Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 18.01-24.01.2003 r.

PRZEMYŚL

Oddział NBP umarł...
* Za kilka dni Narodowy Bank Polski Oddział w Przemyślu przestanie istnieć. Z około 60 zatrudnionych w nim osób, 8 czy 9 znajdzie pracę w oddziale banku w Rzeszowie. Kilka przejdzie na emeryturę, jednak najwięcej po prostu straci pracę. Budowa budynku przy ul. Mickiewicza 14, w którym siedzibę ma Narodowy Bank Polski, rozpoczęła się około 1902 roku i od samego początku mieścił się tu bank. Wtedy, za panowania ck Austrii, był to bank galicyjski. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, na początku lat 20. (w 1924 r.) w budynku ulokował się z kolei Bank Polski i tak pozostało aż do wybuchu II wojny światowej. Gdy przyszli Niemcy, ulokowali w budynku volskbank, który Rosjanie zamienili potem na gosbank. Po powtórnym zajęciu miasta przez Niemców obiekt po raz kolejny stał się volskbankiem. W roku 1945, już po wyzwoleniu, w Przemyślu powstał jeden z pierwszych w kraju oddziałów Narodowego Banku Polskiego. Większość pracowników pamiętała jeszcze czasy przedwojenne i zwyczaje panujące w Banku Polskim. W tym roku mija 58 lat funkcjonowania NBP w tym samym budynku. Niewiele krócej, bo prawie dokładnie pół wieku, w budynku przy Mickiewicza 14 pracuje Jerzy Wojtanek. Do pełnej pięćdziesiątki zabraknie mu kilku miesięcy. Zaczął 1 sierpnia 1953 roku, z nakazu pracy, zaraz po ukończeniu Technikum Finansowego w Rzeszowie.
- Moim pierwszym dyrektorem, a trzecim od powstania oddziału NBP w Przemyślu, był Mieczysław Żurawski. Do pracy bankowej przyjmował mnie magister Stefan Steliga. To był człowiek, od którego nauczyłem się bankowości. Mile wspominam też pana Aleksandra Wacka - opowiada Jerzy Witanek. Wówczas to było tak, że każdy nowo przyjmowany do banku zaczynał od... liczenia banknotów. - I ja też pierwsze miesiące spędziłem w sortowni. Potem trafiłem na wydział rachunkowości, a od 20 lat jestem naczelnikiem na wydziale kasowo-skarbcowym. Wśród wielu innych, do naszych zadań należało również czyszczenie fałszywych pieniędzy z obiegu. Techniki fałszerstw były różne, ale dobry kasjer, gdy wziął do ręki fałszywkę, od razu wiedział, że to falsyfikat. Najwięcej fałszywek pojawiło się tuż przed denominacją w 1995 roku - wspomina J. Witanek. Wśród dyplomów i wyróżnień za długoletnią pracę w NBP, jakie otrzymał Jerzy Witanek, najwięcej nosi podpis prezes Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jest też Złoty Krzyż Zasługi oraz odznaka Zasłużony dla bankowości. - Chyba pokochałem tę pracę. Choć zarobki w banku nie były wysokie, nigdy nie myślałem o zmianie zawodu. Przechodzę na emeryturę, więc jestem w komfortowej sytuacji, ale likwidację banku przeżywam strasznie. Współczuję tym, którzy zostaną "na lodzie" - mówi Jerzy Witanek.

Napięcie wokół Muzeum Narodowego
* O przyszłości Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej prezydent Robert Choma i starosta Stanisław Bajda rozmawiali z marszałkiem województwa podkarpackiego Leszkiem Deptułą i radnymi wojewódzkimi. W rozmowach uczestniczył dyrektor MNZP, Mariusz Olbromski. Przemyscy włodarze po raz kolejny wyrazili swe obawy związane z niepewnym losem budowy nowej siedziby muzealnej. Dotychczasowa w 2005 roku zostanie przekazana Archidiecezji Przemysko - Warszawskiej obrządku greckokatolickiego - przedwojennemu właścicielowi. Pieniądze na ten cel zostały umieszczone w Kontrakcie Wojewódzkim, który obowiązuje tylko do 2003 roku. Nie ma możliwości finansowania jej z centralnego budżetu państwa. Jedynym źródłem może być budżet samorządu województwa podkarpackiego. Stawia to pod znakiem zapytania kontynuację tej inwestycji. Dotychczas niewiele zrobiono. Rozstrzygnięty został konkurs na projekt siedziby MNZP. Jednak nie wiadomo czy z powodów formalnych będzie ona mogła stanąć na Placu Berka Joselewicza. Z tego powodu rozważana jest możliwość adaptacji jednego z budynków w mieście. Kontynuowane są również starania o pozyskanie środków z budżetu centralnego.
- Prezydent Choma z zadowoleniem przyjął wiadomość przekazaną przez Jana Burka, członka zarządu województwa podkarpackiego, o zawartym w Kontrakcie Wojewódzkim na rok 2003 wsparciu rewitalizacji starówki w Przemyślu. Przewidziano na ten cel 5,7 mln złotych. Z czego 1,2 mln złotych z budżetu województwa i 4,5 tys. z budżetu państwa. Jest to kwota zarezerwowana na dokończenie remontu kamienic oraz wykonanie elewacji i zabudowy klatki schodowej Wieży Zegarowej - informuje Witold Wołczyk z Biura Zarządu Miasta.

Stołki rozdane...
* W czterech spółkach miejskich nastąpiły zmiany w składach rad nadzorczych. Dokonał ich prezydent Robert Choma, działając jako jednoosobowe Zgromadzenie Wspólników. Przewodniczącym RN spółki "Hala" został Paweł Klecha. W jej skład weszli Ryszard Wojnar, Adrianna Zbucka, Andrzej Stasicki oraz pracownicy tej spółki, Ryszard Dawidowicz i Elżbieta Szwarc. Radę Nadzorczą Miejskiego Zakładu Komunikacji tworzą Zbigniew Sawecki (przewodniczący), Agnieszka Bandosz, Janusz Fudała, Paweł Stodolak oraz pracownicy MZK Zbigniew Ruszelak i Marian Kopacki. W skład RN Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej weszli Marek Zub (przewodniczący), Maciej Kalnicki, Janusz Pawłowski, Łucja Podbliska oraz pracownicy MPEC Mieczysław Trzewik i Wiesław Pałka. W Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji przewodniczącym RN został Andrzej Zapałowski, członkami Marek Olejnik, Robert Rybotycki, Krzysztof Drabik oraz pracownicy tej spółki Mieczysław Koreń i Andrzej Jędruch. We wszystkich spółkach pracownicy - członkowie RN byli także w poprzednich radach nadzorczych. - Wśród kryteriów, według których wybierani byli członkowie RN było m.in. wyższe wykształcenie ekonomiczne lub prawnicze, bądź też związane z branżą w jakiej działa spółka. Brane były również pod uwagę osoby mające zdany egzamin na członków RN spółek skarbu państwa - informuje Witold Wołczyk z Urzędu Miejskiego w Przemyślu.

Wielu młodych wyjechało za chlebem
* W mieście i powiecie jest ponad 12 i pół tysiąca bezrobotnych. Więcej o 270, niż w poprzednim miesiącu i o 462, jak w analogicznym okresie ubiegłego roku. W grudniu armia bezrobotnych w Przemyślu wzrosła o 105 osób (jest ich w sumie 6 018), w powiecie o 165 (jest ich 6 500). W Przemyślu stopa bezrobocia wynosi już 18, 4 proc., o 0,6 proc. więcej, niż w kraju. W powiecie utrzymuje się nieco niższa (16,7), ale i tak jest wyższa, niż średnia woj. podkarpackiego (16,5). Jeśli skala bezrobocia nie zostanie przyhamowana, na co raczej nie zanosi, co piąty mieszkaniec Przemyśla, w wieku aktywności zawodowej, zostanie bez pracy. - W grudniu w naszym urzędzie zarejestrowało się 678 nowych bezrobotnych, w ciągu całego 2002 roku 8 032 - informuje Iwona Kurcz - Krawiec, kierownik Powiatowego Urzędu Pracy w Przemyślu. - Poprzedni miesiąc był szczególnie trudny także pod względem znalezienia pracy. Z ewidencji wykreśliliśmy tylko 480 bezrobotnych, o 221 mniej, niż w listopadzie, z powodu otrzymania zatrudnienia162. W roku z rejestrów ubyło 7 570 osób, z których połowa podjęła pracę. Pozostali zrezygnowali ze statusu bezrobotnego, nie podjęli pracy, rozpoczęli staż lub naukę. Część znalazła zatrudnienie przy pracach interwencyjnych i robotach publicznych. Wielu, zwłaszcza młodych, wyjechało "za chlebem" za granicę. - Jeszcze trochę i Przemyśl zostanie miastem emerytów i rencistów - narzeka 23 -letni Tomek, który mimo wyższych studiów, nie może znaleźć pracy. Od stycznia do grudnia 2002 roku w PUP zarejestrowało się 1 377 absolwentów szkół ponadpodstawowych, w tym 1 059 po raz pierwszy. W tym samym okresie status absolwenta utraciło 1 513 osób, z których 373 otrzymały pracę, a 250 podjęło staż. Nadal najtrudniej znaleźć pracę tym, którzy ukończyli szkoły policealne i średnie zawodowe. Jest ich w rejestrze 205, czyli 37,4 proc. ogółu bezrobotnych. Taki status ma też 128 (23,4 proc.) absolwentów wyższych uczelni. Zdobywanie wykształcenia dla własnej przyjemności, bez gwarancji otrzymania pracy, motywuje nielicznych. Większość chciałaby mieć ciekawą pracę, dającą im utrzymanie. Ale o pracę, i to jakąkolwiek, coraz trudniej. W grudniu 2002 r., w PUP, było zaledwie 48 ofert pracy, o 46 mniej, niż w listopadzie. Na ofertę przypadało ponad 200 bezrobotnych. Inne miesiące były nieco korzystniejsze. W sumie było 1 529 ofert, czyli jedna na stu czekających na pracę. Może wiosna będzie łaskawsza?

* W okresie ferii można będzie wypocząć na zimowisku i biwakach, przygotowanych przez Komendę Hufca ZHP z sojusznikami i sponsorami.
- Dzieci z Przemyśla, z klas od "zerówki" do szóstej, zapraszamy na zimowisko dochodzące - mówi Ewa Leśniak, komendantka hufca. - Tym razem zorganizowane zostanie w Klubie Garnizonowym przy ul. Grodzkiej, gdzie są lepsze warunki, niż na harcerskiej przystani. Jest kino, biblioteka, sale wystawowe, bliżej stąd do parku, na sanki i lodowisko. Zimowisko rozpocznie się 27 bm. i potrwa do 7 lutego, od poniedziałku do piątku, w godzinach od 7.30 do 15.30. Codzienna odpłatność 4 zł. W kosztach mieści się ciepły posiłek. Zajęcia prowadzone będą pod kierunkiem instruktorów ZHP. - Dla starszej młodzieży przygotowaliśmy dziesięć pięciodniowych biwaków - dodaje komendantka. - W Stubnie, Birczy, Harcie, Żurawicy, Hermanowicach, Wyszatycach i Nizinach. Biwakowicze będą przygotowywać posiłki we własnym zakresie. Z pomocą przyszli nam sponsorzy, dyrekcje szkół, nauczyciele oraz PKS, który na feriach będzie świadczyć usługi przewozowe po niższych cenach.

* Przypomnijmy: w obowiązującym od 15 grudnia ub.r. nowym rozkładzie jazdy PKP próżno szukać godzin odjazdu ze stacji Przemyśl dwóch pociągów: ekspresu "Małopolska", kursującego od wielu lat na trasie Przemyśl - Gdynia oraz pospiesznego "Solina", jeżdżącego dotychczas z Warszawy Wschodniej do Przemyśla. Likwidacja tych kursów wywołała spore kontrowersje, zwłaszcza wśród władz i mieszkańców byłego woj. przemyskiego. Obecnie pociągi te docierają jedynie do Rzeszowa. Rezolucję w tej sprawie, jeszcze w grudniu ub.r. wydała Rada Powiatu Jarosławskiego, apelując do władz PKP o odstąpienie od ograniczeń, a do Sejmiku Województwa Podkarpackiego o wydanie opinii w sprawie likwidacji linii kolejowych i wsparcie dążeń zmierzających do utrzymania wspomnianych połączeń. Kolejna degradacja Przemyśla i regionu wywołała też wielkie poruszenie wśród mieszkańców Przemyśla, zwłaszcza studentów kształcących się np. na drugim krańcu Polski. Na początku br. problemem postanowiły zająć się władze Przemyśla. 9 stycznia zastępca prezydenta Przemyśla Ryszard Lewandowski wziął udział w spotkaniu, które z inicjatywy Sekcji Krajowej Kolejarzy "Solidarność" odbyło się w centrali Polskich Kolei Państwowych w Warszawie. Obok niego w rozmowach uczestniczyli m.in.: przewodniczący Zarządu Regionu Ziemia Przemyska NSZZ "Solidarność" Andrzej Buczek, przewodniczący Rady Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ "Solidarność" Stanisław Kogut, prezes zarządu i dyrektor generalny PKP SA Maciej Męclewski oraz prezes Zarządu PKP "InterCity" Andrzej Żurkowski. Podczas inauguracyjnego spotkania nie zapadły jeszcze żadne konkretne decyzje, jednak PKP rozważa możliwość przywrócenia przynajmniej jednego z dwóch kursujących do Przemyśla ekspresów: pociągu "Pieniny" (zlikwidowanego 2 lata temu) lub "Małopolska", ewentualnie znalezienia innych, satysfakcjonujących pasażerów rozwiązań. Zastępca prezydenta Przemyśla R. Lewandowski: - Kolejne spotkanie w tej sprawie odbędzie się 23 stycznia w Przemyślu. Obok władz miasta wezmą w nich udział przedstawiciele PKP i regionalnej "Solidarności". Problem dotyczy nie tylko Przemyśla, lecz również Jarosławia. Dlatego będziemy w tej sprawie działać wspólnie z jarosławskimi władzami. Oni także uczestniczyć będą we wspomnianym spotkaniu.

* Płetwonurkowie z klubów "Delfin" i "Manta" starają się o wpis do Księgi Rekordów Guinnessa. Ich wyczyn polega na nietypowym witaniu Nowego Roku. Większość ludzi świętuje Sylwestra w domu, na balach lub rynkach miast. Przemyscy nurkowie godzinę zero przeczekują kilkadziesiąt metrów pod wodą. Piętnaste z kolei zejście pod wodę odbyło się o północy z 13 na 14 bm. Zgodnie z kalendarzem juliańskim 14 stycznia to Nowy Rok. Dwa tygodnie wcześniej również mieli zabawę sylwestrową w lodowatych nurtach Sanu. Tym razem świętowali w myśl datownika gregoriańskiego. - Dziewięć razy schodziliśmy pod wodę według naszego kalendarza i sześć zgodnie z juliańskim. Nie słyszeliśmy, by ktoś na świecie w tak świętował Nowy Rok - mówi Sergiusz Iwaszko, prezes "Delfina". Płetwonurkowie zanurzają się kilkanaście sekund przed północą starego roku. Wynurzają się w pierwszych sekundach Nowego Roku. Szczególną uwagę należy poświęcić sprzętowi do podwodnego oddychania. Na wielkim mrozie odmawia posłuszeństwa. Zmoczone liny asekuracyjne zamarzają. Dla nie bojących się lodowatych fal śmiałków, Neptun zawsze chowa w głębinach butelkę szampana. - To, co robimy, to również promocja dla naszego miasta. Słyszą o nas w całej Polsce - twierdzi Iwaszko. - Chcielibyśmy trafić do Księgi Rekordów Guinnessa. Rozpoczęliśmy starania o dokonanie wpisu - dodaje.

Prezedent w ogniu pytań
* Gościem poniedziałkowego programu "Dziennikarze pytają" regionalnego ośrodka TVP w Rzeszowie był prezydent Przemyśla Robert Choma. Oprócz gospodarza programu Włodzimierza Rudolfa pytania do gościa przygotowali dziennikarze z przemyskich oddziałów Super Nowości, Nowin, Życia Podkarpackiego i oddziału TVP Rzeszów. Do poszczególnych redakcji oraz do telewizji zadzwoniło lub napisało kilkudziesięciu mieszkańców Przemyśla, którzy chcieli zadać prezydentowi konkretne pytanie. Czterdziestominutowy program okazał się jednak zbyt krótki, by zadać prezydentowi wszystkie pytania przygotowane przez dziennikarzy i przesłane przez widzów. Jak obiecują jego realizatorzy - wszystkie pytania i wyjaśnienia prezydenta będą dostępne na internetowych stronach Telewizji Rzeszów. Wśród pytań, jakie adresowali do prezydenta Chomy uczestnicy ulicznej sondy oraz czytelnicy, dominowały bardzo konkretne sprawy bytowe mieszkańców miasta: troska o estetykę miejskich ulic i placów, oświetlenia miejskich ulic (jedno z pytań dotyczyło sensu finansowania przez miasto telewizyjnego monitoringu pogrążonego w ciemnościach miasta), sprawy budownictwa mieszkaniowego, wysokości opłat komunalnych, rozwiązań komunikacyjnych w mieście, kwestia promocji miasta, jego wizerunku. Pojawiły się aktualne kwestie likwidacji połączeń komunikacyjnych Przemyśla z Warszawą, likwidacji delegatur instytucji takich jak NBP, niepewna przyszłość Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej - odczytywane przez mieszkańców Przemyśla jako widome oznaki degradacji nadsańskiego grodu. Osobny blok pytań dotyczył kwestii stanu miejskich finansów oraz personalnych zmian w podległych magistratowi instytucjach i spółkach komunalnych. Prezydent Choma starał się rzeczowo i precyzyjnie wyjaśniać wszystkie podnoszone w pytaniach kwestie. Nie próbował się zasłaniać brakiem dostatecznej wiedzy o złożonych miejskich problemach w związku z tym, że od całkiem niedawna sprawuje swój urząd. Na jedno z pytań odpowiedział, że Przemyśl przypomina co prawda dryfujący okręt, którym niełatwo jest sterować, ale jest przekonany, że nie grozi miastu roztrzaskanie się o przybrzeżne skały ani utknięcie na mieliźnie. Warto by za jakiś czas w podobnej publicznej debacie sprawdzić stan i położenie miejskiego korabia.

* Rodzinna atmosfera i pogodny nastrój panowały na spotkaniu opłatkowym Klubu Metalowych Serc. Uczestniczyli w nim ludzie, którzy otarli się śmierć.
- Nasz klub - mówi jego prezes , lek. med. Danuta Markiewicz - Mleczko - zrzesza 82 członków. Są to mężczyźni i kobiety, którzy mają za sobą zabieg na otwartym sercu, czyli z wyłączeniem krążenia, oddychania i w stanie schłodzonym. Jest wśród nich trzech mężczyzn z przeszczepionym sercem. Członkowie klubu pochodzą również z Lubaczowa, Cieszanowa, Jarosławia, Przeworska, Birczy, Adamówki i innych miejscowości. Klub liczy prawie 6 lat. Powstał z inicjatywy lek. med. Alicji Pietruszka - Zasadny (kardiolog). Główny cel stowarzyszenia to przywrócenie ludziom po operacjach wiary, że można żyć normalnie. Raz w miesiącu odbywają się szkolenia. Zorganizowano też cztery sesje pod kierownictwem wybitnego kardiochirurga, prof. Antoniego Dziatkowiaka. - Dla nas, ludzi, którzy "wrócili z dalekiej podróży" - mówi Franciszek Petruch, były wiceszef "suchego portu" Żurawica - Przemyśl - Medyka - ten klub stał się przystanią. Do tradycji należą coroczne spotkania opłatkowe, na które przychodzą ze swoimi rodzinami. Od 6 lat przyjeżdża z Biłgoraja sympatyk klubu: lek. med. Tadeusz Dzido, który od 1996 roku żyje z przeszczepionym sercem. - Wspominamy tych, których już nie ma wśród nas -mówi. - Ale my się TAM nie śpieszmy.

Rzeszów ciągle głodny...
* Przemyska Izba Celna za dwa, trzy miesiące ma zostać przeniesiona do Rzeszowa. Jej pracownicy nie chcą oficjalnie wypowiadać się w sprawie planowanego przeniesienia. Nieoficjalnie potwierdzają. O sprawie wie również prezydent miasta oraz posłowie. Wszyscy obiecują interwencje, ale przyznają, że ich możliwości są ograniczone. Ewentualną decyzję w kwestii izby podejmie ministerstwo finansów. Prawdziwość plotek potwierdza również szef zakładowego związku zawodowego Rafał Laska: - Najgorsze jest to, że wszyscy wiemy nieoficjalnie, ale żadnego oficjalnego potwierdzenia nie ma. Próbowaliśmy pytać, przecież to żywotny interes pracowników, ale nasze monity pozostają bez odpowiedzi! Moim zdaniem nie ma żadnego merytorycznego powodu do likwidacji izby! Prezydent miasta Robert Choma potwierdza, że i on wie o groźbie likwidacji: - Najgorsze jest to, że poza słaniem rezolucji nasze możliwości są ograniczone. Mimo to zrobimy wszystko, co będzie w naszej mocy, żeby temu zapobiec. Podobnie wypowiada się posłanka Elżbieta Łukacijewska, która również zajmuje się sprawą. Nikt z wymienionych nie zna powodów, dla których minister finansów miałby podjąć taką decyzję. Dyrektor Izby Celnej Marek Kachaniak: - To są wyssane z palca bzdury, a ich rozpowszechnianie uważam za wyjątkowo szkodliwe! Nie ma jeszcze żadnej decyzji, a nawet jeśli będzie, to nikt pracy nie straci, nikt też nie zmarnuje budynku. Być może będzie wydział zamiejscowy, w Przemyślu albo Rzeszowie.

JAROSŁAW

W oczekiwaniu na ALBERTIANĘ
* Odbędą się tu eliminacje wojewódzkie do kolejnej edycji Festiwalu Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób Niepełnosprawnych ALBERTIANA 2003. Finał tego festiwalu nastąpi w marcu w Krakowie. Jarosławskie eliminacje do tej ważnej i pożytecznej imprezy zaplanowano na 6 lutego br., w Katolickim Centrum Kultury przy parafii Chrystusa Króla. Inicjatywa festiwalu wyszła od aktorki Anny Dymnej, która sprawuje też opiekę artystyczną nad festiwalem i jego eliminacjami.
- W maju 2002 roku aktorka gościła w Jarosławiu z zespołem "Radwanek" działającym w Schronisku Świętego Brata Alberta w Radwanowicach koło Krakowa - mówi Grażyna Stopa ze starostwa. - Aktorka jest wielkim, prawdziwym przyjacielem niepełnosprawnych. Na scenie Katolickiego Centrum Kultury w Jarosławiu "Radwanek" dał dwa spektakle "Wygnania Adama i Ewy z Raju". To właśnie wydarzenie stało się inspiracją do zorganizowania eliminacji wojewódzkich Albertiany, które mają wyłonić zespół reprezentujący województwo podkarpackie na krakowskiej imprezie. Występy poszczególnych zespołów oceniać będzie jury pod przewodnictwem Anny Dymnej. Honorowym gościem eliminacji będzie "Radwanek", który wystąpi z nowym spektaklem. Jakim? To na razie jeszcze tajemnica. Jako gość wystąpi też zespół teatralny z jarosławskiego Koła Środowiskowego Domu Samopomocy Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym. Przedstawicielka Środowiskowego Domu Samopomocy będzie uczestniczyć w jury. Albertiana odbywają się tym razem w ramach Europejskiego Roku Osób Niepełnosprawnych 2003. - Eliminacje, których głównym organizatorem jest Stowarzyszenie "Rodzina Kolpinga" w Jarosławiu, a współorganizatorami starostwo i Urząd Miasta, będą dotyczyć działalności teatralnej i muzycznej - przypomina Grażyna Stopa. - Czynimy starania, by zarejestrować imprezę, zmontować z niej film i ofiarować go każdemu zespołowi. Wprawdzie tylko jeden zespół z Podkarpacia pojedzie na finał do Krakowa, ale chodzi o to, by spotkać się i pochylić nad wysiłkiem aktorów niepełnosprawnych. Z okazji eliminacji przygotowane zostanie pamiątkowe wydawnictwo, w formie katalogu prezentującego poszczególne zespoły, ich działalność i artystyczny dorobek. Dzieci z pracowni plastycznej przy świetlicy środowiskowej w parafii Chrystusa Króla przygotowały logo przedsięwzięcia, nad samą imprezą patronat honorowy przejął marszałek województwa podkarpackiego.

* Gdzie najłatwiej o wypadek, a gdzie zagrożenie jest najmniejsze - pokazuje policyjna doroczna analiza stanu bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Warto zapoznać się z jej wynikami. Na czoło wysuwa się jarosławska ul. 3 Maja. Liczba zdarzeń drogowych, do jakich w ub. r. doszło na tej śródmiejskiej arterii (zwłaszcza w rejonie przejść dla pieszych) upoważnia do wniosku, że i dla kierowców, i dla pieszych jest to niewątpliwie najbardziej niebezpieczny punkt w całym powiecie. Złą sławę ma również sieć drogowa w gminie Radymno (wpływa na to m.in. ruch osobowy i ciężarowy, krzyżujący się na przejściu granicznym: Korczowa-Krakowiec). Wiele do życzenia pozostawia też stan bezpieczeństwa na odcinku E-40 między pow. przemyskim a przeworskim. W świetle meldunków policyjnej drogówki, najbezpieczniej było w gminie Rokietnica. Za najspokojniejszą trasę (najmniej wypadków i kolizji) uznano drogę nr 881: Żurawica - Kańczuga (w granicach pow. jarosławskiego). Najczęściej do tragicznych zdarzeń dochodziło w soboty, a najrzadziej w niedziele. Zdaniem szefa drogówki - podinsp. Stanisława Abrowskiego, ubiegłoroczny bilans nie pozostawia wątpliwości, że na oczekiwaną poprawę stanu bezpieczeństwa trzeba jeszcze poczekać. W 2002 r. policja odnotowała praktycznie taką samą liczbę zdarzeń drogowych (899), jak w poprzednim (901). Liczba wypadków wzrosła o 7 (137-130), ich ofiar śmiertelnych o jedną (15-14), a rannych aż o 22 (189-167). Tylko stłuczek było mniej o 9 (762-771). Utrzymał się wysoki stopień zagrożenia osób pieszych. Aż 57 razy doszło w ub. r. do ich potrącenia przez samochody. Sześcioro osób przepłaciło to życiem, a 51 - kalectwem i różnymi obrażeniami ciała. 30 wypadków sprokurowali sami piesi (w tym 11 nietrzeźwych), pozostałe - to wina nieostrożnych czy nieuważnych kierowców. Policjanci z drogówki nie zamierzają biernie przyglądać się dalszemu rozwijaniu się tej spirali nieszczęść. Maksymalnie wykorzystując potencjał kadrowy i techniczny, zintensyfikują działania dyscyplinujące użytkowników ruchu. Może więc oczekiwana poprawa bezpieczeństwa stanie się wreszcie faktem.

PRZEWORSK

Mniejsze zarobki dla urzędników
* 10 i 15 - procentowe obniżki poborów pracowników starostwa i podległych mu instytucji zapowiada starosta Zbigniew Mierzwa. Chce również zweryfikować pracę podległych mu urzędników.
- Zatraciliśmy służebną rolę wobec społeczeństwa, a przecież taką powinniśmy pełnić. Musimy to odbudować - wyjaśnia Mierzwa, który piastuje urząd od dwóch miesięcy. - Już zacząłem obniżać pensje. Średnio o 15 proc, chociaż u nas w starostwie będzie to jeszcze większy wskaźnik. Redukcje wynagrodzeń nie dotkną osób najmniej zarabiających. Sam Mierzwa ma wynagrodzenie najniższe ze wszystkich starostów w części wschodniej woj. podkarpackiego. Porównywalne do burmistrza małego miasta. Do obniżek płac dojdzie w SP ZOZ, muzeum i innych instytucjach podległych starostwu. Zweryfikowane zostaną kadry kierownicze. Niektóre osoby już straciły swoje posady, niewykluczone są dalsze redukcje. Według starosty nie są to czystki polityczne. - Uczciwie pracujący urzędnik będzie dobrze wynagradzany. Jeżeli ktoś uważa, że zasługuje na wyższe wynagrodzenie może się z tym do mnie zwrócić i zaproponować rozszerzenie swoich obowiązków - dodaje starosta.

REGION

* Jeśli oświadczysz na piśmie, że nie chcesz płacić abonamentu bo nie masz radia ani telewizora, do twojego domu wejdą kontrolerzy - zakłada nowelizacja ustawy. Danina publiczna - tak nazwał przymusowe pobieranie abonamentu rzecznik praw obywatelskich i oddał sprawę do Trybunału Konstytucyjnego. Płacić abonament powinien każdy, kto ma w domu telewizor i radio. Odbiorniki rejestrujemy na poczcie, która następnie zbiera opłaty ustalone przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji.
- Płacę za kablówkę i nie widzę potrzeby wydawania pieniędzy na drugi abonament. Telewizja publiczna emituje tyle reklam, że z powodzeniem może zarobić na siebie - mówi Adam, sprzedawca z Rzeszowa. Szefowie urzędów pocztowych nie chcą ujawniać danych. Aby dowiedzieć się jaką liczbę abonentów mają np. urzędy w Krośnie i Przemyślu trzeba zwrócić się na piśmie do dyrekcji. Ta dopiero zadecyduje, czy w ogóle może podać takie dane do publicznej wiadomości. O informacji jakie są wpływy z abonamentu nie ma nawet mowy.
- W tej chwili abonament płaci tylko ok. 60 proc. posiadaczy odbiorników - szacuje rzecznik KRRiT Joanna Stępień. W praktyce, jeśli nie płacimy za radio i telewizor, nie ponosimy konsekwencji. Urząd pocztowy może wprawdzie wysłać kontrolera do abonenta, który właśnie wyrejestrował odbiornik, żeby sprawdził, czy rzeczywiście nie ma w domu telewizora, ale - zgodnie z prawem - lokator nie musi wpuścić go do mieszkania.
- Ludzie nie otwierają drzwi. Nie ma też chętnych do przeprowadzania takich kontroli - przyznaje pracownica RUP w Rzeszowie. Przygotowywana nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji zakłada, że odbiorniki są we wszystkich gospodarstwach domowych. Jeśli ktoś jednak nie miałby radia ani telewizora lub chciał je wyrejestrować, musiałby złożyć stosowne oświadczenie. Wtedy do jego domu przyjdą kontrolerzy. Mają posługiwać się specjalnymi legitymacjami i pisemnym upoważnieniem. Nie wiadomo jednak czy będą to pracownicy poczty.
- Nowa ustawa da lepsze i efektywniejsze możliwości kontroli - twierdzi Radosław Kazimierski z Biura Promocji i Informacji Poczty Polskiej.

* Morderstwo, porwanie i szantaż można zlecić, wchodząc na jedną ze stron internetowych portalu Onet. pl. - Traktujemy to jako niesmaczny żart. Jeśli treść jakiejś strony jest niezgodna z prawem, natychmiast ją blokujemy - mówi Paweł Respondek z Onet.pl. W rzeszowskiej prokuraturze mówią, że sprawę można zakwalifikować jako nawoływanie do popełnienia zbrodni. Na stronie, w specjalnych rubrykach trzeba podać imię, nazwisko i adres ofiary. W przypadku, gdyby ktoś zlecał morderstwo lub kastrację, może wybrać sposób w jaki wyrok ma być wykonany. Do wyboru ma "powolne męczarnie, okropną masakrę, zabicie rodziny ofiary przed wykonaniem właściwego wyroku lub wyrok szybki i bezbolesny".
- Wiemy o tej stronie, ale uważamy, że jest to bardzo niesmaczny, ale jednak żart - mówi Paweł Respondek z portalu Onet pl. - Jeśli uzyskamy sygnał, że treść tej strony narusza prawo, będzie ona zablokowana w ciągu 15 minut. Autorzy strony podają stawki za zlecenia. Morderstwo ma kosztować 95 tys. dolarów, kastracja 40 tys. dolarów, a porwanie 20 tys. dolarów. - Ta sytuacja może być kwalifikowana jako publiczne nawoływanie do popełnienia zbrodni. Grozi za to do trzech lat pozbawienia wolności - mówi Krzysztof Piękoś, prokurator rejonowy dla miasta Rzeszowa. Respondek z Onetu tłumaczy, że w jego firmie działa specjalna grupa, która wyłapuje strony, które naruszają prawo, lub normy etyczne. Ale grupa nie wszystko jest w stanie wyłapać. Z adresów stron wynika, że są tworzone, przez mieszkańców woj. podkarpackiego: w adresach internetowych padają nazwy dwóch miejscowości: małej niedaleko Brzozowa oraz znacznie większego. Adresów stron, ani nazw nie podajemy, ponieważ nie chcemy ułatwić do nich dostępu. Henryk Pietrzak, psycholog społeczny: Jeśli to jest jakaś gra, to bardzo głupia. Jeśli już oferta - to przestępstwo. To bardzo poważna sprawa, bo chodzi tu o poszerzenie norm obowiązujących w społeczeństwie. Ktoś kto ma dostęp do takich publikacji, może je potępiać, nie musi ich przyjmować, ale może uznać, że zasady, które tam są promowane funkcjonują w naszej kulturze. Takie strony są bardzo niebezpieczne dla osób, które nie mają rozwiniętego daru autorefleksji. Są bardzo niebezpieczne zwłaszcza dla dzieci.

* Obszarnicy, którzy kiedyś za grosze wykupywali ziemię po upadłych pegeerach, triumfują. Po wejściu do UE nabyte setki, tysiące hektarów zaczną rodzić fortuny. Zwykłym rolnikom, z racji małej wielkości gospodarstw, dostaną się ochłapy. Rządowi negocjatorzy przeforsowali dopłaty unijne nie do produkcji rolnej, lecz do hektara. Tłumaczą, że dzięki temu skorzystają wszyscy rolnicy, a nie tylko producenci towarowi. Milczeniem natomiast pomijają fakt, że przeciwni systemowi "od hektara" byli sami rolnicy (ponad 90 proc.). Uważali oni, że niesprawiedliwym będzie dopłacanie do tego, co się posiada i tylko za to, że się posiada.
- Na tym systemie najwięcej skorzystają ci, którzy kiedyś za bezcen kupili setki hektarów. Znacznie mniej gospodarstwa ekstensywne, a prawie nic gospodarstwa intensywne - twierdzi dr Władysław Brejta, dyrektor Zakładu Doświadczalnego Instytutu Zootechniki w Odrzechowej. Zakład posiada 1310 hektarów i ukierunkowany jest głównie na produkcję mleka. - Dotacja unijna, którą szacuję na ok. 650 tys. zł w 2004 r., pozwoli mi opłacić roczne obciążenia związane z działalnością zakładu. O tyle będzie lżej żyć. Na jakie pieniądze mogą liczyć rolnicy? Według wyliczeń ministra rolnictwa, rolnik dostanie za każdy hektar ziemi 420 zł w pierwszym roku członkostwa w Unii. W następnych latach kwota ta będzie się zwiększać. - Nie wierzę w takie pieniądze - twierdzi Zbigniew Słotwiński, b. prezes Podkarpackiej Izby Rolniczej. - Wiem, że na dziś jest to już kwota 363 zł, a w niej uwzględnione jest 20 proc. z naszego budżetu. Tymczasem minister Kołodko mówi, że nie będzie dopłat do dopłat. Na wielkie pieniądze nie liczy również Grzegorz Sowa z Kalnicy, gospodarujący na 150 hektarach. - Nawet jeszcze nie liczyłem, ile dostanę. Ale wie, że inni liczą i czekają. - Jeden gość kupił w sąsiedztwie kilkaset hektarów i wyjechał do USA. Dzwoni od czasu do czasu i pyta, czy już coś wiadomo o dopłatach z Unii. Jakaś kobieta z Opola kupiła trzy fermy, w sumie ok. 100 hektarów, i też się jeszcze nie pokazała. Rolników, a właściwie to posiadaczy ziemskich, jest na Podkarpaciu sporo. - Kojarzenie naszego regionu z maleńkimi gospodarstwami (do 3 ha) jest obraźliwe - mówi Jan Niemczyk, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Boguchwale. - Mamy ponad 500 gospodarstw o pow. od 30 aż do 2 tys. ha, a nawet i większych. I w większości nie są to ugory. Potwierdza to Jan Jurczyszak z Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. - Po pegeerach dysponowaliśmy areałem ok. 30 tys. hektarów. Zostało może 2 tys. Pamiętajmy jednak, że na Podkarpaciu mamy 204 tys. gospodarstw małych, do 3 hektarów. I dla nich kwota ok. 1 tysiąca zł dopłaty będzie czymś w rodzaju zasiłku. Czy to jednak zmieni strukturę agrarną podkarpackiej wsi? Na pewno nie.

KRONIKA POLICYJNA

25 lat dla mordercy
* Na 25 lat pozbawienia wolności skazano 25-letniego Waldemara P., mieszkańca Jarosławia, oskarżonego o zabójstwo swej żony Anny. Wyrok zapadł dzisiaj w przemyskim Ośrodku Zamiejscowym Sądu Okręgowego w Krośnie. Do tragedii doszło w Jarosławiu, w nocy z 26 na 27 lutego 2002 r. Waldemar P. zaatakował żonę w czasie, gdy spała. Najpierw dusił ją rękami, a następnie zacisnął na jej szyi skakankę, powodując zgon kobiety. W tym czasie w sąsiednim pomieszczeniu spał ich 4-letni wówczas synek. Wkrótce po dokonaniu zbrodni, jeszcze tej samej nocy, zatelefonował do jarosławskiej Komendy Powiatowej Policji, którą powiadomił o swym czynie, przyznając się do zabójstwa. Motywem jego czynu były nieporozumienia małżeńskie, w tym m. in. podejrzenie o zdradę. Oskarżony, z zawodu palacz, przez dłuższy czas był bezrobotny. Jego żona pracowała w jednej z jarosławskich hurtowni. Młodzi małżonkowie mieszkali w obszernym domu na obrzeżach miasta, dzieląc go z rodzicami zabójcy. Obrońca oskarżonego przekonywał sąd, że jego klient działał w stanie silnego wzburzenia, czyli dopuścił się zbrodni w afekcie (w takim przypadku grozi kara od 1 roku do 10 lat pozbawienia wolności). Odmiennego zdania był prokurator, który żądając 25 lat dowodził, iż Waldemar P. działał z premedytacją i wcześniej przygotował się do popełnienia zabójstwa. Sąd podzielił zdanie prokuratora, tym bardziej, że biegli jednoznacznie orzekli, iż oskarżony nie działał w afekcie, nie jest chory psychicznie, a jedynie posiada cechy osobowości nieprawidłowej. Uzasadniając wyrok - który nie jest prawomocny - sędzia sprawozdawca powiedział, że jest on adekwatny do czynu, zarówno z powodu premedytacji, jak i braku okoliczności łagodzących.

* 20 tys. paczek papierosów o wartości ponad 100 tys. zł, przemyconych zza wschodniej granicy, przechwycili funkcjonariusze Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej - poinformowała dziś rzeczniczka tego oddziału ppor. Elżbieta Pikor. Była to największa w tym roku kontrabanda papierosów. W podprzemyskiej wsi Wapowce pogranicznicy zatrzymali do kontroli forda transita, którym jechał 44-letni mieszkaniec Jastrzębia- Zdroju, wracający na Śląsk z Ukrainy. W jego samochodzie znaleźli olbrzymią ilość papierosów bez polskich znaków akcyzy. Towar został zarekwirowany, a jego właściciel będzie odpowiadał karnie.
"W ubiegłym roku funkcjonariusze Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej wykryli próby przemytu 390 tys. paczek papierosów i 41 tys. l alkoholu, wartości 5,4 mln zł" - powiedziała ppor. Pikor.

* W Jarosławiu na ul. Grodziszczańskiej dwóch bandziorów zaatakowało miotaczem gazu 20-latka, pobili go i ukradli telefon komórkowy. Pobity doznał potłuczeń ciała oraz oparzeń twarzy.

* W Poradni Ortopedycznej w Przeworsku złodziej wykorzystał nieobecność pracowników w jednym z gabinetów, wszedł i skradł kurtkę, należącą do pielęgniarki, która wyceniła ją na 500 zł.

* Policjanci w Przemyślu zatrzymali w sobotę 30-latka, który wspólnie z 28-letnim mężczyzną podczas libacji w mieszkaniu przy ul. Poniatowskiego, pobili 27-latka. Jeden z napastników uderzył go taboretem w głowę, po czym skradziono mu telefon komórkowy wartości 1000 zł.

* W niedzielę o godz. 17.30 w Przeworsku 32-latek kierujący fordem escortem, potrącił śmiertelnie 49-letniego mężczyznę, prowadzącego rower.

Reklama