Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 17.01-23.01.2004 r.

Przemyśl

Taki dzień się zdarza raz w roku
* Taki dzień się zdarza raz w roku - 19 stycznia. Grekokatolicy świętują Objawienie Pańskie. To jedno z najważniejszych świąt cerkiewnych. W Przemyślu nad Sanem, od kilkunastu lat w tym samym miejscu, przed południem gromadzą się nieprzebrane tłumy. Większość to miejscowi i okoliczni Ukraińcy. Zjawiają się także pielgrzymi zza wschodniej granicy. Ale sporo jest też Polaków.
- Bardzo radujemy się ze wspólnego przeżywania tego święta razem z braćmi i siostrami z Kościoła wschodniego - 19 bm. mówił metropolita przemyski - abp Józef Michalik. Od początku rządów archidiecezją przemyską obrządku łacińskiego stara się on co roku uczestniczyć w misterium wielkiego poświęcenia wody i symbolicznej przemiany Sanu w Jordan - miejsce chrztu Jezusa.
- Przemyśl jest wyjątkowym miastem - zwraca uwagę proboszcz parafii obrz.łac. w Krasiczynie - ksiądz Stanisław Bartmiński, orędownik polsko-ukraińskiego pojednania. - Nie ma takiego drugiego miasta w Polsce, gdzie jordańską wodę wspólnie święcą, według wschodniego rytuału, arcybiskupi dwóch obrządków. Tylko w Przemyślu! To styczniowe święto, począwszy od 1990 roku celebrowane przez metropolitę przemysko-warszawskiego - abpa Jana Martyniaka, mocno wpisuje się w koloryt lokalny przygranicznego miasta, w którym parafialna wspólnota greckokatolicka liczy ok. 2 tys. wiernych (w woj. podkarpackim ich liczbę szacuje się na 10 tys.). - Większość wiernych to Ukraińcy - akcentuje władyka. Oni wierzą w nadzwyczajną moc wody, którą po rytualnym poświęceniu czerpią z Sanu do butelek i słoików. Zabierają ją do swych domów. Są przeświadczeni, że jordańskie krople nie tylko ochronią ich przed złymi mocami, ale i mają właściwości uzdrawiające. Pan Bogdan, którego spotkaliśmy w to święto na brzegu rzeki w pobliżu polowego ołtarza, twierdzi, że kto 19 stycznia łyknie wodę zaczerpniętą z Sanu, tego przez cały rok będą omijać choroby i dolegliwości. I warto mieć jej trochę w domu. Bo ta woda przynosi pokój i szczęście.

Oblężenie Platformy...
* Przeżywamy prawdziwe oblężenie. Nasze biuro staje się zbyt małe, aby pomieścić wszystkich potencjalnych kandydatów na członków naszej partii - mówią w przemyskiej Platformie Obywatelskiej. Powodem nagłego zainteresowania się PO są jej zwyżkujące notowania w rankingu partii. Gdyby wybory do parlamentu odbyły się dzisiaj, PO mogłaby liczyć na poparcie od 26 proc. (OBOP) do 29 proc. (CBOS) głosujących. Wśród kandydatów zgłaszających się do przemyskiej PO sporo jest byłych lub obecnych członków SLD i ugrupowań AWS. Nie brakuje osób zajmujących niegdyś eksponowane stanowiska w tych ugrupowaniach.
- Wiemy, że wiele osób kieruje się tylko rosnącym poparciem społecznym naszej partii. Dlatego każdego kandydata na członka uważnie weryfikujemy. Jesteśmy otwarci na nowych kandydatów, mogących zrobić coś pożytecznego dla miasta i regionu - mówi Barbara Andrzejczyk, przewodnicząca na miasto i powiat PO w Przemyślu. Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że niektórzy chcą wymusić członkostwo swoimi znajomościami i układami.
- Cieszymy się natomiast, że coraz więcej zgłasza się do nas młodych ludzi, którzy dopiero wkroczyli w dorosłość. Na nich nam zależy. Trafiają do Stowarzyszenia Młodych Demokratów, naszej młodzieżówki - dodaje B. Andrzejczyk.

Stawiamy na jakość!
* Nie 5, a prawie 15 mln ma kosztować kompleks narciarski na przemyskim Zniesieniu! Zamiast orczyka - krzesełka albo nawet gondola. Do tego rynna snowboardowa, taras widokowy, zaplecze gastronomiczno-handlowe... A poza sezonem zimowym - letnia rynna saneczkowa. To marzenia prezydenta. Obiecany przez władze miasta wyciąg narciarski w Przemyślu w pierwotnej koncepcji miał kosztować koło 5 mln zł. Ponieważ zamiast orczyka zdecydowano się na kolejkę krzesełkową lub gondolową, koszty wzrosły i nie da się dziś określić inaczej jak 10 - 15 mln zł. W dwóch najbliższych budżetach zarezerwowano w sumie 6 mln zł. Ma to być wkład miasta. A reszta? Witold Wołczyk z biura prezydenta: - Po pierwsze nasz projekt pod tytułem centrum sportów zimowych został zarejestrowany w internetowym systemie ewidencji kart projektów (tak zwany ISEKP) w urzędzie marszałkowskim. Zyskał najwyższą ocenę, co oznacza, że możemy liczyć na wsparcie organizacyjno-techniczne z ministerstwa gospodarki. Nie są to gotowe pieniądze, ale pomoc, bez której musielibyśmy ponosić większe koszty. Po drugie, po naszym wejściu do Unii Europejskiej będziemy się starali o dofinansowanie z unijnych funduszy strukturalnych.Ogłoszony jesienią regulamin konkursu na projekt architektoniczno-budowlany stoku narciarskiego wraz z zapleczem zawiera - poza samymi trasami zjazdowymi i kolejką - takie sugestie władz miasta jak: wiadukt lub alternatywne rozwiązanie przekroczenia ulicy Sanockiej w celu wydłużenia długości tras, rynnę snowboardową, zaplecze techniczne i gastronomiczne, taras widokowy w górnej części kompleksu, parkingi dla samochodów, system sztucznego naśnieżania, letnią rynnę saneczkową, trasy rowerowe dla rowerów górskich, trasy dla turystyki pieszej (od Bramy Sanockiej Dolnej do Kopca Tatarskiego). Rozstrzygnięcie konkursu planowane jest na pierwszą połowę lutego. W wariancie optymistycznym władze miasta przewidują rozpoczęcie pierwszych prac wczesną jesienią 2004.

Fiskalizm totalny
* W magazynach przemyskiej Izby Celnej jest już około pięciu milionów paczek papierosów odebranych przemytnikom, a codziennie dochodzą kolejne. Nie wiadomo jednak co z nimi zrobić. Papierosów od celników nikt nie chce kupić, nie można ich także zniszczyć, bo nie ma odpowiednich rozporządzeń. Papierosów jest tyle, że w listopadzie trzeba było wynająć dwa dodatkowe magazyny. Mimo, że Izba Celna rozsyłała po Polsce oferty sprzedaży papierosów, chętnych nie ma. Powód - interes jest nieopłacalny. Zarekwirowane papierosy celnicy chcą sprzedać po 10 groszy za paczkę. Ale kupujący musi jeszcze zapłacić cło i akcyzę a także doliczyć koszty oklejenia polskimi banderolami i napisami. Wówczas cena paczki dochodzi do 6 złotych. W tej sytuacji jedynym sposobem pozbycia się problemu byłoby niszczenie kontrabandy, ale rząd nie wydał dotychczas odpowiedniego rozporządzenia w tej sprawie. Celników zasypują nie tylko papierosy, ale również dokumenty, które muszą wypełniać. Zatrzymanie każdego przemytnika trzeba bowiem dokładnie opisać, nawet wówczas, gdy sprawa dotyczy kilku paczek papierosów. Tylko na przejściu w Medyce celnicy codziennie wypełniają około dwustu wniosków. W ściganie przemytników coraz częściej musi angażować się także policja. Podczas zatrzymania na granicy wiele osób podaje bowiem fałszywe adresy zamieszkania, więc zanim sprawa trafi do sądu trzeba najpierw je odnaleźć. Efekt jest taki, że tylko na skierowanie do przemyskiego sądu czeka już około siedmiu tysięcy spraw.

Praca dla kelnerów i krawców
* Coraz więcej młodych ludzi po studiach nie może znaleźć zatrudnienia. Jest za to praca dla osób z wykształceniem zawodowym m.in dla kelnerów, barmanów i krawców. Na koniec 2003 roku w Powiatowym Urzędzie Pracy zarejestrowano ponad 12, 5 tys. bezrobotnych. To o 280 osób więcej niż miesiąc wcześniej. Najtrudniej znaleźć pracę w Przemyślu. Co piąty mieszkaniec miasta jest bez pracy.
- Przez trzy lata pracowałem w przemyskiej hurtowni - mówi pan Krzysztof. - Byłem zadowolony. Uskładałem na telewizor i komputer, miałem na wydatki osobiste. Jesienią, kiedy wprowadzono wizy dla Ukraińców, pojawiły się problemy. Obroty spadły do minimum, szef nie zamawia towaru, bo nie ma dla kogo. Ja i moich dwóch kolegów zostaliśmy bez pracy. W grudniu w przemyskim "pośredniaku" zarejestrowało się 758 bezrobotnych, o 56 więcej. - W tym czasie z ewidencji wykreśliliśmy 478 osób - poinformowała Iwona Kurcz-Krawiec, kierownik PUP. - 250 z nich znalazło zatrudnienie, 36 rozpoczęło staż i szkolenie, 114 nie potwierdziło gotowości do podjęcia pracy. Okazuje się, że najłatwiej o pracę osobom z wykształceniem zawodowym, mającym konkretny zawód, m.in. barmana, stolarza, kelnera, sprzedawcy, krawca, magazyniera. Mogą ją dość łatwo otrzymać, ale też szybko stracić, w zależności od... humoru właściciela firmy. Coraz trudniej o pracę magistrom. Wśród 519 zarejestrowanych absolwentów na koniec ub. roku aż 181 z nich miało ukończone wyższe studia. Trudną sytuację na przemyskim rynku pracy ratowano aktywnymi formami. Skorzystało z nich blisko 1600 osób. Były to prace interwencyjne, staże absolwenckie, roboty publiczne, szkolenia i umowy absolwenckie.

* 550 tys. zł zgromadził w ubiegłym roku przemyski oddział Polskiego Towarzystwa Walki z Kalectwem na prowadzone przez siebie akcje. W 2003 r. towarzystwo zorganizowało 8 kwest dla osób pokrzywdzonych przez los. Łącznie uzyskano z nich 20 tys. zł. M.in. były to akcje dla Piotra i Roberta Chuchrów, kilkuletnich braci z podprzemyskich Ujkowic, cierpiących nie nieuleczalną pęcherzycę noworodkową oraz Mateusza Kozubika, kilkuletniego przemyślanina, którego rodziców na stać na ciągłą wymianę protez nogi.
- Łącznie dla 314 dzieci zorganizowaliśmy trzy turnusy rehabilitacyjne. W Stegnie, Szczawnicy i Jaworze. Ich koszt to 300 tys. zł - mówi Andrzej Berestecki, prezes PTWzK w Przemyślu. Dla niepełnosprawnych dzieci i dorosłych towarzystwo prowadziło naukę pływania i zajęcia rehabilitacyjne na krytej pływalni. Dwa razy w tygodniu, zespoły psychologów i pedagogów, pełniły dyżury, w ramach Punktu Konsultacyjnego dla Narkomanów i Ich Rodzin.
- Prowadzimy program dla osób głucho - niewidomych. W ubiegłym roku udało się zorganizować kolejne, IV Ogólnopolskie Spotkania Filozoficzne i wyjazd terapeutyczny do lwowskiej opery. Prowadziliśmy świetlicę terapeutyczną dla 26 dzieci niepełnosprawnych - wylicza prezes. Jednym z największych sukcesów w 2003 r. było pozyskanie obiektu w Korytnikach, po zlikwidowanym Ośrodku Doradztwa Rolniczego. Kosztem 220 tys. zł PTWzK zaadaptowało ten budynek i zorganizowało w nim Warsztaty Terapii Zajęciowej dla 35 osób. W przemyskim oddziale zatrudnionych jest 18 osób na 14 etatach i dwie na umowach. Jednak zdecydowana większość prac realizowana jest przez wolontariuszy. Na 2004 rok prezesem przemyskiego PTWzK ponownie wybrany został Andrzej Berestecki. W skład zarządu weszli również Barbara Godzień - wiceprezes, Ludwik Szymański - wiceprezes, Aneta Błońska - skarbnik, Monika Szpak - sekretarz oraz Łucja Frydlewicz, Janina Gierula, Marek Pantula i Anna Domagalska - członkowie.

* W niedzielę posiadacze biletów miesięcznych mogli za darmo pojechać miejskimi autobusami na otwarcie wyciągu narciarskiego do Ustrzyk Dolnych.
- Do Ustrzyk pojechały trzy autobusy - poinformował Marian Kopacki, kierownik przewozów MZK w Przemyślu. - Łącznie było 67 osób, w tym siedemnastu pracowników MZK. Spod bazy przy ul. Lwowskiej wyjechaliśmy o godzinie 8.30, powrót był o 17. Wszyscy wrócili zadowoleni, gdyż w Ustrzykach, po okazaniu biletu miesięcznego i bloczków otrzymanych z MZK, mogli skorzystać ze stoków Laworta i Gromadzyń.

* Ruch na tutejszym bazarze zmalał do minimum. - Taka martwota utrzyma się do końca lutego - przewidują kupcy. Handlowcom coraz trudniej wyjść na swoje - mówi Jerzy Dudziak, pracownik targowiska Polonii. - W styczniu mamy już kilkanaście rezygnacji kupców. Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie komu sprzedawać ani kupować. Koniec grudnia to okres Bożego Narodzenia u nas. Potem był Nowy Rok i święta w obrządku wschodnim. Z tego powodu bazarowych klientów ze Wschodu można policzyć na palcach. Rodzimi kupcy, widząc, że interes się nie kręci, pozamykali stragany i "szczęki". - Zapłać 270 zł miesięcznie za "budę", 700 daj na ZUS, pokryj inne wydatki, to prawie nic nie zostaje na życie - ubolewa pan Zbigniew, handlujący butami.
- Jest tragicznie! - dodaje pani oferująca odzież. - Czy są Ukraińcy, czy ich nie ma. Ludzie nie mają pieniędzy. Pokręcą się między straganami, jeden na pięćdziesięciu coś przymierzy, a co dwusetny kupi. W sobotę bazar przy ul. Sportowej nieco się ożywia. Ale tylko pozornie. - Rodziny z Przemyśla i okolic urządzają sobie tutaj wycieczki - mówi J. Dudziak.
- Taka martwota utrzyma się aż do końca lutego - zakładają rodzimi kupcy. - Dopiero w marcu powinny zejść letnie towary. A potem może być jeszcze gorzej, bo jak wejdziemy do Unii i Ukraińcom przyjdzie płacić za wizy, to może ich zupełnie zabraknąć.

* W Szpitalu Wojewódzkim powstał oddział rehabilitacyjny. 1 stycznia, po kilku latach starań, Szpital Wojewódzki w Przemyślu uruchomił w końcu własny oddział rehabilitacyjny. Pierwsi pacjenci już rozpoczęli leczenie. Jest tylko jeden problem: NFZ przeznaczył na razie na br. 80 tys. zł. To niewiele. Przemyski szpital już dwukrotnie starał się o kontrakt, który umożliwiłby otwarcie oddziału rehabilitacji. Fundusz nie chciał podpisać umowy o finansowaniu tego typu zabiegów. Dopiero od niedawna, kiedy w stolicy województwa postawiono na rehabilitację, kontrakt udało się parafować. Nowy oddział może jednocześnie przyjąć 22 pacjentów. Właśnie na tyle zgodził się Narodowy Fundusz Zdrowia. Na razie, ze względu na trudną sytuację finansową szpitala, łóżka rehabilitacyjne rozlokowane są na trzech różnych oddziałach. Ordynatorem oddziału jest Grażyna Sapuła: - Trafiają do nas pacjenci po schorzeniach neurologicznych, ortopedycznych czy reumatologicznych. Największy nacisk kładziemy na kinezyterapię, czyli ćwiczenia z ruchem. Pacjent uczy się prawidłowych ruchów kończyn górnych i dolnych, pionizacji i chodzenia. Uczy się też pisania i samoobsługi. Na oddziale pracuje trzech magistrów rehabilitacji i sześciu techników. Mamy naturalnie swoje marzenia: zwiększyć liczbę miejsc, a co się z tym wiąże - także i liczbę leczonych pacjentów.

NIK w szpitalu
* Najwyższa Izba Kontroli skieruje do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. To efekt kontroli w Szpitalu Wojewódzkim w Przemyślu. Najwięcej zastrzeżeń kontrolerów dotyczyło zakupu drogiego sprzętu, który zamiast służyć pacjentom, dwa lata leżał w magazynie. Sprawą zainteresowała się również Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Kontrola NIK trwała kilka miesięcy. Sprawdzano między innymi zakup dwóch urządzeń. Chodzi o gammakamerę - aparat do diagnozowania pacjentów chorych na raka i angiograf, służący do badań kardiologicznych. Pierwszy kosztował 3,5 miliona złotych, drugi 3 miliony. Ten drogi sprzęt, zamiast służyć pacjentom, trafił do magazynu. Udało się to zmienić dopiero w ubiegłym roku, kiedy szpitalem zaczął kierować Jacek Mendocha. W październiku ruszył angiograf, w trakcie uruchamiania jest gammakamera. Jednak kontrolerzy zainteresowali się nie tylko sprzętem, ale również szpitalną spalarnią odpadów medycznych, która nie spełnia norm czystości spalin. Musiałaby zostać zmodernizowana - a na to potrzeba kolejnych pieniędzy. I sprawa spalarni i drogich zakupów będą miały ciąg dalszy. Zainteresowała się nimi również Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zwróciła się do Urzędu Marszałkowskiego, który sprawuje nadzór nad przemyskim szpitalem, o udostępnienie dokumentacji zakupu angiografu i gammakamery. Dokumenty już przygotowano. Dyrektor Departamentu Ochrony Zdrowia twierdzi, że Urząd Marszałkowski jeszcze w tym tygodniu przekaże je Agencji.

J A R O S Ł A W

Praca w Euro-Parku
* Nawet kilkadziesiąt osób będzie miało szansę znaleźć stałą pracę dzięki rozszerzeniu Specjalnej Strefy Ekonomicznej Euro-Park Mielec. W jej skład weszły tereny znajdujące się w powiecie jarosławskim. Są już pierwsi chętni do inwestowania. Cały czas trwają poszukiwania kolejnych. W minionym tygodniu uprawomocniło się rozporządzenie ministra gospodarki o poszerzeniu mieleckiej strefy objętej ulgami inwestycyjnymi. Jej nowym elementem jest czteroarowa działka na terenie Centrum Rolniczo-Handlowego "Wschodni Rynek Hurtowy" w Jarosławiu, gdzie warszawska firma "Agro-Oil" przymierza się do budowy największej na Podkarpaciu tłoczni oleju rzepakowego. To właśnie ta inwestycja otwiera nowe perspektywy dla okolicznych rolników. Mogą zrezygnować z mało dochodowych upraw i przestawić się na produkcję rzepaku. Dzięki umowom kontraktacyjnym będą mieć gwarantowany zbyt surowca. Jarosławska strefa powiększyła się także o część Zakładów Przemysłu Dziewiarskiego "Jarlan". W sumie do dyspozycji inwestorów jest 20 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni produkcyjnej i magazynowej.
- Prowadzimy już rozmowy z firmą z branży odzieżowej zainteresowaną wejściem do strefy - mówi Krzysztof Dajczak, prezes ZPD "Jarlan". W skład strefy weszły ponadto nieruchomość w miejscowości Wietlin III należące do Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej. Właśnie tam niemiecka spółka S&W Verpakung będzie produkować drewniane opakowania. Jeszcze w tym roku zainwestuje około 800 tysięcy złotych i zatrudni blisko 80 osób. Na przełomie kwietnia i maja br. zostaną sprowadzone pierwsze maszyny. Uruchomienie produkcji spodziewane jest w pierwszym dniach lipca.

* Pirat mógł doprowadzić do tragedii, gdyby policyjny patrol w porę nie zatrzymał do kontroli jego ciężarówki (z naczepą) jadącej w kierunku granicy w Korczowej. Udało się zapobiec wypadkowi o trudnych do przewidzenia skutkach. W styczniowy wieczór na obwodnicy w Radymnie drogówka zgarnęła mieszkańca Orzechowiec, który jechał z ładunkiem na Ukrainę, mając w organizmie 3 promile alkoholu. Policjanci dosyć często wyłapują "3-promilowców" (zwłaszcza wśród rowerzystów), ale żeby aż tak napity był kierowca ciężarówki, wykonujący przewozy międzynarodowe to naprawdę rzadkość. W 2003 r. ujawniono 929 przypadków kierowania pojazdami przez będących pod wpływem alkoholu (w zdecydowanej większości powyżej pół promila, co jest kwalifikowane jako przestępstwo). W 2003 roku odnotowano niemal taką samą liczbę wydarzeń drogowych (907), jak w poprzednim (899). - Było równie niebezpiecznie jak w 2002 - rekapituluje podinspektor Stanisław Abrowski. - Najmocniej boli liczba ofiar śmiertelnych: aż 15. Tych nieszczęść można było uniknąć. Na tragicznym bilansie zaważyły zwłaszcza dwa zdarzenia:17 października w Piaskach, wskutek nieprawidłowego wyprzedzania doszło do łuku drogi do czołowego zderzenia forda z fiatem uno. Zginęli obaj kierowcy (42 i 22 lata) i pasażer uno (19). A 2 listopada niedoświadczony 18-latek (prawo jazdy uzyskał 3 miesiące wcześniej) jadąc polonezem z nadmierną prędkością, w Pruchniku nie wyrobił na łuku drogi. Skutki uderzenia w betonowy przepust to dwie ofiary śmiertelne i dwie ciężko ranne. Niedostosowanie prędkości do warunków ruchu to główna przyczyna większości ze 135 ubiegłorocznych wypadków. Najwięcej ich wydarzyło się między godz. 18 a 21. Najgorsze pod tym względem są piątki. Niepokojące pogorszenie stanu bezpieczeństwa obserwuje się na drogach w gminach Pruchnik i Roźwienica. Złą sławę nadal ma ulica 3 Maja w Jarosławiu. Takim czarnym punktem na mapie zagrożeń jest też Skołoszów. Wielu kraks przysparza obwodnica w Radymnie; większość aut jeździ tam powyżej dopuszczalnej 70-tki. A to jest szczególnie niebezpieczne w rejonie licznych skrzyżowań z drogami powiatowymi. To w tych newralgicznych miejscach można w br. spodziewać się wzmożonych kontroli, również z użyciem fotoradarów. Zdjęcia wykonane przez takie aparaty są niekwestionowanym dowodem rzeczowym przeciwko sprawcom wykroczeń drogowych.

R E G I O N

Zemsta Łapińskiego
* Kupujesz klej, np. butapren, lub aceton - musisz wypełnić w sklepie formularz. Dlaczego? Bo tak wymyślił Mariusz Łapiński, były minister zdrowia. To jego recepta na walkę z narkomanami. Klient musi zadeklarować na piśmie, że nikomu nie odsprzeda i nie użyczy kleju. W jakim celu? Ma to przyczynić się "do ograniczenia produkcji narkotyków w Polsce, a tym samym do spadku narkomanii. Substancje ujęte w wykazie służą do produkcji bądź są substratami w reakcjach chemicznych prowadzących do otrzymywania narkotyków, a ich kontrola utrudnia produkcję, a tym samym zdobycie narkotyków" - czytamy w wyjaśnieniu, które otrzymaliśmy w czwartek z Ministerstwa Zdrowia.
- Gdzie miałbym magazynować takie papiery? Mam odstraszać klientów, każąc im składać "zeznania", że nie są narkomanami? Nie dajmy się zwariować. Staramy się "na oko" wychwycić, kto mógłby użyć środka jako narkotyk. Kleju i rozpuszczalnika nie sprzedajemy młodym ludziom - mówi właściciel jednego z rzeszowskich sklepów.
- Co z tego, że klienci wypełniliby takie papiery. Kto i jak ich sprawdzi, w jaki sposób tak naprawdę zużytkowali środek? - dodaje inny sprzedawca. W rzeszowskich sklepach chemicznych, które odwiedziliśmy, właściciele albo nie słyszeli o nowym przepisie, albo nie zmuszają klientów do wypełniania oświadczeń. Formularze znaleźliśmy jedynie w hurtowni materiałów budowlanych MRÓZ - CHEMAL. Jak powiedziała nam Agnieszka Gołąbek, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia, na liście środków, na zakup których trzeba wypełnić oświadczenia, figurują zarówno substancje czyste, np. aceton, jak też powstałe na ich bazie produkty, np. lakiery, kleje, farby. Tymczasem co innego mówi Maria Banaszkiewicz, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Rzeszowie: - Ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii wymienia w dwóch grupach listę substancji pomocniczych przy produkcji narkotyków. Na liście tej nie ma klejów i rozpuszczalników, wobec czego przy ich zakupie klient nie musi podawać jakichkolwiek informacji.

* Być może niedługo ludzie, którzy zaciągnęli kredyty na kupno telewizora, pralki i samochodu nie będą musieli ich spłacać gotówką. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości chcą, żeby zadłużeni klienci banków mogli ogłosić upadłość. Wtedy mogliby spłacić kredyty swoim majątkiem. - Ta ustawa to pole do ogromnych nadużyć - ostrzegają bankowcy. Posłowie PiS zapewniają, że ich pomysł ma pomóc ludziom, którzy nie są w stanie spłacić zaciągniętych kredytów konsumpcyjnych i bankom, które nie mogą odzyskać swoich pieniędzy.
- Ta sprawa dotyczy 6 mln osób. Suma zagrożonych kredytów, które mogą nie zostać spłacone wynosi 4 mld zł - mówi Przemysław Gosiewski, poseł PiS, autor projektu ustawy o upadłości konsumenckiej. Pomysł PiS jest prosty. Osoba, która nie jest w stanie spłacić pożyczki ogłasza upadłość. Nie narastają jej wtedy karne odsetki. Po ogłoszeniu upadłości kredyt można spłacić m.in. majątkiem dłużnika np. meblami. Wierzyciel nie mógłby zająć mieszkania (do 10 m.kw. na jedną osobę i pieniędzy na alimenty). Jednak propozycje PiS wzbudzają kontrowersje wśród bankowców. - To jakiś nonsens. Kto będzie chciał odkupić od ludzi stare rzeczy - mówi Andrzej Tatuśko, dyrektor Banku Spółdzielczego w Kolbuszowej. - Te przepisy mogą doprowadzić do sytuacji, że ludzie wiedząc o takiej możliwości nie będą spłacać kredytów. Inny bankowiec z Podkarpacia mówi, że już dziś zdarzają się dziś sytuacje, że ktoś zaciągnie kredyt, przepisze majątek na rodzinę i nie można zmusić go do oddania długu. - Komornik pisze do nas, że dany klient nic nie ma - opowiada. - Wiem, że w niektórych krajach europejskich osoby fizyczne mogą ogłosić upadłość. Jak będzie w Polsce? Diabeł tkwi w szczegółach.

* Jak umierać to teraz. Żart? Wcale nie. Resort Finansów chce bowiem wprowadzić 7-procentowy podatek VAT na usługi i akcesoria pogrzebowe. Jeśli do tego dojdzie, od maja podrożeją trumny i urny. Wzrosną opłaty za transport zwłok.
- W projekcie nowej ustawy o podatku VAT przewidziano objęcie 7-procentową stawką zarówno usług, jak i towarów pogrzebowych, np. trumien, urn - potwierdza Anna Sobocińska z biura prasowego MF w Warszawie. Za ministerialny pomysł zapłacą rodziny zmarłych. Koszty pochówku, już teraz bardzo wysokie, wzrosną jeszcze o ok. 300 zł.
- Średni koszt pogrzebu to ok. 3 - 4 tys. zł. Jeśli do tego dojdzie podatek, to ceny na pewno pójdą w górę - przewiduje Artur Maciejewski, właściciel zakładu pogrzebowego z Rzeszowa. Na dębową, średniej klasy trumnę, która teraz kosztuje ok. 1 tys. zł, trzeba będzie wydać ok. 1, 1 tys. Po zliczeniu wszystkich podwyżek, rodzina zmarłego wyda o kilkaset zł więcej niż teraz. O tym, czy ministerialny pomysł wejdzie w życie, zadecydują posłowie.
- Państwo nie powinno zarabiać na ludzkim nieszczęściu. Minister powinien poszukać pieniędzy gdzie indziej - krytykuje inicjatywę resortu finansów Elżbieta Łukacijewska, posłanka Platformy Obywatelskiej. Poseł SLD Władysław Stępień jest mniej surowy w ocenie kolejnego pomysłu na wyciągnięcie pieniędzy od obywateli. - Polityka podatkowa powinna objąć wszystkie usługi komunalne, w tym także pogrzebowe. Pogrzeb to smutna konieczność, dlatego podatek powinien być jak najmniejszy - mówi poseł Stępień.

Kronika kryminalna

* 820 paczek papierosów bez polskich znaków akcyzy znaleźli przemyscy policjanci w samochodzie obywatela Ukrainy. Towar znajdował się w specjalnie wykonanej skrytce.

* W Przemyślu na skrzyżowaniu ulic Jagiellońskiej, Wodnej i Sportowej kierujący fordem Grzegorz L. nie zapanował nad pojazdem i na łuku drogi zjechał na sąsiedni pas ruchu oraz uderzył w barierkę. Obrażeń ciała doznała pasażerka forda.

* Policja poszukuje sprawcy kradzieży kieszonkowej. Jego ofiarą padła młoda mieszkanka Biłgoraja. W poniedziałek, kiedy wsiadała do autobusu na dworcu PKS w Jarosławiu, ktoś ukradł jej portmonetkę i dokumenty.

Sztuka obłapiania...
* Trzy lata więzienia grożą instruktorowi jazdy, którego pięć młodych kursantek oskarżyło o napastowanie seksualne. 36-letni instruktor nauki jazdy został zatrzymany przez jarosławską policję po doniesieniach o jego nagannym zachowaniu, jakie złożyło pięć jego kursantek. - Instruktor planował tak kursy jazdy, że wieczorem zostawał tylko z jedną dziewczyną, której proponował odwiezienie po zakończonej jeździe do domu - wyjaśnia podinspektor Janusz Dymek zastępca komendanta policji w Jarosławiu.
- Jechał w ustronne miejsce i tam próbował dotykać dziewczynę w intymne miejsca. Z tego, co wiemy, nie doszło do kontaktów seksualnych. Mężczyzna został zatrzymany, przesłuchany i na nasz wniosek zastosowano w stosunku do niego dozór policyjny i zakaz wykonywania zawodu.

* Funkcjonariusze BOSG przechwycili w poniedziałek (19 bm.) wspólnie z przemyskimi policjantami dużą partię papierosów przemyconych zza wschodniej granicy. W samochodzie Polonez "truck", kierowanym przez 25-letniego mieszkańca Przemyśla było 25600 paczek papierosów, których wartość oszacowano na 102 tys. zł. Kierowca został zatrzymany do dyspozycji Straży Granicznej.

* W Jarosławiu na ul. Pełkińskiej, 13-letni mieszkaniec miasta nie zachował ostrożności i podczas przebiegania przez jezdnię w niedozwolonym miejscu został potrącony przez fiata uno. Chłopiec z obrażeniami ciała trafił do szpitala.

* W Przemyślu na ul. Smolki nieznani sprawcy wybili szybę w samochodzie zaparkowanym przy ulicy i z pojazdu ukradli 140 kart do telefonów komórkowych. Właściciel oszacował straty na 3 tys. zł.

Reklama