Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 12.04-18.04.2003 r.

PRZEMYŚL

Jest nowe logo Przemyśla
* Zarys panoramy zabytkowej części miasta na tle ciemnoszarej i pomarańczowej plamy oraz napis "Przemyśl" - to logo miasta. Autorem jest Stanisław Walicki z Rzeszowa. Projekt został wybrany spośród prawie 200 prac nadesłanych na pierwszą (nie został rozstrzygnięty) i drugą edycję konkursu przez ponad 50 autorów, m.in. z Rzeszowa, Wrocławia, Poznania, Krakowa, Pruszkowa. Główną nagrodą było 2 tys. zł. Logo miało być proste, jednoznacznie kojarzące się z miastem, nawiązujące do tradycji, ale o nowoczesnej formie. Komisja uznała, że takie warunki spełnia projekt Walickiego.
- Przemyśl jest miastem zabytków, dlatego je wyeksponowałem. Bardzo się cieszę z wygranej - mówi S. Walicki.

Ostrożny optymizm
* Powiało trochę optymizmem - w marcu, w porównaniu z poprzednim miesiącem, w mieście i powiecie 130 bezrobotnych znalazło pracę. Jednak w odniesieniu do analogicznego okresu ub. roku było ich o 339 osób więcej. W mieście i powiecie mieszka blisko 13 tys. bezrobotnych. W Przemyślu ich liczba zmniejszyła się o 60 osób. Jest ich w sumie 6 228 (48 proc. ogółu). Na wsi lista bezrobotnych skróciła się o 70 nazwisk. Teraz zawiera 6 708 (51,9 proc.). Stopa bezrobocia w Przemyślu (19,5 proc.) wciąż przekracza średnią krajową (18,8), w powiecie (17,7) jest nieco wyższa od wojewódzkiej (17,4). - W marcu zarejestrowało się 522 nowych bezrobotnych, o 31 mniej, niż w lutym, co można uznać za optymistyczny akcent, ale do satysfakcji jeszcze daleko - mówi Iwona Kurcz - Krawiec, kierownik Powiatowego Urzędu Pracy w Przemyślu. - Z ewidencji wykreśliliśmy 652 osoby, o 218 więcej, niż w poprzednim miesiącu. 254 osoby podjęły pracę, 31 rozpoczęło staż, 267 nie potwierdziło gotowości do zatrudnienia, 27 zrezygnowało ze statusu bezrobotnego. Wśród bezrobotnych nie brak absolwentów szkół ponadpodstawowych. W marcu zarejestrowało się ich 81, w tym 54 po raz pierwszy. W tym samym okresie status absolwenta utraciło 88 młodych osób - 26 w związku z podjęciem pracy i 31- stażu. Na koniec marca w PUP było zarejestrowanych 681 bezrobotnych absolwentów, w tym 378 ze wsi. W stosunku do analogicznego okresu ub. roku ich liczba zmniejszyła się o 64. Najwięcej trudności ze znalezieniem pracy wciąż mają absolwenci szkół zawodowych (jest ich ponad 400), ale coraz większe kłopoty mają też dyplomanci wyższych studiów (153). Grupa bezrobotnych w wieku 18 -24 lat liczy 3 913 osób i jest jedną z najliczniejszych w rejestrze PUP. - Liczę, że wiosną złapię jakąś pracę na budowie - łudzi się 21 - letni Bartek. - Jak nie w Przemyślu, czy okolicy, to pojadę do Warszawy lub na Śląsk. Tam trochę łatwiej chociaż o sezonową robotę. Coraz więcej młodych osób, nie mających pracy, próbuje zarobić parę złotych na wódce i papierosach, przemycanych z Ukrainy. W ten sposób łatają własny budżet. Bezrobotni, pozostający bez pracy ponad 12 miesięcy od daty rejestracji, stanowią 56 proc. ogółu zarejestrowanych. W rejestrze PUP przybyło także niepełnosprawnych. W marcu, w dyspozycji tego urzędu, było 121 ofert pracy. Wprawdzie, o 12 więcej, niż w lutym, ale stanowczo za mało, by złagodzić sytuację na rynku. Bezrobotni liczą, że wiosna przyczyni się do jej chociaż częściowej poprawy. Będą roboty budowlane, remontowe, na polach, w ogrodach i sadach.

Wspaniały pomysł!
* Istnieje szansa na powstanie Wydziału Zamiejscowego Wyższej Szkoły Ekonomiczno-Informatycznej w Warszawie. Rekrutacja winna rozpocząć się jeszcze w tym miesiącu. Wyższa Szkoła Ekonomiczno-Informatyczna jest prywatną uczelnią posiadającą uprawnienia do kształcenia na studiach licencjackich i magisterskich. Funkcjonuje od 1996 roku. Obecnie kształci ponad 8 tysięcy studentów na pięciu wydziałach i stale rozszerza współpracę międzynarodową. Jeszcze w tym roku uczelnia pragnie otworzyć swoje przedstawicielstwo właśnie w Przemyślu.
- Lokalizacja nie jest przypadkowa. To ważne miasto na styku z Ukrainą. Mam nadzieję, że również młodzież zza wschodniej granicy zechce tutaj studiować na proponowanym przez nas Wydziale Integracji Europejskiej - mówi Tadeusz Kamiński, prorektor ds. dydaktycznych.

* Kilkanaście dni temu do przemyskiego magistratu wpłynęła petycja parafowana przez członków Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej Oddział w Przemyślu, dotycząca możliwości handlu w niedzielę na popularnym Zielonym Rynku. W Przemyślu funkcjonują dwa targowiska miejskie: Zielony Rynek i Rybi Plac. Decyzja czy można na nich handlować w niedzielę, od 2001 r. należy do gminy miejskiej Przemyśl, której pierwszym reprezentantem jest prezydent miasta. I to on decyduje o wszystkim. Próby zainicjowania handlu w niedzielę na Zielonym Rynku podejmowane były już za kadencji poprzednich władz Przemyśla. Miały jednak krótki żywot. Przede wszystkim na przyjazd do Przemyśla nie decydowali się sprzedający z okolic miasta. Członkowie KKK w skierowanej do magistratu petycji stwierdzają, że teraz, kiedy w niedzielę otwarte są niemal wszystkie sklepy, warto powrócić do niedzielnego handlu. Są i handlowcy, którzy do nowego pomysłu podchodzą sceptycznie. Należą do nich członkowie Przemyskiego Stowarzyszenia Kupieckiego. Prezes Ryszard Paja: - Ze swojej strony jesteśmy negatywnie nastawieni do tego pomysłu, gdyż próby handlu w niedzielę były już podejmowane. Zainteresowanie kupujących było znikome. Te plany to zwykłe bicie piany. Ostatecznie o wszystkim rozstrzygną jednak kupujący, bo nawet jeśli prezydent wyda decyzję o możliwości handlu w niedzielę, a nabywców nie będzie, to starania organizacji spełzną na niczym.

Polak - węgier dwa bratanki...
* Władze Egeru wyraziły chęć nawiązania partnerskiej współpracy z nadsańskim grodem. Jej warunki omawiali podczas spotkania w Przemyślu, burmistrz Egeru Imre Nagy i prezydent Przemyśla Robert Choma. Współpraca obejmowałaby m.in. wymianę młodzieży, promocję turystyki oraz kultury. Pierwsze wspólne działania mają zostać podjęte pod koniec marca br., podczas targów turystycznych w Budapeszcie. - Węgierscy goście zwiedzili nasze zabytki. Z zainteresowaniem z ich strony spotkały się plany utworzenia w Przemyślu podziemnej trasy turystycznej. Oczywiście, nie obyło się bez wizyty w serwującej węgierskie potrawy przemyskiej restauracji "Eger" - informuje Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Miasta.

Anglicy wybudują oczyszczalnię
* Angielska firma o zagadkowej nazwie "CH2MHILL", posiadająca swój oddział w Krakowie, uzyskała rekomendację Komisji Przetargowej, powołanej do wyłonienia Inżyniera Kontraktu przy realizacji rozbudowy i modernizacji przemyskiej oczyszczalni ścieków. Jak poinformował prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Przemyślu Mirosław Nodżak, rekomendacja została przyjęta i pozytywnie zaopiniowana Narodowemu Funduszowi Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. - O takim wyborze poinformowani zostali również wszyscy pozostali uczestnicy przetargu. Oferta angielskiej firmy była najlepsza pod każdym względem. Zarówno merytorycznym, jak i finansowym - wyjaśnia prezes M. Nodżak. Rzeczywistego podpisania umowy z wybranym Inżynierem Kontraktu należy się spodziewać w pierwszej połowie maja. Do jego zadań należeć będzie m.in. finansowe rozliczenie wykonania poszczególnych faz całego projektu, a także zapewnienie nadzoru autorskiego nad ich realizacją.

* 18 zdarzeń drogowych w ciągu jednego dnia; dwie osoby ranne i wiele rozbitych pojazdów - tego od dawna nie notowały lokalne kroniki policyjne. Horror! 7 kwietnia br. był dniem, o którym funkcjonariusze z drogówki chcieliby jak najprędzej zapomnieć. Nagły nawrót zimy zaskoczył nie tylko drogowców, ale i niektórych kierowców, zwłaszcza tych, którzy pośpieszyli się ze zmianą opon z zimowych na letnie. Brak "zimówek", niezachowanie ostrożności i odpowiedniej prędkości stały się przyczyną aż 17 kolizji i jednego wypadku. Całe szczęście, że nie było poważniejszych ofiar w ludziach. Ale uszkodzonych zostało wiele aut. Firmy ubezpieczeniowe miały nawał roboty. W I kwartale br. na drogach miasta i powiatu doszło do 323 kolizji, tj. o 69 więcej niż w takim samym okresie 2001. Zdaniem komisarza Jerzego Wojdyły, naczelnika sekcji ruchu drogowego KMP, jest to tylko pozorny wzrost. Pozostaje tajemnicą poliszynela, że dawniej nie o wszystkich zaistniałych stłuczkach zgłaszano policji (zwłaszcza wtedy, gdy czyjaś wina była ewidentna). Obie strony - sprawca i poszkodowany często albo "dogadywały się", lub wymieniały dane osobowe. Pisano oświadczenia, powierzając sprawę odszkodowań "ubezpieczalniom". Ale od jakiegoś czasu w takich sytuacjach na miejsce kolizji prawie zawsze wzywa się policję. Niektórzy obawiają się, że bez urzędowej "pieczęci" KMP roszczenia poszkodowanego mogą zostać nieuwzględnione. Policja i tak nie narzeka na brak roboty. Sporo czasu pochłaniają rutynowe kontrole drogowe, zwłaszcza stanu trzeźwości. W I kwartale ujawniono 84 przypadki kierowania pojazdami (głównie samochodami osobowymi) przez osoby będące pod wpływem alkoholu. Najbardziei "napity" był pewien traktorzysta. Po wysadzeniu z ciągniku nie był w stanie utrzymać się na nogach! Aby poddać go pomiarowi, trzeba było delikwenta... wnieść na rękach do Komendy Miejskiej. Chłop miał ponad 3,5 promila! Policjanci z drogówki - pamiętajmy o tym - będą szczególnie wyczuleni na tych, którzy po zakropieniu tradycyjnej święconki zdecydują się siąść za kierownicą. Każdy, kto wpadnie podczas świątecznych kontroli ma pewnych (jak w banku) 10 punktów karnych. A każda kreseczka powyżej 0,5 promila na alkomacie to automatyczna "przepustka" do sądu. Radzimy więc kierującym zachować roztropność. A jeśli ktoś nie potrafi zachować abstynencji, niech lepiej skorzysta z taksówki.

Agresywne mrówki...
* 150 handlarzy zdemolowało we wtorkowy wieczór terminal odpraw paszportowo-celnych na pieszym przejściu granicznym i wdarło się do Polski. W wyniku awantury kilka osób zostało rannych, zaś 104 zatrzymano do wyjaśnienia. Komendant Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej wystąpił do komendanta SG o czasowe zamknięcie przejścia w Medyce.
- To był horror. Dziki, rozjuszony tłum szturmował przejście. Zewsząd dochodziły przeraźliwe wrzaski i krzyki, płacz osób, które upadły i były deptane przez rozwścieczony tłum - relacjonuje celnik-świadek wydarzeń. Pierwsze oznaki zdenerwowania i podekscytowania wśród ,,mrówek" wracających z Ukrainy do Polski dało się wyczuć we wtorek po południu. - Zbliżają się święta i każdy chciałby trochę zarobić. Ja, a także pozostali, mieliśmy więcej papierosów niż wolno, a celnicy byli nader skrupulatni. Nie przypuścili żadnej osobie i masowo odbierali ,,cygary" - mówi 32-letni Mariusz z Przemyśla. On, podobnie jak liczna grupa bezrobotnych, utrzymuje się z handlu przemyconymi papierosami i alkoholem.
- We wtorek około godz. 19 zaobserwowaliśmy, że blisko 150-osobowa grupa ludzi kłębi się przed wejściem do terminalu i nie zgłasza się do odprawy. Natychmiast wzmocniliśmy obsadę. Przypuszczaliśmy, że może dojść do awantur. Część z tych osób była nietrzeźwa - wyjaśnia ppor. Elżbieta Pikor, rzecznik prasowy BOSG. ,,Mrówki", widząc, że będą poważne problemy z wniesieniem wszystkich papierosów do Polski, rozpaliły ognisko. - Wyjęli część papierosów ukrytych pod odzieżą, wysypali je na chodniku i podpalili - mówi celnik.
Handlarze zaczęli coraz głośniej krzyczeć i wyzywać celników. Wreszcie rozwścieczony i agresywny tłum, któremu przewodziło kilku pijanych mężczyzn, wyłamał drzwi do terminalu. Nie reagowali na wezwania strażników do zachowania spokoju. Wybijali szyby, wyrywali barierki, demolowali kabiny, przewracali ławy. W zamieszaniu ucierpiało 2 strażników oraz 4 kobiety z tłumu. Wezwano pogotowie ratunkowe.
- Choć istniało realne zagrożenie dla zdrowia i życia, nikomu nie przyszło do głowy, aby użyć broni - zwierza się funkcjonariusz. W ciągu kilku godzin strażnicy graniczni wspólnie z policją zatrzymali 104 uczestników awantury. Wszyscy to Polacy. Przez całą noc z wtorku na środę oraz większość wczorajszego dnia trwały przesłuchiwania. - W sprawę wyjaśnienia okoliczności zajścia zaangażowanych jest kilku prokuratorów. 16 osobom postawiono już zarzut siłowego przekroczenia granicy - informuje Ryszard Chudzicki, szef Prokuratury Rejonowej w Przemyślu. Wstępne straty spowodowane burdą szacowane są na kilka tys. zł. Z uwagi na dokonane szkody ruch na pieszym przejściu odbywał się w ograniczonym wymiarze. Kiedy ekipy monterskie naprawiały zniszczenia, sprzątaczki zbierały puste butelki po wódce wokół terminalu. Ppłk Henryk Majchrzak, komendant BOSG, wystąpił do komendanta SG o czasowe zamknięcie przejścia w Medyce. Decyzja należy do ministra spraw wewnętrznych. - Gdy zamkną granicę, stracę jedyne źródło zarobkowania! - żali się matka samotnie wychowująca 2 nastoletnich synów.

* Od 4 lat krytykują poczynania miejskiej władzy, właśnie wydali jubileuszowy 40 numer. Czepiają się lewicy i prawicy. Urzędnicy i politycy z tego miasta czytają "Szycie Przemyskie", lecz boją się to ujawnić. Jako pierwszy publicznie przyznał się do lektury tego pisma prezydent Robert Choma.
- Pierwszy numer gazetki opublikowaliśmy w 1999 r. To, że się w ogóle ukazujemy zawdzięczamy przemyskiemu magistratowi, kiedy rządzący traktowali miasto jak prywatny folwark, marnotrawili nasze pieniądze, dbali tylko o własne rodziny i kolegów. Od stycznia 2000 r. pismo ukazuje się regularnie - mówią inicjatorzy, którzy nie chcą ujawnić swoich nazwisk. Obiektem ostrej krytyki był poprzedni prezydent Przemyśla Marian Majka. Wirtualni dziennikarze nie zostawiali suchej nitki na staroście Mariuszu Grzędzie. Nie oszczędzają także nowych władz miejskich i powiatowych. Każdego miesiąca informacja o nowym numerze pisma jest rozsyłana do 600 e-mailowych abonentów. Dwa razy tyle egzemplarzy jest drukowane i rozdawane za darmo w różnych miejskich lokalach. We wtorek w Internecie, na www.szycieprzemyskie.republika.pl, ukazało się jubileuszowe wydanie pisma.

* Policja przestrzega kupujących przed złodziejami kieszonkowymi, którzy w okresie świątecznym nasilili swoją działalność.
- Policjanci przestrzegają kupujących przed tym, aby nie trzymali całej gotówki w jednym miejscu, nie demonstrowali posiadania dużej ilości pieniędzy, nie trzymali portfeli w siatce z zakupami - informuje podinsp. Franciszek Taciuch z przemyskiej KMP. - Tłok i zamieszanie, które panują na targowiskach i bazarach przed okresem świątecznym, sprzyjają działalności złodziei kieszonkowych. Policjanci "operacyjni" w cywilnych ubraniach przechadzają się po targowiskach i wyłapują "kieszonkowców", a służby prewencji przestrzegają kupujących przed nieostrożnym demonstrowaniem posiadanej gotówki. Policjanci nasilili także akcję polegającą na kontroli towarów bez polskich znaków akcyzy.

* Pięć miejscowości należących do gminy wiejskiej chce odłączyć się od niej i stworzyć nową. Do pomysłu sceptycznie odnoszą się władze samorządowe. Z gminą Przemyśl zamierzają rozwieść się miejscowości: Wapowce, Ostrów, Bełwin, Łętowia i Kuńkowce, których mieszkańcy są rozczarowani poczynaniami lokalnych władz. W ich mniemaniu nie dbają one o równomierny rozwój całej gminy, a jedynie skupiają się na poszczególnych jej częściach. Dla przykładu zwolennicy odłączenia podają, że główna droga biegnąca przez Ostrów znajduje się w fatalnym stanie, jak również we wsi brakuje sieci kanalizacyjnej. By mogło dojść do proponowanych zmian potrzebna jest wola Rady Gminy. - Mam wątpliwości, czy ten projekt zyska aprobatę większości radnych - Mówi Henryk Kawa, przewodniczący Rady Gminy Przemyśl. Pomysłodawcy nie zrażają się mało optymistycznymi przewidywaniami i wystąpili do wójta, by podał im liczbę mieszkańców wymienionych wsi, ponieważ chcą przeprowadzić referendum w sprawie. Ten zamierza przychylić się do ich prośby, choć podobnie jak szef Rady Gminy uważa, że inicjatywa ma małą szansę powodzenia. - Obecnie większość samorządów próbuje działać razem, wspólnie łatwiej zabiegać o pieniądze. Mało kto myśli o rozdrabnianiu się - twierdzi wójt Józef Mazurkiewicz. - Argumenty, że nie dbamy o równomierny rozwój gminy nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości. Śmiem twierdzić, że, np. Ostrów jest jedną z bardziej dofinansowanych miejscowości, choć wiadomo, że wszystkiego nie można zrobić jak za dotknięciem różdżki.

JAROSŁAW

* Zakłady Przemysłu Dziewarskiego "Jarlan", które w ostatnich miesiącach przeżywają poważny kryzys, zawarły ugodę restrukturyzacyjną z wierzycielami. Dzięki niej zażegnana została groźba zwolnień wśród załogi. Wydawało się, że najgorsze czasy ZPD "Jarlan" ma za sobą. Po kryzysie z marca 2001 roku, kiedy firma znalazła się na granicy bankructwa, następowała stopniowa poprawa sytuacji ekonomicznej. Niestety, wyraźne załamanie się rynków gospodarki światowej, mające miejsce w ostatnim kwartale zeszłego roku i pierwszym kwartale bieżącego roku w sposób drastyczny przełożyło się na losy jarosławskiego przedsiębiorstwa, które jeszcze nie stanęło stabilnie na nogach. - Odnotowaliśmy gwałtowny spadek zamówień eksportowych - przyczynę obecnej zapaści. Tymczasem to właśnie sprzedaż wyrobów do krajów Unii Europejskiej była najbardziej opłacalna - twierdzi Krzysztof Dajczak, prezes ,,Jarlanu". Ugoda z wierzycielami kilkanaście dni temu była jedynym wyjściem z trudnej sytuacji przedsiębiorstwa. Dzięki niej firma powinna na nowo odzyskać płynność finansową. Będzie to możliwe za sprawą wydłużenia okresu spłaty głównych zobowiązań, umorzenia części należności na łączną kwotę 2 milionów złotych oraz zmniejszenia wydatków na obsługę starych długów. Natomiast planowana na jesień br. emisja akcji spółki pozwoli uregulować wierzytelności w wysokości 1 miliona złotych. Ponadto ,,Jarlan" liczy na darowanie około 450 tysięcy złotych długu w ZUS-ie i Państwowym Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Dzięki wymienionym krokom w przedsiębiorstwie nie dojdzie do zwolnień, które jeszcze parę tygodni temu wydawały się konieczne. Chcąc uregulować zaległości podatkowe wobec miasta, ZPD ,,Jarlan" jest gotowy przekazać mu zbędne nieruchomości, np. liczący prawie 3 tysiące metrów kwadratowych budynek techniczny. Prezes ZPD ,,Jarlan" proponuje, aby samorząd wykorzystał obiekt z myślą o stworzeniu zaplecza gospodarczego dla osób bezrobotnych, pragnących rozpocząć własną działalność gospodarczą. Wynajem pomieszczeń odbywałby się na preferencyjnych zasadach, a to bez wątpienia umożliwiłoby wspomnianym stawianie samodzielnych kroków w biznesie. Na tak cel można pozyskać pieniądze z Unii Europejskiej.

* Burmistrz Janusz Dąbrowski chce ograniczyć ruchu samochodowy w centrum miasta. Od 1 czerwca planuje całkowicie zakazać wjazdu zmotoryzowanym do zabytkowego Rynku.
- Pomysł zrodził się już 12 lat temu,. Teraz to ostatni moment, aby zrealizować go w praktyce - powiedział burmistrz Janusz Dąbrowski. - Chodzi o ratowanie zabytkowej zabudowy centrum. Pod powierzchnią Rynku rozpościera się szereg piwnic. Wiele z nich nie jest należycie zabezpieczonych, a zwiększający się ruch samochodów prowadzą do zapadania się bruku. Następuje degradacja stanu technicznego budynków, co może zagrażać życiu ludzi.
Burmistrz przed swą decyzją rozmawiał z przedstawicielami różnych środowisk. Jego pomysł, popartej opiniami specjalistów z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, poparli m.in. mieszkańcy Rynku oraz członkowie Stowarzyszenia Miłośników Jarosławia. Przeciwnikami całkowitego wyprowadzenia ruchu samochodowego z Rynku są właściciele sklepów.
- Stracimy klientów, ponieważ nie będą mogli wjechać do centrum, a ponadto nie wyobrażam sobie w jaki sposób dostarczymy towar do naszych magazynów - stwierdził jeden z handlowców. Opozycjoniści przekonują, że z chwilą wprowadzenia zakazu, zmotoryzowani będą mieć poważne kłopoty ze znalezieniem miejsc postojowych. Obecnie w Rynku jest największy parking w mieście.

Wspólna inicjatywa miast
* Zbigniew Możdżeń, radny jarosławski i Witold Wiśniewski, radny przemyski, zostali współprzewodniczącymi Wspólnej Komisji Roboczej, która będzie się zajmować przedsięwzięciami z zakresu kultury, promocji i turystyki. W skład komisji weszło po czterech radnych z obu Rad Miejskich. Celem jej zawiązania są wspólne działania w zakresie kultury, turystyki, promocji i sportu. - Wśród posunięć, jakie zamierzamy podejmować, są m.in. promocja obu miast na wystawach, targach i organizowanie tras koncertowych zespołom, - mówi Witold Wiśniewski. Powołany zespół roboczy będzie podejmował tak proste, lecz pożyteczne działania, jak wzajemne ustalanie harmonogramu imprez, by uniknąć ich spiętrzenia w jednym terminie, czy wymianę plakatów informacyjnych z zapowiedziami kulturalnymi w obu miastach.

REGION

Na co posłom pieniądze?
* Ponad 67 tys. zł wydał na benzynę Tadeusz Ferenc, kiedy był posłem. Adam Woś, poseł niezrzeszony, za telefony płaci 2 tys. zł miesięcznie. - Czasem brakuje mi pieniędzy i paliwo kupuję za swoje - mówi poseł Tadeusz Kaleniecki z SLD. Miesięcznie na wydatki związane z prowadzeniem biur posłowie dostają z Sejmu 9 tys. zł. Mają je przeznaczyć m.in. na utrzymanie pracowników, opłaty za telefony i paliwo. Na wszystkie wydatki muszą przedstawić rachunki.
- Od początku kadencji dostałem z Sejmu 130 tys. zł - mówi poseł Jan Tomaka z Platformy Obywatelskiej. - Utrzymanie trzech pracowników na pół etatu kosztowało 30 tys. zł, telefony 28 tys., utrzymanie biura 42 tys. paliwo do mojego samochodu kosztowało 13 tys., benzyny za 7 tys. wyjeździli pracownicy. Tomaka mówi, że z sejmowej dotacji zaoszczędził kilka tysięcy zł. - Na początku kadencji zacisnąłem pasa, żeby mieć jakąś rezerwę - mówi poseł PO. Rekordzistą, jeśli chodzi o wydatki na paliwo, jest były poseł SLD, obecny prezydent Rzeszowa - Tadeusz Ferenc. Od października 2001 do wyborów samorządowych - listopad 2002, Ferenc wydał na benzynę 67 tys. zł. - Wszędzie jeździłem samochodem Poseł Tadeusz Kaleniecki (SLD): - Zatrudniam dwóch pracowników. Na ich pensje, ZUS wydaję 5 tys. miesięcznie. Czynsze za moje 4 biura to kolejne 2 tys. zł. Czasem zostaje mi 700 zł, za które kupuję paliwo. Zdarza się, że kupuję benzynę za swoje pieniądze. Jeśli poseł chce dobrze funkcjonować, musi wydawać pieniądze na pracowników i biura. Od początku kadencji parlamentu, do końca 2002 r. poseł Zygmunt Wrzodak z Ligi Polskich Rodzin wydał na telefony 9,3 tys. zł. Paliwo kosztowało go ponad 31 tys. zł. Adam Woś, poseł niezrzeszony mówi, że miesięcznie przejeżdża swoim samochodem 5 tys. km. - Mieszkam w Sieniawie, do lotniska w Jasionce mam 70 km. Dlatego do Sejmu jeżdżę swoim autem. Według naszych obliczeń, Woś na paliwo wydaje ok. 1,5 tys. zł miesięcznie. - Za telefony miesięcznie płacę ok. 2 tys. zł - mówi Woś. - Dzwonię tyle, ile potrzeba, załatwiam przecież jakieś sprawy. Nie telefonuję dla przyjemności.

* Być może nie trzeba będzie brać urlopu w piątek, 2 maja, aby wyjechać na 4-dniowy weekend. Chociaż nie wszystkim firmom to się podoba, pracownikom należy się dodatkowo dzień wolny, jeżeli święto narodowe wypada w sobotę lub w niedzielę. W tym roku 3 maja przypada w sobotę.
- Nie słyszałem o tym - dziwi się Mariusz Kubicki, kierownik Działu Kadr WSK PZL Rzeszów. - Owszem, 2 lata temu Sąd Najwyższy orzekł, że nie można nakazać zatrudnionym odpracowania dnia, w którym wypada święto. Ale to chyba niemożliwe, żeby jeszcze za świąteczną sobotę należał się urlop. To jednak prawda i nie trzeba żałować, że narodowe święto nie wypada w środku tygodnia. Pracownik wcale nie traci w ten sposób dodatkowego dnia wolnego. Zgodnie z decyzją Sądu Najwyższego, pracodawca musi określić, który dzień w roku chce oddać pracownikom w zamian za "zmarnowane" święto. Niestety, część firm wciąż o tym nie wie, ponieważ taka sytuacja pojawiła się dopiero w tym roku.
- My już o tym wiemy - zapewnia Ryszard Szyszka, z-ca przewodniczącego Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność"w rzeszowskiej WSK. - Wybieramy się dziś do dyrekcji, aby uzgodnić tę sprawę. 2 maja i tak miał być u nas wolny, ale pod warunkiem, że pracownicy odrobią go 26 kwietnia. Teraz wiadomo, że nie ma obowiązku odrabiania, bo wolne prawnie nam się należy. O konieczności "oddania" wolnego dnia wiedzą również szefowie rzeszowskiego "Zelmeru". - Za zgodą załogi, zdecydowaliśmy, że to będzie piątek, 2 maja - informuje Zdzisław Gruszkoś, dyrektor ds. produkcji. Wszystko wskazuje na to, że w długi majowy weekend lepiej nie planować wizyt w urzędach i bankach, bo i tam 2 maja będzie dniem wolnym od pracy.
- Nasz zarząd jeszcze nie podjął decyzji, który dzień będzie wolny - przyznaje Sebastian Łuczak, rzecznik prasowy Pekao S.A. - Wiemy jednak, że dnia rekompensującego święto w sobotę nie można dopisać do urlopu poszczególnych pracowników. Skoro więc trzeba wybrać jeden dzień, w którym firma nie będzie pracować, to najmądrzejszą i najmniej uciążliwą dla naszych klientów decyzją jest właśnie wolne w dniu 2 maja.

* Na ostatniej sesji sejmiku, kiedy wspólnie głosowali radni SLD, PSL i Podkarpacia Razem, zarysował się trzon koalicji rządzącej województwem - mówią politycy PSL. Władysław Ortyl, szef klubu PR zapowiada, że koalicja z SLD nie wchodzi w rachubę. Na razie Podkarpaciem rządzi mniejszościowa koalicja SLD- PSL, która ma 15 głosów - żeby mieć większość, trzeba ich mieć minimum 17. Na sesji 31 marca, budżet udało się przyjąć dzięki głosom opozycyjnego Podkarpacia Razem. Potem za sprawą radnych SLD i PSL, przewodniczącym sejmiku został Krzysztof Kłak z PR. Oficjalnie większościowej koalicji nie ma.
- Nie interesuje nas cicha, ani głośna koalicja z SLD - mówi Władysław Ortyl, szef klubu PR. - Do tej pory, to my proponowaliśmy różne rozwiązania, a PSL tylko słuchało. Jeśli Leszek Deptuła jest odpowiedzialnym marszałkiem, powinien powiedzieć, jakiej chce koalicji. Działacze PSL inaczej oceniają przebieg ostatniej sesji. - Nam drugie rozdanie jest niepotrzebne - tłumaczy polityk PSL, który zastrzegł sobie anonimowość. Marszałek Deptuła uważa, że trzon koalicji dał się zauważyć na ostatniej sesji. - Wiadomo, że w przyszłym roku będą wybory do Sejmu i wielu działaczy już o nich myśli. To nie ułatwia rozmów - dodaje.
Nieoficjalnie mówi się, że wśród części działaczy prawicy krąży pomysł, żeby do zarządu województwa wszedł związany z Platformą Obywatelską Adam Pęzioł. - Do szczęścia brakuje nam dwóch głosów - mówi działacz SLD. - Pęzioł nie jest radnym. Gdyby wszedł do zarządu, moglibyśmy liczyć na niektórych radnych Podkarpacia Razem. Tymczasem oni boją się opinii, że rządzą z SLD. Gdyby Pęzioł był w zarządzie, można by powiedzieć, że dostał nominację, bo jest pragmatykiem.

* W odlewni Walerii i Janusza Felczyńskich odlano 12-tonowy dzwon, największy w historii polskiego ludwisarstwa. Św. Józef, gdyż takim właśnie imieniem ochrzczono kolosa, jest cięższy od wawelskiego Zygmunta. Trafi do sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Licheniu. Prace związane z przygotowaniem formy 12-tonowego dzwonu trwały od października ub. roku. Do jej wykonania konieczna stała się m.in. przebudowa odlewni. W połowie marca br. formę umieszczono w dole odlewniczym i zalano brązem rozgrzanym do temperatury 1400 st. C.
- Ryzyko przy wykonywaniu takiego kolosa jest bardzo duże - powiedział Janusz Felczyński. - Ludwisarze przyjmują, że trzy na dziesięć sztuk może być felernych. Na szczęście osiągnęliśmy już połowę sukcesu. Dzwon został odkopany z ziemi. Udał się. Jednak, czy wszystko jest w porządku, stwierdzimy w momencie, kiedy wyciągniemy go na powierzchnię. Sprawdzimy wówczas jego dźwięk. Św. Józef ma współbrzmieć w tonacji molowej z odlanymi wcześniej w przemyskiej ludwisarni dzwonami o wadze 3 i 6 ton, a także 14-tonowym, który wykonano we Włoszech.

KRONIKA POLICYJNA

Kontrole w agencjach
* Policja i Straż Graniczna przeprowadziły w ostatnich dniach wspólną akcję, której celem była kontrola nocnych klubów i agencji towarzyskich. Chodziło o sprawdzenie, czy pracujący w tych przybytkach cudzoziemcy przebywają w Polsce legalnie i czy nie kryją się tam poszukiwani przestępcy.
- Sprawdziliśmy w sumie 16 wytypowanych klubów. Przejrzeliśmy paszporty 115 osób, w tym 86 kobiet, obywatelek Ukrainy, które utrzymują się ze świadczenia usług towarzyskich - mówi podkomisarz Piotr Kluz z Zespołu Prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Jedna kobieta przebywała w Polsce nielegalnie, toteż została deportowana. Policja i Straż Graniczna zapowiadają, że akcja zostanie niebawem powtórzona.

* W pierwszych dniach kwietnia funkcjonariusze Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej ze strażnicy w Kalnikowie zatrzymali 18-osobową grupę nielegalnych imigrantów z Wietnamu. Wśród zatrzymanych było 7 kobiet i 11 mężczyzn, wszyscy w wieku od 18 do 30 lat. Nie posiadali paszportów, ani pieniędzy, a ze złożonych wyjaśnień wynika, że celem ich wędrówki miały być Niemcy. Zieloną granicę przekroczyli pieszo, a następnego dnia po zatrzymaniu zostali przekazani służbom granicznym Ukrainy. Jak przekazała ppor. Elżbieta Pikor - rzecznik prasowy BOSG, do ujęcia tej oraz dwóch poprzednich grup nielegalnych imigrantów z Wietnamu przyczynili się pogranicznicy ukraińscy współpracujący z polskimi funkcjonariuszami w zakresie wymiany informacji. - Dzięki tej współpracy Straż Graniczna zlikwidowała ważny kanał przerzutowy z Ukrainy do Polski - stwierdziła ppor. E. Pikor. Zatrzymana grupa 18 Wietnamczyków była już szóstą, zorganizowaną grupą nielegalnych imigrantów, którzy w tym roku przekroczyli "zieloną granicę" w miejscach chronionych przez funkcjonariuszy BOSG.

* W sobotę na ul. Tarnawskiego w Przemyślu wandal wybił szybę w zaparkowanym tam oplu omega, po czym wrzucił do samochodu pojemnik z łatwo palną, zapaloną już substancją. W wyniku pożaru spaliło się wnętrze pojazdu, a jego właścicielka poniosła stratę w wysokości 20 tys. zł.

* W Przemyślu na Wybrzeżu Jana Pawła II złodzieje okradli w niedzielę 21-latka, zabierając mu pieniądze. Pokrzywdzony ustalił sprawców i usiłował odzyskać gotówkę, ale ci nie mieli zamiaru zwrócić mu jej. Wtedy zawiadomił policję, która właśnie poszukuje złodziei. O ile rabusiów znajdzie, to należy wątpić, czy będą jeszcze mieli przy sobie skradzione pieniądze.

* W pociągu Kijów - Wrocław polscy celnicy wykryli kolejną kontrabandę płyt kompaktowych. W sumie 2300 sztuk wartości 76,7 tys. złotych. Dominowały przeboje zagraniczne w wykonaniu 14 wykonawców m.in. Garou, Kinkin Park, Pink Floyd, Modern Talking. Jak zwykle, nikt nie przyznał się do szmuglu pirackich płyt.

* W Jarosławiu na skrzyżowaniu ulic 3 Maja i Spółdzielczej, prowadzący BMW 33-latek potrącił 26-letnią kobietę, która usiłowała przebiec przez jezdnię. Piesza doznała rany głowy oraz wstrząśnienia mózgu i została przewieziona do szpitala.

* Nieznany złodziej włamał się do altanki działkowej na terenie Przemyśla i zabrał z niej kuchenkę palnikową, fotel, trzy składane krzesła turystyczne, zestaw ceramiczny i zabawki dziecięce na łączna sumę 900 zł.

Reklama