Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 28.06-04.07.2003 r.

PRZEMYŚL

Ojcowie w przebudowie
* Ojcowie karmelici przystąpili do rekonstrukcji pierwotnego wyglądu zabytkowego klasztoru w Przemyślu. Obecnie trwają prace rozbiórkowe drugiego piętra klasztoru, nadbudowanego przez użytkujących budowlę grekokatolików, po odebraniu karmelitom ich własności przez zaborców. Rozpoczęte prace są kontynuacją realizowanego od kilku lat projektu rekonstrukcji zespołu kościelno-klasztornego oo. Karmelitów, opracowanego przez prof. Andrzeja Kaduczkę z Politechniki Krakowskiej. Projekt zakłada przywrócenie kościołowi i klasztorowi pierwotnego wyglądu. Dotychczas zrealizowano część projektu, tj. przeprowadzono rekonstrukcję dachu kościoła. Teraz przyszła kolej na zrekonstruowanie bryły dachu klasztoru. Przylegająca do kościoła budowla zostanie obniżona o jedno piętro, nadbudowane na początku XX wieku przez użytkujących wówczas kościół oo. Karmelitów społeczność greckokatolicką. Zdaniem konserwatorów i historyków, XX-wieczna nadbudówka, która od jakiegoś czasu groziła zawaleniem, nie miała wartości historycznej, a w powszechnej opinii szpeciła bryłę zarówno klasztoru, jak i kościoła. Zamiast likwidowanej obecnie nadbudówki nad zabytkowym pierwszym piętrem klasztoru powstaje dwuspadowy dach z lukarnami, taki sam, jak przed XX-wieczną przebudową. Ciężar olbrzymich kosztów prac remontowych wzięli na swoje barki ojcowie karmelici.
- Za przywróceniem klasztorowi dawnego wyglądu przemawiają nie tylko względy konserwatorskie, ale także estetyczne. Po zakończeniu prac, pierwotna sylweta kościoła zostanie w końcu właściwie wyeksponowana - mówi o. Andrzej Gut, proboszcz kościoła oo. Karmelitów. - Po wielu latach światło dzienne ujrzą m.in. zasłonięte pilastry i gzymsy. Rekonstrukcję dachu nad klasztorem musimy zakończyć przez zimą, aby zabezpieczyć całą budowlę przez opadami. Jeśli starczy pieniędzy, to w przyszłości przystąpimy również do odrestaurowania fasady klasztoru. Niestety, moje prośby kierowane do konserwatora o wsparcie finansowe remontu zabytkowego klasztoru pozostają jak na razie bez odpowiedzi - dodaje proboszcz.

* Stowarzyszenie Kupieckie uważa, że stawki czynszu dzierżawnego na targowisku "Zielony Rynek" są za wysokie i domagają się ich obniżenia. Rada Miejska musiałaby podjąć nową uchwałę.
- Proponujemy, by od 1 grudnia do 31 marca, stawka za metr kwadratowy na "Zielonym Rynku" wynosiła 20 złotych brutto, a w letnim 25 zł - mówi Ryszard Paja, prezes Przemyskiego Stowarzyszenia Kupieckiego. - Dotychczasowe stawki zostały ustalone w latach, kiedy handel kwitł na bazarach i notowano duże obroty, dzięki czemu mieliśmy zysk. Obecnie, ze względu na słabszy ruch przygraniczny, ubożejące społeczeństwo i wysokie koszty handlu, coraz więcej kupców ma kłopoty z opłatami czynszu dzierżawnego.
- Uważamy, że nasza propozycja przyczyni się do uzdrowienia bazarowej sytuacji - twierdzi Paja. Kupcy skierowali pismo do prezydenta miasta. Jego zastępca, Ryszard Lewandowski, powiedział, że obowiązujące stawki uchwaliła poprzednia Rada Miejska i są one składnikiem budżetu. Obniżenie czynszu byłoby równoznaczne z mniejszymi przychodami do miejskiej kas, ale nie wyklucza zajęcia się tą sprawą. Prezydent jednak nie może samodzielnie podjąć decyzji. Zmiana stawek wymaga nowej uchwały Rady Miejskiej. Do tej pory stawka czynszu dzierżawnego na "Zielonym Rynku" przy ul. Sportowej w Przemyślu wynosi w okresie zimowym 33,75 zł za metr kw., w letnim 45 zł. Kupcy uważają, że skoro prezydent wyciągnął pomocną dłoń do najemców lokali użytkowych, obniżając im czynsz o 18 procent, to także im powinien pójść na rękę. Tym bardziej, że handel idzie coraz gorzej, a spora grupa kupców już zrezygnowała z działalności i powiększyła rzeszę bezrobotnych. Wprowadzenie od lipca wiz dla obywateli państw zza naszej wschodniej granicy może pogorszyć sytuację.

* Związki zawodowe w Szpitalu Wojewódzkim są zaniepokojone częstymi zmianami dyrektora.
- Nikt z nami nie chce rozmawiać, pytać jakie mamy zdanie w tej sprawie - mówi Zofia Ożga, przewodnicząca szpitalnej ,,Solidarności". W miniony poniedziałek rezygnację z kierowania szpitalem złożyła lek. med. Alicja Pietruszka - Zasadny. Stwierdziła, że nie widzi możliwości współpracy z marszałkiem województwa , który będąc organem założycielskim dla szpitala, nie starał się mu pomóc. Z kolei zarząd województwa miał zastrzeżenia do pracy dyrektorki i realizowania przez nią programu naprawczego w szpitalu, który ma 20 milionów złotych długu. - Ciągłe rotacje rzucają niekorzystne światło na dobre imię szpitala - stwierdzili związkowcy w piśmie do Krzysztofa Kłaka, przewodniczącego Sejmiku Województwa Podkarpackiego, domagając się spotkania. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy w przemyskim szpitalu trzykrotnie zmieniali się dyrektorzy. Obecnie tę funkcję pełni lek. med. Marek Zasadny.

Następni za muzeum
* Zbiórkę podpisów pod petycją domagającą się budowy nowej siedziby Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej rozpoczął powołany w tym celu społeczny komitet.
- Naszym celem jest doprowadzenie do budowy nowego gmachu dla MNZP. Jest to niezwykle ważna instytucja i dla naszego miasta. Na początku 2005 r. MNZP ma opuścić swoją siedzibę, jednak dotychczas nie ma decyzji o nowej. Dlatego nie możemy stać bezczynnie - mówi Krystian Antochów, przewodniczący Społecznego Komitetu Obrony MNZP. Komitet jest apolityczny, w jego skład wchodzą przedstawiciele różnych środowisk. Jego członkowie są zdania, że w przypadku dalszego zwlekania z budową muzeum, jego zbiory mogą zostać rozdysponowane pośród inne muzea na Podkarpaciu. - Zwracamy się do każdego, komu zależy na tej instytucji, o składanie podpisów pod petycją w sprawie budowy nowego gmachu MNZP. Podpisy zostaną przesłane władzom wojewódzkim i centralnym - dodaje Antochów. W razie zlekceważenia inicjatywy komitet rozważa radykalniejsze kroki w celu obrony muzeum, łącznie z manifestacjami i pikietami. W Przemyślu będą rozlokowane ruchome punkty, w których będzie można złożyć swój podpis. To samo można uczynić w siedzibie komitetu, przy ul. Barskiej 15, tel. 670-52-63. Na początku 2005 r. dotychczasowa siedziba MNZP, decyzją Komisji Majątkowej, zostanie przekazana Kurii Grekokatolickiej.

* Starosta powiatu będzie otrzymywać dodatek specjalny w kwocie 1235 zł brutto, na rękę - ok. tysiąc. Urzędujący od jesieni ub. roku starosta Stanisław Bajda nie otrzymywał do tej pory dodatku specjalnego, gdyż nie uchwaliła go Rada Powiatu. Jego pobory wraz z dodatkami - funkcyjnym i stażowym - wynosiły 7055 zł brutto, a netto w granicach 4700 zł. Kontrolująca w maju starostwo przemyskie Regionalna Izba Obrachunkowa w Rzeszowie uznała, że jest to nieprawidłowość i zaleciła jego przyznanie. Podczas ostatniej sesji Rada Powiatu uchwaliła, że będzie on wynosił 20 proc. łącznego wynagrodzenia zasadniczego i dodatku funkcyjnego, tj. 1235 zł brutto. Staroście, zgodnie z przepisami, należy się wyrównanie dodatku od listopada ub. roku. Dla porównania: starosta lubaczowski otrzymuje 1124 zł dodatku, jarosławski - podobnie, przeworski - ok. 1300 zł.

6 czy 12?
* Nie wiadomo jeszcze, czy mieszkańcy Przemyśla i powiatu przemyskiego będą w przyszłym roku pobierać zasiłek dla osób bezrobotnych przez 6 czy przez 12 miesięcy. Wszystko zależy od tego, jaka będzie stopa bezrobocia w kraju. Jeśli w powiecie przemyskim będzie ona równa lub wyższa od krajowej - osoby bezrobotne otrzymają zasiłek na 12 miesięcy. Jeśli stopa bezrobocia będzie niższa niż w kraju, to zasiłek zostanie om przyznany na 6 miesięcy. Z danych Powiatowego Urzędu Pracy w Przemyślu wynika, że na koniec kwietnia 2003 roku stopa bezrobocia w powiecie przemyskim wyniosła 17,2 proc., a w mieście - 19,3 proc. W tym czasie w województwie podkarpackim bezrobocie było równe 16,8 proc., a w kraju - 18,4 proc. Nieznane są jeszcze dane z maja i czerwca tego roku.
- Nie wiemy, na jakim poziomie ukształtuje się bezrobocie w kraju i czy u nas będzie wyższe, na takim samym poziomie, czy niższe - mówi Iwona Kurcz-Krawiec, kierownik Powiatowego Urzędu Pracy w Przemyślu. - Powiat przemyski i miasto Przemyśl podliczane są wspólnie, dlatego trudno powiedzieć, czy od pierwszego stycznia przyszłego roku osoby bezrobotne z prawem do zasiłku będą otrzymywać ten zasiłek przez sześć czy przez dwanaście miesięcy. Jeśli nastąpi to drugie, wtedy wielu bezrobotnych znajdzie się w tragicznej sytuacji i będą zmuszeni iść po wsparcie do ośrodków pomocy społecznej. Okazuje się jednak, że nie wszyscy bezrobotni martwią się tym, iż nie maja zatrudnienia i nie zawsze chcą podjąć prace na zaproponowanych im warunkach. Kierownik PUP w Przemyślu potwierdza, że są osoby, które rozpaczają, że nie mają środków do życia, ale kiedy pracownicy urzędu pracy znajdą im zatrudnienie, nie stawiają się nawet na rozmowę z pracodawcą.
- Różnymi sposobami staramy się znaleźć osobom bezrobotnym zatrudnienie, ale zdarza się, że mówią nam, iż praca za np. osiemset złotych ich nie interesuje - mówi I. Kurcz-Krawiec. - Zdarzają się też takie osoby, które mogłyby zostać wysłane przez nas na staż, ale mówią, że za czterysta złotych, czyli trochę więcej niż zasiłek dla bezrobotnych, one pracować nie będą. Pracodawcy, którzy współpracują z urzędem pracy w Przemyślu twierdzą, że często przychodzą do nich osoby z wyższym wykształceniem, które nie umieją napisać życiorysu czy tez zaprezentować się podczas rozmowy z ewentualnym pracodawcą. Kierownik PUP w Przemyślu potwierdza, że zdarzają się tacy ludzie, bowiem na studiach nie uczą się tego typu rzeczy.
- Dla takich osób mamy Klub Pracy, działający przy naszym urzędzie, gdzie uczymy młodych ludzi, jak rozmawiać z pracodawcą, jak się dobrze zaprezentować i jak pisać podanie o pracę - mówi kierownik PUP w Przemyślu. - Co ciekawe, zdarzają się osoby, które potrzebują takiej wiedzy, a mimo to trzeba je zmuszać, aby skorzystały z takiego bezpłatnego szkolenia.

* Żeby dostać się na szósty poziom Wieży Zegarowej, w której mieści się Muzeum Dzwonów i Fajek, trzeba pokonać 180 stopni. Warto, bo właśnie tam, od 28 czerwca czynna jest unikatowa wystawa fajek ze zbiorów Marka Stanielewicza. Prawie czterysta eksponatów prezentowanych na wystawie - to zaledwie niewielka część kolekcji Marka Stanielewicza - ale są wśród nich unikaty na skalę europejską, jak porcelanowe, ręcznie malowane fajki z legendarnymi motywami. Wyjątkowymi okazami w tej kolekcji są też fajki z muszli z sepiolitowym kominkiem oraz orientalne fajki wodne - nargile. Oprócz fajek i cygarniczek na wystawie obejrzeć też można wszelkie akcesoria nieodzowne przy paleniu, a więc: ubijacze, przyborniki, pudełka i puzderka na tytoń, a nawet pocztówki i stare wydawnictwa o tej tematyce. Rozmowę z autorem kolekcji zaczynam od wyrażenia wątpliwości czy dzisiaj, w czasach powszechnej mody na niepalenie, pokazywanie fajek i mówienie o nich nie zostanie źle odebrane.
- Daleki jestem od namawiania kogokolwiek do palenia, czy propagowania tego nałogu. Od wielu lat interesuję się fajkami i wszystkim, co się z nimi wiąże. Zebrałem pokaźną kolekcję eksponatów z różnych stron świata, mam sporą wiedzę na ten temat i chciałbym to przekazać innym, bo przecież fajka to przedmiot użytkowy, nierzadko o ogromnych walorach artystycznych, będący "świadectwem" kultury, mody, a więc mający znaczenie historyczne - mówi Marek Stanielewicz. - Mam wielki szacunek dla wszystkich przemyskich fajkarzy, którzy z roku na rok wypuszczają na rynek coraz wspanialsze okazy. Ten fakt oraz istnienie w Przemyślu jedynego w kraju Muzeum Fajki sprawia, że miasto to z powodzeniem może pretendować do miana "stolicy polskiej fajki" - dodaje.

Rozgrzebali by odstraszyć...
* W środku sezonu turystycznego władze miejskie rozpoczęły remont ulicy Kazimierza Wielkiego na Starówce, jednego z głównych traktów spacerowych. - Ten termin jest najlepszy do przeprowadzenia takich prac - twierdzą w magistracie. - Remonty Starówki w środku sezonu turystycznego to choroba naszych władz - twierdzą przemyślanie. Ze 179 metrów bieżących ul. Kazimierza Wielkiego, od skrzyżowania z Serbańską do wjazdu z Ratuszowej, zostanie usunięta asfaltowa nawierzchnia, a na jej miejsce położona kostka brukowa. Taka sama, jak ułożona rok temu, również podczas wakacji, na Rynku. Zamontowane zostanie stylowe oświetlenie.
- Nie ma nawet co liczyć, że tą ulicą przejdzie jakiś turysta. Prace budowlane odstraszają spacerowiczów. Podobnie było w tamtym roku. Jeżeli wśród turystów rozniesie się, że w Przemyślu można tylko remonty oglądać, to nikt tutaj nie przyjedzie - mówi przemyski przedsiębiorca.
- Jest to najdogodniejszy termin na przeprowadzenie takich robót. W maju może być zła pogoda czy nawet przymrozki. To samo dotyczy września i późniejszych miesięcy. Na taki a nie inny termin prac wpłynęły także inne okoliczności. M.in. kwestie finansowe. Dostaliśmy pieniądze i chcieliśmy jak najszybciej je wykorzystać - mówi Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Przemyśla. Koszt tej inwestycji to 637 tys. zł. Prace mają się zakończyć 15 września.

JAROSŁAW

Dziesięciolecie ośrodka
* Dziesięciolecie obchodzi Ośrodek Rehabilitacyjno - Edukacyjno -Wychowawczy przy kole Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym. Ośrodek obejmuje edukacją, rehabilitacją oraz niezbędną opieką dzieci i młodzież z głębokim stopniem upośledzenia umysłowego, a także osoby upośledzone umysłowo z wieloraką niepełnosprawnością w wieku od 3 do 25 lat. Działalność koncentruje się m.in. na rehabilitacji i terapii, edukacji, wspieraniu i współpracy z rodziną wychowanków, opiece i pielęgnacji. - Zajęcia prowadzone są indywidualnie i zespołowo - informuje Mariusz Mituś, wiceprzewodniczący Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym. - Terapeuci nauczają całościowo, w sposób zintegrowany i wielozmysłowy, dobierając metody, techniki i formy pracy do indywidualnych możliwości rozwojowych dziecka. Realizowany przez podopiecznego program obejmuje również terapię psychologiczną, logopedyczną, zajęciową, rehabilitację ruchową, zabiegi fizykalne, muzykoterapię, katechezę. Wychowankowie objęci są stałą opieką lekarską i pielęgniarską. Kadrę ośrodka stanowią pedagodzy specjalni, psycholodzy, logopedzi, terapeuci zajęciowi, masażyści, technicy fizjoterapii, specjaliści rehabilitacji ruchowej, pielęgniarki i lekarze różnych specjalności.

* Trzynaście pocisków artyleryjskich znaleziono w Sanie. Niecodziennego odkrycia dokonali dwaj mieszkańcy ulicy Garbarze w Jarosławiu, którzy w poniedziałek w popołudnie rozkoszowali się kąpielą w nurtach Sanu w pobliżu mostu. W odległości około 2 metrów od brzegu natrafili na skorodowane pociski pochodzące z II wojny światowej. Niewypały zostały zabezpieczone przez rzeszowskich saperów.

* Trzy godziny dyskutowano na ostatniej sesji jarosławskiej rady miasta (23 czerwca br.) nad zmianami opłaty targowej. Burzliwe obrady dotyczyły przede wszystkim dwóch punktów uchwały: zniesienia opłat w Hali Targowej (handlujący tu, a także na targowisku tuż za halą narzekali dotąd na zbyt wysokie dzienne stawki opłaty targowej) oraz zmiany inkasenta na głównym jarosławskim bazarze za dworcem PKP. Burmistrz J. Dąbrowski w trzech strefach: a więc na targowiskach położonych przy ulicy Kasztelańskiej, na zapleczu kamienicy Rynek 6 przy ul. Franciszkańskiej, na zapleczu kamienicy Rynek 5 przy ul. Trybunalskiej oraz za Halą Targową poniżej muru oporowego zaproponował jako inkasenta Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, zaś na głównym, największym jarosławskim bazarze za dworcem PKP - byłego radnego Adama K., który jest wspólnikiem żony burmistrza. Z propozycją J. Dąbrowskiego nie zgodziła się komisja budżetowa. Jej przewodniczący Andrzej Nowowiejski z PSG wnioskował nie tylko o likwidację opłat na Hali Targowej, ale przede wszystkim o zmianę inkasenta z Adama K. na PGKiM. Podobny wniosek złożył przewodniczący komisji do spraw gospodarki miejskiej Janusz Ważny z SLD: - Dochody powinien mieć ten podmiot, który jest bliższy radzie, a więc PGKiM. W obronie kolegi (wspólnika swojej żony - przyp. red.) stanął Stanisław Misiąg z PSG, przewodniczący komisji rozwoju miasta. Wnioskował o likwidację opłat w Hali Targowej, popierał natomiast utrzymanie inkasenta Adama K. przy Elektrownianej. Propozycje burmistrza J. Dąbrowskiego oraz przewodniczącego komisji S. Misiąga poparli ostatecznie radni Forum Prawicy i Ligi Polskich Rodzin oraz część PSG, co dało wymaganą większość. Na koniec radni zajęli się wynagrodzeniem prowizyjnym za pobieranie opłat. Byłemu radnemu Adamowi K. pozostawili prowizję w wysokości 10 proc., zaś PGKiM obniżyli z 30 do 10 proc.

PRZEWORSK

Wice kontra komornik
* Komornik uzyskał sądową zgodę na zajęcie pensji zadłużonego na 100 tys. wicestarosty Jerzego Zagórskiego. Jednak pomimo wysyłanych pism, nie ma żadnej reakcji ze strony starostwa. Zagórski narobił sobie długów jeszcze przez objęciem funkcji publicznej, gdy był właścicielem piekarni w Tryńczy. Nie płacił dostawcom za mąkę. M.in. chodzi o młyn w Sieniawie należący do jarosławskiej spółki Food-Inn oraz Zakłady Zbożowo - Młynarskie w Piotrkowie Trybunalskim. Pierwszej firmie jest winien ok. 57 tys. zł, drugiej 40 tys. Do tego dochodzą długi wobec Urzędu Gminy w Tryńczy, ok. 10 tys.
- Pan Zagórski nie zapłacił za mąkę pobraną od nas w 2001 r. Podczas jednej z rozmów stwierdził, że nie zapłaci nam. Oddaliśmy sprawę do sądu. W lutym 2002 r. zapadł wyrok. Należność miał ściągnąć komornik, jednak do tej pory nie otrzymaliśmy ani złotówki - mówi Józef Wijaciński, prezes ZZM w Piotrkowie Trybunalskim. - Nie odpuścimy. O dziwnej niemożności ściągnięcia długu poinformowaliśmy przeworską prokuraturę, która ma to wyjaśnić - dodaje prezes Wijaciński. - Sprawę zaległości załatwimy do końca, bo chodzi o spore pieniądze. Na razie nic nie otrzymaliśmy. Będziemy ściągać nasze pieniądze przez komornika - twierdzi przedstawiciel Food-Inn. - Część należności została już spłacona, mamy nadzieję, że uregulowane zostanie wszystko - mówi Ryszard Jędruch, wójt Tryńczy. Jeszcze do niedawna piekarni z powodu długów groziło odcięcie wody. - Piekarnia należała do mnie tylko do 14 grudnia 2002 r. - mówi wicestarosta Zagórski. - Teraz jest własnością żony. Należności są spłacane. Wobec ZZM w Piotrkowie Tryb. mamy jeszcze ok. 14 tys. zł do spłacenia. Regulujemy również zaległości wobec Food-Inn z Jarosławia. Od tej drugiej firmy piekarnia żony nadal bierze mąkę. Zamieszanie może wzięło się z tego, że nie poinformowałem kontrahentów o tym, że w grudniu ub.r. nie likwidowałem firmy, lecz przepisałem ją na żonę, w związku z objęciem funkcji publicznej. Zapomniałem o tym poinformować dostawców - wyjaśnia Zagórski.

REGION

Fiołki do rejestracji
* Posiadanie zwierzęcia nie wpisanego do rejestru jest wykroczeniem. Na jego rejestrację masz czas, drogi właścicielu, tylko do końca października 2003 r. Nie jest to żaden dowcip, tylko rozporządzenie ministra środowiska, które zacznie obowiązywać od 1 października br. Każdy, kto hoduje w domu np.: papugę albo fiołka alpejskiego będzie musiał poinformować o tym wydział ochrony środowiska miejscowego starostwa powiatowego lub urzędu miasta. Właśnie tam właściciele egzotycznych zwierząt bądź roślin otrzymają odpowiednie wnioski, w których będą musieli wypisać dane wnioskodawcy, nazwy gatunkowe i ich ilość w sztukach, podać krótki opis miejsca przetrzymywania (hodowli) oraz cel ich posiadania. Rejestracja egzotycznych przyjaciół będzie kosztowała ok. 20 zł (5 zł za złożenie podania, 50 groszy za każdy załącznik, 11 zł za wydanie pozwolenia na posiadanie egzotycznego zwierzaka lub rośliny). Kupując nawet jednego żółwia czy papugę w sklepie zoologicznym, w ciągu dwóch tygodni od zakupu należy zgłosić ten fakt w urzędzie. Rodzi się pytanie, w jaki sposób opłaty te będą egzekwowane? W przypadku sprowadzania zwierząt zza granicy sprawa jest oczywista. Najpierw zezwolenie, później przywiezienie. W przypadku, gdy jesteśmy już posiadaczem zwierzęcia, tylko od naszej dobrej woli zależeć będzie czy zgłosimy ten fakt odpowiednim organom. Specjalnych patroli kontrolujących mieszkania raczej nie będzie, choć różnie z tym bywa... Szczegółowe informacje o rejestracji oraz spis wszystkich zwierząt i roślin objętych rozporządzeniem ministra środowiska dostępny jest na stronie internetowej: www.cites.pl

* W większości miast w regionie funkcjonują strefy płatnego parkowania. Mimo to kierowcy nie płacą za postój. Powołują się na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że strefy działają nielegalnie. Do likwidacji strefy po raz kolejny przymierzają się rzeszowscy radni. Strefa płatnego parkowania w Rzeszowie przynosi straty. W lutym br. na jej utrzymanie wydano ponad 23 tys. zł, zyski były o 1 tys. zł niższe. W maju strata wyniosła już 4,5 tys. zł.
- Dalsze funkcjonowanie strefy jest nieuzasadnione z ekonomicznego punktu widzenia. Chcemy jej likwidacji - uważa Konrad Fijołek, radny SLD. O tym, czy strefa będzie nadal funkcjonować rzeszowscy radni zdecydują na wtorkowej sesji. Będzie to już druga próba jej zlikwidowania. Poprzednio, przeciwni byli radni Ligi Polskich Rodzin i Rzeszowskiego Porozumienia Prawicy. Wiele wskazuje na to, że tym razem będzie podobnie. - Konieczna jest ochrona starówki i bezpieczne zorganizowanie ruchu tak, by centrum nie stało się parkingiem - mówi Elżbieta Dzierżak, radna z LPR. Strefy płatnego parkowania nadal funkcjonują w innych miastach regionu m. in. w Przemyślu, Stalowej Woli i Dębicy. - Nowe unormowania prawne pojawia się w listopadzie. Do tego czasu nie będziemy nic zmieniać - mówi Zygmunt Żabicki, zast. burmistrza Dębicy.

* Leszek Deptuła pozostanie marszałkiem województwa, bo za jego odwołaniem głosowało tylko 14 radnych sejmiku wojewódzkiego. Przeciw było 16 osób (SLD, PSL i jeden z opozycji). - Wynik mnie satysfakcjonuje - skomentował głosowanie marszałek. Radni sejmiku dokończyli sesję, na której miał być głosowany wniosek o odwołanie zarządu województwa w związku z nie udzieleniem absolutorium za wykonanie budżetu za 2002 r. O tym, że sytuacja przed sesją była nerwowa, świadczy fakt, że Leszek Deptuła z PSL, wbrew odpowiedzialnemu za służbę zdrowia wicemarszałkowi Norbertowi Mastalerzowi z SLD powołał na dyrektora szpitala w Przemyślu Jacka Mendochę. Nominację odebrano jako ukłon wobec Macieja Lewickiego, radnego PSL z Przemyśla, który uchodzi za krytyka Deptuły. Na początku sesji przewodniczący sejmiku Krzysztof Kłak oświadczył, że nie wyobraża sobie dalszej współpracy z prawnikiem marszałka Zygmuntem Borowikiem, który w skardze do NSA stwierdził, że Kłak niemal sfałszował uchwałę sejmiku. Głosowanie skończyło się bez niespodzianki. Do odwołania zarządu trzeba było 20 głosów. Za odwołaniem zarządu głosowało 14 radnych opozycji, przeciw było 16 głosów (15 z SLD-PSL i jeden z opozycji), od głosu wstrzymała się jedna osoba.
- 17 radnych stwierdziło, że zarząd pracuje prawidłowo. Jestem usatysfakcjonowany - skomentował głosowanie Deptuła. Na sesję nie przyszła Barbara Kuźniar-Jabłczyńska z Podkarpacia Razem. Tuż po zakończeniu obrad została wykluczona z klubu. Kuźniar-Jabłczyńska powiedziała "n", że sama chciała wystąpić z klubu PR, bo ma inną wizję wykonywania funkcji radnego niż koledzy.

* Prokurator nie będzie musiał spędzać w więzieniu czasu na recytowaniu oskarżonemu uzasadnienia stawianych zarzutów. Nie ma już obowiązku wysyłania tysięcy listów zawiadamiających o poszczególnych etapach śledztwa. Takie m.in. zmiany wprowadzają obowiązujące od wczoraj przepisy prawa. Oznacza to, że wielu bulwersującym przekrętom gospodarczym nie będą groziły przedawnienia. Na przykład, śledztwo w sprawie GTKI - parabanku, który doprowadził do utraty oszczędności całego życia przez ponad 5 tys. klientów - trwało 7 lat i było bardzo kosztowne. Dlaczego? Zgodnie ze starymi przepisami, prokuratura musiała powiadamiać ponad 5 tys. poszkodowanych o etapach postępowania m.in. o zamknięciu śledztwa czy skierowaniu aktu oskarżenia do sądu. Każde wysłanie zawiadomienia do strony postępowania to koszty: koperty, pismo oraz list polecony za ok. 4 zł.
- Dotąd prokuratura była postrzegana jako urząd pocztowy, w którym klei się koperty, bije pieczęcie i śle pisma. Prawdopodobnie nowe przepisy zmienią ten obraz - mówi Krzysztof Piękoś, Prokurator Rejonowy dla Miasta Rzeszowa. Zgodnie ze znowelizowanymi przepisami, Kodeksu Postępowania Karnego i Kodeksu Karnego teraz nie ma obowiązku powiadamiania o wszystkich etapach postępowania. Strona, np. pokrzywdzony, może o tym dowiedzieć się na własne żądanie. Biurokracja została uproszczona, więc procesy sądowe w sprawie GTKI, czy obszernych tzw. spraw mieleckich dotyczących Grand Ltd. i WSK Mielec, nie powinny ciągnąć się latami. Ważnym zapisem w znowelizowanym prawie jest to, że na etapie śledztwa prokurator nie musi za wszelką cenę dotrzeć do oskarżonego, aby zapoznać go z uzasadnieniem aktu oskarżenia. Podejrzanego należy zaznajomić jedynie z zarzutami.
- Policjant czy prokurator nie będzie musiał tracić całego dnia, aby jechać do zakładu karnego i spotykać się z oskarżonym, aby odczytać mu wielostronicowe uzasadnienie, które ten oskarżony doskonale zna - tłumaczy prokurator Piękoś. Według nowych przepisów, jeżeli sąd uzna, że zgłaszane wnioski dowodowe mają na celu przeciągnięcie terminu zakończenia sprawy, a nie mają wpływu na wyrok, to wnioski będą odrzucane. Procesy sądowe z założenia powinny trwać krócej. Oskarżony np. w poważnej sprawie gospodarczej, zagrożonej karą do 10 lat więzienia, może sam na pierwszym posiedzeniu sądu wnioskować o wymiar kary.
- Pozwoli to zaoszczędzić czas i pieniądze na kolejne posiedzenia sądu. W takich przypadkach nie trzeba wzywać świadków - tłumaczy Tomasz Mucha, wiceprezes Sądu Rejonowego w Rzeszowie.

* Likwidacja 20 połączeń w regionie miała być kompromisem między dyrekcją Przewozów Regionalnych PKP a związkami zawodowymi. Sprawa była pewna do piątku, kiedy to związki znów zagroziły strajkiem i sprawę likwidacji zawieszono do 15 lipca. W całym kraju zdecydowano się zawiesić mniej pociągów niż planowano 4 miesiące temu. Liczbę zmniejszono z tysiąca pociągów na 333 - dzięki rozmowom trójstronnej komisji, w której oprócz dyrekcji spółki PR PKP, marszałków województw i przedstawicieli ministerstwa infrastruktury, zasiadali także związkowcy.
- W piątek dowiedzieliśmy się, że związki zawodowe nie zgadzają się na proponowane zmiany - informuje Anna Hyrlik, rzecznik prasowy PKP PR w Warszawie. - Lista likwidowanych pociągów ma być przedyskutowana jeszcze raz, do 15 lipca. Dla naszej spółki każdy dzień zwłoki oznacza niewyobrażalne straty. Związkowcy z PKP postanowili być nieugięci. Na zjeździe w Katowicach, uchwalili pogotowie strajkowe i w każdej chwili grożą zatrzymaniem pociągów. Żądają wycofania się z decyzji o odwołaniu pociągów i chcą, aby w przyszłorocznym budżecie państwa zagwarantowano 1,5 mld zł dotacji na Przewozy Regionalne oraz 700 mln zł na infrastrukturę kolejową.
- Żądamy pieniędzy, które gwarantuje kolei ustawa, choć nie są wypłacane w kwotach ustalonych przez Sejm - wyjaśnia Zbigniew Migalski, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ "S" w rzeszowskich PKP. - Chcemy, aby na nowo opracowano rozkład jazdy pociągów, bo obecne propozycje są złe. Związek rzeszowski solidaryzuje się z kolejarzami z całego kraju i jeżeli będzie taka decyzja naszych central związkowych, przystąpimy do strajku.

* Każdy szpital, przychodnia lub gabinet lekarski podpisując z Narodowym Funduszem Zdrowia kontrakt na świadczenie usług medycznych musi w widocznym miejscu powiesić informującą o tym tablicę. Jeszcze do niedawna wystarczyła zwykła naklejka, którą szpitale i przychodnie zdrowia otrzymały za darmo z kasy chorych. Od chwili powstania Narodowego Funduszu Zdrowia zaczęto od nich wymagać zawieszenia drogich blaszanych tablic, za wykonanie których muszą zapłacić już poszczególne placówki. Instrukcja znajdująca się na stronie internetowej NFZdrowia w najdrobniejszych detalach określa wygląd tablic, które mają zawisnąć na szpitalach lub przychodniach zdrowia. Muszą one być wykonane z lakierowanej blachy aluminiowej o wymiarach 60 na 75 cm z wyciętym na niej za pomocą plotera napisem składającym się z liter o odpowiedniej czcionce. W rogach tablicy mają się znaleźć cztery otwory do których przewidziano stalowe, nierdzewne wkręty z białym kapturkiem mocującym. - Chodziło nam o ujednolicenie oznakowań naszych placówek w całym kraju. Wydaje mi się, że nie jest to zły pomysł - wyjaśniła Renata Furman, rzecznik prasowy prezesa NFZ. - Podkarpacki oddział NFZ musiał się dostosować do nowego przepisu dotyczącego tablic - dodała Liliana Leniart, rzecznik prasowy podkarpackiego oddziału NFZ w Rzeszowie. Słuszny skądinąd pomysł ujednolicenia tablic informujących o podpisaniu placówki służby zdrowia kontraktów z NFZ może jednak sprawić sporo kłopotów świadczeniodawcom. Na wykonanie takiej tablicy muszą oni bowiem przeznaczyć nawet pół tysiąca złotych. - Według projektu należy użyć blachy aluminiowej o grubości 3 milimetrów, a jest to niestandardowy wymiar, trudno osiągalny, więc również i drogi. Aby wykonać taką tablicę musielibyśmy zamówić cały arkusz tej blachy, co dodatkowo podniesie koszt całego zlecenia - usłyszeliśmy w jednej z rzeszowskich pracowni grawerskich. Jak się dowiedzieliśmy, dyrektorzy podkarpackich placówek nie skarżyli się do oddziału NFZ w Rzeszowie. Inaczej już jednak było w centrali NFZ w Warszawie, dokąd telefonowało mnóstwo oburzonych świadczeniodawców. - Po licznych zapytaniach w tej sprawie zdecydowaliśmy się w końcu zmodyfikować obowiązujący wszystkich przepis. Teraz już wystarczy naklejka lub tablica wykonana z innych, być może tańszych, materiałów. Istotne jest jedynie to, aby wyglądała ona tak samo jak wzór obowiązujący w całym kraju - wyjaśniła Renata Furman.

* Od 1 lipca tego roku jednostki samorządu wszystkich szczebli, zobowiązane są do udostępniania informacji o swojej działalności, majątku, władzach i ich kompetencjach. Informacje te mają być umieszczane w internetowym biuletynie informacji publicznej.
- Nie mieliśmy żadnego opóźnienia z uruchomieniem biuletynu. Teraz potrzeba czasu aby zarówno my jak i mieszkańcy przyzwyczaili się od takiej formy uzyskiwania informacji - stwierdziła Zofia Bacior-Michalska, sekretarz gminy Lutowiska. - Na stronach biuletynu znalazły się informacje o zbliżających się przetargach, podejmowanych przez radę uchwałach, strukturze urzędów, które ułatwią mieszkańcom dotarcie do właściwego urzędnika. Koszty przygotowania i prowadzenia strony z danymi do biuletynu informacji publicznej zależą od wielkości jednostki i potrzebnych do przetworzenia danych. Ogólnie należy jednak przyjąć, że będzie to kosztować rocznie od 3 do 10 tys. zł.

KRONIKA POLICYJNA

Zasiał "trawkę"
* 20-latek hodował w doniczkach konopie indyjskie. Roślinami zajmował się w mieszkaniu swojego wujka. Policjantom wyjaśnił, że rośliny trzymał na swój własny użytek. Adam Z. to mieszkaniec Jarosławia, uczeń jednej ze szkół ponadgimnazjalnych. Zatrzymany przez policję, przyznał się do hodowli konopi indyjskich, równocześnie zaprzeczając, jakoby zajmował się ich rozpowszechnianiem. Stwierdził, że sporadycznie pali "trawkę" i dlatego posadził sobie rośliny, aby mieć je na własne potrzeby. Kilka doniczek z roślinami zabezpieczyli policjanci. 20-latek odpowie za złamanie prawa określonego przez ustawę o zapobieganiu i przeciwdziałaniu narkomanii.

* Do odprawy na przejściu w Medyce zgłosił się obywatel Ukrainy. Celnicy drobiazgowo przeszukali dostawczego mercedesa, którym kierował cudzoziemiec. W trakcie rewizji odkryli skrytkę, tuż za szoferką z blisko 10 tys. paczek papierosów o wartości 45 tysięcy złotych. Auto i towar zostały zajęte w związku z postępowaniem karnoskarbowym.

* Policjanci w Przeworsku zatrzymali 35-letniego kierowcę opla, który będąc pod wpływem alkoholu (2,64 promila) potrącił pieszego idącego poboczem. Poszkodowany doznał ogólnych obrażeń ciała.

* Blisko 200 osobom Prokuratura Rejonowa postawiła zarzut siłowego przekroczenia granicy. To efekt zajścia na pieszym polsko-ukraińskim przejściu granicznym w Medyce. Śledztwo dotyczące kwietniowego zdarzenia cały czas jest w toku, ale już niebawem do przemyskiego sądu wypłyną pierwsze akty oskarżenia - poinformowano w Prokuraturze Rejonowej w Przemyślu. Z uwagi na dużą liczbę podejrzanych zostaną oni podzieleni na kilka grup. Przed świętami wielkanocnymi grupa "mrówek" zdemolowała terminal na pieszym przejściu granicznym w Medyce i bez kontroli wtargnęła do Polski. Wobec większości uczestników zajścia prokuratura zastosowała środek zapobiegawczy w postaci zakazu opuszczania kraju, połączonego z zatrzymaniem paszportu.

* W jednym z klubów muzycznych przy ul. 3 Maja w Przemyślu, Tomasz Z., który chciał wejść do klubu i nie został do niego wpuszczony, zaatakował ochroniarza i uderzając go pięścią w twarz, wybił mu trzy zęby oraz zniszczył protezę. Poszkodowany oszacował straty na 4 tys. zł.

* W Jarosławiu na ul. Pruchnickiej, podczas prac ziemnych robotnicy wykopali pocisk artyleryjski, pochodzący prawdopodobnie z czasów II wojny światowej. Niebezpiecznym znaleziskiem zajęli się saperzy z Rzeszowa.

Reklama