ponad 120 tysięcy złotych. Dzięki niemu dyspozytorzy wymienionych służb mają doskonałą łączność radiową i telefoniczną ze swoimi załogami.

R E G I O N

* Podrożeją mieszkania, grunty, materiały budowlane. Kto planuje zakup działki lub budowę domu, powinien się spieszyć z inwestycją. Ale jest też dobra wiadomość. Tańsze będą komputery i sprzęt RTV. Wzrost cen po wejściu do Unii Europejskiej to efekt objęcia wszystkich towarów i usług taką samą stawką podatku VAT. To jednak nasz rząd wymusił podwyżki, a nie UE. VAT mógł wynosić 15, a nie 22 proc.
- W Unii obowiązuje zasada, że tzw. podstawowa stawka VAT w krajach członkowskich nie może być niższa niż 15 proc. Tłumaczenie, że winę za wysoki VAT ponosi Unia, jest nieprawdą - mówi Bartłomiej Gębarowski, dyrektor Regionalnego Centrum Informacji Europejskiej w Rzeszowie. Dlatego chcąc oszczędzić warto pospieszyć się z zakupem niektórych towarów. Mieszkania i grunty zdrożeją nawet o 15 proc. Wzrost akcyzy podniesie ceny papierosów.
- Nie wszystko jednak podrożeje. Możemy liczyć na tańsze rozmowy telefoniczne, oferowane przez operatorów z innych krajów. Większa konkurencja będzie sprzyjać obniżkom cen. Mogą także potanieć ceny biletów lotniczych - uważa Bartłomiej Gębarowski. Na komputer czy aparat cyfrowy wydamy o ok. 10 proc. mniej niż teraz. Taniej kupimy niektóre samochody. Po akcesji cło na pojazdy produkowane poza Unią będzie, wynosić 10, a nie 35 proc. Znikną wysokie cła na sprowadzane alkohole. Wyższą od nas podstawową stawkę VAT mają w UE tylko bogate - Szwecja i Dania. W pozostałych krajach członkowskich jest ona znacznie niższa. Sąsiadujący z Polską Niemcy zadowolili się 16 proc. VAT -em. Podobnie Hiszpanie.

Nie ma leków za złotówkę
* Renciści i emeryci po 65 r. życia nie kupią leków za złotówkę. Nawet tych z "dolnej półki". Tak zdecydował minister zdrowia a poparł go Trybunał Konstytucyjny. Wielokrotnie zapowiadany program "Lek dla seniora" nie wejdzie w życie. Resort zdrowia szacuje, że zaoszczędzi na tym ok. 30 mln zł.
- Spodziewałem się tego. Rząd wie, na kim oszczędzać: starszych, schorowanych ludziach. To były obiecanki - cacanki ministra Łapińskiego. I tak na tej liście podobno nie było leków drogich i popularnie stosowanych, tylko jakieś rzadko używane specyfiki. Nawet tego seniorom państwo żałuje - mówi pan Zdzisław, emeryt z Rzeszowa.
- Ministerstwo skupiło się na liście leków refundowanych. 1 marca mamy kolejną nowelizację - tłumaczy Agnieszka Gołąbek, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia. Na liście ma się znaleźć 18 nowych opakowań. Zniknie natomiast 17 pozycji. Wszystkie na wniosek producenta. - Firmy farmaceutyczne obniżyły ceny detaliczne dla 134 preparatów - dodaje A. Gołąbek.

* Producenci najlepszych w regionie dżemów, odkurzaczy, wódek i mrożonek, mogą wyrzucić do kosza renomowane tytuły: "Teraz Polska" i "Dobre, bo polskie". Od 1 maja, po wejściu Polski do Unii Europejskiej, niemożliwe będzie używanie nazw i certyfikatów związanych z przymiotnikiem "polski". Logo: "Polska dobra żywność", "Teraz Polska" albo "Dobre, bo polskie" jest potwierdzeniem marki produktu i renomy wytwórcy. Takie certyfikaty mają m.in. wyroby "Polmosu Łańcut", "Hortino", "Zelmeru", "Orzecha" i "Talens Polska". Komisja Europejska zażądała, aby od 1 maja wszystkie znaczki zniknęły, podobnie jak napis "made in Poland".
- To dyskryminacja - oburza się Monika Kaleta z Zakładu Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego "Orzech" w Kolbuszowej. - Dlaczego klient z Francji czy Belgii ma się nie dowiedzieć, że bardzo dobry dżem po konkurencyjnej cenie pochodzi właśnie z Polski? Podobnego zdania jest Zenon Wilk, prezes "Polmosu Łańcut": - Widać Unia Europejska boi się polskich produktów. W końcu słyniemy ze znakomitej żywności i świetnych wódek. Takie ustawy już od początku naszej obecności w Brukseli ograniczają konkurencję. Podobne wymagania, jak teraz Polsce, stawiane były wcześniej pozostałym krajom wchodzącym w skład "piętnastki". Jednak większość tamtejszych produktów ma ugruntowaną renomę pod regionalnym szyldem, np. bawarskie piwo, burgundzka musztarda czy belgijskie czekoladki.

Kronika kryminalna

Ksiądz na lewych papierach
* 30-letni ksiądz został zatrzymany przez jarosławskich policjantów pod zarzutem używania fałszywego prawa jazdy. Mężczyzna przyznał się, że kupił dokument na bazarze w Łodzi. 30-letni Piotr Z. z Łodzi jest księdzem w jednej z parafii na Ukrainie. Do Polski przyjechał samochodem parafianki, która z Ukrainy przeprowadza się do Polski. Do kontroli drogowej został zatrzymany na ul. 3 Maja w Jarosławiu.
- Funkcjonariusze z "drogówki" sprawdzający prawo jazdy mężczyzny podejrzewali, że może być ono podrobione, więc zabrali mężczyznę do komendy w celu złożenia wyjaśnień - mówi komisarz Robert Matusz z Komendy Powiatowej Policji w Jarosławiu.
- Piotr Z. przyznał się, że w styczniu tego roku kupił dokument na bazarze w Łodzi. Tłumaczył, że swoje prawo jazdy zgubił, a ponieważ nie miał czasu na wyrobienie drugiego, bo musiał wracać na Ukrainę, więc poszedł na łódzki bazar, podał jakiemuś mężczyźnie swoje dane ze zdjęciem i za godzinę odebrał gotowy dokument. Księdzu postawiono zarzut posługiwania się podrobionym prawem jazdy, a wysokość grzywny, jaka najprawdopodobniej będzie musiał zapłacić, zależeć będzie od decyzji sądu. Mężczyźnie nie zabrano paszportu, więc mógł wrócić do swojej parafii.

* Nietrzeźwa sędzia i policjanci, którzy ją zatrzymali, gdy próbowała odjechać autem, zostaną przesłuchani przez rzecznika dyscyplinarnego przy Sądzie Okręgowym w Krośnie. Pod koniec stycznia br. 34-letnia Magdalena S., sędzia w stanie spoczynku, odwiedziła Komendę Miejską Policji. Towarzyszył jej mężczyzna podejrzany przez prokuraturę o znęcanie się nad rodziną. Zachowanie byłej pracownicy przemyskiego Sądu Rejonowego zaniepokoiło oficera dyżurnego. Zaczął podejrzewać, że jest nietrzeźwa. Widząc, że odjeżdża samochodem, polecił ją zatrzymać. Badanie na alkomacie wykazało 2,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.
- Wobec pani sędzi zostało wszczęte postępowanie wyjaśniające - informuje sędzia Arkadiusz Trojanowski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Krośnie. - Niebawem zostanie przesłuchana przez rzecznika dyscyplinarnego, podobnie jak policjanci, którzy ją zatrzymali. Po zakończeniu czynności rzecznik może wystąpić o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec Magdaleny S. Prokuratura Rejonowa w Przemyślu, która zamierza postawić jej zarzut kierowania pojazdem pod wpływem alkoholu, wystąpiła wczoraj z wnioskiem o uchylenie chroniącego ją immunitetu.

* Do tragicznego zdarzenia doszło w Sieniawie na ul. Kopernika, kiedy rozpędzone BMW 320 na łuku drogi wjechało na chodnik i uderzyło w metalowe ogrodzenie. Kierujący pojazdem 25-letni mężczyzna zmarł na miejscu, a jego dwóch kolegów z obrażeniami ciała przewieziono do szpitala.

* Marcin W., pracownik przedsiębiorstwa odzieżowego, został zatrzymany przez przemyską policję i przedstawiono mu zarzut przywłaszczenia gotówki i towaru. Okazało się, że mężczyzna podbierał w firmie pieniądz i ubrania od listopada 2003 roku do lutego 2004 roku. Firma straciła przez niego 45 tys. zł.

* Nieznany złodziej włamał się do przechodni w Szpitalu Wojskowym w Przemyślu i ukradł kserokopiarkę oraz komputer. Straty wyceniono na 6 tys. zł.

Reklama