Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 26.07-01.08.2003 r.

PRZEMYŚL

W poszukiwaniu miasta...
* Prezydent Robert Choma i wiceprezydent Ryszard Lewandowski wybrali się do Czech w poszukiwaniu miasta chętnego podpisać partnerską współpracę. Pod uwagę brane są Opawa i Jesenik. W tych miastach ojcowie nadsańskiego grodu rozmawiali o możliwościach przyszłej współpracy. Głównie poruszano sprawy gospodarcze. Choma i Lewandowski spotkali się m.in. z czeskimi przedsiębiorcami, zapoznali się z ofertą firmy "Slezsky Kamen", zajmującej się produkcją wyrobów z granitu, marmuru itp. materoałów. Do jej osiągnięć należą m.in. odnowione opawskie uliczki. Prace wykonano techniką łączenia kamienia bez betonu. Być może takie rozwiązanie zostanie zastosowane na przemyskich uliczkach.

Forty transgraniczne
* Rozrzucone po obu stronach polsko-ukraińskiej granicy forty twierdzy przemyskiej z okresu I wojny światowej, powinny być atrakcją turystyczną - wynika z trzydniowego spotkania i objazdu studyjnego po fortach dziennikarzy i ludzi związanych z branżą turystyczną. Spotkanie odbywało się w ramach finansowanego z funduszy UE projektu "Forty Twierdzy Przemyśl - transgraniczna promocja przeszłości i jej zabytków, drogą rozwoju regionalnego".
- Celem projektu jest uaktywnienie lokalnej społeczności i wykorzystanie potencjału naszych fortów. Mogą się one stać markowym "produktem", przyciągającym turystów z Polski i zagranicy. To stworzyłoby wiele miejsc pracy, najpierw przy robotach adaptacyjnych, później przy obsłudze ruchu turystycznego - mówi Ryszard Rabski, prezes Lokalnej Organizacji Turystycznej w Przemyślu i koordynator projektu. Działania miałyby być podjęte wspólnie z Ukraińcami, którzy popierają inicjatywę.
- U nasz jest 6 fortów. Są dostępne dla turystów. Ze względu na zaniedbanie, do zwiedzania nadaje się tylko jeden, Dziewięczyce - mówi Grigorij Nowicki, główny architekt rejonu mościskiego na Ukrainie. - Mając partnera na Ukrainie, łatwiej będzie o pieniądze w UE - dodaje Rabski.

* Pomimo zakazu, wielu właścicieli sklepów nadal sprzedaje alkohol nieletnim. Posłanka Elżbieta Łukacijewska zwróciła się do prezydenta miasta z prośbą o podjęcie działań, zapobiegających temu procederowi. Posłanka twierdzi, powołując się na sondaż Sopockiej Pracowni Badań Społecznych, że w ciągu ostatniego roku dwie trzecie przepytywanych osób zetknęło się z pijącymi nastolatkami. - Jednak tylko co dziesiąty przepytywany deklarował, iż próbował interweniować w tej sprawie. Sytuacja ta wydaje się paradoksalna. Z jednej strony traktujemy problem picia alkoholu przez młodzież jako szczególnie ważny, z drugiej, niemal powszechnie, unikamy jakichkolwiek działań lub interwencji w tej kwestii. Czy nie wynika to ze strachu przez nietrzeźwymi młodymi ludźmi, czy to rodzaj przyzwolenia dla ich wybryków? - pyta posłanka. Znowelizowana ustawa zmieniła kwalifikację sprzedaży alkoholu nieletnim. Jest to teraz przestępstwo. Poza tym, właściciele sklepów mają obowiązek legitymować klientów, w celu sprawdzenia ich pełnoletności. Posłanka Łukacijewska zwróciła się do prezydenta Przemyśla o podjęcie działań zmierzających do ograniczenia dostępności alkoholu osobom nieletnim.

Przemyt na pełnych obrotach
* W ostatnich dniach przemytnicy pracują na wzmożonych obrotach. Prawdopodobnie liczą na mniejszą, urlopową czujność celników i... się przeliczają. Ostatnio padł rekord ilości spraw karno-skarbowych, wszczętych przez Izbę Celną. Było ich aż 25. Zatrzymano 25 tys. paczek papierosów, o wartości 75 tys. złotych. Prym wiodły Pall-Malle i Primy. Papierosy przemycano w skrytkach samochodów osobowych, autobusów i wagonów kolejowych. W pierwszym półroczu br. celnicy z przemyskiej IC zajęli 1 mln 250 tys. paczek papierosów zagranicznej produkcji, bez polskich znaków akcyzy. Jednak nie tylko z papierosów przemytnicy żyją. - 2200 tabletek Metandenonu oraz 40 ampułek sustanonu 250, metabolików stosowanych na przyrost masy mięśniowej, wykryli przemyscy celnicy w skrytkach pociągu relacji Kijów - Praga, który jedzie przez Przemyśl. Towar wyceniono na 1,4 tys. złotych - informuje Krystyna Mielnicka, rzecznik IC w Przemyślu.

Sukces zapewnia pracę
* Zakłady Płyt Pilśniowych wobec mizerii na lokalnym rynku pracy, są ewenementem. Z różnych zakładów (jak np. "Fanina" czy MZK) nadchodzą sygnały o planowanych zwolnieniach pracowników. A tymczasem fabryka przy ulicy Ofiar Katynia uruchamia nowe stanowiska pracy. - Tylko w lipcu przyjęliśmy 14 osób na stanowiska robotnicze, z tego dziesięć w ramach programu Powiatowego Urzędu Pracy, wychodzącego na przeciw osobom, które przez 24 miesiące były bez pracy - wtajemnicza Jan Ozimek, prezes zarządu, dyrektor generalny ZPP - Dzięki dobrze układającej się współpracy z PUP i wykorzystaniu możliwości, jakie stwarzają uruchamiane przezeń programy przeciwdziałania bezrobociu, w br. zatrudniono już czterdziestu pracowników. Wielu trafiło na stanowiska związane z produkcją płyt Izopanel (pod panele podłogowe). Ten asortyment produkcji uruchomionej w 2002 roku ma powodzenie na rynkach krajowych i zagranicznych.
- Co ciekawe - zauważa szef "Płyt" - sprzedaż izopaneli nowym klientom przyczyniła się do wzrostu ich zainteresowania standardowymi wyrobami naszej spółki. Dzięki temu wzrasta poziom sprzedaży. Wyniki ekonomiczno - finansowe I półrocza wskazują, że 2003 dla "Płyt" to rok wzrostu gospodarczego. W ciągu 6 miesięcy wypracowano zysk netto przeszło 3-krotnie wyższy od osiągniętego w całym 2002. Klienci krajowi kupili ponad połowę (50,2 proc.) wyprodukowanych płyt, reszta (49,8 proc.) rozeszła się za granicą (Nigeria, Sierra Leone, Niemcy, Gwinea, Holandia, Jamajka, Szwecja, USA i Francja). A lipcowe rezultaty wskazują, że spółka nie spuszcza z tonu. Ugruntowuje pozycję na rynku płyt pilśniowych, bez których budownictwo mieszkaniowe i przemysł meblarski nie mogą się obejść.

* Dwa i pół tys. euro można uzyskać w konkursie o "Nagrodę Promocyjną dla Młodych Twórców w Europie", którego organizatorem jest Volksbank Paderborn - Hoxter. W konkursie mogą wziąć udział mieszkańcy miast partnerskich niemieckiego Paderborn. W tym gronie znajduje się Przemyśl oraz Bolton z Wielkiej Brytanii, Debreczyn z Węgier, Le Mans z Francji i Pampelona z Hiszpanii. Nagroda będzie przyznana w dziedzinach: design i fotografia, malarstwo, rzeźba i grafika, muzyka i taniec, literatura i teatr. Mogą się O nią ubiegać osoby w wieku od 15 do 30 lat, które obecnie zdobywają wykształcenie artystyczne, bądź od ukończenia przez nich szkoły nie upłynęło więcej niż 5 lat. Mile widziani są samoucy. Szczegółowe informacje o konkursie można uzyskać w Wydziale Kultury, Promocji i Współpracy Urzędu Miejskiego, Rynek 1, tel. 678-31-70.

* Stowarzyszenie Kupieckie przedłożyło projekt zagospodarowania targowiska "Zielony rynek" przy ulicy Sportowej. Okazuje się jednak, że realizacja tej inwestycji może napotkać na przeszkody. Stowarzyszenie Kupieckie dąży do innego zagospodarowania "zieleniaka". Prowizorka i ciasnota to najpoważniejsze mankamenty targowiska. Kupcy proponują wybudowanie hali targowej o powierzchni 6500 metrów kw. W jej wnętrzu byłoby miejsce dla 150 straganów, ław i miejsc do sprzedaży towarów z pojazdów. Dach byłby parkingiem dla 180 samochodów.
- Ta inwestycja ma szansę - twierdzi Ryszard Paja, prezes Stowarzyszenia Kupieckiego. - Ulegnie poprawie estetyka targowiska, które stanie się funkcjonalne, a ponadto zwiększy się ilość miejsc parkingowych. Zwrot obciążeń z tytułu inwestycji nastąpiłby w okresie 4 i pół roku. Po jej ukończeniu wpływy do kasy miejskiej będą większe o 50 proc. Koszt przedsięwzięcia szacowany jest na ponad 7 milionów złotych. Większość tej kwoty kupcy chcą pozyskać z Unii Europejskiej. Pozostałą sumę miałyby wyłożyć władze miasta. Wówczas też finansowanie inwestycji należałoby przeprowadzić w systemie partnerstwa publiczno-prywatnego. I właśnie to sprawia, że gospodarze miasta choć pozytywnie ustosunkować się do planów kupców, mają obawy. - Pozostaje kwestia finansowania inwestycji - mówi Wiesław Jurkiewicz. Trudne może okazać się zawarcie umowy pomiędzy stowarzyszeniem, a miastem oraz znalezienie poręczyciela dla pieniędzy z funduszy unijnych.

Łapówkarze bójcie się!
* Paweł J., prezes jednej ze spółdzielni mieszkaniowych, został tymczasowo aresztowany na 2 miesiące. To szósta osoba podejrzana w aferze łapówkarskiej związanej z przetargami na prace budowlane.
- Podejrzanego aresztowano pod zarzutem przyjęcia kilku łapówek w łącznej kwocie 17 tys. złotych - mówi prokurator Stanisław Kalita z Prokuratury Okręgowej w Przemyślu. Trwające od kilkunastu dni zatrzymania to efekt pracy funkcjonariuszy z Wydziału Przestępczości Gospodarczej KWP w Rzeszowie. Najpierw do aresztu trafili szefowie firmy "Budrem". Założyli fikcyjną spółkę z której wyprowadzali pieniądze. Potrzebne im były na łapówki dzięki, którym przedsiębiorstwo wygrywało przetargi budowlane. W toku dalszego dochodzenia aresztowano Mariana M., właściciela firmy projektowej. Zarzuca się mu wręczenie łapówki w wysokości 37 tys. zł. Na listę podejrzanych trafili również byli prezesi Miejskiego Zakładu Komunikacji w Przemyślu: Stanisław K. i Marian K., którzy według prokuratury mieli przyjmować pieniądze. Wobec ostatniego z wymienionych prokuratora zastosował poręczenie majątkowe w wysokości 5 tys. zł. Wymienieni wcześniej opuścili tymczasowy areszt po wpłaceniu kaucji. Aresztowany wczoraj Paweł J. jest szóstą osobą podejrzaną w sprawie.

* Z powodu podwyższonej zawartości gronkowca w wodzie od piątku zamknięta była kryta pływalnia. Kierownictwo basenu podaje, że obiekt jest nieczynny 28 i 29 bm. na skutek awarii urządzeń technicznych.
- Moja córka kąpała się na tym basenie kilka dni temu. Zaniepokoiło mnie, dlaczego pływalnia jest zamknięta. Gdy się dowiedziałem o gronkowcu, nogi się pode mną ugięły. Córka miała zadrapania na skórze, a to może spowodować zakażenie. Jeżeli zachoruje, sprawę skieruję do sądu - mówi przemyślanin, proszący o anonimowość.
- Gronkowiec u nas? Kto panu takich głupot naopowiadał? Pływalnię zamknęliśmy, a nie sanepid. Powodem była awaria techniczna. W środę basen będzie już czynny - mówi pan Wenzel, kierownik pływalni. Miejska Stacja Sanitarno - Epidemiologiczna w Przemyślu. Tu okazuje się, że pływalnia została zamknięta z powodu podwyższonej zawartości gronkowca w wodzie. Decyzję podjęto w ub. piątek.
- Co dwa tygodnie prowadzimy rutynowe badanie wody na basenie. Tak też zrobiliśmy w ubiegły wtorek. Wyniki badań otrzymaliśmy w piątek. Okazało się, że woda nie spełnia wymagań rozporządzenia ministra zdrowia. Chodzi o podwyższoną zawartość gronkowca. Zleciliśmy odpowiednie prace i dopiero, gdy woda będzie spełniać normy pozwolimy na otwarcie obiektu - mówi Andrzej Borowski, dyrektor MSSE w Przemyślu. O wynikach kontroli został powiadomiony m.in. prezydent miasta. Pływalnia cieszy się powodzeniem wśród przemyślan. Ile osób kąpało się od wtorku (badanie wody) do piątku (decyzja o zamknięciu)? Co im grozi? Oto pytania, na które nie ma jeszcze odpowiedzi.
- Mieliśmy problemy techniczne z utrzymaniem właściwego stanu sanitarnego wody. Nie podawaliśmy informacji o gronkowcu, aby nie wywoływać paniki - mówi Mariusz Zamirski, prezes "Hali", przedsiębiorstwa miejskiego, które administruje basenem. - Zrobiliśmy wszystko, co do nas należało. Naprawiliśmy filtry, gdyż ponoć tam było największe skupisko gronkowca. Pobrano już nową próbka wody. Czekamy na wyniki. Pływalnia będzie otwarta może już w środę.

JAROSŁAW

Pomysł na Jarlan
* Poszukiwanie inwestorów, którzy w tym zakładzie mogliby rozpocząć pokrewną produkcję, to jeden ze sposobów na wyjście z trudnej sytuacji ekonomicznej przedsiębiorstwa. Przyczyną obecnej zapaści "Jarlanu" jest gwałtowny spadek zamówień eksportowych. Jeszcze kilka miesięcy temu sprzedaż wyrobów do Unii Europejskiej była najbardziej opłacalna. Jednak eksport się załamał. Ostatnio firma straciła poważnego klienta w Anglii, który zamawiał 400 tysięcy swetrów rocznie.
- Podjęliśmy działania, które winny skutkować poprawą kondycji finansowej przedsiębiorstwa i przyczynić się do zwiększenia jego konkurencyjności - poinformował Krzysztof Dajczak, prezes ZPD "Jarlan". Jednym ze sposobów na zwiększenie sprzedaży ma być kooperacja z hipermarketami. Inne lekarstwo na wyjście z trudnej sytuacji to poszukiwanie inwestorów, którzy mogliby prowadzić w "Jarlanie" pokrewną produkcję w oparciu o zatrudnioną tam załogę.

* 304 pracowników oddziału spółki "LU" Polska SA, którzy wzięli udział w zakończonym wczoraj referendum, opowiedziało się za akcją strajkową. Ze względów ekonomicznych linia produkcyjna ciastek ma zostać przeniesiona z Jarosławia do Płońska. Zagrożonych zwolnieniem jest 463 pracowników. Członkowie związków zawodowych działających w przedsiębiorstwie kolejny dzień z rzędu prowadzą rozmowy z członkami zarządu "LU" Polska SA. Pomimo nacisków kierownictwo nie jest skłonne do zmiany decyzji o zamknięciu jarosławskiego oddziału. Niemal wszyscy uczestniczący w referendum opowiedzieli się za podjęciem akcji protestacyjnej.
- Jej przeprowadzenie to ostateczność - mówi Andrzej Buczek, przewodniczący Zarządu Regionu Ziemia Przemyska NSZZ "Solidarność". - Ciągle jesteśmy na etapie rozmów i negocjacji. Podczas środowego spotkania dyskutowano o wysokości odpraw proponowanych przez "LU" Polska SA zwalnianym pracownikom. W tym właśnie temacie zrodziło się sporo rozbieżności.

PRZEWORSK

Madonny idące przez wieś
* W Galerii "Magnez" w Muzeum w Przeworsku czynna jest wystawa Świat Stanisława Perykaszy. Prezentowane prace pochodzą z różnych okresów. Większość z nich inspirowana jest religią. Są więc Madonny idące przez wieś, a także malowane na zwykłych, nieokorowanych deskach anioły. Dzieła Perykaszy to akwarele, obrazy na płótnie, na płycie pilśniowej, a przede wszystkim na deskach. Obok motywów religijnych znajdujemy w jego sztuce również codzienne, wiejskie życie. Na wystawie możemy zobaczyć ponadto zapisywane dosłownie wszędzie - na kartkach, serwetkach, rozdartych pudełkach - wiersze Perykaszy. Niektórych z tych tekstów nie sposób rozszyfrować ze stuprocentową pewnością. Stanisław Perykasza urodził się w Woli Buchowskiej koło Gorzyc. Ukończył liceum plastyczne w Jarosławiu i ASP w Krakowie. Jak wspomina Henryk Cebula, był indywidualistą dużej miary, a z malarstwa uczynił najistotniejszą sprawę w swoim życiu. Nie mógł znieść hałasu miasta i funkcjonować bez kontaktu z przyrodą, toteż powrócił do swojej rodzinnej Woli Buchowskiej. Zmarł w lipcu 2002 roku, w wieku 55 lat.

REGION

Muzeum podzieliło wszystkich
* Zarząd województwa wiedział, że nie ma pieniędzy, ale zdecydował o budowie Muzeum Narodowego w Przemyślu. Inwestycja ma kosztować ponad 20 mln zł. Nie ma pisemnych gwarancji, że rząd przekaże jakieś fundusze na ten cel. - Z logicznego punktu widzenia decyzja o budowie jest bez sensu - mówi jeden z polityków PSL. Na muzeum trzeba minimum 20 mln zł. Wicemarszałek Norbert Mastalerz z SLD, który głosował przeciw tej inwestycji, mówi, że koszty będą jeszcze wyższe o 10 mln. Problem w tym, że na budowę jest dziś tylko 2,9 mln zł (2,1 mln z kontraktu wojewódzkiego i 800 tys. jako wkład własny województwa). Nie wiadomo też, czy w przyszłym roku Podkarpackie dostanie w ogóle jakieś pieniądze na muzeum. Dlatego, że 2002 to ostatni rok funkcjonowania kontraktu wojewódzkiego w obecnym kształcie. W dodatku o budowę muzeum w Katowicach stara się "lobby śląskie", które będzie zabiegać o pieniądze rządowe. - Nie sądzę, żebyśmy ich pokonali - przyznaje Mastalerz. Poseł Jan Tomaka z PO dodaje, że jeśli w budżecie na 2004 r. nie będzie zagwarantowanych pieniędzy, budowa muzeum w Przemyślu jest zupełnie nierealna. - Nie ma nigdzie napisane, że rząd da potrzebne 20 mln zł - mówi. - Jeśli nie ma gwarancji rządowych, dziwi mnie decyzja o budowie muzeum. Nie wiadomo, czy środki na nowy gmach będą też w budżecie województwa na 2004 r. - Prawdopodobnie ich nie będzie - przyznaje Tadeusz Sosnowski, wicemarszałek województwa z PSL. Jednocześnie już dziś pojawiają się głosy, że pieniądze na muzeum w Przemyślu mogą się znaleźć, ale kosztem innych inwestycji, np. remontów dróg, czy wkładu własnego województwa podkarpackiego w inwestycje finansowane z pieniędzy Unii Europejskiej. Budowa muzeum podzieliła nie tylko zarząd, ale także polityków PSL. Przeciw budowie głosował Norbert Mastalerz z SLD i Jan Burek z PSL. "Za" był marszałek Leszek Deptuła i Tadeusz Sosnowski. Przy równowadze zdecydował głos Deptuły. Alternatywą dla budowy był remont kamienic przy ul. Dominikańskiej w Przemyślu. Według szacunków, miał on kosztować 8 mln zł. Pojawiają się jednak głosy, że mógł kosztować znacznie więcej.

* Dla nas te żniwa to klęska. Przychodzą do mnie rolnicy i skarżą się: - Więcej wysialiśmy niż zbierzemy - mówi Ryszard Madej, sołtys z Dymitrowa Dużego w gminie Baranów Sandomierski. Sam Madej obsiał 35 ha. Żniw jeszcze nie zaczął. - Plony będę miał niskie, chyba przyjdzie hodowlę likwidować. U nas w Dymitrowie żniwa są zaawansowane już w 70 proc., ale niektórzy nawet nie mają co kosić. Ludzie mówią, że szkoda kombajn najmować, godzina kosztuje 200-270 zł, a w skupie za tonę najlepszego ziarna dają 440 zł. A u nas ziarno jest marne, pomarszczone i puste - martwi się sołtys Madej. Dymitrów Duży nie jest wyjątkiem. - Plony, szczególnie żyta i zbóż jarych, w tym roku będą dużo niższe - prognozuje Stanisław Smykla, sołtys z Woli Baranowskiej. Dla rolników to dramat. Na niektórych kawałkach nic nie zebrali, bo zamiast zboża urosła trawa.
- Wiosną było mokro, nie dało się wjechać w pole, a potem przyszła susza i... klęska. Chodzimy do władz, aby uznały nasze wsie za teren klęski żywiołowej i czekamy - wyjaśnia sołtys Smykla.
- W Podkarpackim plony zbóż będą niższe o około 20 proc. Ze względu na ostrą zimę część upraw przemarzła - wyjaśnia Marian Drzał, kierownik wydziału rolnictwa i rynku rolnego w Podkarpackim Urzędzie Wojewódzkim. - Rolnicy wiosną przeorali 3 proc. ogółu zasianych zbóż. Potem część rejonów dotknęła susza, co negatywnie wpłynęło na wielkość i jakość plonów. Jednak na terenach o lepszych glebach plony mogą być wyższe niż przed rokiem.
Do elewatorów trafia niewiele ziarna. Wczoraj, w drugim dniu skupu, do 12.30 ELEWARR sp. z o.o. Oddział w Załężu kupił od rolników tylko 95,2 tony żyta i 102,16 t. pszenicy. Przed rokiem, w pierwszym dniu skupu (22 lipca, bo żniwa rozpoczęły się wcześniej), rolnicy do elewatora w Załężu przywieźli 3 tys. ton zboża. W tym roku kolejek nie ma.

* Ok. 300 zł kary płacą posłowie za każdy nieusprawiedliwiony dzień w czasie posiedzenia Sejmu. Rekordzistami pod względem nieobecności są poseł LPR Zygmunt Wrzodak i wiceminister finansów Wiesław Ciesielski z SLD. Tuż za nimi jest poseł Jan Bury z PSL. - Nieobecność to oznaka lekceważenia wyborców - komentują specjaliści.
- Na pewno złożyłam usprawiedliwienia - mówi poseł Maria Zbyrowska z Samoobrony, która ma 4 dni absencji. - Muszę sprawdzić, czy zaniosłam je tam, gdzie trzeba. Finansowe kary za nieobecności na posiedzeniach wprowadzono w poprzedniej kadencji parlamentu. Decyduje o nich marszałek Sejmu, a odpowiednie kwoty są potrącane z poselskich uposażeń. Kary miały dyscyplinować parlamentarzystów. Mimo ich stosowania, lista sejmowych "wagarowiczów" jest długa. Od 2002 r. do kwietnia tego roku najwięcej nieusprawiedliwionych nieobecności ma poseł i jednocześnie wiceminister finansów, Wiesław Ciesielski z SLD. W ub. roku Ciesielski miał 10 "dniówek" bez usprawiedliwienia, w 2003 r. nie było go 3 dni. Tuż za politykiem SLD, plasuje się poseł LPR, Zygmunt Wrzodak, który 13 razy opuścił obrady komisji sejmowych bez podania przyczyny. Wrzodak ma też 5 nieusprawiedliwionych dni w czasie posiedzeń Sejmu. Poseł Jan Bury z PSL stracił od ub. roku siedem dniówek, czyli ok. 2 tys. zł. - Kiedy nie choruję, nie przedstawiam usprawiedliwień - mówi Bury. - Czasem można się spóźnić na samolot, czasem mam spotkanie z wyborcami. W ub. r. byłem szefem kampanii samorządowej i miałem więcej zajęć. Po dwie dniówki, czyli po 600 zł stracili posłowie Bolesław Bujak z PSL i Tadeusz Urban z Samoobrony.

* Wpadają pod traktory, giną w rzekach i jeziorach, są ofiarami wypadków drogowych. Podczas wakacji wzrasta liczba dzieci, które trafiają do szpitali. A może być jeszcze gorzej, bo zbliżają się żniwa. Dla personelu na oddziale ortopedii i traumatologii dziecięcej w Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie wakacje to bardzo pracowity okres. - Nie ma dnia i nocy, żebyśmy nie musieli operować. Dzieci spadają skąd tylko się da, wpadają pod samochody, przewracają się - mówi docent Sławomir Snela, ordynator oddziału.
Małych pacjentów w letnie miesiące nie brakuje także w Centrum Leczenia Urazów Wielonarządowych u Dzieci w Szpitalu Wojewódzkim nr 2. Najwięcej dzieci, które tu leżą, to ofiary wypadków komunikacyjnych.
- Przyczyną urazów są głównie wypadki rowerowe, potrącenia przez samochód. Nie brakuje też tych, którzy poważne obrażenia odnieśli podczas zabaw w wodzie. Kilka dni temu wypisaliśmy do domu chłopca, który skacząc do wody, nadział się na wystającą szynę. - mówi lek. med. Stanisława Starzak. Służby medyczne już obawiają się zbliżających żniw. Co roku, podczas prac w polu, dochodzi bowiem do poważnych wypadków z udziałem dzieci.
- Już teraz mam na oddziale 1, 5 roczną dziewczynkę, która wsadziła rękę w pas transmisyjny traktora. Zraniona kończyna może nigdy nie odzyskać dawnej sprawności - mówi doc. Snela.
Wiele z wypadków, które mają miejsce podczas żniw, kończy się tragicznie.
- W ub. wakacje zginęło dziecko, na które najechał cofający ciągnik. W innym wypadku chłopiec stracił nogę pod kosiarką - mówi podinsp. Wiesław Dybaś z Zespołu Prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Szczególnie niebezpieczne są zabawy w wodzie. W tym sezonie, w Podkarpackim utonęło 11 osób. Wśród ofiar było aż 5 dzieci poniżej 12 roku życia.

* O lokalizacji spółki Górnictwo Naftowe zadecyduje Zarząd Spółki PGNiG SA. Tak postanowił Piotr Czyżewski, minister skarbu państwa w odpowiedzi na czerwcową interwencję posłów z Podkarpacia dotyczącą przyszłej siedziby tej najbardziej dochodowej części gazowego koncernu. Swoją decyzję uzasadnił tym, iż walne zgromadzenie akcjonariuszy nie posiada kompetencji, by w arbitralny sposób ingerować w działania zarządu wskazując PGNiG miejsce siedziby spółki poszukiwawczo-wydobywczej. Spór toczy się od kilku miesięcy. Wojnę prowadzą ze sobą zielonogórscy i krośnieńscy działacze SLD. Zielona Góra chce mieć spółkę u siebie, ale nie zgadza się na to Krosno, które uważa, iż przyszła siedziba spółki powinna mieścić się w Warszawie, gdzie zapadają najważniejsze decyzje dotyczące również sektora naftowego. Odpowiedź ministra zadowoliła Tadeusza Kalenieckiego, posła z Krosna, który od samego początku sprzeciwiał się umiejscowieniu spółki w Zielonej Górze. - Teraz, gdy decyzja należy do zarządu PGNiG, to zdziwiłbym się gdyby siedzibę spółki ulokowano poza stolicą - stwierdził poseł. - Tym bardziej, że jeszcze przed decyzją ministra zarząd PGNiG wypowiadał się za jedną spółką z siedzibą właśnie w Warszawie. W maju tego roku, w czasie pobytu w Bóbrce, Jan Klukowski, dyrektor ekonomiczny Oddziału Górnictwo Naftowe w Warszawie PGNiG SA dążenia Zielonej Góry określił mianem partykularnych interesów i zaspokojeniem niczym nieuzasadnionych ambicji politycznych. Ostateczny termin wyznaczenia lokalizacji spółki upływa 1 stycznia 2004 roku. Jednakże, jak przewiduje Tadeusz Kaleniecki, decyzja w tej sprawie zapadnie jeszcze w sierpniu tego roku.

KRONIKA POLICYJNA

* 14 młodych osób, które wszczęły awanturę w pociągu zatrzymali policjanci na dworcu PKP. Nastolatkowie z Zamościa i Lubaczowa jechali do Żar, gdzie odbywa się IX Przystanek Woodstock. W nocy ze środy na czwartek kierownik pociągu pośpiesznego z Zamościa do Wrocławia poprosił o interwencję policji. Kolejarze nie mogli samodzielnie zaprowadzić porządku wśród rozbawionej grupy około 300 młodych pasażerów.
- Kiedy odizolowaliśmy dwóch najbardziej agresywnych młodzieńców, pozostali uniemożliwiali odjazd pociągu. Na 200 metrach skład zatrzymywał się 4-krotnie, ponieważ ktoś pociągał za hamulec - relacjonuje nadkomisarz Krzysztof Pobuta, zastępca komendanta powiatowego w Jarosławiu. Aby opanować bardziej agresywnych pasażerów wezwano funkcjonariuszy z okolicznych komend, a nawet rzeszowskich antyterrorystów. Ci eskortowali pociąg do granic województwa podkarpackiego.
- Wśród osób jadących do Żar pojawiła się grupa nabuzowanych kolesiów. To właśnie przez nich ucierpieli pozostali pasażerowie. Reszta była zupełnie spokojna - przekonywał dziennikarza 20-latek z Tomaszowa Lubelskiego. W wyniku policyjnej interwencji zatrzymano 14 osób, w tym 2 dziewczyny, zaś 50 uniemożliwiono kontynuowanie dalszej jazdy z powodu braku biletów.
- Ten incydent w Jarosławiu spowodował blisko 3-godzinne opóźnienie pociągu - dodał nadkomisarz Pobuta. Przeciwko awanturującym się młodym ludziom zostaną skierowane wnioski do sądu.

Papierosy i... kieł morsa
* Blady strach padł w nocy z wtorku na środę (29/30 lipca) na przemytników próbujących przewieźć przez granicę ukryte towary. W trakcie wspólnych kontroli celnicy i funkcjonariusze Straży Granicznej wykryli prawie 24 tysiące paczek papierosów oraz... kieł morsa. Rekordzistą okazał się 31-letni mieszkaniec Kosowa, który w ściankach i suficie swojego Volkswagena busa ukrył 12,5 tysiąca paczek papierosów o wartości prawie 50 tys. zł. Kontrolerzy wykryli przemycany towar przy pomocy fiberoskopu. To specjalistyczne urządzenie okazało się również przydatne w trakcie kontroli trzech samochodów Fiat "Ducato" na ukraińskich numerach rejestracyjnych. W pojazdach tych zostały wykonane podwójne podłogi, w których przemytnicy ukryli ogółem ponad 11 tys. paczek papierosów. Wszyscy kierowcy stracili swój towar, a niebawem zostaną ukarani grzywną. Nieprzyjemności czekają także Oleksandra R., z zawodu inżyniera budowy statków, który przewoził w swoich bagażach kieł morsa figurującego w wykazie gatunków zagrożonych wyginięciem. Kły morsów są ujęte w ratyfikowanej przez Polskę Konwencji Waszyngtońskiej chroniącej dzikie zwierzęta i rośliny zagrożone wyginięciem z powodu niekontrolowanego handlu. Najciekawsze jest to, że zatrzymany przemytnik udawał wielce zdziwionego tym, iż w jego bagażach znaleziono kieł. Ukrainiec twierdził, że nie ma pojęcia skąd tam się wziął.

* Policja w Przeworsku zatrzymała 28-latka podejrzanego o podpalenie w Grzęsce garażu swojej matki, stojące wewnątrz regały, półki oraz farby. Na razie nie wiadomo, bo było powodem postępowania młodego mężczyzny.

* 40-letni kierowca renault megane, włączając się w ruch na ulicy Grunwaldzkiej w Przemyślu, nie ustąpił pierwszeństwa i doprowadził do zderzenia z fiatem cc 704. Obrażeń ciała doznała kierująca nim kobieta oraz pasażerka.
Kobieta i mężczyzna z Chełma okazali się sprawcami kradzieży kieszonkowej, której ofiarą padł mieszkaniec Przeworska. Poszkodowany stracił portfel, a z nim kartę bankomatową i 1240 zł.

* W nocy z poniedziałku na wtorek policjanci zatrzymali mężczyznę, który kilka chwil wcześniej włamał się do baru przy ulicy Jagiellońskiej. Skradł transporter z 15 1btelkami piwa.

Reklama