Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 29.01-04.02.2018 r.

• Chore dzieci czekają po kilka godzin do lekarzy, a ci mają dla nich po… 2,5 minuty. Mamy sezon na grypę i przeziębienia, więc nic dziwnego, że lekarze mają pełne ręce roboty. Niektórzy wszelako już tak pełne, że kolokwialnie mówiąc, nie wiedzą w co je włożyć. Na to, że ludzie chorują mamy niewielki wpływ, natomiast już na to, że nie ma komu ich leczyć, znaczny. „Dobra zmiana” w przemyskiej służbie zdrowia w postaci m.in. przeniesienia poradni z likwidowanego szpitala przy Słowackiego do dawnej „przychodni kolejowej” na Sportowej sprawiła, że na przykład jeden pediatra ma do przyjęcia dziennie 80 dzieci. - Na pacjenta mam 2,5 minuty - mówi Wiesław Morawski, lekarz pediatra z Przemyśla i miejski radny (klub PiS). W ramach reformy służby zdrowia zlikwidowano dawny wojskowy, a potem miejski szpital w Przemyślu. Co prawda, nazywa się tę „operację” łączeniem go z Wojewódzkim Szpitalem na Monte Cassino, ale nikt chyba złudzeń nie ma: placówka przy Słowackiego przestała istnieć. Najpierw wyprowadzono z niej większość oddziałów, a teraz także poradnie. A te, między innymi pediatryczna, trafiły do dawnej „przychodni kolejowej” na Sportowej, która teraz jest formalnie częścią Wojewódzkiego Szpitala. Kiedyś ludzie sobie tę przychodnię chwalili, bo duża, specjaliści na miejscu. Teraz jednak jest tam niemożebny ścisk. - Jak się napcha za dużo w jedno miejsce, to tak jest - żalą się pacjenci. - Nawet usiąść sobie w niektórych poradniach nie ma jak - dodają. Problemy z przestrzenią to jednak mały „pikuś” w porównaniu z tym, że po przeniesieniu przychodni wcale nie przybyło fizycznie lekarzy. A to dlatego, że jedna z pediatrów przebywa na długim już zwolnieniu lekarskim, a inny lekarz o tej specjalności, bardzo poniekąd doświadczony, właśnie zwolnił się z pracy. - W tej chwili jest 2,5 etatu pediatrów na szacowane 6 tysięcy małych pacjentów „podlegających” Wojewódzkiemu Szpitalowi i 2 tysiące obsługiwanych kiedyś przez poradnię szpitala na Słowackiego - mówi pediatra Wiesław Morawski. - Dziennie miewamy z kolegami po 80 chorych dzieci teraz w sezonie przeziębień i grypy - wyjaśnia lekarz. - Na jednego pacjenta średnio mamy po 2,5 minuty! - alarmuje. - Nikogo sprzed gabinetu nie odsyłam, ale niestety maluchy, czasem z gorączką, muszą czekać po parę godzin - przyznaje. Doktor Morawski o całej tej sytuacji wspomniał na ostatniej sesji Rady Miejskiej Przemyśla, apelując do przewodniczącej tejże Lucyny Podhalicz, by omówiła tę sprawę z dyrektorem Wojewódzkiego Szpitala w Przemyślu, Piotrem Ciompą i licząc na jej pomoc. Apel nie był sobie a muzom, bo sytuacja jest dość specyficzna. Otóż pani przewodnicząca jest zastępcą dyrektora szpitala ds. lecznictwa otwartego i rozwoju i de facto zarządza placówką przy Sportowej. A żeby było jeszcze „zabawniej”, zasiada w tym samym klubie radnych, co Wiesław Morawski, w klubie PiS. Chwali się, że doktor Morawski ma tak silną wiarę w wiceszefową szpitala i koleżankę klubową, ale jak wiadomo z pustego i Salomon nie naleje. W Przemyślu zaczyna brakować lekarzy. Ostatnio 80 z nich pracujących w szpitalu na rożnych oddziałach nie podpisało opt aut, a wielu specjalistów zwalnia się z poradni obecnie szpitalnych i szuka pracy poza Przemyślem. Choć dyrekcja szpitala ustawicznie uspokaja, że wszystko jest w porządku, po kolejkach w poradniach i czasach oczekiwania w nich, to tak „różowo” nie wygląda, żeby nie rzec, że wygląda tragicznie. (Super Nowości 24)

Reklama