Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 14.05-27.05.2018 r.

• Starsi ludzie i dzieci nadal mają kilkaset metrów do przystanku. Choć o mieszkańcach ulicy Sobieskiego w Przemyślu głośno jest w mediach od ponad pół roku, nadal nie mają tego, o co walczą: przystanku autobusowego w przyzwoitym dla nich miejscu. - Ciągle otrzymujemy odpowiedzi, że „się nie da” z magistratu - żalą się. - Czujemy się jak przemyślanie już nie drugiej, ale może i trzeciej kategorii - podkreślają. Zasłynęli w mediach tym, że ogłosili, iż o ile magistrat nie zechce wziąć pod uwagę ich argumentów dotyczących przystanku autobusowego, napiszą o tym do Ojca Świętego Franciszka, prosząc o pomoc. Na razie nie zdradzają czy już napisali, ale sam taki pomysł wzbudził zainteresowanie dziennikarzy. Niestety, na przemyskim magistracie nie zrobił żadnego wrażenia: - Nadal dostaję pisma z Urzędu Miejskiego, z których wynika, że w żadnym wypadku, absolutnie nie da się nam ulżyć i usytuować przystanku w takim miejscu, byśmy nie musieli iść do niego prawie kilometr - opowiada pan Tadeusz Czachor, mieszkaniec Sobieskiego, mający około 80 l. - A ja nadal piszę i proszę, bo przecież nie tylko o mnie chodzi, ale i o sąsiadów. Tych najstarszych, ale i tych najmłodszych, dzieci - podkreśla emeryt, któremu energii mógłby pozazdrościć niejeden człowiek w sile wieku. Pan Tadeusz ma o kogo zadbać, bo na Sobieskiego mieszka sporo ludzi, w tym niezmotoryzowanych. Pan Michał (około 90 l.) i małżeństwo pani Wanda i pan Marian, także w wieku słusznym dzielnie wspierają sąsiada. - Nie mamy siły chodzić taki kawał - zwierzają się nam smutno starsi państwo. - Jak idę od przystanku, to dwa, trzy razy muszę odpoczywać nim dojdę do domu - przyznaje pan Marian (około 80-letni). - Schorowany jestem - dodaje. Ulica Sobieskiego jest szczególną: stroma i na tzw. przemyskich serpentynach. Po przebudowie drogi zlikwidowano tu przystanki, które dla mieszkańców były, jak podkreślają, oknem na świat. Te, które je zastąpiły są za daleko dla mieszkańców, a dojazd do miasta czy szpitala na Monte Cassino nie jest dla nich bynajmniej fanaberią. W pobliżu bowiem nie ma żadnego sklepu. - Nawet po chleb, masło czy mleko trzeba jechać „do miasta”, a samochody nie wszyscy mają - zauważa pan Tadeusz. - Niektórzy z nas zwyczajnie już ich nie mają, bo i po co, gdy z racji wieku i stanu zdrowia nie mogą już prowadzić - wyjaśnia. Mieszkańcy sami znaleźli miejsca, gdzie można byłoby usytuował przystanki niekolidujące z ruchem na serpentynach. - Tu są miejsca na zatoki, wystarczyłoby te krzaki „wykarczować” i tam je porobić - przekonują, pokazując wspomniane miejsca. - Rada Seniorów pod wodzą pani Anny Hayder, prywatnie mamy pana wiceprezydenta, nas popiera w tym pomyśle, a magistrat nie i nie - skarżą się ludzie. W tej sprawie kilka tygodni temu odbyło się spotkanie mieszkańców i zarządu osiedla „Kazanów”, w którym uczestniczył wiceprezydent miasta z ramienia PiS, Janusz Hamryszczak. Zapowiedziano na nim, że powołana zostanie specjalna komisja złożona z urzędników, ale także radnych z tego okręgu wyborczego. Na razie jednak głucho o niej, a ludzie chcąc nie chcąc chodzą do przystanków kawał drogi. (Super Nowości 24)

Reklama