Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 09.08-15.08.2003 r.

PRZEMYŚL

Zwolnienia w FANINIE
* W Fabryce Aparatury Elektromechanicznej "Fanina" S.A. pracę straci jedna trzecia załogi. Wypowiedzeniami objęto 56 osób. Na dobrowolne odejścia zdecydowało się już wcześniej trzech pracowników. Otrzymali odprawę powiększoną o jedną miesięczną wypłatę. 9 osób odeszło w sposób naturalny. Osiem miejsc pracy uratowali związkowcy, którzy zrezygnowali z zakładowego funduszu świadczeń socjalnych, przeznaczając te środki na pobory.
- Z dniem 1 grudnia wypowiedzenia otrzyma 35 osób - mówi Robert Matuszyk, prezes Zarządu FAE „Fanina". - Jest to bardzo trudna decyzja, ale gdybyśmy jej nie podjęli, fabryka w ciągu kilku następnych miesięcy znalazła by się w stanie upadłości. Zakład produkuje m.in. urządzenia do ogrzewania elektrycznego wagonów osobowych. W marcu 2002 r. 80 proc. akcji tej spółki, zatrudniającej 167 osób, zakupiły od Skarbu Państwa Zakłady Usługowe „Południe" Sp. z o.o. w Krakowie. Profil produkcji został zachowany, ale problemy piętrzyły się.
- Kupiliśmy zadłużoną fabrykę, z za wysokim zatrudnieniem w stosunku do wielkości produkcji i przestarzałymi maszynami - przypomina R. Matuszyk.

* 17 młodych osób zatrudnionych, w formie stażu, przez urzędy gmin do prowadzenia punktów informacyjnych o Unii Europejskie straci w tym miesiącu pracę. Nie ma pieniędzy na ich dalsze zatrudnienie.
- W każdej gminie zatrudnienie otrzymały po dwie osoby z wyższym wykształceniem - przypomina Iwona Kurcz - Krawiec, kierownik Powiatowego Urzędu Pracy w Przemyślu. - Od marca do końca czerwca stażyści byli finansowani przez Ministerstwo Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej. Ministerstwo zawiadomiło, że przedłuży okres stażu do końca tego roku, jeśli samorządy zagwarantują, że w 2004 r. zatrudnią te osoby w ramach własnego budżetu oraz będą nadal prowadzić punkty informacji europejskiej. To zniechęciło wszystkie gminy. Na przedłużenie zgodziła się jedynie Żurawica. Pięciu stażystów, z różnych względów, już straciło pracę. 17 pozostałym przedłużono umowy do końca sierpnia, w ramach środków przyznanych przez przemyski PUP.
- Nie możemy zatrudnić stażystów od nowego roku, bo jest to spore obciążenie dla naszego budżetu - mówi Zofia Lekka, wójt gm. Krzywcza. - Radni nie wyrażają na to zgody. Tym bardziej że punkt informacji o UE nie cieszy się zainteresowaniem. Stażyści zostali zatrudnieni w urzędach gmin, w ramach programu "Moja gmina w UE", do prowadzenia punktów informacyjnych o UE. Mięsięcznie otrzymują 498 zł brutto.

* Jestem tu od początku wakacji - mówi Martyna Pętkowska, która spędza wakacje na nadasańskiej przystani w ramach Nieobozowej Akcji Letniej - Komendy Hufca ZHP, a we wrześniu będzie uczennicą V kl. SP 14. - Są różne zabawy, zajęcia, gry. Codziennie, oprócz sobót i niedziel, na przystani harcerskiej przy ul. 22 Stycznia, przebywa od 20 do 35 dzieci. Są wśród nich podopieczni domów dziecka i pogotowia opiekuńczego. Pierwszy turnus, prowadzony przez Annę Hajduk i Monikę Jakubiszyn, już się zakończył. Teraz trwa drugi.
- Dzieci mamy pod opieką od godziny 8. do 15.30, a jak zachodzi potrzeba to i do 16 - mówi komendantka Ewa Leśniak. - Mieliśmy już wycieczkę na Zamek Kazimierzowski i Kopiec Tatarski, chodzimy na basen, wyświetlamy filmy, obok mamy dobrze utrzymany plac zabaw. W pierwszym turnusie dzieci zwiedziły zamek w Krasiczynie, arboretum w Bolestraszycach, Bieszczady. Dzień pobytu kosztuje 4 zł. Część dzieci korzysta z wypoczynku bezpłatnie. Obiady, w barze "U Świętej Marty", zafundował wszystkim Urząd Miejski. - Liczyliśmy, że wspomogą nas także inne instytucje, zakłady pracy, sponsorzy, ale na nasz apel odpowiedział jedynie kiosk "Ruchu" koło Dworca Głównego PKP, który sprezentował dzieciom bajki - dodaje Ewa Leśniak. - Podziękowania należą się również XI Starszoharcerskiej Drużynie Wodnej i III Krągowi Seniorów im. Antoniny Kalinowicz, które pomagają nam organizacyjnie.

Zapraszamy inwestorów :)
* Planowana forteczna trasa turystyczna i druga podziemna pod miastem oraz Centrum Sportowo - Rekreacyjne zainteresowały już kilkunastu przedstawicieli grup inwestorskich z Polski i świata. Prezentacją przemyskiej oferty inwestycyjnej oraz potencjałem tego miast zainteresowani byli m.in. przedstawiciele firm konsultingowych z Kanady, Wielkiej Brytanii, Włoch, Danii, Finlandii i Francji. Przemyskie atuty przedstawią swoim klientom, którzy chcą lokować pieniądze w inwestycje w Polsce. Spotkanie odbyło się w ramach projektu PHARE „pomoc doradcza w zakresie promocji inwestycji w województwie podkarpackim", prowadzonym pilotażowo w sześciu podkarpackich gminach.

Widokówki z przeszłości
* Pełne zabytków i urokliwych zakątków miasto doczekało się wydania pierwszego albumu, zawierającego reprodukcje najstarszych i najrzadziej spotykanych widokówek. Na wielu z nich uwieczniono nieistniejące już budynki i pałace. Zaprezentowane w albumie widokówki pochodzą ze zbiorów Andrzeja Wójcika, rodowitego przemyslanina, mieszkającego od blisko 30 lat w Warszawie. W ciągu zaledwie siedmiu lat zdołał on zgromadzić największą na świecie kolekcję widokówek rodzinnego miasta. Większość spośród ponad dwóch tysięcy jego widokówek trafiła do imponującej kolekcji z antykwariatów w Wiedniu, Pradze i Budapeszcie. Kolekcjonowanie starych widokówek nie jest na pewno tanim hobby. Ich ceny wahają się od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. Im mniej jest znanych egzemplarzy widokówki, tym większą osiągają one cenę.
- Tak się składa, że swoje rodzinne miasto poznałem tak naprawdę dopiero wtedy, gdy zacząłem zbierać jego stare widokówki - mówi Andrzej Wójcik. - Są one dowodem klasy tego, niegdyś trzeciego pod względem wielkości i znaczenia po Krakowie i Lwowie miasta ówczesnej Galicji. W wydanym albumie zaprezentowałem tylko cząstkę mojego zbioru, ale tę najcenniejszą. Oprócz widoków miasta, są w nim również m.in. opisy dawnych przemyskich księgarni oraz fragmenty autentycznych relacji prasowych obrazujących życie miasta i jego mieszkańców na przełomie XIX i XX wieku.

Knajpa przyjaciół Szwejka
* Członkowie Stowarzyszenia Przyjaciół Dobrego Wojaka Szwejka zamierzają urządzić w Bramie Rycerskiej restaurację w stylu z epoki austriackiej. Będzie ona na wzór słynnego lokalu "U Kalicha" na praskiej Starówce. Piwo popijał tam Jarosław Haszek, autor "Przygód dobrego wojaka Szwejka" - Mówi Edward Adam Smuk, wiceprezes tego stowarzyszenia. - U nasz nie zabraknie knedliczków, pikantnej diabelskiej pieczeni i oczywiście czeskiego piwa. Przemyskie stowarzyszenie zwróciło się do władz miejskich o bezpłatne przekazanie mu Bramy Rycerskiej. Włodarze przychylili się do prośby, ale formalnie potrzebna jest zgoda Rady Miasta. Miasto zapewniło, że przeznaczy na jej remont 10 tys. zł.
- Stylowa restauracja wzbogaci ofertę turystyczną miasta. Tym bardziej że na pobliskim rynku stanie figura dobrego wojaka. Już zebraliśmy ponad 50 kg metali kolorowych. Powstałby w tym miejscu swoisty „szwejkowski kącik" - mówi Smuk.

* Opletliśmy Padeborn warkoczami, nakarmiliśmy pierogami, miodem i oscypkiem z żurawinami - opowiada młodzież z Ośrodka Nauczania Języków Obcych "Miteinander". W Paderborn przebywali na zaproszenie Komitetu Europejskiego świętując 10-lecia partnerstwa z Przemyślem przy straganach udekorowanych warkoczami z wełny oraz kokardami w maki i chabry. Młodzież z "Miteinander", przygotowała urozmaicony program: od muzyki po kulinaria. Wszystkie produkty i towary, które znalazły się na straganach, pochodziły z Przemyśla i okolic.
- Zabraliśmy ziemniaki z "Manhatanu" (specjalny gatunek do pierogów), mąkę z Żurawicy, ser biały z przemyskiej mleczarni, oscypki spod Bieszczadów, miód z Bełwina - mówią uczestnicy spotkania. - W ten sposób kolejny raz praktycznie zrealizowaliśmy projekt "Nasz region w językach obcych", za który szkoła "Miteinander" otrzymała w ub. roku Europejski Certyfikat jakości EUROPEAN LABEL.

* Zastępca prezydenta Wiesław Jurkiewicz poczuł się urażony, że Stowarzyszenie "Emmanuel" nie podziękowało miastu za pomoc w organizacji kolonii. - Do dzisiaj na nasze konto nie wpłynęła ani złotówka z magistratu, więc za co mamy dziękować - oburza się Ryszard Puchyr, prezes "Emmanuela". W drugiej połowie lipca Stowarzyszenie Charytatywno - Opiekuńcze "Emmanuel" zorganizowało dwutygodniową, bezpłatną kolonię w Zakopanem dla 67 dzieci z ubogich rodzin przemyskich. Pieniądze przekazało kilkunastu sponsorów, m.in. Urząd Miasta w Przemyślu. Żaden z darczyńców nie domagał się podziękować, z wyjątkiem jednego. Urażony poczuł się wiceprezydent Przemyśla, który w lokalnym tygodniku przermyskim wyczytał, że sposnosorem koloni był PKS i ośrodek wypoczynkowy w Zakopanem.
- Miasto nie było sponsorem naszej kolonii. Do dzisiaj na nasze konto nie wpłynęła z miasta nawet złotówka - mówi Puchyr. - Przekażemy pieniądze na konto "Emmanuela", ale dopiero po przedstawieniu przez Stowarzyszenie pisemnego rozliczenie wyjazdu. Z budżetu Gminnego Programu Rozwiązywania Problemów Alkoholowych zaplanowaliśmy na ten cel ponad 7 tys. zł - wyjaśnia Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Miasta.

Hipermarketowy bumerang
* W niedługim czasie w Przemyślu mogą powstać cztery duże centra handlowe, w tym dwa o powierzchni większej niż 2 tys. metrów. Przemyscy handlowcy zwierają szeregi. Od jednej z firm budowlanych dowiedzieli się, że planowany niegdyś na Lwowskiej, a zablokowany m.in. ich pikietami półtorahektarowy hipermarket znowu stoi u bram. W każdym razie rozmowy z budowlańcami na temat realizacji projektu przy Lwowskiej ruszyły, a bez szans na budowę nikt by ich nie rozpoczynał. Dodatkowo handlowcy wykryli, że przy Zana powstaje kolejny market, nie tak duży jak na Lwowskiej, ale wystarczający, by popsuć interesy właścicieli okolicznych sklepów i hurtowni. W liście do prezydenta członkowie Przemyskiej Kongregacji Kupieckiej nazwali hipermarket "wsysaczem resztek środków finansowych obywateli naszego miasta". - Skoro na obiekt powyżej dwóch tysięcy metrów potrzebna jest zgoda rady miasta, chcemy wiedzieć, co na to nasi radni. - tłumaczą. - Przy dwudziestoprocentowym bezrobociu powinni się taką inwestycją bardzo zmartwić! Zanim sprawa się wyjaśni, dokończymy sondaż wśród mieszkańców, czy chcą hipermarketów. Sondaż kongregacji zawiera też dwa zdania ostrzeżenia: "Pamiętaj! Jedno miejsce pracy w hipermarkecie spowoduje likwidację kolejnych sześciu miejsc pracy w gospodarce. Ostatnie nasze pieniądze zostaną wyprowadzone poza granice nie tylko naszego miasta, ale i kraju". Poza ankietą, handlowcy planują jeszcze zrobić debatę telewizyjną z udziałem fachowców. - Jeśli nie my, to kto nas obroni? Przecież nigdzie na Podkarpaciu poza Rzeszowem hipermarkerów nie ma!
Wiceprezydent Przemyśla Wiesław Jurkiewicz potwierdza podejrzenia handlowców: - Sprawa hipermarketu przy Lwowskiej, a konkretnie zespołu handlowo-usługowego wnioskowanego przez Polską Korporację Handlu M&M, została w ubiegłym roku zawieszona z powodów formalnych. Teraz zajmuje się nią wojewoda. Prędzej czy później wróci jednak do nas, bo to my dajemy pozwolenie na budowę. Co dokładnie powstaje na Zana w urzędzie nie wiadomo. Okoliczni handlowcy podejrzewają, że dyskont spożywczy. Miejscowy plan ogólny zakłada jednak, że można tam świadczyć usługi jedynie w branży motoryzacyjnej. Oficjalnie do magistratu nikt nie zgłaszał chęci świadczenia ani takich, ani innych usług. Jednak z inspekcji nadzoru budowlanego wynika, że obiekt zagospodarowano bez uprzedniego uzyskania zgody miasta na zmianę sposobu użytkowania.
- Może się to skończyć tak, że po przejściu całego trybu odwoławczego, opłaceniu kar i uzupełnieniu brakujących zgód, obiekt i działalność zostanie zalegalizowana - tłumaczy Jurkiewicz. - Takie są intencje wszystkich samowolek. Lwowska i Zana to nie koniec inwazji marketów. Władze miasta już wiedzą, że w planach są dwie kolejne duże inwestycje: na rogu Konopnickiej i Bohaterów Getta (powyżej 2 tys. metrów) i przy Kopernika (poniżej 2 tys. metrów). Firmy, które chcą je budować, przyjeżdżały do Przemyśla nawet z ofertami dofinansowania inwestycji wskazanych przez miasto. - Oskarża się nas, że wyprzedajemy tereny pod hipermarkety, a w żadnym z tych przypadków teren nie należał do nas. Ponieważ te cztery planowane hipermarkety to rzeczywiście dużo, postanowiliśmy zlecić przeprowadzenie rzeczowych analiz. Materiał ma być gotowy w połowie sierpnia. Chociaż osobiście myślę, że przed hipermarketami nie uciekniemy. To jest na całym świecie - mówi.

* Dwaj poprzedni szefowie firmy MZK zatrzymani w związku z aferą łapówkarską, ostatni - rezygnuje bez uzasadnienia. Czwartego sierpnia Ryszard Mauthe, prezes przemyskiego MZK złożył rezygnację. Od ostatniego poniedziałku, 11 sierpnia, jest na zwolnieniu chorobowym. Niedawno dwaj jego poprzednicy zostali zatrzymani w związku z aferą łapówkarską. Nie wiadomo, czy te dwie sprawy mają ze sobą związek. Witold Wołczyk z biura prezydenta miasta potwierdził jedynie, że pisemna rezygnacja Mauthe faktycznie wpłynęła. Nie podał jednak uzasadnienia decyzji prezesa, ponieważ w piśmie jej nie było. Ryszard Mauthe, powołany na stanowisko szefa MZK z początkiem roku, jest magistrem inżynierem mechanikiem. Pracował między innymi w ZA Mera Polna, Astrze-Pollenie, w MPEC, wojewódzkim sanepidzie, a także jako prywatny przedsiębiorca.

Poznaj swojego sąsiada...
* Istnieje duże prawdopodobieństwo, że 36-letnia Maria C., która przez 15 lat nie opuszczała rodzinnego domu, była wykorzystywana seksualnie przez brata. Jak już informowaliśmy, dzięki niedawnej interwencji dziennikarzy TVN, Maria C. mieszkająca w Hucie Brzuskiej koło Birczy, mogła opuścić rodzinny dom. Brat wraz z matką głodzili i więzli kobietę. Wprost z walącej się chaty wycieńczona i chora Maria trafiła do przemyskiego szpitala. Potem została umieszczona w Domu Pomocy Społecznej w Huwnikach. Właśnie tam wyznała, że była gwałcona przez brata. Nie próbowała się bronić, ponieważ była bita.
- Pani C. składała zeznania w obecności biegłego psychologa, który stwierdził, że są one wiarygodne - poinformowała Elżbieta Więcław, zastępca prokuratora rejonowego w Przemyślu. - Jednak z uwagi na dobro postępowania przygotowawczego toczącego się w tej sprawie nie mogę ujawnić żadnych szczegółów. Prokuratura sprawdza i analizuje różne wątki dramatu Marii C. Na razie nikomu nie postawiono zarzutów.

* 5 tys. zł zadośćuczynienia domaga się od Zamojskiej Korporacji Energetycznej SA Ludomir Lewkowicz. Termin procesu przed przemyskim Ośrodkiem Zamiejscowym Sądu Okręgowego w Krośnie wyznaczono na 18 sierpnia. Rejonowy Zakład Energetyczny przesłał mieszkańcowi Przemyśla upomnienie wzywające do zapłaty 13 zł. W okienku adresowym zwykłego listu było widoczne nie tylko nazwisko i adres, ale też fragment treści korespondencji. Jasno z niej wynikało, że chodzi o uregulowanie zaległych należności. Lewkowicz uważa, że zakład energetyczny złamał przepisy ustawy o ochronie danych osobowych i naruszył jego dobra osobiste.
- Chciałem wyjaśnić sprawę na miejscu. Odesłali mnie do Zamościa. Wystosowałem więc pismo, w którym domagałem się 5 tys. zł zadośćuczynienia. Odmówili i nawet nie uznali za stosowne, aby mnie przeprosić - mówi Ludomir Lewkowicz. Poirytowany klient wystąpił na drogę sądową. Skierował też pismo do Biura Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. W odpowiedzi poinformowano go, że "na skutek interwencji Generalnego Inspektora, Spółka podjęła konkretne środki zmierzające do właściwego zabezpieczenia treści korespondencji". Zamojska Korporacja Energetyczna SA nie uznaje powództwa. Uważa, że przesunięcie wezwania wewnątrz koperty, umożliwiające przeczytanie treści korespondencji, mogło nastąpić w momencie otwierania jej przez powoda. Jeżeli zaś nastąpiło na poczcie, to dane były dostępne tylko jej pracownikom i doręczycielowi przesyłki. A osoby te obowiązane są do zachowania tajemnicy korespondencji. Tymczasem powód twierdzi, że zakład po raz drugi naruszył jego dobra osobiste. Na klatce schodowej pozostawiono kolejne pismo z prośbą o zgłoszenie się do RZE w Przemyślu w tej samej sprawie. Tym razem przesyłka nie została wysłana w kopercie. Był to zwykły druk, złożony na pół.

JAROSŁAW

* Kilka dni temu rozpoczął się skup zbóż. W byłym woj. przemyskim najdłuższe kolejki ustawiają się w Jarosławiu przy E-40. Jedna do Centrum Rolno-Handlowego, druga do sąsiadującej z nim spółki PROVIMI. Centrum Rolno-Handlowe "Wschodni Rynek Hurtowy" SA, powstałe na bazie jarosławskich PZZ, od poniedziałku, 4 sierpnia, skupiło 2,5 tysiąca pszenicy konsumpcyjnej oraz 500 ton żyta. Podczas tych żniw może skupić 15 tys. ton pszenicy i tysiąc ton żyta. Taką umowę spółka posiada z Agencją Rynku Rolnego. Jak poinformował nas Wacław Brodowicz z Centrum Rolno-Handlowego, spółka płaci rolnikom po 440 zł netto za tonę pszenicy. Dopłata Agencji Rynku Rolnego do każdej tony w sierpniu wynosi 110 zł. Rolnicy otrzymają należność do 14 dni, zaś dopłatę po 30 dniach. Zboże przeznaczone na cele konsumpcyjne musi spełniać odpowiednie parametry. Rolnicy chcący sprzedać zboże nie spełniające tych wymogów, mogą ustawić się w drugiej kolejce, wiodącej do elewatorów spółki PROVIMI Polska Oddział Jarosław. Tutaj za tonę pszenicy paszowej dostaną 420 zł netto. Tona żyta skupowana jest po 340 zł, pszenżyta po 360 zł, a jęczmienia - po 370 zł. Swoją należność otrzymają do 30 dni. Warto dodać, że od wtorku, 29 lipca, a więc od dnia rozpoczęcia skupu, spółka przyjęła już 521 ton jęczmienia, 12 ton pszenicy oraz 59 ton żyta. Kolejki do obu spółek ustawiały się już w godzinach nocnych. - Nie chcemy męczyć ani rolników, ani siebie, dlatego też wprowadziliśmy zapisy. Rolnicy będą mogli zapisać się na listę i przywieźć zboże dopiero wtedy, gdy przyjdzie ich kolej - wyjaśnia Tadeusz Stempak z jarosławskigo oddziału PROVIMI.

PRZEWORSK

Staroście postawiono zarzuty
* Prokuratura Rejonowa w Przeworsku skierowała do tamtejszego Sądu Rejonowego akt oskarżenia przeciwko b. staroście przeworskiemu Henrykowi P., któremu zarzuca nierzetelne gospodarowanie mieniem powiatu - poinformowała zastępczyni prokuratora rejonowego Marzena Strokoń. Główny zarzut dotyczy zawartej pięć lat temu umowy z dyrektorem przeworskiego szpitala Mariuszem K. Jak wynika z aktu oskarżenia, umowa ta bezzasadnie obciążała budżet szpitala. Mariusz K. był od 1998 r. do września 2002 r. dyrektorem szpitala, który ma obecnie 9 mln zł długu. Dochody Mariusza K. wynosiły ok. 20 tys. zł miesięcznie. Starostwo zmieniło zasady umowy ze szpitalem, wprowadzając aneksy, które pozornie zaniżały wysokość wynagrodzenia dyrektora. Np. wprowadzono pięcioprocentową premię oraz prowizję od środków, jakie Mariuszowi K. udało się pozyskać na rzecz kierowanej przez niego placówki. Pozyskiwał zaś m.in. pieniądze za wpływy z czynszów i sprzedaży energii innym podmiotom, z czego miał ok. 4 tys. zł. Przyznano mu też bardzo duży miesięczny limit na dojazdy do pracy (2 tys. km miesięcznie).

REGION

* 165 starych, rzadko używanych i tanich leków będą mogli kupić za złotówkę emeryci. Takie specyfiki znalazły się na licie leków obiecanej przez ministra zdrowia. Pomysł leków za złotówkę zgłosił były minister Mariusz Łapiński. Po półtora roku czekania listę ogłosił aktualny minister Leszek Sikorski. Znalazły się na niej medykamenty przestarzałe i rzadko używane. W aptece kosztują od 1,7 zł do 5 zł.
- To jest chwyt propagandowy - komentuje listę Marek Jurek, poseł Prawa i Sprawiedliwości. - Potrzebna jest kompleksowa pomoc ludziom najuboższym, poważnie chorym. Na liście zabrakło leków droższych, stosowanych np. w leczeniu chorób nowotworowych. Na liście prym wiodą specyfiki podawane w chorobach układu krążenia, oddechowego i nerwowego. Do kupienia leków za złotówkę uprawnionych jest ok. 5 mln Polaków powyżej 65. roku życia. Pytanie tylko, czy skorzystają, czy też stracą na ministerialnej liście? Przykład. 60 tabletek lekarstwa na nadciśnienie kosztuje 2,50 zł. Po wpisaniu go na listę, teoretycznie będzie kosztowało 1 zł. Farmaceuci ostrzegają, że w sprzedaży dostępne będą tylko opakowania po 20 tabletek. Oznacza to, że pacjent zapłaci więcej niż przed wprowadzeniem listy. Nie 2,50 zł za jedno opakowanie (60 tabletek), ale 3 zł za trzy opakowania (po 20 tabletek w każdym). - Nie powinno dochodzić do takich sytuacji - uspokaja Agnieszka Gołąbek, rzecznik prasowy ministra zdrowia. - Może się jednak zdarzyć, że na początku choroby lekarz zapisze mniejsze opakowanie, by zbadać reakcję pacjenta na lek. Wówczas takie różnice cenowe mogą się pojawić.
- Moi pacjenci realizują co miesiąc recepty za 70-100 zł - wylicza Cezary Ubaka, lekarz rodzinny z Rzeszowa. - Lekarstwo i jego cenę zawsze uzgadniam z chorym. Mimo to wielu ma problem z wykupem. Lista nie rozwiązuje problemu drogich, ale skutecznych i często stosowanych lekarstw. Na liście ich prawie nie ma, podobnie jak lekarstw przepisywanych w chorobie nowotworowej.

* Komplet podręczników do gimnazjum kosztuje ponad 350 zł. Niektóre gminy wypłacają tytułem zapomogi na szkolne wyprawki najwyżej po 150 zł. Dzieci z uboższych rodzin pójdą do szkoły bez kompletu książek. Anna z Rzeszowa sama wychowuje dwóch synów. - Na podręczniki dla 11- i 13-latka muszę wydać 500 zł, nie wspominam o innych przyborach szkolnych. Na wyprawienie dzieci do szkoły musiałbym wydać całą pensję i niewielkie alimenty. Miejski Ośrodek Pomocy Spolecznej w Rzeszowie na wyprawki szkolne wygospodarował w tym roku ok. 400 tys. zł. - Pomoc otrzyma ponad 2,5 tys. uczniów. Średnio na dziecko wypadnie ok. 170 zł. Jeżeli wystąpi o pomoc rodzina z czwórką dzieci - otrzyma 4 razy po 170 zł. Do września można jeszcze składać wnioski - mówi Elwira Pięciak, z-ca dyr. Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rzeszowie. W dużo gorszej sytuacji są dzieci z biedniejszych miast i gmin. W Jodłowej przydzielana jest kwota ok. 80 - 100 zł. W Cisnej dla rodzin w najcięższej sytuacji materialnej - ok. 150 zł.
- Możemy pomóc ok. 100 rodzinom. Potrzebujących jest dużo więcej. Przyznajemy zasiłki w wysokości od 50 do 100 zł. Jeszcze nie wszystkie siedmiolatki dostały wyprawkę szkolną, bo czekamy na pieniądze z ministerstwa - mówi Andrzej Rychlicki, kierownik w MOPS w Sanoku. Minister zadbał tylko o pierwszoklasistów. O starszych dzieciach zapomniał. Podręczniki do pierwszej klasy podstawowówki kosztują ok. 120 - 170 zł. Książki dla piątoklasisty ok. 250 zł. Na komplet książek do gimnazjum, liceum lub technikum trzeba wyłożyć ponad 350 zł. Najbiedniejszym dzieciom ze Strzyżowa i Frysztaka samorządy zafundowały przybory szkolne i plecaki. - Uznaliśmy, że te same kolory i wzory powodowałby "naznaczenie" uczniów objętych pomocą. Dlatego każde dziecko dostało inny zestaw - mówi Alina Banek, kierownik Miejskiego i Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Strzyżowie. Na wyprawki szkolne państwo przeznaczyło w tym roku 11 mln zł, na cały program - 21 mln zł. Wyprawki przyznane zostały ponad 137 tys. dzieciom z ubogich rodzin. W roku szkolnym 2003/2004 naukę w klasach pierwszych szkół podstawowych rozpocznie 422,7 tys. dzieci. Oznacza to, że co trzecie z nich otrzyma rządową pomoc.

* Zatrzymani podczas próby nielegalnego przekraczania granicy zgodnie twierdzą, że najtrudniej jest przejść granicę polsko-ukraińską. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że po wschodniej stronie naszej granicy w rozmaitych "dziuplach" siedzą setki osób, z których każda gotowa jest zapłacić parę tysięcy dolarów, żeby tylko dostać się do zachodniego "raju". Nie brakuje też takich, którzy skuszeni wysokimi zarobkami podejmują się przerzutu tych ludzi przez granicę, a następnie odtransportowania ich w głąb kraju, gdzie przejmowani są przez organizatorów następnego etapu. W ubiegłym roku podczas nielegalnego przekraczania granicy polsko-ukraińskiej zatrzymano 497 osób. Schwytani cudzoziemcy zgodnie przyznają, że w drodze na zachód na największe trudności napotykają na granicy polsko-ukraińskiej. Bieszczadzki Oddział Straży Granicznej ochrania ponad 240 kilometrów polsko-ukraińskiej granicy, podzielonej na około 20-kilometrowe odcinki. Za jeden z nich, mający około 15 kilometrów, oraz działające tam drogowe przejście graniczne odpowiadają funkcjonariusze z Granicznego Punktu Kontrolnego w Korczowej. - Naszym zadaniem jest maksymalne uszczelnienie granicy przed przemytem ludzi i towarów - wyjaśnia mjr Artur Bik. - Jednak coraz częściej granicę przekraczają nielegalnie zorganizowane grupy. Ci ludzie są dobrze przygotowani. Organizatorzy zaopatrują ich w pampersy, środki przeciwbólowe i nasenne, co umożliwia dłuższe przebywanie bez ruchu w ciasnym pomieszczeniu. - Jednak my też mamy swoje sposoby - uśmiecha się mjr Bik i obiecuje, kiedy tylko zapadnie zmierzch, zademonstrować jeden z nich. Wsiadamy do prywatnego auta i wyjeżdżamy z GPK. Jedziemy polną drogą pomiędzy opłotkami. Ostatnie kilkaset metrów z wyłączonymi światłami. Wnętrze samochodu przypomina kokpit samolotu. W mroku rozświetlonym ekranami dwóch monitorów w wygodnych fotelach siedzą dwaj operatorzy. Obraz przekazywany z termowizyjnej kamery, umieszczonej na teleskopowym wysięgniku na dachu, przesuwa się wolno na monitorze. Wśród szarych zarysów drzew pojawia się kilka czarnych punktów. Chorąży Bolesław Przytuła jednym ruchem manetki zatrzymuje i przybliża obraz. - To w sąsiedniej wiosce któryś z gospodarzy zostawił na noc krowy na polu - objaśnia chorąży i przesuwa obraz. Na ekranie pojawia się dzik. Za moment drugi. Chorąży uruchamia laserowy celownik. Na drugim ekranie z mapą terenu od punktu oznaczającego miejsce postoju pojazdu do punktu, w którym żerują dziki, przebiega świecąca linia, a na cyfrowym wyświetlaczu można odczytać odległość z dokładnością do jednego metra. Gdyby operator zamiast dzików zobaczył ludzi, momentalnie przekazałby informacje do bazy oraz do wszystkich patroli będących w terenie. Obiektyw kamery wychwytuje teraz auto, którym przyjechaliśmy i jego kierowcę. Maska nad silnikiem jest wyraźnie ciemniejsza od reszty karoserii, co oznacza, że auto niedawno jeździło, bo silnik jest jeszcze ciepły. Operator przełącza kamerę, która widzi wszystko z odległości piętnastu kilometrów, na tryb automatyczny. Widać zarysy wioski oddalonej ponad pięć kilometrów i ludzi poruszających się w obejściach. Technika, jaką nafaszerowany jest pojazd, przypomina trochę sceny z filmu Błękitny Grom. Pojedynczy funkcjonariusze patrolujący okolicę również używają urządzeń przenikających ciemność. Ta technika jest bardzo przydatna, ale tylko w nocy. - W dzień staramy się przede wszystkim wiedzieć jak najwięcej o wszystkim, co dzieje się na granicy i w jej pobliżu. Tu liczy się przysłowiowy nos i bystre oko. Nasi ludzie nauczyli się dostrzegać źdźbła zgniecionej trawy czy świeżo złamaną gałązkę i czytać z tych śladów. Spore efekty daje też współpraca z okoliczną ludnością - mówi major.

Wilki atakują...
* 80 zwierząt gospodarskich od początku roku zabiły wilki na Podkarpaciu. Wojewoda podkarpacki Jan Kurp o kłopotach z wilkami powiadomił Głównego Konserwatora Przyrody. W licznych napadach wilki zabiły 72 owce, 5 psów, 2 kozy i jedną krowę. Za wyrządzone szkody wypłacono ponad 53 tys. zł odszkodowań, więcej niż w latach poprzednich - powiedziała rzeczniczka wojewody Joanna Budzaj. W piśmie do Głównego Konserwatora Przyrody wojewoda zwraca uwagę, że wilki utrudniają prowadzenie racjonalnej gospodarki hodowlanej w Bieszczadach i Beskidzie Niskim. W ubiegłym roku średnio co trzy dni nachodziły gospodarstwa. Dodatkowo w ostatnich dwóch latach ich ataki notuje się na terenach, gdzie dotąd nie występowały. W ocenie wojewody podkarpackiego, przyjęta "Strategia ochrony i gospodarowania populacją wilka w Polsce" nie spełnia oczekiwań wszystkich zainteresowanych. Dokument jest nieprecyzyjny, zawiera zbyt dużo ogólników i w znacznej mierze ma charakter życzeniowy, ponieważ nie opiera się na istniejących realiach oraz nie koresponduje ze wszystkimi aspektami wynikającymi z prawa do posiadania własności i dysponowania nią w dowolnych granicach obowiązujących przepisów. Nie bierze też pod uwagę możliwości finansowych państwa - napisał wojewoda do Głównego Konserwatora Przyrody. Zdaniem wojewody, konieczne jest "kontynuowanie zakrojonej na znacznie szerszą skalę, rzeczowej i konstruktywnej, a zarazem pozbawionej wszelkich emocji dyskusji w gronie leśników, ekologów, hodowców, przyrodników, myśliwych oraz osób profesjonalnie zajmujących się badaniem wilków i ich oddziaływaniem na gospodarkę człowieka wraz ze wszystkimi skutkami z tego wynikającymi". W ostatnich tygodniach na Podkarpaciu wilki dokonały kilku ataków. Na początku sierpnia wilki przypuściły atak na stado należące do zakładu doświadczalnego Instytutu Zootechniki w Odrzechowej k. Krosna. Pokaleczyły krowę, która stanęła w obronie swojego cielaka. Było to już piąte w tym roku najście drapieżników na to gospodarstwo. Wyrządziły tam już ok. 14 tys. zł strat. Z kolei w Kalnicy w Bieszczadach wilcza wataha zagryzła dwa dni temu 13 owiec należących do miejscowego rolnika. Według niektórych organizacji ekologicznych w południowo -wschodniej Polsce żyje 150-200 wilków, w ocenie leśników 400-500.

KRONIKA POLICYJNA

Slajdy porno
* 10 sierpnia funkcjonariusze Oddziału Celnego w Przemyślu podczas kontrolowania pociągu relacji Kijów - Praga w jednym z wagonów, w skrytce na korytarzu, znaleźli 2 tys. 913 sztuk slajdów z typowo pornograficznymi zdjęciami. Nie udało się ustalić, kto był sprawcą tego przemytu, ani kto miał być odbiorcą rajcujących fotografii. Zgodnie z procedurą wyceniono wartość przemytu na około 11 tysięcy złotych. - Różne rzeczy ludzie przemycają, ale tego rodzaju przemyt był pierwszym od wielu lat - skomentowała ten przypadek Krystyna Mielnicka, rzecznik prasowy Izby Celnej w Przemyślu.

* Do sądu wpłynął akt oskarżenia przeciwko 22-letniemu Romanowi V., który napadł na taksówkarza i usiłował ukraść mu samochód. Taksówkarz i świadkowie zdarzenia utrzymują, że napadu dokonało dwóch mężczyzn, a zatrzymany Ukrainiec twierdzi, że był sam i nie chce podać personaliów swojego wspólnika. Przypomnijmy, do napadu doszło wieczorem 28 maja 2003 roku pod Przeworskiem, na trasie do Nowosielec. Dwóch pasażerów, obywateli Ukrainy, zamówiło kurs taksówką spod przemyskiego dworca PKP do Rzeszowa. Pod Przeworskiem jeden z nich rzucił się na taksówkarza i zaczął go dusić. W tym czasie drugi Ukrainiec wyrywał taksówkarzowi kierownicę i ściągał mu rękę z lewarka. Taksówkarz uszedł z życiem, udało mu się bowiem sięgnąć do kieszeni na drzwiach pojazdu, wyjąć z niej gaz obezwładniający i prysnąć nim w oczy napastników. Zaczął też wołać o pomoc. Pomogli mu ludzie z pobliskiego parkingu, którzy zatrzymali jednego z Ukraińców, jednak drugi zbiegł i do dzisiaj policji nie udało się go odnaleźć ani ustalić jego personaliów. W stosunku do zatrzymanego 22-letniego Romana V. zastosowano areszt tymczasowy na trzy miesiące.
- Prokuratura wystosowała już do sądu akt oskarżenia przeciwko Romanowi V., w którym jest mowa o tym, że oskarżony działając wspólnie i w porozumieniu z nieustalonym sprawcą usiłował dokonać rozboju, dusząc i szarpiąc pokrzywdzonego - mówi Marzena Strokoń, zastępca Prokuratora Rejonowego w Przeworsku. - Roman V. chciał dokonać zaboru samochodu, ale swojego czynu nie osiągnął z uwagi na użycie przez pokrzywdzonego gazu obezwładniającego. Oskarżony spowodował u poszkodowanego obrażenia ciała, których opis znajduje się w akcie oskarżenia.

* W pociągul relacji Kijów - Wrocław celnicy z terminalu na dworcu PKP znaleźli w poniedziałek blisko 1600 pirackich płyt. W skrytkach dachowych jednego z wagonów ujawnili prawie 1600 pirackich nagrań, w tym przeszło tysiąc sztuk DVD. Pozostałe to płyty CD z polskimi i światowymi nagraniami. Wartość przemytu, do którego nie przyznał się żaden podróżny wyceniono na ponad 50 tys. zł. - W tym roku przemyscy celnicy udaremnili przemyt ponad 20 tys. pirackich nagrań, w tym ponad 16 tys. płyt CD - mówi Krystyna Mielnicka, rzecznik prasowy UC w Przemyślu.

* W niedzielę w Sanie w Przemyślu wyłowiono zwłoki mężczyzny w wieku 40 - 50 lat. Przyczyną śmierci było utonięcie. Policjanci ustalają jego tożsamość.

* W Jarosławiu policja zatrzymała w niedzielę 22-latka i 13-latka, mieszkańców tego miasta, którzy ukradli rower górski. Policja szybko ich dogoniła.

* W Przemyślu z nieznanych przyczyn wybuchł pożar w jednym z mieszkań na ul. Dworskiego. 70-letnia Zofia Sz., właścicielka mieszkania, z oparzeniami trafiła do szpitala. Straty, jakie ogień spowodował, oszacowano na 50 tys. zł.

* W Jarosławiu kierujący peugeotem mieszkaniec Szówska nie ustąpił pierwszeństwa kierowcy łady i doprowadziła do zderzenia pojazdów. Po zbadaniu na alkomacie okazało się, że w organizmie ma 2,37 promila alkoholu. Mieszkaniec Szówska został osadzony w policyjnej izbie zatrzymań do wytrzeźwienia. Również w Siedlczyce nietrzeźwy kierowca spowodował wypadek. Na drodze Przeworsk - Dynów kierujący rowerem Jan C. z nieznanych przyczyn niespodziewanie zjechał na lewy pas jezdni i doprowadził do zderzenia z prawidłowo jadącym polonezem. Rowerzysta z obrażeniami ciała trafił do szpitala. W wydychanym powietrzu miał 1,24 promila alkoholu.

* W jednym z mieszkań przy ul. Dworskiego w Przemyślu policjanci ujawnili w poniedziałek, że zamieszkujący tam 19-latek uprawia konopie indyjskie, służące do produkcji środków odurzających. Ponadto znaleziono w tym mieszkaniu nasiona konopi.

* W poniedziałek złodziej wykorzystał nieuwagę personelu sklepu przy ul. Mickiewicza w Przemyślu, wszedł na zaplecze i z damskich torebek skradł portfele z pieniędzmi oraz złoty łańcuszek i bransoletkę. Dwie kobiety, właścicielki torebek straty wyceniły na 800 zł.

Reklama