Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 29.03-04.04.2003 r.

PRZEMYŚL

Za ciepło trzeba płacić
* Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej zamierza odciąć dopływ energii cieplnej do mieszkań Młodzieżowej Spółdzielni Mieszkaniowej "Energetyk", która zalega z płatnościami. Lokatorzy są zaniepokojeni, choć bezpośrednim powodem kłopotów finansowych spółdzielni jest fakt, że to właśnie wielu z nich nie płaci regularnie czynszów.
- Mogliśmy zakręcić kurki jeszcze w jesieni, ale nie uczyniliśmy tego wykazując dobrą wolę i zrozumienie dla trudnej sytuacji. Teraz jesteśmy do tego zmuszeni, gdyż w dalszym ciągu nie otrzymujemy należności - mówi Maciej Patoczka, wiceprezes ds. techniczno-produkcyjnych MPEC. O tym, że największy w Przemyślu dostawca energii cieplnej nie zamierza folgować swoim dłużnikom przekonali się już lokatorzy Spółdzielni Mieszkaniowej ,,San". Od początku tygodnia w ich mieszkaniach nie ma ciepłej wody. Także kaloryfery pozostają zimne, choć przy dodatnich temperaturach na zewnątrz nie jest to największa dolegliwość. Niebawem podobna sytuacja może wystąpić we wspomnianej już Młodzieżowej Spółdzielni Mieszkaniowej ,,Energetyk". Próby polubownego rozwiązania problemu nie przyniosły rezultatów. Od kilku miesięcy zaległości za dostarczone ciepło rosną w zastraszającym tempie. - Ubolewam, że musimy sięgać po takie rozwiązanie jakim jest zaprzestanie dostaw. By tego uniknąć spółdzielnia musi niezwłocznie uregulować zobowiązania - twierdzi wiceprezes Patoczka. Kierownictwo MSM ,,Energetyk" ma nadzieję, że zapowiadany "czarny scenariusz" nie sprawdzi się w rzeczywistości, choć przyznaje, że jej kłopoty finansowe są odzwierciedleniem sytuacji ekonomicznej lokatorów, a ta nie ulegnie poprawie z dnia na dzień. - Blisko 30 proc. mieszkańców naszych bloków to osoby bezrobotne - informuje Iwona Skolarczyk, prezes MSM ,,Energetyk". - Niektórzy mają nawet 5-miesięczne zaległości w płaceniu czynszu, a w związku z tym spółdzielnia nie mając bieżących wpływów nie jest w stanie regularnie uiszczać opłat za energię cieplną. Wiadomość o planowanym zakręceniu kurków przez MPEC poruszyła lokatorów. Oburzeni są zwłaszcza ci, którzy nie zalegają z opłatami. - Rozumiem, że wielu moim sąsiadom jest ciężko. Ale dlaczego chce się stosować zasadę odpowiedzialności zbiorowej? - pyta lokatorka z bloku przy ulicy 1 Armii Wojska Polskiego.

Nowa siedziba Izby Celnej
* Dobiega końca budowa siedziby Izby Celnej. Na jej potrzeby zmodernizowano dawny biurowiec przedsiębiorstwa "Elbud" przy ulicy Sieleckiej. Po modernizacji budynek przybrał nowoczesną formę dzięki nowemu dachowi oraz za sprawą zastosowania wysokiej jakości materiałów elewacyjnych i wykończeniowych. Dodatkowa powierzchnia biurowa została uzyskana poprzez nadbudowę istniejącego obiektu o jedną kondygnację. Gmach wyposażono w windę osobową dla osób niepełnosprawnych i niezbędne instalacje. W nowej siedzibie oprócz pomieszczeń administracyjno-biurowych dla poszczególnych wydziałów, znajdzie się regionalne laboratorium celne, najnowocześniejsze na ścianie wschodniej. - W kwietniu br. rozpocznie się odbiór techniczny budynku, pod koniec czerwca planujemy się przenieść - poinformowała Krystyna Mielnicka, rzecznik Izby Celnej w Przemyślu.

Za długi Rządu nie odpowiadam...
* Sąd Rejonowy wydał już 300 wyroków zobowiązujących władze miasta do wyrównania wynagrodzenia nauczycielom. Lawina pozwów może zachwiać budżetem Przemyśla. Zamieszanie związane z pensjami to efekt rozporządzenia ministra w sprawie minimalnych stawek wynagrodzenia zasadniczego dla nauczycieli oraz dodatków funkcyjnego i motywacyjnego. Na podstawie tego dokumentu, samorządy miały ustalić wysokość dodatków. Przemyscy radni uchwalili stosowny regulamin ich przyznawania, ale dwukrotnie zmienili termin jego wdrożenia w życie. Wówczas nauczyciele skierowali pozwy do sądu, uznając że niewłaściwie wyliczono im kwoty dodatków za okres od stycznia do sierpnia 2000 roku. Sąd Rejonowy do tej pory wydał ponad 300 wyroków korzystnych dla pedagogów. Władze Przemyśla próbowały się odwoływać się od orzeczeń, ale nie przyniosło to skutku. Do tej pory miasto wypłaciło 1 mln 160 tys. zł. Gdy kolejni nauczyciele pójdą do sądu, wówczas całkowity koszt wyrównań jakie będzie musiał ponieść budżet, sięgnie 2 milionów 761 tysięcy złotych. Chcąc ratować miasto przed paraliżem finansowym, prezydent Robert Choma polecił dyrektorom szkół by negocjowali z nauczycielami. Aby pedagodzy zrezygnowali z dochodzenia swoich praw m.in. nie wnosząc następnych pozwów lub zrzekając się części zasądzonych już kwot.

Sukcesy "Ta Jojków"
* Lwowska Kapela Podwórkowa "Ta Joj" im. Kazimierza "Kija" Galikowskiego z Przemyśla wróciła z tourneé po Stanach Zjednoczonych, gdzie wspólnie z Kabaretem "Pacałycha" z Bytomia dała koncerty na rzecz Uniwersytetu Polskiego w Wilnie i dzieci niepełnosprawnych z Przemyśla i okolic. Lwowskie granie rozbrzmiewało zarówno w Chicago (3 koncerty), Milwaukee jak i na Florydzie (2 koncerty). Wrażenia z pobytu za "wielką wodą" są niezapomniane. - Byliśmy mile zaskoczeni przyjęciem i frekwencją na naszych koncertach. Ludzie oglądali nas z łezką w oku. Cieszyło nas to, że mogliśmy im dać kawałek Polski - mówi kierownik kapeli Jan Krupa (akordeon). Na zakończenie pobytu w USA członkowie kapeli dostali statuetki od stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym. - To nasze małe Oscary - najpiękniejsza pamiątka z tego wyjazdu - twierdzą zgodnie. Ciepłe przyjęcie Polonii mieszkającej w USA zobligowało muzyków do pracy nad kolejnym programem, który także mógłby być zaprezentowany w Stanach. Podkreślają też, że nie byłoby tego wyjazdu, gdyby nie pomoc sponsorów i przyjaznych ludzi. - Wszystkim im tą drogą mówimy po lwowsku "Lwów zapłać"! - mówi Artur Dobiszewski (gitara, śpiew). Pobytowi "Tajojków" i "Pacałychy" w USA towarzyszył operator telewizyjny. Plonem tej wizyty będzie film dokumentalny Dolary to nie wszystko, którego premiera odbędzie się prawdopodobnie w Przemyślu.

Brygada w koszarach
* Do swego garnizonu z poligonu w Nowej Dębie wrócili żołnierze 14. Brygady Obrony Terytorialnej. Plan szkolenia wykonano w 100 procentach. Mamy za sobą jedno z dwóch w 2003 roku przedsięwzięć szkoleniowych w warunkach poligonowych - informuje szef sztabu - ppłk dypl. Adam Bargieł. Ćwiczyły kompanie piechoty zmotoryzowanej i rozpoznania, dowodzone przez por. Cyryla Szewczuka i ppor. Marka Fojuda. Pod broń powołano też rezerwistów. - Munduru i karabinu nie miałem na sobie już 4 lata - przyznał st. szer. rez. Stefan Ciemień (rocznik 1964). Otrzymanie z WKU karty powołania do odbycia ćwiczeń uświadomiło jemu i innym, że są potrzebni armii i muszą doskonalić swe umiejętności Licząc na rezerwistów w działaniach prowadzonych w czasie pokoju, sztabowcy poważnie biorą pod uwagę ich doświadczenie, wiedzę i umiejętności także w planach na wypadek okresu "W".
- W całości wykonaliśmy plan szkolenia - podsumowuje dowódca zgrupowania poligonowego - ppłk dypl. Stanisław Makówka. - Osiągnięto wysokie wyniki w szkoleniu ogniowym, najlepsze - w kierowaniu ogniem pododdziałów. W kwietniu miną dwa lata od "chrztu" 14. BOT - jednej z młodszych jednostek Wojsk Lądowych, która oprócz wyróżniającej nazwy "Ziemi Przemyskiej" otrzymała też imię Hetmana J.S. Lubomirskiego. W kraju jest 7 jednostek wojsk obrony terytorialnej. Są traktowane jako ważny komponent sił zbrojnych. W ciągu 12 miesięcy żołnierze uczą się wojskowego rzemiosła - posługiwania się bronią i działań militarnych w obronie własnego rejonu zamieszkania. Przysposabiają się do działań humanitarnych na rzecz lokalnych społeczności i środowiska. Są przygotowywani do niesienia pomocy ofiarom klęsk żywiołowych i katastrof oraz do ochrony w sytuacjach kryzysowych. Niespełna trzy lata funkcjonowania brygady dostarczyły dowodów, że nauka nie poszła w las. BOT-owcy brali udział w ratowaniu powodzian i ich dobytku oraz usuwali z rzek zatory lodowe. Ostrym sprawdzianem były październikowe ćwiczenia z udziałem formacji pozamilitarnych. A przeprowadzony od 16 do 29 ub. m. szlif na poligonie w N. Dębie potwierdził, że w krajowym systemie obrony terytorialnej Przemyśl jest jasnym punktem.
- Widać postęp w organizacji i skuteczności działań pododdziałów - ocenia dowódca 14. BOT - płk dypl. Witold Pawlica. - Wspólny wysiłek i dążenie do wzbogacania i intensyfikacji programu szkolenia przynosi oczekiwane efekty. Następny wyjazd na poligon w Nowej Dębie - we wrześniu br.

* Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich domaga się zwrotu kilku budynków i działek należących do miasta. Postępowania wszczęła Komisja regulacyjna. Władze miejskie chcą negocjować. Związek domaga się zwrotu: gmachu dawnej synagogi przy ul. Słowackiego, w którym mieści się Miejska Biblioteka Publiczna i czytelnia, dwóch budynków przy ul. Rakoczego, kilku parceli na Rybim Placu i przy ul. Wałowej, kamienicy przy ul. Kopernika oraz kirkutu przy ul. Słowackiego. Nieoficjalnie wiadomo, że roszczeń żydowskich wobec przemyskich nieruchomości jest więcej.
- Skontaktowaliśmy się z pełnomocnikiem ZGWZ. Kilka dni temu odbyły się pierwsze negocjacje. Ich przebieg jest obiecujący - mówi Wiesław Jurkiewicz, zastępca prezydenta. Rozmowy mogą potrwać kilka miesięcy.

* Kupcy obawiają się, że po wprowadzeniu wiz dla obywateli Ukrainy mogą stracić odbiorców ze wschodu. Domagają się, by przekraczanie granicy odbywało się w jak najkrótszym czasie.
- Nam chodzi o to, by nie stać przez wiele godzin po obu stronach granicy, zarówno wtedy, gdy przewozimy towary, jak i podczas podróży służbowej - mówi Zbigniew Kurzywilk, prezes Oddziału Terenowego Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej. - Dla nas czas jest szczególnie cenny. Dostawa może ulec zepsuciu, bądź nie trafić do odbiorcy w określonym terminie, co ujemnie wpływa na partnerską wiarygodność. O możliwościach stworzenia preferencji dla podmiotów gospodarczych podczas przekraczania polsko - ukraińskiej granicy, o co postulują przemyscy kupcy i przedsiębiorcy, rozmawiano w trakcie roboczego spotkania w hotelu "Gromada" w Przemyślu. Obecni byli także kupcy z Krakowa, Tarnowa, Lwowa, przedstawiciele władz miejskich, Urzędu Celnego, Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej, policji. Ryszard Lewandowski, wiceprezydent Przemyśla, zapewnił, że władze miasta są przychylne kupcom. - 20 lat zajmowałem się biznesem i wiem jak ważny jest sprzyjający dla niego klimat - powiedział. - Nie podnieśliśmy czynszów przedsiębiorcom, odwrotnie - obniżyliśmy o 18 proc. tym, którzy nie zalegają z opłatami wobec miasta.
Kupcy skupieni w Krakowskiej Kongregacji domagają się wydzielenia na przejściach granicznych w Medyce i Korczowej, po polskiej i ukraińskiej stronie, "zielonej drogi" dla przedsiębiorców. - To byłoby rozwiązanie - podkreślają. - Wpłynęłoby na rozwój przedsiębiorczości, a także przyczyniłoby się do wzrostu wymiany gospodarczej. W podobnym duchu wypowiadali się m.in.: prezes KKK Wiesław Jopek, jego zastępca Kazimierz Fliśnik i szef Tarnowskiego Oddziału KKK Tomasz Markowski. W opinii przedstawicieli UC i Straży Granicznej problem tkwi nie w wydzieleniu "zielonej drogi", bo taka praktycznie już istnieje - w Medyce i Korczowej są zielone pasy, na które można wjechać, jeśli nie ma się nic do oclenia. "Wąskie gardło" powstaje już po polskiej odprawie paszportowo - celnej, gdyż ukraińska strona opieszale wpuszcza pojazdy. Na pracę i powiązania korupcyjne ukraińskich celników narzekał prezes Lwowskiej Kongregacji Kupieckiej, Ołeh Dziama. Zebrani apelowali, by nie dopuścić do degradacji przejścia w Medyce, skąd mają zniknąć m.in służby fitosanitarne oraz weterynaryjne, które zostaną rozmieszczone w Korczowej. Przemyscy kupcy chcieli podpisać porozumienie z UC i BOSG, które umożliwiałoby im bezkolizyjne przekraczanie granicy. Do tego nie doszło i zapewne nie dojdzie. Otrzymali zapewnienia, że w pilnych sprawach zawsze mogą liczyć na ich przychylność.

* Już mieszkamy! A za dwa tygodnie powinniśmy skończyć remont pokoju - mówi z radością pan Mariusz, 21-letni przemyślanin. Razem z żoną Marzeną, która jest w siódmym miesiącu ciąży, przeżyli zimę w altance ogrodowej. Altanka miała 2 na 3 metry. Tu spali, myli się, gotowali. Nie było prądu, wodę donosili w plastikowych butelkach z oddalonej o kilometr studni. Cienkie ścianki z desek i dykty nie chroniły przed styczniowymi mrozami. - Było tak zimno, że oczy zaklejały się szronem - wspomina Marzena.
- Gdy miałam pracę, teść pozwalał nam mieszkać u siebie. Kiedy mnie zwolnili i w dodatku przyznałam się, że jestem w ciąży, teść wyrzucił nas z mieszkania. Ratunkiem okazała się altanka na działce u znajomego. O przydział mieszkania socjalnego starali się w Urzędzie Miejskim od października ub.r. Miasto zaproponowało im lokal przy ul. Katedralnej. Są tak zdesperowani, że nie przeraził ich fatalny stan mieszkania. Dziś myślą już tylko o przyszłości.
- Trzeba zrobić nową wylewkę na podłogach i doprowadzić prąd. Naprawić kanalizację. Czeka nas sporo pracy - Mariusz oprowadza po mieszkaniu. W suterenie, 29 metrów kwadratowych. Choć wygląd lokalu jest koszmarny, to jednak apartament w porównaniu z altanką. Jak mówią zgodnie, teraz spełnia się nadzieja, że zawsze będą razem. Że nikt nie odbierze im dziecka, które wkrótce się narodzi.

* Pomysłodawcą i inicjatorem "Tygodnia bez przemocy" jest pedagog szkolny Zofia Kulig. Obfituje on w spotkania z policjantami i funkcjonariuszami straży miejskiej, a na przeprowadzanych w tym czasie godzinach wychowawczych dużo mówi się o negatywnym zjawisku jakim jest agresja, ale także o wzajemnym poszanowaniu i dobroci. Co prawda akcja odbywa się pod hasłem "Tydzień bez przemocy", ale nigdzie nie jest powiedziane, że nie może potrwać dłużej, bowiem to, jak będą wyglądały nasze otoczenie i cały świat w dużej mierze zależy od nas samych. W trakcie happeningu kończącego całą akcję dzieci z prawie wszystkich klas spotykają się na podwórku szkolnym, przynosząc własnoręcznie wykonane transparenty. Ale w przeciwieństwie do tych, które widzimy podczas większości "dorosłych" demonstracji, nie są zapisane żądaniami i oskarżeniami, a jedynie prośbami i zachętami do bycia lepszym. "Miej odwagę być dobrym" to hasło, które w tym roku najbardziej spodobało się pani pedagog. Głośno odczytane zostały prawie wszystkie hasła, a w metalowej wannie spalono spisane na kartkach strachy i złości, które tkwią przecież w każdym z nas. Na koniec dzieci uformowały długi korowód i pod opieką nauczycieli oraz funkcjonariuszy straży miejskiej i policji przeszły kilkoma ulicami, by zwrócić uwagę przechodniów na przesłanie akcji i zasiać w nich pozytywną energię i odwagę bycia dobrym.

Jesteście sprzedane!
* - Jesteście sprzedane! - usłyszały trzy dziewczyny, które zawarły znajomość z przypadkowo poznanymi młodzieńcami. Jedną z nich próbowali zgwałcić. Wieczorem w niedzielę 16-letnia mieszkanka Łukowa powiadomiła dyżurnego Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu, że w mieszkaniu są siłą przetrzymywane jej dwie 17-letnie koleżanki. Pod wskazany adres natychmiast udali się policjanci. Zatrzymali czterech pijanych młodzieńców. Z relacji dziewczyn wynikało, że zawarły przypadkową znajomość z mężczyznami w restauracji w podlubelskim Łukowie. Panowie zaprosili je na wycieczkę w góry. Zamiast w Bieszczady grupa przyjechała do Przemyśla. Tutaj dziewczyny dowiedziały się, że ich adoratorzy zamierzają je sprzedać do agencji towarzyskiej za wschodnią granicą. Jednej z nich nawet grozili śmiercią. Najmłodsza z trójki podstępem wymknęła się z mieszkania i zaalarmowała policję. - Wyjaśniamy, czy zatrzymani rzeczywiście planowali handel żywym towarem - informuje podinspektor Franciszek Taciuch, oficer prasowy z Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu.

JAROSŁAW

Matka...
* Ciąża na pewno była, ale nie wiadomo czy została usunięta podczas aborcji, czy wyniku błędu lekarskiego, jak twierdzi młoda mieszkanka Jarosławia, która dwa miesiące temu z przeciętą macicą, zakrwawiona trafiła do szpitala. Na kolejnym przesłuchaniu w prokuraturze ponownie zmieniła wersję wydarzeń. Prokuratura w Jarosławiu już raz rozmawiała z młodą kobietę, jednak ta przedstawiła wersję dosyć nieprawdopodobną w kontekście wyników badań jakie później dostarczyła Akademia Medyczna w Lublinie. Kobieta zeznała, że nie było aborcji. Twierdzi, że poroniła w wyniku wysiłku fizycznego. Biegli jednoznacznie orzekli, że ciąża była i została usunięta.
- Przesłuchaliśmy jeszcze raz tę kobietę, bo chcieliśmy dowiedzieć się, godzina, po godzinie, co zdarzyło się tego dnia, kiedy trafiła do jarosławskiego szpitala - twierdzi Mariusz Haśko, szef Prokuratury Rejonowej w Jarosławiu. - Po raz pierwszy, kiedy z nią rozmawialiśmy, przedstawiła wersję, że poroniła. Kiedy rozmawialiśmy z nią po raz drugi, stwierdziła, że nie była w ciąży, a uszkodzenie narządu rodnego doznała podczas wizyty u ginekologa, gdzie poszła na badania. Prokuratura otrzymała wyniki badań kobiety, które jednoznacznie jednak określają, że kobieta była w ciąży. Według prokuratora, nie wynikało z nich jednak czy konieczne było uszkodzenie narządu rodnego kobiety, czy też był to ewidentny błąd w sztuce lekarskiej. -Wiemy, że zabieg jakiemu poddano pacjentkę w szpitalu, gdzie trafiła z uszkodzonym narządem rozrodczym, uratował jej życie - twierdzi prokurator Haśko. - Wiemy, że była ciąża, a w ciągu miesiąca będziemy wiedzieli czy doszło do aborcji, czy też popełniono błąd w sztuce lekarskiej. Prokurator nie chciał powiedzieć czy przesłuchano lekarza - ginekologa, który według pokrzywdzonej kobiety, podczas badań uszkodził jej macicę. Wiadomo, że gdyby ten zarzut się potwierdził, odpowiadał by on za popełnienie błędu w sztuce lekarskiej. Gdyby natomiast udowodniono, że dokonał aborcji, może trafić do więzienia na 3 lata, a za zagrożenia życia kobiety kolejne 3 lata pozbawienia wolności. Kobieta w każdym z tych wypadków nie poniosła by żadnej kary.

* Czym zastąpić drogi i szkodliwy dla środowiska węgiel brunatny, ropę i gaz, jak wykorzystywać odnawialne źródła energii i skąd wziąć środki finansowe na inwestycje z tym związane - o tym mogli się dowiedzieć uczestnicy polsko-ukraińskiej konferencji zorganizowanej w Starostwie Powiatowym w Jarosławiu. Konferencja, która odbyła się w dniach 26 - 28 marca, to kolejne spotkanie w ramach projektu Biura Współpracy Transgranicznej i Informacji Europejskiej dofinansowanego z Programu PHARE. Tym razem tematem przewodnim były "Odnawialne źródła energii w aspekcie programów związanych z ochroną środowiska". Uczestnicy mogli usłyszeć wykład dr Piotra Gradziuka z Akademii Rolniczej w Lublinie i Jerzego Domańskiego z firmy "Jero", który zaprezentował program "Zielony Węgiel" oparty na wykorzystywaniu właściwości wierzby energetycznej. Jak się okazuje, już dzisiaj można otrzymywać z wierzby krzaczastej czystą energię cieplną, co wychodzi zdecydowanie taniej niż pozyskiwanie jej z węgla, zaś w stosunku do ropy naftowej czy gazu koszty te są dwukrotnie, a nawet trzykrotnie mniejsze. Program wzbudził ogromne zainteresowanie zarówno po stronie polskiej jak i ukraińskiej.

PRZEWORSK

* Grzegorz Kasdepke, autor wielu książek dla dzieci oraz były redaktor naczelny czasopisma "Świerszczyk" spotkał się z najmłodszymi uczniami szkół podstawowych. Spotkanie poprzedził konkurs "Kacperiada". Opowiadań bajkopisarza Kasdepke, w Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej, z zaciekawieniem wysłuchało ponad stu uczniów klas od I do III przeworskich podstawówek. Autor odpowiadał na pytania dzieci oraz przeczytał fragmenty swej najnowszej książki "Co to znaczy...". Od uczniów otrzymał w prezencie album - niespodziankę, zawierający listy, zdjęcia i rysunki dzieci. Wymęczony pytaniami redaktor "Świerszczyka" złożył na koniec ponad 100 autografów. Kasdepke jest również autorem scenariusza do telenoweli "Klan" i programu dla dzieci "Budzik". Jedna z jego książek, "Kacperiada", została wyróżniona w konkursie na Dziecięcy Bestseller Roku 2001. Otrzymał za nią również Nagrodę Literacką im. Kornela Makuszyńskiego. Właśnie tytuł tego zbioru opowiadań zainspirował przeworskich organizatorów do nazwania dziecięcego konkursu literackiego "Kacperiadą". Konkurs zorganizował Międzyszkolny Zespół Nauczycieli Nauczania Zintegrowanego we współpracy z Powiatową i Miejską Biblioteką Publiczną. Wzięło w nim udział 30 uczniów pierwszych klas SP z Przeworska i Maćkówki. Impreza odbyła się w czytelni PiMBP w Przeworsku. Najpierw dzieci wysłuchały trzech opowiadań Kasdepki, odczytanych przez Marię Lichtarską. Następnie wykonały ilustracje do jednego z tekstów. Równorzędnymi pierwszymi miejscami uhonorowano Marlenę Kuc, Annę Marię Piróg i Jolantę Puć - wszystkie z SP 1 w Przeworsku, oraz Paulinę Gwóźdź z SP 3 w Przeworsku. Na drugich miejscach uplasowały się Karolina Gilecka z SP 1, Paulina Ważna z SP 2, Klaudia Kaniewska, Kamil Jabłoński, Irena Wikiera i Piotr Karaś z SP 3, Martyna Kozimala i Adam Krzyżanowski z SP 4. Na trzecich miejscach sklasyfikowano Kamilę Kiszkę, Kingę Andrusiewicz i Annę Tokarz z SP 1 oraz Aleksandrę Fludę i Klaudię Baj, obie z SP 2. W konkursie literackim na pierwszej pozycji triumfowali Wioletta Wilczek, Aleksandra Krupa i Mateusz Kuruc z SP 2 i Szymon Wilk z SP 4. Na drugim miejscu znaleźli się Paulina Pieniążek z SP 1, Justyna Leja i Aleksandra Krupa z SP 2, Anna Niemiec, Kinga Beluch i Katarzyna Płoskoń z SP 3 oraz Angelika Grabik z SP 4. Na trzecim miejscu uplasowali się Martyna Król z SP 1, Barbara Drąg, Małgorzata Mirek i Mateusz Brud z SP 3 oraz Karolina Bałanda z SP w Maćkówce. Wyróżnienia otrzymali Radosław Wojtas i Kamila Pacholarz z SP 1 oraz Kamila Obłoza i Marta Socha z SP w Maćkówce.

REGION

* Gwałtownie zwiększa się ilość Azjatów, którzy przedostają się do nas przez zieloną granicę. Wojna w Iraku, epidemia atypowego zapalenia płuc w Azji, na którą zachorowały już 1804 osoby, z czego 64 zmarły, powoduje, że również w Bieszczadzkim Oddziale SG obowiązuje stan podwyższonej gotowości. W br. podkarpaccy pogranicznicy zatrzymali już 78 osób, które przekroczyły zieloną granicę oraz 16 przemytników, organizujących przerzuty. W ub. roku w tym samym czasie ujęto 54 osoby i dwóch szmuglerów. Wśród nielegalnych imigrantów w tym roku dominują Wietnamczycy, stanowiący blisko połowę zatrzymanych. Pozostali to obywatele Turcji narodowości kurdyjskiej, Armenii, Indii, Iraku i Ukrainy.
- Nasze patrole pracują "na okrągło". Są wyposażone w pojazdy obserwacyjne nokto- i termowizyjne - mówi rzecznik prasowy BOSG ppor. Elżbieta Pikor. - Dla bezpieczeństwa czasowo zawieszony jest ruch na turystycznych przejściach granicznych ze Słowacją. W tym roku znacznie wcześniej niż w latach ubiegłych, rozpoczęły się próby przerzutu nielegalnych imigrantów. Ponadto są to liczniejsze grupy. Pomoc i organizacja przerzutu nielegalnych imigrantów do Polski jest interesem niemal tak intratnym, jak handel narkotykami - twierdzą funkcjonariusze BOSG. Jak wynika z ich ustaleń, niektórzy kurierzy biorą od 5 do 10 tys. dolarów od osoby. Największy problem stanowią teraz Wietnamczycy. Kontakt z nimi jest utrudniony, gdyż z reguły nie mają żadnych dokumentów i są bardzo powściągliwi w swych wyjaśnieniach. Wiadomo jedynie, że w większości starają się przedostać przez nasz kraj na Zachód.
- Choroba atypowego zapalenia płuc, która wystąpiła także w Wietnamie i dotarła już do Europy, stwarza dodatkowe niebezpieczeństwo - dodaje ppor. Pikor. - Dlatego też wszystkie zatrzymane przez nas osoby, u których dostrzeże się choćby najmniejsze objawy chorobowe, poddawane są badaniom lekarskim.

* Likwidowaniem zagrożeń związanych z pożarami traw zajmują się tradycyjnie strażacy. I jak co roku mają ręce pełne roboty. Od 24 do 28 marca strażacy z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Przemyślu wyjeżdżali do tego typu zdarzeń aż 55 razy. Jednym z większych pożarów był ten sprzed kilku dni, kiedy w okolicach Przemyśla spłonęło prawie 20 hektarów suchej trawy. W niektóre dni płomienie podsycane są podmuchami wiatru, przez co pożary obejmują swoim zasięgiem coraz większe połacie ziemi. Niejednokrotnie niebezpieczeństwo zwiększa też fakt, że do najbliższych zabudowań jest zaledwie kilkadziesiąt metrów. Oprócz zawodowej straży pożarnej, pełne ręce roboty mają też jednostki ochotnicze. Ludzka bezmyślność - oprócz zagrożenia - niesie ze sobą ogromne koszty - liczone niekiedy w tysiącach złotych. Pieniądze te strażacy woleliby zapewne spożytkować inaczej. Dodatkowo wszystkie akcje gaszenia płonących traw odbywają się w trudnych warunkach terenowych. Wozy strażackie szybko ulegają uszkodzeniom, co dodatkowo pomnaża koszty akcji. Wiosną strażacy do podobnych zdarzeń wyjeżdżają częstokroć do 200 razy dziennie. Za wzniecanie pożaru traw grozi kara nawet do roku pozbawienia wolności, ale jak przyznają strażacy, sprawców trudno jest złapać. Ku przestrodze warto dodać, że wypalanie traw może nierzadko kończyć się tragicznie. W ub.r. w Grabownicy koło Sanoka podczas pożaru nieużytków zginął starszy mężczyzna. Czy te fakty mogą przemówić do wyobraźni bezmyślnych podpalaczy? Mamy nadzieję, lecz jak twierdzą strażacy, na głupotę nie ma lekarstwa.

* Jeśli rzetelny przedsiębiorca kupuje towar od niezarejestrwanej firmy, która nie płaci VAT, to musi z własnej kieszeni oddać za nią podatek. Urząd skarbowy może zażądać go, wraz z odsetkami, nawet za 5 lat wstecz. Taki absurd jest zgodny z prawem.
- Oznacza to, że jeżeli przez lata uczciwie kupowałem coś od firmy, która nie płaciła VAT, skarbówka ściągnie ode mnie ogromne pieniądze. Dla mnie może się to skończyć bankructwem - mówi szef jednej z rzeszowskich firm budowlanych. Zasada jest taka. Sprzedający towar-usługę musi od tego odprowadzić VAT, a kupujący, który płaci cenę podwyższoną o VAT, może później ten podatek odebrać sobie od fiskusa. Problem pojawia się wówczas, gdy sprzedający wystawia lewe faktury, bo nie jest zarejestrowany jako podatnik VAT. Bywa też, że oszust ukrywa faktury i nie odprowadza od nich podatku. Co wtedy?
- Z doświadczeń klientów naszego biura wiem, że jeżeli kontrolerzy urzędu skarbowego namierzą nieuczciwą firmę, to najczęściej od niej egzekwują zaległy podatek. Gorzej, jeśli firma była zarejestrowana na lewych papierach. Wtedy zaległy VAT płacić musi ten, kto od oszustów kupił towar albo usługę. Mimo, że kupił w dobrej wierze i w jego dokumentach wszystko gra - mówi Jerzy Stec, właściciel Licencjonowanego Biura Rachunkowego "Asix" w Rzeszowie. W takiej sytuacji uczciwy przedsiębiorca musi zapłacić urzędowi skarbowemu nie tylko VAT, ale i karną opłatę - 30 proc. od zaległego podatku.
- Jedynym wyjściem, aby ustrzec się przed nieuczciwą firmą, jest sprawdzenie jej przed transakcją. Przedsiębiorca ma prawo sprawdzić w urzędzie skarbowym, czy dana firma jest zarejestrowana jako podatnik VAT. Można też od szefów jej zażądać dokumentów, które świadczą o jej uczciwości - mówi Tadeusz Chrząstek, zastępca naczelnika II Urzędu Skarbowego w Rzeszowie. Wyjaśnia on, że jeżeli przedsiębiorca przed wszczęciem kontroli poinformuje "swój" urząd skarbowy, że sprawdził firmę, to też nie będzie miał prawa do odliczenia sobie podatku VAT, ale nie zapłaci 30-procentowej kary.

* Aż trzech kandydatów na wiceprzewodniczącego do zarządu wojewódzkiego SLD, których wskazał przewodniczący Krzysztof Martens, przegrało wybory. Wycięto też sympatyków wiceministra finansów Wiesława Ciesielskiego. Martens chciał, żeby jego zastępcami byli Marek Borejko z Rzeszowa, a także posłowie: Tadeusz Kaleniecki, Wojciech Domaradzki, Władysław Stępień i Grzegorz Tuderek. Członkowie Rady Wojewódzkiej (głosowało 67 osób) skreślili Domaradzkiego, Kalenieckiego i Tuderka.
- Wtedy z sali padły kandydatury: posła Mariana Kawy z Sanoka, który jest opozycjonistą Martensa, wicemarszałka województwa Norberta Mastalerza z Tarnobrzega i Jolanty Strzępek z Jasła. Wszyscy przeszli - mówi polityk SLD, który zastrzegł sobie anonimowość. Podobny los spotkał ludzi kojarzonych z Martensem i posłem Ciesielskim w wyborach do zarządu SLD - wycięto w nich działaczy z Rzeszowa: b. sekretarza podkarpackiego SLD Konrada Fijołka, szefa rzeszowskiego SLD Piotra Rybkę i młodą działaczkę lewicy Joannę Sikorę. Z Rzeszowa przeszeszli tylko były wojewoda Zdzisław Siewierski i wojewoda Jan Kurp. - To był plebiscyt, czy ktoś jest z otoczenia Martensa i Ciesielskiego czy nie - mówi działacz SLD.

* Głosami SLD, PSL i radnych Podkarpacia Razem sejmik przyjął budżet województwa na 2003 r. Radni sejmiku ciągle nie potrafią stworzyć większościowej koalicji. - Wszyscy negocjują ze wszystkimi - komentują sytuację politycy. Wieczorem wybrano nowego przewodniczącego sejmiku. Został nim Krzysztof Kłak z Podkarpacia Razem. Podczas wczorajszej sesji, projekt budżetu był głosowany już drugi raz, w lutym jego poparcia odmówiła Samoobrona. Było to przyczyną rozpadu koalicji tej partii z PSL i SLD. 31 marca minął termin uchwalenia budżetu. Kiedy marszałek Leszek Deptuła wycofał z porządku obrad wczorajszej sesji wnioski o odwołanie z zarządu województwa Norberta Mastalerza z SLD i Tadeusza Sosnowskiego (PSL), oraz dwóch działaczy Samoobrony z Rady Nadzorczej Funduszu Ochrony Środowiska, stało się jasne, że nowej koalicji ciągle nie ma. Debaty nad jej powołaniem trwały jeszcze w niedzielę wieczorem. Wtedy trzech radnych Prawicy Razem: Krzysztof Kłak, Dariusz Kłeczek i Piotr Babinetz bez zgody klubu prowadziło rozmowy z PSL i LPR. - PSL mówił, że to pomysł na rządy z "talibami", które dają 17 głosów - mówił w kuluarach radny prawicy. Mimo braku większości, radnym SLD i PSL udało się przegłosować budżet. Jego projekt poparli radni PR, których poprawki budżetowe zostały uwzględnione. Za było 21 radnych, przeciw - Zbigniew Kośla i Adrian Zbyrowski z Samoobrony. Od głosu wstrzymali się radni LPR i trzech radnych niezależnych. Zgoda skończyła się przy wyborze przewodniczącego sejmiku. Poprzedni przewodniczący Jan Kurp, musiał zrezygnować z funkcji radnego bo został wojewodą. Kandydatów na jego następcę nie zgłosili radni SLD i PSL. W czasie długiej przerwy, radni usiłowali namówić na kandydowanie Barbarę Kuźniar -Jabłczyńską z PR. Ta odmówiła obawiając się opinii, że w sejmiku powstała koalicja SLD, PSL i PR. Mimo braku kandydata radni odrzucili pomysł, aby wycofać z sesji wybór przewodniczącego. Chwilę później radny Marian Daszyk z LPR ponownie zgłosił taki wniosek. Władysław Ortyl z PR zaproponował, żeby wybór przenieść na koniec sesji. Głosami PR, SLD i PSL zostało to przyjęte. - Koalicja w sejmiku już jest - ogłosił Zdzisław Pupa, radny niezależny. Wieczorem PR zgłosiło kandydaturę Krzysztofa Kłaka. Poparło ją 21 radnych (PR,SLD i PSL). Nie głosowali radni LPR i niezależni. Budżet w liczbach: dochód 271,6 mln zł; wydatki 289 mln; deficyt 17,4 mln - jego pokryciem będzie kredyt długoterminowy.

Premie wzięte, szyldy zmienione
* Zmieniono tablicę na budynku Podkarpackiej Regionalnej Kasy Chorych. Mieści się tu Podkarpacki Oddział Narodowego Funduszu Zdrowia. Zmiana tablic to jedyna rzecz, której wczoraj byli pewni pracownicy kasy. Nie wiadomo kto będzie prezesem NFZ, kto dyrektorem w Rzeszowie i jakie zamówić pieczątki? PRKCh była wczoraj gotowa do zmiany na oddział NFZ. Z budynku rzeszowskiej siedziby kasy zniknęły stare tablice informacyjne. O północy powieszono nowe. Tak samo stało się w przypadku wszystkich delegatur w regionie. Zmiana szyldów kosztowała parę tysięcy złotych. Ponieważ w poniedziałek nie było oficjalnych informacji, kto dostanie nominację na stanowisko dyrektora, nie było odpowiednich pieczątek. Nominacji spodziewał się lek. med. Piotr Latawiec, dotychczasowy dyrektor PRKCh, ale z powodu opieszałości przedstawicieli rządu, nie mógł wczoraj tej informacji potwierdzić. Dopiero późnym popołudniem Biuro Informacyjne Rządu podało, że prezesem NFZ został Aleksander Nauman, dotychczasowy wiceminister zdrowia. Do kompetencji prezesa należy mianowanie dyrektorów oddziałów. - Spodziewaliśmy się przejściowych trudności, więc mamy podpisane wszelkie umowy i dokumenty. Pieczątki zostaną zrobione w ciągu kilku godzin od momentu, kiedy będzie już znane nazwisko dyrektora naszego oddziału - informowała Liliana Leniart, rzecznik PRKCh. W Kasie Chorych nie obyło się bez spekulacji, co się stanie z dotychczasowym Zarządem. Panuje opinia, że jeśli dyrektorem zostanie Piotr Latawiec, to na zastępcę ds. finansowo- ekonomicznych wybierze Mirosława Leśniewskiego, który pełnił taką samą funkcję w Kasie. Stanowiska dyrektora ds. medycznych i członka Zarządu mieliby stracić Andrzej Fularz oraz Tomasz Zadworny; przymierzani są jako kierownicy departamentów w oddziale NFZ. Nowym dyrektorem ds. medycznych miałby zostać osoba związana ze szpitalami wojskowymi. Kandydata na trzeciego zastępcę dyrektora - ds. służb mundurowych, ma wybrać wspólnie dyrektor Latawiec i przedstawiciele wojska, policji oraz straży pożarnej. Na razie nie ma zwolnień szeregowych pracowników. Zatrudnieni w PRKCh automatycznie zostali pracownikami Oddziału NFZ. Jednak Fundusz podpisze z nimi nowe, 3-miesięczne umowy. Sprawą otwartą pozostaje również skład Rady Społecznej, która kierować będzie na Podkarpaciu oddziałem NFZ. Wiadomo, że będą ją wybierali ministrowie, sejmik wojewódzki i środowisko medyczne. Liczyć będzie 14 członków - o 7 osób więcej niż dotychczasowa Rada PRKCh.

KRONIKA POLICYJNA

* Trzej pracownicy urzędu pocztowego w Przemyślu staną przed sądem za kradzież przesyłanych w listach pieniędzy na łączną kwotę około 17 tys. zł oraz naruszenie tajemnicy i niszczenie korespondencji. Akt oskarżenia w tej sprawie Prokuratura Rejonowa w Łańcucie skierowała dzisiaj do sądu. Prokurator Rejonowy w Łańcucie Anna Babiarz poinformowała PAP, że oskarżeni to dwaj konwojenci: 32-letni Mariusz M. i 36-letni Mariusz W. oraz kierowca, 38-letni Andrzej T. Przewozili oni przesyłki pocztowe z Przemyśla do Krakowa, Katowic i Warszawy. Ponadto na ławie oskarżonych zasiądzie żona jednego z konwojentów - 35-letnia Małgorzata W. Prokuratura zarzuca jej zacieranie śladów. W trakcie przeszukania w domu jednego z konwojentów, jego żona wyrzuciła przez okno przesyłki pocztowe, będące dowodem rzeczowym. Zauważyli to funkcjonariusze dokonujący przeszukania- powiedziała Babiarz. Oskarżeni konwojenci przyznali się do zarzucanych im czynów. Natomiast Małgorzata W. odmówiła złożenia wyjaśnień, a kierowca nie przyznał się do winy i stwierdził, że nie wiedział o działaniach kolegów. Wszystkim grozi kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Mężczyźni działali od 2000 do 2002 roku. Przewożone listy podświetlali lampą i wyszukiwali te, w których znajdowały się pieniądze. Następnie rozrywali koperty, wyciągali banknoty, głównie dolary amerykańskie, euro i marki niemieckie. Okradzione i podarte przesyłki zalewali wodą i wyrzucali. Anonimowy rozmówca powiadomił policję, że przy trasie E-4 w okolicy Łańcuta z samochodu oznaczonego 'Poczta Polska' wyrzucono kawałki papieru. Po sprawdzeniu okazało się, że są to porozrywane koperty i zniszczone listy - wyjaśniła prokurator. Pokrzywdzonych zostało ok. 300 osób; ponad 160 złożyło wnioski o ściganie.

* Funkcjonariusze Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej zatrzymali 18 obywateli Wietnamu, którzy nielegalnie przekroczyli granicę ukraińsko-polską. "Pogranicznicy ze strażnicy w Kalnikowie złapali 7 kobiet i 11 mężczyzn z Wietnamu w chwilę po przekroczeniu przez nich zielonej granicy. Stało się to możliwe m.in. dzięki pojazdowi obserwacyjnemu, wyposażonemu w urządzenia nokto - i termowizyjne "- poinformowała rzeczniczka Bieszczadzkiego Oddziału SG ppor. Elżbieta Pikor. -" Są to bardzo młodzi ludzie, którzy nie posiadają żadnych dokumentów " - powiedziała Pikor - "Siedmioro z nich podaje, że nie ukończyło jeszcze 18 lat. Twierdzą, że zamierzali przedostać się przez Polskę na Zachód. " Teraz SG prowadzi czynności zmierzające do ustalenia tożsamości zatrzymanych Wietnamczyków i przekazania ich ukraińskim służbom granicznym.

* W sobotę późnym wieczorem policjanci zatrzymali w Jarosławiu dwóch młodzieńców, w wieku 16 i 19 lat, którzy niszczyli trybuny na stadionie JKS, wyrywając deski z ławek. Klub poniósł straty w wysokości 500 zł.

Podrobił prawko...
* W poniedziałek w Przemyślu podczas kontroli drogowej policjanci ujawnili, że obywatel Ukrainy, mieszkaniec Iwanofrakowska, ma podrobione prawo jazdy. Ukraińca osadzono w policyjnej izbie zatrzymań.

* Policjanci w Jarosławiu poszukują wandali, którzy wymalowali farbą ściany, drzwi oraz 20 okien w budynku Zespołu Szkół Budowlanych przy ul. Poniatowskiego. Straty oszacowano na 15 tysięcy złotych.

* Na przejściu w Medyce Straż graniczna zatrzymała w nocy z poniedziałku na wtorek 28-letniego mieszkańca Lwowa, który usiłował wyjechać na Ukrainę samochodem BMW. Okazało się, że pojazd ten został skradziony w Bydgoszczy, jeszcze w 1997 r.

Reklama