Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 13.04-19.04.2002 r.

PRZEMYŚL

W imię pojednania
* W liście do uczestników i organizatorów dwudniowej (18 i 19 bm.) konferencji naukowej, zorganizowanej przez Instytut Pamięci Narodowej z okazji 55 rocznicy akcji "Wisła" w Krasiczynie, Aleksander Kwaśniewski w imieniu RP wyraził ubolewanie "wszystkim tym, którzy ucierpieli w wyniku haniebnych działań". Zdaniem prezydenta, rozpoczęta pod koniec kwietnia 1947 r. "niesławna" akcja "Wisła" i bezduszne postępowanie władz wobec ludności ukraińskiej powinny zostać jednoznacznie potępione. Przez lata - przypomniał prezydent - utarło się przekonanie, że akcja "Wisła" była odwetem za rzezie Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej dokonane przez UPA w latach 1943-1944. Takie rozumowanie jest błędne i etycznie niedopuszczalne. To zasada odpowiedzialności zbiorowej, na którą nie można się zgodzić - podkreślił. Dodał, że rzezie Polaków nie mogą być usprawiedliwieniem dla brutalnych pacyfikacji wsi ukraińskich i wysiedleń ludności.
- Niech obchody rocznicy akcji "Wisła", która kiedyś była tak wielkim dramatem i pogłębiła rozdarcie między naszymi narodami, dziś - dzięki odnajdywaniu prawdy i wspólnej wrażliwości - staną się okazją do lepszego zrozumienia między Polakami i Ukraińcami. Niech prowadzą do pełnego pojednania, do umocnienia dialogu, do partnerstwa i przyjaźni - napisał Kwaśniewski, który sprawuje honorowy patronat nad krasiczyńską konferencją. Oprócz polskich historyków, biorą w niej udział naukowcy z uniwersytetów w Kijowie, Lwowie i Yale (USA). Konferencji towarzyszy otwarta w czwartek w zamkowej sali wystawa "Polacy - Ukraińcy 1939 -1947" (wg scenariusza Agnieszki Jaczyńskiej, Grzegorza Motyki i Mariusza Zajączkowskiego z oddziału IPN w Lublinie). Jeszcze w tym miesiącu ekspozycja trafi do Rzeszowa, a następnie do Lublina i Warszawy.

Pogłoski o likwidacji szpitala
* Pogłoski o likwidacji 114. Szpitala Wojskowego nie znalazły potwierdzenia. - Całkowicie dementuję plotki na temat rzekomych prób zamknięcia naszego zakładu leczniczego - powiedział na konferencji prasowej komendant płk lek. Gerard Chojnacki. - Takie pogłoski o likwidacji pojawiają się cyklicznie i co dziwne, akurat w momentach, gdy w szpitalu dzieje się coś pozytywnego. Komendant zapewnił, że 114 SW nadal jest szpitalem wojskowym, pozostaje w strukturach MON. Jedyne zmiany jakie następują to zdjęcie z placówki większości zadań mobilizacyjnych. Spośród wszystkich 26 szpitali wojskowych w kraju, tylko około 6-8 pozostanie jednostkami stricte mobilizacyjnymi. Pozostałe, w tym także przemyski SW, skupią się na leczeniu. - Następstwem tego będzie stopniowe zdejmowanie mundurów z części załogi, bowiem w szpitalu nie będzie potrzeba tak wielu etatów wojskowych. Szpital liczy 285 łóżek, ma podpisane kontrakty zarówno z branżową kasą chorych, jak z podkarpacką. Z jego usług korzystają pacjenci i mundurowi, i cywile. Jednak spekulacje na temat losów szpitala nie pojawiły się przypadkowo. W Przemyślu huczy, że komendant "ucieka" do Warszawy. - Nie jest już tajemnicą, że szykują się zmiany personalne. Były prowadzone rozmowy, ale nie ma jeszcze na piśmie rozkazu ministra obrony narodowej - oświadczył Chojnacki. Zapewnił, że nawet, jeśli zapadną takie decyzje, nadal pozostanie związany ze szpitalem. Ujawnił, że ma przejść do Sztabu Generalnego WP i objąć stanowisko w strukturze kontroli i nadzoru nad wojskowymi zakładami opieki zdrowotnej. Nowym komendantem zostanie prawdopodobnie dotychczasowy zastępca. Obaj komendanci twierdzą, że placówka nie żadnych kłopotów finansowych. Przeciwnie, zyskuje coraz lepsze efekty ekonomiczne i jakościowe. Cieszy się zaufaniem pacjentów. Niedawno opracowany program rozwoju przewiduje kolejne modernizacje, które mają poprawić standard. Rozbudowuje się rehabilitację medyczną, czynione są starania o remonty budynku dla interny i neurologii oraz na przyszły oddział psychiatryczny. W 1999 roku przemyski SW, jako pierwszy wojskowy zakład leczniczy w kraju, otrzymał certyfikat akredytacyjny, swoisty znak jakości usług medycznych.

* W 14. Brygadzie Obrony Terytorialnej im. Hetmana Lubomirskiego - zdaniem szeregowych, jak i oficerów - zjawisko tzw. fali nie istnieje. Niemniej dowództwo jednostki "dmucha na zimne".
- Od początku istnienia naszej brygady - podkreśla mjr Jan Szewczyk, oficer do spraw społeczno-wychowawczych w 14 BOT - podjęliśmy działania profilaktyczne, aby przeciwdziałać tym niekorzystnym zjawiskom. W każdym pododdziale żołnierze mają łatwy dostęp do telefonu zaufania dla ofiar "fali". W razie potrzeby, w godzinach od 8 do 20 mogą łączyć się linią wojskową z dyżurnym w Departamencie Wychowania i Promocji Obronności w MON. Tą samą drogą można kontaktować się z kapelanami naszej brygady, z lekarzem i ze mną. Jak dotychczas, nie spotkałem się z żadnymi sygnałami, interwencjami czy skargami zarówno od poszkodowanych żołnierzy albo ich rodziców. Dowództwo 14 BOT traktuje telefon zaufania jako sposób na dobry przepływ informacji. Trzeba tłumić w zarodku wszelkie próby naruszania godności osobistej najmłodszych żołnierzy i przejawów przemocy, przeciwstawiać się zjawiskom patologicznym. Na początku br. dla dowódców pododdziałów, którzy szkolą młode roczniki urządzono kurs instruktorsko-metodyczny. Jego celem było zapoznanie z problematyką kształtowania właściwych stosunków międzyludzkich wśród żołnierzy oraz sposobami rozpoznawania i kształtowania ich osobowości. Ponadto, przedstawiciele Żandarmerii Wojskowej przeprowadzają zajęcia ze starszymi żołnierzami. Chodzi o wbicie do głowy "dziadkom", jakie im grożą sankcje karne za naruszenie nietykalności cielesnej i godności młodszych kolegów. Organizuje się też spotkania z przedstawicielami Wojskowej Prokuratury Garnizonowej. Jest mowa o tym, jak wygląda tryb postępowania w przypadku naruszeń zasad współżycia w wojsku. Niech każdy wie, że za "obcinkę" i inne wyskoki można odpowiadać przed sądem. Są postulaty, by "falowe" przestępstwo było zagrożone pięcioletnią karą więzienia. W drastycznych wypadkach (np. za spowodowanie śmierci żołnierza) powinno być wymierzane dożywocie lub 25 lat więzienia. Aby wzmacniać "falochron", trzeba zwiększyć nadzór i kontrolę nad funkcjonowaniem pododdziałów wieczorem i w nocy oraz w weekendy. Wiąże się z tym m.in. skuteczne egzekwowanie zakazu wnoszenia i spożywania alkoholu na terenie koszar. "Fali" sprzyja nuda. Dlatego mimo skromnej kasy warto zadbać o atrakcyjniejszą organizację czasu wolnego w koszarach po zajęciach szkoleniowych. Sport, rozrywka, rekreacja odgrywa tu niemałą rolę.

* Od 1 roku do 10 lat pozbawienia wolności grozi Kazimierzowi S., prezesowi Spółdzielni Mieszkaniowej "Locum", za niezgodne z kompetencjami wydatkowanie pieniędzy przyszłych lokatorów oraz nienależyte zabezpieczenie interesów spółdzielni. Do Sądu Rejonowego w Przemyślu akt oskarżenia w tej sprawie skierowała przemyska Prokuratura Rejonowa.
- Kazimierz S. niezgodnie z kompetencjami wydatkował pieniądze członków spółdzielni "Locum", niewłaściwie zabezpieczył interesy spółdzielni przy budowie bloków mieszkalnych przy ul. Monte Cassino. Niezgodnie z przepisami prowadził księgi rachunkowe - mówi Ryszard Chudzicki, prokurator rejonowy w Przemyślu. Szkody majątkowe wyrządzone niewłaściwym zarządzaniem oszacowano na 1 mln 253 tys. zł. Doniesienie do prokuratury o niewłaściwym postępowaniu prezesa "Locum" złożyli członkowie tej spółdzielni. Cztery lata temu skusili się na atrakcyjną ofertę budowy bloków i domków jednorodzinnych w jednej z lepszych dzielnic Przemyśla. Osiedle miało stanąć w ciągu roku. Niektórzy niedoszli lokatorzy, jako wkłady, wpłacili po kilkadziesiąt tys. zł. Po kilku latach od rozpoczęcia inwestycji częściowo wykonano jedynie fundamenty przyszłych bloków. Obecnie SM "Locum" jest w stanie likwidacji, a działka, na której miało stanąć osiedle, została wystawiona na sprzedaż. We wcześniejszych wypowiedziach prasowych Kazimierz S. niefortunne decyzje tłumaczył nieoczekiwanym załamaniem się rynku mieszkaniowego. Ponoć znacznie zmalała liczba osób chętnych do budowy mieszkań. Rzekomo z tego powodu miało zabraknąć pieniędzy na dalsze inwestycje.

* Chętnych jest ponad 300, a Mariusz Grzęda, starosta przemyski i były poseł Andrzej Zapałowski, znaleźli się na pierwszych miejscach listy osób uprawionych do zalesienia gruntów rolnych w powiecie przemyskim. Samorządowiec i były poseł będą mogli obsadzić po prawie 10 hektarów pola. Nie za darmo rzecz jasna. Rzecz idzie o duże pieniądze. Od każdego zalesionego hektara otrzymywać oni będą od 20 do 150 zł miesięcznie do czasu nabycia praw emerytalnych lub rentowych, nie dłużej jednak niż przez 20 lat. Niezłe to pieniądze. Ta sprawa zbulwersowała radnych powiatu przemyskiego. Dotychczas blisko 300 osób złożyło w Starostwie Powiatowym w Przemyślu wnioski o zalesienie, a powiat przemyski otrzymał pieniądze na zalesienie raptem 37 hektarów. Ponad połowę z tych pieniędzy zainkasują starosta i były poseł.
- Wniosek pana starosty wpłynął do biura podawczego 2 stycznia br. i jako pierwszy znalazł się w rejestrze - poinformowała Elżbieta Sopel, naczelnik Wydziału Środowiska, Leśnictwa i Rolnictwa Starostwa Powiatowego w Przemyślu. - Z uwagi na fakt, że nie może on sam sobie wydawać decyzji, 21 stycznia wystąpiliśmy do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które zadecydowało, iż organem wydającym stosowną decyzję w przedmiotowej kwestii stanie się starosta jarosławski. On też, zgodnie z wnioskiem pana Mariusza Grzędy, wyraził zgodę na zalesienie przez niego 10-hektarowego gruntu. Na bieżący rok Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa przyznała powiatowi przemyskiemu 37-hektarowy limit gruntów rolnych przeznaczonych do zalesienia. Najwięcej będą mogli obsadzić przemyski starosta i były poseł Andrzej Zapałowski (po 10 ha). Dla pozostałych, niemal 300 wnioskodawców pozostało więc 17 hektarów. Postawa gospodarza powiatu zbulwersowała niektórych członków Rady Powiatu Przemyskiego. W czasie ostatniej sesji m.in. radny Leszek Cichy powiedział, że starosta jako reprezentant społeczeństwa winien mu służyć, a nie w pierwszej kolejności myśleć o sobie.

Kalwaria bezpieczna
* Niebezpieczeństwo katastrofy budowlanej, jakie do niedawna zagrażało części zespołu kościelno-klasztornego w Kalwarii Pacławskiej, zostało już zdaniem fachowców zażegnane. W wyniku długotrwałego podmywania przez wody opadowe fundamentów tej zabytkowej budowli nastąpiło naruszenie jej konstrukcji. Poważne uszkodzenia wystąpiły zwłaszcza na XIX-wiecznej zewnętrznej frontowej galerii (tarasie) i podcieniach wokół świątyni. Dzięki środkom finansowym otrzymanym w ub. r. od generalnego konserwatora zabytków, można było podjąć odpowiednie prace konstruktorsko-zabezpieczające, przeprowadzić niezbędną stabilizację murów oraz wzmocnić podłoże filarów podcieni. Na zagrożone fragmenty murów nałożono opaski żelbetowe. Wykonane też zostały żelbetonowe schody. Do zrobienia pozostało jeszcze szereg prac o charakterze kosmetycznym. Ze względu na brak funduszy, na razie nie sposób określić terminu zrealizowania tego etapu robót.

Nauka i wypoczynek...
* Działacze Oddziału Okręgowego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci czynią starania, aby zorganizowanymi formami letniego wypoczynku objąć jak nawięcej dzieci i młodzieży. Na koloniach i obozach w różnych częściach kraju przygotowano 560 miejsc.
- Będzie ich w przybliżeniu tyle, co ubiegłego lata - poinformowała Maria Piestrak, dyr. Biura Zarządu OO TPD. - Uczestnikami kolonii mogą być dzieci ze szkół podstawowych i gimnazjalnych. Rodzice, którzy pobierają zasiłki pielęgnacyjne na dzieci, mogą skorzystać z dopłat na turnusy rehabilitacyjne z miejskich i powiatowych centrów pomocy rodzinie. Wszystkie nasze kolonie są zarejestrowane w Kuratorium Oświaty. Pięć turnusów, przygotowanych przez TPD, które ma wieloletnie doświadczenie w organizowaniu wypoczynku, będzie mieć charakter kolonii zdrowotnych. W Busko - Zdroju, który jest znany m.in. z bioklimatu sprzyjającego dobremu samopoczuciu i regeneracji sił witalnych, w pierwszej połowie lipca będzie przebywać 90 dzieci z b. woj. przemyskiego ze schorzeniami dróg oddechowych i wadami wymowy. Zostaną zakwaterowane w dwu-, trzy- i czteroosobowych pokojach, do ich dyspozycji - świetlica z telewizorem, sala gimnastyczna, sportowe boisko. Na miejscu - wyżywienie, opieka pedagogiczna i medyczna. W programie m.in. wycieczki w Góry Świętokrzyskie, korzystanie z inhalacji oraz kąpieli na basenie krytym i otwartym. Koszt pobytu wynosi 850 zł. Miejscem dwóch zdrowotnych kolonii, o profilu wady postawy, będzie Lubartów, który na wakacyjnej "mapie" przemyskiego TPD znajduje się już od kilku lat. Z dwóch turnusów (od 1 do 14 lipca oraz od 14 do 27 tegoż miesiąca) skorzysta w sumie 180 dzieci i młodzieży. Na miejscu - bardzo dobre warunki rehabilitacji i wypoczynku. Zajęcia rehabilitacyjne, na basenie krytym i sali gimnastycznej, prowadzić będą wyspecjalizowani instruktorzy. Gospodarze zapewniają także wycieczki do Lublina, Nałęczowa, Kazimierza nad Wisłą i Kozłówka. Cena kolonii - 850 zł. Zdrowotny charakter (drogi oddechowe) mają również dwa turnusy rehabilitacyjne w Iwoniczu - Zdroju. Na pierwszy (21.07. - 3. 08), niestety, nie ma już miejsc. Można natomiast starać się o wypoczynek na drugim (3.08 - 16.08), na którym przygotowano także 50 miejsc. Bazą będzie pensjonat "Krokus", położony na malowniczym stoku, otoczony lasami. Podgórski klimat z dodatkiem jodu oraz usytuowanie z dala od miejskiego zgiełku stwarza bardzo dobre warunki do rekreacji i propagowania zdrowego stylu życia. - Mamy też oferty dla tych, którzy lubią wypoczynek nad morzem - informują w przemyskim TPD. - W ośrodku "Neptun" w Stegnie, około dwa kilometry od Krynicy Morskiej, od 24 czerwca do 7 lipca, organizujemy turnus rehabilitacyjny dla 60 dzieci, a od 20 lipca do 2 sierpnia - kolonię profilaktyczno - wypoczynkową. Do morza zaledwie 500 metrów. W programie m.in. wycieczki do Gdańska, Malborka, zwiedzanie fermy strusi, korzystanie z kąpieli morskich i w basenie. Warto pojechać, gdyż TPD w kosztach pobytu (990 zł) zapewnia także zorganizowany transport pociągiem. Drugą nadmorską miejscowością, która przyjmie dzieci i młodzież z naszego regionu, jest Jastrzębia Góra. Do Bałtyku - 10 minut drogi, łagodne i bezpieczne plaże. Wycieczki do Trójmiasta, Łeby, Słowiańskiego Parku Narodowego. Termin kolonii profilaktyczno - wypoczynkowej 22. 07 - 4.08. Koszt 920 zł. Bliższe informacje w siedzibie Zarządu OO TPD, Przemyśl, ul. Dworskiego 24, tel. (0-prefix-16) 678-33-82.

Golgota Polaków
* Pamiątką obchodów 62 rocznicy zbrodni katyńskiej jest tablica wmurowana pod jednym z łuków panteonu pamięci przed kościołem Św. Trójcy. Podobnych upamiętnień mordów NKWD na polskich oficerach i policjantach więzionych w obozach w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku jest w Przemyślu więcej. Najstarsza tablica (z 1990 r.) znajduje się w kaplicy 114. Szpitala Wojskowego. Tam jest przechowywana również urna z ziemią z grobów katyńskich. Ścianę Pamięci poświęconą przemyślanom zamordowanym w kwietniu 1940 w Katyniu, Charkowie i Miednoje zaaranżowano też w kościele garnizonowym. Obok głównej tablicy - kilkadziesiąt tabliczek memorialnych, z nazwiskami ofiar sowieckiej zbrodni. Wymowę tego miejsca w sposób szczególny zaznacza kaseta z wojskowymi guzikami z orzełkiem w koronie. Wydobyto je z ziemi w trakcie ekshumacji w miejscach pochówku w Katyniu i Miednoje. Ten niezwykły dar koło Stowarzyszenia Rodzin Ofiar Katynia Polski Południowej dostało od Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa. Pamiątkową tablicę ku czci Polaków pomordowanych przed 62 laty na terenach b. ZSRR odnajdziemy również na przemyskim Cmentarzu Wojennym, a także - od paru dni - na kościelnym murze przy placu Konstytucji. Przewodnicząca przemyskiej Rodziny Katyńskiej - Zofia Rutkowska nieraz spotyka się z zarzutem, że tych upamiętnień jest może już za dużo. Córka oficera WP, zastrzelonego w katyńskim lesie uważa, że po kilkudziesięciu latach milczenia o zbrodniach ludobójstwa NKWD, obecne pokolenie powinno spłacić dług wobec tych, którzy zginęli, bo byli Polakami. A dowodem pamięci i czci są właśnie takie tablice. Zofia Rutkowska, niezmordowana liderka Rodziny Katyńskiej podziękowała wszystkim, którzy przyczynili się do upamiętnienia wschodniej Golgoty Polaków. Szczególne słowa wdzięczności skierowała pod adresem Andrzeja Przewoźnika - sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa. Jego znaczące wsparcie zaowocowało kolejną tablicą.

JAROSŁAW

Oczekiwana zmiana...
* Joanna Kociuba funkcję dyrektora jarosławskiego muzeum pełniła od 1991 roku. Zarząd Powiatu jarosławskiego postanowił odwołać ją z tej funkcji z dniem 1 kwietnia. Obecnie trwają przygotowania do ogłoszenia konkursu na to stanowisko. Na odwołanie dyrektor J.Kociuby złożyło się szereg zarzutów stawianych jej przez pracowników muzeum jak i przez Zarząd Powiatu Jarosławskiego, będący organem prowadzącym tą instytucję. Znalazły się wśród nich m.in. niegospodarność, uchybienia finansowe i formalnoprawne, bark promocji placówki oraz nie podejmowanie działań zmierzających do zagospodarowania przylegającej do muzeum zabytkowej kamienicy. Ostateczną decyzję o odwołaniu dyrektor Kociuby poprzedziła uchwała intencyjna Zarządu Powiatu. Do jej akceptacji potrzebna była opinia Ministra Kultury oraz związków twórczych, którym w tym przypadku był Związek Muzeów Polskich z siedzibą w Krakowie. Przeprowadzona przez służby finansowe starostwa kontrola potwierdziła stawiane zarzuty. Od czasu swojej decyzji Zarząd Powiatu przystąpił do przygotowań zmierzających do uruchomienia procedury konkursowej na to stanowisko. W tym celu powołana zostanie m.in. Rada Muzeum. Z informacji uzyskanych w starostwie powiatowym wynika, że 9 kwietnia podczas posiedzenia Zarządu Powiatu zostanie powołane to gremium. Jego członkowie wydelegują z swojego składu przedstawicieli do komisji konkursowej i stanowić będą 1/4 jej składu. Z uzyskanych informacji wynika, że sam konkurs ogłoszony zostanie w przeciągu najbliższych dwóch tygodni. Do tego czasu funkcję dyrektora pełni Paweł Kozioł, wicedyrektor muzeum. Joanna Kociuba nie chciała komentować decyzji Zarządu Powiatu odpowiadając jedynie lakonicznie, że nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie.

* 15 mln złotych uzyskanych z przeprowadzonej przez powiat emisji obligacji drogowych pozwoliło na poprawę stanu 77 km dróg powiatowych.
- W drogownictwie przepracowałem 38 lat. W zasadzie od 64. roku nie zmieniałem siedziby firmy, czyli nie opuszczałem budynku przy ul. Poniatowskiego w Jarosławiu, i nie pamiętam, aby w tak krótkim czasie przeprowadzony był remont dróg i chodników na tak dużą skalę - mówi Marian Kubach, dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg w Jarosławiu. Łączna długość dróg powiatowych wynosi 420 km, w tym drogi w obrębie miast Jarosławia i Radymna. Większego lub mniejszego remontu wymaga aż dwie trzecie odcinków. Są to przeważnie drogi wybudowane jeszcze w latach 50. i 60., często w czynie społecznym.
- Zaangażowanie powiatu w tej dziedzinie dostrzegły poszczególne samorządy gminne, gdyż na teren każdej z gmin były kierowane pieniądze z obligacji. Gminy zaś, w miarę swych możliwości, wspomogły działania powiatu, w ograniczonym zakresie parytcypując w wydatkach na drogi. Do najaktywniejszych należały Pruchnik, Pawłosiów i Rokietnica - twierdzą w Biurze Informacyjnym Starostwa Jarosławskiego. Również w samym Jarosławiu naprawionych zostało wiele ulic i chodników. Te roboty także zostały sfinansowane z funduszy uzyskanych z obligacji. W samym Jarosławiu w latach 1999-2001 wyremontowano 6,125 km ulic i 7411 m kwadratowych chodników. W gminie wiejskiej jarosławskiej w ostatnich dwóch latach naprawiono ok. 7 km dróg. Prace przeprowadzone zostały także w innych gminach powiatu jarosławskiego. Najwięcej w gminie Laszki, Radymno, Wiązownicy i Pruchniku.

REGION

Darmowa telewizja?
* Około 40 proc. podkarpackich rodzin nie płaci za telewizor. Abonament jest sprzeczny z konstytucją - twierdzi prof. Andrzej Zoll, rzecznik praw obywatelskich.
- Abonament telewizyjny ustala rozporządzenie wydane przez 9 członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Tymczasem art. 217 Konstytucji mówi, że podatki nakładać może wyłącznie ustawa, którą zatwierdzi i Sejm, i Senat - mówi Stanisław Wileński, pełnomocnik rzecznika praw obywatelskich. Na pytanie, kiedy rzecznik zajmie się tą sprawą, dodaje, że wystarczy zauważenie problemu na forum publicznym. - Nowa ustawa o radiofonii i telewizji jest właśnie w Sejmie, można więc płatność abonamentu odpowiednio uregulować.
Fakt, że do tej pory abonament płaciliśmy niezgodnie z Konstytucją, zdaje się nie poruszać Juliusza Brauna, przewodniczącego KRRiTv. Podczas konferencji prasowej stwierdził: - Faktycznie sposób ustalania wysokości abonamentu jest sprzeczny z konstytucją. Ale projekt nowelizacji ustawy usuwa ten błąd. Proponowany jest tam zapis, że Krajowa Rada określa co roku wysokość abonamentu na nie większą niż 1 proc. średniego wynagrodzenia w poprzedzającym roku (obecnie byłoby to około 18 zł).
- Jakoś nikt do tej pory nikt nie protestował, że łamana jest Konstytucja - zauważa Joanna Stempień, rzecznik KRRiTv. - Podejrzewam, że obecny szum, to jakieś nieporozumienie.
- Dla mnie to oczywiste, że daniny publiczne, a taką jest abonament, powinny być nakładane w formie ustawy. A rozporządzenie nią przecież nie jest - stwierdza jednoznacznie prof. Mirosław Granat, specjalista od prawa konstytucyjnego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Uniwersytetu Marii Curie - Skłodowskiej w Lublinie.
- I tak od dawna nie płacę abonamentu - mówi Janusz, 40-latek z Rzeszowa, który wyrejestrował telewizor, żeby "nikt się nie przyczepił". - Podobnie robi połowa moich sąsiadów. Zarejestrowane odbiorniki telewizyjne - 74 proc. gospodarstw domowych w Polsce. Z tego abonament płaci - 30, 6 proc. Zwolnieni z obowiązku (np. kombatanci, inwalidzi, osoby powyżej 75 roku życia) - 28 proc.

* Wystarczy, że bezrobotny otrzyma miesięcznie np. 400 zł odsetek od swoich oszczędności, przepadnie mu zasiłek. Przepis obowiązuje od 1 marca, ale - jak się okazuje - do tej pory rząd milczał na ten temat. Józef Sakowski z Rzeszowa od dwóch tygodni jest bezrobotny. Przepracował 33 lata. Przez najbliższe pół roku miał pobierać zasiłek - 572 zł brutto. Niedawno sprzedał szeregówkę, a pieniądze umieścił w banku. W czerwcu będzie mógł wybrać pierwsze odsetki, czyli ok. 500 zł. Jednak zgodnie z nową ustawą, w tym miesiącu straci prawo do zasiłku, bo dochody, które osiągnął z tytułu odsetek, przekraczają 380 zł. - Przez tyle lat ciężko harowałem, a teraz rząd korzysta z każdej okazji, aby mi zabrać pieniądze - żali się. Zgodnie z nową ustawą, przepis obowiązuje już od 1 marca br. Powszechnie było wiadomo, że dotyczy osób, którym przysługują świadczenia przedemerytalne. O tym, że dotyczy również bezrobotnych, rząd milczał. Do tej pory bezrobotni, którzy zgłaszali się do "pośredniaka", odpowiadali na pytania o stan konta nie mając świadomości, czym to grozi. Jak się jednak okazuje, przepis jest martwy.- Nie jesteśmy w stanie sprawdzić, czy bezrobotny, który zgłasza się do nas co miesiąc, ma pieniądze na koncie czy lokacie. Liczymy na szczerość - mówi Regina Chrzanowska, kierownik Powiatowego Urzędu Pracy w Krośnie. Zdaniem Władysława Kowala, zastępcy naczelnika Urzędu Skarbowego w Przemyślu, informacje o tym, kto ma ile pieniędzy w banku, są tajne. - Urząd pracy może zwrócić się do nas o przekazanie informacji o źródle przychodów konkretnej osoby, ale uzyska je dopiero po rozliczeniu danego roku podatkowego - twierdzi Kowal. W praktyce jednak urzędy pracy zwracają się do skarbówki o ujawnienie dochodów tylko w wyjątkowych przypadkach.

* Setki bezrobotnych bez prawa do zasiłku nie są zainteresowane ani pracą, ani wynagrodzeniem i rezygnują z pracy rachmistrza. W biurach spisowych trwa gorączkowe poszukiwanie chętnych na ich miejsce. Mam zaledwie 300 przeszkolonych osób - wylicza Adam Litwa, dyrektor wydziału spraw obywatelskich UM w Rzeszowie.- Podań wpłynęło ponad 1500. Mimo to z trudem skompletujemy 770 potrzebnych rachmistrzów. Co ciekawe, z pracą rachmistrza najszybciej rozstają się bezrobotni. - Przeraża ich 6 tygodni ciężkiej pracy, za którą otrzymają około 1000 zł - mówi Litwa. - Niektórzy obawiają się, że stracą zasiłek. - To bzdura - zaprzecza Bogusława Lasko z Powiatowego Urzędu Pracy w Rzeszowie. - Praca rachmistrza jest pracą na umowę zlecenie. Na czas jej wykonywania bezrobotny wyrejestrowuje się z "pośredniaka", ale nie traci finansowych świadczeń. Będą one wypłacane po zakończeniu pracy rachmistrza. - Chętni na rachmistrzów rezygnują już w pierwszym dniu szkoleń - twierdzi Ludmiła Pilch, sekretarz Miasta Dębica. - Przerażają ich trudne formularze i praca od rana do wieczora. Najszybciej zniechęcają się osoby młode.
L. Pilch nie spodziewała się, że będzie aż taki problem ze znalezieniem rachmistrzów.
- Prowadzimy już trzecią turę szkoleń i wciąż nie mamy pewności, czy skompletujemy 187 osób - mówi. - Nie chcę być dosadna, ale niedoszli rachmistrzowie są zwykłymi leniami. W mediach pojawiły się informacje, że za 2 tygodnie niezbyt ciężkiej pracy można zarobić ponad 1000 zł. Dlatego jeszcze w marcu pracować chciały tłumy - mówi Władysława Kozak, sekretarz Miasta Mielec. - Teraz, gdy okazało się, że praca jest długa, ciężka, a wynagrodzenie do najwyższych nie należy, bezrobotni gremialnie rezygnują.
Bezrobotni jako powód rezygnacji podają: chorobę dziecka, problemy rodzinne, problemy ze zdrowiem. - Ale ja w to nie wierzę - twierdzi W. Kozak. - Po prostu nie chce się im pracować.

* W biurach paszportowych i punktach przyjmowania wniosków panuje spory ruch, ale dużych kolejek nie ma. Szacuje się, że w tym roku zamierza wymienić paszporty 2,5 mln Polaków. Być może będziemy mogli wymieniać je w biurach podróży.
- W rozporządzeniu ministra znajdzie się upoważnienie dla wojewodów, dające im wolną rękę w zawieraniu tzw. umów paszportowych z biurami turystycznymi - mówi Sławomir Gola, rzecznik prasowy MSWiA. - Przełomem będzie możliwość składania wniosków paszportowych w formie listu poleconego. Nie podziela tego entuzjazmu Piotr Grasza, kierownik oddziału paszportowego Urzędu Wojewódzkiego. - Aktualnie obowiązujące przepisy nie zabraniają składania wniosków w tej formie, jednakże nikt z niej nie korzysta z wielu względów. Składanie wniosków zaocznie, bez styczności z urzędnikiem, z uwagi na możliwość popełnienia błędu może spowodować wydłużenie czasu oczekiwania, a zwykle wszystkim bardzo zależy na szybkości. Poza tym powoduje to dodatkowe koszty (opłaty pocztowe). W I kwartale br. w woj. podkarpackim wydano 82 tys. paszportów, w tym połowę w biurze w Rzeszowie. W całym poprzednim roku wydano 142 tys. tych dokumentów. Okres wyczekiwania na paszport jest zróżnicowany. W Rzeszowie wynosi średnio 4 tygodnie. W oddziałach paszportowych w Krośnie, Przemyślu i Tarnobrzegu jest on o kilka dni dłuższy. W punktach przyjmowania wniosków - o tydzień dłuższy. - W woj. podkarpackim działa 18 punktów przyjmowania wniosków paszportowych - informuje Grasza. - Za wyjątkiem Łańcuta i Leska, znajdują się one we wszystkich miastach będących siedzibami powiatów. Działają na podstawie porozumień zawartych między wojewodą i starostwami. Wyjątek stanowi Mielec, gdzie punkt taki znajduje się w gestii prezydenta miasta i obsługuje tylko miasto i gminę Mielec oraz gminę Gawłuszowice. Pozostałe gminy z tego powiatu nie podpisały stosownej umowy i ich mieszkańcy nie mogą korzystać z tego punktu. Wydanie paszportu to wydatek 100 zł. Ulgi (50 zł) przysługują m.in. emerytom, rencistom, osobom niepełnosprawnym, kombatantom i młodzieży uczącej się w szkołach dziennych.

Państwo się nie wstydzi...
* "Aż" 5 zł brutto w czerwcu otrzymają w ramach rewaloryzacji emeryci i renciści. Samo wydanie rozporządzeń i decyzji oraz wysłanie zawiadomień pochłonie z budżetu państwa więcej pieniędzy niż zostanie ich przeznaczonych na rewaloryzację. Mimo przedwyborczych zapewnień, rząd nie zdołał 1 marca br. wypłacić obiecanych pieniędzy. Blisko 400 tys. emerytów i rencistów z Podkarpackiego na waloryzację rent i emerytur poczeka do 1 czerwca. Opóźnienie nie wpłynie na wysokość czerwcowej rewaloryzacji, która wyniesie średnio... 5 zł brutto.
- Na marcowe podwyżki nie mieliśmy pieniędzy - tłumaczy Tadeusz Ferenc, poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej. - Układając program wyborczy, nie mieliśmy pojęcia, że dziura budżetowa będzie tak duża. Zdajemy sobie jednak sprawę, że 5 zł podwyżki są śmiesznie niskie. Być może, do czerwca uda się zmienić te proporcje. Poseł Ferenc nie potrafi ocenić, ile będzie kosztować urzędnicza operacja rewaloryzacji: rozesłanie zawiadomień, wydanie rozporządzeń i przygotowanie niezbędnych dokumentów.
- Na pewno więcej niż 5 zł od egzemplarza - przyznaje poseł. - Jednak taki zabieg jest przedsięwzięciem jednorazowym, natomiast podwyżka, chociażby najniższa, ma skutki trwałe. W skali roku z emerytury i renty dostanie się 60 zł więcej.
Pytanie tylko, dlaczego w czerwcu u.br. rewaloryzacja rent i emerytur była kilkakrotnie wyższa, niż planowana w 2002 r.?
- To efekt błędu - tłumaczy Krzysztof Gozdek, zastępca dyrektora departamentu ubezpieczeń społecznych w Ministerstwie Pracy i Polityki Socjalnej. Wysokość waloryzacji zależy od wskaźnika inflacji. Im wyższa inflacja, tym wyższe podwyżki. Problem w tym, że wypłaty w 2001 r. opierano na prognozach, a nie faktycznej inflacji. Zakładano, że ta w 2001 roku wyniesie 12,7 procent, a faktycznie osiągnęła 5,5 procent. Dlatego w 2002 r. nie powinno być w ogóle rewaloryzacji. Jednak w Ustawie Budżetowej jest zapis o 0,5 procentowej wypłacie. I ta zostanie w czerwcu zrealizowana. Zdaniem dyrektora Gozdka problem polega na tym że, emeryci i renciście traktują rewaloryzację, jak podwyżkę. A to nieprawda. Rewaloryzacja nie oznacza coraz większej kwoty, a jedynie gwarantuje realną, niezmienną wartość świadczenia na przestrzeni lat.
- To absurd - mówi Katarzyna Pączek, emerytka z Rzeszowa. - Mamy coraz niższą inflację i coraz droższe życie. Otrzymujemy głodowe rewaloryzacje i coraz wyższe rachunki za prąd, gaz, czynsz.

KRONIKA POLICYJNA

Wybuchowe odkrycie
* W ubiegłym tygodniu w Hermanowicach podczas prac polowych jeden z rolników wyprał pocisk artyleryjski z czasów II wojny światowej, a w Zamiechowie w czasie porządkowania byłego pegeeru znaleziono aż 5 pocisków. W obu przypadkach unieszkodliwieniem groźnych znalezisk zajęli się saperzy.

* Na kary od jednego roku i czterech miesięcy do 7,5 lat więzienia skazał Sąd Rejonowy w Przemyślu członków 16- osobowej grupy przestępczej, oskarżonych o wyłudzenie VAT-u na kwotę prawie 2,5 mln zł. Wszystkim wymierzono grzywny; najwyższa, to 400 tys. zł. Wyrok nie jest prawomocny. Członkowie tej grupy zarejestrowali 15 firm prowadzących fikcyjną działalność gospodarczą, polegającą na rzekomym eksporcie towarów za wschodnią granicę. Następnie przedkładali Urzędowi Skarbowemu w Przemyślu deklaracje, z których wynikało, że należy im się zwrot podatku VAT zapłaconego w cenie nabytych rzeczy. Pod koniec 2000 r. funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego rozbili szajkę. Jej szefowi, Rafałowi J., udało się wówczas uniknąć zatrzymania, ponieważ uciekł za granicę. Niedawno został zatrzymany w Hiszpanii i obecnie trwa procedura jego deportacji do Polski. Przeciwko niemu toczy się oddzielne postępowanie.

* 13 kwietnia nieznany sprawca oblał płynem łatwopalnym samochód Iveco zaparkowany przy ul. Hoffmanowej w Przemyślu, a następnie podpalił go. Właściciel auta oszacował straty na ponad 5 tys. zł.

* 13 kwietnia w Przeworsku 17-letnia Agnieszka B., kierując fiatem 126p, wjechała na czerwonym świetle na główne skrzyżowanie, co skończyło się zderzeniem z peugeotem. W wypadku ranni zostali Agnieszka B. oraz jej dwoje pasażerów.

* 12 kwietnia na ul. Lwowskiej w Przeworsku 20-letni motocyklista najechał na ciągnik rolniczy z doczepionym siewnikiem. Kierowca motocykla doznał poważnych urazów głowy i przebywa w szpitalu.

* W Przemyślu rowerzysta, wyjeżdżając z mostu Orląt, nie zachował ostrożności i najechał na poloneza. Nieostrożny kierowca jednośladu z rozbitą głową trafił do szpitala.

* W nocy z 8 na 9 kwietnia dokonano włamania na terenie zespołu hurtowni przy ul. Tarnowskiego w Jarosławiu. Włamywacze skradli art. spożywcze wartości 1 tys. zł i sprzęt muzyczny wartości około 15 tys. zł. na drugi dzień policjanci sekcji kryminalnej KPP w Jarosławiu ustalili i zatrzymali jednego ze sprawców oraz odzyskali część skradzionych towarów.

Reklama